Afrykańska przygoda. Cz. 1

- O w mordę! – Marek zatrzymał się i odwrócił do idącej za nim Renaty. – Ty zobacz, ile ludzi.  
- No, trochę jest – zgodziła się.  
Wysiedli na lotnisku zaledwie dziesięć minut wcześniej. Taksówkarz starał się jechać szybciej, ale o tej porze korki w Warszawie były nieuniknione. Sporo czasu zajęło im też odszukanie przedstawiciela biura podróży. Kiedy więc stanęli w końcu w kolejce do odprawy, przed nimi zebrał się już niemały tłum oczekujących.  
- Mogłaś się jeszcze dłużej pakować. – Mężczyzna był naprawdę zły, nie lubił czekać, a stanie w kolejkach uważał za marnowanie czasu. – Wtedy na pewno byśmy zdążyli, ale na następny samolot.
- Nie przesadzaj. – Renata starała się załagodzić sytuację. – Poza tym, co się dziwisz? Są ferie, wielu ludzi postanowiło spędzić ten czas za granicą. Tu mamy zimę, a niektórym marzą się palmy. Nam zresztą też.  
- Okej, tylko czy oni wszyscy muszą lecieć tam, gdzie my? Tym samym samolotem? Nie mogą inaczej? – Marek marudził jak mały chłopiec.
Renata nie reagowała. Wiedziała, że jej mąż był typowym mężczyzną – wszystko musiało być po jego myśli i to zaraz, natychmiast. Nauczyła się już z tym żyć.  

Widok, jaki zobaczyli przez maleńkie okienko samolotu po kilku godzinach lotu, wynagrodził im wszelkie trudy podróży. Żadne z nich nigdy wcześniej nie widziało pustyni, teraz mieli okazję ją zobaczyć i to z bliska. Ze słów pilota dowiedzieli się, że w Hurghadzie jest 11 stopni w skali Celsjusza.  
- Szału nie ma – odezwał się jakiś pasażer.  
- Zawsze to lepiej niż u nas – zauważył ktoś inny. Racja. Przypomnieli sobie śnieg i minusowe temperatury w Polsce. – Co będzie, to będzie.
- No to jesteśmy w Egipcie – powiedziała Renata i przytuliła się do Marka. Objął ją z czułością i szepnął do ucha:
- Tego chciałaś?  
- Jeszcze nie wiem – odpowiedziała. – Powiem Ci, jak zobaczę Sfinksa. I piramidy.  

