Moire - królowa smoków cz. 5.

Moire - królowa smoków cz. 5.Amis. Amis jest przy mnie i mówi. Ma taki łagodny i ciepły głos. Uniosłam powoli głowę do góry. Ujrzałam jego oczy. Zmartwione. Nie chciałam żeby się martwił, a zwłaszcza o mnie. Widziałam jak otwiera usta i przemawia, lecz żaden dźwięk nie docierał do moich uszu. Słyszałam tylko pisk. Pisk zabijanej ofiary. Wdarł się w głowę, głęboko zakorzenił się w pamięci. Pozostanie tam na zawsze. Zawsze już będę słyszała ten dźwięk. Niski, drażniący bębenki. Próbuję zrozumieć co do mnie mówi. Słyszę tylko pojedyncze słowa i nic więcej. Chwycił mocno moje ramiona i potrząsnął ciałem. To podziałało na mnie jak kubeł zimnej wody.
- Moire! Słyszysz mnie! – Krzyknął, nadal spoglądając z przerażeniem i strachem. Amis bał się. Naprawdę się o mnie bał. Skinęłam, nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Głos ugrzązł mi w gardle. Mężczyzna podniósł mnie i posadził na Lachimie.
- Zabierz ją stąd. Nie nadaje się do walki. – Powiedział oschle i odwrócił się. Nie nadaje się do walki?! Przecież ja przed chwilą pierwszy raz kogoś zabiłam. Jak on mógł tak powiedzieć? Głupi facet! Wszyscy są tacy sami. Smok wzleciał w powietrze i powrócił do naszego obozu. Walka prawie się skończyła. Byłam zbędna. Do niczego. Nigdy nie mogłam niczego doprowadzić do końca. Ledwo udało mi się zsiąść. Nie mogłam ustać na nogach. Drżały, czułam jakby były z waty. Służki od razu złapały mnie w pasie i zaniosły do namiotu, posadziły na łóżku po czym zaczęły rozbierać. Dziwnie się czułam, kiedy one dotykały mojego ciała, ściągały kolejną warstwę ubrań. Zbroja znalazła się na ziemi. Pociągnęły za ręce i poprowadziły do bali z wodą. Gorąca woda kontrastowała z moim zimnym ciałem, zanurzyłam się po samą szyję, wystawał tylko nos. Oddychałam szybko, poruszona całą sytuacją. Opuszczając miejsce walki, adrenalina przestała działa. Na dłoniach zaczynały pojawiać się bąble, przedramiona bolały od machania ciężkim toporem i do tego bolące pięty, których skóra została obtarta przez buty. Leżałam nieruchomo, pozwalając kobietom dotykać delikatnej skóry. Po policzkach znów zaczęły płynąć łzy. Jedna z kobiet wzięła gąbkę, namoczyła ją i zaczęła  zmywać z mojej rąk i nóg ślady krwi oraz brudu. Robiły to bardzo delikatnie. Szorstka gąbka pozbywała się śladów walki.  
- Zostawcie mnie samą. – wyszeptałam po chwili. Zostałam w wodzie o odcieniu brunatnoczerwonym. Już nie była taka gorąca, zrobiła się wręcz lodowata. Wyszłam z bali, narzuciłam na siebie długi szlafrok i weszłam na łóżko. Nie mogłam spojrzeć w lustro. Nie mogłam zobaczyć twarzy morderczyni. Wpełzłam pod kołdrę i zakopałam się w pościeli, poduszkach. Zamknięte oczy powodowały, że powracały wspomnienia moich ofiar. Nie chciałam tego. Otworzyłam szeroko powieki i skupiłam się na kwiatuszkach, które znajdowały się na materiale. Chciałam zapomnieć o tym co zrobiłam. Wymazać z pamięci obraz zakrwawionych zwłok. Czerwonych oczu wpatrzonych we mnie.  
- Jesteś tutaj? – usłyszałam po chwili głos Amisa. Znów brzmiał łagodnie i uspokajająco. Podniosłam delikatnie głowę.
- Już po wszystkim? – Zapytałam. Mężczyzna ciągle miał na sobie zbroję. W między czasie służki wymieniły wodę. Nawet nie zauważyłam kiedy.  
