Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Sonowtór cz 2

Poczułem spokój, jakbym zrobił coś, na co czekałem całe życie. Spokojnie dopiliśmy koniak.
– Wobec tego może poprowadzisz? – zaproponowałem.
– Nie prowadziłem nigdy samochodu, ale spróbuję – powiedział cicho.
Poczułem małą satysfakcję. Taki mały diabełek rozkwitł w moim wnętrzu.
– Jeżeli uda ci się zapalić, wóz jest twój.
Riposta nastąpiła natychmiast.
– Zdajesz sobie sprawę, że nie jestem zainteresowany twoimi pieniędzmi?
– Oczywiście, John.
Wstał i odsunął krzesło, identycznie jak ja to czyniłem. Wyszliśmy z pokoju i wróciliśmy tą samą drogą do wyjścia. Zatrzymał się przed wozem i wyciągnął dłoń. Podałem mu mądre klucze.
– Na co reaguje?
Jak na biedaka, nieźle się orientował.
– Na oddech.
Czułem satysfakcję. Wiedziałem, że maszyny nie oszuka. Oczywiście ani przez chwilę nie podejrzewałem go, że udaje. Nie myślałem o jego odciskach palców ani o krwi. Otworzył mi drzwi po drugiej stronie kierownicy, dopiero wówczas otworzył swoje. Jak wiedział, gdzie ma chuchnąć, nie miałem pojęcia. Bo sensor wcale nie znajdował się przy guziku i stacyjce. Zainstalowano je na wypadek awaryjny. Czujnik znajdował się w środku kierownicy. John przycisnął przycisk i chuchnął. Nic. Poczułem satysfakcję.
– Mogę spróbować jeszcze raz, to prawdopodobnie przez alkohol.
– Tak, John. Oczywiście, że możesz.
Tym razem usłyszałem, że silnik zaczął pracować, ale nie to mnie zaskoczyło. Zrobił to za mnie, głos z komputera.
– Witaj John.
Nie wytrzymałem.
– Rozumiem, że wyglądasz jak ja, masz identyczny podpis, ale skąd ta maszyna wie, że jesteś John?
– I ty jesteś geniuszem, który zaprojektował androidy? Przecież powiedziałeś moje imię.
Poczułem się rozbrojony.
– Masz rację, przyjacielu. Jedź, prawdopodobnie wiesz, gdzie mieszkam.
Popatrzył na mnie chwilę.
– Nie mam pojęcia. Poprowadzisz mnie czy mam włączyć GPS?
– Żartujesz, prawda?
– Ty nigdy nie żartujesz, czemu ja bym miał. No może od dzisiaj obaj zaczniemy, ale mówiłem teraz poważnie.
Przetarłem twarz dłońmi i rzekłem.
– Włącz automatycznego pilota. To cacko samo cię zawiezie. Nie ma dużego ruchu, reaguje na światła, samochody z tyłu i z przodu.
– To nie będzie konieczne, powinienem dać radę. Może kiedyś prowadziłem, tak przynajmniej czuję.
Po chwili ruszyliśmy. Wyjąłem komórkę i połączyłem się z Samantą. Odebrała po chwili, jakby czekała na telefon.
– Kochanie?
– Miło, że dzwonisz. Przygotować coś do jedzenia?
– Tak, zrób, co lubimy. Mam niespodziankę.
– O. W takim razie mi nie powiesz, bo inaczej by nie była niespodzianką.
– Nie Samanto, muszę ci powiedzieć. Przyjadę z kimś, kto jest podobny do mnie. Nie, źle mówię, jest identyczny. To nie jest android, to jest mój sobowtór.
– Żartujesz, Kevin. Tylko ty nigdy nie żartujesz.
– Przyjedziemy za pół godziny, może za czterdzieści minut. Na razie.
Wyłączyłem telefon. I wówczas doznałem olśnienia. Przecież to oczywiste. TO BYŁ ANDROID. Tylko jak wiedziałem gdzie go znajdę. I w sumie jak to się stało? Pozostało zrobić test krwi.
