Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Kosztowna operacja. Marta i doktor

UWAGA. TO OPOWIADANIE NAPISAŁAM NA POCZĄTKU MOJEJ ZABAWY Z PISANIEM OPOWIADAŃ, DLATEGO Z GÓRY PRZEPRASZAM, JEŚLI KTOŚ POCZUJE SIĘ ZNIESMACZONY

Mam na imię Marta. Jestem nauczycielką historii w wiejskiej szkole. Niestety, po zamknięciu jednej z małych szkół, pracuję jedynie na pół etatu. Nie dość, że z tego powodu mam uszczuplone dochody, to pojawiły się nagle spore wydatki. Rozchorowała się moja mama, co poniosło za sobą duże koszty leczenia. Jej sytuacja była na tyle skomplikowana, że trzeba było ją zawieźć do specjalistycznego szpitala w Warszawie.
Dzień później pojechałam za nią. W stolicy czułam się zagubiona. Ja, szara myszka z prowincji, od zawsze miałam kompleks prowincjuszki.

Moją mamą miał opiekować się znany profesor, który miał wiele osiągnięć na swoim koncie. Poleciła mi go koleżanka, Agnieszka, która słyszała o jego dużym doświadczeniu. Uprzedziła mnie także: "- to facet, który lubi oglądać się za spódniczkami, uważaj na niego!". Wzięłam to pod uwagę wybierając się do Warszawy, nie dopytałam Agnieszki, czy miała z nim jakieś przygody, choć mocno mnie to zaintrygowało, czy pod spódniczkę Agnieszki także nie znalazł drogi pan doktor...

Pomyślałam, że jeśli wpadnę mu w oko, to może chętniej będzie ze mną rozmawiał o sytuacji mamy, a jeżeli mnie zapamięta, to może bardziej ochoczo będzie się nią opiekował.
Dlatego zrobiłam staranny makijaż, podkreśliłam brwi i rzęsy, usta pomalowałam różową szminką. Żakiet i bluzkę tak dobrałam, żeby pokazać trochę dekolt, nie za dużo, ale na tyle żeby eksponował mój dość spory biust. Mam pewien kompleks na punkcie moich piersi, wydaje mi się, że są nieco obwisłe. Dlatego lubię zakładać biustonosze, które podnoszą je do góry. Właśnie taki wtedy założyłam. Mój ulubiony stanik: śnieżnobiały, mocno koronkowy, zapinany z tyłu.
Drugi mój kompleks to pupa. Chyba jest trochę za duża. Dlatego długo zastanawiałam się, jaką spódniczkę założyć. Uznałam, że warto ubrać mini, w końcu mam zgrabne nogi. Niestety nie miałam zbyt dużego wyboru miniówek w mojej szafie, jako nauczycielka nie chodzę zbyt często w krótkich kieckach, do szkoły przecież tak nie wypada. W końcu wybrałam beżową minispódnicę. Z suwakiem i rozcięciem z tyłu.
Bardzo lubię nosić pończochy. Założyłam cieliste, samonośne, zakończone ładną koronką. Do tego czarne, klasyczne szpilki.  

Stanęłam przed lustrem. - Jak na prowincjuszkę, to całkiem niezła laska ze mnie - uśmiechnęłam się w myślach. - Ciekawe, na ile podoba się facetom moja buzia? - tu mam dwa kompleksy - jestem okularnicą i mam zbyt wydatne usta.
Już kierowca autobusu do Warszawy gapił się nachalnie na moje nogi. Może wiedział, że jestem nauczycielką i intrygowała go moja mini?

Potem na warszawskiej Pradze, gdy szukałam właściwego tramwaju, grupa chłopców wymieniała na mój temat niewybredne uwagi.
- Niezła dupa. Zasługuje na dobre rżnięcie.
Oczywiście udałam, że tego nie słyszę. Ale natychmiast wyobraziłam sobie, a moja fantazja jest niezwykle sugestywna, co by było, gdybym spotkała tych samych chuliganów wieczorem w jakiejś ciemnej, pustej bramie...

Gdy dotarłam do szpitala i zapukałam do drzwi gabinetu profesora, musiałam trochę poczekać. Sanitariusze, którzy widzieli mnie pod pokojem doktora, mierzyli mnie całą wzrokiem i patrzyli się na mnie z uśmieszkiem, jakby sugerując, że wiedzą, dlaczego idę do profesora w mini i z dekoltem. Wydawało mi się, że dosłyszałam ich szepty: - Widzisz Jarek, jaka sztuka! Jak nic dostanie się do starego na warsztat. Widzisz jak się ubrała? Chyba wie, co ją tam czeka!

Wreszcie drzwi otworzyły się.
Profesor okazał się człowiekiem całkiem przystojnym, lekko szpakowatym.
- Zapraszam panią.
Miałam wrażenie że jego przeszywający wzrok zlustrował mnie dokładnie.
Lekarz opisał sytuację mamy. Powiedział, że wyleczenie może wymagać kosztownej operacji, która mogłaby być refundowana, ale wtedy czeka się za długo. Przyznałam się szczerze, że nie mam żadnych oszczędności i nie mogę liczyć na wystarczający kredyt, bo pracuję tylko na pół etatu. Profesor powiedział, że wobec tego wszystko zależy od tego, czy uda mu się coś załatwić. Ma pewne kontakty, ale nie będzie łatwo. Przeraziłam się bardzo, myślałam tylko o jednym - co zrobić, żeby się udało?

