Komiwojażer

KomiwojażerPieprzyłem ją mocno przy akompaniamencie skrzypiącej podręcznej drabinki o którą opierała dłonie. Mój fiut plądrował dogłębnie wyraźnie nabrzmiała wilgotną cipkę. Z każdym ruchem jej dorodne piersi kołysały się w rytmie Jingle bells płynącego dźwięcznie z głośników. Duże, jędrne cycki ze sterczącymi jasnobrązowymi sutkami o średnicy latającego spodka – bliźniaczo podobne do tych tańczących w Panaji gdy kochałem bez pamięci intrygującą hinduskę o egzotycznej urodzie, która nęciła nieznośnie odwijając kaszmirowe sarii z tali. Całym szczęściem w Kanadzie kobiety nie noszą tak wymyślnych okryć. Jedynie prosto skrojone spodnie i grube cholernie miękkie swetry skrywające spragnione pieszczot piersi niewymownie wepchnięte w ciasną przestrzeń nowoczesnych biustonoszy. Słyszałem kiedy stękała gdy dociskałem mocno miednicą rozpychając się rubasznie pomiędzy wypiętymi do granic możliwości pośladkami. Suka, która poza seksownym ciałem posiadała nad wyraz rozwiniętą zmysłowość. Już na lotnisku jej kokieteryjny wzrok wzbudził moje zainteresowanie. Lekki, frywolny, niewymownie kuszący. Bezbłędny zmysł podpowiadał że będzie przewodniczką w tym fragmencie świata. Kolejny raz bez pudła.
  Oddychała mocno co chwilę zaciskając delikatne palce na mojej dłoni. Zupełnie jak bym był jej zjawiskowo-gwiazdkowym prezentem, który ktoś może ukraść. Puchowe poduchy w naszej wnęce podskakiwały dając wrażenie nad wyraz miękkich. Czy w tych zapyziałych małych mieszkankach schowki na bieliznę nie mogą być chodź odrobinę większe. Bezceremonialny zgrzyt kapitalistycznych ciągot. Wciąż wiercąc się w jej rozkosznej nieprzyzwoicie ciasnej cipce trzymałem silną dłoń na biodrze, zaś drugą oplotłem pasemka długich kruczo rudych włosów. Rdzawe kosmyki opadały na cholernie gładkie nagie ramiona. Wyprężyła się jak kotka wpychając mojego olbrzyma głęboko w siebie i dodatkowo dociskając opartymi o ścianę rękoma. Poczułem spływające po jądrach soki. Odsunęła niepoprawnie rozkoszne uda i klękając na wysokości kutasa zaczęła oplatać go językiem co chwile obficie śliniąc. Gdyby inteligencja była wskaźnikiem mistrzowskiego obciągania fiuta to z pewnością miałaby pierwsze miejsce. Jak do cholery potrafi ukryć całego w tych słodkich aksamitnych ustach. Główka mojego kutasa leniwie mijała migdałki aby badać jej gardło i z powrotem wyjeżdżać na powierzchnie. Gładziłem jej włosy patrząc na zmysłowe przedstawienie którego byłem pierwszym dyrygentem. Na moje nieszczęście była tym cholernie zjawiskowym objawieniem które poruszało moją dusze, zaś niewielkie mieszkanko pełniło role wyjątkowej  pracowni lutniczej. Dotykiem budziłem jej uśpione latami zmysły nadając drgania niezwykłej częstotliwości. Z zaklętą w sobie tajemnicą kreśliłem kształt i moc. Odkrywałem sekrety dawnych mistrzów. Dotykiem powoływałem do życia ukryte od wieków tęsknoty i pragnienia. Byłem lutnikiem który poświęca skrawek świadomości na stworzenie tak misternej i wyjątkowej konstrukcji. Niosącym tajemnice własnej historii i przenoszącym  relacje z każdym grającym na niej muzykiem. Nadawałem jej zamysł kompozytora spowitą harmonią, poruszającą najgłębsze pragnienia skrywane na dnie duszy.
  Szorstką dłonią uchwyciłem jej podbródek w momencie gdy główka mojego fiuta była już na wierzchu. Uniosłem na wysokość oczu i patrzyłem. Niewymownie przeciągałem moment kolejnej pieszczoty dokładnie zdając sobie sprawę jak niecierpliwie na nią czeka. Doskonały widok lazurowo błękitnych tęczówek w których można było dryfować godzinami. Badać jaskrawe odbicia światła nadające rytm bezwzględnie doskonałemu spojrzeniu by na końcu wpaść w wir kręgu magnetycznych źrenic. Tym mnie kupiła. Byłem jej nie zdając sobie z tego sprawy. Trzeba mi było wybrać pierwszy z brzegu lot do Ottawy a nie jakiś Quebec. Przeklinałem w myślach godzinę jej spotkania. Wytrąciła mnie z równowagi swoją osobowością graniczącą z doskonałością egipskich bazaltowych bogiń. Suka.