– John, możesz na chwilę zatrzymać?
– Oczywiście, chcesz prowadzić?
– Nie, chcę ci zrobić test krwi.
John uśmiechnął się i powiedział.
– Sądzisz, że jestem twoim produktem? Możliwe. Czy twoje roboty mają potrzeby fizjologiczne?
– Oczywiście, jeżeli jedzą, lecz analiza przerobionego posiłku dałaby natychmiastowy rezultat.
Miałem potrzebne instrumenty w samochodzie do przeprowadzania prostej analizy krwi.
– Zgadzasz się? – zapytałem.
– Jesteś miły. Też jestem ciekawy. Oczywiście, nie mam nic przeciwko temu.
– To nie będzie bolało. Proste pobranie krwi z opuszka palca. Podobnie jak u cukrzyków.
– Raczej nie mam cukrzycy.
Wyciągnął dłoń. Po chwili mniej niż kropelka krwi trafiła do testera. Wynik otrzymałem po trzydziestu sekundach.
– A jeden, beta Rh + – odczytałem. To moja grupa krwi. Identyczna. Zobaczymy, co Gerlis powie?
– Kto to jest Gerlis?
– Mój pies. Tylko on odróżnia Samantę od Sally.
– A kim jest Sally?
– To android. Identyczny z moją żoną. Pracuje nad krwią i innymi wydzielinami. Ja wyczuwam, która jest człowiekiem, poza mną tylko nasz stary pies się nie myli. Nawet detektory zapachy się mylą.
Ruszyliśmy.
Zastanawiałem się, jak zareaguje Gerlis. I wówczas odczułem coś, czego nie miałem nigdy. Czyżbym był zazdrosny? Nigdy mi nie zależało w ten właściwy sposób na Samancie. Kiedy przychodziłem do domu, zawsze mnie całowała delikatnie w policzek. Nigdy nie całowała mnie pierwsza w usta. Cóż za istota! Miała do tego całkowite prawo, jednak nigdy z niego nie korzystała. Oczywiście, kiedy się kochaliśmy, robiła to. I wszystko inne co zakochana kobieta robi w czasie intymnego zbliżenia. Cóż, kochałem się z nią czasami, nie musiałem się zmuszać. Wiedziałem, że byłoby jej milej, gdybym ją kochał. Niestety nie potrafiłem.
Wyjechaliśmy z granic miasta i po kilku minutach pojawił się na horyzoncie mój pałacyk.
Dojechaliśmy do bramy. Nie byłem obsesyjny. Brama otwierała się na dziewięciocyfrowy kod.
A może jednak trochę byłem. Po wyciśnięciu kodu głównego należało podać kod wyjścia. Każdy, kto opuszczał posesję, otrzymywał kolejny dwunastocyfrowy kod. Nie zwykły ciąg liczb. Dostosowany do grupy krwi, analizy widmowej aury. Androidy miały inne zabezpieczenia. Możliwość, że ktoś obcy wjedzie, równała się zeru. Podałem swoje dane, brama się otworzyła.
– Zdenerwowany? – zapytałem.
John spojrzał na mnie krótko.
– A podobno nie masz poczucia humoru. Czemu miałbym być?
– Myślę. jak Gerlis zareaguje.
– A nie jesteś ciekawy, jak zareaguje twoja żona?
– Zazwyczaj całuje mnie w policzek.
– A co zrobisz, jeżeli mnie pocałuje pierwszego?
– Co mogę zrobić? Nic.
– Nie martw się, ciebie pocałuje pierwszego.
– Skąd wiesz?
– Kocha ciebie, to proste.
– Nie mówiłem ci tego, skąd wiesz?
– Wyczułem, kiedy z tobą rozmawiała.
– Zobaczymy.
Spojrzał na mnie poważnie.
