Kamila i senne marzenia XI. Niespokojny urlop.

Kamila i senne marzenia XI. Niespokojny urlop.KAMILA I SENNE MARZENIA XI. Niespokojny urlop.  

Jak każdy chłopak, Mieszko praktycznie od wczesnego dzieciństwa w piaskownicy miał swojego najlepszego kolegę. Był nim Łukasz. Razem bawili się w piaskownicy w przeddzień rozpoczęcia edukacji w szkole podstawowej, razem do niej chodzili i razem do gimnazjum.  
Praktycznie od samego początku Łukasz zrobił na swoim rówieśniku duże wrażenie i ten już cały czas pod nim pozostawał. Był trochę bardziej inteligentny, roztropny od kolegów. Gdy grali mecze piłkarskie, operował bardziej na intelekcie, widać było, że stara się przemyśleć swoje zagrania nie zawsze biegając bezcelowo za piłką. W szkole unikał zaczepiania innych i stronił od bijatyk, ale w słusznej sprawie potrafił się postawić nawet starszym o rok, czy dwa kolegom. Nie miał problemów z nauką, zaliczając się do czołowych uczniów w klasie.  
Mieszko trochę zazdrościł swojemu koledze fajnej figury. Nie to, że był umięśniony, czy coś, tylko zwyczajnie miał dość harmonijną sylwetkę, lekko rozbudowaną klatkę piersiową i całkiem fajnie wyglądające, szczupłe, ale z lekkim zarysem mięśni nogi. A całość pokryta tym, czego Mieszko najbardziej zazdrościł, piękną opalenizną. Latem i jesienią niemal błyszcząco czerwoną, która później przechodziła w świetnie wyglądający brąz.  
Gdy doszedł do trzynastego roku życia, osiągnął sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, będąc może dwa centymetry wyższym od Mieszka.  
Oprócz tych wszystkich zalet, miał jeszcze jedną, dość zdumiewającą. Otóż unikał samochwalstwa. W okresie, gdy każdy chwalił się czym tylko mógł, on milczał niemal jak grób. Mieszko na zawsze zapamiętał scenę z końcówki dramatycznego meczu z sąsiednią klasą na zakończenie podstawówki. Otóż, przy remisie, mający piłkę Łukasz zagrał trochę inaczej, niż zwykle, ograł dwóch przeciwników i wyłożył tak zwaną patelnię będącemu samotnie przed bramką Kubie. Ten strzelił gola i cieszył się, zbierając laury a Łukasz niemniej zadowolony nawet słówkiem nie pisnął, że tego gola wypracował praktycznie sam w pojedynkę. Podobne sytuacje zdarzały się nierzadko. Gdy raz, niemal pół klasy zerżnęło od niego zadanie domowe z matematyki. I wiele innych.
Wiele rzeczy razem odkryli i niejedna z nich została Mieszkowi w pamięci. Najbardziej jednak pewnie te związane z seksualnością.  
Łukasz sprawiał wrażenie, jeśli nie ideału, to kogoś bardzo, bardzo solidnego. Ale i on miał swoje zagrywki wzbudzające różne odczucia, jak choćby niepokój, czy tajemniczość.  
Pierwszy raz objawił się, gdy mieli po jedenaście lat. Pojechali nad małe jeziorko, tuż za miastem i rozłożyli nad nim. Wskoczyli do wody, potem wyszli na brzeg, zalegając na kocach i wystawiając swe ciała ku słońcu. I w którymś momencie kompletnie zaskoczony Mieszko zobaczył, jak kolega rozglądając się uważnie wkoło, ściąga z siebie kąpielówki. Nie zwracając uwagi na towarzysza wstaje, eksponując swój tyłek, po czym kładzie się z powrotem na brzuchu.  
Dla Mieszka wychowywanego dość konserwatywnie był to szok. W domu nie miał możliwości zobaczenia choćby czegoś podobnego. Matka może trzy, cztery razy przemknęła po korytarzu w samych majtkach i koszulce, siostra ubierała się niemal jak zakonnica. A tutaj…  
- Też byś ściągnął – odezwał się lekko kpiarskim tonem kolega.  
Ale Mieszko nie odważył się. Za to dyskretnie, szczególnie, kiedy głowa towarzysza była odwrócona w drugą stronę, spoglądał na jego kompletnie nagie ciało. Nie wiedział, dlaczego aż tak bardzo mu się podoba, bo patrzył na pewno z przyjemnością. I to taką, że poczuł jak widok ładnych nóg i nagich pośladków Łukasza, jego penis silnie twardnieje.
Zamknął oczy i zmusił do niepatrzenia w tamtą stronę.  
Nie rozmawiali o tej sytuacji, ale w jakiś sposób przez to wszystko Mieszko jakoś jeszcze bardziej uzależnił się od przyjaciela.  
Ale było jeszcze coś innego.
Od mniej więcej tego okresu Mieszko coraz silniej musiał zmagać się z pewną sprawą. Chodziło konkretnie o jego matkę i pewnego rodzaju uwielbienie jej towarzyszące. Coś czego udało się uniknąć wcześniej teraz pojawiało się wraz z wkraczaniem w okres dojrzewania.  
Matka była matką. Ale tylko dla niego. Dla kolegów coraz mocniej stanowiła obiekt początkowo nieśmiałych a potem bardziej wulgarnych fantazji. Słyszał rzucane dyskretnie a czasem wręcz wprost przy nim różne teksty kolegów z klasy, czy innych. Tekstów wiadomego rodzaju.  
Starał się przechodzić nad nimi do porządku dziennego, choć czasem było trudno.  
Łukasz był względnie częstym gościem w jego domu. Wpadał to pożyczyć zeszyt lekcyjny, chociaż Mieszko dużo częściej pożyczał od niego, to pograć w jakąś grę, to film obejrzeć, ot po prostu pogadać. I często stykał się z nauczycielką. Witał się kulturalnie, czasem zamieniając z nią kilka słów.  
Mieszko wiedział dobrze, że z wszystkich jego kolegów, matka najbardziej lubiła właśnie Łukasza. Właśnie dlatego, że sprawiał wrażenie zrównoważonego, myślącego, nie robiącego żadnych wygłupów. Może uznała także, że miał on dobry wpływa na jej syna. W każdym razie widział, że często uśmiecha się do Łukasza, nierzadko proponując mu herbatę, lub coś do jedzenia.  
Akurat ten rzadko rzucał uwagi na temat Kamili. Wręcz bardzo rzadko i jak już to tylko zdawkowe, że „ładna jest”. Ale Mieszko miał oczy i widział, że od jakiegoś momentu Łukasz coraz częściej kieruje na nią swe spojrzenie. Wzruszał ramionami, niech sobie patrzy. Chociaż fakt, że i on zaczął sprawiać wrażenie zafascynowanego jego matką lekko go denerwował.  
I znów nadszedł jeden z przełomowych momentów w ich życiu. Tuż po ukończeniu szkoły podstawowej, gdy mieli trzynaście lat, podczas wakacji, któregoś dnia pojechali nad to samo jeziorko.  
Robili to co zwykle, pływali w wodzie, zalegiwali na kocu, ciesząc się brakiem innych ludzi, aż Łukasz zaskoczył go i to podwójnie. Zrobił to samo co wtedy. Wstał i bez ceregieli ściągnął kąpielówki, wystawiając na widok kolegi swoje pośladki i dodatkowo penisa. Mieszko chciał uciec wzrokiem, ale nie potrafił. Z ciekawością i pewnym podnieceniem, do którego za nic w świecie nie chciałby się przyznać przypatrywał się zwisającemu członkowi przyjaciela.
- Rozbierz się… Też pogapiłbym się na twojego – rzucił bardziej zaczepnie, niż rozkazująco. Ale w sumie w jego głosie pobrzmiewał dość intrygujący ton.  
- Ja nie jestem zbokiem, który paraduje nago po plaży – odciął się Mieszko.
- Zbokiem? Wstydzisz się drugiego chłopaka? Zachowujesz się jak baba. Ściągaj – poradził mu raz jeszcze. – Inaczej wciąż będziesz miał biały tyłek i żadna laska cię nie zechce. Popatrz na mój – odwrócił się, prowokacyjnie wypinając swe dość urocze pośladki w kierunku kolegi.  
Mieszko poczuł przyspieszony oddech. A może by to jednak zrobić? Skoro on…  
Krew mu się wzburzyła. Przynajmniej nie wyjdzie na jakiegoś wstydnisia. Ale nie wstał, jak kolega, tylko siedząc na kocu ściągnął bokserki. Z szybciej bijącym sercem pozorował luz. Zerknął na swego penisa raz i drugi. Już wcześniej czuł a teraz widział, że emocje związane z nagością Łukasza wpłynęły na niego i był trochę większy, niż w stanie spoczynku.  
- Nie bądź taki spięty – uśmiechnął się Łukasz patrząc uważnie na kolegę i siadając blisko niego. Chyba trochę za blisko. Mieszko poczuł, że nogi kolegi zetknęły się z jego własnymi.
Siedzieli w ciszy, ale tylko przez chwilę  
- Opowiedz o niej – odezwał się Łukasz.  
- O kim? – zdziwił się Mieszko.
- O Kamili – odparł. Tak, w rozmowach Łukasz praktycznie zawsze nazywał jego matkę po imieniu. Czy aż tak bardzo ja lubił? Czy między nimi też wytworzyła się jakaś specyficzna więź?
Dlaczego? Dlaczego o niej? Co on od niej chce? Te i setka podobnych pytań kłębiły się w głowie Mieszka. Ale zapytał o coś innego.
- Co chcesz wiedzieć?
- Na przykład, czy widziałeś ją nagą…
- Nie, nigdy – zaprzeczył głową.  
- Nigdy? Nie wyszła z łazienki bez stanika, albo nie przebierała się za przeszklonymi drzwiami?  
Pytał dość spokojnym tonem, pozbawionym niezdrowej podniety, dlatego Mieszko chętnie odpowiadał. Ba, fakt, że siedzi nago na plaży, jego najlepszy kolega też i rozmawiają o matce, sprawił, że jego podniecenie w dziwny sposób wzrosło. Jakby do głosu doszły jakieś tajemne siły spodziewające się czegoś nieoczekiwanego po Łukaszu.  
- Nigdy. Kilka razy widziałem ją w koszulce i samych majtkach. To wszystko.  
- I to wszystko? To opowiedz jakie miała majtki? – Mieszko zauważył, że prawa dłoń kolegi zjechała na penisa, podrażniając go leniwie, tak jakby Łukasz grał na gitarze.  
Ale nie wydało mu się to śmieszne. Wręcz przeciwnie, z coraz mniejszym skrępowaniem spoglądał na to co robił Łukasz, którego zawsze szanował i respektował jak chyba nikogo innego. Wyłączając może ojca.  
- Zawsze czarne. Takie zwykłe, nie stringi. Może nie lubi w stringach chodzić, nie wiem.  
- A w jakichś kusych strojach? W krótkich spodenkach, albo krótkich spódniczkach?
- Latem w spodenkach tak, choć chyba częściej w spódniczkach. Ale te spodenki najczęściej nie są wcale takie krótkie.  
- Pruderyjna jest… A jak widziałeś ją w tych majtkach… To, czy było widać choćby skrawek tyłka?
- Ja wiem… - wzruszył ramionami usiłując sobie przypomnieć. – W zasadzie tak, wiesz w takim miejscu gdzie uda łączą się z pośladkami. Ale bardzo niewiele…
- No ale… - teraz wzruszył ramionami kolega. – Zawsze możesz opowiadać kolegom, że widziałeś choć trochę gołego tyłka Kamili.  
Milczeli przez chwilę.
- Nigdy nie myślałeś o tym, że chciałbyś ją przelecieć? – zagadnął Łukasz zadając ostre pytanie.
- Przecież to moja matka…  
Nie oburzył się. Gdyby zapytał ktoś inny… A teraz dodatkowo coś innego odwracało jego uwagę. Dłoń kolegi poruszała się na penisie szybciej. I już nie w taki sposób jakby grał na gitarze. Nie, on go masował… Dokładnie tak to wyglądało, on się masturbował!
- A co by było gdybym ja ją przeleciał? – zapytał znienacka.
- Co ty pieprzysz…? Niby jakim cudem?
- Cudem, czy nie… Gdyby tak się stało.  
Nie odpowiedział. Myśl o tym, że jego kolega ten dość szanowany przez kolegów, może nawet stanowiący dla niektórych jakiś tam autorytet, Łukasz może bzyknąć jego matkę wydała mu się jakoś kuriozalnie podniecająca. Wizja tego ładnego, wygiętego w fajny dla oka łuk, mocno sterczącego penisa, którego Mieszko miał pół metra od siebie, wchodzącego w cipkę jego matki… Mieszko nagle zrozumiał, że sam jest podniecony. Jego penis również wyraźnie się ożywił.  
- Jakby tak się stało, to bym cię zatłukł… Ale chciałbym to zobaczyć – wyjawił nieopatrznie.
- Zobaczyć? Co? Jak bzykam Kamilę? Bo nie wierzysz?
- A ty wierzysz? – odpowiedział pytaniem. Wolał nie zdradzać jakiejś innej pobudki, która pojawiła się w jego umyśle tak nikczemnie i nagle.  
- Wierzę, czy nie, ale mam w umyśle coś…  
- No…?
- Chcesz, żebym opowiedział?
- No mów.
- Dobra, ale zwalę sobie – obwieścił nieoczekiwanie.  
Mieszkowi tak zaparło dech w piersiach, jak i pociemniało w oczach. W jakiś sposób Łukasz podobał mu się, to znaczy uważał go za atrakcyjnego chłopaka i zazdrościł mu nieco wyglądu ciała. Dodatkowo czuł w stosunku do niego jakąś uległość, wynikającą pewnie z innych jego cech.  
Teraz miał okazję zobaczyć jak ten w pewien sposób imponujący mu kolega będzie się masturbował, opowiadając o matce. Uzmysłowił sobie, że tak samo, jak się tego wstydził, równie mocno pożądał.  
I faktycznie, Mieszko zobaczył dłoń Łukasza przesuwającą się wolno po penisie. Tak, jak wstydził się patrzeć, tak nie mógł oderwać od tego wzroku.  
- Twoja matka jest piękna – powiedział Łukasz jeszcze ciszej, niż uprzednio. – I myślę, że mnie lubi. Co, jeżeli lubi mnie nawet bardzo? Może kiedyś poprosiłaby mnie o pomoc w domu, gdyby na przykład ciebie nie było, ani Oliwii a wasz ojciec siedziałby w pracy. Może zepsułby się wam komputer, albo coś… O, na przykład komputer.  
Wszedłbym do waszego domu. Jest lato, więc byłaby w najkrótszych spodenkach jakie ma i jakimś zwykłym podkoszulku. Bez stanika. Może udałoby mi się dojrzeć jej sutki?
„Łukasz, nie mogę odpalić kompa”, rozłożyłaby bezradnie ręce. „Jeśli umiesz poradź coś na to, będę ci bardzo wdzięczna”.  
„Nie widzę problemu, pani Kamilo” odparłbym. „Ale to może zająć trochę czasu, nie wiem co z nim jest”.
„Możesz siedzieć tutaj ile chcesz” zapewniłaby mnie poważnie. „Obok szafki masz butelkę coli a ja w tym czasie będę na ogródku, przed domem. Jeśli będziesz miał z czymś problem, po prostu zawołaj, dobrze?”
„Dobrze, nie ma sprawy”, odpowiedziałbym i zerknął na jej długie, nagie nogi, gdyby się odwróciła i poszła.  
Wtedy wziąłbym się do pracy. Twoja mama nie zna się na komputerach a ja widziałbym, że to tylko nieszkodliwy wirus. Usunąłbym go raz, dwa, przy okazji zerkając za okno, patrząc jak Kamila przechadza się po ogródku, patrząc na jej nogi, cienki podkoszulek. Na jaj tyłek schowany pod krótkimi spodenkami. i…
I wtedy miałbym dostęp do całego komputera. Jej własnego. Nie lubię grzebać w cudzych, ale tej okazji nie zaprzepaściłbym. Korzystając z jej nieobecności, przeleciałbym cały dysk. I wreszcie bym znalazł. O, to jest ten folder…!
Wszedłbym i zobaczył dużo zdjęć. Kamila jest piękna, na pewno ma dużo takich fotek, ktoś jej na pewno zrobił. Na początku byłyby takie artystyczne, pół nagie, bardziej zakryte, niż odkrywające cokolwiek. Prezentujące jej długie nogi, albo może całą sylwetkę na przykład topless, gdzie piersi miałaby zakryte ręką. Aż na samym końcu jakieś bardziej odważne zdjęcia, ukazujące całą sylwetkę bez ubrania, ale z zakrytą nagością. OK, nie byłoby widać ani piersi, ani tyłka, ani cipki, ale byłby zarys całej sylwetki, nagiej.  
Natychmiast skopiowałbym to wszystko na pendrive’a. I poczekałbym chwilę. Jeszcze raz rzuciłbym okiem na podwórko, ale Kamili by już tam nie było. Usłyszałbym jej kroki na korytarzu.
