Książe Łokietek

No i stało się. Zdecydowałem się. Oglądałem go chyba ze sto razy. W snach widywałem go częściej niż gołe baby w okresie dojrzewania. Tak, dziś piękny biały Mercedes stanie się moją własnością.  
Właściciel mówił, że ten kolor przynosi szczęście, więc pewnie stanie się od dziś moim talizmanem – pomyślałem.  

-Panie Władysławie, gratuluję nabycia tego cacka. W ramach tej transakcji w bagażniku znajdzie Pan butelkę dobrego koniaczku – powiedział z uśmiechem wystrojony jak nigdy sprzedawca o uroczym imieniu Lucjan.  

- No raczej! Za taką kasę, to powinien Pan jeszcze wrzucić do bagażnika swoją żonę – powiedziałem ze znanym mi wszędzie poczuciem humoru.  

- Przynajmniej ją mam – szepnął pod nosem Pan Lucjan.  

- No dobrze. Żarty na bok – tak jak się umawialiśmy dorzuci Pan jeszcze oryginalny zapach oraz brelok Mercedesa, tak?

- Panie Władysławie, to będzie dodatkowo 200zł…

- I jeszcze czego?! To mało Pan na mnie zarobił? To nawet w Cocomo mnie tyle nie skasowali!

- Ok. Panie Władysławie, jest Pan dla mnie wyjątkowym klientem, więc niech będzie. Brelok i zapach gratis.

- No! W takim razie podpisujemy umowę i poproszę kluczyki – powiedziałem z nieukrywanym triumfem w głosie.  

Po chwili wracałem już do domu siedząc w moim pięknym, białym, przynoszącym szczęście Mercedesie i pierwszy raz w życiu żałowałem, że nie jest to godzina szczytu, bo wtedy więcej ludzi mogło by zauważyć to "zjawisko” – bo jak inaczej można nazwać mnie, modnie odzianego młodzieńca w olśniewająco pięknej furze? Współczesna wersja pięknego księcia na białym rumaku.

Podjechałem pod dom, gdzie czekali już na mnie wszyscy, których chciałem wprowadzić w stan niekontrolowanej zazdrości (czyli kumple) i ci, którzy mieli puchnąć z dumy (czyli moja piękna dziewczyna i rodzina, której niestety się nie wybiera, a zaprosić trzeba). Wszedłem do środka.

- Zajebista fura! – rzucił od razu Janusz, sąsiad i najlepszy kompan do gorzały.

- Co to za kolor? Strasznie będzie na niej brud widać – stwierdził ojciec.

- Trzeba to oblać – krzyknął młodszy brat.

- No raczej Młody! – powiedziałem, wyciągając zza pleców butelkę koniaczku, którą wiozłem w bagażniku.  

Chcąc podkreślić znaczenie całej sytuacji zajebałem z całej siły z łokcia w dno butelki. Siła była tak duża, że korek wystrzelił, co wywołało niesamowita radość zgromadzonych. Niestety na mojej twarzy radości nie było. Myślałem, że ujebało mi prawą rękę. Momentalnie straciłem czucie w palcach,  
a łokieć spuchł mi jak balon.  

- Kurwasz mać! – wrzasnąłem odruchowo, a z bólu zaczęły mi mimowolnie lecieć łzy.

- He, He, lepiej płakać w Mercedesie – rzucił Janusz, nieświadomy słów i powagi sytuacji.  

- Ja pierdolę! Jak boli! Mój łokieć! – krzyknąłem. I chyba wtedy zemdlałem.

Obudziłem się w szpitalu, pod kroplówką i z ręką w temblaku. Przy łóżku stała moja dziewczyna.

- Witaj księciu Łokietku – przywitała się uroczo.

- Ja pierdolę, jak boli – odpowiedziałem grzecznie.  

- Mam dla Ciebie trzy wiadomości – jedną dobrą i dwie złe … Którą chcesz najpierw?

- Te złe…  

- Twój ”talizman” prowadzony przez Twojego brata nie wygląda już tak samo. Młody chcąc jak najszybciej odwieźć Cię do szpitala miał kolizję – wjechał w stojący na przystanku autobus. Jemu na szczęście nic się nie stało, ale Twój Mercedes został skasowany. Pech, bo ubezpieczenie miał mieć od jutra. Druga zła wiadomość, to Twój łokieć. Lekarze nazywają to urazem księcia, od nazwy Księcia Łokietka. Czeka Cię długa rehabilitacja i bolesne zastrzyki.

- A ta dobra?

- To, że to w końcu uraz księcia i mimo tego będziesz mógł kontynuować swoje pasje.

- Jakie? – spytałem głupio.

- Możesz dalej zarabiać hajs i uprawiać masturbing.

Uff. Nie jest aż tak źle – pomyślałem, choć do dziś łokieć mnie napierdala.

Karnish

opublikował opowiadanie w kategorii komedia, użył 717 słów i 4006 znaków.

Dodaj komentarz