  Wtopiłem szorstkie usta w niewymownie wilgotne słodkie poduszki warg. Poczułem jej nieziemsko zmysłowy wyrazisty smak porównywalny jedynie z hiszpańskim Rioji ze słonecznych gron Tempranillo.  Zwinnym języczkiem pieściła mój twardy jęzor. Owijała szczelnie w środku i oplatała nieziemsko delikatnie muskając powierzchnię zatopioną w wilgotnej otchłani ust. Na chwilę lekko przygryzłem niesamowicie miękką wargę i ssałem jak dosłownie przed momentem jej genialne wielkie sutki. Przeogromnie słodka pieprzota. Świeżość kobiecych warg z nutką szaleństwa między wierszami. Dlaczego na nią trafiłem do cholery. Jest zbyt doskonała, zbyt wilgotna, zbyt…
  Kucając dotknęła piersiami mojego kutasa. Mocno pośliniła i zaczęła ocierać wewnętrzną stroną doskonałego biustu. Ścisnęła cycki i masowała członka raz za razem pozwalając aby główka oplecionego żyłkami fiuta wychodziła górą drażniąc jej podbródek. Mój gruby członek ocierał się o jedwabiście delikatną skórę. Widziałem jak bierze do ust czerwoną z podniecenia główkę fiuta i pieści gorącymi pocałunkami raz za razem kiedy wychodziła z pomiędzy piersi. Mruczała przy tym jak kotka śliniąc go dorodnie. Chwyciłem jej głowę zatapiając palce w rudo ognistych włosach. Mój fiut już miał dosyć tych sakramencko dobrych pieszczot. Po kolejnym ruchu wystrzeliłem obficie pokrywając jej wargi i część delikatnego podbródka lepką pachnącą spermą. Spijała ją zachłannie oblizując usta i zlizując z moich palców, którymi zbierałem nadmiar pokrywający jej doskonały makijaż. Popatrzyła rozpalonym wzrokiem błagając o kolejną pieszczotę.  
  Chwyciłem jej biodra i posadziłem na niewielkiej domowej drabince. Rozchyliłem genialne uda, przyozdobione w wąskie paski podtrzymujące, zmysłowe pończochy. Ukląkłem wpatrzony w jej cholernie różową muszelkę. Nabrzmiałe dorodne wargi ociekające kroplami pożądania. Wilgotny zapach kobiecości mieszał się z mocno przereklamowaną wonią Designer shaik której prawie pusty flakon stał na barokowej toaletce w sypialni. Powoli chłonąc kobiecy zapach zatopiłem usta rozkoszując się smakiem mokrej cipki. Zachłannie zasysałem jej wilgoć drapiąc przy okazji moim dwudniowym zarostem. Przedłużałem pieszczotę zadając ostateczny cios szorstkim jęzorem. Przykładałem go szeroko i przesuwałem w górę i w dół szparki po czym wkręcałem się w niezwykle nabrzmiały guziczek. Tańczyłem końcówką dookoła powodując drżenie ud i głośniejsze oddechy. Po chwili zwinąłem w trąbę i pieprzyłem wkładając i wyjmując z jej dziurki. Oddychała coraz mocniej. Dołączyłem gruby palec i na zmianę pieprzyłem i pieściłem jęzorem łechtaczkę. Mocno, powoli, cholernie dokładnie. 3, 2, 1 …
- Aaahhhhhhhhhhhhhhh – krzyknęła wyginając ciało w łuk i mocno dociskając mi głowę do cipki.
  Jej ciało przeszedł dreszcz, a wargi pulsowały raz za razem. Zaciskała palcami moją blond czuprynę oddychając zachłannie. Nogami objęła mi głowę przytulając w szalonym uniesieniu.
  Kiedy rozluźniła uścisk spojrzała na mnie spod pół przymkniętych powiek i uśmiechnęła się zalotnie.  
- Zostań proszę… - szepnęła jak w transie.
- Ale tyko na troszkę… - odpowiedziałem przytulając ją do siebie.
  Zamknęła oczy i wtuliła się we mnie kruchymi ramionami. Za oknem wiał wiatr niosąc ze sobą śnieżnobiałe, puchowe płatki śniegu. W tym roku wigilia będzie w Quebec.

3 komentarze

 
  • Somebody

    Ładnie, było parę zgrzytów (patrz komentarze poniżej), ale i tak mi się podobało. Zresztą mam słabość do twoich tekstów. Tak więc  '3,2,1...' :bravo:  :bravo:  :bravo:

    28 gru 2017

  • Dom

    @Somebody Jak zawsze motywujesz :) Chylę czoła dziękując za dobre słowo  :tadam:

    28 gru 2017

  • yrek666

    qwa....jak wygladają kruczorude włosy????  buhahha

    28 gru 2017

  • Dom

    @yrek666 No jak to jak ??? Tak jak na zdjęciu  :rotfl:

    28 gru 2017

  • Dom

    „3, 2, 1…” - fragment z opowiadania Somebody, „Alfabet – S jak Sylwia”, tak rozkosznie genialny ze grzechem byłoby nie skorzystać  :)

    28 gru 2017