Tymczasem pan doktor, jakby wyczuł, że ma pewną władzę na de mną. Już wcześniej oglądał moje nogi i gapił się na biust. Teraz, jakby bardziej ośmielony, położył rękę na moim kolanie.
W takich sytuacjach zawsze reagowałam stanowczo i odpychałam rękę faceta. Teraz było zupełnie inaczej, to przecież mężczyzna od którego zależy zdrowie mojej mamy. Nadal się do niego uśmiechałam. Profesor zaczął się trochę popisywać, opowiadając, jak skutecznie poradził sobie z podobnymi przypadkami. Cały czas gładząc moje kolano.
Nie mogłam zachować się inaczej, jak tylko wyrazić podziw dla wiedzy i doświadczenia.
- Jak to dobrze, że mama trafiła pod tak dobrą opiekę.

Lekarz uśmiechnął się i zaczął ręką gładzić nie tylko moje kolano, ale posuwać ją wyżej, po udzie.
Speszyłam się. Nie wiedziałam czy zareagować na to. Z jednej strony, chciałam to przerwać, z drugiej, cały czas miałam na uwadze mamę... Pomyślałam, że sama jestem sobie winna, zakładając tę krótką spódnicę. Chciałam mu jakoś przeszkodzić. Założyłam nogę na nogę. Jednak nie okazało się to dobrym wyjściem. Moja spódniczka podsunęła się do góry, a nogi znalazły się w bardziej kuszącej pozycji...

Próbowałam obciągnąć miniówkę trochę w dół, ale niewiele poprawiło to moją sytuację. Tymczasem pan doktor uścisnął moje udo i masował je coraz śmielej. Postanowiłam, że będę mu na to pozwalała, tylko dopóki nie sięgnie brzegu mojej spódnicy. Na włożenie ręki pod kieckę, na pewno mu nie pozwolę. Jednak on szybko dotarł do brzegu spódniczki. Wtedy uśmiechnęłam się i stanowczo odsunęłam jego rękę. Pan doktor nie zraził się. Wręcz przeciwnie. Wyglądało to tak, jak na prawdziwego zdobywcę przystało, że woli dłuższe oblężenia, niż szybkie szturmy...

Ponownie dotarł do końca spódnicy, jednak nie wkładał mi pod nią ręki, tylko wsunął czubek palca i przesuwał go równolegle do jej brzegu. Peszyłam się i znów nie wiedziałam jak się zachować. Z drugiej strony sprawiało mi to przyjemność. Dowodziło też, że mu się podobam. Dlatego wbrew mojej wcześniejszej decyzji, nie reagowałam. Ale on zagłębiał swój paluszek coraz bardziej. Czułam się, jakby powoli zdobywana... Dotarł do miejsca, w którym zaczynała się koronka. Jakby badał jej materiał. A więc odkrył, że mam na sobie pończochy. Najwyraźniej mu się to spodobało, bo uśmiechnął się szeroko. Pewnie faceci wyobrażają sobie, że kobieta w pończochach chce być bardziej seksowna i dostępna...

- Uwielbiam gdy kobieta jest w pończochach. A gdy mają one jeszcze koronkę, to jest tym bardziej elegancka...
- Panie doktorze. Nie rozmawiajmy o moich pończochach...
Zmieszana ponownie odsuwałam jego rękę. A gdy mimo to chciał nadal wtargnąć pod miniówkę, wstałam, poprawiłam spódniczkę i powiedziałam, że wychodzę.
- Kiedy mogę przyjść, żeby dowiedzieć się więcej o stanie zdrowia mamy?
- Pojutrze będziemy mieli wyniki szczegółowych badań. Zapraszam po czternastej. Ale proszę chwilkę poczekać, odprowadzę panią do windy.

Wychodząc przed nim, domyślałam się, że patrzy jak kręcę tyłkiem. Miałam świadomość, że w obcisłej minispódniczce moja pupa odznacza się wyraźnie.
Doktor był szarmancki, na pożegnanie pocałował mnie w rękę. Miałam wrażenie, jakby upewniał się, czy nie mam obrączki.

W domu często myślałam o lekarzu. O tym jak trzymał rękę na moich kolanach, jak próbował ją wkładać pod spódniczkę. Z trudem przeznając się przed samą sobą, skonstatowałam, że mnie to podnieca... cholernie podnieca. Popuściłam wodzów fantazji - wyobraziłam sobie jak jego dłoń zdecydowanie wjeżdża pod moją spódnicę... a potem - jak chwyta mnie za biust... Nie mogłam się powstrzymać... moja dłoń znalazła drogę do majteczek...
A w nocy... śnił mi się tylko jeden sen... jak prosząc pana doktora o wstawienie się za mamą, prponuję mu, że mu się oddam.

Szykując się do następnego wyjazdu, postanowiłam, że nie założę krótkiej spódniczki, ale taką za kolana. Ale pomyślałam, że dla równowagi mogę sobie pozwolić na większy dekolt. Przecież nie położy mi ręki na biuście. Założyłam bordowy, koronkowy stanik. Jestem dumna z mojego atrybutu kobiecości i gdy widzę facetów gapiących się na moje piersi, robi mi się przyjemnie ciepło. Oczywiście nigdy nie pokazuję, że dostrzegam ich spojrzeń.

Założyłam fioletową bluzeczkę, którą dostałam w prezencie właśnie od Agnieszki. Kupiła ją celowo, bo miała duży dekolt. Ciekawe w jakim celu? Wygadała się, że tylko raz ją założyła.

