Cena Władzy, cz 2

- Zatem jesteśmy... Tu rozpocznie się moja droga do potęgi. Ale najpierw pozwólcie, że wam trochę wyjaśnię - gdy kurz się rozwiał, okazało się, że znaleźli się w głębi lasu w pobliżu starego, zrujnowanego chramu - Otóż, tak, nazywam się Hareth Damask. Setki lat temu byłem potężnym magiem. Zgromadziłem wielkie wojsko, które nazwałem Armią Mrocznego Oświecenia. Byłem blisko przejęcia władzy w Imperium, jednak zostałem pokonany i spętany przez Sareheala.
- Masz na myśli świętego Zaraela?
Lisz przez chwilę milczał, po czym wybuchnął skrzekliwym, pozbawionym wesołości śmiechem
- Zatem zrobili z niego świętego? Mereokański wojownik, imperialnym świętym? Przecież on nawet nie był ich wyznania... Chociaż, muszę przyznać, że gdyby urodził się u nas, to z pewnością zostałby inkwizytorem jak się patrzy, z tym jego fanatycznym uporem i niedopuszczaniem do siebie... Eh... Nieważne... Nie jestem tutaj by oddawać się wspominkom o dawnych czasach. Na razie tyle wam wystarczy. Rzecz w tym, że spoczywałem w tym grobowcu w podziemiach tamtej świątyni aż znalazł mnie doktor Ekrehand i uwolnił, za co rzecz jasna nagroda go nie minie.
- Służba tobie, mistrzu, jest nagrodą samą w sobie - przemówił towarzysz lisza po czym zdjął kaptur. Oczom Christophera ukazała się twarz mężczyzny w sile wieku, z zauważalnymi zakolami i krótko ostrzyżonymi siwymi włosami, bez wątpienia konsekwencja długoletnich prac alchemicznych.
- Doprawdy? Mam nadzieję, że tak nie myślisz... Nie lubię ludzi bezinteresownych. Są... nieprzewidywalni.
Dobrze, zanim przystąpimy do walki z Imperium musimy odbudować. Wy jesteście jej zalążkiem i jeśli się sprawdzicie - dowódcami.  
- Zbytek łaski, dziadku - wtrąciła Franceska
Oczy lisza rozbłysnęły szkarłatnymi płomieniami, a po jego palcach zaczęły przebiegać iskry.
- Wymagam szacunku i posłuszeństwa, moja nowa uczennico. Nie musisz się przede mną płaszczyć jak przed swoim starym mistrzem, ale elementarna uprzejmość jest wskazana. Albo zakończymy naszą współpracę - i uwierz mi, będzie to bolesne rozstanie.
- Skąd... Skąd wiesz o moim mistrzu?
- Ja wiem wiele, moja droga. Nawet nie w połowie tyle ile bym chciał, ale to i tak o wiele więcej niż ty. Bądź posłuszna i pożyteczna, a podzielę się tą wiedzą z tobą.  
- Tak długo, jak będziesz się dzielił, ja będę posłuszna - Franceska skłoniła się
- Uczciwy układ. Ale dość już o tym. W pobliżu wyczuwam wielu potencjalnych rekrutów do naszej armii... Na wschód stąd jest wioska Pustego Czerepu - dawniej potężnego klanu orków.
- Orkowie są silni i głupi - idealni żołnierze - skinął Christopher
- Dokładnie. Idąc dalej na północ znajdziecie wioskę, której sołtys to podobno przeciwnik Imperium. Z pewnością dołączy do naszej sprawy. Idąc dalej na północ znajdziecie posiadłość pewnego zubożałego szlachcica, który został pozbawiony tytułów przez cesarza. Być może zbierze ludzi by nam pomóc, motywowany chęcią zemsty. Gdy tylko zakończycie werbunek wróćcie tutaj.
- Nie pójdziesz z nami mistrzu? - zapytał Ekrehand