„I co?”, zagadnęłaby, opierając się o drzwi.
„Wszystko w porządku pani Kamilo, proszę sprawdzić”, zrobiłbym miejsce by podeszła do komputera.  
„Naprawdę?”, ucieszyłaby się. „Jesteś naprawdę dobry Łukasz, dziękuję ci bardzo!”.
„Naprawdę”, zapewniłbym i bez skrępowania patrzył na jej długie, opalone, zgrabne nogi. Ona w końcu musiałaby się oderwać od komputera i zauważyć to. Spojrzałaby na mnie raz, lekko zmieszała, ale uśmiechnęła też.  
„Nie chciałbym, by się pani obraziła, ale chciałem powiedzieć, że ma pani naprawdę cudowne nogi”, powiedziałbym wtedy stanowczo.
„Nie wiem dlaczego miałabym się obrazić”, odrzekłaby z uśmiechem. „Dziękuję ci za ten komplement, powiem również, że twoje nogi też są atrakcyjne”
Mieszko wzdrygnął się słysząc ten fragment. Nie wiedział dlaczego, ale uznał, że te słowa jego matki brzmiały jak najbardziej realnie. Może dlatego, że widział kiedyś, jak matka rzuciła spojrzenia na Łukasza będącego w krótkich spodenkach.  
Może kobietom też się podobają męskie nogi? I jej, czterdziestojednoletniej, starszej pani też? Chociaż chodziło o trzynastolatka? Ale dość interesującego…
- I co dalej? – zapytał niecierpliwie, bo kolega przerwał na te kilka sekund a Mieszko czuł, że ta opowieść go wkręca.  
- „Skoro tak”, odparłbym, opierając się o biurko, „to może pozwoliłaby mi pani dotknąć swoich a ja zrewanżowałbym się tym samym?”
„Oj, Łukasz!”, uśmiechnęłaby się szeroko, lekko rozbawiona. „Jeszcze nadotykasz się w życiu kobiecych nóg i to może dużo ładniejszych”
„Ciężko mi sobie wyobrazić ładniejsze, że te, które widzę. Chociaż trochę.” poprosiłbym i skierowałbym dłoń na jej kolano, dotykając lekko. Kamila speszyłaby się nieco, ale widząc zaangażowanie na mojej twarzy, nie uciekłaby, dalej się uśmiechając.  
„Co ci się w nich tak podoba?”, zapytałaby.
„Wszystko. Są długie, ładnie opalone, zgrabne, mają bardzo pociągający kształt. I to wspaniałe uczucie, którego nie mogę nazwać, gdy ich dotykam.”. Bo na koniec tego zdania, położyłbym delikatnie całą dłoń na jej udzie i lekko przesunął w górę. Kamila zatrzymałaby mnie pewnie ręką.  
„Łukasz, chyba wystarczy”, powiedziałaby z uśmiechem, ale dość stanowczo. Ja zatrzymałbym się i cofnął w stronę kolana, ale nie zdjął ręki.
„To niech pani powie coś o moich, skoro też się pani podobają”
„Ach… Zawsze miałam słabość do tej części ciała”, odpowiedziałaby, o dziwo bardzo otwarcie. „Rzecz jasna, tylko w tych przypadkach, gdy wyglądały pociągająco. A mi się podoba kształt twoich nóg i koro skóry. Tak, bardzo ładnie się świecą”
„Skoro tak, to niech ich pani dotknie”, zachęciłbym.
„Łukasz, skończmy z tym…”
„Nie, to zostanie między nami, ja przecież nie rozpowiem nikomu, niech się pani nie krępuje”, zachęciłbym. A mówiąc to, zdjąłbym swoją dłoń z jej ud i wziął ją za rękę, kładąc na moich. Speszyłaby się, ale nie cofnęła. Widać, faktycznie by się to jej podobało.
„No i jest tak miło w dotyku, jak u pani?”, zapytałbym, może trochę nieskładnie, czując jak pod wpływem jej dotyku rośnie mój kutas w spodenkach.  
„Nie wiem, jak jest u mnie, ale faktycznie, jak powiedziałam, twoje nogi to twój wielki atut”, odpowiedziałby dość ostrożnie. A ja poddawałbym się tym anielskim pieszczotom, których Kamila wciąż nie przerywałaby.  
„Strasznie mi się to podoba”, szepnąłbym, nie chcąc psuć klimatu i sam wrócił swą dłonią na jej nogi. Nie cofnęłaby się, widocznie sama byłaby nakręcona a ja delikatnie masowałbym palcami jej uda. Aż w końcu dotarłbym dość wysoko, zjeżdżając na wewnętrzną stronę ud. W końcu zacisnęłaby je.
„Łukasz, chyba kończymy to, prawda?”, zapytałaby spokojnie, ale nie odrywając ręki.  
„Mnie jest bardzo przyjemnie a pani też”, odparłbym i mimo jej oporu, wślizgnąłbym się swoją dłonią, miedzy jej zaciśnięte uda, docierając do cipki. Kamila wzdrygnęłaby się, jakby ze wstydem, ale z jej ust wydobyłby się lekki jęk.
„Łukasz, nie tak się umawialiśmy, tam nie wolno!”, szepnęłaby, ale nie wygoniła mojej ręki.
„Ale widzę, że jest pani dobrze a ja tam chcę…” odparłbym i jeździłbym palcami po jej cipce, to znaczy przez spodenki. Zobaczyłbym, jak Kamila przygryza lekko wargi i zamyka oczy. To znak, że by jej się podobało. Na pewno podobało. Ja wyczułbym, że ona jest wilgotna i masował, znajdując poprzez spodenki łechtaczkę.  
„Ach!”, jęknęłaby. „Łukasz, tak nie wolno, przestań, proszę!”, ale ja nie ustąpiłbym i dalej masował jej cipkę. Widziałbym, że coraz bardziej zatraca się i jest coraz bardziej osłabiona. Zaciskałaby uda i rozwierała je naprzemiennie.  
Mieszko zdawał sobie sprawę, że ta historia nie brzmi aż tak niedorzecznie, by nie mogła się wydarzyć. Choć nie potrafił sobie wyobrazić matki, ulegającej koledze w jego wieku, to teraz, pod wpływem słów Łukasza, uznał, że to nie takie absurdalne. A wręcz nawet możliwe. Oczyma wyobraźni ujrzał swojego kolegę siedzącego w pokoju rodziców i masującego cipkę jego matki będącej tylko w krótkich spodenkach i białej podkoszulce. Z wrażenia penis stwardniał tak, że aż zaczął sprawiać ból. Poczuł, że sam najchętniej zwaliłby sobie teraz.  
- A wtedy ja doczekałbym do odpowiedniego momentu – kontynuował opowieść kolega. – Do takiego, w którym byłaby najbardziej osłabiona tymi pieszczotami i byłaby już bliska orgazmu. Byłaby w takim momencie, gdyby nie chciała za nic przerywać. I wtedy przerwałbym ja.  
„Czekaj…!”, jęknęłaby.  
„Już. Tylko niech pani wstanie!” zarządziłbym stanowczo i pomógł jej wstać. A potem natychmiast obróciłbym ją przodem do biurka, na którym stoi komputer. Nim zorientowałaby się, błyskawicznie ściągnąłbym z niej majtki.
„Ej!”, zaprotestowałaby, ale bezwolna, czując bliski orgazm, nie mogłaby mnie powstrzymać. Natychmiast stanąłbym za nią, ściągnął swoje spodenki i nacelował swojego sterczącego kutasa w jej wypiętą cipkę. Z jednej strony szybko, by Kamila nie rozmyśliła się, uznając, że tego już za wiele. Z drugiej strony… Wolno, by patrzeć na to cudo, na jej nagi tyłek, nagi i piękny, wypięty wprost w moim kierunku, ach…!
Jęknął, bo podniecony swą opowieścią, mimowolnie przyspieszył ruchy i doprowadził do nieuniknionego, do tego, że z penisa wylała się biała ciecz a on przerwał swą opowieść, delektując się orgazmem i widokiem nagiego tyłka pięknej matki przyjaciela w swojej głowie.  
- Podobała się opowieść, bo widzę, że tobie też stoi jak drąg i też byś chciał? – zagadnął po chwili, gdy doszedł do siebie.  
Mieszko nie odpowiedział. Wstydził się zrobić a jednocześnie miał wielką ochotę na to. Chciał, choć myślał o czymś innym.  
Nie słysząc odpowiedzi, Łukasz samowolnie pochylił się w kierunku kolegi, obejmując jego penisa. Dotyk ciepłej dłoni przyjaciela podziałał na Mieszka elektryzująco. Nagle nabrał odwagi.
- Nie tak… Połóż się, wzdłuż. Na brzuchu – polecił, z ulgą patrząc, jak Łukasz spełnia jego życzenie. W ten sposób siedział, opierając się na łokciach, zaś głowa kolegi znalazła się tuż przy jego udach. A co najważniejsze sposób ułożenia Łukasza był taki, że tuż obok siebie miał jego nagi tyłek. Nie krępował się już tym wszystkim i gdy kolega masował jego penisa, Mieszko gapił się na pośladki przyjaciela.  
- Opowiadać dalej? – zapytał Łukasz, patrząc na twarz kolegi.
- Możesz – odparł krótko tenże.  
- Kamila pewnie ruszałaby się nerwowo, jakby zastanawiając się, czy dobrze robi, ale ostatecznie uległaby własnemu pożądaniu. Słyszałbym jej ciężki oddech a widział… Nagie, zgrabne, opalone pośladki. Ta pozycja, ta sytuacja, ona naga, czekająca na mojego kutasa… To wszystko sprawiłoby, że czułbym się nagle jej panem i władcą. Jej cipka sama rozchyliłaby się przed moim kutasem a on wchodziłby powoli, ale mocno, daleko. Wdzierałby się w jej głąb, aż zatrzymał. Słyszałbym jej jęk i delektował się tym co czuję i widzę. Własnym kutasem w jej cipce.  
Te kilka zdań wystarczyło, by ciałem Mieszka wstrząsnęła potworna fala pożądania. No, może nie tylko o zdania chodziło. Łukasz swą dłonią pieścił jego penisa, dodatkowo czuł na nim jego oddech. A Mieszko, niemal niczym już nie skrępowany, pozwolił sobie niby niechcący, drżącą ręką dotknąć jego, znajdującego się tuż obok nagiego tyłka.  
- Mój kutas stałby sztywno, więc jeździłbym w niej jak szalony. A ona poddawałaby się moim ruchom. Zupełnie uległa, jakby pierzył ją dorosły facet. Tak, Kamila, nauczycielka, o której pewnie wszyscy uczniowie myślą w ten sposób, jakby ją zerżnąć, jęczałaby mocno pod moim kutasem. A ja trzymałbym ją mocno za biodra i wbijał się po sam koniec kutasa. Po sam koniec! Nie byłoby litości, rżnąłbym ją jak… Jak… No, jak piękną kobietę, którą jest. Normalnie nieosiągalną a teraz… Teraz zdaną na moje ruchy w jej cipce.  
Trzymałbym ją mocno za biodra, ale w innych momentach, ściskał za jej tyłek. Co to byłoby za uczucie. Widzieć ten tyłek nagi, wypięty i jeszcze go ściskać. I klepałbym w niego, rozdając klapsy. I ciągle ruchałbym a ona jęczała. Minuta, może dwie i w końcu doszlibyśmy. Ona jęknęłaby mocno a ja wystrzeliłbym w nią cała swój ładunek. Zalałbym ją spermą, jak… O!
Ostatnie słowo odniosło się do kolegi. Mieszko nie wytrzymał. Słuchał opowieści, odtwarzając ją wiernie w swojej głowie. Wizja kolegi pieprzącego jego matkę sprawiła, że poczuł się podniecony jak nigdy. Wizja a do tego dotyk jego dłoni na członku. Ba, nawet nie dłoni, bo w pewnym momencie Łukasz polizał jego penisa. I to kilka razy. W ostatnim momencie, wiedząc, że już nic złego nie może się stać, Mieszko wykorzystał okazję, by chwycić pośladki kolegi, tak jak on opowiadał o pośladkach matki. Chwycił je. Świadomość, że dotyka nagiego tyłka Łukasza, gładzi go a potem ściska, doprowadziła go do wystrzału, co zbiegło się z momentem opowieści przyjaciela.  
Zbierał się przez chwilę w milczeniu. Potężne podniecenie z wolna opuszczało jego ciało i umysł. Łukasz także powoli odczekiwał. Sytuacja na chwilę Mieszkowi stała się niezręczna, ale Łukasz nie robił z tego ceregieli.
- Fajne opowiadanie? – zapytał dość beztrosko.
- Fajne… Ale nierealne – oprzytomnienie wróciło Mieszkowi trzeźwość sytuacji.
- A jeśli tak?
- Jeśli tak…?  
- To co wtedy? Jeśli bym ją przeleciał?
- Ale po co o tym mówić? Niemożliwe… - trzeźwość trzeźwością, ale wizja Łukasza ruchającego matkę wydawała się wciąż na swój sposób absurdalnie podniecająca.  
- Ale byłbyś bardziej wkurzony, czy zadowolony, gdybyś to widział? – zagadnął chytrze. Skurczybyk, jakoś doszedł, że Mieszko ma w tym temacie niejednoznaczne podejście.  
- Może bym mnie to i jarało, ale wkurzyło też – przyznał z zawahaniem.  
- To zróbmy tak. Jak mi się uda ją przelecieć, to ty dasz mi coś na znak porażki a ja tobie na znak przeprosin.
- A co by to było? – zainteresował się Mieszko.
- No ty, w ramach porażki, zrobiłbyś to samo co dziś. Tyle, że ustami. A ja – uprzedził jakiś protest, widząc otwierającego usta Mieszka. – No, jakby to ładnie ująć… W ramach przeprosin wypiąłbym się przed tobą – to wyjaśnienie było chyba wystarczająco jasne.  
- Jaja sobie robisz… - mruknął Mieszko, tak nieco zniesmaczony, jak i w pewien sposób podniecony tą wizją.  
- Nie, czemu? – kiwnął głową, jakby od niechcenia Łukasz. – Mówię poważnie. Zresztą, skoro nie wierzysz, to możesz się o to założyć.
- Niech tam jest, ale powiedz, jakbyś się do tego wziął? – w głowie Mieszka znów zaczynała rodzić się ciekawość.  
- To już moja sprawa – uciął krótko kolega. – Zajmijmy się sobą, czas spadać stąd.  
Od tego momentu zmieniły się dwie rzeczy. Ich wzajemne relacje i myślenie Mieszka o matce.  
Do tej pory traktował ją wyłącznie jako matkę. Teraz zmieniło się to na tyle, że nieraz wyobrażał ją sobie grzmoconą przez Łukasza. Była to wizja tak nierealna jak i bluźniercza a jednak w pewien sposób fascynująca. Matka, pełna kobiecości, w zasadzie jej uosobienie, ale jednocześnie taka niezdobyta, nieosiągalna a już na pewno dla chłopaka, który właśnie zaczął edukację w gimnazjum. No bo jak to? Czternastolatek bzykający czterdziestodwuletnią kobietę? I to taką, która mogła mieć praktycznie każdego faceta? Choć Mieszko wierzył święcie, że jest wierna wyłącznie ojcu.  
Ale ta myśl, właśnie przez tą nieosiągalność, jak i przez obydwie osoby, nieosiągalną, tak kobiecą matkę, oraz tak ogarniętego, charyzmatycznego, atrakcyjnego w jego oczach kolegę nie dawała mu spokoju przez wiele nocy.
A relacje… Nie, nie powtórzyli więcej tego co wtedy nad jeziorkiem, ale gdy spotykali się w pokoju Mieszka, Łukasz nie raz potrafił rzucić jakiś pobudzający tekst. Co ważne, nie rzucał nigdy żadnych wulgarnych uwag. No, prawie nigdy. Był raczej subtelny. Albo po prostu pytał, czy coś się nie zmieniło, czy jego kolega nie widział ostatnio swe matki w samych majtkach, czy coś. Jeszcze latem zdarzyło im się ze dwa razy siedzieć w pokoju i wyglądać przez okno na Kamilę zajmująca się czymś w ogródku. Bywała wtedy ubrana w spodenki, choć nie aż tak krótkie jakby obaj tego chcieli. Trudno, ale momentami, gdy pochylała się nad czymś, ich serca biły nieco mocniej, Łukasz coś opowiadał a Mieszko wyobrażał sobie jak jego kolega bierze matkę od tyłu.  
Zima z wiadomych przyczyn przeszła spokojniej, spędzili ją tylko na wspomnianych rozmowach. A potem zaczęło zbliżać się kolejne lato, gdy oni kończyli pierwszą klasę gimnazjum.  
Na początku lipca matka planowała krótki urlop nad morzem, taki trzydniowy. Bez ojca, który jeszcze coś tam załatwiał we klubie. Oliwia nie chciała jechać, Mieszko się wahał.  
Zadecydowała postawa kolegi, gdy dowiedział się o wszystkim.  
- Stary, trzy dni w jej towarzystwie, gdy ona będzie chodzić po plaży w samych majtkach i staniku? Jedź i przekonaj ją, żebym się również załapał z wami.  
Tym sposobem Mieszko uległ i jednocześnie oświadczył matce, że pojedzie, ale w towarzystwie znanego jej kolegi. Więc Kamila nie protestowała.  

