Coraz mniej mnie

Chcieliście mieć kiedyś nad czymś pełną kontrolę? Chęć panowania. Nie zawsze udaje nam się to osiągnąć. Są jednak drogi, po których dojdziemy do władzy. Władzy absolutnej, która, wbrew pozorom, nie jest taka wspaniała jakby się wydawało.  
-------------------------------------------------------------------------------------------------
- Pamiętajcie! Idziecie do gimnazjum. Na wstępie musicie zrobić dobre wrażenie. MUSICIE! Od tego zależy, jak nauczyciele was będą postrzegać. Co osiągnięcie... - I tak dalej... Kolejna lekcja, na której dowiaduję się, że od pierwszej lekcji w gimnazjum zależy moja przyszłość. Siedem lekcji dziennie. Na każdej z nich pogadanka o zasadach panujących poza podstawówką. Jakie to nudne. Oklepane. Nauczyciele i ich porady. Wszystko, co wciąż słyszę to "MUSISZ", "MUSISZ", "MUSISZ". Nic nie mogę, wszystko muszę. Dzień w dzień jestem coraz bardziej zirytowana tym wszystkim. Chcę iść do gimnazjum na luzie. Wiem lepiej od nauczycieli jak tam jest. Co oni mogą wiedzieć? Wieki spędzają w murach podstawówki i uważają się za specjalistów od młodzieży, sukcesu i wychowania... Żałosne.  
   Rozbrzmiał dzwonek. Korytarze wypełniły się dzieciakami. Takimi jak ja. Wszystkie znudzone. Niektóre przestraszone. Szkoda mi tych, którzy wierzą w słowa nauczycieli. Boją się, że dalej będzie tylko gorzej. A będzie tak samo. Musimy się tylko przegryźć z nowym otoczeniem.  
   W szatni pustki. Rzadko podczas lat ktoś tu zagląda. Poza tym, to ostatni miesiąc szkoły. W ogóle rzadko kto do szkoły zagląda. Wołam Dizzy i ruszamy w stronę domu. Dizzy, dla jasności, to moja najlepsza przyjaciółka. Można tak to nazwać? Dzielimy się sekretami, jednak ona wciąż jest nieobecna. Swoje problemy uważa za najważniejsze. Siebie uważa za najważniejszą.  
- Dizz, idziesz do mnie?
- Nie, muszę się pouczyć. Jutro przecież test z historii i trzeba napisać wypracowanie na polski. Plus jeszcze zapowiedzieli kartkówki z niemca i WOS-u. Jak się z tym wyrobić.  
- Nawet mi nie mów... Nie dam rady z samą historią, co dopiero z resztą. Coś zawalę.  
- No, no. Zawsze tak mówisz. Potem wychodzi, że ja dostaję jedynkę a ty pięć.  
- Mhm, tak, zawsze tak jest. Ej! Mam dychę w kieszeni. Idziemy coś zjeść? Jakiś hamburger czy coś?
- Oj nie, nie, nie. Stwierdziłam, że muszę schudnąć.  
- Po co? Ja tam niby też muszę, ale mi się nie chce...  
- A tobie odbiło? Jesteś chudziutka. Ja za to mam czym się grzać. - Rzeczywistość była trochę mniej przerysowana. Nie byłam "chudziutka". Byłam szczupła. Miałam jednak trochę większe uda i mały brzuszek. Dizzy miał wszystko trochę większe. Jej całe ciało przypominało galaretę. Jej nawet dieta by nie pomogła, ale przecież nie mi o tym sądzić.  
- Chudziutka, nie chudziutka. Jakbym straciła tu i ówdzie to nie byłabym zła. Dobra, idę do domu. Zjem jakiś chleb z sałatą. Jak królik.  
- Jak wolisz, ja bym się na twoim miejscu nie odchudzał. Ale twoja decyzja.  
   Rozstałyśmy się. Do domu idę długą ścieżką ułożoną z nierównej kostki. Może to nie taki głupi pomysł? Trochę zrzucić i byłabym niezłą laską. Przed domem mam stadion. Chodziłabym biegać. Tak, dobry plan. Odrzucę słodycze, kaloryczne posiłki i będzie super!  
   Co my tu mamy? Pomidor, żółty ser, kiełbasa... Dobra, pomidor i chleb. Która godzina? Godziny też muszę przecież kontrolować. Szesnasta? Uznajmy, że po osiemnastej nie jem. Kurczę, ostatnie dwa kawałki chleba. Trochę mało jak na obiad. Może starczy. Przecież nie mogę dojeść kiełbasą!  
   Godzina dziewiętnasta. Trochę mnie ściska z głodu. Kawałek chleba na obiad to słaby pomysł. Śniadań nie jem wielkich to obiadem trochę muszę nadrobić. Ok, dzisiaj zjem jeszcze bułkę. Mam przywiozła świeże, miękkie bułki, jak tu ich nie zjeść?  
- Mamo, jest coś do chleba zdrowego?
- No masz tam ser, trochę szynki...  
- Nie mamo. Coś niskokalorycznego.  
- A od kiedy ty się tym przejmujesz?
- Od dzisiaj. Idę na dietę. Będę ćwiczyć i zdrowiej jeść. No właśnie! Jak będziecie na zakupach to kupcie jakąś sałatę, warzywa, owoce. Tylko nie słodycze!
- W głowach się przewraca tej młodzieży. Za moich czasów wszyscy jedli co chcieli, dużo czasu spędzali na dworze i nie musieli na jakieś śmieszne drakońskie diety przechodzić...  
- Tato, jak drakońska dieta, co? Ty jesz od lat zdrowo i ćwiczysz. Ktoś ci coś powiedział? To może łaskawie mi pozwól.  
- No, no. Księżniczko, nie zagalopuj się zbytnio. Rób co chcesz, ja tylko tak sobie komentuję.  
- Mhm... - Ten jak zwykle swoje. Około pięć lat temu przeszedł na dietę. Ma samozaparcia więcej niż ktokolwiek inny. Schudł sporo i wygląda dobrze jak na swój wiek. Jednak uważa, że jeżeli ja chcę się odchudzać, to nie. A niech się odwali... Jak dobrze! Ta bułka, nawet sucha, jest tak dobra! W momentach największego głodu docenia się takie rzeczy. Czas się pouczyć na te wszystkie sprawdziany, kartkówki... Cholera! Wypracowanie z polskiego. Jest dobrze, będzie lepiej... Mam całą noc. Czas- start!