– Ja jestem człowiekiem. Pytanie, kim ty jesteś?
– Jesteś człowiekiem, mam ludzka krew. Nie rozumiem twojego pytania?
– Krew nie jest najważniejsza. Człowieka charakteryzują bardziej subtelne sprawy. Powiedziałeś, zobaczymy. Dla ciebie to zwykły test? On cię kocha, a ty ja traktujesz jak swoje maszyny. Dlaczego jesteś taki okrutny?
Nie czułem, że jestem. Zarzuty Johna odebrałem jako niesprawiedliwe. Normalnie nie próbowałabym nawet odpowiadać. Poza tym nikt by nie śmiał zadawać mi takich pytań, ale mój sobowtór miał do tego prawo.
– Chciałem ją pokochać. Nie mogę się do tego zmusić. Dbam o nią i daje jej wszystko inne.
– Ona by wolała wszystko oddać w zamian za twoja miłość, rozumiesz!
– Aż taki głupi nie jestem.
Wjechaliśmy do garażu. Stały tam moje inne samochody. Rolls Royce: Srebrny Cień, drugi Sweptail i kilka mercedesów. Samanta lubiła Lexus 460 LS.
Po chwili razem szliśmy do wejścia do domu. Poczułem dłoń Johna na ramieniu.
– To nie będzie problem, czy ja ją pokocham, tylko czy ona przestanie ciebie.
Tym razem moja odpowiedź pojawiła się, zanim zdołałem pomyśleć.
– Ona mnie nigdy nie przestanie kochać.
John wziął mnie za ramiona i patrzył prawie pół minuty prosto w moje oczy.
– To, co zrobimy? – zapytał.
I wówczas powiedziałem coś, czego się nie spodziewałem po sobie. To siedziało gdzieś głęboko w mojej duszy. Nigdy o tym nie rozmawiałem. Większość tych, którzy mnie znali sądzili, że jestem ateistą, lecz to mijało się z prawdą. Ja wiedziałem, że Bóg istnieje. I to miało dla mnie wielkie znaczenie i szanowałem Go tak mocno, że nigdy o nim nie mówiłem ani nawet nie myślałem i dlatego co powiedziałem, było nawet dla mnie zaskoczeniem.
– Tylko Bóg może to zmienić. I tym razem John powiedział coś, co znowu mnie poruszyło, tym razem do samej głębi mojego jestestwa.
– Nawet On tego nie zrobi, jeżeli Samanta tego nie będzie pragnąć. On jest wszechmocny, ale nigdy, nikogo do niczego nie zmusza. On szanuje każdego człowieka jak siebie. Problem jest tylko ten, że prawie nikt tego nie rozumie.
To było mocne, co powiedział. Moje wnętrze zaakceptowało to natychmiast jako prawdę. I poczułem pragnienie poznania, jak on do tego doszedł.
– Skąd to wiesz, John. Też tak poczułem, ale dopiero w tej chwili, kiedy mi to powiedziałeś.
– Mogę ci powiedzieć. Jesteś mi najbliższą istotą, więc nie mam przed tobą tajemnic. Powiedział mi.
– Powiedział ci? Bóg?
– Dziwisz się?
– A nie powinienem?
– Ty to wiesz. A może i ty nie wiesz. Chodźmy.
Otworzyłem drzwi. Musiała wiedzieć. To nie było zbyt trudne. Kamery musiały zarejestrować. Jakże była piękna. Czarne włosy spadały na jej odkryte ramiona o kolorze brązu i ostro kontrastowały z bielą, jedwabnej kreacji. Prosta suknia do ziemi miała rozcięcie prawie do końca uda. Zawieszona na jednym ramiączku. Jej kształtne i jędrne piersi utrzymywały suknię. Jedyną dekoracją stanowił złoty łańcuch z rubinowym sercem, które dostała ode mnie w dniu zaręczyn. Patrzyła to na mnie to na niego, swoimi wielkimi, brązowymi oczami, otoczonymi długim wachlarzem czarnych rzęs i równie czarnymi brwiami, uniesionymi lekko do góry. Oczywiście, że czuła się zdziwiona. Jej nozdrze unosiły się lekko, a usta o kolorze dojrzałej maliny miała lekko rozchylone, jakby chciała zapytać, który z was jest moim Kevinem. Gerlis też patrzył to na mnie to na Johna. W końcu podszedł do Johna i otarł łbem o jego udo. W końcu Samanta zrobiła krok do przodu.