Te niemal trzy dni upłynęły chłopakom w bardzo przyjemnej atmosferze. Pełnej słońca, wody i erotycznego niepokoju.  
Bo, rzecz jasna, marzenia Łukasza, o seksie z piękną matką kolegi były tylko marzeniami i czternastoletni chłopak dobrze o tym wiedział. Ale przecież było sporo innych rzeczy, zastępczych.
Przede wszystkim Kamila w stroju kąpielowym. Wreszcie po raz pierwszy mógł ją zobaczyć w niemal pełnej krasie. Leżąc obok niej na kocu, kąpiąc się w morzu, spacerując plażą mógł patrzeć przede wszystkim na jej długie, zgrabne nogi. Od stóp, aż po pośladki. No i te pośladki… Zakryte przecież, ale ich kształty były bardzo widoczne. Dość odstające, może nie aż tak wypukłe, bo trudno, nauczycielka miała już czterdzieści dwa lata, ale wciąż niezwykle zachęcające, apetyczne. Ciężko było oderwać od nich wzrok. No i wreszcie biust. Może nie za wielki, ale jednak to piersi. Też w staniku, ale z łatwością dało się zauważyć jakieś fragmenty tych wypukłości. Zawsze coś, zawsze to jakiś intymny fragment ciała pięknej nauczycielki.  
Pół naga Kamila przez kilka godzin, każdego z trzech dni na plaży. Pewnie w innym przypadku znudziłoby się każdemu, ale nie w tym. Na Kamilę można było patrzeć bezustannie.
- Ciekawe, czy widzi, jak się na nią gapimy – zastanawiał się Łukasz.
- Ty. Ja nie – odciął się Mieszko.
Ale była to tylko częściowa prawda. Rzecz jasna, nie odczuwał tego, co kolega, niemniej ziarno rzucone przez niego rok temu kiełkowało. Była matką, ale także piękną kobietą.  
Dlatego rozmawiali o niej często. I może także pod wpływem czasami zbyt monotematycznego kolegi, Mieszko momentami widział w rodzicielce kogoś więcej.  
Tak więc Kamila, Kamilą, ale była też jeszcze druga rzecz. Reakcje towarzystwa na plaży, w pobliskim barze, czy w innych miejscach.  
Obaj nie mogli nie zauważyć, że osoba nauczycielki wywiera spory wpływ na ludziach obojga płci. Mężczyźni w różnym wieku patrzyli z iskrą w oczach, kobiety z zazdrością. Czy to pozytywną, czy niechętną. Mieszko z Łukaszem widzieli zresztą nie tylko te spojrzenia. Czasem byli świadkami próby zagadywania przez niektórych facetów. Tak, przez jakiegoś dobrze pięćdziesięcioletniego brodacza z brzuchem, jak i młodego, dość dobrze zbudowanego, przypuszczalnie studenta, ciemnowłosego z włosami na żel. Z ulgą stwierdzali, że Kamila ucinała próby pogawędek w zarodku.  
- Sprawdź, czy na pewno jest w pokoju obok – prowokował kolegę Łukasz, gdy późnym wieczorem, drugiego dnia wycieczki leżeli już w łóżkach, przygotowując się do dnu.  
- A czemu ma jej nie być?
- Bo ten młody, wyglądał tak, że niejedna laska wskoczyłaby mu do łóżka. Więc może i Kamila pognała teraz do niego.  
- Mówisz o mojej matce – zdenerwował się nieco Mieszko. OK., takie pogawędki między sobą jeszcze uchodziły, ale podsuwanie wizji matki rżniętej przez napalonego byczka było czymś wyjątkowo irytującym.  
- Nie spinaj się już tak – pojednawczo odrzekł Łukasz. – Tak tyko mówię, że ona to ma powodzenie i na pewno ten młody, ujeżdżałby ją przez parę godzin, aż chyba zaruchałby się na śmierć.
Przez chwilę panowało milczenie. Łukasz wyraźnie rozpalał się wizją pięknej matki Mieszka, rżniętej ogniście przez młodego studenta. Wyczuł, że kolega, mimo wszystko też myśli o tym samym.  
- W każdym razie jeszcze jutro będą mieli szanse – odezwał się po chwili Łukasz. – Na koncercie. Kamila mówiła, że idzie, nie?
Chodziło o wieczorny koncert grupy Cosmo Polo na plaży. Grali jakiś swojski trance. Mieszko wiedział, że matce podoba się ten styl muzyczny.  
- Idzie – odpowiedział. – Mówiła, że wolałaby, byśmy tam się nie znaleźli, ale wyjaśniłem jej, że plaża, to plaża, więc… Ale chyba nie była zadowolona.