- Nie wiem jak ty, ale ja nie potrzebuję opieki. Z pewnością nasz "mistrz" ceni sobie samodzielność, czyż nie? - powiedziała dumnie Franceska
- Oczywiście... Ponadto, wciąż jestem osłabiony po wielowiekowym śnie. W tym chramie nadal drzemie moc, zregeneruje się tutaj.
- Ależ mistrzu! Przemawia przeze mnie tylko i wyłącznie troska. W okolicznych lasach kręci się pełno zbójów, a do tego klechy Adrearha z pewnością zorientowały się co się stały i wysłały za nami inkwizytorów...
- Sugerujesz, że JA potrzebuję opieki, uczniu? Wiedz, że mimo osłabienia potrafię się obronić, poza tym, nie będę sam - lisz wypowiedział zaklęcie w języku którego Christopher nie znał i nagle w okolicy pojawiły się dwie zjawy - Zróbcie co do was należy i powróćcie do mnie.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Gińcie heretycy!  
- Może byś najpierw popatrzył kto idzie, a potem atakował zakuty łbie! - krzyknęła Franceska
Rycerz zatrzymał konia i przyjrzał się im.
- A... no tak, rzeczywiście. To was wysłał Jego Ekscelencja z bratem Virrimusem, świeć Panie nad jego duszą. Znaleziono jego ciało, ale waszych nie i wszyscy byli pewni, że również zginęliście z ręki lisza. Wielcem rad, że tak się nie stało.
- Również cieszę się z tego powodu, ale czy ty masz powód do radości? Wątpię.
- O czym mówicie, panienko?
- Ten lisz o którym mówiłeś... Widzisz, tak się składa, że od dziś pracujemy dla niego.
- Co? Dlaczego?
- Ot tak sobie, dla sportu - uśmiechnął się Christopher
- Przeklęci zdrajcy! - rycerz sięgnął po miecz, ale zanim wydobył go z pochwy spadł z wierzchowca z powodu bełtu w jego czaszce.
Doktor Ekrehand zaczął nakładać kolejny bełt.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Jaki tu smród... Jak te kreatury tu wytrzymują? - zmarszczyła nos Franceska
- Nie podoba się jaśnie pannie? - powiedział Erekhand
- Nie, nie podoba. A jak masz odmienne zdanie to sobie do nich dołącz. Wystarczy, że pomalujesz się na zielono, bo i z twarzy i z inteligencji nie widać różnicy.
- Obiad przyjść! - wykrzyknął ork stojący najbliżej wielkiego ołtarza, najwyraźniej wódz.
- Tylko spróbuj, zielonuchu! - odkrzyknęła Franceska
- Przychodzimy z poselstwem od potężnego maga Haretha Damaska! Dołączcie do jego armii, a czekają was wielkie podboje!
- Eee... Wódz nie chcieć podboje, ostatnio my zaatakować wioska ludzi i dostać łupnia. Ale nie zjeść was bo nie chcieć wkurzyć wasz szef. To tyle. Papu.
- Trzeba znaleźć sposób by przekonać to plemie... - szepnęła na ucho Christopherowi Franceska.
Odeszli na skraj wioski, gdzie mogliby się naradzić, lecz zanim zdążyli coś powiedzieć z krzaków wyskoczył wyjątkowo wielki i muskularny ork.
- Wy atakowacze! Grishmun was zabić, obronić wioska, zostać bohater i wódz!
- Chciałbyś zostać wodzem wioski? Słyszałem, że wśród orków jest taka tradycja, że jeśli wojownik pokona wodza sam zostaje wodzem.  
- Ale Grishmun nie dać rady pokonać Kargan - zrobił minę zbitego pieska.
- Oj, daj spokój, taki silny i... mądry ork na pewno sobie poradzi - z trudem uśmiechnęła się Franceska
- Racja! Grishmun iść z wami i wyzwać wódz!