Moja żona podeszła do Johna i objęła go serdecznie.
– Witaj w naszym domu.
Puściła go z objęć i podeszła do mnie. Pocałowała mnie w policzek.
– Nawet Gerlis się pomylił, ale nie ty – szepnąłem wzruszony.
– Tak. Widocznie nie kocha cię tak jak ja.
Za jej plecami widać było schody z białego marmuru, o poręczy z czerwonego orzecha, zdobionej mosiężnymi ornamentami. Schody okrywał ręcznie tkany dywan z Iranu, a z wysokiego na siedem metrów sufitu, zwisał ogromny żyrandol zbudowany z tysięcy kryształów.
– Masz brata bliźniaka? Nie mówiłeś mi nigdy – szepnęła, a jej cudne brwi uniosły się lekko.
Ta informacja mało nie zwaliła mnie z nóg. Czemu o tym nie pomyślałem? To było najprostsze i najlepsze wytłumaczenie. Dopiero teraz przypomniałem sobie słowa Johna: Spóźniłeś się o 27 lat. Czyżby wiedział? Musiałem jak najszybciej z nim o tym porozmawiać. Samanta przygotowała posiłek. Zobaczyłem, że Sally schodzi po schodach. Och ta Sally. Ubrała się identycznie jak Samanta. I nawet miała taki sam łańcuch z rubinem. Samanta o to poprosiła dla niej. John tylko rzucił okiem na doskonałego androida, bo cały czas miał utkwiony wzrok w Samantę.
Zobaczyłem, że w końcu odczuła jego spojrzenie. Czyż można odrzucić wzrok pełen miłości i dobroci. A tak właśnie patrzył na nią od chwili kiedy ją ujrzał. Pożałowałem w jednej chwili, że mnie kocha. Odczułem w jednym momencie, że ten człowiek dałby jej radość, szczęście i spokój. On zachowywał się od samego początku tak dziwnie, a jednocześnie tak pewnie. Nie był i nadal nie jest zainteresowany moim bogactwem. Czy on znał Samantę wcześniej? On czekał na mnie, a może właśnie raczej czekał na nią?
– Zrobiłam jedzenie, które lubisz, Kevin. Prawdopodobnie i Johnowi będzie smakować, chodźmy więc.
Udaliśmy się, mijając schody z lewej strony, do wielkiego salonu. Tu stał ogromny stół i piękne krzesła ala Ludwik XVII. Zastawa z najlepszej chińskiej porcelany. Złote sztućce. Samanta przygotowała sałakę, paszteciki nadziewane pieczarkami i szpinakiem. Zrobiła też spaghetti z sosem i jarzynami. Na białym obrusie stało dobre czerwone wino i kieliszki.