Ale Kamila była zadowolona. Rzecz jasna z innych powodów.  
Trzeciego dnia, sporo czasu spędziła na plaży, korzystając z naprawdę mocnego słońca. Jej ciało, w krótkim okresie nabrało zadowalających barw i wyglądało znośnie. Oczywiście znośnie jej zdaniem, bo spojrzenia spotykanych mężczyzn i ich zaczepki mówiły, że jest to dużo więcej, niż tylko znośnie.  
Ale ogólnie sam pobyt nad morzem i atmosfera tu panująca wprawiły ją w dobry humor. I w takim nastroju udała się o dwudziestej pierwszej na plażę, gdzie zaczynał się występ grupy Cosmo Polo. Miała ochotę na lekkie szaleństwo, czym w jej wieku było uczestnictwo w takim wydarzeniu.  
Ubierając się w swoim pokoiku, śmiała się w duchu. Panował skwar i wiedziała, że chce ubrać się lekko, ale, że aż tak… Początkowo chciała włożyć jakieś stringi, ale uznała, że w ciasnych spodenkach, może w tych warunkach zrobić się jej za gorąco. Więc zrezygnowała. Podobnie, jak z koszuli. Ostatecznie włożyła na siebie tylko krótkie spodenki z materiału i stanik. Na końcu lekkie obuwie sportowe.  
Śmiała się i to z kilku powodów. Dlaczego tak się ubrała? Przecież jako konserwatystka zawsze wolała stroje zakrywające dużo więcej. Rzecz jasna, nie dotyczyło to plaży, ale tu nie chodziło o wyjścia, by się poopalać i wskoczyć do wody. Tu był koncert, gdzie z pewnością sporo widowni będzie w strojach podobnych do niej, ale równie sporo jednak ubrana trochę poważniej, w dłuższe spodnie, sukienki, koszule.  
Coś ją do tego popchnęło. Co? Może raz jeszcze chciała zostać w jakimś tam stopniu królową imprezy, przyciągająca spojrzenia wszystkich mężczyzn? Tak, jak z reguły nie lubiła tego, tak teraz o wszystkim decydował wiek. Nie ma złudzeń, młodsza już nie będzie, czterdzieści dwa lata, to może ostatnia chwila, by skupić na sobie męską uwagę. Nigdy nie była próżna, ale jednak są rzeczy, których czasem można później żałować. I są takie, które można powspominać. A to przecież tylko ubranie. Nie szła tam po to by wyłowić największego przystojniaka i dać mu się uwieść, tylko zwyczajnie, poimprezować.  
To raz. A dwa? Może przy okazji trochę drobnego flirtu, może jakaś nauczka dana jakiemuś playboyowi, choćby takiemu, jak ten student z poprzedniego dnia, który myśli, że może sobie przelecieć dowolną kobietę na świecie. Niech sobie patrzy, tyle może. Patrzy na coś, czego nigdy nie zdobędzie, bo ona jest nie do zdobycia.  
A może jakiś zwyczajny flircik z kimś akurat sympatycznym, nie narzucającym się, nie gapiącym się non stop jak cielę w jej pośladki? Też może być.
No i trzeci powód, czyli ekshibicjonizm, do którego pchał ją świetny nastrój. A kij tam, niech sobie patrzą, jedni z podziwem, drudzy z zazdrością, jeszcze inni z niechęcią. Niech patrzą na jej nagie nogi, nagi brzuch, nagie plecy. To jest w pewnym stopniu urzekające. Aż czasami żal, że nie można pokazać czegoś więcej. To znaczy można, ale ona by sobie na to nie pozwoliła.  
Zresztą jest dość mocno rozebrana, ale z klasą. W czasie, gdy inne dziewczyny, pewnie głównie małolaty będą wywalać na wierzch swoje cycki i może jeszcze inne rzeczy.
Związała włosy wysoko w kitkę i po nałożeniu lekkiego makijażu, szczególnie podkreślającego oczy wyszła z domku, kierując się na pobliską plażę i z każdym metrem nastrój poprawiał się jeszcze bardziej. Dość obcisłe spodenki bezlitośnie zdradzały kształt ledwo zakrytych pośladków. Akurat stanik, z uwagi na charakter wydarzenia, był większy, niż zwykły plażowy i dość szczelnie zakrywał piersi.  
Idąc pewnym krokiem wiedziała, że mijane osoby patrzą na nią. Jakiś starszy pan uśmiechnął się szeroko. Tak, takie gesty lubiła. Jakiś młodszy patrzył się a potem ruszył jej śladem, kierując się także w stronę plaży. Wiedziała, że patrzy na jej pośladki, na jej nogi, że pewnie wyobraża sobie teraz, jak zdziera z niej te skromne ubranie i pieprzy ją mocno od tyłu.  
Uuuh, ekshibicjonizm dawał się we znaki coraz mocniej. Nie no, musi przystopować, bo trochę się zapędziła.  
Dotarła na miejsce, zwalniając kroku. Poszwendała się parę razy w lewo i w prawo, aż w końcu postanowiła coś wypić. Zamówiła w barze jednego drinka i usiadła przy jakimś stoliku sącząc wolno i rozmyślając o kilku rodzinnych, jak i zawodowych sprawach. Potem uznała, że czas zamówić drugiego. Tyle powinno wystarczyć, przecież nie przyszła się tu upić, tylko trochę poszaleć przy dobrej muzyce. Tyle wystarczy, atmosfera imprezy i temperatura zrobią resztę.  
Bo mimo zapadającego już mroku, wciąż panował ukrop. No, może nie aż tak bardzo, ale temperatura spadła niewiele poniżej trzydziestu stopni. Dodatkowo robił się coraz większy ścisk a to też wpływało na atmosferę. Skończyła drinka i wyszła, była już prawie dwudziesta druga i zaczynał się koncert. Jak to zwykle bywa, opóźniony o kilkadziesiąt minut.  
Wyszła z baru przeżywając mały szok. Pod oświetloną sceną kłębił się tłum rozwrzeszczanych ludzi a dalej było tylko niewiele lepiej. Chyba wszyscy wczasowicze postanowili wziąć udział w tym wydarzeniu. Trudno, nie musi przecież bujać się pod sceną. Głośniki rozstawiono także dalej, więc bawić się można.  
Tyle, że dalej, gdzie znalazła trochę miejsca dla siebie było już względnie ciemno. Aczkolwiek docierał do niej minimalny blask scenicznych świateł, jak i blask księżyca. Jasno na tyle, by dało się przyjrzeć znajdującym się nieopodal twarzom. Ciemno, że czasem trzeba było się wpatrywać by dostrzec jakieś szczegóły.  
Spokojnie przeszła nieco w ten drugi bok, nie od morza, tylko bliżej dość rzadkiego lasku. Muzyka uderzała z głośników przywracając jej nastrój, po chwilowym rozczarowaniu, jakie sprawiła jej frekwencja. Kamila zaczęła się delikatnie bujać w rytm muzyki. A znajdujące się przed nią jak i obok niej towarzystwo, swoim zachowaniem, zachęciło ją do coraz śmielszych wygibasów.  
Lekki szum w głowie spowodowanym wypitym alkoholem, jak i temperaturą, nie zakłócił logicznego myślenia. Miała świadomość, że jej ruchy przyciągają uwagę niejednego mężczyzny. Że na jej kołyszący się i momentami wypinający tyłek patrzy niejeden chłopak marzący o tym by objąć go w swe dłonie.  
Przeszkadzałoby jej to, niemal przez całe życie. Ale nie teraz. Oznaki starzenia? Bo przecież nie stała się nagle taka rozpustna.
- Rżnąłbym taką, aż by wióry szły – przez muzykę przebił się do jej uszu jakiś męski głos zza pleców. Nie zadała sobie trudu, by się odwrócić i sprawdzić kto do kogo te słowa skierował. Normalnie prychnęłaby ze złością, teraz tylko wzruszyła ramionami, czując nawet lekką przyjemność z powodu owych słów.  
- Ale wywija tym tyłkiem, patrz, sprawdziłbym jej majtki – znów jakiś głośniejsze mruknięcie gdzieś z tyłu, nieco z lewej strony. Tym razem niemal się zaśmiała. Dobry nastrój z trudem powstrzymał ją od obejrzenia się i szepnięcia z zawadiackim uśmiechem „ale ja wcale nie mam na sobie majtek”.
Świadomość, że jest oglądana i komentowana przez różnych mężczyzn a przede wszystkim to, że ma na sobie tak skąpy strój, bez bielizny, sprawiała jej coraz więcej przyjemności. Wręcz poczuła nieco erotyczną atmosferę a nawet lekką wilgoć w kroczu. Komentarze nie przeszkadzały jej, raczej w minimalny sposób nakręcały. A przypuszczalne spojrzenia autorstwa choćby i panów w mocno średnim wieku z brodą, wąsami i sporym brzuszyskiem jeszcze bardziej.
Lekki szum w głowie ułatwiał jej to. Dość śmiało ruszała biodrami, unosiła w górę dłonie, klaszcząc w nie. Atmosfera udzielała się wszystkim obecnym. Obok niej robiło się coraz tłoczniej, stykała się dłońmi, biodrami z innymi imprezowiczami. Nie przeszkadzało jej to, tym bardziej, że owe kontakty były chwilowe, więc można było je uznać za normalne, wynikające z tego typu sytuacji.
Coraz bardziej zatracała się w zabawie. To chyba był ten moment, kiedy alkohol wzmocniony przez inne doznania działał najmocniej. Ledwo zareagowała na sytuację, gdy poczuła otwartą dłoń na swoich plecach. Tylko plecach, zresztą po sekundzie zniknęła. Ledwo wyczuła jakieś delikatne pacnięcie w tyłek. Gdy obejrzała się, nie zauważyła żadnego podejrzanego sprawcy, tylko ktoś, niewysoki przedzierał się gdzieś dalej. Kij z tym, może przypadek.
Aż wtedy dostrzegła jego. Tuż obok.  
Jego, czyli tego domniemanego playboyowatego studenta, który wczoraj spróbował ją podrywać.  
Normalnie, olałaby go, ale teraz… Uśmiechnięta rzuciła mu spojrzenie. Zresztą trochę przez przypadek. Była ciekawa, czy zareaguje. Przebił się jeszcze bliżej. W zasadzie stanął przy jej boku.  
- Skoro nawiedzają mnie anioły, pojutrze idę do kościoła – oświadczył spokojnie.  
Mimo oklepanego tekstu, poczytała mu za plus sposób w jaki go rzucił. Dość opanowanym głosem, bez nachalności.  
Nie odpowiedziała, zostawiając mu pole do popisu. Wykorzystał próbując swych sił. Szło mu zresztą nieźle, uśmiech nie schodził z jej twarzy, choć to w dużej części była zasługą całej otoczki, imprezy i jej nastroju.  
Niech się wygada, niech ją adoruje, skoro nikt inny się nie odważył. Chociaż czuła awersję do tego typu ludzi, musiała przyznać obiektywnie, że był atrakcyjny. Minimalnie wyższy, dobrze zbudowany, acz bez przesady, dość opalony, ciemnowłosy z lekkim irokezem na żel. Za nic w świecie nie poszłaby z kimś takim do łóżka, ani pewnie na randkę. Za to kim jest. Ale dopóki zabawiał ją w jakiś sposób i mimo wszystko podnosił jej samoocenę, mogła z nim przebywać. Zresztą zawsze można się zabawić na inny sposób. W taki, który zaboli go najmocniej.  
Kilka minut trwały te podchody. Może dziesięć. Po tym czasie Kamila poczuła obejmującą ją z boku dłoń Roberta – bo tak się jej przedstawił. Zaśmiała się. A niech ma, dopóki dotyka tylko jej talii. Zresztą momentami nawet sama przytulała się do niego, chłonąc męskie ciało. Robert pachniał całkiem przyjemnie. I był o dwadzieścia lat młodszy.
Rozglądając się wokół poczyniła całkiem interesujące spostrzeżenia. Tak się złożyło, że znajdujący się w pobliżu imprezowicze byli dość wyraźnie ubrani. Praktycznie wszyscy mężczyźni w różnym wieku w spodniach, koszulach. Doliczyła się też trzech kobiet, dwie również miały na sobie spodnie, tylko jedna sukienkę do kolan.  
Poczuła pewien dreszczyk. Oto znajdowała się wpół naga w otoczeniu ubranych ludzi. Jakie to zabawne – przez całe życie, taka sytuacja wyglądałaby niemal dokładnie odwrotnie. A teraz…  
Poczuła, że rozkoszny dreszczyk zwiększa się a w podbrzuszu czuje dobrze jej znany ucisk. Oto ona, stateczna, czterdziestodwuletnie nauczycielka, wyglądała teraz w tej gromadzie, jak… No trochę, jak kurewka. Normalnie dałaby komuś w twarz za takie określenie. Wyjątkiem był jej mąż, dla niego zawsze mogła być naga, on to uwielbiał. W młodości często tak nakazywał jej chodzić po mieszkaniu, z biegiem lat coraz rzadziej. Zresztą obecność dzieci robiła swoje.  
W każdym razie dla niego, w ramach pewnej gry mogła być gołą dziwką. A tymczasem poniekąd sama zrobiła taką z siebie dla zupełnie obcych ludzi.  
Było to tak krępujące jak i podniecające. Jej ekshibicjonizm dawał o sobie znać. W tym stroju poczuła się tu niemal naga. Naga na oczach stojącego obok nieco młodszego od niej mężczyzny z dzieckiem, naga dla znajdującego się może metr dalej młodzieńca zazdrośnie spoglądającego to na jej pośladki, to na obejmującego ją partnera. Naga dla wszystkich innych. Także przecież dla Roberta.  
Coraz większe skrępowanie, przerodziło się w coraz mocniejsze erotycznie odczucia. Wręcz poczuła, że jej obcisłe spodenki z lekkiego materiału i stanik na górze znikły z jej ciała. Że faktycznie jest tu naga na oczach ich wszystkich.
Poczuła niemałe podniecenie. Ta świadomość sprawiła jej dużą rozkosz. Jakby mocniej wtuliła się na chwile do Roberta a on także mocniej objął ją za biodra, przytulając do siebie. Poczuła nieco większą wilgoć w cipce, niż uprzednio.
I w tym momencie zabrzmiał głos Roberta.  
- Zastanawiam się, jak pod twoimi spodenkami zmieściły się jeszcze majtki.  
Nie mógł wybrać lepszego momentu. Zaśmiała się sympatycznie, sprawiając, że oczy Roberta rozszerzyły się szerzej.
- A skąd ci przyszło do głowy, że mam na sobie majtki?
- A nie masz? – zaatakował natychmiast.
- Nie mam – potwierdziła bez zastanowienia z szerokim uśmiechem na ustach. Zdradzenie tej intymnej tajemnicy sprawiło, że zrobiło się jeszcze rozkoszniej, jeszcze erotyczniej. Ekshibicjonizm i uległość osiągnęły już dość wysoki poziom. Sama zaczęła się zastanawiać, jak daleko może się jeszcze posunąć.  
- To sprawdzę – przygryzł wargi w lekkim uśmiechu, oczekując na odpowiedź.
Zaśmiała się tylko, kiwając przecząca głową. Nie, nie, ziomek, aż tak daleko nie pójdę.  
Mimo tego jednak poczuła jak Robert przyciska ją do siebie nieco mocniej, jak swoją zdobycz a potem jego dłoń zjeżdża z jej bioder, kierując się na nagie plecy Kamili. Delikatnie, opuszkami palców masował je, sprawiając, że kobietę znowu przeszły przyjemne dreszcze. Zwłaszcza, gdy jeździł nimi przez środek pleców od spodenek, aż po zapięcie stanika.  
Nie za dużo tego dobrego? Nie, jeszcze nie. To nic takiego. Mimo szumu w głowie i imprezowego nastroju, pilnowała się. Zresztą tu nie trzeba było pilnować się aż tak mocno. Znała siebie dobrze. Mimo wszystko ufała sobie. Odrobina flirtu i lekkich erotycznych emocji będzie czymś przyjemnym. Nie reagowała więc.
Nawet wtedy, gdy chwilę później, jego palce, cały czas tak samo delikatne, zatrzymały się na jej pośladkach. I nie spotykając się z reakcją, błądziły po nich tak samo delikatnie, jak wcześniej po plecach.
- Jesteś gorąca jak nikt inny – usłyszała dość namiętny szept przy uchu.  
I znowu nie zareagowała. Tu na oczach innych, jakiś obcy koleś, bawidamek, macał ją po dupie. Owszem delikatnie, ale jednak. I owszem było ciemno, ale ci stojący bliżej, musieli to widzieć.  
Poczuła kolejny przyjemny skurcz w podbrzuszu.

- Tam jest, widzę ją – wskazał palcem Mieszko.
- W końcu – skomentował Łukasz. – Ale nie dopchamy się do niej, spory tłok.
- A musimy? Widzimy ją, że tam jest, tyle chyba wystarczy?
- Widząc w jakim stroju wychodziła z domu, wolałbym być bliżej. Wyglądała jeszcze bardziej zabójczo, niż na plaży.
- Fakt – ostrożnie przyznał Mieszko. – No trudno, przeżyjesz to – zaśmiał się z lekką szyderą w głosie.  
Milczeli przez chwilę, patrząc to na scenę, dookoła, to w punkt, w którym powinna znajdować się Kamila. Po chwili Łukasz drgnął.
- Widzisz gościa? – wskazał palcem. – To ten typek, który startował do niej wczoraj, nie? A teraz patrz, nie za mocno się klei?
- Nie widzę – odparł Mieszko wytężając wzrok. Faktycznie, stojący wokół ludzie sprawiali, że widok był kiepski. W zasadzie widzieli tylko jej głowę, momentami jakiś fragment pleców. Rzadko ktoś odsunął się tak, by było widać większą część korpusu.  
- Klei się – stwierdził po chwili Łukasz. – O kurde, patrz! Jego lewą rękę widzę a prawe ramię… Widzisz? Jest trochę wyprostowane. To wygląda tak, jakby ją obejmował!  
- E, przesadzasz – odpowiedział Mieszko, bardziej, by się uspokoić, niż stwierdzić prawdę. Wolał nie dopuszczać do siebie faktu, że jakiś typek maca w tej chwili jego matkę. Choćby tak w sumie niewinnie.  
- No chyba nie przesadzam – z lekkim zawahaniem odparł kolega. – Tak mi to wygląda. O, patrz!
Za plecami nauczycielki zrobił się lekki ruch, ktoś przeszedł, ktoś odszedł, przez chwilę mogli obejrzeć ją niemal dokładnie w całości.  
- Kurde… - sapnął Mieszko, nie będąc pewnym, czy w tych warunkach dobrze widzi. – Ale… Ale…
- No jednak. Przytula się do niego, widzisz? A teraz… O, kurde…!
- Maca ją po plecach, nie no, to jest przesada! – nabuzowany Mieszko drgnął niespokojnie, poczuwszy szybciej bijące serce.  
- Musi być jej dobrze – komentował Łukasz, jakby nie przejmując się uczuciami kolegi. – Tak ją smyra od góry, do dołu. A ona go nie odpędza. No, no, kto by pomyślał…
- Ej… - zdenerwował się Mieszko. Nie na słowa kolegi, tylko na to, że za plecami matki znów się ktoś pojawił i stanął zasłaniając widok niemal kompletnie.  
- Mam pomysł, chodźmy w stronę lasku – odezwał się Łukasz. – Tam będzie bliżej nich. I pewnie widok będzie fajniejszy.
Ruszyli w przód. Temperatura nieco spadła, ale oni tego nie odczuli. Mimo ubioru. Bo obaj, bez ceregieli chodzili ubrani w same spodenki, dumnie prężąc swoje nagie, młodzieńcze klatki. Gdy opuszczali domek było zbyt gorąco a teraz… Impreza, muzyka, tłum ludzi a dodatkowo scena z Kamilą rozgrzewały ich w zupełności.  
Faktycznie, przy samych drzewach było dużo lepiej. Kamila stała niedaleko, dzieliło ich może z pięć metrów. I choć tutaj kręcili się ludzie, to jednak widok na jej sylwetkę był dużo lepszy. Z reguły widzieli bardzo wiele.  
- O kurde, nie spodoba ci się to – odezwał się Łukasz, gdy znaleźli najlepsze miejsce i wbili się wzrokiem w cel. Nie mówił za głośno, ale też nie musiał szeptać. Muzyka i lekki gwar robiły swoje.  
- Ja pierdolę – Łukasz nie wiedział, czy kolega się załamał, czy poważnie wkurzył. Zrozumiałby jedno i drugie.  
Widzieli bowiem, jak na panujące tu warunki, dokładnie prawą dłoń owego studenta. Dłoń spokojnie, ale jednak jeżdżącą po tyłku Kamili.  
- Farciarz, też bym tak chciał pojeździć – odezwał się Łukasz, chłonąc ten widok. Nie spodziewał się czegoś takiego. Matka kolegi była bardzo piękna i jak najbardziej erotyzujące na swój subtelny, kobiecy sposób. A tymczasem tutaj, ubrana jak… No w zasadzie pół naga, dała się obmacywać po tyłku. Wręcz przytulała się do niego a teraz… Oparła głowę na jego ramieniu. Na chwilę, odrywając się zaraz, ale jednak…
- Zaraz tam pójdę – odezwał się Mieszko. Był na pewno na swój sposób nakręcony, także seksualnie, ale przecież nie mógł na to patrzeć, ot, tak.  
- Czekaj, czekaj – powstrzymał go kolega. – Podejdziesz i co zrobisz? To dorosła kobieta, niech robi co chce. Zresztą, nie ma co, wiem, że nakręcam czasami, ale naprawdę uważasz, że ona zaraz będzie się przed nim rozbierać?
- Już jest prawie naga – odpowiedział Mieszko.
Fakt. Oboje w milczeniu przez chwilę patrzyli na długie nogi Kamili. Długie, odsłonięte praktycznie w całości, bo obcisłe spodenki zasłaniały tylko pośladki. A na górze sam stanik.  
Łukasz z oczywistych względów nie miał takich skrupułów jak kolega. Chociaż niechętnie patrzył na tego przystojnego typka, zaczął na poważnie pragnąć, by chłopak wykonał coś jeszcze ciekawszego. Na przykład, ścisnął któryś z pośladków, albo rozpiął stanik. Albo może rozochocony sięgnął dłonią w jej spodenki? O kurde, to by było…
Ne no do tego chyba nie dojdzie.  
- Super kręci tym tyłkiem – odezwał się po krótkiej chwili milczenia Łukasz. Fakt, kręciła a dłoń tego ciemniaka nie schodziła z jej pośladków. Ba, wydawało się, że przechodzi w inną fazę. To znaczy, obejmuje ten pośladek.  
Wstrzymali oddech. I gdy tak wpatrywali się, chcąc osiągnąć pewność, że podejrzenia stają się faktem, między nimi a obserwowaną dwójką stanęła grupka chłopaków, tak, że widzieli już tylko głowę nauczycielki.  

