Cena Władzy, cz 1

Christopher Anprad, Pierwszy Tego Imienia, cesarz Odwiecznego Imperium, diuk Hearlandu, dominat Klanów Północy i Górskich Plemion, władca Wiecznego Miasta leżał znudzony na łożu popijając wino. Kobieta której głowę wcisnął między swoje krocze nie spełniała dobrze pracy którą jej zlecił.
"Nie mających sobie równych kurtyzan już nie ma. Co to za czasy, kiedy nawet dziwki nie zadowalają klientów? A może to przez znudzenie? Znudzenie kobietami? Co ja pieprze?"
Puścił jej włosy, dał złapać oddech, po czym ponownie docisnął.
"Chcociaż... Z drugiej strony, dawniej życie miało smak. Dawniej nie wiedziałem, że dożyję kolejnego dnia, z każdej chwili musiałem czerpać z życia pełnymi garściami."
Jęknął, w końcu młódka zaczęła poruszać językiem.
"Ale jak do tego doszło? Hm... Inaczej wyobrażałem sobie moją przyszłość..."

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

W swoich licznych przygodach Christopherowi kilkukrotnie zdarzyło się pracować dla Jego Świątobliwości Adrearha III. Zawsze był zadowolony z usług Christophera i wydaje się, że nawet go polubił. Pewnego dnia Christopher otrzymał list, który powiadamiał go, że w Świętym Mieście wybuchła zaraza i Jego Świątobliwość chce się z nim spotkać. Nie mając wielkiego wyboru - Adrearhowi się nie odmawia - Christopher wyruszył w drogę by dowiedzieć się jakie zadanie czeka go tym razem.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wojownik jechał powoli. Zarówno jeździec jak i koń byli przemęczeni, ale jeśli wzywa Jaśnie Oświecony to trzeba odpowiedzieć.
Christopher zatrzymał się kilka metrów przed mostem zwodzonym, zeskoczył z konia i ruszył przed siebie, gdzie spotkał strażników.
- Przejścia nie ma. Panuje no ta, e... kwarentenna - wypowiedział się najstarszy z żołnierzy, zapewnie sierżant.
- Jestem sługą Jego Ekscelencji Adrearha III, przepuść mnie...
- Ale, kapitan zakazał. No chyba, żebyście znaleźli jednego takiego, co wam, te... poręczy za was, żeście sługa Jaśnie Oświeconego.
- Poręczy? - Christopher wyprostował się i wysunął lekko miecz z pochwy - To wystarczy?
- Wyście jesteście szaleni! Nas jest pięciu, a nawet jeśli dalibyście rade nam, to musielibyście się przerąbać przez cały garnizon.
Christopher był zły. Bardzo zły, zmęczony i głodny. Nie miał zamiaru kłócić się ze strażnikiem, obrócił się na pięcie i już chciał odnaleźć list który otrzymał, aż nagle usłyszał znajomy głos.
- Christopher?! To ty?! Stary druhu! Jego Świątobliwość wysłał ci list dwa dni temu, a ty już przybyłeś? No niebywałe... Hola! Wpuścić cię nie chcą? Już go przepuszczać! Toż to przyjaciel mój i Jego Ekscelencji Adrehara III!
Virrimus... Sekretarz i doradca Adrehara - Christopher nigdy go nie lubił, ale nie dawał tego po sobie poznać. Choć jako duchowny powinien być spokojny, to ten zawsze miał ochotę na mieszanie się do wielkich spraw, jednak trzeba mu przyznać - jest lojalny i posłuszny swemu przełożonemu.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Miasto umierało. Na ulicach były układane stosy trupów gotowych do spalenia - już dawno przestano chować je w ziemi jak nakazywał obyczaj. Ludzie patrzeli na Virrimusa z podziwem i szacunkiem - niewiele im pozostało oprócz modlitwy, co samemu sekretarzowi się podobało. Choć nie powinno.
Christopher przyśpieszył, znał drogę, miał konia i nie chciał słuchać gadania nieznośnego klechy. Jego uwagę przykuła jednak kobieta która wyraźnie gestykulowała w stronę dwójki mężczyzn dając im do zrozumienia "Odpierdolcie się ode mnie".