- Tak, nasi dobijają jeszcze ostatnich. Jutro przenosimy obóz głębiej. – Powiedział i zaczął zdejmować zbroję. Ściągnął kolczugę, tunikę. Amis pozostał odwrócony do mnie tyłem. Kolejne części garderoby spadały na ziemię. Nie chciałam naruszać prywatnej strefy mężczyzny, ale nie mogłam. Mimowolnie uniosłam głowę do góry. Pewnie czuł, że na niego patrzę. To było silniejsze ode mnie. Umięśnione pośladki, plecy z dwiema bliznami w dolnej okolicy. Kilka innych blizny na ciele. Po chwili cały zniknął w bali z wyjątkiem głowy. Jeśli tak wyglądał tył, to jak musiał wyglądać przód.  
- Czyli jutro również będziemy walczyć? – odezwałam się po chwili. Poczułam silną potrzebę, aby być blisko. Wstałam i podeszłam do miejsca, gdzie znajdowała się bala z wodą. Wzięłam czystą gąbkę, zanurzyłam ją w ciepłej wodzie po czym zaczęłam zmywać z ramion Amisa krew. Nie patrzyłam, co znajdowało się poniżej pasa, chociaż kusiło mnie bardzo aby to zrobić.  
- Nie. Żołnierze muszą jeszcze odpocząć. Za trzy dni znów będzie bitwa. – Powiedział i zamknął oczy. Dopiero teraz dostrzegłam kilka ran i siniaków, które pojawiło się na ciele mężczyzny. Starałam się myć bardzo delikatnie, aby nie przysporzyć mu jeszcze więcej bólu. I tak wystarczająco wszyscy cierpieli przeze mnie. Lachimowi na szczęście nic się nie stało i właśnie zajadał się świeżym mięsem. Przynajmniej on miał dobry humor. Mój fatalny nastrój powoli znaczył przechodzić na smoka, ale rozkazałam mu w myślach, abyśmy na jakiś czas nie rozmawiali i nie zaglądali sobie w głowy. Musiałam sobie wszystko ułożyć, a dodatkowa osoba tylko jeszcze utrudniała to. Rozplątałam długi warkocz i rozczesałam palcami potargane włosy. Przez przypadek dotknęłam policzka mężczyzny.  
- Amis.. Co czułeś jak pierwszy raz kogoś zabiłeś? – Spojrzałam na niego niepewnie. Otworzył powoli powieki i chwycił moją dłoń. Wplątał palce w moje i kciukiem głaskał wierzch ręki. Ta drobna czynności spowodowała, że przestałam na chwilę myśleć o tamtych okropnościach  
- To co ty teraz. Strach, przerażenie, wściekłość. Tylko, ze ty już zabijałaś, a ja zapomniałem o tym, że nie pamiętasz tego. Zapomniałem o tak ważnym elemencie. Przepraszam Moire. To wszystko moja wina. – powiedział, ściskając mocniej moją dłoń, a ja znów zaczęłam łkać. Nie mogłam tego powstrzymać. Podniósł się delikatnie i pocałunkami zmywał łzy. Całował po policzkach, brodzie, czole, aż w końcu pocałował mnie w usta. Delikatnie, niepewnie musnął wargi. Odwzajemniłam całusa. Potrzebowałam bliskości drugiej osoby.  
- Proszę, zostań. Nie chcę być dzisiaj sama. – Pokiwał głową, wyszedł z wody, biorąc mnie na ręce. Położył mnie delikatnie na łożu. Założył czyste spodnie i położył się za mną. Przylgnął mocno do mojego ciała, wtulając się w mnie. Czułam ciepły oddech na swoim karku.
- Przepraszam. Nie chciałem żebyś czuła się  tak przeze mnie. – musnął delikatnie kark. Ciepło jego ciało zaczęło przechodzić na moje. Rozchodziło się i docierało do każdej komórki. Wsunął jedną nogę między moje, jeszcze mocniej przytulając się.  
- To nie twoja wina. Ja jestem Moire czy tego chcę czy nie i zostanę nią już na zawsze. Może kiedyś przypomnę sobie wszystko i będzie tak jak kiedyś. –Słysząc moje słowa poczuł ulgę. Postanowiłam zaakceptować mój los. Byłam elfią księżniczką i musiałam zapomnieć o tamtym świecie. Teraz to był mój dom, moja ojczyzna. Zacisnęłam mocno usta i oczy, nie chcąc znów się rozpłakać.  
- Cii.. Już dobrze. Nie myśl o tym. – wyszeptał do mojego ucha i palcami delikatnie głaskał brzuch. Posłuchałam go i starałam się myśleć o czymś innym, przyjemniejszym. Mimo, że nie chciałam zasnąć zapadłam w głęboki sen. Całodzienna walka jednak wyczerpała moje ciało.

