AFTER PAIN Rozdział 3

Przecierasz ręką zaparowane lustro, dokładnie, tak aby całkowicie widzieć swoje oblicze. Minęło pięć lat, 1460 dni które jak myślałeś zatuszują powstałe blizny, i chyba miałeś rację. Rana na potylicy już dawno przestała być widoczna. Przeżyłeś tamten wypadek, sam nie wiesz jak, leżałeś ponad godzinę na bruku utraciwszy niemal połowę krwi, pijany kierowca nawet nie zwolnił auta, paradoksalnie wyszedłeś na tym dobrze, bmw które prawie cię zabiło, należało do bogatego Lekarza, wypłacił ci sporę odszkodowanie, tak duże że nie musiałeś już opuszczać kraju za pracą, ale i tak to zrobiłeś. Przez kilka lat działałeś w wielu różnorodnych branżach żeby finalnie móc pochwalić się pięknym przeszklonym apartamentem w Londyńskim wieżowcu. Ubrałeś się w garnitur, twoje codzienne ubranie, byłeś głównym przedstawicielem handlowym, nie jakimś żałosnym domokrążcą, musiałeś dbać o etykietę. Spojrzałeś na świat po tobą, pięćdziesiąte piętro dawało swój efekt, panorama całego miasta odsłaniała się na twoich oczach, słońce oświetlało coraz to dalsze połacie terenu. Ludzie zaczęli pojawiać się na ulicach, małe czarne kropki pośpiesznie pełzające po chodnikach, wcale nie przygnębiał cię fakt że za chwilę do nich dołączysz, może lubiłeś złudne uczucie anonimowości albo po prostu chciałeś się w końcu poczuć normalnie, jak zwykły szary człowiek. świeży i optymistyczny zjechałeś na dół windą i wtopiwszy się w tłum ruszyłeś w stronę metra. Brudny szary kamień wyściełający całe podziemie nie rozczarował i tego dnia w kilki kątach gnieździli się bezdomni skrupulatnie wyrzucani prze ochronę. Nigdy byś nie chciał aby jeden z nich dotknął twojego nowego drogiego płaszcza, czarną rękawiczką delikatnie pogładziłeś kilkudniowy zarost, -idealnie, pomyślałeś. Zająłeś miejsce w metrze, tuż obok wielkiego czarnego murzyna i jego matki, para chyba się pokłóciła bo gdy usiadłeś między nimi, raz za razem posyłali sobie gniewne spojrzenia. Z krótkiej i zaciętej konwersacji wywnioskowałeś że chodzi o auto, które syn chciał dostać po zrobieniu prawka. Wkrótce jednak zdałeś sobie sprawę że opluwanie ciebie może w jakiś sposób irytować twoją osobę i nastała cisza. Patrzyłeś tępo przed siebie, samemu nie wiedząc gdzie skupiasz wzrok, nagle jednak coś się zmieniło, jedna z osób wyrwała się z kanonu obojętności, jedna z nich posłała ci uśmiech a ty zdałeś sobie sprawę jak głęboko zaglądasz jej w oczy. Szybko zmieniłeś obiekt obserwacji, to była wysoka blondynka, smukłe nordyckie rysy, czerwone usta, była tak piękna że dziwiłeś się, że nie zauważyłeś jej wcześniej, normalnie nie pomyślałbyś że mógłbyś zwrócić jej uwagę, ale jednak czułeś jej wzrok na sobie. Powoli odwróciłeś głowę, skupiając się ponownie na jej pięknych niebieskich oczach, już z tej odległości widziałeś że to nie były soczewki, zbyt zmysłowe aby mogły być sztuczne. Jej gałki drgnęły, nie spodziewała się tego że odwzajemnisz spojrzenie, nadal się uśmiechała ale ty trzymałeś kamienną twarz, czekałeś w skupieniu jak odwróci wzrok albo chociaż mrugnie. Nie zrobiła tego, w każdej kolejnej sekundę miałeś na nią coraz bardziej ochotę, twój umysł obrazował wszystkie perwersje jakich zadurzony mógłbyś się przy niej dopuścić. Wtedy pociąg się