- Hej, nauczyłaś się wszystkiego?  
- Tak mi się wydaje. Mam też wypracowanie. Siedziałam do pierwszej. Ledwo żyję.  
- A ja nie. Siedziałam przed telewizorem. Udało mi się wczoraj nie zjeść nic kalorycznego.  
- Brawo! Mi też. Co prawda nie było to trudne. W domu była tylko jakaś paskudna kiełbasa i trochę chleba.  
- To masz ułatwione zadanie. Słuchaj, to już ostatni miesiąc. Co robimy w wakacje?
- Ty, no popatrz! Racja, zarz wolne. Jedziemy gdzieś. Nie wiem jeszcze gdzie, ale jedziemy.  
- W sumie to mam już pomysł. Powiem ci kiedy indziej. Muszę jeszcze wszystko potwierdzić.  
- Uuu... Jestem podekscytowana. - Dizzy i jej pomysły. Zawsze coś.  
   Pierwsza lekcja. Zrobiła kartkówkę z Niemca. Dobry początek dnia.  
   Druga lekcja. Sprawdzian z historii. Ok, to było zaplanowane.  
   Lekcja trzecia. Pytał mnie z Niemca. No skubany! Tego się nie spodziewałam. Siadam do ławki ze szlachetną tróją w zeszycie.  
   Piąta lekcja.  
- Miałam was dzisiaj pytać, ale stwierdziłam, że nie. Jutro was popytam. Przygotujcie się. - Dziękuję! Nareszcie normalna lekcja. Muzyka. Nie uważam tego za przedmiot. Uczenie się nutek to nie moje ulubione zajęcie. Bywa. Jak się nie ma co się lubi, to się...  
- Psst! Psst! Ej, Meg!
- Co?- Kto mnie woła w połowie lekcji? Dyskretne skulenie i wzrok po całej klasie.  
- Tutaj!
- Czego chcesz Olly?
- Wiesz, że Buffy chodzi z Louisem?
- Tak?! Skąd wiesz?  
- Mam swoje źródła. Dobra, kończę. Zarz się moja przyczepi, że zagaduję obce dziewczyny na lekcji. - Tak, wszyscy mają dziewczyny, chłopaków, a ja nie. Wszyscy się całują, przytulają. Ja nie. Coś jest ze mną nie tak. Podobno wszyscy mówią, że jestem chuda no to co? Buzię chyba też mam nie najgorszą...  
- W domu ułóżcie tekst pod tą melodię.  
- Uh... Coś jeszcze? Nienawidzę tego. Nie jestem dobra w pisaniu.  
- Oj Meg, jak zwykle dramatyzujesz. Co się stanie jak zawalisz?
- No wiesz. Wolałabym nie. Zawiodę rodziców. A poza tym z takimi ocenami...  
- To co? Nie przejmuj się ciągle innymi. Pomyśl raz o sobie. A poza tym jedną pała niczego nie da się zawalić. Serio.  
- Może masz rację. Nieee, czuję się już winna od samego myślenia, że to oleję. - Ciągle zestresowana. Ciągle tyle nauki, obowiązków. Nie daję rady. Jeszcze to cholerne gimnazjum.  

