Zamykałem właśnie drzwi na klucz, kiedy głośno otworzyły się drzwi na wprost i pojawiła się w nich Magda,
córka mojej sąsiadki.
-Cześć – rzuciła mi szybko.
Była cała zaaferowana i widać było, że wybitnie „nieczasowa”.
-No hej, hej, co tam, jak tam Młoda? - rzuciłem jak zwykle.
-Aaa, masakra. Przyspałam trochę. Spóźnię się na matmę, a mam zdawać.... Wypieprzą mnie z tej szkoły,
a Matka mnie zabije – wyrzucała z siebie zdania jednym ciągiem.
Faktycznie. Nie było już raczej szans, by zdążyła na ten autobus o 7.25, bo była 7.22.
-Spoko, nie spiesz się, podrzucę cię do szkoły – zaproponowałem.
Nie było to, co prawda za bardzo po drodze, ale czego nie robi się dla sąsiadki. Takiej młodej, ładnej i w
ogóle...
Miałem, poza tym czas, więc na spokojnie mogłem nieco zboczyć z drogi do pracy.
-Poważnie? - ucieszyła się – to ekstra. Dzięki. Może jakoś przeżyję.
-Nie ma problemu.
Dwie minuty później siedzieliśmy w samochodzie i zapinaliśmy pasy.
-Kurde, dzięki jeszcze raz, ratujesz mnie od niechybnej zagłady. Uczyłam się wczoraj do późna. Matka
dzwoniła co prawda, ale ja jeszcze przyłożyłam głowę do poduszki i oto efekt. Na szczęście sąsiad jest ok
– paplała słodko Magda, gdy ruszaliśmy.
-Cieszę się, że mogę się przydać. Co tam u twej mamy, bo nie odzywała się?
-Dojechała wczoraj wieczorem, dziś formalności, przez weekend wolne a od poniedziałku zaczyna
wykłady...
Spoglądałem na nią „kątem oka”.
Siedziała z twarzą zwróconą w moją stronę. Nie spuszczała ze mnie wzroku.
Młodziutka, prawie siedemnastoletnia, drobnej budowy szatynka, niewysoka, o pięknych, piwnych
oczach dziewczyna, która bardzo mi się podobała. I to bardzo, bardzo...
Musze przyznać się do swych „kosmatych” myśli na jej temat. One pojawiały się niezwykle często. Nie
mam sobie nic do zarzucenia, bo to zdrowy odruch, czyli: na razie nie jest ze mną źle, jak na szpetnego-
czterdziestoletniego, a z drugiej strony leciutkie zażenowanie, bo Magda jest przecież taka młoda.
Miała w sobie dużo młodo kobiecego powabu, który przyciągał do niej jak magnes. Nic dziwnego, bo i ja
łapałem się na ten lep.
-Darek – odezwała się, gdy stanęliśmy na światłach – mogę mieć do ciebie prośbę?
-Zależy co? - uśmiechnąłem się.
-No... Nie wiem jak to właściwie ci powiedzieć....
-Jak najprościej – śmiałem się nadal.
Magda była trochę zakłopotana.
-No... Jak już podjedziemy pod szkołę, to czy mógłbyś pożegnać się ze mną tak jakoś... - tu przerwała
szukając chyba odpowiedniego określenia – Tak jakoś... Czule – wydusiła z siebie wreszcie.
-Czule? - zdziwiłem się – to znaczy: jak?
-No, tak, jakbyś się żegnał z dziewczyną czy córką... Wiesz... Jakieś buzi, całus w policzek...
Przyznaję, że byłem zaskoczony. Przez moment wszystko przetoczyło się przeze mnie jak wielka fala.
-To znaczy, za kogo mam „robić”?
-Za nikogo konkretnego, po prostu tak, bez związku, tyle o ile... - Magda zaczęła się trochę „motać” -
dobra, sorki, nieważne, nie było sprawy...
Wyprostowała się i chyba trochę nadąsała.
-Spoko – roześmiałem się.
To mogłem dla niej zrobić. Nic się chyba nie stanie
– To znaczy, co, to spoko? - spytała.
– Pożegnamy się czule...
Podjeżdżaliśmy już prawie pod szkołę.
– Możesz stanąć, tak w miarę blisko? - spytała.
– Nasz klient, nasz Pan...
Koleżanki Magdy, które znałem z widzenia, stały we trzy i gdy tylko zbliżyliśmy się, to nie spuszczały z
nas wzroku. Miałem wrażenie, że ich oczy zamieniły się w dalekosiężne teleskopy, które wyławiały
każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Czułem się normalnie lustrowany.
Zatrzymałem się bardzo blisko nich a Magda zaczęła odpinać pas.