Obawiałam się, że będzie widać mi stanik, dlatego specjalnie nachyliłam się przed lustrem, żeby przekonać się co można zobaczyć. Rzeczywiście bordowa koronka była widoczna, ale uznałam, że musiałabym się nachylać, żeby można było mnie podejrzeć. Moje półkule, i rowek między nimi, prezentowały się kusząco...

Do czerwonej spódnicy pasowały czarne pończochy. Założyłam znowu samonośne. Miały węższą koronkę niż tamte. Podniecało mnie, że będę u lekarza w pończochach, ale tym razem on nie dowie się co skrywam pod spódnicą...

Autobus do stolicy prowadził ten sam kierowca co wtedy. Tym razem, sprzedając bilet, gapił mi się na biust, uśmiechając jakoś sprośnie. Nawet pomylił się w wydawaniu, gdy dopytywał czy mozna się ze mną umówić na kawę.  

To samo spotkało mnie w autobusie. Usiadłam obok starszego pana. Staruszek bez przerwy zagadywał mnie i ciągle gapił się w mój dekolt. Peszyłam się i starałam skończyć rozmowę. Ale nic z tego. Zagadywał mnie dalej, ale wcale nie patrzył się w oczy... Dopytywał się, czy jestem panną? Czy jadę na randkę? Jakby uznał, że ten dekolt celowo przygotowałam dla jakiegoś faceta. Patrzył się w tym czasie na mnie tak nachalnie, że czułam się, jakby wyobrażał sobie podczas rozmowy ze mną scenę, w której ten stanik zostaje rozpięty, a moje piersi wylewają się z niego i on je może sobie swobodnie oglądać. Pewnie nie ograniczyłby się do oglądania... Widać to było po jego lubieżnym uśmieszku. Pewnie wyobrażał sobie jak obmacuje moje cyce, jak je miętosi... Ta sytuacja mnie z jednej strony krepowała, a z drugiej podniecała... Wiedziałam że mi przecież nic nie zrobi, a ponadto utwierdziło mnie w przekonaniu, że jestem atrakcyjna i pożądana...
To dlatego go tak chyba prowokowałam, nieustannie uśmiechając się i łopocząc rzęsami.

Najpierw odwiedziłam mamę. Ucieszyłam się, że czuje się dobrze. Mama powiedziała, że pan doktor poświęca jej wiele uwagi. Powiedziała też, że ma w szpitalu opinię kobieciarza-uwodziciela:
- Podobno żadnej ładnej pielęgniarce nie przepuści. Zaleca się też do pacjentek.
- Może to tylko plotki?
- Dopytywał się o ciebie. Pytał, czy jesteś panną, czy masz narzeczonego, czy mieszkasz ze mną. Uważaj, żeby na ciebie nie zapolował.
- Mamo... Nie sądzisz chyba żebym była taka łatwa...
- No tu taka jedna Wanda mówiła, że doktorek zmajstrował brzucha dziewuszynie z jej okolicy...

Po tej rozmowie weszłam do gabinetu. Lekarz bardzo miło się ze mną przywitał. Znów pocałował mnie w rękę i uśmiechał się uroczo.
- Potwierdziły się moje przypuszczenia. Żeby pomóc pani mamie, będę się musiał sporo natrudzić.
Usiadł obok mnie i znowu położył rękę na moim kolanie. Uśmiechałam się i patrzyłam mu w oczy.
- Jeśli mogę w czymś pomóc, to jestem do dyspozycji.
Lekarz masował moje kolano przez materiał spódnicy i nie odzywał się. Patrzył się oczywiście na mój wydekoltowany biust. Krępowało mnie jego milczenie, bałam się, że powiedziałam coś, co on zrozumiał opatrznie...
On tymczasem wsunął rękę i złapał mnie za kolano już pod spódnicą. Pewnie testował, jak zareaguję. Oczywiście odpychałam jego rękę.

- Operacja, która powinna przejść pani mama jest niezwykle kosztowna - nadal patrzył mi na piersi – domyślam się, że nie jest pani w stanie zgromadzić takiej sumy? – ponownie wsunął rękę pod spódnicę i złapał mnie za kolano.
Pomyślałam, że skoro powtarza to co mowił na początku, to znaczy że oczekuje iż jednak będę mu trochę uległa. Co będzie jeśli nie zechce mu się nic załatwić i przyjdzie czekać zbyt długo? Nie mogę zaryzykowac zdrowia mamy. Dlatego nie odepchnęłam teraz jego ręki. Pomyślałam – trudno, niech pomaca sobie moje kolana. Ale na więcej mu nie pozwolę.

- Tak jak mowiłam, nie mam szans na zdobycie większej sumy...
Wyczuł moja bezradność i to go bardziej ośmieliło.
Ale on nie zabrał dłoni spod spódnicy. Do tego w drugą rękę schwycił moją dłoń i nachylił się do mnie. Szepnął:
- Zrobię wiele, żeby pani pomóc.
Patrzył się jednocześnie w mój biust, jakby sugerując na czym mu zależy. Żałowałam, że ubrałam tę bluzkę. Widział moje półkule i rowek między nimi. Co on sobie o mnie pomyślał?