- Zabieraj się z drogi kundlu, bo pokaże ci do czego jest zdolna prawdziwa czarodziejka! - wykrzyknęła, a w jej ręku pojawiła się niewielka kula ognia, którą wymierzyła w stronę napastników.
- Patrz, jaka harda! Dawno chłopa chyba nie miałaś dziewko! - roześmiał się jeden z obdartusów.
Christopher podjechał bliżej i przełknął ślinę. Czarodziejka była ładna. Nawet bardzo ładna, śliczna wręcz. Bujne, długie kasztanowe włosy były znakiem rozpoznawczym czarodziejek - podkreślały wolność i niezależność.  
- Jakiś problem? - znalazł się jeszcze bliżej, zauważył, że nie zakrywa ona za bardzo swego biustu, co do którego Christopher miał pewne obiekcje - nie był pewien, czy jego rozmiar nie został zakłamany przez suknie, czy też był taki na prawdę.
- Czego? - oprych zauważył długi miecz zwisający Christopherowi przy udzie i nagle spotulniał - Nie widzi pan, że rozmawiamy z tą oto panią?
- Co? Zabrakło ci jaj łysy kiedy zobaczyłeś wojownika? - wtrąciła czarodziejka.
- Zamknij pysk, suko! Zaraz zobaczysz jakie jajca ma prawdziwy facet, he he!  
- Nie lubię, gdy ktoś się tak zwraca do kobiet... - powiedział spokojnie Christopher - Teraz, odwrócicie swoje przebrzydłe dupy i pognacie o tam, w kierunku kaplicy, gdzie podziękujecie Stwórcy za to, że nie rozpłatałem wam gardeł...
Mężczyźni spojrzeli na siebie niepewni, ale nagle jeden z nich rzucił się z kijem na wojownika.  
Nie zrobił nawet trzech kroków, gdy w jego piersi pojawił się nóż. Drugiemu również się nie poszczęściło, próbował ściągnąć Christophera z konia, ale otrzymał od rumaka uderzenie kopytem w czaszke i nie wstał.
- Dziękuję za pomoc... Chociaż nie powiedziałabym, że nie dałabym sobie z nimi sama rady. Jestem Franceska, dobrze wiedzieć, że w tym plugawym mieście są jeszcze osoby trzymajacy jakiś poziom. Niewysoki, ale zawsze... Kim jesteś?
- Prostym wojownikiem... Zmierzam do Jaśnie Oświeconego, chce ze mną porozmawiać - zauważył jej duże, niebieskie oczy oraz rumiane policzki.
- A więc znasz Adrehara? Stary klecha, choć muszę przyznać, bierze czynny udział w walce z zarazą. Byłoby niewybaczalne gdyby Bractwo nie wzięło udziału w tym przedsięwzięciu... No cóż, ruszajmy... Aha... Jestem Franceska...
- Miło mi... Panie przodem - powiedział z dość oczywistego powodu.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Codziennie umiera kilkadziesiąt osób, a dwa razy tyle zostaje zarażonych. Żadne ze znanych nam zaklęć uzdrawiających nie pomaga chorym ani nawet nie zmniejsza ich bólu. Boję się, że to może być kara zesłana przez Stwórce za niegodne zachowanie... - zasmucił się Jaśnie Oświecony. Mimo swej pozycji również pomagał chorym. Nie miał teraz na sobie pięknej, srebrnej szaty, ale zwykły habit - Cieszę się, że przybyłeś tuż przed ogłoszeniem ścisłej kwarantanny, chociaż to bez sensu... Choroba nie jest zaraźliwa.
- Również cieszę się, że cię widzę, Ekscelencjo - odpowiedział Christopher  
- Ale twojej uroczej towarzyszki jeszcze nie znam.
- Jestem Franceska, adeptka drugiego kręgu.
- No tak, wiedźma...
- Czarodziejka
- Em... Tak, tak... Jesteś uzdrowicielką? - zapytał Adrearh
- Nie, skąd ten pomysł?
- Więc jak masz zamiar pomóc nam w walce z zarazą?
- Ktoś kompetentny musi patrzeć na ręce wam, kapłanom. - odparła dumnie czarodziejka