Pilot okazał się młodym mężczyzną, nieco powyżej trzydziestki. Komunikatywny i świetnie mówiący po polsku, bardzo szybko nawiązał kontakt z grupą, pomimo, że różniła się wiekowo. Jak się później okazało, atrakcyjnemu wyglądowi towarzyszyła wiedza i kompetencja.  
- Niezły jest – zauważyła Renata spoglądając na męża figlarnie jakby zastanawiała się, czy okaże zazdrość.
- No, mnie też się podoba – odpowiedział jej w tym samym tonie. Zaśmiała się. – Miejmy nadzieję, że zna się na rzeczy, bo to jest najważniejsze – dodał. Kątem oka zauważył, że mężczyzna przygląda im się z niejaką ciekawością. „Czyżby słyszał ich rozmowę?”  
Pokój w hotelu również spełniał oczekiwane standardy. Zresztą wiedzieli, że spędzą tu tylko jeden dzień, zanim ruszą w trasę. Jedzenie też było na poziomie. Renata trochę się tego obawiała, jej żołądek nie tolerował ostrych potraw, toteż z przyjemnością zauważyła, że wszystko jest należycie przyprawione. Przed wyjazdem nasłuchali się od znajomych o czystości Egipcjan „przede wszystkim używajcie jednorazowych kubków i sztućców, bo oni niedokładnie myją te zwykłe”, uznali jednak, że jak na razie nie ma się czego bać.
- To co, ochrzcimy łóżeczko? – zapytał Marek wychodząc spod prysznica. Jego żona siedziała na małym tarasie popijając drinka. – Noc zapowiada się ciepła.  
- Niby gdzie chcesz je ochrzcić? – zapytała udając, że nie wie, o co chodzi. – W Morzu Czerwonym?  
- Czerwonym? Nie, to chyba nie te dni. – Wyraźnie się z nią drażnił. Stanął za nią obejmując i całując w czubek głowy. – No chodź, wypróbujemy materac.
- Nie jesteś zmęczony? – spytała, ale kiedy spojrzała mu w oczy, wiedział, że oczekuje przeczącej odpowiedzi. – Ani trochę?
- Ani trochę – potwierdził. Wyjął jej z ręki drinka, którego piła i odstawił na stolik. Potem wziął kobietę za rękę sprawiając, że wstała i przyciągnął do siebie. Nie opierała się, wiedział, że chce tego tak samo, jak on.  
Wierzchem dłoni pogładził jej policzek. Renata przymknęła oczy rozchylając usta w geście przyzwolenia. Pochylił się nad nią, błądząc wargami po jej ustach. Nadal się z nią drażnił. W pewnej chwili wpił się w nią niemal pozbawiając tchu. Jego język bawił się z jej językiem tocząc bój lub taniec znany obojgu od lat. Zaczynali czuć coraz większe podniecenie. Ręka Renaty machinalnie przesunęła się w dół tułowia mężczyzny, zatrzymując na kroczu. Wyczuła widoczne zgrubienie. Wsunęła dłoń pod szlafrok i namacała to, czego szukała. Jęknęła.  
- Tak, jest gotowy – szepnął Marek, a potem poszukał dłonią jej czułego miejsca i dodał – Ty też.
W odpowiedzi zarzuciła mu ramiona na szyję i pocałowała namiętnie. Nie ociągając się dłużej, wciągnął ją do wnętrza pokoju i pchnął lekko na łóżko. Materac był miękki, ale nie zwracali teraz na to uwagi, zobojętniali na wszystko wokół.
- Zrobimy to po egipsku – Marek zdjął szlafrok i stanął przed żoną w pozycji udającej postacie z hieroglifów. Renata zaśmiała się spoglądając na jego męskość, która prężyła się psując wizerunek całości. – Na faraona.
- Więc chodź, mój ty faraonie – kobieta wyciągnęła rękę i pociągnęła męża na siebie. – Zrób to wreszcie, a pokażę Ci, że mam w sobie coś z Kleopatry.
Odwróciła go na plecy i usiadła na nim okrakiem. Zmysłowym ruchem pozbyła się szlafroka, który dotąd miała na sobie. Zaczęła pieścić swoje piersi, patrząc przy tym mężczyźnie prosto w oczy. Potem podrażniła jego sutki delikatnie wodząc po nich palcami, a następnie pochyliła się i pocałowała je kolejno. Jej usta schodziły coraz niżej i niżej. Uniosła głowę i spojrzała na męża. Potem polizała delikatnie czubek jego penisa. Wiedziała, że to uwielbiał, jego jęki i westchnienia podniecały ją jeszcze bardziej. Otworzyła usta i objęła członek męża. Zaczęła ssać.  
- O tak! – Marek nic więcej nie był  w stanie wymówić. – Tak jest dobrze. Jeszcze. – Zanurzył dłonie we włosach kobiety i przytrzymał jej głowę. Zakrztusiła się. Lubił, kiedy ociekała śliną, wiedział też, że ona również nie ma nic przeciwko.
Teraz jednak podniosła się i otarła usta. Znowu na nim usiadła, tym razem wkładając sobie jego penisa. Był twardy jak skała. Wzięła jego ręce i położyła na swoich piersiach, tym samym dając mu znać, że ma się nimi zająć. Zrozumiał. Jedna ręka Marka pieściła na przemian piersi Renaty, podczas gdy druga pobudzała łechtaczkę. Kobieta zaczęła poruszać się szybciej. Czuła zbliżający się orgazm. Kiedy spojrzała na męża zrozumiała, że on też jest już blisko. Jeszcze jeden ruch, jeszcze jeden okrzyk i … Doszli oboje.  
Seks może nie był najwyższych lotów, ale dał obojgu upragnioną satysfakcję.
- W Afryce się jeszcze nie kochałam – powiedziała Renata leżąc w ramionach męża. – Właściwie to nigdzie poza Polską. Można by powiedzieć, że to był mój pierwszy raz.  
- Tak, moja droga. Z dumą mogę oświadczyć, ze zostałaś zdeflorowana. Na tej egipskiej, afrykańskiej ziemi. Niestety, na dzień dzisiejszy nie mogę Ci zaoferować nic ponadto. Mój mały przyjaciel czuje się zmęczony i musi nieco odpocząć. Ale obiecuję Ci, że uświetnimy każdy zabytek, jaki będziemy zwiedzać, każdą świątynię, grób, mumię. Może nawet każdy kamień w piramidzie Cheopsa. I, oczywiście, nos Sfinksa.  
- To na pewno, zwłaszcza, że Sfinks nie ma nosa. – Renata uderzyła delikatnie męża w pierś. – Nie obiecuj czegoś, czego nie będziesz w stanie dotrzymać.
- Kto mówi, że nie będę w stanie? – Marek był oburzony, że żona zwątpiła w jego jurność. – Kobieto, miej więcej wiary w swojego męża. Tym bardziej, że jesteśmy w Egipcie. Tutaj kobiety są posłuszne.  
- Tak, tak – Renata w odpowiedzi odwróciła się na drugi bok i zgasiła lampkę. – A teraz śpijmy już. Jestem śpiąca, a poza tym jutro trzeba wcześnie wstać. Dobranoc.
- Dobranoc – Marek przysunął się do żony, obejmując ją od tyłu i pocałował w policzek. – Masz rację, śpijmy już.  

