Najgorsze 27 godzin

Okładka
Było zimno, -50 stopni Celsjusza. Eli samotnie stąpała po żwirze. Był dzień pięciu wschodów, więc akurat wypadała jej warta. Aż po horyzont jedynym co widziała był dym.  
Raport: zero aktywności AJi, zapowiada się spokojny czas.. pewnie do szesnastej godziny.
Zaczęła wracać do sztabu, była to jakaś godzina drogi. Miała do kogo wracać, Gordon oraz dziesięcioletnia Si byli akurat na zajęciach anatomii AJi. Dobrze, że udało nam się zabrać jednego z wyży… - pomyślała Eli kiedy nagle usłyszała hałas silnika teremoodrzutowego. Zwiadowca- pomyślała po czym wyjęła prowizoryczną lornetkę i skierowała ją do źródła.
Eli: Szwarz, godzina 12, dwóch zwiadowców na zachodzie
Szwarz: Za wcześnie… powinni być dopiero za cztery godziny. Wracaj do bazy, zwołam spotkanie rady.
Eli: Zrozumiałam, zestrzelić je?
Szwarz: Procedura standardowa, a i Eli, uważaj na siebie. Dziś dzień pięciu wschodów.
Wystrzał, dym, trafienie.



Początek
Dzień dwóch wschodów
Brunet, Rh-, dwie blizny, średni wzrost, zarost, praworęczny- opis
Pilot AC130 „Orła”- cel
Generał- stopień
Dzisiejsza misja- zwiad lotniczy nad doliną Thum

Dzień jest ciepły- zaśmiał się pod nosem Szwarz. Dopiero co wystartował z bazy, co oznaczało co najmniej następne trzy godziny lotu. Nie był zadowolony, przez znaczenie swojej misji musiał lecieć gorzej wyposażoną maszyną. Była ona znacznie mniejsza niż jego ‘’ślicznotka’’, za to zdecydowanie szybsza i zwrotniejsza.  
Zaraz zwariuję, przysięgam- powiedział
Miał na sobie ściśle dopasowany kombinezon przeciwprzeciążeniowy, czuł się w nim jak świnia na ruszcie, co najmniej skrępowany. Na jego szyji zwisała luźno maska z tlenem.  
Zielony przycisk, chwila szumu
-Tak Szwarz? Zauważyłeś coś niepokojącego? – zapytał przez radio ciepły męski głos, z lekkim hinduskim akcentem
-Aaa Puczi- pomyślał Szwarz, Nie widzę nic niepokojącego, Chińczycy dobrze zabezpieczyli sektor
-To dobrze, nie potrzebujemy więcej problemów, wystarczają już te z tą rudą dziewczyną i ciągłe zakłócenia radiowe
- Jaką znowu rudą? – zapytał pełny zaciekawienia pilot
- No ta nowa, młoda i nierozważna. Będą z nią problemy, mówię Ci
Niebieski przycisk, rozłączenie