Nagle uśmiechnął się chytrze.
- Właściwie to powinienem panią przebadać. Jest pani córką. A pewne kwestie są dziedziczne. Proszę zdjąć bluzkę.
- Ależ panie doktorze... nie jestem przygotowana na badanie...
- Proszę nie dyskutować.
Wiedziałam, że tu nie chodzi o badanie, ale o to, żeby mógł sobie obejrzeć moje piersi. Ale co miałam robić? Posłusznie zaczęłam rozpinać guziki. Gapił się łapczywie jak rozpinana bluzeczka odsłania mój biust opięty koronkowym stanikiem w kwiecisty wzorek. Odłożyłam bluzkę i stanęłam przed lekarzem w biustonoszu.

Byłam wyraźnie speszona. Ale jego to najwyraźniej podniecało, delektował się tym widokiem. Przez koronkowy materiał przebijał się zarys brodawek.
- Proszę zdjąć stanik.
- Ależ chyba nie ma takiej potrzeby. Gdy mój lekarz rodzinny bada mnie, zawsze mogę zostać w biustonoszu...
- Niech pani zdejmie stanik – zmarszczył brwi.
Poczułam, że ma nade mną władzę. Wydało mi się to dość podniecające... Zaczęłam powoli rozpinać haftki na plecach. Czułam się, jakbym robiła przed nim striptiz. A on był tym wyraźnie podniecony. Bacznie wpatrywał mi się na piersi. Kiedy zsunęłam ramiączka i odłożyłam stanik, szybko zakryłam biust dłońmi. Uśmiechnął się, gdy zobaczył mój wstyd.
- Dlaczego się pani krępuje? Ma pani piękne piersi.
- Dziękuję...
Każda kobieta lubi takie komplementy, ale nie każda chciałaby je usłyszeć w takiej sytuacji.
Podszedł do mnie ze słuchawką i zaczął mnie osłuchiwać. Ja podczas badania cały czas zakrywałam piersi dłońmi. Chyba bardziej go to podniecało, niż gdybym je odsłoniła.
- Proszę teraz oddychać bardzo głęboko, wziąć pełen oddech.
Nabrałam powietrza do płuc.
- Chcę widzieć jak pani oddycha.
Odsunął mi ręce i gapił się natarczywie na cycki. Nieopalone kontrastowały z resztą ciała.
Uśmiechnął się.
- Teraz pora je zbadać.
Wiedziałam, że to pretekst, żeby je wymacać. Ale co mogłam zrobić?
Wziął moje piersi w ręce. Zaczął je delikatnie ściskać.
- Co pani czuje?
- Wszystko chyba w porządku. Nie czuję żadnego bólu.
Tak naprawdę odczuwałam podniecenie. Obcy facet ogląda i obmacuje moje cyce. Mnie, porządnej nauczycielce. A ja mu na to pozwalam.
- A teraz co pani czuje?
W tym momencie zaczął ściskać je mocniej. O wiele mocniej. Ściskał je i ciągnął.
Poczułam się jakby chciał mnie wydoić.
- Auuaa! Chyba za mocno mnie pan ściska!
- Czyżby nie były do tego przyzwyczajone?
- Panie doktorze... Nie mam jeszcze dziecka.
Facet za dużo sobie pozwalał. Ale to od niego zależało zdrowie mojej matki. Badanie moich piersi trwało znacznie dłużej, niż rutynowo. Wiedziałam, że on się w ten sposób podnieca. Spojrzałam na jego spodnie. Było tam zauważalne wybrzuszenie.
- Panie doktorze, chyba wystarczy już tego badania moich piersi?
- Wiem co robię.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Lekarz burknął:
- Jestem zajęty.
I trzymał mnie nadal, mimo że chciałam się uwolnić.

Drzwi otwarły się i stanął w nich młody chłopak, pewnie jakiś praktykant.
- Powiedziałem, żeby nie wchodzić – krzyknął lekarz.
Chłopiec zobaczył mój nagi biust zanim się zasłoniłam. Wybałuszył oczy. Zziajany wydyszał:
- Ale pana doktora wzywają natychmiast! Powiedzieli, że musi pan biec do siódemki!
- Cholera! Proszę zaczekać – krzyknął lekarz i wybiegł.
Tymczasem chłopak został w gabinecie.
- Niech się pani mną nie krępuje. Muszę tu znaleźć jeden dokument.
Nigdzie nie było parawanu żeby się schować. Odwróciłam się do chłopaka plecami i założyłam stanik. Czułam jego wzrok na sobie gdy zapinałam biustonosz i bluzkę. Jest w wieku, kiedy chłopcy myślą tylko o jednym.
- Czy może mi pani pomóc? Szukam serii dokumentów oznaczonych tak jak ten. To bardzo pilna i ważna sprawa.
- No dobrze. Skoro to takie ważne.
Miałam szukać w niskich szafkach. Kiedy kucnęłam, uświadomiłam sobie, że gówniarz ma dobry widok na mój dekolt z góry. Może po prostu chciał mieć pretekst, żeby sobie pooglądać moje cycki? Trochę mnie to peszyło, ale z drugiej strony odczuwałam dumę, że moje piersi tak kuszą facetów.