Wciąż bujała się lekko, czując jak dłoń Roberta powoli prostuje się i obejmuje jej pośladki całą jej powierzchnią. Dlaczego wciąż nie reagowała?
Było jej dobrze. Leciutki wiaterek, który pojawił się o tej porze przyjemnie schłodził jej nogi, przyprawiając o kolejną falę dreszczy. Ta cała sytuacja ją nakręciła. I czuła, że ma ochotę na coś więcej, dużo więcej.  
Nie, nie z nim rzecz jasna. Miała się tylko chwilę pobawić a potem odprawić. Ale… Było jej dobrze. No i fakt, że poleciał na nią pewnie jeden z największych przystojniaków w ośrodku też jej się podobał. Na nią a nie na młodszą o dwadzieścia lat rówieśniczkę z dużo jędrniejszym ciałem.
Zaaferowana całą sytuacją, nawet nie zwróciła uwagi, że towarzystwo wokół niej, znów się zacieśniło. No, coś tam do niej dotarło, ale nie przejmowała się tym zupełnie.  
W całej tej sytuacji czuła się już niemal naprawdę jak dziwka. Normalnie już dawno by go odprawiła, nie pozwalając się nawet objąć. A teraz… Ona, nauczycielka. Była pół naga na oczach ludzi, obmacywana po tyłku…  
Ekshibicjonizm i uległość weszły już na wyższy poziom. Chyba za duży? Tak, na pewno. Ale jeszcze nie chciała kończyć, jeszcze patrzyła, czy nie pozwolić mu na coś więcej, by nie zrobił jej jeszcze przyjemniej. Choć to na co pozwala, to już przekroczenie wszelkich reguł. Jego dłoń jeździła po jej tyłku. Dłoń a nie palce. Jeszcze lekko, delikatnie, ale nie ulega wątpliwości czego za chwilę spróbuje.
Może jeszcze minutę, dwie? Kiedy koniec? Gdy ściśnie ją za pośladek? A może spróbuje wsunąć dłoń w spodenki?  
Na samą myśl zrobiło się jej już naprawdę wilgotno. Niemal mokro.  
„O kurwa…”, szepnęła w myślach do siebie. Takiego słownictwa używała w życiu w nad wyraz skrajnych sytuacjach i niezwykle rzadko.. „Jestem kurwą, prawdziwą kurwą! Ubrana jak kurwa, daję się macać po dupie jakiemuś przystojnemu lamusowi, którego w głębi duszy nienawidzę! I jeszcze pragnę tego, by wsadził mi rękę w spodenki i ścisnął za dupsko, jak prawdziwy napalony samiec, wykorzystujący oczarowaną nim laskę! A on może zaraz to zrobi! Gdyby widzieli mnie moi uczniowie, gdyby ktoś puścił im ten filmik z wakacji w szkole…! Wszyscy nazwali by mnie kurwą! Kurwą, bo nią jestem!”
Ten wewnętrzny monolog jeszcze bardziej ją nakręcił. Teraz już wiedziała, że była porządnie podniecona i musiała to skończyć. Już. Za dziesięć sekund.
Nadmiar emocji zgubił ją. Zachwiała się lekko na nogach, co wykorzystał Robert przyciskając mocno do siebie. Poczuła jego ciało, jego klatkę piersiową wbijającą się w jej piersi. Jego wybrzuszenie w spodniach stykające się z jej łonem. Mrrr… Oparła głowę o jego bark, zaczynając się śmiać. Nie wiedziała, czy on czytał w jej myślach, może tylko wykorzystał sytuację i zrobił to czego nie chciała i czego jednocześnie oczekiwała.  
Jego prawa dłoń nerwowym gestem zaczęła rozpychać gumkę w jej spodenkach. Wślizgnęła się. Nie za daleko, nie za głęboko, materiał był zbyt obcisły. Ale jednak trochę, może na długość jego palców. Czuła, że jej spodenki zsunęły się o dwa, trzy centymetry w dół.  
„I oto prawdziwa kurwa!, pomyślała. „Ubrana jak kurwa i za chwile mogę być kompletnie naga na oczach tych wszystkich tu… Koniec! Nawet dla takiej kurwy jak ja! Chociaż, Boże…! Jak chciałabym choć raz, choć ten jeden raz, tu i teraz być kurwą!”
Z tymi słowami, wyrwała się zdecydowanie z objęć Roberta, Az wpadła na stojącego tuż obok mężczyznę. Zaczerwieniła się lekko, rozumiejąc, że dla tych z tyłu zrobiła właśnie lekki pokaz porno.  
- To tyle kolego – odezwała się nie za głośno, ale na pewno ją słyszał. – Ja zakończyłam imprezę.  
Zauważyła, że Robert wykonał ruch w jej stronę, jakby chciał ją zatrzymać, ale nie zdążyła się dowiedzieć, czy zrobiłby to. Sama bowiem natknęła się na mur kilku mężczyzn w wieku jej towarzysza.  
- Siema Czarny – odezwał się jeden z nich, ten blokujący przejście nauczycielce. – Ten towar jest bardziej oporny, niż inne.  
Kamila usłyszała lekki chichot innego koleżki. Na twarzy następnych też zresztą pojawiły się uśmiechy. Ilu ich mogło być? Z pięciu? Wyprostowała się dumnie, na tyle, na ile pozwalał jej ten stan.  
- To tylko przejściowy problem, Arab, zostawcie mnie i moja panią samą.  
- No nie widać, by był przejściowy. Dzień dobry, jestem Tomek – odpowiedział Arab, kierując wzrok na Kamilę i wciąż jej nie ustępując.
- Kamila – odparła grzecznie. Co to za nowa sytuacja? Znów będzie zabawa? Nie, powoli miała już dość. Chociaż wciąż rozpalona, to jednak liczne towarzystwo nieco ją zdeprymowało.
- Pani pozwoli z nami, impreza jeszcze się nie skończyła – Arab dość bezceremonialnie chwycił ją za biodro i z łatwością odwrócił w kierunku Roberta.
- Zachowujesz się nieuprzejmie – zwróciła uwagę ostrzejszym tonem nauczycielka. – Ja już niestety zakończyłam imprezę i żegnam się – usiłowała opuścić miejsce, ale Arab znów jej na to nie pozwolił.  
- Ja nieuprzejmie? – zdziwił się teatralnie. – Czy to ja daję się macać po dupie i wsadzać rękę w majtki? Robert, widzę, że masz dobry gust, ale czym ta pani cię jeszcze urzekła?
- Tym, że właśnie nie ma rzeczonych majtek na sobie. Przynajmniej z tego co mówiła – rozpalony Robert, jak widać nie widział powodu, by nie obwieścić światu powierzonej mu tajemnicy.  
- Żartujesz – tym razem Arab zdziwił się naprawdę. – Możemy sprawdzić? – uśmiechnął się niewinnie w stronę Kamili.
- Jak próbował jej wsadzić rękę pod te spodenki, to faktycznie na to mogło wyglądać – odezwał się najwyższy w grupie chłopak.  
- Racja, Proca, na to wyglądało – skomentował Arab nie dając dojść do głosu Kamili. – Ale mimo wszystko chciałbym zobaczyć.
- Zobaczyć możesz sobie swoją gołą dupę, w lustrze – odcięła się Kamila czując narastającą złość. – Tymczasem, ja wychodzę – oznajmiła po raz kolejny. I znów nie dała rady się przebić przez dwóch chłopaków, wspomaganych jeszcze przez trzeciego. Dwóch kolejnych stało nieco dalej. Sprawiali wrażenie nieco mniej pewnych siebie.  
- Jak to? Nasz kolega poświęcił sporo czasu i nic z tego nie wyjdzie? – wyraźnie kpił Arab.
- Nic mnie nie obchodzą jego urojenia.  
- A ja uważam wręcz przeciwnie.
- Niestety nie ja, czy mogę wreszcie opuścić towarzystwo? – twardo patrzyła w oczy, czując jednak coraz większy niepokój. Głowa pulsowała, czując wciąż wpływ alkoholu jak i dudnienie muzyki.  
- Nie, dopóki nie spełnisz oczekiwań naszego kolegi.  
- Dość tego, żegnam – spróbowała wyminąć Araba, ale wtedy…
Wiedziała, że mają na nią ochotę. Nawet w jakimś stopniu, by ją to nakręcało, szczególnie w tym nastroju z ostatnich kilkudziesięciu minut. Ale w tej sytuacji… Półnaga, obmacana na ich oczach przez kolegę wzbudzała w nich za mocne emocje. Zbyt niezdrowe. Widziała to w ich oczach. Dlatego wolała opuścić to towarzystwo jak najprędzej.
Zdawała sobie sprawę, że jej zapach, makijaż, jej wygląd ich podnieca. Widziała, że gapią się na jej nagi brzuch i stanik. Że spuszczają twarz w dół gapiąc się na jej długie nogi. Mogło to być nęcące. Wszak przecież „tak bardzo chciała być kurwą”. Ale, gdy do tego doszło, wolała uniknąć tej zbyt licznej i chyba nadmiernie rozemocjonowanej grupy.
Nie zdążyła. Mimo wszystko dość niespodziewanie, Arab chwycił ją mocno, nie dając szans na obronę. To było tak bezczelne, że aż zaniemówiła.  
- Ale my nie żegnamy – odparł szorstko. – Jak powiedziałem, pokaż nam kotku, co masz pod tą szmatką – wskazał na spodenki, spokojniejszym głosem. Wiedział, że to tylko zabawa, że ta brunetka nie będzie w stanie przeciwstawić mu się fizycznie.
Oszołomiona Kamila, nie zważając uwago na słowa Araba raz jeszcze rzuciła się w jego kierunku, ale ten już nie patyczkował się. Chwycił ją mocno za ręce, ocierając klatką piersiowa o jej biust.
- Trzymaj ją – polecił krótko Robertowi.  
Kamila nie wierzyła w to co się dzieje. Liczyła się z możliwością jakichś nieprzyjemności, ale to przekraczało jej wyobrażenia. Robert, widocznie wcale nie lepszy od tamtych, unieruchomił jej dłonie. W sukurs przyszedł mu Proca, co Robert wykorzystał uwalniając swe ręce i kierując w stronę zapięcia stanika. Sekundę później, oszołomiona Kamila poczuła jak serce bije jej jak bęben. Oto stanik mocno się poluzował. A potem…
Potem, ku swemu już wręcz przerażeniu, poczuła jak ramiączki prześlizgują się przez jej ramiona a ona, nie mogąc wykonać żadnego ruchu, stoi przed opryszkami w samych już tylko spodenkach. Z nagim biustem wypiętym w kierunku Araba.  
Zaszokowana nie mogła wyrzec ani słowa. Jej usta rozchyliły się a oczy rozszerzyły w niemym przerażeniu. Arab, jak i pozostali, gwałcili wzrokiem jej nagi biust.
Poczuła niewiarygodny ucisk w podbrzuszu, świadczący o niesamowitym poniżeniu. O wściekłości mogła już zapomnieć, teraz jej miejsce zajął strach.  
Strach i panika, gdy jak przez mgłę zobaczyła coś okropnego. Araba nachylającego się ku niej i biorącego w usta jej sutek. Pisnęła. Dlaczego nikt nie reaguje? Czy naprawdę nie ma tu nikogo? Tam przed nią stali ludzie, czy wszyscy gapią się w scenę? Muzyka dawała głośno, rozumiała, że słowa jej i prześladowców nie dotrą dalej, niż na dwa metry. A z boku… Z boku tez chyba nie było nikogo, stali przecież blisko lasku.  
Jęknęła, czując usta Araba na swojej piersi i rękę jeszcze jednego typa na drugiej. Jej ciało zaczęło drżeć. To już nie były przelewki. Docierało do niej, że zaraz…
- No a teraz sprawdzimy, czy jesteś kłamczuchą, czy też mówisz prawdę – Arab oderwał się od jej piersi i przysunął twarz bliżej jej głowy. Kamila poczuła jego szybszy oddech. Tak podniecił się, napalił i wyglądał na zdecydowanego. To nie wyglądało na ponury żart, dużo bardziej na jakiś koszmarny i przede wszystkim prawdziwy horror.  
Spróbowała wyrwać się, ale nie była w stanie. Zbyt mocno ją trzymali. W zasadzie Proca. Poczuła dłonie pewnie równie napalonego Roberta, próbującego dobrać się z tyłu do jej spodenek. Jęknęła. Nie z podniecenia, lecz z przerażenia. Panika zaczynała brać górę. Zacisnęła uda najsilniej jak się dało. Robert faktycznie nie dawał rady ściągnąć z niej obcisłych spodenek.  
- Kurwa, ale jesteś cienki – usłyszała Araba. Jego głos brzmiał twardo i zdecydowanie. Przebijało z niego także coraz większe podniecenie. To zwiastowało najgorsze.  
Z niesamowitą paniką w szeroko otwartych oczach zobaczyła coś w co nie mogła uwierzyć. Ale to się działo. Silne dłonie Araba wślizgnęły się pod gumkę i… Nie, nie zdjął ich z niej. Opętany furią, rozerwał spodenki na strzępy.  
- Nieeeee….!!! – i jęknęła przeraźliwie Kamila a w tym momencie spodenki leżały już na gołej ziemi. Tak gołej, jak ona sama.  
Czy to naprawdę nie był tylko koszmar. Czy to jednak jawa? Czy to możliwe, że w zaciemnionym miejscu na plaży, praktycznie w miejscu, gdzie bawił się pewnie z tysiąc osób, stała kompletnie nago na oczach sześciu rozpalonych chłopaków? Ona, stateczna nauczycielka, nigdy nie wikłająca się w choćby zbliżone sytuacje?
- Zostawcie…! – tylko tyle wydobyło się z jej ust, gdy w twarz uderzyły ją przyspieszone oddechy kilku mężczyzn. Przed chwilą gwałcących wzrokiem jej nagie piersi a co gorsza, jej nagie łono. Ale teraz już nie tylko wzrokiem. Znów poczuła dłonie na piersiach ale także na brzuchu. Kolejna sunęła po jej długich nogach, zatrzymując się na nagim pośladku, chwytając go i ściskając. Ale najgorsza była ta wciskająca się między zaciśnięte uda. Mimo usilnych prób udało się jej rozerwać obronę Kamili, przy jej kolejnym jęku. I poczuła tę dłoń w tym miejscu, właśnie tam…
- Zajebista cipeczka w dotyku – triumfował znajdujący się trzydzieści centymetrów od jej twarzy Arab. – I co? Ubrałaś się jak dziwka, zgrywałaś dziwkę, to dostaniesz nauczkę dziwko!
Jego słowa chłostały jak pejcz. Gwałcona wzrokiem i dotykiem dłoni kilku chłopaków wieku studenckim Kamila, z przerażeniem uświadamiała sobie, że jej siły słabną i za chwilę zostanie zgwałcona już naprawdę.  
„Boże nie, proszę, nie!”, błagała w duchu.
Ale pomoc boska nie nadchodziła. Dłoń Araba, ta najgorsza, masowała jej już niemal kompletnie bezbronną cipkę. Ten cham gwałcił najintymniejszą część ciała. Na razie tylko dotykiem, ale…  
Boże a inni… Dwie dłonie na jej piersiach, jedna we włosach, dwie przytrzymujące ramiona, jedna ściskająca pośladek i druga strzelająca klapsa. I ta na jej cipce. Osiem męskich dłoni na jej nagim, bezbronnym ciele.  
Tak, teraz była prawdziwą kurwą. Ale, czy tego chciała?
Nie miała już sił. Z rozpaczą pomyślała, że to już koniec. Arab nie tylko macał jej pierś i cipkę, ale przywarł do niej i swoimi ustami wpił się w szyję. Teraz poczuła prawdziwe zniewolenie.
I wtedy dotarła do jej uszu lekka wrzawa i poczuła jakiś ruch.  
- Co się stało? – oprzytomniał Arab.  
- Koncert się skończył – wyjaśnił jeden z dwóch spokojniejszych, stojących z tyłu.  
- Kurwa, będzie problem, co robimy?  
Nie zdążył pomyśleć. Z uwagi na duże ciemności, zamroczony tłum powoli ruszył na nich. Kamila zauważyła, że krąg wokół niej, jakby się rozluźnił. Potem nie wiadomo dlaczego Robert poluźnił chwyt, nawet puszczając ją a w tym samym momencie Arab, dziwnym trafem stracił równowagę, chyba nawet upadł. Nie minęła kolejna sekunda a znów chwyciły ją czyjeś ręce. Ale jakby inaczej. I…
- Mama! – usłyszała znajomy, ponaglający głos i nie zawahała się ani chwili. Naga, najszybszym biegiem, na jaki było ją stać ruszyła w jednym możliwym kierunku, dokąd prowadziły ją zbawcze ręce. W kierunku znajdującego się pięć metrów dalej laskowi.  

