Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Lubieżnicy (I)

Lubieżnicy (I)Dziewiętnastoletnia Ania, absolwentka liceum ogólnokształcącego o profilu biologiczno-chemicznym wracała do domu. Zasmucona i zapłakana siedziała w osobowym pociągu, który niesamowicie wolno toczył się w kierunku podbeskidzkiej wsi, gdzie mieszkała.
Nie udało jej się dostać na wymarzoną medycynę w Krakowie. Co prawda zdała egzaminy wstępne ze wszystkich przedmiotów, jednak, jak to bywało w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, odpadła z powodu braku dodatkowych punktów. Punkty te można było zdobyć, odbywając praktyki w placówkach służby zdrowia, o czym ta młoda dziewczyna nie pomyślała. Wierzyła, że punkty za pochodzenie wystarczą. W końcu w tamtych czasach promowano młodzież z rodzin chłopskich i robotniczych. Biła się z myślami, co teraz począć. Stracony rok, siedzenie na głowie rodzicom, którzy prowadzili niewielkie gospodarstwo rolne – to nie napawało jej optymizmem.
Gdyby miała jakieś „plecy”, kogoś na wysokim stanowisku w PZPR, ojca sekretarza lub matkę w egzekutywie, z pewnością byłoby inaczej. Pluła sobie w brodę, że nie zapisała się do ZSMP. Widziała wzrok swojej koleżanki z klasy, niezbyt lotnej Renaty, która, o dziwo, dostała się na pierwszy rok medycyny. Ojciec Renaty był sekretarzem POP w dużym zakładzie produkcyjnym, a matka lekarką w pobliskim szpitalu. Musieli posmarować i szepnąć tu i tam, żeby ta niezbyt rozgarnięta blondynka mogła rozpocząć studia na Akademii Medycznej.
Ania była na liście dodatkowej i mogła starać się przenieść do innej Akademii Medycznej, pod warunkiem, że byłyby tam wolne miejsca, lecz wizja nauki w odległym mieście przerażała ją. Pozostawał jej jedynie łut szczęścia, że ktoś się wykruszy, zmieni zdanie i ona wskoczy na to miejsce. Było to jednak tak mało prawdopodobne, że dziewczyna nie liczyła na taki szczęśliwy zbieg okoliczności.
Na jednej ze stacji dosiadła się do niej starsza kobieta. Widząc zapłakaną dziewczynę, zapytała, co się stało. Ania otworzyła się przed zupełnie obcą osobą i wyrzuciła z siebie to, co wcześniej tłumiła.
— Nic straconego, nie martw się, nie trać tylko teraz czasu — próbowała ją pocieszać współpasażerka.
Łatwo było powiedzieć. Rozbita emocjonalnie dziewczyna nie wiedziała, co począć. Wizja straconego roku bardzo ją przerażała.
— Słuchaj, moja znajoma pracuje w szpitalu uzdrowiskowym w K. Porozmawiam z nią, może tam mogłabyś zrobić ten staż czy praktykę i zdobyć te cholerne punkty — usłyszała propozycję pomocy od zupełnie obcej osoby.
Ania podniosła swoje zapłakane, duże brązowe oczy i spojrzała na siedzącą obok kobietę.
— Naprawdę mogłaby mi pani pomóc? — zapytała nieśmiało.
— Oczywiście, dobrze ci z oczu patrzy i widzę, że jesteś dobrą i miłą osobą. Trzeba sobie w życiu pomagać, może ty kiedyś pomożesz komuś, karma wraca – odparła tamta.
Wymieniły się adresami i numerami telefonów. Kobieta obiecała odezwać się niebawem. Annie jakoś zrobiło się raźniej. Rozmawiały przez całą resztę drogi.
— Dziękuję pani, czekam na telefon — rzuciła, wychodząc z przedziału.
— Zadzwonię na pewno, nie martw się, głowa do góry — usłyszała w odpowiedzi.

*********

Dwa tygodnie później wystrojona Ania kierowała swe kroki w stronę uzdrowiskowego szpitala MSW w K. Spotkana kobieta nie zawiodła jej. Zadzwoniła dwa dni temu, informując nastolatkę, że ma stawić się na rozmowę wstępną. Dziewczyna z duszą na ramieniu właśnie przekraczała ogrodzenie szpitala. Przy drzwiach wejściowych zatrzymał ją cywilny wartownik. Podała swoje personalia i wręczyła dowód osobisty. Kazał jej chwilę poczekać. Była sporo przed czasem.
Poprawiła krótką letnią spódniczkę i przejrzała się w lusterku. Wszystko wydawało się w najlepszym porządku. Ubrana była schludnie i dziewczęco. Nie przesadzała nigdy z makijażem. Miała śliczną, dziewczęcą twarz o subtelnych i delikatnych rysach. Była drobnej budowy ciała i nie wyglądała na swój wiek. Szczuplutka, drobniutka brunetka o prostych, kruczoczarnych włosach sięgających do łopatek. Krągła, nieduża pupa, zgrabne nogi i niewielkie, jędrne piersi sprawiały, że nieraz młodsi i starsi mężczyźni oglądali się za nią na ulicy.
— Zapraszam — usłyszała od wartownika i weszła do budynku.
Drugi ze strażników, siedzący w pomieszczeniu, wystawił jej przepustkę.
— Drugie piętro, pokój 201, to będzie na lewo. Przy wyjściu zdać przepustkę, podpisaną i podbitą w sekretariacie – poinformował ją, wręczając dziewczynie blankiet przepustki.
Nabrała powietrza w płuca i ruszyła schodami do góry. Była zestresowana i nieco spanikowana. Bez problemu odnalazła pokój 201. Delikatnie zapukała. Usłyszała głośne wejść zza drzwi. Nacisnęła klamkę i znalazła się w sekretariacie. Za biurkiem siedziała dość tęgawa sekretarka w wieku jej matki. Podniosła wzrok znad szpargałów i przeglądnęła się dziewczynie.
— Dzień dobry, Anna Lesień — przestawiła się, dygając.
— Poczeka, usiądzie tam, komendanta zaraz zaprosi — rzuciła tamta z wiejskim akcentem.
Ania przycupnęła na wskazanym jej krześle i dłońmi poprawiła spódnicę. Denerwowała się. Czuła, jak wychodzą na nią poty. Sekretarka wstała i zniknęła za drzwiami z napisem „Komendant”.
— Pan komendant zaprasza — rzuciła sucho, wychodząc z tego pomieszczenia.
Nastolatka poderwała się szybko i skierowała swe kroki do wskazanej kancelarii. Zamknęła za sobą drzwi. Dygnęła jak nastolatka i przedstawiła się. Za ciężkim hebanowym biurkiem siedział tęgawy jegomość w stopniu podpułkownika.
— Proszę usiąść — usłyszała dziewczyna i usiadła naprzeciw wojskowego.
— Tutaj proszę pana mam swoje dokumenty i świadectwa, jeżeli pan pozwoli — zaczęła, podnosząc się z krzesła.
Położyła przed nim wszelkie dokumenty, jakie zdołała zebrać. Nie wiedziała, co może się przydać, więc zabrała wszystkie. Mężczyzna pobieżnie przeglądnął to, co mu przedstawiła. Uśmiechnął się pod wąsem. Zdawał sobie chyba sprawę, że to dziewczę jest tak zestresowane, że nie będzie w stanie wydobyć z siebie słowa.
— Droga Anno, bo chyba tak mogę się zwracać — zaczął.
Kiwnęła głową, przystając na tę formę zwracania się do niej.
— Jest to szpital uzdrowiskowy, taka forma sanatorium. Podlegamy pod MSW, ale mamy tu też pacjentów i kuracjuszy z wojska, więziennictwa i wysokich dygnitarzy partyjnych. Nie zatrudniamy tu byle kogo, każdy jest sprawdzony przez SB, nim tu zacznie pracować, dlatego też tak pobieżnie przepatrzyłem twoje dokumenty – kontynuował, a Anna czuła jak jej nogi stają się jak z waty.
— Mam tu opinie z WSW, jest pozytywna. Szpital jest jednostką zmilitaryzowaną, dlatego też obowiązują tu wojskowe kanony, pełna dyscyplina i podporządkowanie. Poleciła cię nasza księgowa, chodzi o zdobycie punktów na studia medyczne. Brawo, podziwiam upór i chęć walki. Przestrzegam jednak, że to, co dzieje się w szpitalu, w szpitalu pozostaje. Będziesz miała swoją przełożoną i z wszelakimi problemami zgłaszaj się do niej – kolejne zdania docierały do dziewczyny, a ta była coraz bardziej przerażona.
Otarła pot z czoła. Patrzyła na mundurowego z przerażeniem w oczach. Dostrzegł to. Wstał i zbliżył się do dziewczyny. Położył swą dłoń na jej barku. Podniosła głowę, patrząc mu prosto w oczy.
— Nie bój się, nic złego cię tu nie spotka. Uprzedzam cię po prostu, jak jest – rzucił jak dobry wujek i zabrał dłoń z ramienia dziewczyny.
Uspokoiło ją to nieco. Bała się, że za chwilę straci przytomność. Pułkownik wrócił za swoje biurko i spoczął wygodnie na fotelu.
— Praktyka miesięczna, płatna, stawka najniższa na etacie personelu pomocniczego służby zdrowia. Zadania jak każdej salowej. Gwarantuję ci, że dostaniesz więcej punktów niż w zwykłym szpitalu, a pacjenci to nie prostacy, tylko szanowani towarzysze. Jest sezon urlopowy, więc ich dużo nie ma, a i mój personel bierze urlop. Słowem, spadłaś mi jak z nieba – zakończył.
Ania nie wiedziała, co odpowiedzieć. Otworzyła usta z wrażenia i patrzyła na mundurowego. Nie mogła z siebie wydobyć żadnego słowa. Nie wierzyła, że została przyjęta.
— No powiedz coś wreszcie, nie bój się — dobrodusznie rzucił komendant szpitala, uśmiechając się.
Widział stres i przerażenie tej drobniutkiej istotki. Wstał i podsunął jej do podpisania dwa dokumenty. Pierwszym była umowa o pracę, drugim oświadczenie o zachowaniu poufności na temat działalności szpitala. Dziewczyna bez namysłu podpisała oba dokumenty.
— Witamy na pokładzie Aniu, załatw dzisiaj zdjęcia do przepustki, trzy sztuki, fotograf jest kilkaset metrów stąd. Będziesz dojeżdżać, czy potrzebujesz miejsca w internacie pielęgniarskim, bo jest taka możliwość? – zadawał jej pytania, na które dziewczyna nie wiedziała, jak ma odpowiedzieć.
— Przepraszam, nie wiem, jak panu podziękować — wyrzuciła z siebie i się rozpłakała.
Komendant podniósł się momentalnie zza biurka i szybko znalazł się przy nastolatce. Objął ją dłońmi jak ojciec i przytulił mocno.
— Podziękujesz dobrą i sumienną pracą, a teraz uspokój się, to rozkaz — wyrzucił z siebie, choć to stwierdzenie o rozkazie było rzucone z uśmiechem na twarzy.
Anna otarła łzy z policzków. Nieśmiało objęła pułkownika swoimi drobnymi dłońmi. Ten klepnął ją lekko po plecach i zwolnił uścisk dłoni. W ich przytuleniach nie było nic zdrożnego. Ot, starszy facet, widząc rozdygotaną dziewuszkę, przytulił ją jak ojciec córkę.
Anna uspokojona już nieco usiadła ponownie na krześle. Komendant wrócił za biurko.
— Widzimy się pierwszego o siódmej trzydzieści. Twoją przełożoną będzie pani chorąży Barbara Chudzik, a na dyżurach nocnych siostra oddziałowa. Teraz udaj się do kadrowej w pokoju 211, a potem do oficera bezpieczeństwa, gdy już będziesz miała zdjęcia. Masz jakieś pytania? – usłyszała na koniec.
Miała w głowie taki mętlik, że nie była w stanie zadać żadnego pytania. Wstała zza stołu i dygnęła jak mała dziewczynka, dziękując za wszystko. Z wypiekami na twarzy opuściła kancelarię komendanta.
— Da przepustkę, to podpiszę i podbiję, że była — rzuciła jej sekretarka.
Podała jej grzecznie zmiętolony blankiet przepustki. Ania wyszła z sekretariatu i skierowała się do działu kadr. Szybko załatwiła tam swoje sprawy, a gdy nieco ochłonęła, udała się do fotografa.
— Da radę na dzisiaj, proszę — poprosiła, robiąc błagalną minę.
Starszy mężczyzna zlitował się nad dziewczyną, ale za swoją usługę policzył dodatkowo. Miała wrócić za trzy godziny. Wałęsając się po beskidzkim kurorcie, Ania w końcu znalazła kameralną restaurację i, wysupławszy zaskórniaki, zamówiła sporą porcję lodów. Dochodziła do siebie po tej rozmowie. Była zadowolona i szczęśliwa. Jej poziom zadowolenia wzrósł, gdy przeczytała umowę o pracę. Oprócz konkretnej podstawy miała zagwarantowaną premię uznaniową w wysokości do 40% podstawy.
„Boże, ja takich pieniędzy nie widziałam w życiu” – pomyślała.
Przez chwilę zastanawiała się, czy nie poprosić o przedłużenie umowy o kolejne miesiące. Odciążyłaby rodziców.
„Zobaczę, jak będzie, i zdecyduję później” – postanowiła w myślach, pochłaniając dużą porcję lodów.


