Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Gość

Marian siedząc przy stole, wypił drugie piwo, głośno beknął i cisnął butelkę w kąt. Rozbiła się z trzaskiem, a jej szczątki dołączyły do pozostałości po pierwszej.
Do salonu wszedł Tomasz, gospodarz domu. Ciągnąc za sobą woń pieczonego mięsa, postawił na stole tacę z parującym kurczakiem. Na widok złocistej skórki Marian bezwiednie oblizał wargi. Po chwili żona Tomasza, Justyna, doniosła jeszcze dwa półmiski z chlebem i ziemniakami.
Marian na znak zadowolenia mocno klepnął kobietę w pupę.
– No, i to mi się podoba, złociutka! – stwierdził z uśmiechem, po czym z chrupotem przerywanych chrząstek oderwał ciepłe udko i zatopił zęby w mięsie, tak że tłuszcz pociekł mu po brodzie.
Gość zwrócił się do Tomasza:
– Panie, odpal no telewizor. Jaką komedie bym se oglądnął, co nie? Pośmiał trochę.
Gospodarz posłusznie wykonał polecenie.
– No, tak ma być! – powiedział Marian, a kawałek zmielonego kurczaka prawie wypadł mu z ust. – To mi się podoba! Ej, maleńka, przynieś jeszcze browarka, dobra? – polecił Justynie, po czym jakby na zachętę uraczył ją kolejnym energicznym klapsem.
Tomasz widząc to, tylko uśmiechnął się z serdecznością i zaproponował:
– Może pogłośnić telewizor? Bo coś dialogi słabo słychać.
– A można, można. – odpowiedział Marian, po czym wolną dłonią chwycił pajdę chleba.
Po kwadransie rechotu, mlaskania i kolejnych trzech roztrzaskanych butelkach, przybysz pochłonął połowę kurczaka, obwieszczając koniec posiłku donośnym beknięciem.
– Smakowało? – spytał Tomasz.
– No dobre żarełko, dobre.
Gospodarz uśmiechnął się dumny jak nigdy, po czym zwrócił się do żony:
– Justynko, nasz gość już skończył! Można cię prosić?
Gdy kobieta weszła do pokoju i zaczęła zbierać brudne naczynia, Marian strącił ze stołu widelec, na którego wcześniej nawet nie spojrzał, po czym Justyna pochylając się, podniosła go z podłogi, a Marian próbując wydłubać sobie tłustym palcem resztkę kurczaka spomiędzy zębów, spojrzał na jej pupę lubieżnie. Kiedy kobieta zebrała wszystko z blatu i poszła do kuchni, gość zwrócił się do gospodarza:
– Cholerka, dopiero co szamałem, a znowu głodny jestem…
– Mamy jeszcze szarlotkę, a zaręczam że pyszna, sam piekłem.
– A tam szarlotka... Żonkę masz pyszną, chętnie bym wychędożył. Wiesz, sprawdził jak dobrą jest żonką.
– Jasne, to co moje to twoje, bo przecież musimy się ubogacać kulturowo, prawda? – odpowiedział bez wahania Tomasz. Po czym przez następne dziesięć minut z zadowoleniem na twarzy sprzątał bałagan po Marianie, co chwilę słysząc dobiegające z sypialni krzyki swojej żony.
– Ależ ona głośna. Muszą się dobrze bawić. – Stwierdził z satysfakcją.
Kiedy w końcu zapanowała cisza, Marian zawołał z góry:
– Panie! Przynieś pan jakie piwko jeszcze, bo po tym bara-bara w gębie mam pustynię!
Gospodarz w pośpiechu poszedł po alkohol do kuchni, wbiegł na piętro i w drzwiach sypialni wręczył Marianowi butelkę, a ten chwycił ją wciąż lepiącą się od tłuszczu dłonią. Tomasz zauważył za jego plecami skuloną, szlochającą Justynę.
„Najwidoczniej musiała go czymś sprowokować, bo on normalnie się tak nie zachowuje. To miły i kulturalny człowiek.” – pomyślał gospodarz. Następnie razem ze swoim gościem zszedł do salonu, gdzie Marian oglądając telewizję, dokończył kurczaka i zjadł szarlotkę, po czym w końcu umył ręce. A kiedy już wychodził, Tomasz zatrzymał go na progu.
– Proszę, pół litra na drogę i tysiąc na drobne wydatki. – Marian przyjął podarek. – I zapraszam ponownie.
– Jak obskoczę wszystkie domy na ulicy, to pewnie wpadnę, bo nie tylko wy mnie zapraszacie.
Ruszył przed siebie i nagle, jakby o czymś sobie przypominając, gwałtownie się obrócił, uderzył Tomasza pięścią w twarz, a ten padł z jękiem na podłogę, po czym Marian jeszcze kopnął go trzy razy. Gdy zacny gość ostatecznie opuścił posiadłość, Tomasz trzymając się za brzuch, powoli wstał.
– Pewnie na to zasłużyłem. Musiałem go czymś zdenerwować. Mogłem dać mu litr i dwa tysiące. Następnym razem się poprawię, bo musimy nauczyć się z nimi żyć, dla obopólnego dobra, by wzajemnie się ubogacać.
Następnie przebrał się w drogi garnitur, po czym otworzył drzwi wejściowe i krzyknął:
– Następny proszę!
W tym momencie Justyna zeszła do salonu, mając wciąż czerwone, podpuchnięte po niedawnych łzach oczy.
Mąż jakby nie zwracając uwagi na stan żony, spojrzał na nią dumny z siebie, jak gdyby zrobił dobry uczynek, albo właśnie wygrał złotą statuetkę na europejskim konkursie gościnności.
– Za chwilę przyjdzie kolejny gość, poradzisz sobie sama, prawda? Bo ja muszę iść do pracy.
– Dlaczego to robimy?
– Jako rozwinięta zachodnia cywilizacja musimy postępować moralnie i liberalnie. Mamy być wzorem dla innych krajów, szczególnie tych ze wschodu, które najwidoczniej zapomniały czym jest humanitarność. Poza tym, jestem politykiem, urzędnikiem europejskim, to sam muszę świecić przykładem i postępować poprawnie, bo jak to w końcu mówią, polityczna poprawność. No, to bądź miła i gościnna. – wziął żonę za rękę. – Musimy im pomagać i jednoczyć się z nimi, z ich kulturą, by urozmaicać własną. Niedługo mam samolot do Brukseli, będę za tydzień. – pocałował ją w policzek. – Przyjemności. Pa.

Nieodgadniony

opublikował opowiadanie w kategorii dramat i inne, użył 928 słów i 5575 znaków, zaktualizował 2 paź 2020.

3 komentarze

 
  • agnes1709

    Kurde, bardzo fajne,  inne.... nowe! Może jakaś kontynuacja i niech ktoś w końcu nakopie Mariankowi do dupy?:lol2: Czemu to nie wyszło z poczekalni?:eek:

    7 kwi 2018

  • AnonimS

    Mam nadzieję że to jest pomyślane jako satyra bo inaczej to ....łapka w górę

    5 lut 2018

  • Somebody

    Inne. Może nieco przesadzone, a może nie?

    15 lip 2017

  • Nieodgadniony

    @Somebody Jeśli nieprzesadzone, to celowo nieprzesadzone heh.

    18 lip 2017