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Czego chcieć ty głupek.
- Grishmun wyzywać wódz na pojedynek o władza!
- Ha! Iść ty! Ty głupi i słaby!
- Widzicie? Grishmun nie nadawać się na wodza... - ork opuścił ramiona i zwrócił się do Christophera
- Nie prawda! Jesteś silny i mądry! - krzyknęła Franceska, ale jakby bez przekonania
- Ty słyszeć?! Ja silny! ŁAAAAAA! - zwrócił się do wodza i zaczął wymachiwać toporem dwuręcznym. Jedną ręką.
- Eee... No dobra. Ty być nowy wódz - dotychczasowy odsunął się  
Grishmun zaczął tańczyć i krzyczeć
- Grishmun wódz! Grishmun wódz!
Nagle podbiegł do Franceski
- Ty mi pomóc! Ja lubić cię - otworzył ramiona
- Nie, na prawdę, nie ma za co. Nie musisz dziękować... Nie! Zły ork! Nie zbliżaj się! Poszedł!
- Jeśli chcesz nam okazać wdzięczność każ swoim nowym poddanym wymaszerować na zachód do naszego mistrza. Ruszycie z nami na wojnę - wtrącił Christopher, tym samym ratując Franceskę
- Tak! Puste Czerepy idą na wojnę! Puste Czerepy idą na zachód! A Grishmun pójdzie z nowe przyjacioły! - wykrzyknął
- Bogowie, jeśli istniejecie, to miejcie mnie w opiece - powiedziała sama do siebie czarodziejka.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Podczas marszu na północ Christopher dojrzał w głębi lasu chatę, jakby pustelnika. Ciekawość nie pozwoliła mu do niej nie zajrzeć.
- A niech to! - wrzasnął Erekhand - Doktor Toraxin?!
- Erekhand! Kupę lat! Myślałem, że już dawno spłonąłeś na stosie!
- Nie, dzięki bogom nie... Ale widzę, że tobie też w końcu dobrali się do dupy?
- A, tak... "Czarna magia"! Ci fanatycy w ogóle nie mają pojęcia o sztuce... No i tak zostałem wyrzucony z uczelni, tak samo jak ty wcześniej. Zaszyłem się w tej pustelni, ale nie wiem czy to był dobry pomysł. Ostatnio kręci się tu wielu zakonnych... A może to twoja sprawka?
- W pewnym stopniu... Widzisz, mam swój niemały udział w przywrócenia do życia Haretha Damaska. Cały świat legnie u jego stóp! Dołącz do nas! - alchemik dumnie wypiął pierś.
- Może to dobry pomysł? I tak jestem wygnańcem... Ale najpierw muszę dokończyć pewien eksperyment. Potrzebuję tylko jednego składnika - krwi dziecka.  
Franceska parsknęła
- Tak to jest kiedy brak wiedzy połącza się z tanim efekciarstwem. Nie rozumiem, dlaczego niektórzy są przekoniani, że zaklęcia podziałają lepiej, jeśli użyje się do nich żabich oczu, skrzydeł nietoperza czy włosów dziewicy.
- A propo! Może użyczyłabyś mi trochę swoich panienko?
- Yyy... To mówisz, że potrzebujesz krwi dziecka, tak?
- Bo to czar zwiększający witalność. Potrzebuje świeżej krwi. Najlepiej pójdę z wami. Ten ork da radę unieść aparaturę.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dzieciak raczej znalazł ich, niż oni jego, wyskoczył przed nimi w lesie.
- Kim jesteście? Mama nie pozwala mi rozmawiać z nieznajomymi
- Chodź z nami! Jesteś nam potrzebny! - krzyknął Erekhand. Grishmuna i Toraxina musieli zostawić w tyle. Nawet ork nie mógł dotrzymać im kroku gdy był obładowany sprzętem.
- Daj spokój, nie masz podejścia do dzieci. - szturchnęła go Franceska
- Doprawdy? Może ty spróbujesz?
- Ja? Ale... Nieważne - zbliżyła się do dziecka po czym przyklęknęła - Może... Albo... Chcesz zobaczyć magiczną sztuczkę? - puściła iskry z palców
- Rany! Jesteś czarownicą! - dziecko zaczęło klaskać w dłonie
- CZARODZIEJ... Tak, w zasadzie można tak powiedzieć. Jeśli chcesz zobaczyć więcej magicznych sztuczek to chodź z nami.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Świetnie, macie dzieciaka!