- Chyba mogłoby mi się tu spodobać – powiedziała Renata opierając się o ramię męża. Siedzieli w kafejce popijając kawę z kardamonem i herbatę z hibiskusa. – Popatrz tylko. Wszędzie sami mężczyźni. Kobiety w tym kraju nie pracują, a jedynie zajmują się domem i dziećmi. No chyba, że są nauczycielkami, ale wtedy są szanowane i mają zapewnioną pozycję społeczną.  
- Kochanie, dwie sprawy. Po pierwsze: bardzo szybko zanudziłabyś się na śmierć bez jakiegokolwiek zajęcia dającego Ci satysfakcję i przede wszystkim zarobek – oboje wiemy, jak  jesteś niezależna. Po drugie, pamiętaj, że tutaj kobieta jest warta mniej niż wielbłąd.  
- No co Ty powiesz! – Renata udała oburzoną. – A ja myślałam, że co najmniej cztery wielbłądy.  
- Ba! – Marek westchnął. – Za cztery wielbłądy to ja bym dostał hurysę albo tancerkę brzucha. – Spojrzał na żonę i uśmiechnął się. – Ale za Ciebie może daliby mi jakiegoś wychudzonego osiołka.  
- Osłem to Ty byś był, gdybyś się mnie pozbył. – Renata  zaśmiała się. – Hurysa! Też mu się zachciewa! Musiałbyś jeszcze znaleźć taką, co będzie Ci prała, gotowała i sprzątała po Tobie.  
- Skarbie, właśnie dlatego oni mogą mieć cztery żony. Każda jest od czegoś innego. – Mocniej przytulił kobietę i dodał jakby odpowiadając na jej myśl. – Masz rację, życie tutaj nie jest takie złe.  
- To jak, decydują się Państwo zapalić fajkę? – kiedy pilot zadawał pytanie, kelner już stawiał na stolikach fajki wodne i rozdawał ustniki. Renata spojrzała na męża i skinęła głową. Oboje nie palili, ale postanowili, że nie odmówią sobie spróbowania. Inni zresztą też nie.
- Wszystkiego trzeba spróbować – powiedział siedzący obok małżonków mężczyzna. – Za młodu trochę popalałem, przypomnę sobie, jak to jest.  
- Przypomnę Państwu, że tutaj to rytuał. My nie pijemy alkoholu, dlatego spotykając się ze znajomymi, palimy fajki.  
- Pytanie, co w tych fajkach jest – mężczyzna mrugnął do Renaty. – Może marycha.
- Przydałaby się na humor – kobieta uśmiechnęła się. – Ale wątpię, żeby to było to.  
Oczywiście, narkotyku w fajce nie było, ale smak był nawet przyjemny, jak zauważył Marek. Wrócili do pokoju w dobrych nastrojach.

Erica

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 1892 słów i 10631 znaków.

1 komentarz

 
  • Mlodyzakazany

    Interesujące...a zarazem trochę złowieszcze.

    22 maj 2017

  • Erica

    @Mlodyzakazany Złowieszcze? Dlaczego? Nie miało takie być. To opowiadanie o miłości, nie planuję w nim nic strasznego. :)  
    Btw. Wciąż czekam na dalszy ciąg Twoich opowiadań.  :P

    23 maj 2017

  • Mlodyzakazany

    @Erica, to chyba wspomnienie o egipskiej wycieczce, kierunek ten ostatnio kiepsko się kojarzy.  
    Wpadłem chyba w jakąś grupową histerię.
    Co do opowiadań, to cóż...może mnie natchnie ta wiosenna aura. Ale fajnie, że jeszcze ktoś czeka. Dzięki  :)

    24 maj 2017