****************


Pierwszy dzień stażu przeleciał Ani tak szybko, że nawet się nie zorientowała. Szkolenie z BHP, zapoznanie ze specyfiką zadań na stanowisku, obchód po salach i wprowadzenie w to, kto jest kim w tym szpitalu. Pochłaniała tę wiedzę, jak tylko najlepiej umiała. Jej mentorka była starszą kobietą, dobiegającą pięćdziesiątki. Nieco oschła, ale konkretna.
— Uważaj, co mówisz, tu są różni ludzie. Bądź miła i uczynna, ale bez przesady. Nie poruszamy tematów politycznych i broń Boże nie chwal tych z Solidarności, bo wylecisz z wilczym biletem – ostrzegła.
Nie w głowie było tej młodej dziewuszce poruszanie tematów politycznych. Powoli zdawała sobie sprawę, w jak specyficznym środowisku wylądowała. Rozmowy o pogodzie, sporcie. Zero polityki. Na koniec dnia pobrała z magazynu mundurowego swój mundurek: różową koszulkę kroju polo, białe cieniutkie spodnie i biały fartuch sięgający jej do kolan oraz niezbyt atrakcyjne drewniane białe pielęgniarskie wsuwane chodaki.
— Dawaj do kasy, tam dostaniesz bon na białe rajstopy, kupisz je w sklepiku w piwnicy — usłyszała w magazynie mundurowym.
Była zdziwiona, że jest tu jakiś sklepik. Dopiero gdy zeszła do piwnicy, zorientowała się, że to wewnętrzny, dość dobrze zaopatrzona placówka z dobrami, o jakich w tych czasach można było sobie pomarzyć. Sklep dostępny tylko dla personelu szpitala.
Pochłaniała wzrokiem widok czekolad, czekoladopodobnych produktów, ciastek, rajstop, pomarańczy, konserw i innych niedostępnych dla zwykłego śmiertelnika w tamtych czasach produktów. Ceny wcale nie były zaporowe. Gdyby mogła, wykupiłaby dla rodziny prawie cały asortyment, który tam był. Szeroki wybór wódek, peerelowskich perfum, kremów, mydeł, szamponów. Istny sezam.
— Co podać? — zapytała pracująca tam kobieta.
Mając rozdziawioną buzię, Ania podała jej talon na trzy pary białych rajstop.
— Dwójki? — usłyszała pytanie kobiety.
Kiwnęła głową znacząco, lustrując te dobra na półkach. To był inny świat.
— Jedna para będzie cielista, chyba że chcesz trójki — usłyszała.
— Tak, niech będzie — rzuciła, nadal nie wierząc w to, co widzi.
Na stole wylądowały trzy opakowania rajstop marki „Feniks”. Nic nie płaciła za nie. Były wydane w ramach odzieży służbowej.
— Coś jeszcze?
— Nie, dziękuję — odparła dziewczyna, wychodząc ze sklepiku.
Nie zdecydowała się na pokój w internacie, musiałaby go dzielić z inną osobą. Wolała dojeżdżać. Pracowała w reżimie dwunastogodzinnym: dwanaście godzin od 06:00 do 18:00, dwadzieścia cztery godziny wolne, a potem dwanaście godzin od 18:00 do 06:00 i czterdzieści osiem godzin wolnego. Jeżeli dyżur wypadał w niedzielę, dostawała ekstra pieniądze, podobnie za pracę w godzinach nocnych. Wróciła do swojej przełożonej, trzymając w dłoniach otrzymane umundurowanie. Ta zaprowadziła ją do szatni i wręczyła klucz do metalowej szafki ubraniowej. Schowała tam swoje służbowe ciuchy i zamknęła je na klucz. Wzięła ze sobą parę cielistych rajstop. Te pasowały do wszystkiego i miała zamiar wykorzystać je w domu.
— Przejmujesz pacjentów na drugim piętrze: czterech panów i jedną kobietę. Pani to emerytowana sędzina Sądu Garnizonowego, panowie to emerytowani oficerowie z SB, WSW i MON. Jutro poznasz podopiecznych, na dzisiaj jesteś wolna – poinformowała ją przełożona.
Anna wyciągnęła dłoń na pożegnanie.
— Dziękuję pani Barbaro.
Kobieta uścisnęła jej dłoń i uśmiechnęła się ciepło.
— Zalecam do pracy zakładać spodnie, nie fartuszek — dodała na pożegnanie.
Zaskoczyło to nieco Anię. Skoro jednak tak mówiła, dziewczyna postanowiła się do tego dostosować. Była jej przełożoną, a przełożonych należało słuchać.