Chce sobie pooglądać z góry moje cycki. Chłopak sięgał do wyższych półek, a ja kucnęłam i przeglądałam niższe szafki. Zastanawiałam się, czy to nie jest pretekst gówniarza, żeby sobie mógł Po co ja ubrałam tę bluzkę? Chłopak rzeczywiście zerkał na mnie. Pewnie miał niezły widok na moje balony. Ciekawe co sobie pomyślał, gdy wcześniej zobaczył mnie z nagimi cycami u tego babiarza? Może uznał mnie za pacjentkę, którą doktorowi udało się poderwać? Dość tego widowiska z oglądaniem moich cycków.
- Przepraszam, ale nie za bardzo mogę się nachylać. Boli mnie coś w plecach.
- To zamieńmy się. Ja chętnie przeszukam te dolne szafki.
Bez słowa weszłam na krzesło. Pomyślalam sobie, że dobrze, że nie jestem w mini, bo wtedy by mi zaglądał pod spódniczkę. Ale zauważyłam, że i tak, teraz probował mi zajrzeć. Celowo szukal w tych szafkach, które były najbliżej mnie. Muszę się przyznać, że nawet mnie to podniecało. Ciekawa byłam co szczeniakowi udało się zobaczyć? Chlopak nie odrywał ode mnie wzroku.
- Jest pani piekną kobietą.
- Dziękuję. Jest pan bardzo miły.
- Czy pozwoli mi się pani zaprosić na kawę?
- No wie pan... Nie mam za wiele czasu.
Uznałam oczywiście jego propozycję za niedorzeczną. Ale zaraz pomyślałam sobie, ze to miłe być tak adorowaną... I jak dawno ja nie byłam na randce. Chlopak jest dużo młodszy, ale jego zainteresowanie mna dowodzi, ze jestem atrakcyjna... No i podczas każdego przyjazdu do Warszawy tyle czasu potem tracę czekając na autobus.
- Niech mi pani nie odmawia. Kawka nie wymaga dużo czasu.
Dałam mu swój numer telefonu, a on mi swój.

Nagle wrócił lekarz.
- Musimy wrócić do badania.
- Myślałam, że mnie pan dostatecznie przebadał...
- Proszę jeszcze się rozebrać.
Czułam się bezradna. Pan doktor che sobie mnie jeszcze pooglądać i pomacać, a ja nie bardzo mogę się przeciwstawić. Dlatego posłusznie zdjęłam bluzkę, ale zostałam w biustonoszu. Podszedł do mnie.
- Badałem pani piersi.
Po czym sam wyciągnął moje cycki z miseczek stanika.
- Dlaczego się pani wstydzi? Niejedna kobieta pozazdrościlaby pani biustu. I niejeden facet pani narzeczonemu...
- Panie doktorze... Bardzo proszę... Nie mam narzeczonego...
- Więc takie cudowne zderzaki marnują się...
Mówiąc to ścisnął je mocno. I rozpiął mi stanik.
Wyrwałam się. Schowalam z powrotem piersi do biustonosza i próbowałam go zapiąć.
- Badanie nie jest zakończone...
- Myślę, że jednak jest... Wróćmy już proszę do rozmowy o mamie.
- Dobrze. Proszę usiąść.
Zapięłam stanik i ubrałam bluzkę.
Kiedy wrócił lekarz, Jarek wyszedł z gabinetu patrząc się na mnie jakby był zazdrosny.
Pan doktor znowu usadził mnie obok siebie. Był konkretny i rzeczowy. Ale widać było, że ma świadomość władzy nade mną. Znowu położył mi rękę na kolanie. Znowu wsunął rękę i zaczął masować moje uda.
- Jest pani nie tylko piękna, ale i elegancka. Uwielbiam kiedy kobieta ma na sobie pończochy. A pani dziś ma je znowu na sobie?
Zaniemówiłam. A on bezceremonialnie i bez pytania o zgodę, złapał mnie za brzeg spódnicy i podciągnął do góry.
- Co pan robi!
Oburzona szybko złapałam się za spódnicę i obciągnęłam ją z powrotem. Ale on oczywiście zdążył zobaczyć koronki moich pończoch.
- Nosi pani samonośne?
Dokładnie poprawiłam spódniczkę, założyłam nogę na nogę i położyłam ręce na kolanie.
- Panie doktorze. Jeszcze raz proszę, nie rozmawiajmy o moich pończochach ...
Znów był rzeczowy i podkreślał, że właściwie wszystko zależy od jego spotkań z ludźmi, którzy coś mogą. A więc sugerował, że nie powinnam się opierać podczas jego zalotów. Jeśli dalej będę taka chłodna, to może odpuścić sobie załatwianie sprawy mojej mamy. Nie mam wyjścia. Uśmiechnęłam się do niego miło.
Pan doktor natychmiast przystąpił do ofensywy. Jego ręka wtargnęła pod moją spódniczkę. Na krótko tylko zatrzymała się na kolanach, po czym powoli, ale zdecydowanie zaczęła zdobywać teren sunąc wzdłuż ud. Zatrzymała się na koronce pończoch. Pan doktor uśmiechnął się błogo. Palcami jakby badał szerokość koronki. Jego palec wskazujący czułam przez pończochę, a kciuk już na nagim ciele powyżej koronki. Mam bardzo wrażliwe uda i ta sytuacja mnie podniecała.
- Panie doktorze... Nie... Proszę przestać...
Protestowałam i zaciskałam uda, ale nie odpychałam jego rąk. Mój protest tylko go jeszcze bardziej podniecił... Jego dłoń przesunęła się powyżej pończochy i zaczęła pieścić moje uda.
Westchnęłam cichutko.
Wtedy pan doktor w jednej chwili posiadł moje usta. Całował mnie łapczywie i mocno. Próbowałam odchylić usta, ale on wtedy złapał moją głowę i przycisnął mocno do siebie. Jednocześnie jego ręka nadal buszowała pod spódnicą. Nieuchronnie zbliżała się do mojego najintymniejszego miejsca...
Próbowałam ją powstrzymać, ale i tak dotarła do moich majteczek. Poczułam przez nie uścisk. Przez koronkę stringów zaczął pieścić moją szparkę.
- Nie! Nieee...
Chciałam się oswobodzić, ale trzymał mnie mocno. Pewnie wyczuł, że moje majteczki są wilgotne... Wpakował w nie rękę i dotykał mojej cipki bezpośrednio. Przesuwał wzdłuż niej swój środkowy palec. Westchnęłam znowu. Nagle zaczął wpychać go w moją dziurkę...
- Nie... Proszę. Nie.
Ale on był strasznie podniecony.
- Pani nauczycielka ma bardzo ciasną dziurkę.
Czułam w pochwie jego palec. Wsuwał się i wysuwał.
- Proszę mnie zostawić!
- Marto, masz cudowną norkę. Ciasną i mokrą.
Jego palec wbijał się we mnie z coraz większym impetem. Nie mogłam powstrzymać swoich jęków...
- Aaaaaa... aaaaa...
To wszystko potoczyło się za daleko. Musiałam się wyrwać. W sukurs przyszło mi pukanie do drzwi. Zerwałam się jak oparzona. Szybko poprawiłam kieckę.
- Nie wchodzić!
- Panie doktorze. Widzę, że muszę już iść. Jak mam się dowiedzieć o wynikach naszej sprawy? Czy mogę zadzwonić?
- Wolę, żeby pani przyjechała osobiście. To zbyt delikatna materia...
Lekarz uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Zapraszam w piątek.