– Daj mi buziaka – odezwałem się cichutko.
Magda przysunęła się i na krótki moment złączyliśmy nasze usta. Bardzo niewinnie.
– Dzięki – powiedziała szeptem ruszając się z fotela.
Poczekałem jak wysiądzie i zawołałem ją. Wstawiła głowę do samochodu. Cmoknąłem ją jeszcze raz w
policzek.
– Bonus od firmy.
– Jesteś wielki – szepnęła – dzięki.
Pobiegła do koleżanek, którym opadły kopary na nasz widok i widok naszego pożegnania. Wyraz ich
twarzy – bezcenny.
Magda odwróciła się i pomachała mi ręką. Zrewanżowałem się podobnym gestem. Dziewczyny ruszyły
w stronę szkoły, żywo o czymś dyskutując. Mogłem się tylko domyślać o czym lub o kim. Moje uszy
zaczęły się robić gorące. Poczekałem aż odejdą i bez pośpiechu ruszyłem z miejsca.
Agnieszka i Magda zamieszkały naprzeciwko mnie jakieś pięć lat temu, kupując mieszkanie od córki
zmarłego sąsiada. Ucieszyłem się, bo przestałem być na korytarzu sam. Wreszcie było obok jakieś życie.
To było w czerwcu 2009 roku.
Magda miała wtedy jedenaście lat i była bardzo żywym dzieckiem. Było ją wszędzie widać, a jeszcze
bardziej słychać.
Naszemu sąsiedztwu nic nie mogę zarzucić. Żadnych konfliktów itp. Panowała wręcz harmonia. Można
nawet powiedzieć, że się zaprzyjaźniliśmy.
Gdy dowiedziałem się, że Aga jest „panną z odzysku”, bo świeżo po rozwodzie, to próbowałem
sprowadzić nasze stosunki do nieco bardziej przyjacielskich, ale dość szybko zostałem sprowadzony na
ziemię. Agnieszka nie była gotowa na nowy związek. Nie nalegałem zbytnio.
Czas mijał.
Jakoś dotrwałem w pracy do szesnastej. Ostatni dzień przed dwutygodniowym, przymusowym urlopem,
zaległym jeszcze z zeszłego roku dłużył mi się niesamowicie. Pozamykałem wszystkie swoje sprawy i
byłem wolny jak konik polny. Potem szybciutko: kierunek – dom.
Ledwo wszedłem na korytarz, drzwi sąsiadki otworzyły się i stanęła w nich Magda. Musiała na mnie
czekać. Trzymała w reku dużą kopertę.
Na jej widok trochę mnie zatkało. Ubrana była w obcisłe, króciutkie szorty w kolorze krwisto-czerwonym
odsłaniające prawie w stu procentach jej nogi i trochę pośladków, bo były głęboko wcięte oraz krótki t-
shirt, którego materiał kończył się lekko nad pępkiem Magdy.
Cholernie podniecający i niezwykle zmysłowy widok.
Nieuchronnie do pełnoletności idzie – przemknęło mi przez głowę.
Poczułem, że nagle w moich spodniach zrobiło się ciut ciaśniej. Tak właśnie na mnie działała.
Magda uśmiechnęła się do mnie.
– Listonosz zostawił u nas list do ciebie.
– O, dzięki – odebrałem kopertę.
– To ja dziękuję za rano. Te moje koleżanki „krowy” szlag trafił na miejscu.
– Zauważyłem. Gdyby wzrok mógł zabijać....
– Zagrałam im trochę na nosie. Wiesz, niby tak bardzo doświadczone i tak dalej. Dzięki – Magda
podeszła i cmoknęła mnie w policzek.
Nie ukrywam, że sprawiło mi to dużą przyjemność.
– Jako kogo mnie przedstawiłaś? - spytałem, bo ta kwestia nie dawała mi spokoju od rana - Żebym
wiedział, kogo ewentualnie zagrać na przyszłość.
– Jako swojego faceta – odpowiedziała mi szybko odwracając się i znikając za drzwiami.
Taki byłem zaskoczony, że nawet nie zdążyłem nic odpowiedzieć. Zostałem sam na korytarzu, jak głupi
oszołomiony jej słowami. Normalnie czułem się jakby zdzieliła mnie obuchem prosto w łeb. Tyle, że to
było nawet fajne.
Obraz Magdy w tych kusych szortach i koszulce pałętał mi się przed oczami.
No, no, no...
Robiła się z niej całkiem niezła dupcia. Zgrabna, ładna, inteligentna, nie postrzelona jak inne dziewczyny
w jej wieku.
I nie wiem czy sobie tego nie ubzdurałem, że była we mnie nieco zadurzona, zakochana, zafascynowana.