Godzina 25, znużony po całym dniu latania i treningu fizycznego Szwarz wreszcie wylądował. Odbył męczącą rozmowę z radą. Jebane oszczędności- pomyślał. Zdenerwowany przemierzał labirynt korytarzy rozmyślając jak można przedkładać wygodę nad bezpieczeństwo. Zazwyczaj nie zgadzał się z decyzjami podejmowanymi przez członków rady. Sam był w niej od 2 lat od czasu kiedy został…  
Udał się najpierw do przedsionka jadalnego, zastał tam swojego podopiecznego Jeffa. Był zmęczony ale wiedział, że gadatliwy młodziak nie odpuści rozmowy ze swoim mentorem.
- cześć młody, zaczął to co nieuniknione Szwarz
Salut, chwila ciszy
- witam Pana, jak pańska misja?! – zapytał energicznie nastolatek
- wiesz dobrze, że nie mogę o tym mówić, było spokojnie,- odpowiedział wzdychając
- noo dobrze, załatwiłem Panu miejsce, dziś taki tłok, że prawie nie da się przejść!
Ehh, mogłem odpuścić posiłek- pomyślał generał po czym skierował się w stronę kuchni za swoim rozmówcą.
Szósty posiłek zawierał łychę zielonego, dużo ziemniaków i 3 kapsułki białkowe. Nie cierpiał tej zielonej breji, jednak wiedząc jak trudne w tych czasach jest uprawa jakichkolwiek roślin jadł Je. Zawsze zamykał oczy i myślał sobie, - przynajmniej to jakieś witaminy. Tradycyjnie też, jedną z kapsułek białkowych oddawał swojemu podopiecznemu.  
Po piętnastu minutach przeżuwania łączonego z odpowiadaniem na pytania Jeffa wreszcie wyszedł z sektora jadalnego. Czekała go długa droga oświetlonymi jedynie czerwonymi lampami korytarzami. Założył więc słuchawki, dla zdrowia zawsze ostatni kilometr swojej rutynowej trasy biegł. Tak też zrobił dziś.
W głowie miał Michaela Jacksona kiedy nagle, w dość gwałtowny sposób zatrzymał się wpadając na kogoś. Ruda dziewczyna, niska i z przeraźliwie zielonymi oczami. Lekko obolały wstał i uśmiechnął się mówiąc:
- przepraszam, nawet cię nie zauważyłem… pewnie to przez tę muzykę
- nic nie szkodzi,- odpowiedziała nieznajoma lekko się rumieniąc
- jeszcze się nie znamy, musisz być tutaj nowa,- powiedział niepewnym tonem
- tak, odpowiedziała dziewczyna. Jestem tu dopiero od kilku dni. Nazywam się Elidamara, wiem to długie, możesz mówić mi Eli
- przepraszam, zapomniałem się przedstawić, jestem Szwarz, jeden z członków rady, pilot. Z jakiego kontynentu tu przybyłaś?- zapytał niepewnie
- z Australijskiego Panie generale, - nieśmiało odpowiedziała dziewczyna
- Proszę, mów mi po imieniu, do zobaczenia Eli

Zimne łóżko, pokój w sektorze C, Prysznic, Czytanie
Sen

Dzień trzech wschodów
Rudowłosa, mocno zielone oczy, dość niska- opis
Nieznany przybysz, pobyt 135 godzin- cel
Cywil, bardzo sprawny, (dobry kandydat dla Gabriela)- stopień
Dzisiejsza misja

Wstała o 8, skrzywiła się lekko z bólu. Na jej ręce widział siniak w kolorach tęczy. To pewnie od spotkania z Panem generałem, Szwarzem- pomyślała. Eli miała 30 minut dla siebie, potem pierwszy posiłek, następnie stanie przed radą 12 za swój ostatni, jak to stwierdził obserwator ‘’wybryk’’. w rzeczywistości nie czuła się winna, sama nie wiedziała czy uda się Jej taką grać.
20 minut, szybki prysznic
Podczas posiłku czuła się zagubiona, w samej drodze do jadalni zgubiła się kilka razy. Na szczęście drogę wskazał jej młody chłopak, Tobi- chyba tak było mu na imię,- zastanawiała się dziewczyna. Szła zamyślona korytarzami, miała ich sporo do pokonania. Musiała dostać się aż do sektora C, gdzie swoją siedzibę miała rada. Po drodze obserwowała cały kompleks, na wejściu sporo się o nim dowiedziała. To było zaraz po bardzo dokładnym przesłuchaniu i przeszukaniu.. nie dość dokładnym jak się później okazało- uśmiechnęła się perfidnie. Po jakiś dwudziestu minutach doszła na miejsce, akurat było one dobrze oznaczone. Zapukała, niepewnie weszła.
Elidamara, wiek 17 lat, czas pobytu ponad pięć dni, zarzut- niesubordynacja.
Przeczytał to jakiś wysoki mężczyzna, którego jeszcze nie miała okazji poznać. Zasalutowała ponieważ wiedziała, że w gronie tych ludzi znajduje się Szwarz. Inni też mogą mieć jakiś stopień, albo przynajmniej mieli.. – pomyślała.
- to był odruch, zobaczyłam AJ, więc uznałam, że go zestrzelę
- nie powinnaś mieć wtedy broni- powiedział wysoki mężczyzna. Uznała, że musi to być główny członek owej rady. – powinnaś zostać za to surowo ukarana.. lecz Twoje osiągnięcie było niesamowite.
Wiedziała o tym, że dobrze strzela. Polowała na AJ oraz zwierzynę od lat dziecięcych. Strącenie dużej maszyny z odległości około 300 metrów składanym pistoletem.. to nie był dla niej wyczyn. Nie zostaniesz, wyjątkowo, ukarana- odpowiedział po chwili napięcia radny.
- więc co się ze Mną teraz stanie?- zapytała dziewczyna
- Ja wprowadzę Cię w Twoje zadania na najbliższe dni,- powiedział, wychodząc przed szereg niewysoki, dość potężnie zbudowany mężczyzna. Jestem Gabriel- to mówiąc wyciągnął do niej dłoń
- Eli, odpowiedziała mu odwzajemniając gest
- Za Mną Eli, idziemy do zbrojowni
Jej serce zabiło szybciej, uwielbiała zapach własnoręcznie wytwarzanego prochu.