Po przebudzenia poczułam jak coś wgniata mnie w materac. Otworzyłam oczy i ujrzałam Amis przytulnego do mnie. Jedną nogą obejmował moje ciało. Najdelikatniej jak tylko mogła wyswobodziłam się z jego objęć, nie chciałam go obudzić. Dzięki obecności mężczyzny nie śniły mi się żadne koszmary, przespałam całą noc przez co czułam się wypoczęta. Zakładając ubieranie zaczął doskwierać mi ból. Bolały mnie ręce i nogi. I ja mam za dwa dni znów walczyć? Znów zabić? Czemu to wszystko musi być tak skomplikowane? Nie mogłam mieć jednego życia? A może ja umarłam i odrodziłam się jako Moire? Pokręciłam głową i zaśmiałam się cicho z własnej głupoty. Przecież takie coś jak odrodzenie nie istniało. Czasami naprawdę zastanawiałam się skąd ja brałam te wszystkie pomysły. Spojrzałam przez ramię na śpiącego mężczyznę. Amis słodko pochrapywał. Uśmiechnęłam się i wyszłam z namiotu. Słońce wzeszło przed paroma minutami, cały obóz jeszcze spał. Ucieszyło mnie to, było wielce prawdopodobne, że nie napotkam nikogo na drodze. Przechodząc obok kuchni porwałam kawałek chleba, sera i bukłak z wodą. Przemierzając pole, na którym znajdował się obóz starałam się zagłuszyć wspomnienia wczorajszego dnia. Naprawdę nie chciałam przypominać sobie tych wstrętnych ślepi. Pojutrze czeka mnie walka. Zostawiłam obóz za sobą i udałam się w stronę polany, gdzie spał Lachim. W umyśle ciągle czułam jego obecność. Nie wchodził w moje myśli. Tak jak mu kazałam, dał mi spokój. Lecz powoli zaczynało brakować mi jego głosu.
‘Lachim’ – odezwałam się i wyszłam za drzewa. Leżał skulony na środku niewielkiej łąki. Tutaj był bezpieczny, z dala od wścibskich oczu żołnierzy. Pilnowali go wartownicy, był zbyt cenny żeby go stracić.  
‘Moire. Jak się czujesz?’
‘Lepiej niż wczoraj. Przyszyłam tutaj, ponieważ chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o mnie, o tobie. Nie wiem skąd masz tą bliznę? Skąd ja ją mam?’
‘Dobrze. W takim razie usiądź wygodnie, bo to będzie długo opowieść’

