Nauka jazdy

Umówiłem się z instruktorem przed apteką. Czekam, czekam i nic. Podjeżdża.
Elka. Już czuję tremę i nerwy. Mężczyzna wychodzi z samochodu.
– Paweł? – pyta groźnym tonem. W sumie wygląda groźnie, jak bestia z Pięknej i Bestii – to była bajka, dzisiaj obejrzę ją przez Internet.
– Tak – odpowiadam.
Podaje mi dłoń.
– Marek Kron – przywitał się. – Kierowałeś samochodem?
– Nie – odpowiadam.
– Ściema. – Puścił oczko.
– Nie. – Może powinienem powiedzieć: "Tak”?
– Znasz się na samochodach?
– Nie. – Znów odpowiadam: "Nie”. Debil, po prostu debil ze mnie i już.
– Interesujesz się samochodami?
– Nie. – Wiem o tym, że instruktor chciał usłyszeć inną odpowiedz.
– Kurwa. – Zapalił papierosa. – Przed nami trzydzieści pięknych godzin nauki.
– Prawda. – odpowiedziałem w ciszy.
– Wsiadaj do samochodu.
Tak uczyniłem. Po trzech minutach wszedł instruktor.
– Za chwilę ruszę samochodem. Patrz i obserwuj mnie przez całą drogę, jak się zachowuję i jakie zadania wykonuję, uczestnicząc w ruchu drogowym.
– Dobrze.
Tak uczyniłem. Obserwowałem każdy ruch instruktora. Nie zauważyłem jednak, że zaparkował na parkingu przed supermarketem.
– Zamieniamy się rolami. – Wyciągnął papierosa. – Wsiadaj na moje miejsce, a ja w tym czasie zapalę.
Usiadłem na miejscu kierowcy. Zapiąłem pasy.
– Ile widzisz pedałów? – Rozglądam się po parkingu.
– Co ty robisz? – Zakrztusił się dymem papierosa.
– Rozglądam się i nie widzę żadnych pedałów na parkingu – odpowiedziałem niepewnie.
– Ja pierdolę. – Puknął się w czoło. – Paweł, Paweł, Paweł – zapalił kolejnego papierosa – ile widzisz pedałów w samochodzie?
Rozglądam się na dole przed nogami – patrzę i widzę jakieś trzy czarne pedały, to chyba to.
– Trzy – odpowiadam.
– Tak, trzy. Jak się nazywają? Nie wiesz – odpowiedział za mnie.
– Jedziesz rowerem i się zatrzymujesz.
– Hamulec.
– Tak, hamulec. Oczywiście nie wiesz, gdzie jest hamulec – kiwnął głową.
– Środkowy.
– Kiedy chcesz zwiększyć prędkość?
– Gaz.
– Tak. Na końcu.
Ktoś przerwał nam rozmowę.
– Siemano, stary. – Klepnął instruktora w ramię.
– Siemano. I jak tam?
– Dobrze. Aśka już w szóstym miesiącu.
– To super. Syn, córa?
– Nie wiemy. Dowiemy się przy porodzie. Widzę, że pierwsze lekcje jazdy.
– Tak i to z mistrzem. – Popatrzył na mnie.
– Powiem ci jedno – mówi do mnie – ten pan również mnie uczył jazdy samochodem i zdałem za pierwszym razem. – Przynajmniej tyle. – To ja lecę. Trzymaj się.
– Nie mam czego. – Śmiech.
– Dobra. To ruszamy. – Wsiadł do samochodu. – Wiesz, co teraz masz zrobić?
Wykonałem każdą czynność, jaką pokazał mi instruktor przed wyruszeniem w trasę.
– Dobrze. Widzę, żeś dobrze obserwował moje ruchy. Więc ruszaj.
Ruszyłem samochodem, po czym maszyna mi zgasła. I tak trzynaście razy, nie mówiąc, że instruktor wyszedł z pojazdu i zdążył wypalić pięć papierosów. Ruszyłem. Hura! Ruszyłem.
– Kurwa, hamuj! – krzyczy instruktor.
Będąc cały w nerwach, zapomniałem, jak się hamuje.
– Ale jak?! – krzyczę.
– P… – nie zdążył wypowiedzieć słowa, ponieważ puściłem wszystko i samochód stanął.
– Przed nami ciężkie godziny. – Cisza. – Zamiana ról. – Instruktor podwiózł mnie do domu. – Piątek, siódma rano.
– Dobrze.
– Muszę zapalić, normalnie muszę zapalić. – Wyciągnął kolejnego papierosa.
– Do widzenia.
– Do widzenia.
Wróciłem do domu.
Zapraszam do przeczytania ebooka Kocham, kochanym jetem:)

PiotrRuda

opublikował opowiadanie w kategorii komedia, użył 544 słów i 3704 znaków.

1 komentarz

 
  • alicja

    hahaha, jak mozna nie umieć jeździć samochodem!? xD

    2 kwi 2012