- Francesko, proszę cię, okaż więcej szacunku... Proszę kontynuować, Wasza Świątobliwość. - wtrącił Christopher, przejeżdżając ręką po swych jasnych włosach.
- Lękam się, że może mieć to związek z katakumbami... Dziś w nocy wyłowiono jednego trupa, możliwe, że to one zatruwają wodę. Ściany katakumb są połączone z kanalizacją, może doszło do jakiegoś naruszenia ścian i ciała znalazły się w wodzie
- Wiedziałam, że to wy, duchowni jesteście odpowiedzialni za tą całą epidemie! - dogryzała Franceska
- A zatem wy, magowie ją zwalczycie - na twarzy Ekscelencji namalował się złośliwy uśmiech - Rozumiem, że zejdzie pani razem z naszym przyjacielem do kanałów by zbadać sprawę?
- Ja? Oczywiście...
- Dobrze. Poproście dozorcę akweduktów by umożliwił wam zejście. Aha... Mój doradca pójdzie z wami. Jeśli ta hipoteza jest to trzeba będzie ponownie pochować zmarłych.  
Virrimus stanął jak wryty. Ale przecież tego oczekiwał, to jego szansa... Stanie się sławny! On, zbawca miasta! Już widział siebie w trakcie uroczystej uczty na jego cześć. "Wiwat Virrimus!" "Natychmiast święty!" Słyszał w głowie, ale gdy odsunięto właz, w jego nozdrza uderzył zatęchły smród.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Christopher wyrwał czaszkę która nabiła się na jego miecz, zaklął i spojrzał na pobojowisko. Sześciu definitywnie martwych nieumarłych, z czego jedynie jeden pokonany przez Franceske. Virrimus oczywiście udziału w walce nie brał, ale jako pierwszy zabrał głos.
- Nieumarli?! Kto zbeszcześcił te święte mury plugawą nekromancją?!
- Zatem te kanały są dla was świętym miejscem? Co za prymitywna religia... - syknęła Franceska
- Nie, wiedźmo, wchodzimy na teren katakumb... - sekretarz spojrzał w lewo - Jego Ekscelencja miał rację, dokonano wyłomu między katakumbami a wodociągami
Wzrok przyciągał widok stosu trupów w większości w zaawansowanym stadium rozkładu ułożonych w pobliżu wyrwy w murze, bezpośrednio na zbiornik wodny.
- Zatem ktoś ożywił tych nieumarłych, zmusił ich by zniszczyli mur i zatruwali wodę trupami - mówił złowrogo Virrimus - Nie wiem kto to, ale wyczuwam wyjątkowo plugawe zło. Bez wsparcia duchowego sobie nie poradzimy.
- "Wsparcie duchowe"? A no tak, na pewno jeśli padniemy na kolana i odśpiewamy "Stwórca jest mym pasterzem" wszyscy nieumarli grzecznie powrócą do swoich trumien. - sarkastycznie wypowiedziała się czarodziejka
- Mam nadzieję, że będziesz równie pyskata w obliczu nekromanty. Jak na razie, biorąc pod uwagę to co zaprezentowałaś, nie wątpie, że na jego widok znajdziesz się na kolanach wiedźmo. Tak, wiem CZARODZIEJKO - odparł - A co do wsparcia duchowego, to w tych katakumbach jest grób św. Zaraela, wielkiego pogromcy nieumarłych, zapewnie jego relikwie pomogą nam w walce z tym plugawym złem...
- Wiemy już kto stoi za wywołaniem zarazy... Ale nie wiemy jak potężny jest ten nekromanta. Wolałbym nie stawać mu naprzeciw bez większego wsparcia. Wróćmy do Adrearha i powiedzmy mu o naszych odkryciach. Oddział inkwizytorów z pewnością doskonale sobie poradzi z zagrożeniem - przerwał mu Christopher, tak na prawdę, to wiedział, że on jako jedyny przedstawia w tej kompanii zdolności bojowe.
Virrimus natomiast nie widział problemu, a ponadto pragnął sławy i wiedział, że to jego okazja.
- Ależ Jego Świątobliwość nakazał nam rozprawić się z zagrożeniem! Przecież nekromanci to jedynie magowie-renegaci, żaden problem dla tak uzdolnionej magiczki.
Tym argumentem wygrał, a Christopher nawet nie widział sensu się kłócić