- Jesteś czarodziejem? Pokażesz mi więcej sztuczek?
- Oj tak... Pokaże ci wspaniałą sztuczkę! Nigdy w życiu nie zobaczysz lepszej! - Toraxin złapał go za rękę i przejechał mu nożem po dłoni rysując sześcienną kostkę, po czym kilka kropli krwi spadło do kociołka, po czym z kociołka uniosła się czerwona mgła, dzięki której wszyscy obecni poczuli nagły przypływ sił. W tym momencie chłopiec wyrywa się i z płaczem zaczyna uciekać w las.
- A niech to! - Toraxin wycelował w niego różdżką
- Zostaw! - Franceska podbiła mu różdżkę przez co magiczny pocisk poleciał Stwórcy w okno, a dzieciak uciekł.
- Co ty robisz idiotko?! Sprowadzi nam to na łby Zakon! - wrzasnął czarodziej
- Jakbyś nie zauważył, to inkwizycja i tak już nas ściga. Poza tym, boisz się co może ci zrobić dziecko?  
- Racja, Francesko. Zabijanie bez potrzeby jest przejawem słabości - uciął dyskusję Christopher.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Więc w tej wiosce rozwija się kult heretyków? - spytał dowodzący oddziałami Haraesh
- Tak, panie. Otoczymy wioskę już za kilka chwil - odpowiedział będący już w pełnym rynsztunku rycerz
- Dobrze. Nie pozostawcie nikogo żywym.
- Ale... Ale tam są nie tylko heretycy, niektórzy z mieszkańców to dobzi wierni. Co z nimi? Jak mamy ich oddzielić od drugich?
- Zabijcie wszystkich. Bóg rozpozna swoich.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Sarena uciekała ile sił w nogach. Wioska otoczona przez wojsko. Nie wiedziała, czy to Imperium, Zakon, czy może bandyci. Wiedziała, że musi uciekać. Tylko problemem była droga ucieczki. Strzelcy wystrzeliwali każdego kto zdołał uciec za pierścień ognia.
"Ah, tak, złote szaty - Zakon" - pomyślała.
Rycerze i knechci bardzo sumiennie wykonywali otrzymany rozkaz. Ocaleli mieszkańcy wioski uciekali w stronę domu sołtysa gdzie znajdował się jako taki schron i niewielka forteca, a raczej wał. Na nic się on jednak zdał, wieśniacy zostali wymordowani.
Ale nie Sarena. Ona wskoczyła do kościoła przez dziurę znaną jej jeszcze z czasów dzieciństwa. Zauważyła, że kilku innych ludzi również uciekło do świątyni. Pomyśleli trzeźwo. Kościoła nie spalą. Padła przed ołtarzem i zaczęła się modlić.
Nie wiedziała, ile czasu minęło, gdy nagle poczuła ostry ból, ktoś mocno pociągnął ją za włosy, mocno objął ramionami i przyłożył rękawice do ust. Zaczęła wierzgać i się bronić, jednakże napastnik był zbyt silny, zbyt wielki. Zaraz okazało się, że napastników jest więcej. Zapewnie oddział pozostawiony do ochrony wsi, kilkunastu żołdaków pod wodzą rycerza.
- W imieniu cesarza Dareona, za herezje, czary i bunt przeciw urzędującego tu namiestnika skazuję was na śmierć poprzez powieszenie... Albo tortury - rycerz paskudnie się uśmiechnął, po czym jako pierwszy odwiązał rzemyki na spodniach - Ja pierwszy. Przytrzymać mi jedną, to z resztą możecie potem zrobić sobie co zechcecie. Pomóc mi się rozebrać!
Do rycerza podbiegł jakiś młodzieniec i natychmiast wykonał rozkaz.
Jego podwładni złapali - według nich - najatrakcyjniejszą kobietę i oparli ją przodem o ławkę. Jeden z nich, wyciągnął z pochwy długi nóż. Podszedł do niej z wyuzdanym uśmiechem, po czym chwycił ją mocno w talii i szybkim ruchem rozciął jej suknie od samej góry do dołu. Zaraz później zaczął zabawiać się jej piersiami, mocno je ściskali, sprawiając kobiecie ból.  