- Ty, tam się chyba coś dzieje, kłócą się? – wskazał dłonią Łukasz.  
Faktycznie dwaj mężczyźni stojący z tyłu przeszkadzali w odbiorze, ale Mieszko zobaczył jakieś fragmenty. Głowę matki, zmieniającą położenie, także nowo przybyłym chłopakom ciężko było ustać w jednym miejscu.  
- Może to jacyś koledzy tego Roberta? – dedukował Mieszko.  
- Może. Albo go ścigają za coś.
- No dobra, to lepiej, żeby matka jednak się w to nie mieszała.  
Patrzyli jednak uważnie, starając się wychwycić jakieś widoki w tym bardzo kiepskim oświetleniu, gdzie dodatkowo Kamila była zasłaniana przez inne osoby. Aż po kilkudziesięciu sekundach zauważyli coś nowego. Coś co ich zaniepokoiło.
- Ty – odezwał się Łukasz z zawahaniem. – To nie wygląda tak, jakby Kamila się broniła?
- Kurde, nie wiem… - mruknął Mieszko patrząc z napięciem. I znów kolejny ruch chłopaków odsłonił sytuację. Na chwilę, ale wystarczająco długo, by zrozumieli.
- Oni ją trzymają! – niemal wykrzyknął Łukasz. – Co to znaczy? Co to ma być? Kamila broniła tamtego, czy…? – nie kończył, bo rysująca się powoli w jego mózgu inna możliwość, zdawała się być irracjonalna.  
- Nie wygląda to dobrze. Podejdźmy bliżej – zarządził Mieszko.  
Podeszli. Z uwagi na atmosferę, hałas, ciemności i fakt, że nowoprzybyła grupka była zaaferowana czymś innym, stali zupełnie niedostrzeżeni może półtora metra od grupy.  
Stali i serca biły im mocno. To przecież jasne, że coś się działo i to coś niedobrego. Jakaś szamotanina. Ale nawet stojąc tak blisko, nie mogli zobaczyć Kamili, nie mogli dostrzec co się dzieje. Aż wreszcie…
- O kurwa! – tym razem kulturalny na co dzień Łukasz nie wytrzymał. Towarzystwo przesunęło się nieco i to co zobaczył wydało mu się tak niewiarygodne, że otworzył oczy najszerzej jak się dało.  
W pierwszych sekundach zobaczył męskie dłonie w miejscu, gdzie powinien być stanik Kamili. Tylko go tam nie było. Na pewno, na bank. Nie wierzył. Oto ci nowoprzybyli macali nagie piersi Kamili!  
Zaschło mu w gardle, gdy uświadomił sobie na co patrzy. A potem zrobiło mu się kompletnie gorąco, gdy jedna z dłoni zjechała i jego oczom ukazała się naga pierś Kamili. Naga! Oto stało się o czym marzył. Widział tak intymny fragment ciała pięknej nauczycielki nagiej. Z wrażenia, aż zapomniał o okolicznościach.
A potem… Potem pomyślał, że zwariuje. Jakiś nagły ruch sprawił, że Kamila się przesunęła, ktoś tam zrobił krok w bok i…
Oczy mu zaparowały. Nie tylko po jej piersiach sunęły czyjeś dłonie. Także po udach i…  
Niemożliwe, ale prawdziwe! Przytrzymywana przez rozbrykanych chłopaków piękna Kamila była naga! Kompletnie naga.  
Jakby nie zwracał uwagi na te okoliczności, tak przecież groźne dla Kamili. Przez chwilę ważniejsze było co innego. Jakieś dwa metry przed sobą miał piękną nauczycielkę kompletnie nagą, obmacywaną przez kilku mężczyzn. Było tam tłoczno, ich dłonie błądziły po jej ciele, ale czasem się odrywały i wtedy jego oczom ukazywały się jej piersi, ale jeszcze coś innego. Wzgórek łonowy. Z braku sensownego światła niewiele widział, niemalże nic. Nie mógł nawet dostrzec, czy jest on wygolony, czy owłosiony. Ale to nie miało większego znaczenia.
Znaczenie miało to, że gapił się na nagą Kamilę. Obmacywaną przez kilku chłopaków.  
Ta ostatnia myśl wróciła mu świadomość. Tym bardziej, że stojący obok Mieszko, także po części zafascynowany widokiem nagiej matki, podskoczył jak szalony.  
- Czekaj! – powstrzymał go drżącym szeptem Łukasz. – Co teraz zrobisz? Teraz…
- Oni ją zgwałcą! Będziesz stał i patrzył?
- Sekunda, dwie, wytworzą się jakieś okoliczności – gorączkowo starał się wymyślić coś logicznego. – O, patrz!
Dźwięk w głośnikach ucichł. Łukasz zauważył, że napastnicy też jakby nieruchomieli, nie wiedząc co począć. W ich stronę powoli ruszył tłum wczasowiczów.  
- Teraz… Patrz, ja tego z tyłu co ją trzyma, ty z przodu – błyskawicznie i skrótowo wyłożył swój plan Łukasz, wiedząc, że nie ma co strzępić języka. – A potem od razu do lasku!
Cała akcja potoczyła się błyskawicznie. Niezwykła dawka adrenaliny pomogła w osiągnięciu celu. Ciemności i napataczający się z koncertu ludzie również.  

Wpadli jak huragan, ale wiedzieli, że tamci ruszyli natychmiast w pościg. Widocznie byli zbyt mocno napaleni, by odpuścić taką okazję. Nagą kobietę błąkającą się po niewielkim lesie.  
- Tu! – syknął Łukasz, trzymając za rękę Kamilę. Ta posłusznie podążyła jego tropem. Zboczyli z wąskiej ścieżki, raptem trzy, cztery sekundy po wbiegnięciu w lasek. Nie było wyjścia. Schowek w ciemnym lesie dawał lepsze możliwości, niż ucieczka ze wszystkimi możliwymi odgłosami i słaniającą się z nadmiaru emocji, nagą kobietą.  
Schowali się za drzewem. Szczęśliwie Łukasz wybrał dobre miejsce. Drzewo było szerokie a od strony traw w dziwny sposób wklęsłe. Tu można było schować się przed wzrokiem tych podążających ścieżką. Nie byliby dla nich widoczni, nawet przy słonecznym świetle.  
Było tylko jedno zagrożenie. Też mogli wejść w drzewa. I wtedy zawisłoby nad nimi niebezpieczeństwo.  
Łukasz stał przodem do drzewa mając między nim a sobą, pół siedzącą, pół klęczącą Kamilę. Naga nauczycielka siedziała w owej wklęsłości drzewa, chroniona przed napastnikami. Drżała. Była zbyt blisko Łukasza, by ten tego nie wyczuł.  
Poczuł olbrzymią litość. Położył swe dłonie na jej głowie. Wyczuł, że ona przybliża ją do niego. Do miejsca, gdzie on… Gdzie znajduje się jego członek wciąż nieco podniesiony, po takiej dawce erotyki jak w ostatnich chwilach.  
Nie ruszał się. Ze zgrozą dostrzegł, że napastnicy po wbiegnięciu w las, też zatrzymali się po kilku metrach. Byli kawałek dalej.  
- Gdzie mogła pobiec? – usłyszał czyjś głos.
- Uciekła i tyle. Musimy wrzucić na luz – rzucił ktoś pojednawczym tonem.  
- Taki chuj! Taka dupa, już tak blisko było… Kurwa, muszę ją znaleźć i rżnąć do białego rana!
- A co jeśli weszli w drzewa? – zapytał głębszym basem ktoś inny.
Te słowa zmroziły Łukasza. I nie tylko jego.  
Mieszko wbiegł kawałek dalej. Widząc jak wygląda sytuacja, nie odważył dołączyć do matki i kolegi, wiedząc, że byłoby to równoznaczne z odkryciem ich kryjówki. Miał ich jakieś trzy metry dalej. Słabo, bo słabo, ale widział sylwetkę Łukasza.  
I on słyszał te słowa. I wiedział, że musi coś wymyślić. A droga ratunku była tylko jedna. Zrobić coś co odciągnie ich od wejścia w drzewa. A przynajmniej, nie w tym miejscu.  
Wymacał jakiś kamień i rzucił go kawałek dalej w trawę.
- Cicho! – usłyszał jakiś szept – Słyszeliście? O, znowu – to reakcja na drugi rzut kamieniem.  
- Tam gdzieś jest – Mieszko zobaczył przemieszczające się kawałek dalej postacie. Odciągnął ich od drzewa, ale to wciąż było za mało.  
Zerwał się i ruszył sprintem przez trawę, jak najdalej od matki. Usłyszał za sobą jakieś krzyki.  
Celowo robił dużo hałasu. Wiedział, że w tych okolicznościach, nie będą w stanie rozpoznać kto jest przed nimi i ile osób. Będą mogli kierować się niemal wyłącznie hałasem. Więc biegł i przystawał, nasłuchując, czy podążają za nim. Biegł, aż w końcu oddalili się zbyt daleko. A on przystanął, odsapnął i upewniając się, że niebezpieczeństwo, jeśli nie znikło, to poważnie zmalało, ruszył w powrotnym kierunku.