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Virrimus oglądał freski pokrywające ściany komnaty. Przedstawiały one rosłego mężczyzne w srebrzystym płaszczu, jedną ręką za pomocą ogromnej buławy odpierającego ataki szkieletów, a drugą rażący ich piorunami.  
- Tu jest pochowany św. Zarael - powiedział poważnym tonem po czym podszedł do grobowca, odsunął pokrywe, przyklęknął szepcząc coś, najprawdopodobniej modlitwe, po czym ułamuje świętemu palec i chowa go do habitu.
- Jak mówiłam... Co za prymitywna religia - mruknęła do siebie Franceska

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Po kilku niegroźnych potyczkach z nieumarłymi znaleźli się w rozległej komnacie z kolumnami. Po drugiej strony komnaty stało dwóch zakapturzonych mężczyzn, jeden z nich jest przygarbiony i opiera się na lasce. Pod bocznymi ścianami Christopher zauważył kątem oka niewyraźne zarysy duchów. Upiory syczały w jego stronę, ale nie atakowały.
Mężczyzna z laską powolnym i niezgrabnym ruchem odrzucił kaptur. Oczom Christophera ukazała się twarz wielowiekowego trupa. W oczodołach jego czaszki płoną ogniki magii.
- Lisz?! - wykrzyknęła przerażona Franceska
- Ja... Ja wiem kim jesteś. Pamiętam legendy... Jesteś Hareth Damask!
Lisz pokiwał głową, niewiadomo czy przytakując czy parodiując ukłon.
- Tak, ale zapewnie nie wiesz, że tą całą waszą katedrę wybudowano z mojego powodu, aby strzec mojego grobu i pilnować bym nie powrócił... - usłyszeli jego głos, nienaturalne i dziwne dźwięki, z pewnością wygenerowane magicznie - Ale cóż, tak to jest. Z biegiem czasu historia staje się legendą, legenda staje się mitem, a mit staje się bajką którą straszy się dzieci... I tak, gdy moje istnienie zostało niemal zapomniane, odnalazł mnie pewien adept Mrocznej Sztuki i ponownie wlał życie w moje członki. Ale ja również was znam, widziałem was oczami duszy gdy tu podążaliście, mogłem was powstrzymać, ale nie zrobiłem tego. Wiecie dlaczego?
Bo potrzeba mi takich ludzi jak wy. Ty jesteś dobrym wojownikiem i silnym, zdecydowanym człowiekiem. Będę potrzebował kogoś takiego na dowódce gdy odbuduję moją armię. Czy nie masz dość służenia innym? Może warto teraz zawalczyć o własną chwałę?  
A ty Francesko... Jesteś młoda, lecz widzę w tobie wielki potencjał. Wiem, że nie znosisz miernot które cię otaczają. Czy zamiast służyć hołocie nie wolałabyś, aby pełzała ona pod twoimi stopami?
- Widzę... pewien sens w tym co mówisz... - zamyśliła się czarodziejka
- Nie słuchajcie go! On chce was oszukać i omamić! - wrzasnął Virrimus
- Ach... No tak. Wiem czemu się boisz, klecho. Wiesz, że w moim nowym, wspaniałym świecie jaki chciałbym zbudować nie będzie miejsca dla takich jak ty. Ale zwracam się do waszej dwójki i ponawiam propozycję. Odpowiedź będzie pernamentna.
Christopher bił się z myślami. Lisz przecież miał racje. Ma już dość służby, chciałby by świat zapamiętał jego imię już na zawsze. Ale oznacza to wielką rewolucje. Śmierć tysięcy i wojnę totalną...
- Masz rację - odpowiedział
- Nie... Co ty mówisz... To niemożliwe... Agh! - krzyknął Virrimus gdy nagle upiory złapały go za członki i rozerwały, jakby był mrówką.
- Panu już dziękujemy, prawda? - powiedział lisz i zwrócił się do Christophera - Chodźmy, mamy wiele do zrobienia.
Lisz wypowiedział zaklęcie i zniknęli w oparach dymu.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

"Piękne czasy... Wtedy życie i kobiety miały smak. Eh...
A może tu chodzi o brak miłości? Miłość i Imperator? Dziękuję. Moi właśni synowie mnie nie kochają, a jakaś kobieta miałaby mnie pokochać?"
- Połknij - rozkazał.

ReyRey

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 2481 słów i 15191 znaków, zaktualizował 26 maj 2015.

4 komentarze

 
  • Użytkownik Szarik

    Nieopatrznie pominąłem to opowiadanie wcześniej. Teraz przeczytałem z przyjemnością.

    27 maj 2015

  • Użytkownik :)

    Pierwsze zdanie tak bardzo przypomina mi Gre o Tron... ale to dobrze, bardzo dobrze. :)

    22 maj 2015

  • Użytkownik nienasycona

    Autentycznie zakochałam się w ostatnim zdaniu:) Zacny tekst, bardzo zacny:)

    22 maj 2015

  • Użytkownik Czytający

    Człowieku, świetna robota! Opowieść niezbyt erotyczna (ale zwykle takie są wstępy), ale za to dobrze napisana fantasy. Wreszcie główny bohater nie jest honorowym głupkiem i bierze to co mu dają, dużo książek czytałem, ale jeszcze w żadnej nie pojawił się wątek w której bohater wybrał tą właśnie złą stronę, wszystkie jakie teraz wychodzą są "w imię dobra..."

    21 maj 2015

  • Użytkownik ReyRey

    @Czytający Dziękuję.
    Oczywiście, następna część będzie miała o wiele więcej scen erotycznych, to oczywiste, że wstęp do historii nie powinien zawierać wiele scen erotycznych.
    A co do tego zła... Z czasem coraz trudniej będzie określić, czy to "ci dobzi" czy "ci źli", a raczej wszystko będzie w odcieniach szarości, choć i tak zawsze "tymi złymi" wydawać się będą poplecznicy Haretha Damaska, z oczywistego powodu ;)

    21 maj 2015