**********

Pierwszy dyżur dzienny Anny wypadł w sobotę. Nie było jej etatowej przełożonej, więc zadanie to przejęła jedna z dyżurujących pielęgniarek.
— Przedstawiam państwu naszą nową praktykantkę Annę Lesień. Od dzisiaj ona zajmie się czynnościami pomocniczymi na drugim piętrze – oznajmiła zebranym na śniadaniu kuracjuszom.
Ania dygnęła nieśmiało, lustrując przebywające na śniadaniu osoby. Nie za bardzo wiedziała, którymi konkretnie osobami ma się opiekować. Pacjentów było blisko dwudziestu. Odrzuciła czwórkę, może piątkę osób poniżej czterdziestego roku życia.
— Pani Sylwio, a którzy to są moi podopieczni? — zapytała szeptem pielęgniarkę.
— Dwa ostatnie stoliki pod oknem, tych czterech starszych panów i ta starsza kobieta — usłyszała odpowiedź.
Pobieżnie przyjrzała się tej grupie osób. Wszyscy w wieku około sześćdziesięciu lat. Zauważyła, że te osoby również przyglądają się jej. Poczuła się nieco zakłopotana, gdy dojrzała uśmieszki na twarzy wszystkich czterech mężczyzn.
— Ale nam pan komendant ładną dziewczynę przydzielił — rzucił wyglądający na najstarszego, łysiejący, przyprószony siwizną facet.
Zarumieniła się po tym komplemencie. Wyszły z pielęgniarką ze stołówki. Udały się do znajdującej się recepcji. Usiadły za szerokim biurkiem. Ania poprawiła przypięty do koszulki identyfikator.
— Co mam robić? — zapytała Sylwię.
— Na razie zrób kawę, potem pójdziesz wymienić pościel na swoim piętrze. Pamiętaj, wszystkie czynności w pokojach wykonujesz w obecności pacjentów. Nie wchodzisz do pokoi, gdy ich nie ma. Unikniesz posądzenia o kradzież lub grzebanie w ich rzeczach osobistych – usłyszała cenną uwagę od starszej koleżanki.
Nastolatka zagotowała wodę na kawę i przygotowała dwie szklanki. Po chwili obie kobiety delektowały się aromatycznym napojem. Ania, ciekawa swoich podopiecznych, rozpoczęła rozmowę.
— Ten, który zabrał głos, to emerytowany pułkownik SB, pan Tadeusz. Był szychą w Krakowie, chyba zastępcą tamtejszego wydziału. Bywa u nas dwa razy do roku. Rozwodnik miał chyba z dwie kobiety – zaczęła informować ją Sylwia, popijając kawę.
Ania dobrze go zapamiętała. Łysiejący starszy pan miał włosy tylko na tylnej części głowy i po bokach, a jego czarne brwi były dość bujne.
— Ta kobieta to sędzina Sądu Garnizonowego, Małgorzata. Kawał zołzy. Stara panna dochrapała się chyba majora. Wyniosła prostaczka – oceniła kolejną osobę pielęgniarka.
Dziewczyna też w miarę dobrze ją zapamiętała. Była jedyną kobietą w jadalni, siedziała samotnie przy stoliku. Siwiejąca pani w okularach, z krótkimi włosami, zbliżająca się do sześćdziesiątki. Rzeczywiście, nie patrzyło jej dobrze z oczu.
Pozostałymi mężczyznami byli: pan Roman, podpułkownik z MON-u, pan Stanisław, podpułkownik z SB, oraz pan Władek, kapitan z WSW, mający najniższy stopień. Wszyscy szanowani emeryci służb mundurowych. Z opisu kojarzyła pana Władka – grubawy jegomość, prawie łysy, z pojedynczymi siwymi kosmykami. Miał nalaną twarz.
Dopiły kawę. Kuracjusze zakończyli posiłek i udawali się do swoich pokoi. Ania podniosła się i skierowała do magazynu z pościelą, zabierając pięć kompletów na zmianę.
Postanowiła rozpocząć wymianę od pokoju tej kobiety. Była nauczona pracy w domu, więc typowe kobiece zajęcia, takie jak pranie, prasowanie czy zmiana pościeli, nie były jej obce. Delikatnie zapukała.
— Wejść — usłyszała zza drzwi.
Znalazła się w środku. Niewysoka emerytka omiotła ją chłodnym wzrokiem.
— Dzień dobry pani — przywitała się.
Tamta nic nie odparła. Ania poinformowała ją, że chce wymienić pościel na czystą.
— Przecież wiem i widzę, zawsze jest to robione w sobotę — burknęła, siadając na fotelu po drugiej stronie tapczanu.
Jak tylko najlepiej potrafiła, wymieniła komplet pościelowy na nowy. Zostawiając otwarte drzwi od łazienki, wymieniła ręczniki, pamiętając ostrzeżenia od Sylwii.
— Czy coś pani potrzeba, w czymś mogę pomóc? — zapytała na koniec.
— Nie — usłyszała oschłe stwierdzenie tej bucowatej baby.
Jednoznacznie oceniła tę kobietę, zgadzając się w stu procentach z oceną Sylwii. Pozostało jej wymienić pościel u pozostałych czterech starszych panów. Wszyscy zaskoczyli ją przesadną uprzejmością. Rzucali miłe komplementy, dopytywali, skąd jest i co robi. Uśmiechali się przy tym w dziwny sposób, lustrując jej sylwetkę wzrokiem. Czuła ich spojrzenia, które wędrowały w wiadome miejsca. Czuła się speszona i nieco zawstydzona. Wszystko przez te spodnie. Były dopasowane i wykonane z dość cienkiego materiału. Zdawała sobie sprawę, że widać było pod nimi zarys jej majteczek. Białych fig. Odznaczały się pod materiałem spodni. Tam też najczęściej patrzyli ci staruszkowie, szczególnie gdy wyginała się, nakładając prześcieradła na tapczany.
— Ależ masz figurę — usłyszała od pana Tadeusza.
— Oj dziewczyno, gdybym był młodszy — rzucił pan Roman.
— Takiej piękności nam było trzeba — stwierdził pan Stanisław.
Jedynie pan Władek milczał, cmokając, gdy widział, jak pochyla się, naciągając prześcieradło na łóżko.
Ania zbywała te komplementy starszych panów zdawkowym „Ależ co pan mówi” i czuła, jak się rumieni. Wprowadzali ją w zakłopotanie, ale z drugiej strony łechtali jej ego. Dawno nie słyszała miłych słów na swój temat. W przeciwieństwie do tej babsztyla starali się być szarmanccy, przymilając się do młodej osoby.
— I jak? — zapytała ją przełożona po skończonej pracy.
— Ta kobieta, szkoda mówić, ale ci panowie to bardzo mili ludzie — podzieliła się swoimi spostrzeżeniami.
Pielęgniarka uśmiechnęła się dziwnie.
— Sondują cię, dostałaś specyficzną grupę.
— Ale o co chodzi, powiedz? — poprosiła Ania o wyjaśnienie.
— Sama zobaczysz — odparła Sylwia, zasiewając w głowie nastolatki ziarno niepokoju.
Dzień przeleciał jej w miarę szybko. Sprzątała korytarz oraz ogólnodostępne natryski i toalety. Pomagała Sylwii w uzupełnianiu „papierologii”, doprowadziła do ładu salę telewizyjną i zaprowadzała swoich podopiecznych na przepisane zabiegi lecznicze do drugiego budynku. Kiedy prowadziła pana Tadeusza, który poruszał się o lasce, poczuła, jak ten dotyka jej pośladka. Niby mu się ręka omsknęła. Nie zareagowała, biorąc to za przypadkowy dotyk. Szybko zabrał swą dłoń z jej pupy. Gdy po zabiegu prowadziła go do pokoju, znów jakoś zbyt mocno chwycił ją w okolicach talii.
— Oj, przepraszam, o mało się nie potknąłem — rzucił, widząc wzrok dziewczyny.
Pomogła mu położyć się do łóżka. Gdy chciała wyjść, poprosił, by chwilę poczekała.
— Dla słodkiej młodej osóbki, malutkie słodkości — powiedział, wyciągając z szufladki przy łóżku prawdziwą tabliczkę wedlowskiej czekolady.
— Nie, ja nie mogę — bąknęła, widząc, że podaje jej czekoladę.
— Bo się na ciebie, Aniu, pogniewam — odpowiedział, uśmiechając się do niej.
Wzięła czekoladę, nie chcąc zrobić przykrości staruszkowi. Schowała ją do kieszeni spodni i podziękowała. Pozwalała mu mówić sobie na „ty”, wszak dzieliło ich prawie czterdzieści lat. Po osiemnastej, pożegnawszy się z Sylwią, przebrała się w zwiewną letnią sukienkę i skierowała się na dworzec kolejowy. W torebce miała podarowaną jej czekoladę, którą postanowiła dać najmłodszej siostrze.