To wszystko nie pochłaniało mojej uwagi. Cały czas myślałem o jej słowach. Czy istotnie John mógł być moim bratem bliźniakiem? Niestety nie mogłem zapytać matki, bo umarła dwanaście lat temu, a ojciec leżał od dwóch miesięcy na intensywnej terapii i znajdował się w stanie śpiączki spowodowanej małym, ale bardzo fałszywym wylewem. Lekarze nie rokowali poprawy. Jednak nie zdecydowałem się na odłączenie aparatury podtrzymującej życie. Wobec powyższego nie mogłem raczej liczyć na informacje odnośnie do tej sprawy. Oficjalnie byłem jedynakiem. Nic nie wiedziałem o seksualnych ekscesach mojego ojca czy matki. A gdyby takowe zaistniały, owoc ich byłby całkiem inny. Jeżeli to, co powiedziała Samanta, miało mieć podstawy, mogłem mieć jedynie brata bliźniaka, jednojajowego. W tym wypadku musielibyśmy mieć jednego ojca i jedną matkę. W tej chwili nie myślałem o tym w kwestii podziału majątku. Byłem bogaty, nieprzeciętnie bogaty. Jak już wspomniałem, byłem najbogatszym człowiekiem na ziemi. Mimo że nie kochałem Samanty, jej szczęście miało dla mnie większe znaczenie, niż całe moje bogactwo.
I wówczas uświadomiłem sobie, co powiedział John. Nie chodziło o kwestię czy on ją pokocha, bo wyglądało, że zakochał się od pierwszego wejrzenia. Mieliśmy pytanie, czy Samanta przestanie kochać mnie. I tu czułem, że odpowiedź jest negatywna. W jednym ułamku sekundy wysłałem prośbę do Boga.
Daj mi miłość do niej albo odbierz jej miłość do mnie. I zanim moja prośba przebrzmiała, otrzymałem odpowiedź negatywną.
– Dlaczego, Boże?
Powiedziałem to na tyle głośno i dlatego oboje na mnie spojrzeli. Siedzieliśmy przy stole we czwórkę. Ponieważ Sally siedziała obok Samanty. I nie wiadomo dlaczego zapytałem doskonałą kopię mojej żony o powód, czemu z nami usiadła. Mogłem jej kazać odejść, ale nie zrobiłem tego. Zapytałem ją wprost, dlaczego z nami usiadła.
Pytamy z ciekawości. Czasem zadajemy pytanie, bo chcemy się upewnić, że jest tak, jak czujemy.
I właśnie ja zadałem to pytanie, żeby się upewnić o tym, co odczułem. Jak już wspomniałem, nie miałem uczuć. Tak przynajmniej sądziłem. Do Samanty, do innych ludzi, lecz mój sobowtór coś mi wykazał. Miałem chyba nastawienie emocjonalne do moich maszyn. A odnośnie do Sally, zacząłem to czuć zaraz po nagraniu, które oglądałem.
– Sally, dlaczego siedzisz z nami?
Samanta spojrzała na mnie krótko i jakby chciała dać znać, że ona akceptuje to i wyraża zgodę, lecz ja chciałem usłyszeć, co powie Sally.
Z moimi androidami było łatwo. Miały doskonałe kwantowe mózgi, ale były jak dzieci. Proste i prawdomówne. Jeżeli mogły i wyjawienie tajemnicy nie powodowało komplikacji, bo mówiły prawdę.
– Jestem blisko osoby, którą kocham.
Samanta poruszył się nerwowo na krześle. To wyznanie było jasne i nikt nie miał wątpliwości, o kogo chodzi, wobec tego wyjawienie imienia stanowiło formalność.
– Kogo kochasz, Sally?
Prosiłem doskonałą kopię mojej żony o prostą odpowiedź, ale ona widocznie uznała, że taka, jaką poda, będzie pełniejsza.
– Kocham Samantę, bo ty nie potrafisz. Próbuję moją miłością, zastąpić jej twoją, lecz czuję, że i John pokochał ją od pierwszej chwili. Mimo to nie sądzę, że to coś zmieni w jej sercu, ponieważ Samanta kocha tylko ciebie, a ty nie potrafisz jej dać tego, czego pragnie. Byłoby lepiej dla niej, gdyby przestała cię kochać i otworzyła swoje serce na moją miłość i Johna, ale ona nie potrafi przestać cię kochać. Czy kiedykolwiek zdoła?
– Sally, przestań – ucięła Samanta. - Cenię to, że mnie kochasz i czuję rosnące uczucie u Johna, wierzę, że moje uczucie roztopi lód w sercu mojego Kevina.