   Obiad. Wybawienie moje. Garnek wyciągnięty, woda wlana i posolona. Tylko wrzucić pierogi. Tylko pięć. Starczy.  
   Pierogi mamy. Mmm... Pycha! Jezu, jak ja się objadłam... Niby pięć pierożków. Ledwo się ruszam. Dochodzi piętnasta. Jeszcze zjem coś przed godziną graniczną i wszystko. Czas na naukę. Znów. Oczy mam ciężkie. Praktycznie nie spałam zeszłej nocy. Na jutro tylko muzyka i polski. Nic więcej. Dam radę.  
- Megan! Kupiłam płatki owsiane. Chcesz na kolację?
- Mamo, żartujesz?! Ledwo oddycham po obiedzie.  
- A coś ty zjadła? Nic nie było.  
- Ugotowałam pierogi.  
- Ile ich tam było? Kot by się nie najadł. Nie wariuj już z tą dietą.  
- Mamo! Nie wariuję. Co mam zrobić, skoro jestem pełna?- Znów przeszkoda. Co im to wadzi? Nie robię nic złego. Właśnie! Muszę iść dzisiaj pobiegać. Koniecznie. Trochę dzisiaj pofolgowałam z jedzeniem. Pierogi polałam cebulą i tłuszczem. Źle.  
   Nauka skończona. Dużo nie było. Objedzenie zeszło. Czas założyć dresy i na stadion. Całkiem ładna pogoda. Idę zdecydowanym krokiem przez ulicę i wchodzę na stadion. Jedno kółko- czterysta metrów. I... Start! Pierwsze, drugie, trzecie...  
- Ile przebiegłaś?
- Tato, pochwalę ci się... Że...  
- No już, oddychaj bo zaraz padniesz.  
- Ok. Jest ok. Przebiegłam dziesięć kółek. Cztery kilometry. Czujesz tato?!
- No czuję, czuję. Weź prysznic i na kolację.  
- Nie żartuj. Nic już dzisiaj nie jem.  
- No tak, dieta- sreta. Rób co chcesz.  
   Piątek! Dzisiaj dzień, w którym uznałam, że pozwalam sobie na wszystko. Jem wszystko, piję wszystko. Mogę WSZYSTKO!
- Idziemy dzisiaj do Carry na imprezkę.  
- Robi imprezkę?  
- No, będą największe ciacha.  
- Skąd ona wytrzasnęła jakieś ciacha?  
   Szkoła minęła bez większych niespodzianek. Pytali, sprawdzali, oceniali. Zarobiłam czwórkę z polskiego. Z muzyką mi się upiekło. Teraz siedzę w pokoju i przebieram w szafie. Co bu ty założyć? Mam: krótkie spodenki, luźna koszulka i nowe trampki. Wyglądam fajnie, ale nie jestem przerysowana. Tylko... Te moje nogi. Jakoś nijak tu nie pasują. Spokojnie, niedługo schudnę.  
- Cześć! Zapraszam do środka.  
- Hej, dzięki.  
- Patrz Meg na prawo, Lucas.  
- Tak? Przyszedł tu?  
- Yhm. Podobno ostatnio zerwał ze swoją ukochaną. Mam zamiar dzisiaj go poderwać.  
- Pamiętaj, że kończysz podstawówkę, nie liceum.  
- Proszę cię...  
   Czuję się tu źle. Mam ochotę posiedzieć w domu. Chociaż wskażcie mi bufet. Dobrzy ludzie. Dzieciaki idą z chipsami i paluszkami ze wschodu. Ruszam. Kilka przeszkód, butelki po piwie i jestem. Dobre, to też dobre. Tego jeszcze nie próbowałam. A to?
   Pół godzinki później. Coś mnie od środka dręczy. Wyrzuty sumienia, tak? Kurczę, po co tyle zjadłam? Ale aż tyle to nie było. Kilka chrupek, ciastko, cola... Jutro idę pobiegać i koniec. Muszę teraz okropnie wyglądać. Nie, przecież w minutę się Prawda?
   Nie dam rady tak zasnąć. Muszę wziąć poduszkę. Jeszcze trochę i już! Poduszka upchnięta pod brzuchem. Tamuje jego wylew na łóżko. Ale ja jestem okropna...

Babeczka

opublikowała opowiadanie w kategorii szkoła, użyła 1871 słów i 10635 znaków.

1 komentarz

 
  • .

    Trochę przesądzone (:

    15 lut 2013