********

W poniedziałek stawiła się na nocną zmianę. Jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła pryszczatego nastolatka.
— To Damian, podobnie jak ty jest praktykantem, za rok kończy ogólniak i chce podobnie jak ty zdobyć u nas punkty — przedstawiła chłopaka Marta, kolejna pielęgniarka mająca z nimi dyżur.
Chłopakowi przydzielono część sal na pierwszym piętrze. Tam standard pokoi był niższy i zajmowali je mniej dystyngowani funkcjonariusze i żołnierze. Chłopak wyciągnął dłoń na powitanie. Przedstawili się sobie. Szczupły, wysoki szatyn lustrował ją wzrokiem. Był ubrany podobnie jak ona, z tą różnicą, że miał białą koszulkę polo i spodnie o męskim kroju. Żadne z nich nie nosiło tych szpitalnych drewnianych chodaków. Ania nosiła damskie białe tenisówki, on „adidasy” – made in Poland.
— Fajnie cię poznać, może po robocie umówimy się na jakąś kawę? — rzucił dość bezpośrednio.
Zaskoczył ją. Ledwo, co się poznali, a ten już zapraszał ja na kawę. Chyba za bardzo się rozpędził. Nic nie odpowiedziała. Chłopak nie reprezentował sobą, nie wiadomo jakiej urody i na dodatek był młodszy od niej. Nie miała zamiaru z nim się spotykać. W tej chwili żadne amory nie zaprzątały jej głowy.
Na nocnym dyżurze personel medyczny i pomocniczy był okrojony do niezbędnego minimum. Jedna dyżurna pielęgniarka na dwa piętra, dwoje salowych, dyżurny lekarz, który kimał na parterze, wartownik i kierowca-sanitariusz.
Opróżniła kosze w salach, przeleciała korytarz na mokro, gdy pensjonariusze zaszyli się w pokojach, zrobiła porządek w świetlicy. Ogarnęła nawet recepcję na swoim piętrze. Pracowała sumiennie i rzetelnie jak najlepiej starała się wykonywać swoje obowiązki.
— Przystopuj dziewczyno — pohamowała jej zapędy dyżurna pielęgniarka.
Siedziała razem z tym chłopakiem na dyżurce, patrząc, jak Ania pracuje w pocie czoła. Popijali kawę. Osiemnastolatek bez mydła wchodził w dupę swojej przełożonej. Irytował Anię. Ledwo się poznali, a już go nie lubiła. Plótł miłe słówka pielęgniarce, a ta nie zwracała uwagi na to, że nie wykonuje swoich zadań. Zacisnęła zęby i poszła posprzątać sanitariaty i prysznice. Gdy wróciła, tego chłopaka już nie było.
— Miły chłopak, no nie? — rzuciła do Anny, gdy ta pojawiła się w dyżurce.
— No — odparła dziewczyna, wcale tak nie myśląc.
— Dobra, nasi podopieczni śpią, idę do lekarza na parter, ma jakąś komedię, to oglądniemy, zostawiam cię samą, dasz radę, jakby co, to dzwoń, numer masz na spisie — usłyszała od pielęgniarki.
Kiwnęła głową na znak, że rozumie. Marta powstała z fotela i skierowała swe kroki do gabinetu lekarskiego. Dziewczyna pozostałą sama. Mogła teraz chwilę odsapnąć. Korytarz spowijał mrok, zapalona była tylko lampka przy szerokim biurku, gdzie siedziała. Rozpięła dwa guziki swojej koszulki polo. Czuła, że jest nieco spocona. Załączyła stojący na biurku wentylator i skierowała jego podmuchy na swój korpus. Odpoczywała.
Przez chwilę zasnęła w fotelu. Obudził ją chłód wentylatora, jaki omiatał jej ciało. Spojrzała na gustowny, niewielki zegarek na swej dłoni. Dochodziła pierwsza w nocy. Przeciągnęła się. Miała zamiar dalej kimać w tym fotelu, lecz usłyszała jakieś odgłosy dochodzące z głębi korytarza. Wyczuliła swój zmysł słuchu. Nie myliła się.
Ostrożnie podniosłą się z fotela i skierowała swe kroki w miejsce, skąd dochodziły odgłosy. Przesuwała się powoli i spokojnie. Przez chwilę pomyślała, czy aby nie zadzwonić do pielęgniarki. Porzuciła jednak ten zamiar, przecież nie działo się nic niepokojącego. Odgłosy dochodziły z pomieszczenia, gdzie znajdowały się prysznice. Delikatnie uchyliła drzwi wejściowe do tego pomieszczenia. Słyszała ciche pojękiwania i miarowe chlap-chlap. Powoli przyzwyczajała swój wzrok do półmroku, jaki panował w tym pomieszczeniu.
W blasku świecących na zewnątrz lamp sodowych dojrzała grubawe nagie ciało. Było to z pewnością ciało mężczyzny. Poruszał on miarowo swoimi biodrami. Był do niej odwrócony tyłem, tak że nie mógł jej dojrzeć.
— Mocniej Włodziu, mocniej — usłyszała szept kobiety, rozpoznając po głosie panią sędzię.
Zdała sobie sprawę, że jest świadkiem kopulacji pana Włodka z panią Małgorzatą. Był najbardziej tęgi ze wszystkich emerytów tu na piętrze. Patrzyła na jego poruszające się grube dupsko. Pieprzyli się na stojąco w otwartej kabinie prysznicowej. Dojrzała szeroko oparte na kafelkach drobne dłonie kobiety. Włodzimierz posuwał ją od tyłu, coraz bardziej przyspieszając ruchy bioder. Słyszała te specyficzne klap-klap. Emeryt sapał jak parowóz. Obejmował swoją partnerkę dłońmi na wysokości piersi, przyciągając ją do siebie.
Dziewczyna stała sparaliżowana, przyglądając się tym miłosnym igraszkom. Po raz pierwszy stała się świadkiem czyichś miłosnych figli. Przez głowę jej nie przeszło, że ludzie w tym wieku mogą jeszcze uprawiać seks. Patrzyła ze swojej perspektywy. Mieszkała z rodzicami, którzy byli młodsi od tych tutaj i nigdy nie słyszała przez cienką ścianę swojego pokoju, by ci uprawiali seks.
W pierwszym odruchu miała zamiar opuścić to miejsce. Jednak coś ją trzymało. Pozostawała w ukryciu, patrząc na to, co się dzieje. Czuła delikatne podniecenie. Władysław sapał coraz mocniej, a jego ruchy stawały się szybsze. Sędzina popiskiwała, oddychając głębiej.
W końcu facet wydobył z siebie jęk rozkoszy i wykonując kilka mocnych pchnięć, spuścił się z pewnością do cipy pani Małgorzaty.
— Władek, ja jeszcze nie — dał się słyszeć głos sędziny.
Oni już nie mówili cicho jak wcześniej. Pan Władek wyciągnął swojego kutasa z piczki Gosi i wsadził tam swoje palce. Począł nimi szybko operować, starając się zaspokoić kobietę.
Ania wyszła. Cała w rumieńcach nie mogła dojść do siebie przez chwilę. Usiadła w fotelu, mając cały czas przed oczyma tę kopulującą się parę emerytów. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczuła ten dreszczyk podniecenia. Tam na dole była delikatnie wilgotna. Starała się uspokoić, lecz nie było to łatwe.
Usłyszała po chwili odgłos otwieranych drzwi. Najpierw jednych, a potem drugich. Kochankowie wracali po gorących uniesieniach do swych pokoi. Udawała, że śpi, cały czas, mając przed oczyma obraz kopulujących emerytów.
********
Kolejny dzień praktyk przypadł Annie w tygodniu. Będąc na dniu była pod dowództwem swojej mentorki – pani Basi. Ta nie oszczędzała dziewczyny. Nastolatka zobaczyła różnicę w podejściu do pracy dyżurujących pielęgniarek, a tej starszej pielęgniarki pracującej tylko i włącznie w reżimie ośmiogodzinnym. Do 14:30 biedna dziewczyna nie wiedziała, jak się nazywa. Sprzątanie toalet, korytarza, pokoi i ciągłe wysyłanie jej z jakimiś papierzyskami do kwatermistrzostwa. Do tego dochodziły zadania związane z doprowadzeniem pensjonariuszy na zabiegi i po nich. Sędzina źle się poczuła i Anna zmuszona była nakarmić ją obiadem w pokoju.
— Ostrożnie, to jest gorące — usłyszała, karmiąc kobietę w łóżku zupą.
Niechcący rozlała na jej koszulę nocną łyżkę zupy. Nie była to jej wina. Tamta ruszała głową na prawo i na lewo.
— Co za niezdarne dziewuszysko z ciebie — usłyszała.
Przeprosiła, choć nie czuła się winna. Pamiętała jednak słowa komendanta. Zacisnęła zęby. Pragnęła tych punktów za wszelką cenę.
— Chodź, pomożesz mi się wykąpać, bo jestem bardzo słaba — usłyszała od pani Małgorzaty.
Pomogła jej wejść do łazienki. Tu na drugim piętrze, każdy pokój miał swoją łazienkę. Kuracjusze nie musieli latać do tych ogólnodostępnych. Do tych, gdzie pani Gosia kopulowała z panem Władkiem. Emerytka sama zsunęła z siebie koszulę nocną, będąc teraz całkowicie nagą. Odwróciła się przodem do Ani. Dla nastolatki był to szok. Patrzyła na niezbyt apetyczne ciało nagiej pensjonariuszki. Obwisłe, nieduże piersi z brązowymi sutkami, nagie pomarszczone ciało, które dawno utraciło swą jędrność i sprężystość oraz wydatne wargi sromowe. Nogi, upstrzone żylakami i nieco poskręcane palce u stóp, pomalowane, jakby od niechcenia czerwonym lakierem.
— Rozbieraj się, na co czekasz? — ponagliła ją sędzina.
To zdanie zszokowało Annę. Pani Małgorzata zasiadła na plastikowym stołku znajdującym się w prysznicowej kabinie.
— Ale jak? — bąknęła zaskoczona dziewczyna.
— Normalnie, chyba nie będziesz mnie myła w ubraniu? — odparła tamta.
Rzeczywiście, chcąc umyć panią Małgorzatę, musiała pozbyć się swojego uniformu. Przeanalizowała przez chwilę, czy nie robi nic zdrożnego i doszła do wniosku, że wszystko jest w najlepszym porządku. Przez głowę ściągnęła koszulkę polo, a potem zdjęła swoje tenisówki, skarpetki i te nieszczęsne białe spodnie. Pozostała tylko w figach i biustonoszu. Zrobiła krok do przodu, wchodząc do kabiny prysznicowej.
— Ty chyba nienormalna jesteś, zdejmuj wszystko, co potem będziesz łazić w mokrych majtkach i staniku? — zadała jej pytanie, uśmiechając się delikatnie.
Anna zastanowiła się chwilę. Jakże to tak być nagą przed obcą kobietą? Czy to normalne? Nie chciała podpaść u tej zołzy. Przypomniała sobie lekcje WF-u w podstawówce, gdy naga kąpała się w obecności innych koleżanek. Przemogła się. Zdjęła z siebie biustonosz i figi. Teraz obie były nagie.
— Małe masz te cycki — oceniła wielkość jej biustu sędzina.
Sama nie miał większych. Cycuszki Ani były jędrne i sprężyste, o czym pani Małgorzata mogła tylko pomarzyć. Dziewczyna postanowiła nic nie mówić. Wyregulowała odpowiednią temperaturę wody i puściła ją na emerytkę. Namydliła gąbkę i poczęła namydlać ciało starszej pani. Przesuwała gąbkę po jej plecach, potem po biuście. Emerytka wstała. Gąbka przesuwała się po jej brzuchu. Ania była mokra podobnie, jak i jej podopieczna. Zatrzymała ruchy gąbka w okolicach pępka kobiety.
— Może tam, pani sama? — zapytała cicho, nie chcąc naruszać intymności kobiety.
Sędzina uśmiechnęła się lubieżnie. Odwróciła się tyłem, wypinając dupę w kierunku dziewczyny.
— Od czego tutaj jesteś, namydlaj, i to już — fuknęła.
Zastraszyła ją. Dziewczyna przeraziła się na dobre i posłusznie gąbka przecierała wskazane intymne części ciała emerytki. Ania w myślach prosiła, by to zakończyło się jak najszybciej. Sprawnie i szybko namydlała łono i nogi kobiety. Ta zadowolona patrzyła na klęczącą przed nią dziewczynę. Gdy Anna powstała, sędzina nie omieszkała dłonią musnąć jej piersi.
— Nie! — zaprotestowała Ania, cofając się.
Emerytka uśmiechnęła się specyficznie. Sama umyła sobie głowę. Anna wyszła spod prysznica. Chwyciła pierwszy z brzegu ręcznik i zaczęła nim wycierać swoje ciało.
— Co za tupet, kto pozwolił ci wycierać się moim ręcznikiem! — wrzasnęła z wściekłością w głosie emerytka.
Dziewczyna natychmiast odłożyła częściowo mokry ręcznik na wieszak.
— Przepraszam — wyrzuciła z siebie.
— Wytrzyj się tymi szmatami szpitalnymi, co przyniosłaś na zmianę ostatnio — usłyszała.
Sięgnęła po szpitalne ręczniki i dokończyła się wycierać. Chciało jej się płakać. Co złego zrobiła tej kobiecie, że ta zachowywała się w jej stosunku w taki sposób? Zanim sędzina zdołała wyjść z prysznicowej kabiny, zdołała się ubrać.
— Idź z szafki przynieść mój drugi ręcznik i mnie wytrzesz — usłyszała kolejne polecenie.
Nie zamykając drzwi od łazienki, udała się do pokoju i z szafki przyniosła świeży ręcznik. Najdelikatniej jak tylko umiała, wycierała ciało starszej kobiety.
— Jesteś wolna — usłyszała po chwili.
Nie zasłużyła na tak podłe traktowanie. Zagryzła wargi i opuściła pokój sędziny, zabierając ze sobą naczynia.
Musiała dojść do siebie. To, co spotkało ją w tamtym pokoju, było dla niej przykre. Odsapnęła chwilę.
— Pan Tadeusz prosił, byś z nim wyszła do ogrodu na spacer, jest już gotowy — usłyszała od swej mentorki.
— Oczywiście, już idę — odparła, podnosząc się z fotela.
Starszy pan czekał już na nią. Miał nałożony na siebie szlafrok i wsuwane buty.
— A co to moja królewna taka smutna dzisiaj? — zapytał.
Był przeciwieństwem tej starej zołzy. Uśmiechnęła się na te słowa.
— O teraz stanowczo lepiej — usłyszała.
Wyszli z pokoju. Zjechali windą na parter i wyszli z budynku bocznym wyjściem, które prowadziło do sporego przyszpitalnego ogrodu. Emeryt, dzierżąc w prawej dłoni drewnianą laskę, podpierał się nią z tej strony. Lewą rękę ułożył za plecami dziewczyny, tak że jego dłoń obejmowała talię młodej kobiety. Ania podtrzymywała go swoją prawą ręką za plecami, a jej dłonie dotykały go na wysokości pachy. Tak go asekurując, powoli pokonywali dystans dzielący ich do ogrodu. Rozmawiali. Miły staruszek starał się ją rozweselić, opowiadając stareńkie kawały. Ania zapomniała już o przykrym doświadczeniu z panią Małgorzatą. Jakoś tak jej się fajnie rozmawiało z tym starszym panem.
— Opowiedz mi coś o sobie, śliczna istotko — rzucił nagle, gdy zniknęli z pola widzenia szpitalnych okien.
Peszył ją tymi komplementami. Nie wiadomo, dlaczego Anna otworzyła się przed zupełnie obcym jej mężczyzną. Traktowała go jak starszego wujka. Sama była zdziwiona, że opowiada o swoim życiu facetowi, którego poznała parę dni temu. Gdy szli, potknął się, tak że musiała go mocniej przytrzymać. Poczuła wtedy, jak jego dłoń z bioder zsunęła się na jej pośladek. Palce staruszka mocno wbiły się w tamtym miejscu.
— Oj, ostrożnie — rzuciła, czując, jak te sprytne palce badają jędrność jej pupy.
Usiedli na ławeczce w cieniu. Starszy pan cały czas lustrował ją wzrokiem. Poprawiła swoją koszulkę polo, obciągając ją ku dołowi.
— Mówisz, że nie dostałaś się na akademię medyczną w Krakowie, mam w resorcie jeszcze znajomości, może udałoby się coś załatwić — rzucił pan Tadeusz, po wysłuchaniu jej zwierzeń.
Spojrzała mu prosto w oczy. Nie wierzyła w to, co usłyszała.
— Naprawdę? — zapytała cicho.
Kiwnął głową znacząco i z kieszeni szlafroka wyciągnął czekoladę.
— Dla mojej słodkiej opiekunki — powiedział, wręczając jej czekoladę.
Nie mogła jej przyjąć. Czuła się głupio.
— Nie, ja nie mogę — szepnęła, odsuwając dłoń emeryta.
— Obrażę się Aniu, chyba nie chcesz, żebym nie zasięgnął opinii co do twoich szans? — zapytał, kładąc swą dłoń na kolanie dziewczyny.
Jego palce delikatnie obmacywały tę część ciała. Nastolatka poczuła, jak się czerwieni. Wizja dostania się na wymarzone studia zajęła jej umysł. Nie zważała na to, że dłoń posuwała się wyżej.
Zreflektowała się po chwili i delikatnie ujęła dłoń staruszka.
— Panie Tadeuszu, ktoś zobaczy i co będzie? — szepnęła.
Nie zdawali sobie sprawy, że od pewnego czasu zza drzewa byli obserwowani przez pana Stanisława.
Porozmawiali jeszcze chwilę. Wracając, pan Tadeusz nie omieszkał potknąć się jeszcze dwa razy, dotykając przy tym swoimi dłońmi pośladek i pierś młodej dziewczyny. Ania zaprowadziła go do pokoju. Do końca dyżuru cały czas myślała o tym, co usłyszała od emerytowanego pułkownika.