Domyślałam się oczywiście, dlaczego mam stawić się osobiście. I na czym polega delikatność materii. Ale zdrowie mamy jest tu najważniejsze. Podziękowałam, wzięłam torebkę i szybko wyszłam.
Okazało się, że do gabinetu znowu dobijał się Jarek. Zaczepił mnie przed drzwiami.
- Pani Marto. Długą wizytę miała pani u doktora.
- No tak...
- Ma pani troszkę potargane włosy.
- Dziękuję za uwagę. To dlatego, że szybko ubierałam się po badaniu. Zaraz je poprawię.
- Proszę poprawić też szminkę. Rozmazała się pani...
- Naprawdę?

Poczułam się zażenowana. To oczywiście było po ustach dyrektora. Jarek tymczasem zamiast wchodzić do gabinetu, stal i gapił się na mnie. Pewnie zobaczył, że mam pogniecioną spódniczkę. Co za wstyd. Co on sobie o mnie pomyśli? Chyba nie uzna mnie za taką, która pozwala doktorowi na wszystko...
- Pani Marto, jeśli nie ma pani lusterka, to ja pani pokażę, gdzie się rozmazała szminka. I natychmiast dotknąl palcem lewą górną część moich ust.
- Jarku, nie trzeba. Pójdę do łazienki i tam się poprawię. Idź bo pewnie pan doktor czeka na ciebie.
- Pani Marto, na pewno zadzwonię!
Ruszylam szybko korytarzem. Miałam wrażenie, że wszyscy się patrzą na mój dekolt i moją pogniecioną kieckę i wszyscy domyślaja się co się stalo.
Przez pół nocy rozmyślałam o mamie i o zajściu z doktorem. Na drugi dzień trudno było mi się skupić w pracy. Nawet uczniowie zauważyli, że ciągle jestem zamyślona. Pewnie komentowali to tak: - Nasza historyczka w końcu zakochała się.

Piątek zbliżał się nieubłaganie. Zastanawiałam się, jak się zachować? Jak się ubrać? Na pewno żadnych dekoltów. Spódnica do kostek. Ale co zrobić, żeby mu za wiele nie pozwolić, ale też nie zrazić go? Raczej nie uchronię się od kolejnych zalotów.
Postanowiłam pod spódnicę założyć długą halkę. Różową z falbankami. Na górę dopasowany żakiecik. Niech będzie widać kształt mojego biustu, ale niech wszystko będzie zakryte. Szpilki na najwyższym obcasie jaki mam. Im będę wyższa, tym pewniej się będę czuła.
Tak ubrana stanęłam przed lustrem. Poczułam się jak staromodna damulka. Długa spódnica zakrywała moje nogi, a bluzeczka była zapięta pod szyją. Obcisłe ubranie podkreślało moje kobiece kształty. Pomyślałam sobie, że taki wygląd pewnie prowokuje facetów do fantazji w której zadzierają mi tą długą kieckę do góry. Dlatego stojąc przed lustrem złapałam za dół spódnicy i podciągnęłam ją razem z halką wysoko. W lustrze było widać moje nogi w brązowych pończochach. Tym razem nie samonośnych, ale trzymanych przez czarny, koronkowy pas do pończoch.
Widać było moje czarne majtki. Tym razem oczywiście nie założyłam stringów. Nie zakladałam też żadnych majteczek czerwonych, czy różowych. Czarny kolor uwielbiam, bo jest taki stonowany. Jedynym mankamentem tych figów było to, że były nieco prześwitujące. W lustrze dalo się przez nie dostrzec zarys mojej szparki. Uznałam, że jednak tak wysoko pan doktor mi kiecki nie podciągnie.