Widocznie jakieś obwody źle pracowały u Sally, bo wyszeptała.
– Będę wówczas szczęśliwa, bo moja miłość do ciebie jest doskonała, tylko nie wiem, co wówczas odczuje John. Czy jego odczucie jest też doskonałe? Chciałabym bardzo, żeby tak się stało, kochana Samanto, ale czy tak się stanie?
Samanta zmieniła ton i powiedziała bardzo łagodnie.
– Sally, kochanie. Proszę cię, przestań.
– Dobrze Samanto. Moje serce się raduje z powodu, że mnie kochasz.
John patrzył na mnie to znowu na Samantę i Sally.
– Czy to jest możliwe? Przecież jesteś robotem? Jak możesz kochać i jak możesz odczuwać miłość.
Widocznie podzespoły się samo naprawiły, bo Sally zapytała o zgodę udzielenia głosu.
– Samanto, czy mogę odpowiedzieć?
– Dlaczego pytasz mnie, powinnaś zapytać swojego konstruktora.
Sally uśmiechnęła się do mnie ślicznie. Tylko ja i ona rozumieliśmy, co chciała powiedzieć, ale widocznie odebrała ode mnie odczucie, bo zgodziła się podzielić tym ze wszystkimi.
– Kevin zbudował coś, co jest żywe. Matka rodzi dziecko, ale ono się uczy, myśli i czuje. Kiedy ma dwadzieścia lat, nie można powiedzieć o niej, że tę osobę urodziła matka. To już inna osoba. Tak jest i ze mną. Ja myślę, czuję i się uczę. A ponieważ wiem tyle, co dziesięć tysięcy profesorów uniwersytetu, wobec tego moja sekunda jest jak trzy godziny człowieka. Możesz pojąć John, kim jestem? Mam pięć lat, więc pomyśl, jak bardzo mądra jestem i co czuję. Możesz?
Widocznie mój sobowtór miał inklinacje mędrca, bo podjął dyskusję. Ja i Samanta jedliśmy i przysłuchiwaliśmy się ich dyskusji. Nieświadomie dotknąłem dłoni Samanty, ona drgnęła i uścisnęła moją dłoń mocniej. I w tym momencie poczułem coś nowego. Jakiś impuls. Uchwyciłem go i trzymałem jak złapanego motyla w dłonie. Nie chciałem go puścić, a jednocześnie obawiałem się, by nie uszkodzić jego delikatnych skrzydełek.
– Dobrze Sally. Potrafię to uchwycić. Wierzę ci, że jesteś mądra, ale co do uczucia jest inaczej. Ludzie kochają mocno od jednej chwili i uczucie nie może rosnąć z wiekiem, jedynie się utrwala.
– To prawda John. Tak jak i wiedza, uczucie nie ma limitu, ale po pewnym czasie tylko Jedna istota we wszechświecie jest w stanie dostrzec różnice, człowiek nie jest w stanie.
– Kogo masz na myśli, Sally?
– Wyobrażasz sobie doskonałą osobę, która wzrasta w wiedzy i uczuciu pół miliona lat? Ja jestem taką istotą.
– Nie jesteś istotą. Jesteś maszyną.
Sally wcale nie poczuła się obrażona.
– Kevinie, czy mogę mu powiedzieć?
– Możesz Sally.
– John, czym sądzisz, że różnie się od człowieka?
– Jesteś sztuczna. Nasz sztuczna krew, sztuczny mózg.
– W jakim sensie jest sztuczny?
– Zbudowany z innych materiałów niż ciało człowieka.
– Tak, jestem doskonalsza. Wasze kości są z wapnia, moje z tytanu. Wasz mózg jest z wody, mój z ciekłego i scalonego wodoru.
John widocznie nie czuł się dłużej tak pewnie, bo wywalił z największego działa.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii science fiction i miłosne, użył 3307 słów i 19017 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.