*****
— Tadek, co ty kurwa odpierdalasz z tą małolatą, nie jest tylko dla ciebie, robimy tak jak rok temu — usłyszał od swojego kolegi Staszka, pułkownik SB.
Prócz Staszka na świetlicy siedział również Roman. Obaj mieli za złe staremu Ubekowi, że ten ma zamiar mieć tę filigranową kobietę tylko dla siebie. Tak im się wydawało. Wszelakie działania Tadeusza na to wskazywały.
— Oj wy durne łby, odwalam za was najgorszą robotę, a wy myślicie, że się w niej może zakochałem? — rozpoczął.
Rozpracowywali dwie półlitrówki. Było grubo po dwudziestej trzeciej. Dyżurna pielęgniarka przymknęła oko na libację starych dziadków. Nie pracowała tutaj od wczoraj. Dobrze wiedziała, by im nie przeszkadzać. Zamknęła się w dyżurce i kimała w najlepsze.
— Starała się dostać na AM w Krakowie, wszyscy w Krakowie pracowaliśmy, trzeba uruchomić stare kontakty, ty Romek pracowałeś w kontrwywiadzie, my ze Staszkiem w SB. Załatwimy dziewczynie miejsce w drugiej turze, bo jest na liście dodatkowej i ją mamy dla siebie – kontynuował.
— Jesteś pewny? — zapytał go Roman.
— Człowieku, dupeczkę jej wymacałem, po kolanku posmyrałem, to taka niewinna dziewuszka, jakiej nigdy nie mieliśmy — zakończył.
Staszek klepnął w plecy Tadeusza. Obaj pracowali w SB w Krakowie.
— No, bo myślałem… — rzucił Stanisław.
— Ty Stasiu za dużo nie myśl, bo myślicielem zostaniesz — odparł mu Tadeusz.
— A Władek? — zapytał się Roman.
Pozostawał jeszcze Władek. Zawsze byli kompanami tu w uzdrowisku, a Władek ze względu na swój niski stopień był tym, od najmniej przyjemnych rzeczy.
— Kurwa, Władek, spiknął się z tą suchą pizdą sędziną i ma nas w dupie, nawet na posiłkach z nią siedzi, pies Władka na razie jebał — stwierdził Tadeusz będący najstarszym stopniem i wiekiem wśród zebranych.
Rzeczywiście tak było. Władysław nieco się od nich odsunął, zbliżając się do pani sędzi. Terkotali sobie coś na ucho. Razem siadali przy posiłkach. Podejrzewali, że nawet rucha tę starą pannę, która czekała na swojego rycerza na białym koniu. Czekała, nie doczekując się ni rycerza, ni konia. Zgorzkniała stara pizda, która przepierdoliła swoje najlepsze lata.
— Dobra, o Władku pomyślimy — rzucił Staszek.
— Panowie, jesteśmy mili, inwestujemy w drobne prezenciki, ona biedna jak mysz kościelna. Czekolada, rajstopy, kasiora w jej kieszeń i ją mamy – rzucał konkrety Tadeusz.
Dopili resztki wódki, jaka im została. Powolutku rozeszli się do swoich pokoi. Mieli gotowy plan jak usidlić dziewczynę.
*****
Annie cały czas w głowie tkwiły słowa pana Tadeusza. Jadąc na kolejny nocny dyżur, cały czas myślała o tym, co ten miły starszy pan jej powiedział. Była szansa dostać się z listy dodatkowej w tym roku akademickim na studia. Jej wymarzone studia.
Uwierzyła, że jest szansa. Że kolejny dobry człowiek, bezinteresownie pomoże jej spełnić marzenia. Całkowicie zapomniała o tych przypadkowych dotknięciach w intymne miejsca. Niechże sobie tam pomaca, krzywdy jej przecież nie zrobi, jej nie ubędzie. To dobry człowiek.
Jadąc pociągiem, przypomniała sobie, o swoich seksualnych doświadczeniach. Dziewictwo straciła ze starszym kolegą ze wsi. Zenek – bo tak miał na imię, był solidnie zbudowanym facetem. Prawie 190 centymetrów wzrostu, krępej budowy ciała, szatyn, nijak nie pasował do niej. Inicjacja seksualna dziewczyny, nie przebiegła tak, jak to pokazuje się w filmach. Zenek, nie czekał, nie pieścił jej w żaden subtelny sposób. Zdjął z niej sukienkę, zsunął do kostek bieliznę i ugniatając swym łapskiem, wielkim jak bochen chleba jej niewielkie piersi wsunął swego penisa w jej ciasną dziurkę. Nie była tam na dole wtedy nawet wilgotna. Czuła ból, gdy penetrował jej wnętrze. Płakała, tracąc dziewictwo. Poobcierana, obolała, nie zaznała przyjemności orgazmu. Zenek też nie był długodystansowcem. Cały stosunek trwał może dwie minuty. Każde pchnięcie jej pierwszego partnera zapamiętałą jako ból. Nie zważał na to, że płakała. Typowy chłopek, dla którego najważniejszym było spuścić się i poczuć przyjemność, nie zważając na partnerkę.
Rozstali się po paru tygodniach, gdy kolejny stosunek z nim nie dał jej żadnej przyjemności. Tak po prawdzie, to Zenek nie dbał o to, by ona miała przyjemność. Ważne było, by on ją przeżył. Żadnej gry wstępnej z wyjątkiem ugniatania piersi, żadnego oralu, pettingu. Mechaniczne ruchy posuwisto – zwrotne. Dodatkowo ten zapach alkoholu. Nie trawiło go. Pocałunki Zenona były jakieś takie bez nuty romantyzmu. Nie tak to sobie wyobrażała.
Kolejnym partnerem był o rok młodszy kolega, z którym poszła na studniówkę. Typ erotomana gawędziarza, który zjechał się po kilkunastu ruchach. Zapewniał, że panuje nad wszystkim i w odpowiednim momencie wycofa penisa z jej cipki, lecz, jak przyszło co do czego, to zjechał się do wnętrza pełnym ładunkiem. Obawiała się, czy nie zajdzie z nim w ciąże. Na szczęście tak się nie stało.
Dała sobie spokój z partnerami. Trafiała na samych nieudaczników. Pierwszy orgazm przeżyła, kierując na cipkę mocny strumień wody z prysznicowej słuchawki. Poczuła tę przyjemność przeszywającą jej ciało.
Wstydziła się tego. Pamiętała, jak spowiadała się z tego swojemu księdzu proboszczowi przed Wielkanocą. Była zdziwiona, że dopytywał ja o szczegóły.
— To wielki grzech moja córko — usłyszała i już więcej nie próbowała, choć nieraz ją korciło.
Była wychowana w głębokiej wierze. Nie chciała tkwić w grzechu samogwałtu. Pociąg zatrzymał się na stacji, na której miała wysiąść. Targana myślami zmierzała w kierunku swojej pracy.