Łukasz z trudem powstrzymał usiłującą wstać rozdygotaną Kamilę. Położył dłonie na jej ramionach, pochylił się i szepnął:
- Został jeszcze jeden.  
To była prawda. Nieopodal, na ścieżce, leniwym krokiem spacerował sobie jeden z agresorów. No, może nie był aż tak agresywny, skoro nie wziął udziału w pościgu.  
Nie było to jednak pewne, dlatego Łukasz wolał się nie ruszać i wolał, by Kamila również nie kombinowała.  
Ta jednak dość niebezpiecznie drżała. Na szczęście nie powodowała tym żadnych hałasów i również na szczęście po lasku szumiał delikatny, ożywczy wiaterek powodując lekki szelest, więc była szansa, że ewentualne odgłosy wydane przez rozemocjonowaną kobietę nie zostaną usłyszane przez będącego wciąż w pobliżu mężczyzny.
I nadzieja rosła z każdą sekundą, gdyż mężczyzna nie sprawiał wrażenia zainteresowanego jakimiś poszukiwaniami. Wolno, bo wolno, ale jednak oddalał się z miejsca, w którym ukryli się uciekinierzy. Łukasz oddychał coraz pewniej, wiedząc, że może za minutę, dwie, będzie okazja by wyjść stąd i spróbować się przekraść do domku.  
Tyle, że mu się nie spieszyło. Stał nad nagą pięknością i chociaż niewiele w tej pozycji widział, to sama świadomość wprawiała go w podniecenie. I nie tylko świadomość. Przecież wciąż dotykał jej nagich ramion i czuł głowę Kamili, wtulonej praktycznie w jego krocze.  
Roztrzęsiona przeżyciami ostatnich minut piękność niemal straciła zdolność oceniania sytuacji. Marzyła tylko o jednym, by tamci jej nie znaleźli. W tym miejscu wydawała się być względnie bezpieczna, nie dość, że poza ścieżką, to jeszcze przy względnych ciemnościach, chociaż księżyc świecił pełnią blasku, przebijając się tu i ówdzie przez gałęzie.  
Dlatego, subiektywnie było dla niej zbyt jasno. I niczym małe dziecko, pragnęła schować twarz gdziekolwiek. W tym celu praktycznie wtuliła ją w spodenki kolegi syna. Jakby nie przejmując się, że jest to mało fortunne miejsce.  
Nie chcąc opierać dłoni na ziemi oparła je o uda stojącego nad nią chłopaka. I jakby nieświadomie, nerwowo przesuwała je wzdłuż jego nóg. Od kolan, niemal po pas. Tak, jakby je masowała.
Przez jej ciało i umysł przechodziła prawdziwa burza. Wciąż czuła strach, to oczywiste. Ale wciąż była także pod innym wrażeniem swoich przeżyć. No i wciąż była naga, pod czternastoletnim kolegą syna.  
Oddech jej przyspieszył, poczuła, że na twarz wypływa rumieniec wstydu. Co on sobie o niej pomyśli? On i syn? OK, samo wydarzenie można bezapelacyjnie zrzucić na karb niedoszłych gwałcicieli. Ale czy na pewno? Na pewno widzieli ją tam wcześniej, widzieli jak była ubrana. Jak dziwka, albo małoletnia podrywaczka a nie dojrzała kobieta, nauczycielka. A może widzieli ją także później, jak bujała swoimi pośladkami, jak pozwalała na śmiałe pieszczoty, przypadkowemu młodziakowi. Na to by macał jej dupsko, by sięgał dłonią pod spodenki.  
Nie do uwierzenia, ale…
Ale wciąż czuła swego rodzaju podniecenie. Nie, to nie podniecenie, to jakaś dziwna rozkosz wywołana właśnie tym ubraniem i tym, że robiła z siebie jakąś tam kurewkę. Bujająca tyłkiem na tle raczej bardziej ubranych mężczyzn, czy kobiet.  
No i ten niedoszły gwałt. Nie, nie, za nic w świecie nie było to podniecające. Ale to do czego doszło… To, że oni zdarli z niej ubranie. Nie tylko stanik, ale i spodenki. Że przez... Ile? Minutę, może dwie? Nieważne, ważne, ze stała tam przez jakiś czas naga a oni mogli oglądać każdy intymny szczegół jej ciała. Cycki, cipkę. I nie tylko patrzeli, przede wszystkim macali. Ją, stateczną, szanowną nauczycielkę z liceum. Jak narąbaną, małoletnią dziwkę.  
Z emocji, jakby zacisnęła swe dłonie wysoko na udach Łukasza, aż ten drgnął. Ale ona nawet nie zareagowała, tylko równocześnie wbiła swą głowę jeszcze mocniej w jego podbrzusze.
Nie, gwałt nie. Ale jej łatwość w stosunku do Roberta, pozwalania na coś, co normalnie skończyłaby najpóźniej przy próbie objęcia… A później zdarcie z niej ubrania, to, że była naga na oczach kilku napalonych facetów a i jeszcze może jakichś innych, którzy mogli widzieć tą sytuację, albo być jej świadomi… Ten niezależny od niej ekshibicjonizm… I to, że to wszystko było tylko wstępem, do brutalnego, bezpardonowego, lubieżnego macania wbrew jej woli, przy jej sprzeciwie. To wszystko sprawiało, że czuła się rozstrojona, ale nie tylko pod negatywnym względem.
Jeszcze raz, niczym doskonale zrobiona fotografia, stanęła przed jej zamkniętymi oczami scena, w której Arab bez żadnych ceregieli brutalnie rozdziera jej spodenki i wraz z resztą napastników rzuca się do macania jej nagiego ciała.  
Poczuła niesamowity ucisk w podbrzuszu, zakołysała się na piętach i zacisnęła swe dłonie na spodenkach Łukasza jeszcze mocniej. Na sekundę, dwie, trzy… Dopiero po tym momencie dotarło do niej, że spodenki zjechały w dół.  
Nie wiedziała, że to rozemocjonowany tą sytuacją Łukasz, nie bardzo wiedząc co mają oznaczać jej ruchy, dopomógł w spuszczeniu spodenek. Niekoniecznie na coś licząc. Ot, może tak, aby również być nagim, wobec pięknej matki najlepszego kolegi. Być może i on dał się ponieść emocjom ostatnich minut i pozwolił sobie na taki ekshibicjonizm.
A Kamila patrzyła, oszołomiona na zwisającego przed nią męskiego a po prawdzie chłopięcego penisa. Tak, to był penis Łukasza, tego samego, dość atrakcyjnego kolegi syna o opaleniźnie pięknego koloru, właścicielu apetycznego pewnie dla jego rówieśnic ciała. Pamiętała, że miał ładne nogi, teraz raczej niewidoczne, chociaż… Blask księżyca oświetlał je w całkiem przyjemny sposób.  
Przesuwała wciąż swe dłonie po jego efektownych nogach, już teraz nagich, szczupłych, lekko umięśnionych, jeszcze nie owłosionych. Dotyk był nad wyraz przyjemny. Obejmowała je całymi dłońmi. A kilka centymetrów przed oczyma miała jego sympatycznie wyglądającego penisa, nawet niemałego, jak na ten wiek. Drgał lekko, nie wiadomo, czy to przez jakby nieco nerwowe ruchy właściciela, czy może z powodu emocji, które udzielały się i jemu.  
Podniecenie zrodzone w ciągu ostatnich kilkudziesięciu minut znów wzrosło. Nie mogła odwrócić wzroku, wręcz przeciwnie, przy tej kiepskiej widoczności wytężała wzrok, jakby chcąc uchwycić jak najwięcej szczegółów.  
Jakby ta kuriozalna sytuacja było zupełnie normalna. Jakby zapomniała, kim on jest i ile ma lat. Dotyk jego ciała, ciepłych, mimo powoli spadającej temperatury nóg i jakieś wyczuwalne pulsowanie urzekająco drżącego przed jej twarzą penisa sprawiły, że z coraz mocniej bijącym sercem pocałowała go delikatnie. A potem po raz drugi i trzeci.  
Zauważyła, że się ożywił. Więc, podniecona i usatysfakcjonowana tym widokiem nie szczędziła pocałunków. Ręce chłopaka, jakby mocniej zacisnęły się na jej barkach a jego penis unosił się powoli, ale wyraźnie. I gdy był już w fazie pół wzwodu ujęła go drżącą dłonią i delikatnie odciągnęła napletek. Ta z pozoru niewinna czynność, niezwykle ją rozpaliła.  
Przesunęła dłonią kilka razy wzdłuż penisa, ale wiedziała, że dłużej już nie wytrzyma. Świadomość, że tuż przed nią znajduje się ożywiony, młodzieńczy penis należący do całkiem sympatycznego właściciela działała na nią zabójczo.  
Nie była w stanie się powstrzymać. Lekko rozchyliła usta i równie delikatnie jak uprzednio zaczęła wsuwać go w środek w taki sposób, by usta smakowały go non stop, od samego czubka aż po jego koniec. Delikatnie, by zapoznać się z jego smakiem. Olbrzymią satysfakcję sprawił jej fakt, że penis w ciągu kilku sekund stwardniał jak drąg.  
Tylko jakiś ułamek świadomości przyjmował do siebie fakt, że robi to czego nie powinna. Odrzuciła to. Możliwość obciągania tak atrakcyjnego penisa była nie do odrzucenia. Wyrzuciła z siebie jakiekolwiek skrupuły i poczucie przyzwoitości. Ostatnie przeżycia, poniżająca nagość i jego silny dotyk na jej ramionach sprawiały, że waliła mu konia ustami, jak dziwka, którą jeszcze tak niedawno pragnęła chociaż przez chwilę być.  
Tym bardziej, że i pewnie onieśmielony w pierwszej chwili chłopak wykazywał coraz większa aktywność i przeniósł swe dłonie z ramion na jej twarz. Obejmował ją niezbyt mocno, ale jednak odczuwalnie i sterował, tak jakby sam posuwał ją w usta. Świadomość, że w ten sposób zniewala ją czternastolatek doprowadzała Kamilę do obłędu.  
Jej hamowana, ukrywana skłonność do bycia poniżaną znalazła nieoczekiwane ujście. Nie tamci, to on. To Łukasz, sympatyczny kolega jej syna będzie ją posuwał. To on będzie jej panem a ona jego kurewką. Boże… Gdy tylko ta myśl przyszła jej do głowy, niemal doznała orgazmu.  
Chciała więcej, chciała mu się oddać. Za wszystko, za to że jest, za to, że wyrwał ją z rąk oprawców, za to, że jest taki fajny. I za to, że ona chce być kurwą. Ten jeden raz w życiu. Niech on będzie jej panem, on, czternastoletni chłopak, niech rżnie czterdziestodwuletnią nauczycielkę, jak zwykłą kurwę.  
Z trudem stłumiła jęk. Minuty upłynęły, zagrożenie chyba minęło. Jej cipka płonęła, więc się poddała. Oderwała się od jego penisa, całując go jeszcze raz. A potem na drżących nogach wstała, prezentując nieco niższemu młodzieńcowi o szeroko otwartych oczach swe nagie ciało. I odwróciła się tyłem do niego, lekko pochylając i opierając o drzewo. Świadomość, że wypina w stronę Łukasza nagi tyłek wyciskała z niej wszystkie możliwe soki.