zwolnił, oboje wstaliście, wasz kontakt przerwała brutalna siła zarzucająca pasażerami w przód wagonu. Stanęła przy wyjściu, wcisnąłeś się za nią, zacisnąłeś palce na drążku tuż nad jej dłonią, delikatnie stykając czarną skórę z jej gładką białą karnacją. Kontrast ten nie trwał jednak długo, zaraz po tym jak otworzyły się drzwi wybiegła z wagonu, ruszyłeś za nią, w gęstym tłumie prowadziły cię tylko jej gęste folowane włosy, tłum napierał na ciebie, powoli traciłeś ją z oczu, kiedy wchodziła w zakręt posłał ci namiętne przenikliwe spojrzenie, zbyt szybkie abyś mógł je w pełni zinterpretować ale wystarczająco aby zachęcić cię do biegu. Wypadłeś z metra, robiąc długie szybkie ruchy, prawie niemożliwe do wykonania w długim po kolana płaszczu. Widziałeś jak znika na końcu ulicy, wpadając za budynek znowu się do ciebie odwróciła, przyspieszyłeś bieg, już czułeś smak jej jej jędrnych ust, zapach jej włosów prowadził cię jak psa. Wleciałeś w zakręt z za dużą prędkością, kiedy zauważyłeś przed sobą grupkę mężczyzn, było już a późno. Wpadłeś największemu prosto na klatę, zanim zdążyłeś wyrządzić jakieś szkody, silnym ruchem odepchnął cię na usłany śniegiem chodnik.
- Uważaj facet kurwa, następnym razem jebnę cię o latarnię.  
Wstałeś, przeprosiłeś, otrzepałeś ubranie i już miałeś biec dalej, ale było już za późno. Nigdzie jej nie było, zapadła się pod ziemię, ulice były długie, ale mogła skręcić w jakąś boczną.
- Może na prawdę Chciała uciec- pomyślałeś. Byłeś zły, miałeś mokre ubranie a na domiar złego spóźnisz się do pracy. Postanowiłeś zapomnieć o tym incydencie, przez całą drogę starałeś się myśleć o sprawach codziennych ale ona nie chciała dać ci spokoju. Pobudziłeś się, musiałeś to jakoś rozładować. Wbiegłeś po schodach do firmy, zajmowała pół piętna wieżowca w centrum, prężne przedsiębiorstwo zajmujące się produkcją i sprzedażą sprzętu elektronicznego. Otworzyłeś drzwi, twoim oczom ukazał się ten sam uśmiechnięty grubas którego widywałeś codziennie, a nawet co noc jeśli wydzwaniał do ciebie na skype. Nie, nie był to woźny ze słabością do pracowników roku, to był szef.
- Michael, jak się cieszę że Cię widzę.
- Cześć Dan, sorry za to spóźnienie, coś mnie zatrzymało.
- Nic nie szkodzi, ty przynajmniej przyszedłeś, natomiast Rick, już od tygodnia nie może do mnie trafić, tak mnie to smuci że wydałem już jego pensję na 15 letnią Whiskey, może skosztujesz.
- Dzięki, ale właściwie to nie piję, mam dzisiaj zrobić ten projekt tak ?
- Oj nie martw się, tym zajmiemy się potem, poza tym spotkanie zostało przełożone, masz jeszcze kilka dni, chyba mi nie odmówisz.
- No nie, to by było sprzeczne z zasadami hierarchii.
Poszliście do gabinetu, wlał ci szklankę do pełna i wsypał lodu, nie lubisz pić, Whiskey pali ci gardło, przenika cię obrzydliwy smak przetrawionego szczurzego futra, ale pijesz do dna, delikatnie nie marnując żadnej kropli, przechylasz naczynie i opróżnione stawiasz na stole.
- I jak, dobre?
- Przepyszne- uśmiechasz się w stronę Dana, pracodawca posyła Ci szczery do granic złośliwości uśmiech, z perwersyjną przyjemnością obserwując ruchy twojego ciała.
- Świetnie, skoro poprawiliśmy sobie poranny nastrój to może przejdźmy do rzeczy, o ile się nie mylę masz przygotować wystąpienie na jutro, pamiętaj że przyjdzie parę ważnych osobistości, to co prawda nie samsung ale i tak radziłbym ci się przyłożyć.