***


Przebierając się w szatni, nie zauważyła tego pryszczatego gówniarza. Tkwiąc w samej bieliźnie, dojrzała go w ostatniej chwili. Stał w samych slipkach, gapiąc się na nią. Nie dało się nie zauważyć, że miał erekcję. Zbliżył się do niej.
— Odwróć się, chcę się przebrać — zwróciła mu uwagę.
— Ej, Ania, ale ty masz ciało, może się zabawimy — odparł, patrząc na nią lubieżnym wzrokiem.
Cofnęła się w głąb przebieralni, widząc, jak się zbliża. Wystawiła jedną z dłoni przed siebie.
— Jeszcze krok i zacznę krzyczeć! — ostrzegła.
Powstrzymała tego złomasa. Zatrzymał się, patrząc na jej zgrabne ciało. Gdyby tylko wykonał krok, gotowa była wrzeszczeć na całe gardło.
— Pożałujesz tego głupia cipo — rzucił, cofając się do swojej szafki.
Szybciutko przebrała się w służbowy uniform. Nie patrząc na tego dupka, opuściła szatnię, udając się na swoje piętro.
Co on sobie myślał? Że jest pierwszą lepszą, którą posiądzie w szpitalnej przebieralni? Burak. Playboy za pięć groszy, zadufany w sobie. Uroda – poniżej przeciętnej, maniery poniżej krytyki, a ego wyjebane w kosmos.
— Słuchaj Aniu, Iwona dzisiaj nie przyjdzie, okazało się, że chwyciła od dzieciaków choróbsko i zostajesz z tym Damianem tu na piętrze, dół obstawia Mirka, bo tam więcej ludzi, musicie dać radę — usłyszała niemiłą informację.
Wspólna noc na jednym piętrze z tym dupkiem. To nie brzmiało dobrze.
— Jest nas dwójka, kto dowodzi? — konkretnie zapytała.
Agnieszka schodząca z dyżuru trzydziestoletnia pielęgniarka nie trawiła Damiana. Pełniły raz dyżur razem i Ania poczuła swoistą chemię z tą pielęgniarką.
— Wiadomo, że ty, jesteś lepsza, weź, z nim przestań, bajerant i dupek, do pięt tobie nie dorasta — usłyszała w odpowiedzi.
— To siostra mu to przekaże — rzuciła.
Pojawił się super bajerant. Bożyszcze tłumów. Poprawił swoją grzywkę i stanął przed obiema kobietami.
— Ania zarządza piętrem — usłyszał od pielęgniarki.
Skrzywił się. Nie za bardzo mu to pasowało. Poczuł się urażony.
— Ale jak to? — zapytał.
— Normalnie, jest dłużej, jest lepsza, coś jeszcze? — odparła Agnieszka.
Widać było niezadowolenie na jego twarzy. Ten grymas porażki. Nie zamierzał odpuścić.
— Jebane porozumienie macic — burknął.
W Agnieszkę, jakby piorun strzelił. Była zmęczona, lecz teraz dostała takiego powera, że wstając zza biurka, omiotła gówniarza wzrokiem.
— Kurwa, rozmawiasz z chorążym MSW, Ruki po szwach jebany praktykancie. Taki w dupę śliczny jesteś cwaniak. Inni w wojsku, a ty tu pizdeuszu jeden kombinujesz. Oj, marzę o tym, żeby cię tu dostać jako szweja – wyrzuciła z siebie, równając z błotem nastolatka.
Ania widziała, jak się zaląkł. Nigdy Agnieszka tak się nie zachowywała. Spokojna, zrównoważona kobieta. Teraz waliła językiem kawaleryjskiej stajni, sprowadzając młodziaka do parteru.
Damian stał wyprostowany. Agnieszka minęła go.
— Schodzę do Mirki, jedna uwaga i lecisz — ostrzegła młodzieńca.
Był posrany. To było widać po jego wyrazie twarzy i zachowaniu. Odczekał aż. Agnieszka wyjdzie.
— Przepraszam Aniu.
Mogła go dojechać na tej zmianie. Dobrze wiedziała, że Agnieszka przekaże swe uwagi koleżance. Nie była jednak tak nauczona. Nie sprawiało jej przyjemności, dojechanie innych. Podzieliła zadania na pół. Wskazała chłopakowi, co ma zrobić.
— Kładę się pierwsza, ty drugi — określiła ich czas odpoczynku.
Przyjął to bez żadnego sprzeciwu. Kuracjusze byli już po kolacji Około dwudziestej odwiedziła ich Mirosława. Starsza pielęgniarka z oddziału na parterze. Razem z lekarzem, była jedynym fachowym personelem medycznym na nocnym dyżurze.
— Masz spokój z nim, bo mam na chuja mieć baczenie — zapytała Annę.
— Na razie potulny jak trusia i wziął się wreszcie za robotę — odparła dziewczyna, zgodnie z prawdą.
Mirka zagadała z chłopakiem. Widać było, że jej słowa nie były dla niego miłe. Kiwał co chwila głową na znak, że rozumie. Stało się jasne, że Ania nie będzie miała już z nim, przynajmniej dzisiaj żadnego problemu.
Prawie wszyscy kuracjusze z jej piętra siedzieli na świetlicy, odkładając telewizję. Brakowało tylko pana Romana, który nie za dobrze się czuł i pozostał w łóżku.
Anna ułożyła się wygodnie w dyżurce przy recepcji na tapczanie. Do pierwszej w nocy miała swój czas na odpoczynek. Nie mogła zasnąć, przewracała się z boku na bok, cały czas, mając w głowie słowa pana Tadeusza. W końcu udało jej się zapaść w płytki sen.