Wyraźnie ucieszony Mieszko zwolnił bieg. Z ulgą stwierdził, że napastnicy pobiegli w zupełnie innym kierunku. A co najważniejszy mocno oddalili się od matki. Wspaniale. Teraz można było wracać.  
Średnio pamiętał drogę, ale wiedział, gdzie jest scena, więc łatwo obliczył sobie, w którym miejscu zostawił matkę i Łukasza. Zbliżał się spokojnie, acz przy końcu zwolnił. Raz, że nie chciał ich wystraszyć, dwa, jakimś cudem mógł ktoś tam jeszcze czekać.  
Przedzierał się cicho przez trawę. Jakieś dwadzieścia metrów przed sobą widział charakterystyczne drzewo. Na ścieżce nie było nikogo, wokół chyba też nie. Tylko pod drzewem. Zbliżając się metr po metrze, widział jakąś postać. To musiał być Łukasz. Widocznie wciąż czekali na dogodny moment, może nawet na jego powrót.  
Szedł powoli, czując narastające na nowo podniecenie wywołane ostatnimi przeżyciami. Jego penis w spodenkach drgał nerwowo, był wyraźnie ożywiony. Nic dziwnego. Dzisiaj stało się coś niezwykłego. Widział swą matkę kompletnie nago. I to w jakich okolicznościach. Macaną, niemal gwałconą przez stado napalonych palantów. Ten obrazek nie dawał mu spokoju. Rzecz jasna za żadne skarby nie chciał by doszło do tego wszystkiego, by oni po kolei zerżnęli matkę, ale z drugiej ta sytuacja była niezwykle podniecająca. Widok nagiej, pięknej matki, broniącej się przed agresorami…
Oni macali jej cycki, macali tyłek i chyba cipkę też. Ta myśl sprawiła, że jego penis począł rosnąć.  
Zbliżył się już na odległość kilku, może pięciu metrów. Zdziwił się, że jego przybycie nie wywołało żadnej reakcji. W porządku, zaszedł stojącego Łukasza od tyłu, ale przecież nie był chyba aż tak cicho. A Łukasz stał, stał i stał… Jakoś tak dziwnie. A jego ręce były opuszczone w dół, trzymał je na ramionach Kamili. A…
Dopiero teraz to dostrzegł i kompletnie zdumiony zatrzymał się, otwierając lekko usta. Jego spodenki też były opuszczone. On… Stał nago przed matką!
Ale dlaczego? Zupełnie tego nie rozumiał.  
Zatrzymał się, niedaleko, może nawet jakieś dwa metry za nim. Dzielił ich jakiś wyższy krzak. Matka schowana za Łukaszem, nie widziała go. Przy blasku księżyca i kiepskim oświetleniu dobiegającym daleko z boku, z plaży, Mieszko musiał odczekać kilkadziesiąt sekund, by…
By serce podeszło mu do gardła.
Nie wierzył w to co widział, myślał, że to oświetlenie, te ciemności, te przeżycia sprawiają… Ale nie. Nie. To naprawdę się działo. Łukasz posuwał jego matkę w usta.  
Zaparło mu dech w piersiach a serce skoczyło jak szalone. Z jednej strony chciał tam wbiec, ale z drugiej… To był jego kolega. Owszem, robił rzecz wysoce niegodziwą pakując kutasa w usta jego matki, ale… Ale, gdy wcześniej o tym rozmawiali, Mieszko nie wyrażał sprzeciwu. Trochę się obruszał, ale jednak… W końcu sam poniekąd chciał zobaczyć taką akcję.  
I teraz ją widział. Z wściekle bijącym sercem stojąc dwa metry za Łukaszem, przesuwając się nieco w bok, widział dłonie matki, ściskające ten ponętny tyłek jego kolegi. Widział też przesuwającą się rytmicznie w przód i w tył jej głowę. Z kutasem Łukasza w ustach.
Świadomość, że jego matka, obciąga kutasa jego koledze była tak upokarzająca, jak i podniecająca. Poczuł, że jego własny penis rozrywa spodenki. Miał olbrzymią ochotę wyjąć go i zrobić to co Łukasz. Tylko niestety własnoręcznie.  
I gdy się nad tym zastanawiał, zobaczył jak matka nagle wstaje. Czyżby to już był koniec? Odetchnął z ulgą, czując, że Łukasz, owszem doprowadził do czegoś tam, ale matka ocknęła się, opamiętała i nie dała mu dojść do orgazmu, jak to bywa w pornosach, czy masturbacji. Ale…
Serce znów zabiło mu wściekle, gdy zobaczył jak matka odwraca się. W tym bladym świetle, mógł sobie popatrzeć na jej nagi tyłek, co doprowadziło go do wrzenia, ale już po sekundzie zajęło go co innego. Co to ma znaczyć? Po co się odwróciła, oparła o drzewo i lekko wypięła? Po co Łukasz chwyta ją za biodra? Dlaczego widzi, jak lekko rozsuwa jej uda, zbliża do niej jeszcze bardziej? Eeeeej…!
Z ust Mieszka wydobył się nawet nie tyle jęk, ile ciche, piskliwe zawodzenia. Nie wytrzymał, ale tamci, pochłonięci sobą, nie usłyszeli. Mieszko czuł, że oczy wychodzą mu na orbit. Widział jak Łukasza majstruje coś przy swoim penisie, jak jeszcze bardziej zbliża się do matki… A potem…
Potem zobaczył drgnięcie matki opartej o drzewo i nagły ruch głowy, rzucający spojrzenie w tył. Nie chciał wierzyć, nie chciał rozumieć, nie chciał pojąć. Ale rzeczywistość była bezlitosna. Jeden ruch bioder Łukasza w przód i w tył, drugi, trzeci, czwarty, piąty… I takie same ruchy w wykonaniu pochylonej nieco matki.  
To co nie mogło być prawdą, było nią. On ją ruchał!  
Matkę, obiekt fantazji wielu uczniów, o czym już się przekonywał i w końcówce podstawówki i w gimnazjum i gdzie indziej. Ale to akurat nie było ważne. Ważne było to, że tam, dosłownie dwa metry przed nim, na jego oczach, w bladym świetle księżyca, Łukasz trzymał za biodra jego matkę i pieprzył ją.  
Boże święty…!
Nie dość, że pieprzył, to… Jeszcze jak pieprzył! Po pierwszych ruchach, zaczął poruszać się coraz szybciej, delikatne odgłosy zderzających się ze sobą nagich ciał docierały bez problemu do uszu Mieszka. Tak, on ją rżnął, jak swoją własność. No, kurwa mać…!
Dodatkowo, jakby tego było mało, bezczelnie położył prawą dłoń na jej wypiętym pośladku i masował go. To było kolejne przegięcie. Ba, uderzał w niego lekko. Nie za mocno, może bał się odgłosu i ściągnięcia kogoś z napastników, Mieszko tego nie wiedział. Ale jednak. Pieprzył jego matkę, macając jej dupę i dając klapsy.  
Matka… Piękna, zawsze bardzo kobieca, elegancka, prawdziwa dama i matka, urocza i kochana... Teraz dawała się pieprzyć jego koledze, którego znał od piaskownicy.  
Czuł, że oszaleje. Chciał zareagować, ale nogi przyrosły mu do ziemi jak do betonu. Chociaż ciężko było mu się przyznać, jego rozszalały z napięcia umysł kazał mu czekać na orgazm. Na to, aż Łukasz definitywnie zawładnie jego matką, spuszczając się w niej.  
Boże, czy ona też będzie mieć orgazm?
Nie wiedział, ale przy wściekle bijącym sercu, zauważył coraz bardziej dynamiczne ruchy kolegi i już wiedział. Nawet usłyszał jakiś jęk, który mało co nie pozbawił go zmysłów i wszystko ustało. Zobaczył jak Łukasz powoli wysuwa penisa z cipki Kamili i patrzy na niego. I jak matka wciąż opiera się o drzewo, wypinając bezwstydnie swój nagi tyłek w stronę czternastoletniego gimnazjalisty.  
Ot, koniec. Matka obciągnęła kutasa jego kumplowi, potem dała mu się zerżnąć a on się w niej spuścił. Tak po prostu, nie przejmując się, że była matką kolegi.
Mieszko lekko ochłonął i poczuł, że dać się złapać na podglądaniu byłoby lekkim wstydem. Szczególnie w obecności Łukasza, który, chociaż był bardzo normalnym chłopakiem, z pewnością nie omieszkałby posłać mu kilku triumfujących spojrzeń. Mieszko wiedział, że nie wytrzymałby tego.  
Cofnął się cicho kilka metrów wstecz, poczekał aż matka wyprostuje się, odwróci i nadszedł. W milczeniu, nie czyniąc hałasu.  
Zauważył, że tamci przestraszyli się nieco. Jego uwadze nie uszedł ruch Łukasza, poprawiającego sobie spodenki. Matka, jakby nerwowo chciała schować swą nagość, tylko nie za bardzo miała jak.  
- Zgubili się? – ni to spytał, ni stwierdził kolega.
- Chyba tak – odparł Mieszko, starając się nadać swemu głosowi suchy i szorstki ton. – Nie mieliście żadnych przygód? – zapytał, uważając, by pytanie nie zabrzmiało złośliwie.
- Nie – usłyszał mało wyraźny głos matki, chociaż ona też chciała zgrywać ogarniętą.  
- To idziemy, nie?
Poszli, kryjąc się między drzewami. Ubrani chłopacy nieco bardziej z przodu, Kamila za nimi. Mieszko zmusił się, by jego pulsujący członek opadł, nim wyjdą na bardziej oświetloną przestrzeń.  
Wyszli i przemknęli do domku, który nie stał zresztą za daleko. Łukasz szedł pierwszy, Mieszko puścił matkę przodem. Ta, chciała jak najszybciej znaleźć się w budynku, nie zwracając uwagi na to, że jest kompletnie naga. Skorzystał na tym Mieszko, który przez kilkadziesiąt sekund mógł sobie patrzeć bez przeszkód na nagie pośladki mamy a w tym czasie przez jego umysł przewijały się diametralnie różne odczucia.  
W końcu znaleźli się pod bezpiecznym dachem. Wzrok Łukasza, którym przed udaniem się do swego pokoju raz jeszcze obrzucił nagą Kamilę wprawił Mieszka w nerwowość.  
Szybko jednak w nim zniknął, uznając, że takie dłuższe gapienie się byłoby mało przyzwoite. Mieszko został sam z nerwowo krążącą po pokoju matką szukającą ubrania, już spakowanego przed jutrzejszym wyjazdem.  
- Teraz chcesz się ubrać? – zapytał z pewną dozą zaciekłości.
Na moment przystanęła, jakby zdziwiona tonem głosu syna. Wciąż pod wrażeniem ostatnich wydarzeń, daleka była od stanu równowagi ducha.
- Uważasz, że powinnam tak stać naga? – starała się powstrzymać emocje. Pierwszy raz w życiu znalazła się w takiej sytuacji, by jej syn widział i oglądał ją kompletnie nagą. To, że przez przypadek w sytuacji wyższej konieczności to jedno. Ale teraz? – Mógłbyś wyjść do swego pokoju i dać mi się ubrać?  
Jej słaby głos zabrzmiał lekko oskarżająco, ale Mieszko nie dał się sprowadzić do defensywy.
- Wstydzisz się mnie?  
- Nie kpij dobrze? Co w ciebie…?
- A w ciebie co? Odpowiesz mi?
- Mam się tłumaczyć tobie? Z czego? – przyklęknęła przy walizce z ubraniami.  
- Z tego, że nie mogę popatrzeć na ciebie…
- Mieszko, jesteś bezczelny – ton jej głosu nie zdradzał jednak oburzenia, raczej obojętność. Trochę jednak ta obojętność ją kosztowała. – Wiesz, że nie powinieneś…
- Oglądać cię nagiej? – wpadł w słowo Mieszko. Na to właśnie czekał. – A Łukasz ma prawo do oglądania cię?
- A co ma Łukasz do tego? To był przypadek… - Kamila wyprostowała się trzymając otwartą walizkę w dłoni. Wciąż czuła w głowie szum spowodowany tymi wszystkimi wydarzeniami. I alkoholem i próbą gwałtu, no i tym… W lasku.
- A to, że pieprzył cię, to też był przypadek?
Znieruchomiała a jej rozszerzone oczy wbiły się w syna.  
- Skąd wiesz? – zapytała bez sensu, czując szybsze bicie serca. Stała frontem do syna, kompletnie naga.  
- Głupie pytanie – usłyszała jego zdeterminowany i agresywny głos. Zaskoczył ją. Nigdy się tak do niej nie odzywał.  
Ale przecież… Akurat teraz miał chyba powód.  
- Posłuchaj… - odwróciła głowę nie starając się patrzeć w jego kierunku. Czuła wypływający na twarz silny rumieniec. Starała się wytłumaczyć, tylko, że w tym przypadku nie było jak. No bo jak mogła? Co powiedzieć? Że cała sytuacja na nią wpłynęła tak, że zaczęła obciągać kutasa jego koledze a potem wypięła przed nim dupę?  
Milczał, stojąc z wbitym w nią twardo wzrokiem.  
No tak, zapomniała, że to już nie taki dzieciak. On też ją uratował, tak samo jak Łukasz. Gdyby nie on… A teraz stał. Ten dorastający chłopak świdrujący ja wzrokiem. Ją, jego matkę, stojącą przed nim nago.  
Poczuła miękkość w nogach. I nie tylko. Zaczęła rozumieć co on dzisiaj przeszedł, co widział. Najpierw matkę macaną przez kilku młodzieniaszków a potem rżniętą przez klasowego kolegę.  
Przypomnienie sobie tego wszystkiego, znów doprowadziły ją do ucisków w podbrzuszu.  
Podeszła do niego na miękkich nogach, z trudem starając się ukryć zawstydzenie brakiem ubioru. Trudno, stało się. Skoro widział ją już dzisiaj… Raz, potem drugi… Chciała go objąć, przytulić, powiedzieć coś sensownego.
Ale kiedy zbliżyła się, położyła mu ręce na ramionach i pocałowała niezdarnie w czoło, usłyszała coś nieoczekiwanego.  
- Dobrze ci było?
- Czy co…?
- Czy było ci dobrze? Czy miałaś orgazm? – głos wydobywający się przez zaciśnięte usta syna i jego słowa oszołomiły ją.  
- Mieszko, nie mówmy o tym więcej, dobrze? – zapytała łagodnie, usiłując go przytulić, ale słowa wbijały się głęboko w duszę, wywracając wszystko na drugą stronę.
- Dlaczego nie? Chcę wiedzieć. Czy miałaś orgazm, gdy pieprzył cię od tyłu i klepał w dupę!
- Mieszko – chciała by głos się zaostrzył, ale nie potrafiła. Dlaczego? Poczucie winy? Forma podziękowania, że się dla niej naraził? Te wszystkie przeżycia i to, że wciąż… Była niespełniona? – Najlepiej, jak wyjdziesz stąd, do siebie.
Acz nagle dotarło do niej, że wcale tego nie chce.
Czekała na jego słowa, zbliżywszy się tak, ze ich ciała zetknęły się. Jego gorące z jej też rozgrzanym, jak lekko ochłodzonym, po kilkudziesięciu minutach spędzonych w lasku.
I zbliżywszy się, wyczuła w dole coś sztywnego i to nad wyraz mocno. Drgnęła, chcąc odstąpić, ale on nie puścił. Trzymał ją mocno. A wykorzystawszy to, że trochę traciła równowagę, niezdarnie prowadził ją w stronę łóżka. Zdezorientowana, nie stawiała oporu.
A gdy znaleźli się u jego skraju, pchnął na tyle stanowczo, że rozpłaszczyła się na nim. I zawstydzona, gdy nogi rozeszły się nieco na bok i zmieszana, zagubiona, nie wiedząc o co mu chodzi.
- Ej… - mruknęła, niby karcąco, jakby chcąc wyprostować sytuację, niezdarnie próbując przyjąć subtelniejszą pozycję.  
Wciąż roztrzęsiona przeżyciami z ostatniej godziny, oszołomiona także tym, co dzieje się teraz, nie zareagowała, gdy Mieszko wgramolił się na nią, rozpychając jej nogi. Czy to z poczucia winy? Drgnęła, czując po raz kolejny sztywność w okolicach podbrzusza. Opamiętała się, że tak być nie może, ale…
Ale wtedy on przywarł ustami do jej twarzy, składając pocałunek. Poczuła się obezwładniona. Tym bardziej, że w ślad za nim poszedł drugi i trzeci. Taki synowski. Rozanieliło ją to niesamowicie. Czy to była oznaka miłości do niej? Wszystko na to wskazywało. Tak, jakby chciał przekazać, że nie da skrzywdzić swojej matki żadnym opryszkom.  
Dlatego nie miała w żaden sposób serca, by wygonić go z łóżka. By powiedzieć mu, że czuje się skrępowana, tym, że leży naga, a on na niej. Że całuje ją w twarz, tak czule. Że ciężar jego ciała jest tak krępujący, jak i niesamowicie przyjemny.  
A on ją wciąż całuje. Już nie w twarz, także w szyję. Potem w dekolt. By w końcu przywrzeć ustami do jej podrażnionych sutków…
- Mieszko…! – ni to szepnęła z naganą, ni jęknęła z rozkoszą. Te podrażnione sutki tak domagały się tego typu pieszczot, że nie była w stanie użyć siły. Język i usta Mieszka jeżdżące po jej piersiach i ściskające jej sutki zniewalały ją niesamowicie.  
Nie stawiała oporu także wtedy, gdy niecierpliwie rozepchnął jej nogi jeszcze mocniej. Choć już wtedy przez umysł przegięło zapytania, po co? Ale nie zapytała na głos. Wciąż odczuwała, to, jako grzeszną, ale jednak dopuszczalną a przede wszystkim rozkoszną pieszczotę. Chociaż wiedziała, że posunęła się już kawałek za daleko. Usta coraz bardziej tracącego głowę syna na jej piersiach, lewa ręka na jednej z piersi a prawa, wyraźnie rozgrzana, w dole, sięgająca w kierunku brzucha.  
Zbyt późno dotarło do niej, że ta sytuacja przekroczyła normalność. Reagujący z opóźnieniem umysł zarejestrował fakt, że na dole jest mokro. Nie, nie od niej samej. Owszem, Kamila też czuła w środku wilgoć. Ale ta, teraz… To była wilgoć jego stojącego członka, dotykającego jej cipki. Nawet nie zauważyła, kiedy spodenki poszły w dół.  
- Mieszko! – zareagowała panicznie, zduszonym głosem. – Przestań, to za dużo…!
- A on mógł?! – zareagował zdecydowanie, niemal histerycznie. – Mój kolega cię przeleciał a ja…? A przecież ja cię kocham…!
- Mieszko…! – wyszeptała z przejęciem, chociaż po ostatnich słowach, ledwo była w stanie cokolwiek powiedzieć. Ale nie zdążyła wygłosić niczego więcej.
- Nie! –Mieszko wykazał charyzmę i nie tylko. – I nie sprzeciwiaj się! Jak będziesz za głośno, to zwabisz go.
A w tym momencie, rozgorączkowana Kamila poczuła wypełniającego ją zdecydowanym, natarczywym ruchem penisa. Penisa własnego syna.  
Dłonie zacisnęły się bezwiednie… Tyle, że na dłoniach Mieszka. Splotły się z nimi w jedno. Tak jak i pozostała część ciała, gdy on wprowadził swego rozgrzanego członka w jej wilgotną pochwę.  
A ona poddawała się, nie wiedząc, czy efekt wywołany został przez gorące wydarzenia z plaży i lasu, czy przez własną poniżającą nagość, czy w formie podziękowania, czy w formie zadośćuczynienia za wszystkie dzisiejsze grzechy, czy z powodu tego ostatniego drobnego szantażu.  
To wszystko wpływało na nią tak, że umysł nie potrafił przyjąć tego do wiadomości. Tego, że jest posuwana przez czternastoletniego syna.  
Wchodził w nią niecierpliwie, natarczywie. Nie wiedziała czy kierowała nim miłość, czy wkurzenie, czy chęć ukarania…? Nie wiedziała… Ale jego gorące dłonie zaciskały się na jej własnych ponad głową. Jego pochylone usta próbowała niezdarnie uchwycić, któryś ze sterczących sutków. Gdy to się nie udawało, lizał jej piersi, zachłannie, niczym pies.
A on, bezwiednie rozsuwała swe nogi szerzej, tak, aby synowi było wygodnie, aby nie musiał się męczyć. Aby doszedł do spełnienia, tak jak kilkanaście minut wcześniej jego kolega. Aby wziął co swoje, to co mu się absolutnie należało.  
Te myśli doprowadziły ją niemal do obłędu. Zacisnęła nerwowo swe uda na ciele syna, czując niewiarygodnie zniewalający ucisk w podbrzuszu. I wiedziała, że nie chce go wypuścić z siebie za żadne skarby. Niech jest tam jak najdłużej, niech zrobi rozkosz i jej. Ech, przecież właśnie robił.  
Z rozchylonych ust, popłynęły delikatne jęki. Jakby jeszcze bardziej zdopingowały one syna do wytężonej pracy. Jego członek zaczął wbijać się w nią jeszcze szybciej, jeszcze agresywniej.  
Zaszokowana Kamila czuła, jak jej ciało przesuwa się po łóżku w rytm pchnięć Mieszka. Zamknęła oczy, koncentrując się tylko na dotykowych doznaniach. Na tym jak jego uda uderzają w jej podbrzusze. Jak jego dłonie zaciskają się na jej. Jak jego oddech uderza w jej dekolt, w jej twarz.  
Nie, nie robiła nic złego. W żadnym wypadku! To był jej syn a to co robili, to miłość. A jej syn… To przecież nasienie Daniela, ukochanego mężczyzny. Jego nasienie, jego krew. Wszystko jest zatem w najlepszym porządku.  
Kompletnie rozgrzeszona z coraz większą rozkoszą przyjmowała pchnięcia syna. Poczuła, że to już. Tym bardziej, że i on przyspieszył jeszcze bardziej. Ona była pierwsza. Rozgrzana atmosferą plaży, potem członkiem Łukasza, teraz nie potrzebowała żadnego maratonu. Silnu skurcz pochwy, mięśni jej nagiego ciała. I kilkanaście sekund później, on, rozpychający swym rozgrzanym penisem, jej cipkę. Wytryskujący w niej, jak wulkan. I opadający na nagie piersi matki, drżąc jak małe dziecko.  
- Cudownie… - wyszeptała, przytulając mocno jego głowę do swego ciała. – Cudownie… - powtarzała i uznała, że to najlepszy czas, by otworzyć oczy.  
Pierwszą rzeczą, którą zobaczyła, był Łukasz. Stał w drzwiach, może nieco zmieszany, ale jednak. Widocznie uznał, że nikt go nie wygoni, zresztą w ostatnich momentach, ostatnią rzeczą, która przyszłaby do głowy jej, czy Mieszkowi, byłoby zajmowanie się nieproszonym gościem.  
Mimo lekkich ciemności panujących w pokoju, dostrzegła lekkie wybrzuszenie w jego spodenkach.  
- Pani Kamilo – odezwał się wyważonym tonem po chwili, gdy został dostrzeżony także przez unoszącego głowę Mieszka. – Czy ja… I pewnie Mieszko też… Moglibyśmy spędzić tę ostatnią noc w pani pokoju?
Westchnęła i ponownie zamknęła oczy.

FalangaJONS

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 18656 słów i 105491 znaków. Tagi: #nauczycielka #matka #syn #kolega #uległość

1 komentarz

 
  • 007@@

    Cz będzie kontynuacja kamili i syna mieszka  że zarem uprawijają seks

    5 cze 2018