Nie wiem jak to określić.
Zwykle, ile razy pojawiałem się na korytarzu, to ona już tam była lub wychodziła. Zawsze znalazła
powód żeby do mnie zastukać i coś podać, oddać, pożyczyć. Te jej śmieszne minki i maślane oczy, które
robiła, gdy byłem w pobliżu. …
To było miłe, fajne i rozczulające. Poczułem się jak ktoś zupełnie wyjątkowy. Ja, czyli: starszy, nobliwy
pan, w wieku ponad czterdziestoletnim, kawaler, może trochę dziwny, samotnik i nieco odludek.
Magda działała na mnie jak płachta na byka. Działała jak młoda, zmysłowa kobieta działa na faceta. Nie
raz, przy niej robiłem się sztywny w majtkach. Była niebezpieczną mieszanką kobiety i nastolatki.
Zawstydzało mnie to nieco, ale im bardziej tak się działo, tym bardziej mnie to podniecało.
„Walnij ty się w łeb, Stary Byku. Mogłaby być twoją córką”. W mojej głowie odezwał się głos, chyba
rozsądku.
„Co ty pieprzysz?” To był mój drugi Narrator, ten bardziej impulsywny. „Nie jest jego córką i to
najważniejsze. Poza tym ma na niego cholerną ochotę. To widać, słychać i czuć. Nie wyczuwasz tego,
jaka bije z niej chcica.”
„Ale jak to będzie wyglądało?”
„A co cię to, kuźwa, obchodzi? Jest w dziewczynie pałer, jest niewykorzystana energia, którą aż kipi.
Trzeba kuć żelazo póki gorące.”
„To nie wypada, nie godzi się... I wstyd.”
„Wstyd to jest jak się narobi pod drzwiami sąsiada, zadzwoni i poprosi o papier toaletowy, a sąsiad mówi,
że niestety, bo właśnie mu się skończył. To jest dopiero wstyd.”
I tak dyskusja w mojej głowie trwała w najlepsze.
Dobra, okej, pojechałem trochę, ale...
Może to i prawda. Na spokojnie mógłbym być jej ojcem i to wcale nie byłaby młodzieńcza wpadka.
Kiedy się rodziła, to miałem dwadzieścia siedem lat. Normalnie kosmos.
Pomyśleć jednak, że taka jak ona znalazła by się przy moim boku, toż to miodzio, raj, Eden, niebo, piekło
i czyściec za jednym pociągnięciem.
Magda zastukała do mnie wieczorem. Zwróciła mi płytę, którą pożyczyła dwa dni temu.
– Cześć ponowne – mówiąc to cmoknęła mnie w policzek.
Czyżby ten niewinny całus stał się już naszą tradycją? Nie miałem nic przeciwko temu.
Usiadła na kanapie. Usiadłem naprzeciwko niej, ale na fotelu.
Ubrana była w krótka spódniczkę z cienkiego materiału, bardzo zwiewną i delikatną oraz białą bluzkę.
Nie miała na sobie stanika, więc niewielkie sutki przebijały przez cienki materiał.
To robiło wrażeni. Dodatkowo siedziała tak, że widać było jej uda i majtki. Zrobiło mi się momentalnie
gorąco.
„Oj, wzwodzisz mnie na pokuszenie Mała, oj wzwodzisz” pomyślałem.
Wyglądała apetycznie. Schrupał bym ją nawet tu i teraz. Uśmiechnąłem się do swych kosmatych myśli.
Coraz więcej mi się ich pojawiało. Były coraz śmielsze i coraz bardziej pozbawione pruderii. Niekiedy
było to ostre porno.
Raz za razem rzucałem dyskretne spojrzenie na jej nogi i ten kawałek materiału między nimi, który
przysłaniał jej mały sekret. Cudowny i nieoczekiwany upskirt. Rzucałem tam okiem raz na jakiś czas, ale,
broń Boże nie nachalnie. Wiedziałem, że zrobiła to z pełną premedytacją. Kusiła mnie , oj kusiła.
– Wiesz... Lubie u ciebie siedzieć – odezwała się cicho wyrywając mnie z rozmyślań i wizji snutych
na jawie.
– To fajnie. Bardzo się cieszę. - rzeczywiście jej słowa sprawiały mi przyjemność
– Jesteś w porządku.
Naprawdę miło było to słyszeć. Z ust szesnastolatki takie słowa to istna poezja.
– A jak tam ta twoja matematyka? - spytałem.
– Kiepsko – skrzywiła się – te wielomiany mnie wykończą. Za cholerę ich nie kumam.
– To wpadnij jutro albo pojutrze, spróbuję cię oświecić.