******
Obudziła się, gdyż poczuła pragnienie. Wstała z tapczanu i nalała sobie wody z czajnika. Piła łapczywie, gasząc pragnienie. Spojrzała na zegarek – dochodziła północ. Otworzyła drzwi dyżurki prowadzące do recepcji. Chciała sprawdzić co z chłopakiem. Jakież jej było zdziwienie, gdy nie dojrzała jego postaci.
Na korytarzu panował półmrok. Delikatne oświetlenie ewakuacyjne i zapalona lampka na biurku, były jedynymi źródłami światła. Pomyślała, że Damian poszedł może do toalety. Na biurku leżała otwarta książka. Miała wrócić do pokoiku, gdy usłyszała odgłosy. Dochodziły z okolic ogólnodostępnych toalet. Podobnie jak wtedy były to ściszone pojękiwania.
„Pewnie ta stara baba znowu kopuluje?” – pomyślała.
W pierwszej chwili nie chciała tam iść. Pchała ją jednak ciekawość, z kim ta zołza się pieprzy. Do myślenia dał jej fakt, że chłopaka nie było przy biurku. Delikatnie, prawie na paluszkach zbliżała się do damskiej toalety. Tym razem nie były to pojękiwania kobiety. Ania rozpoznała męską barwę głosu. Podobnie jak ostatnio stanęła w uchylonych drzwiach damskiej toalety.
Otworzyła usta ze zdziwienia. Jedną z dłoni zasłoniła je. Opartą o parapet przy oknie, Małgorzatę od tyłu posuwał Damian. Ruszał swoimi biodrami bardzo szybko.
— O, ooo, ooo — jęczał dość głośno.
Emerytka wypięła swój zadek, będąc w półzgięciu. Damian miał ściągnięte do kostek spodnie. Było ich doskonale widać w świetle lamp na zewnątrz. Nie byli w kabinie prysznicowej, robili w nieosłoniętej części łazienki. Chłopak obejmował obiema dłońmi jej zwisające cycki. Dochodził, gdyż jego ruchy stały się bardzo szybkie, a jęki rozkoszy coraz głośniejsze.
— Aaaaa — wyrzucił z siebie i odgiął szyję do tyłu.
Cztery, może pięć pojedynczych głębokich pchnięć. Było jasne, że doszedł, zalewając vaginę Małgorzaty swoim nasieniem.
— Co to miało być? — usłyszała zapytanie starszej kobiety.
— No ja już — stwierdził młodzieniec, wysuwając fujarę z jej wnętrza.
Ania zniknęła z potencjalnego pola widzenia, robiąc delikatny krok w tył. Przewidywała, że zaraz będą chcieli opuścić to miejsce lub przejdą do innego rodzaju pieszczot. Najwyraźniej ta zołza nie była zaspokojona.
Dziewczyna zastanawiała się, czy nie wejść teraz i nakryć tę specyficzną parkę na gorącym uczynku. Miałaby wewnętrzną satysfakcję i do końca praktyki trzymałaby tego pryszczatego dupka w ryzach. Obawiała się jednak reakcji tej kobiety. Mogła jej sporo zaszkodzić, a tego Ania nie chciała. Stała oparta o ścianę, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
Podobnie jak wcześniej, czuła lekkie podniecenie.
— Klękaj, i to już, co ty sobie myślisz? — usłyszała za drzwi głos emerytki.
Było to wypowiedziane tonem rozkazującym.
— Ale, proszę pani — zaskamlał Damian.
— Klękaj i liż mi cipę, no już, na co czekasz niedojdo? — ponagliła go.
Anna odczekała chwilę. Ciekawość ją zżerała. Słyszała o minetce, lecz nigdy nie widziała, jak to realnie wygląda. Przykucnęła i zaglądnęła ponownie przez otwarte drzwi. Damian klęczał pomiędzy szeroko rozsuniętymi nogami kobiety i uniósłszy twarz, starał się zaspokoić oralnie emerytkę.
— Nie tu debilu, nigdy nie robiłeś minety? — fuknęła niezadowolona kobieta.
„Kolejny erotoman gawędziarz co myli cipkę z ujściem cewki moczowej i dupą” – pomyślała Ania, słysząc te słowa.
Przypomniała sobie sytuację z szatni i tę propozycję zabawienia się. Teraz wychodziło, jaki to z niego Casanova. Była pewna, że traci on dziewictwo z tą starą babą. Szybki spust po kilkunastu pchnięciach i ta niesforność w miłości oralnej. Czuła wewnętrzne zwycięstwo. Niech no jeszcze raz spróbuje rzucić jej podobne tekst, to wypali mu, tak że mu w pięty pójdzie.
Kucała, patrząc na to, co się działo. Nie chciała odejść, pragnęła być do końca tego specyficznego spektaklu. Była tak mocno tym zaaferowana, że nie dostrzegała, co dzieje się za jej plecami. Zaciekawiona, pochłaniała wzrokiem to, co działo się tam w ubikacji.
Chłopak nakierowany przez partnerkę pieścił już właściwe miejsce. Emerytka poczęła wydawać z siebie ciche jęki rozkoszy. Damian obejmował dłońmi jej nogi na wysokości ud i penetrował językiem jej wnętrze.
Ania poczuła, jak jakaś dłoń zasłania jej usta. Coś dotknęło jej kucającej sylwetki. Przerwała oglądanie pary, podnosząc głowę do góry.
— Cichutko Aniu, nie bój się — usłyszała cichy szept.
Poznała ten głos. To był Tadeusz. Stał za jej plecami, patrząc na to, co dzieje się w łazience. Dziewczyna poczuła, jak się rumieni, jak jej policzki stają się gorące. Została przyłapana przez starszego pana na podglądaniu. W jej głowie kotłowało się tysiące myśli.
— Nie krzycz tylko, zabiorę rękę z ust — szeptał cichutko.
Kiwnęła głową na znak, że zrozumiała. Mężczyzna zabrała swą szorstką dłoń z jej twarzy. Powoli podnosiła się z kucek. Ubrany w szlafrok, starszy pan stał za jej plecami. Położył swe obie dłonie na jej barkach. Przysunął swoje usta do jej ucha.
— To stara pudernica, rucha się z każdym — usłyszała szept staruszka.
Była tak zaskoczona tym, co się stało, że nie była w stanie nic odpowiedzieć. Czuła się jak nastolatka przyłapana na paleniu papierosów przez nauczyciela. Nie za bardzo wiedziała, co począć. Stali przez chwilę oboje, patrząc na te oralne figle. Małgorzata pojękiwała coraz głośniej. Pan Tadeusz objął też dłońmi smukłą kibic dziewczyny i przysunął ją do swojego ciała. Ania nie zareagowała. Nadal była w szoku.
— Chodź, mam ci coś ważnego do powiedzenia — szepnął jej cichutko do ucha.
Sama nie wiedziała, dlaczego poddała się jego propozycji. Chwycił jej drobny nadgarstek i pociągnął za sobą. Po chwili znaleźli się w jego pokoju. Zapalona nocna lampka delikatnie oświetlała wnętrze pomieszczenia. Posadził dziewczynę na tapczanie. Rozdygotana, nie wiedział, co odpowiedzieć. Czuła się głupio.
— Zamknę drzwi, żeby nikt nam nie przerywał, dobrze — szepnął już nieco głośniej.
Kiwnęła głową na znak, że się zgadza. Usiadł obok niej. Położył swoją dłoń na jej kolanie. Była jak sparaliżowana. Nic nie zrobiła. Głaskał jej kolano, patrząc na jej twarz.
— Ja przepraszam, ja nie wiem, dlaczego… — wyrzuciła z siebie, próbując przeprosić za swoje zachowanie.
Drugą z dłoni objął ją i przytulił do siebie. Bezwiednie poddała się temu, wtulając swą głowę w tors staruszka.
— Już dobrze Aneczko, już dobrze, nic się nie stało, nic złego nie zrobiłaś — powiedział cichym głosem, głaszcząc ja teraz po głowie.
Siedzieli tak chwilę. Nie zauważała, że dłoń pana Tadeusza z kolana przesunęła się nieco wyżej, na dolną krawędź jej zgrabnych ud. Delikatnie gładził je przez cienki materiał spodni. W końcu przestał i zabrawszy obie dłonie z ciała tej młodej osóbki, dotknął jej twarzy.
— Twoja sprawa ruszyła, mój kolega bada sytuację, są spore szanse, abyś dostała się na akademię — poinformował dziewczynę.
Wróciła do normalności. Patrzyła temu starszemu mężczyźnie prosto w twarz. Nie wiadomo, dlaczego objęła go i pocałowała w policzek.
— Dziękuję. Dziękuję panu — wyrzuciła z siebie.
— To na razie tylko nic nie znacząca obietnica, ale lepsze to niż nic — usłyszała.
Siedzieli chwilę, patrząc na siebie. Pan Tadeusz powstał. Skierował swe kroki do łazienki. Ania dochodziła do siebie. Mężczyzna długo nie wychodził z łazienki. Wstała i podeszła do drzwi.
— Panie Tadeuszu, wszystko w porządku? — zapytała, obawiając się, że staruszek mógł zaniemóc.
Otworzył drzwi, stojąc przed nią całkiem nagi. Zrobiła krok w tył zaskoczona. Starszy pan miał na sobie tylko i wyłącznie kapcie. Jego penis zwisał swobodnie. Otworzyła usta ze zdziwienia. Nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji.
— Ale… — wydukała z siebie.
— Nie bój się, nic ci złego nie zrobię, podnieciłem się, widząc to tam, muszą to jakoś rozładować — rzucił, jakby paradowanie nago przed obcą kobietą, było dla niego normalnością.