100 lat temu..
Pięć osób znajdowało się w jaskini. Pięć osób nerwowo patrzyło na niemowlę, leżące na kamiennym ołtarzyku. Dziecko nieświadome niebezpieczeństwa ściskało silnie materiał, którym było owinięte. Uniosło rączki i przewracało główkę, szukając swoich rodziców. Stali niedaleko, patrzyli na maluszka przerażeni o jego los. Kobieta nerwowo chwyciła męża za rękę, modląc się w duchu. Nigdy nie zwracała się do bogów o pomoc, lecz teraz nie widziała innego wyjścia. Jeśli oni im nie pomogą to wszyscy są straceni. Kapłani w długich szatach ustawili się wokół dziecka. Unieśli do góry dłonie i zaczęli odprawiać rytuał. Mówili w nieznanym dla kobiety języku, nie rozumiała ich. Pragnęła tylko żeby pomogli dziecku, jej małej córeczce. Oparła się o męża, czując wyczerpanie. Niedawno urodziła, czuła jak zaczynają opuszczać ją siły, lecz nie mogła opuścić swojego dziecka. Nie teraz kiedy najbardziej jej potrzebowało. Mężczyzna trzymał ją mocno, wiedział, że jest słaba i nie poprosi o pomoc. Mógł jedynie wspierać ją i czekać na rezultaty działań kapłanów. On również bardzo martwił się o dziecko. Nie chciał go stracić. Tak długo starali się, aż w końcu pojawiła się ich radość życia. Lecz zbyt długo nie cieszyli się szczęściem.  
- Czy to pomoże? Czy to ją uratuje? – Zapytała cichym i zdenerwowanym głosem kobieta.  
- Nie wiem, kochanie. Jest silną dziewczynką, tak jak jej mama. Wierzę w to, że uda się nam. Uda się nam uratować Moire. – Wyszeptał i spojrzał na żonę. Podkrążone oczy i wychudzona twarz nie odebrał jej urody. Nadal była piękna i oszałamiająca. Przeżyła ciężki poród, ale nie przeżyłaby śmierci ich ukochanego dziecka. Kapłani zdjęli z dziecka zbędny materiał. Na ich czołach pojawił się pot, lecz nie mogli teraz przerwać. Jeden ze starców dotknął zimną dłonią brzuszka niemowlaka, rzucał zaklęcia, starając się zapanować nad demonem. Bracia wspomogli go, mówiąc coraz donośniej. Dziewczynka zaczęła płakać przez co buźka zrobiła się cała czerwona. Kobieta rzuciła się w stronę córka, lecz w porę powstrzymał ją mąż, przyciągając do siebie i trzymając w silnym uścisku.  
- Nie możesz im przeszkodzić! Inaczej zabijesz ją! Zabijesz ich oboje! – Krzyknął do żona i starał się utrzymać ją przy sobie. W szale wściekłości nie panowała nad sobą. Chciała przytulić córkę, byleby nie płakała. Widziała, że boli ją to. Ten ból docierał również do matki, która nie chciała aby jej dziecko cierpiało.
- Przestańcie! Ją to boli! – Zaczęła krzyczeć i wyrywać się mężowi. Na szczęście był silnym mężczyzną i zdołał utrzymać kobietę. W jaskini panował harmider. Silny, porywisty wiatr, hałas wypowiadanych przez kapłanów słów i matki, które chce bronić swoją córkę. Starzec ciągle trzymał rękę na brzuchu dziecka, wiedział, że jeśli teraz przerwie kontakt wszyscy tutaj zebrani umrą, a ciemności zapanuje nad światem. Dziewczynka przybrała siny kolor, płacząc coraz bardziej. Drugą ręką chwycił mały sztylet i zrobił niewielką rankę na skórze. Słyszał jak kobieta wydziera się i szamocze. Lecz nie mogła nic zrobić. Demon znalazł się już w ciele dziecka. Było po wszystkim.