– Jutro idę na osiemnastkę do Gabi, ale... - zawahała się na chwilę – Ale właściwie mogę to
odpuścić. Nie lubię jej za bardzo – dodała wyjaśniając.
– Nie, no. Spokojnie. Może być w niedzielę.
– Jutro, please, please, please – mówiąc to zrobiła kocie oczy.
– Jasne.
Byłem dobry z matmy, więc mogłem się przydać. Fakt, będę musiał sobie przypomnieć co i jak, ale
powinno być ok.
– Darek. Ty masz kogoś? - ożywiła się nagle.
Spojrzała na mnie z uwagą
– A czemu pytasz?
– Tak sobie. Po prostu jestem ciekawa.
– Nie, nie mam... Zresztą jak sama widzisz.
– Ale może coś z partyzanta, tak na boku?
– Nie, nie.
– Czemu jesteś sam? Jeśli mogę spytać, oczywiście – zastrzegła się – jesteś fajny facet, przystojny i
w ogóle...
– Tak jakoś wyszło, że nie znalazłem żadnej odpowiedniej partnerki. Może miałem za duże
wymagania.
– A moja mama?
– To całkiem inna historia. Próbowałem na początku jak tu zamieszkałyście, ale Aga nie za bardzo
miała na to ochotę, a ja, wiesz, lubię ją bardzo i szanuję, więc nie nalegałem i nie cisnąłem.
– Myślałam, że to moja wina, że to ze względu na mnie.
– No coś ty? - prawie się oburzyłem – taka córa jak ty, to dopiero byłby skarb.
– Jeszcze wyszłabym ci bokiem... Tatusiu – roześmiała się wesoło.
Rozmowa schodziła na miękki grunt. Szczerze mówiąc nie widziałem się do tej pory w roli przykładnego
męża lub ojca. Byłem zdeklarowanym singlem i nie było mi z tym najgorzej.
– A jak tam te twoje koleżanki krowy? - zgrabnie zmieniłem temat.
– Dzięki, były pod wrażeniem. Stwierdziły nawet, że jesteś całkiem całkiem....
– Mimo tego, że stoję już praktycznie nad grobem.
– Nie aż tak...
– Naprawdę mnie przedstawiłaś jako swojego faceta, czy mnie wkręcasz?
– A przeszkadzałoby ci to?
– W sumie nie, ale nie chciałbym robić w oczach twoich psiapsiółek jako miłośnik nieletnich.
– Nie ma obawy. Już taka nieletnia nie jestem.
– No wiem, wiem – roześmiałem się.
– A podobam ci się?
– Bardzo.
– Wiesz, bo ty też mi się podobasz. Chciałabym mieć takiego faceta jak ty. Czułego,
opiekuńczego...
– Gdybym był dwadzieścia lat młodszy, to gra byłaby warta świeczki.
– Młode dziewczyny lubią starszych, dojrzałych i doświadczonych facetów
– A ty?
– Chyba też, a poza tym jesteś trochę jak „father” - nie wiadomo dlaczego wymówiła to słowo po
angielsku – nigdy właściwie go nie miałam.
No właśnie, ten starszy, dojrzały i doświadczony facet czuł się teraz bardzo dziwnie. Wszystko kotłowało
się w nim, wrzało i bulgotało. To znaczy we mnie.
Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Nie mogłem przestać myśleć o tej małej diablicy. Wszystkie moje
myśli krążyły wokół niej. Prowadziła jakąś subtelną grę. Zagram w niej chętnie...
– Pamiętasz tą naszą rozmowę na temat pierwszego razu? - spytała.
Jasne,że pamiętałem. Przeprowadziliśmy ją jakiś czas temu. Magda żaliła się, że jest chyba jedyną
dziewicą w klasie, a ja jako ten starszy, dojrzały i doświadczony facet tłumaczyłem jej, że nie ma się do
czego spieszyć, że to powinno być doświadczenie, do którego wraca się z przyjemnością przez całe życie,
że powinna to zrobić z osobą, którą naprawdę kocha, itp. To nie było takie zwykłe bla, bla, bla...
– I wiem z kim chciała bym zrobić to pierwszy raz.
– Ville Valo?
– Byłoby ekstra, ale nie...
2 komentarze
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
darjim
@Gazda Dzięki za opinię. Cieszę się, że opowiadanie ci się podoba. Kolejna część pojawi się już niedługo.
Gazda
Ciekawie się zapowiada. Jest trochę literówek i małych błędów stylistycznych, ale opowiadanie ok.
Czekam na ciąg dalszy 😀
darjim
@Gazda Dzięki za opinię. Cieszę się, że opowiadanie ci się podoba. Kolejna część pojawi się już niedługo.