Zrobiła kolejny krok do tyłu i następny. Pan Tadeusz zbliżał się do niej.
— Panie Tadku… — rzuciła.
— Pomożesz mi? — zapytał, dochodząc do dziewczyny.
Widziała, jak jego penis zaczyna rosnąć. Nie osiągnął pełnej erekcji. Stał się tylko grubszy i nieco większy. Delikatnie się unosił i opadał. Skierował swe kroki do szafki przy łóżku i wyciągnął stamtąd opakowanie niemieckich rajstop. Takich siateczkowych, z drobnymi oczkami, o jakich marzyła. Położył je na stoliku.
— To dla ciebie — szepnął, kusząc dziewczynę.
— Nie, nie mogę — wyrzuciła z siebie, patrząc na prezent.
— Nie bądź taka, pozwól staremu człowiekowi, by miał jeszcze coś z życia — poprosił, patrząc na nią błagalnym wzrokiem.
Setki myśli tłukło jej się w głowie. Nie wiedziała, co począć. Obietnica załatwienia miejsca na uczelni była kusząca. Tylko nie znała ceny. Nie wiedziała, jakie są zamiary pana Tadeusza.
— Ale co ja mam zrobić? — zapytała po chwili.
— Stój i patrz, podnieś swoją bluzeczkę, chcę zobaczyć twoje cycusie, mogą być nawet w biustonoszu — usłyszała.
Nie żądał dużo. Starszy pan miał zamiar masturbować się przy niej, tylko patrząc. Nie musiała się rozbierać, nie musiała kopulować jak Damian z tą kobietą. Miała tylko podnieść koszulkę polo, ukazując mu piersi, okryte zwyczajnym, białym, bawełnianym biustonoszem.
— Dobrze, ale tylko to — zgodziła się, określając jasno granice.
Tadeusz uśmiechnął się i stojąc parę kroków od niej, ujął penisa dłonią i począł się masturbować. Odwróciła wzrok na bok, nie chcąc na to patrzeć. Obiema dłońmi uniosła swoją koszulkę, ukazując mu swoje niewielkie piersi okryte stanikiem. Poprosił, by patrzyła, jak on to robi. Skierowała spojrzenie w wiadome miejsce. Penis emeryta nie był w pełnym wzwodzie. Nie wiedziała, czy w tym wieku to normalne, czy też bodźce, jakie dostawał, były zbyt słabe.
— Aniu, pomóż mi, proszę — wyrzucił z siebie, napraszając się silniejszych bodźców.
Odwrócił się i szafki wyciągnął bombonierkę. Położył ją na stole, oczekując na więcej.
— Panie Tadeuszu… — rzuciła, nie wiedząc, jakie mam zamiary.
Wyprostował jedną z dłoni i począł przez biustonosz dotykać jej piersi. Najpierw wyprostowanym palcem wskazującym, a potem całą dłonią objął od spodu miseczkę biustonosza. Ugniatał delikatnie cycuszek. Zgodziła się na to. Sama nie wiedziała, dlaczego, ale przystała na to. Przesuwała delikatnie swoje granice. Miała nadzieję, że nad tym panuje.
Tkwili przed sobą. Ona z podniesiona bluzeczką, on kompletnie nagi, masturbujący się przed nią. Po raz pierwszy była w takiej sytuacji. Po raz pierwszy była świadkiem męskiej masturbacji. Była podnietą dla jego niezaspokojonych żądzy. Przyłapana na podglądaniu miłosnych harców tamtej pary nie wiedziała bidulka, co ma począć.
Tadeusz chciał coraz więcej. Śmiało wsunął swoją dłoń pod miseczkę biustonosza i odnalazł sterczący sutek.
— Nie panie Tadku, proszę.
Emeryt sprawnie stymulował nabrzmiałą brodawkę. Po chwili, bez pytania o zgodę podniósł cały biustonosz ku górze. Obie piersi dziewczyny były na widoku. Ania w końcu zdecydowała się na radykalny krok. Spuściła w dół swoją koszulkę, zakrywając obnażone piersiątka.
— Nie rób tego, proszę, dam ci pieniądze, błagam — wyrzucił z siebie starzec.
Przerwał masturbacyjny proces i po raz kolejny sięgnął do szafki przy łóżku. Położył na stoliku banknot o dużym nominale.
Nie wiedziała, jak się zachować. To wszystko ją teraz przerastało. Tadeusz wziął jej drobną dłoń i skierował ku swojemu kroczu. Objęła dłonią penisa.
— Proszę, zrób to Aniu, a nie pożałujesz, postaram się zrobić wszystko — wyrzucił z siebie.
Czuła jak w jej dłoni penis nabiera kształtów. Jak staje się coraz większy. Trzymał jej wątłą dłoń i wykonywał nią ruchy posuwisto zwrotne.
Sama nie wiedziała, dlaczego, ale to ona teraz, bez jego pomocy masturbowała starszego pana. Delikatnie ruszała dłonią, czując, jak jego żylasty fallus rośnie z każdym jej ruchem. Wsunął rękę pod jej koszulkę. Ponownie zaczął paluszkami stymulować sutki. Druga z dłoni buszowała w rejonie jej krocza. Wsunął ją pomiędzy uda. Starała się odsunąć, nie mogła jednak przesunąć się zbyt daleko. Przyśpieszyła ruchy dłonią. Dobrze wiedziała, że im wcześniej doprowadzi tego starego dziada do wytrysku, tym lepiej dla niej.
— Oj, oj, Aniu — wyrzucił z siebie.
Trysnęła sperma. Pierwszy ładunek wylądował na jej spodniach i częściowo w jej dłoni. Czuła wcześniej te specyficzne ruchy pulsującego nie w pełni wzwiedzionego fallusa emeryta. Tadeusz ruszał swoimi biodrami w końcówce tego aktu jak młodzian. Odgiął się delikatnie w tył, nim strzelił nasieniem. Teraz dochodził do siebie.
Nie dotykał już jej piersi, cofnął dłoń z krocza. Był spełniony. Ledwo trzymał się na nogach. Ania pomogła mu położyć się na tapczanie. Obłapiał jej pupę. Mocno i konkretnie. Nim doszedł do siebie po orgazmie, zdołała poprawić podniesiony biustonosz i obciągnąć koszulkę. W pospiechu zapinała rozpięte guziki koszulki.
— Dziękuję, pomogę ci, zabierz to, co twoje — rzucił na koniec.
Wsunęła pieniądze do kieszeni spodni. W dłoniach dzierżyła opakowanie rajstop i bombonierkę. Cichutko jak tylko mogła, poruszała się po ciemnym korytarzu. Minęła śpiącego na dwóch złączonych fotelach chłopaka. Spał w najlepsze po tych miłosnych harcach z Małgorzatą. Zeszła do szatni. Mirka też spała w swoim pomieszczeniu. Cały szpital był pogrążony we śnie. Zdjęła popaćkane nasieniem spodnie. Nałożyła na siebie białe rajstopy i służbowy fartuszek. Wróciła na piętro. Dokładnie o pierwszej w nocy zmieniła chłopaka.
— O przebrałaś się — zauważył.
— Tak, ubabrałam sobie spodnie — odparła krótko.
*****
Zastanawiała się, czy to jest jakaś zła rzecz. Czy zrobiła coś złego? Po pewnym czasie rozgrzeszyła się sama. Doszła do wniosku, że to zrobił tamtej nocy Damian, nijak nie miało się do tego, co uczyniła ona. Była już w połowie miesięcznej praktyki. Wezwana do komendanta szpitala usłyszała o sobie miłe opinie.
— To był strzał w dziesiątkę, moja droga Aniu, zastanów się, czy nie chcesz zostać u nas dłużej — usłyszała.
Starała się, jak mogła. Zyskała sympatię większości pielęgniarek. Jedynie Marta, panna z dzieckiem jakoś hołubiła Damiana. Ten dał jej wreszcie spokój. Porozumienie „macic” działało. Wiedziała, że pożera ją wzrokiem. Nie interesował ją ten młodzieniaszek.
Na spacerze w dzień mogła swobodnie porozmawiać z panem Tadkiem. Usiedli na swojej ławeczce na skraju ogrodu. Bezpretensjonalnie położył dłoń na jej kolanie.
— Panie Tadku…
Cofnął dłoń. Przeszedł do konkretów.
— Komisja to czworo ludzi, ja załatwiłem dla ciebie jeden głos na tak — rozpoczął.
Słuchała go z pełnym skupieniem. Nie zważała na to, że znów jego dłoń dotknęła jej kolana i teraz przesuwała się ku górze. Stawał się coraz bardziej śmiały. Wsunął dłoń pomiędzy jej uda.
— Nie, nie teraz proszę — rzuciła, dając staruszkowi jakąś nadzieję.
— Romek, ten mój sąsiad zza ściany ma układy w szpitalu wojskowym, a z tego, co się orientuję, to na uczelni wykłada jego dobry znajomy i on jest w komisji — kontynuował.
Znajomy, znajomego. Nie brzmiało to dobrze. Był co prawda jakiś punkt zaczepienia, ale dość niestabilny i niepewny.
Pocałowała staruszka w policzek. Wszak załatwił w komisji jednego czworga. Wskazał drugiego, który może pomóc. Musiała podjąć ryzyko. Gra toczyła się o wysoką stawkę.

4 komentarze

 
  • Użytkownik MarcoWawa

    [komentarz oczekuje na moderacje]

    3 godz. temu

  • Użytkownik Pumciak

    Zaskoczyłeś mnie tematem i klimatem tego opowiadania jestem bardzo ciekawy do czego to doprowadzi oraz jak potoczy sie jej dalsza praktyka.

    13 godz. temu

  • Użytkownik Hart

    Coś czuję że będzie wesoło, zresztą już jest. Wciągająca fabuła jak zwykle u ciebie , akcja rozwija się inspirująco czekam na cdn👍🏻😊

    23 godz. temu

  • Użytkownik TomoiMery

    ciekawie się zapowiada 😁👍

    24 godz. temu