- Ale przecież..-  
- Ale przecież co, to że nie ma Ricka nie będzie ci przeszkadzać, masz moją sekretarkę do pomocy, mam nadzieję że będziecie się uzupełniać. Grzecznie wyprosił cię z gabinetu a ty ze zwieszoną głową, ledwo trzymającą równowagę udałeś się do sali konferencyjnej.
- Skurwiel- mruknąłeś pod nosem.
Siedziałeś tak kilka godzin nad papierami, raz za razem popadając w stany ruminacji, bałeś się że szef nie zaakceptuje tej przemowy, musiałeś ją z kimś przećwiczyć. Wtem, jak na zawołanie weszła Diana, sekretarka, największe kurwisko w firmie. Spojrzała na ciebie, skanując od stóp do głów.
- Hej Dianko- uśmiechnąłeś się, z lekka ironicznie. Z jednej strony gardziłeś nią za to że robiła to z szefem, z drugiej, nie mogłeś oderwać wzroku od jej wielkiego, zakrytego tylko na tyle aby nie naruszać prawa, dekoltu.
- Dobrze się czujesz, nie jesteś przypadkiem wczorajszy?
- Nie, jestem jak najbardziej na bieżąco. Dan kazał ci tu przyjść tak? To dobrze, muszę przećwiczyć tą przemowę, wysłuchasz mnie i powiesz mi co i jak.- wstałeś od stołu, zrobiłeś kilka kroków potykając się o własne nogi i gdyby cię nie chwyciła poleciałbyś na szklane akwarium.
- Odbiło Ci, chcesz żeby cię wywalili, siadaj tu i nawet nie próbuj się ruszać, przyniosę ci kawę.
Zrobiłeś jak kazała, nie czułeś się na siłach protestować. Siedziałeś z nią do późnej nocy, tworząc od nowa scenariusz, przebudowując wypowiedź, a ona kompletowała prezentację multimedialną. Zupełnie jak jakiś szkolny projekt, z tą tylko różnicą że odbywał się w zupełnej ciszy, ale nie zamierzałeś jej przerywać, w takim środowisku mogłeś spokojnie myśleć o nordyckiej piękności która ci dziś uciekła. Po długim milczeniu spostrzegłeś że pada na ciebie cień, podniosłeś wzrok i twoim oczom ukazał się opięty to granic rozprucia czarny stanik.  
- Jej, nie wierzę że tak potrafisz
- Potrafię co ?
- Milczeć, od czasu kiedy przyniosłam ci Kawę, powiedziałeś do mnie dokładnie osiem słów.  
- Dla mnie ważna jest jakość, a nie ilość- odrzuciłeś i wróciłeś do kreślenia kartki.
- To nie jest śmieszne, czemu taki jesteś, taki, taki inny
- O co ci chodzi?
- O to że nie da się pracować w takich warunkach.
- No dobra porozmawiajmy, jak spędziłaś wczorajszy dzień.
- Jak zwykle, po pracy byłam na zakupach, a potem Dan zaprosił mnie na kolację.
- Czysto służbowo jak rozumiem- uśmiechnąłeś się kącikiem ust.
- Coś w tym dziwnego?- rzekła zdejmując okulary.
- Nieee, prócz tego że jest starzy o 20 lat, ma żonę i dorosłe dzieci, nie, nic w tym dziwnego. A dobry jest chociaż?
- Słucham?!- wstała oburzona, cała w rumieńcach.- Za kogo ty mnie uważasz, nikt jeszcze mi tak nie powiedział.
- A nie przyszło ci do głowy czemu?, dlaczego wszyscy faceci są dla ciebie mili?, jest tylko jeden powód i ty dobrze go znasz, jesteś otoczona fałszem. Otwieram Ci tylko umysł na to co jest.  
- Po co mi to mówisz, co ja ci zrobiłam- W oczach miała łzy, usiadła na stole, makijaż zaczął spływać jej po policzkach. Oparłeś się o mebel tak aby znajdowała się pomiędzy twoimi rękoma, nachyliłeś się.- Może jest mi ciebie żal, może jest mi żal siebie, nie rozumiem czemu to robisz, myślisz że mając taki wygląd masz nad nimi władzę, ale tak na prawdę to ty jesteś ich niewolnicą. To tego chcesz ?