***

Stałam oszołomiona słowami Lachima. Nie chciałam wierzyć w to co mi powiedział, lecz to była prawda. To wszystko wydarzyło się naprawdę.  
‘Moire. Wszystko w porządku?’
‘Tak, tak. Dziękuję, że zechciałeś mi to wszystko powiedzieć. Jedynie ty zdobyłeś się na odwagę i wyjawiłeś mi całą prawdę. Dziękuję. Teraz muszę coś załatwić. ‘
‘Dobrze, ale bądź ostrożna.’ – pogłaskałam smoka po pysku i zaczęłam iść w stronę obozu. Złość ogarniała całe moje ciało. Krew wściekle pulsowała w żyłach. Wchodząc do obozu, słyszałam jak żołnierze witają się ze mną, ale widząc moją miną, zaprzestali tego. Musiałam go znaleźć. Szłam w kierunku, gdzie panował największy hałas. Jak zwykle brylował w towarzystwie. Przepchnęłam się przez stojących wokół Amisa żołnierzy.  
- Moire! Dobrze, że już jesteś.. – Nie zdążył dokończyć, pięść sama wyleciała w stronę jego szczęki. Powalony na ziemię, nie wiedział o co chodzi. Odwróciłam się na pięcie i skierowałam się do swojego namiotu. Uderzenie nie było silne, ale ręka już zaczynała mnie boleć. Tak jak przypuszczałam pobiegał za mną.  
- Jak mogłeś?! – Od razu przystąpiłam do ataku. Ledwo wszedł do namiotu, a ja zaczęłam okładać go pięściami.  
- Uspokój się! O co chodzi? Co się stało? – Zapytał, chwytając mnie mocno za ręce i odpychając od siebie.
- Ty się jeszcze pytasz co się stało? Kłamałeś we wszystkim! Dopiero Lachim odważył się powiedzieć im prawdę. Dopiero on! Jak mogłeś mnie tak perfidnie okłamać. – Zaczęłam chodzić po miękkim dywanie.
- W czym cię okłamałem? – Stanął w bezpiecznej odległości ode mnie.
- Po pierwsze to nasze małżeństwo zostało zaaranżowane. Po drugie ta wojna to jakaś pieprzona farsa! A po trzecie w swoim ciele mam pieprzonego demona! – Oddychałam szybko. Starałam się zapanować nad gniewem. Naprawdę nie chciałam w to wszystko wierzyć. Usiadłam na łóżku i ścisnęłam mocno pięści.
- Nie okłamałem cię, tylko nie powiedziałam ci wszystkiego. – Podszedł do mnie i uklęknął. Ujął moje dłonie.
- To jest praktycznie to samo. Czemu mi o tym nie powiedziałeś? O naszym małżeństwie, o wojnie i o demonie. Wolałabym najgorszą prawdę niż zatajanie tak ważnych informacji! – Zdenerwowałam się na niego. Nie wierzyłam, że tak po prostu nie powiedział im o tylu rzeczach. Owszem wiedziałam o wojnie, kto z kim walczy, ale nie czemu. Powód był naprawdę śmieszny. Wszystko zaczęło się od tego, że Mortimer nie chciał oddać ziem, które kiedyś należały do Bezlitosnych. Głupiec! Przez jego dumną ginęli niewinni ludzie. Najgorsze jednak było to, że zgodziłam się na to. Nieświadomie, ale zgodziłam. A Amis nawet nie raczył poinformować mnie, że tak naprawdę go nie kocham, a nasze małżeństwo miało tylko połączyć dwa zwaśnione rody. I jeszcze ten cholerny demon. Od tych wszystkich wiadomości powoli zaczynała mnie boleć głowa.
- Przepraszam, powinien powiedzieć ci o naszym małżeństwie, ale tylko o tym. O wojnie i o demonie miałaś porozmawiać z ojcem jak wrócimy. – Patrzyłam na niego uważnie.  
- Czy ty mnie w ogóle kochasz? Przecież to nie miał być ślub z miłości! Mam wyjść za człowieka, którego nie kocham.. – Dopiero teraz dotarł do mnie sens tej umowy. Wszystko zostało już dawno zaplanowane. Nie mogłam decydować o swoim losie. O niczym nie mogłam decydować. Każdy to robił za mnie. Moje życie to jedna wielka pomyłka, którą rządzi mój ojciec. A ja myślałam, że jest to bajkowy świat, a on jest tak samo porąbany jak tamten.  
- Kocham! Historia naszego związków również nie jest taka prosta. My już wcześniej byliśmy zakochani, zanim postanowiono o małżeństwie. To w sumie byłaby tylko formalność. Naprawdę cię kocham, Moire. - Dowiedziałam się tylu nowych rzeczy, a mnie jedynie zależało na tym aby Amis właśnie wypowiedział te słowa, aby potwierdził moje przypuszczenia, że my już wcześniej byliśmy zakochani. Nawet teraz przestał liczyć się dla mnie ten demon. Westchnęłam głośno i po prostu pocałowałam narzeczonego. Mocno, namiętnie. Chciałam mieć całkowitą pewność, że nie rzucał pustych słów. Objął moją twarz i odwzajemnił pocałunek. Całował żarliwie mojego wargi, spragniony ich smaku. Położyliśmy się na łóżku, Amis przygniótł mnie ciężarem swojego ciała. Pogładziłam delikatnie palcami miejsce gdzie go uderzyłam.
- Bardzo boli? – Odezwałam się cichutko i spojrzałam w czarne oczy.  
- Przestaje. Przepraszam, nie chciałem obarczać cię jeszcze dodatkowymi zmartwieniami. Musimy wygrać wojnę, ale teraz mamy znacznie przyjemniejsze rzeczy do zrobienia. – Uśmiechnął się zawadiacko i połączył nasze usta w czułym pocałunku.

chaaandelier

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 3240 słów i 17830 znaków, zaktualizowała 21 lut 2016.

4 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • nefer

    Czekam na ciąg dalszy.

    29 lut 2016

  • ono

    Świetne  :bravo:

    21 lut 2016

  • majli

    Kiedy wróci ta prawdziwa Moire? :)

    21 lut 2016

  • chaaandelier

    @majli Sama nie wiem..

    28 lut 2016

  • violet

    i znów czekam  :)

    21 lut 2016