Następnie wolnym krokiem podszedł rycerz, złapał ją za uda i podniósł na dogodną dla siebie pozycję, odsłaniając jej kształtne pośladki, żołnierze mruknęli z aprobatą. Próbowała się szarpnąć jednak on silnym ruchem złapał ją za tyłek, a drugą ręką przycisnął do skrzyni, uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch.  
Jego ręka dotarła do majtek. Bez ceregieli je rozsunął i bez żadnego ostrzeżenia szybkim ruchem wszedł w nią najgłębiej jak to było możliwe. Zawyła z bólu, takie wtargnięcie było dla niej okropnie bolesne. Rycerz zaczął ją miarowo posuwać od tyłu, poczuła też, jak jego szorstkie ręce przemieszczają się wzdłuż jej ud do samej góry.  
Ruchy rycerza stawały się coraz szybsze, podobnie jego oddech. Sarena usłyszała jego jęk i krzyk kobiety, rycerz wyszedł z ociekającym penisem i jeszcze oblał jej pośladki gorącą spermą. Puścił ją. Ona wyczerpana osunęła się na ziemię.
- Możecie sobie zrobić z resztą co zechcecie - powiedział sznurując spodnie - Na końcu powiesić.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Sareana znalazła się na samym końcu, mimo, że nie była brzydka, to jednak zaspokojeni żołdacy nie wykorzystali jej. Za to pobili. Bili ją długo i mocno. Jako ostatnią wyprowadzili ją z kościoła i z resztą jeszcze żywych pogonili na drogę. Wiedziała co chcieli zrobić - powiesić na przydrożnych drzewach jako ostrzeżenie dla heretyków.
Ją ostatnią też przydzielono do wieszania, wybrali dla niej samotne drzewo. Aż ośmiu ludzi miało ją wieszać.
Jeden z żołnierzy podszedł do niej i ją pięścią w brzuch - tak po prostu.
Drugi złapał ją za głowę i szyję, próbował odciągnąć do tyłu, lecz ona ugryzła go z całych sił w rękę, aż poczuła krew na języku.
- Agh! Ta szmata gryzie!
- Złap ją, zrobimy to po mojemu!
Inny żołdak zacisnął swoje ręce na jej brzuchu tak mocno, że nie mogła złapać oddechu, już poczuła jak ktoś zakłada jej pętle na szyje, lecz nagle ujrzała przedziwną kompanie - Trzech mężczyzn, kobietę i orka. Usłyszała wrzask i jeden z jej oprawców padł martwy na ziemię z bełtem w trzewiach.
Drugi padł po tym, jak kula ognia wysłana przez kobietę doszczętnie wypaliła jego twarz, pozostawiając jedynie kawałki uszu.
Kolejni nie namyślając się pozostawili Sareane i rzucili się na jej wybawców.
Widziała jak jeden z mężczyzn wyciągnął miecz i tanecznym ruchem wpadł między żołdaków, tnąc z niezwykłą precyzją i szybkością.
Widziała też jak ork jednym ze swoich toporów przecina przeciwnika od góry do dołu na pół, a drugiego uderzył tak mocno pięścią, że zmiażdżył mu klatkę piersiową.
Ostatni, uciekając został magią przyciągnięty i powalony na ziemię przez ostatniego, najstarszego z kompani.
- Co się stało? - podszedł do niej pierwszy z mężczyzn, ścierając krew z twarzy i poprawiając przeszkadzające mu włosy
- Wybili wioskę... Jedna się ostałam... Ostatnia... Nie mieliśmy szans, wszystkich wybili. Mężczyzn, kobiet, starców, a nawet dzieci nie oszczędzili - nie miała nawet sił by płakać.
- Skurwysyny - podsumował jej wybawiciel, spoglądając na ostatniego, leżącego na ziemi zakonnego.

ReyRey

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 2996 słów i 17516 znaków, zaktualizował 15 wrz 2015.

1 komentarz

 
  • Szarik

    Robi się ciekawie i będę czekał kolejnej części. Przez moment miałem jednak skojarzenia z grami sprzed lat, mylne?

    27 maj 2015

  • ReyRey

    @Szarik Do gier sprzed lat? Przyznam, bardzo dużo czerpie z "Wiedźmina" i "Trylogii Husyckiej", trochę również z historii ("Zabijcie wszystkich. Bóg rozpozna swoich";), ale z gier? Myślę, że nie.

    27 maj 2015

  • Szarik

    @ReyRey  warcraft 3 mi się przypomniał

    27 maj 2015