Przed wizytą w szpitalu, spotkałam się z Jarkiem w kawiarni.  
Wcześniej przez ten czas sms-owaliśmy ze sobą i dzwonili.
Młody chłopaczyna wydawał się być mną zachwycony. Twierdził, że znalazł bratnią duszę, że rozumiemy się bez słów.
W kawiarni spijał mi słowa z ust. Dwie godziny zleciały jak z bicza strzelił. Na koniec chciał mi jeszcze powiedzieć dwie rzeczy, ale się krępował.
- Jarku, nie obawiaj się. Wszystko możesz mi powiedzieć...
- Ja... ja... ja się w tobie zakochałem!
- Och... ojej... nie wiem co powiedzieć... A ta druga rzecz?
- Marto, uważaj na doktorka. On każdą ładną kobietę próbuje uwieść... Twierdzi, że często je zdobywa...
- Sądzisz, że na mnie zagiął parol?  
- Nie sądzę! Wiem! On chwalił się! Chwalił się, że namierzył damulkę, którą na bank - posiądzie...

Pan doktor przywitał mnie jak zwykle cmoknięciem w dłoń. Usiadł obok mnie i zaczął wyjaśniać, że sprawa jest na dobrej drodze, ale decyzja jeszcze nie zapadła. Potem szybko zmienił temat.
Powiedział, że bardzo mu się podobam, że nie może zapomnieć ostatniej mojej wizyty. Że pamięta moje usta... I bardzo zgrabnie przeszedł do całowania...
Wzbraniałam się, ale on zdecydowanie objął mnie i szybko posiadł moje usta. Jedną ręką trzymał mnie mocno za głowę, drugą pieścił moje ramię, plecy. Potem jego dłoń zjechała na pupę. Złapał mnie za nią mocno, ściskał pośladki. Potem przesunął rękę na biust. Wsunął ją w żakiet i przez bluzkę pieścił moje piersi. Próbowałam go odepchnąć, ale był bardzo stanowczy, jeszcze mocniej złapał moje cycki. Aż westchnęłam.
- Ooooch... Nie...
Moje protesty chyba podniecały go jeszcze bardziej... Może budziły w nim pierwotny instynkt zdobywcy? Gniótł moje balony, jakby chciał wydobyć ze mnie kolejne westchnienia lub jęki. Westchnęłam ponownie. Ale jemu nie wystarczyło miętoszenie biustu przez bluzkę i stanik. Zabrał się za rozpinanie guziczków. Wtedy stanowczo zaprotestowałam.
- Panie doktorze, przebadał pan ostatnio moje piersi dostatecznie...
- Dostatecznie, żeby stwierdzić, że są wspaniałe. Nie wypuszczę cię stąd, dopóki nie nacieszę nimi swoich oczu.
Powiedział to tak stanowczo, że zrezygnowałam z oporu. Moja bluzeczka szybko odsłoniła biały koronkowy biustonosz. Lekarz sprawnie wyłuskał moje cyce z miseczek. Zaczął je całować i ssać. Gdy przygryzł mój sutek, jęknęłam cichutko.
- Uwielbiam takie dorodne melony. Mógłbym się nimi zajmować godzinami.
To było przyjemne, że podoba mu się mój biust. Bardzo mnie podniecały zabawy piersiami.
Jednak mój zdobywca był o wiele bardziej podniecony. Nagle popchnął mnie na leżankę. Gdy znalazłam się na plecach, szybko zadarł mi spódnicę. Zobaczył, że pod nią mam halkę, więc ją także szybko podciągnął do góry. Byłam zaskoczona i sparaliżowana. Wykorzystał to i wskoczył na mnie. Chciałam wierzgać nogami, ale on szybko znalazł się między moimi udami. Przygniótł mnie swoim ciężarem. A więc jednak chce mnie posiąść... Do tej pory byłam przekonana, że mu na to nie pozwolę...
- Co pan robi! Proszę mnie zostawić...
Zupełnie nie wiedziałam jak się zachować. Nie zapominałam po co tu przyszłam i bałam się, że jeśli zacznę krzyczeć, to odbije się to później na sprawie mojej mamy. Z drugiej strony podniecało mnie to, że jestem taka bezbronna, zdana na jego łaskę... Że chce mnie wziąć siłą...
Szybko zsunął mi majteczki i droga do mojej świątyni była utorowana...
Rozpiął rozporek i wkrótce na udach poczułam jego męskość. Był strasznie napalony. Sapał mi nad uchem, a penisa przykładał do mojej małej. A więc zaraz w nią wtargnie. A ja nic nie mogę zrobić... Mogę mu tylko ulec...
Ale nie przestawałam protestować. Szeptałam:
- Nie... nie... nie...
Mój opór wyzwalał w nim większe pożądanie, chęć przełamania go. Zdobycia mnie szturmem.
Nakierował taran na wrota mojej świątyni. Rozpoczął bezlitosne natarcie.
- To cudownie, że pani nauczycielka ma taką ciasną dziurkę...
Peszył mnie ten komentarz. Zarówno ze względu na sytuację, jak i na to, że odkrył moje niezbyt duże doświadczenie.
- Chyba nie była zbyt mocno używana? Prawda Marto? Takie lubię rozpychać najbardziej.
Nie przerywał ofensywy. Jego penis wbijał się w moją pochwę. Szturmował ją powoli ale stanowczo. Czułam jak rozpycha jej ścianki. Bolała mnie, więc żeby stawiać mniejszy opór, rozłożyłam nogi bardziej na bok.
Zaczęłam cichutko wzdychać w rytm jego pchnięć:
- Oooch... nie... oochh... nieeeeee...
Wyraźnie go to kręciło. Wreszcie wcisnął swoją długą lancę do końca. Poczułam ją bardzo głęboko, jakbym została nabita na pal. Zostałam ostatecznie zdobyta. Westchnęłam głośniej.
A zdobyta świątynia zawsze była łupiona... pustoszona... Moja piczka również nie zazna litości... Czeka ją rozpychanie twardym bolcem.
Zdobywca wsuwał i wysuwał swoją dzidę. Co raz wykonywał mocniejsze pchnięcia, jakby chciał wydobyć ze mnie jęki. Nie mogłam się powstrzymać i najpierw jęczałam bardzo cichutko. Ale gdy jego tłok przyspieszył, zaczęłam jęczeć głośniej. Leżanka pode mną była mocno zużyta. Skrzypiała po każdym ruchu. A gdy pchnięcia stały się mocniejsze, łóżko skrzypiało głośniej. Bałam się, że w sąsiednich pomieszczeniach słychać co robi mi pan doktor. A mój pogromca dopiero się rozpędzał. Rżnął mnie bez wytchnienia.
- Od kiedy cię zobaczyłem pierwszy raz, nie miałem wątpliwości, że muszę cię mieć. A moim marzeniem od zawsze było zerżnąć na tej leżance nauczycielkę.
Wydawało mi się, że to trwa strasznie długo. Wydobywał ze mnie coraz głośniejsze jęki. Jęczalam:
- Nieee... aaaaa... niee...
Bałam się strasznie zajścia w ciążę. Musiałam mu to powiedzieć.
- Doktorze... uważaj proszę... może mi pan zrobić dziecko...
Niestety chyba go podniecała możliwość zapłodnienia mnie...
- Nie bój się maleńka...
Ale ja oczywiście bałam się. Jednak o dziwo, ten strach okazywał się bardzo podniecający. Sama nie wiem dlaczego podniecała mnie myśl, że mogę zostać "zbrzuchacona".
- Swoją drogą, chętnie zostawiłbym pamiątkę... i zmajstrował ci dzidziusia...
- Niee! Niech pan mi tego nie robi!
Ale on nadal rżnął mnie rytmicznie.
Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Przestraszyłam się, chciałam się szybko zerwać. Ale lekarz nie schodził ze mnie i trzymał mnie mocno. Moje zawstydzenie było nie do opisania, gdy usłyszałam głos Jarka:
- Panie doktorze, mogę wejść?
O Boże! Zaraz wejdzie i zobaczy mnie leżącą z zadartą spódnicą, dosiadaną przez doktora. Próbowałam się wyszarpnąć, ale tylko leżanka zaskrzypiała. W tym czasie poczułam, jak ciepła substancja wypełnia mnie w środku. A więc stało się... Mam w sobie jego nasienie... Poczułam się jak zaznaczona przez niego, jak jego własność. Wyobraziłam sobie siebie... z brzuszkiem...
Na szczęście Jarek nie otworzył drzwi. Doktor zszedł ze mnie. Gdy obciągałam halkę i spódnicę poczułam jak sperma cieknie mi po udach i pończochach. Poczułam się wykorzystana, ale jednocześnie odczuwałam specyficzny rodzaj przyjemności. Lekarz, z miną zdobywcy który dopiął swojego celu, zasuwał rozporek.
- Marto, musisz przyjść tu pojutrze. Wtedy wszystko się będzie rozstrzygać.
Szybko wyszłam z gabinetu i poszłam do mamy. Bardzo się ucieszyła z mojej wizyty.
- Marta, jak ci się rozmawia z doktorem? Nie podrywa cię przypadkiem?
- Co zrobić... Podrywa...
- Taka nasza kobieca dola. Uważaj na siebie. Ale na nic mu nie pozwoliłaś?
- No mamo! Coś ty...
- Mówią o nim, że lubi kobiety w twoim typie. Koło trzydziestki, z dużymi piersiami.
- Może mój biust mu się nie spodoba...
- Marta, masz plamę. W ogóle jakaś pognieciona ta spódnica...
- Może gdzieś siadłam...
Byłam potwornie zawstydzona. Dobrze wiedziałam skąd jest ta plama... Miałam nadzieję, że mama nie domyśliła się, kto pogniótł i zaplamił kieckę córki.

***
Na drugi dzień zadzwonił Jarek. Odebrałam go... i natychmiast się rozłączyłam.

Historyczka

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 6322 słów i 35509 znaków.

5 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik iskra957

    Ekstra <3

    2 gru 2021

  • Użytkownik takisobie

    Jeśli to jest początek, to ja nie mam pytań, widać że od początku miałaś "to coś", tą lekkość pióra

    19 lis 2021

  • Użytkownik jacek795

    jest kilka niedoróbek, powtórzeń itp. ale i tak się świetnie czyta ;)

    19 lis 2021

  • Użytkownik Janjerzy

    To opowiadanie mogłoby posłużyć jako trailer do całej Twej twórczości. Każdy jego fragment czytam tak jakbym był Martą, choć jestem facetem hetero. Dusza Marty stoi przede mną otworem, tak dobrze jest to napisane

    19 lis 2021

  • Użytkownik Jakub

    no i ja już tego niesmacznego rysunku nie miałem okazji zobaczyć.. eh.. opowiadani jak zawsze sympatyczne, dobrze napisane więc i dobrze się czyta.. Twój styl w pełni jest w nim zawarty..

    18 lis 2021