MIRON
Po kilku godzinach dojechaliśmy do niewielkiej, turystycznej miejscowości otoczonej sosnowymi lasami. Nie było tu zbyt dużo sklepów i atrakcji ale dla mnie to w zupełności wystarczało. Chciałem być z rodziną. Lubiłem otoczenie przyrody. Nigdy zbytnio nie lubiłem zgiełku miasta, biegania po sklepach i całej tej gonitwy. Owszem miałem kolegów spotykałem się z nimi. Graliśmy razem w piłkę lub różne gry komputerowe. Na imprezie byłem może ze dwa razy. Nieszczególnie mnie to kręciło. Hałas, sporo obcych ludzi. Nawet nie można było spokojnie z kimś porozmawiać żeby go bliżej poznać, bo wszystko zagłuszała muzyka. Wolałem spotykać się u kogoś w domu, wyjść na boisko lub pójść do jakiejś spokojnej pizzerii i pogadać. Kiedy zachorowałem musiałem całkiem zrezygnować z życia towarzyskiego. Bardzo długo leżałem w szpitalach, przestałem chodzić do szkoły, miałem nauczanie indywidualne w związku z czym straciłem kontakt z kolegami z klasy. Im dłużej chorowałem tym nasze drogi bardziej się rozchodziły. Oni myśleli o dziewczynach, chodzili na randki, uciekali z zajęć na wagary razem z innymi osobami z klasy a po zrobieniu prawka jeździli wspólnie na imprezy i przechwalali się tym, który z nich ma lepszy samochód. Ja w tym czasie leżałem na oddziale w szpitalu, czas mijał mi na kolejnych badaniach, podawaniu leków, lekcjach z nauczycielami. Bywały momenty, że byłem bardzo słaby miałem zawroty głowy. Jedyne co mogłem robić to leżeć.
W szpitalu też toczyło się życie. Co prawda było inne od tego poza murami szpitala ale jednak. Toczyło się powoli swoim powolnym rytmem. Rano mierzenie temperatury potem śniadanie, obchód, badania obiad, podawanie leków. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim trochę czasu wolnego. Poznałem tu sporo osób. Lekarze, pielęgniarki, opiekunowie medyczni, inni pacjenci. Stali się dla mnie trochę jak rodzina. Kiedy czułem się trochę lepiej brałem udział w zajęciach jakie były organizowane lub rozmawiałem z innymi pacjentami na sali. Oglądaliśmy też razem filmy lub graliśmy w gry planszowe. W ten sposób próbowaliśmy zabić nudę i choć na chwilę nie myśleć o szpitalu, leczeniu i ciągłej niepewności. Zaprzyjaźniłem się tam z kilkoma osobami. Oprócz wspólnych tematów takich jak szpital i leczenie, które zbliżyły nas do siebie okazało się, że mamy też wspólne zainteresowania takie jak np. książki i gry komputerowe. Dobrze się z nimi dogadywałem. Oni rozumieli co znaczy ból, choroba. Jak to jest kiedy jesteś tak słaby i zmęczony, że nic nie możesz zrobić. Jedni zakończyli już leczenie i opuścili szpital, drudzy tak jak ja kontynuują je i nadal czekają. Jeżeli ich stan poprawi się są niekiedy wypisywani na jakiś czas do domu ale wiedzą, że prędzej czy później będą musieli tam wrócić. Tak jak ja.
Po raz pierwszy od półtora roku mój stan poprawił się na tyle, że mogłem opuścić szpital i pojechać do domu a nawet wybrać się na krótkie wakacje. Bardzo się z tego cieszyłem, że chociaż na chwilę mogłem wrócić do normalnego życia. Gdzieś wyjść z rodziną. Żyć jak każdy. Cieszyłem się z tego wyjazdu. Hotel może nie był pięciogwiazdkowy ale mi to w zupełności wystarczało. Nie potrzebowałem wiele. Planowaliśmy spędzać czas głównie na spacerach nad morzem, leżeniu na plaży ewentualnie zwiedzeniu zabytków w pobliskiej miejscowości. W tej chwili siedziałem w hotelowym pokoju. Był nieduży ale bardzo przytulny. Łóżko zasłane świeżą pościelą, średniej wielkości prosta, brązowa szafa, białe ściany, jasnoszare zasłony w dużych oknach nieduży szarawy dywanik przy łóżku. Mała łazienka wyłożona białymi kafelkami i pomalowana na kakaowy kolor z toaletą, prysznicem, umywalką i lustrem. Dostałem jednoosobowy pokój. Byłem nawet zadowolony bo znając życie i moją młodszą siostrę to rano i wieczorem trudno byłoby dostać się do łazienki. Niech rodzice się męczą. Z okna widać było las, plażę i fragment morza. Pogoda była ciepła i słoneczna. Byłem rozpakowany i nie miałem nic innego do roboty. Wziąłem leki i zszedłem na dół do dużego holu. Mieściła się tam recepcja. W rogu niedaleko wejścia stała duża szara kanapa obok niej stała palma. Była ustawiona taki sposób, że nieco przysłaniała część kanapy. Można było w tej części usiąść i obserwować samemu pozostając niezauważonym. Tak właśnie zrobiłem. Nie działo się nic ciekawego. Od czasu do czasu ktoś przechodził przez hol żeby wyjść na zewnątrz lub dostać się do innych części hotelu. W pewnym momencie zauważyłem samochód który podjechał i zaparkował na hotelowym parkingu. Wysiadły z niego cztery osoby. Można było łatwo się domyślić, że są rodziną. Moją uwagę zwróciła dziewczyna, która wyjęła z bagażnika sporych rozmiarów walizkę. Była w podobnym wieku co ja. Miała długie, falowane włosy ufarbowane na jasny blond i dość mocny makijaż. Na sobie miała jasnozielony top z krótkimi rękawami i obcisłe dżinsy. Na nogach białe adidasy. Przy uchu trzymała telefon z kimś rozmawiała. W końcu cała czwórka wzięła swoje bagaże i zaczęła iść w kierunku hotelu. Mężczyzna i kobieta byli ubrani elegancko. On miał na sobie ciemne dżinsy, koszulę i marynarkę a ona jasną sukienkę do kolan. Chłopiec pewnie ich syn mógł być w wieku mojej młodszej siostry Wiktorii. Ubrany był w koszulkę Nike, dżinsy i buty sportowe. Był pochłonięty jakąś grą w telefonie. Dziewczyna szła na samym końcu ciągnąc wielką walizkę (z drugiej strony czemu kobiety muszą aż tyle rzeczy zabierać na wyjazd) i rozmawiając żywo przez telefon. Z daleka dochodziły do mnie strzępki zdań.
-...już jesteśmy... a weź daj spokój masakra jakaś.... to jakaś dziura nie ma sklepów, galerii....jeśli chodzi o hotel to też szału nie ma.... ty to masz dobrze ciepłe morze, palmy, sklepy.... może kiedyś rodzice mnie raczej nie puszczą.... muszę kończyć bo jesteśmy w recepcji.
Po załatwieniu formalności wzięli klucze i udali się do swoich pokoi. Dziewczyna nie wydawała się zachwycona wakacjami sądząc po rozmowie telefonicznej. Widać było, że są to ludzie z dobrego domu i niczego im nie brakuje. Ona pewnie ma dobre życie. -„Różnie toczą się losy ludzi”-pomyślałem. Wstałem z kanapy i udałem się do swojego pokoju.
Dodaj komentarz