Nie sądziłeś że dojdzie do takiej rozmowy, w życiu byś nie przypuszczał że stanie się to co stało się potem, najwyraźniej musiałeś rozładować napięcie, pewnie dlatego nie mogłeś się powstrzymać. Pocałowałeś ją, wtedy było ci już obojętne co rodziła tymi ustami, liczyło się tylko to aby poznać jej smak i całą resztę. Nie zważałeś na to co mówisz, nie miało to dla ciebie znaczenia, ona już była twoja. Chwyciłeś ją za rękę i wybiegliście z biura. Zaprowadziłeś ją do mieszkania, w windzie już nie mogłeś się doczekać, prawie zacząłeś ją rozbierać. Kiedy otworzyłeś drzwi nic już cię nie powstrzymywało, zsunąłeś z niej gorę, zębami rozerwałeś stringi i rzuciłeś na łóżko. Nie zacząłeś jednak klasycznie, pozwoliłeś aby na tobie usiadł, chwilę bawiłeś się jej ogromnym, sztucznym biustem, jak niemowlę ssałeś jej twarde sutki czując jak pośladkami masuje twojego nabrzmiałego penisa. Byłeś tak podniecony że mogłeś dojść już tu i teraz, ale chciałeś więcej od tej chwili. Podniosłeś się z pleców, znowu zacząłeś ją całować, gryzła twoje wargi, czułeś metaliczny smak krwi wtapiając palce w jej kręcone czarne włosy. Podniosłeś lekko jej ciało zanurzając rękę w jej mokrej pochwie, wchodziła gładko, szybkie mocne ruchy powodowały u niej krzyk, wbijała ci paznokcie w kark a ty czułeś jak napięcie rozsadza ci prącie. Wbiłeś się nią,  
zaznałeś znajomego ciepła, te które tak bardzo uwielbiałeś, ujeżdżała cię powoli, zaciskając mięśnie uda. Delikatnymi dłońmi opierała się na twoim masywnym torsie. Powoli zaczynała przyspieszać, rozluźniłeś swoje ciało, dałeś jej pełną swobodę, odchyliłeś głowę do tyłu i zamknąłeś oczy. Zanim doszedłeś, zeszła z ciebie i zaczęła robić ci loda mocno zaciskając wargi. Czułeś jak powoli zagłębiasz się w jej gardło, chwyciłeś ją za głowę i przycisnąłeś z całej siły, zaczęła się dusić, wyrwała się z uścisku. Fala spermy poleciała na jej piękną gładką twarz i włosy. Chwilę potem poszła do łazienki a ty zostałeś w pokoju, leżałeś chwilę patrząc w biały sufit, widniało na nim parę rdzawych zacieków, pomyślałeś że będziesz musiał kiedyś je zamalować. Podniosłeś się z łóżka, nadal nie byłeś spełniony. Otworzyłeś drzwi od łazienki, Diana brała prysznic, krople podświetlanej na niebiesko wody odbijały się od jej ciała mocząc podłogę. Podszedłeś do niej od tylu i chwyciłeś za biodra, powoli przeszedłeś do penetracji, ale tym razem w tyłek. Zaczęła się szamotać, nie chciała, ale ty tylko oparłeś ją o szklaną ściankę osłaniającą prysznic. Jej piersi rozpłaszczyły się na oparciu. Jedną rękę włożyłeś jej do ust, drugą natomiast pieściłeś łechtaczkę napuchniętą już od krwi. Powoli zwiększyłeś tępo, czułeś ciasnotę i tarcie ale to tylko zwiększało przyjemność. Kiedy skończyłeś, zmęczony usiadłeś pod ścianą przyjmując na siebie strumień wody, z uśmiechem satysfakcji zamknąłeś oczy.

SzaryWilk

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 2552 słów i 13768 znaków, zaktualizował 18 paź 2016.

2 komentarze

 
  • violet

    Czekam na kolejną część... łapkę daję.

    17 paź 2016

  • valkan

    Genialne !!! ;) czekam na ciąg dalszy :)

    17 paź 2016