Poszli razem do zbrojowni, było to duże pomieszczenie połączone ze strzelnicą. W jednej części ludzie nabijali amunicję prochem, w drugiej zaś inni poprawiali swoje umiejętności strzeleckie.

Wiem, że potrafisz dobrze strzelać- powiedział Gabriel
Potrafiła nawet aż za dobrze. Zapach amunicji przypominał jej lata dziecięce. Wtedy to składałą amunicję dla Wilków, oczywiście było to niebezpieczne ale ktoś musiał to robić.  
Pobudka! – Usłyszała
To Gabriel wyrwał ją z zamyślenia. Tu masz broń- powiedział podając jej stary, zniszczony rewolwer. Uważaj, ma mocny odrzut- powiedział śmiejąc się.  
Odebrała to jako żart, wzięła broń i zaczęła mierzyć do tarczy.
Wdech, oczy otwarte, strzał
Spędziła tam dwie godziny. Potem szybki posiłek, prysznic. Była bardzo zmęczona. Na strzelnicy jej dobry wynik zauważył Tobi. Nie mogła mu odmówić kiedy zaproponował spotkanie. Ubrała więc ciuchy, te w których czuła się najlepiej czyli zwiewną bluzkę i pomarańczowy dres. Nie spieszyła się, jej ekspercka pamięć pomogła w znalezieniu drogi na miejsce spotkania. Umówili się w sekcji odpoczynku, gdzie stały 3 duże kanapy i stół do billarda. Droga zajęła jej dwadzieścia minut. Tobi przywitał ją szerokim uśmiechem.
Ile tu już na Mnie czekasz?- zapytała
Nie długo- odpowiedział jej przystępując z nogi na nogę
Zauważyła jego zdenerwowanie  
Zagramy w rzutki?- zapytał
Jasne, odpowiedziała z uśmiechem. Najpierw musisz mi jeszcze powiedzieć jak się w to gra. Lekko się zarumieniła, jej dzieciństwo było pozbawione takich rozrywek.
Oczywiście, chodź za Mną, mówiąc to skierował w jej stronę dłoń.
Przyjeła ją, razem przeszli pół sali, doszli do ściany z zawieszoną tarczą.
To jak ze strzelaniem?- zapytała nieśmiało
Podobnie- odparł uśmiechając się lekko, chwytasz lotkę, rzucasz i liczysz punkty, chcesz zdobyć ich jak najwięcej.
Dobrze, pokażesz Mi jak to robić?- zapytała
Oczywiście, to mówiąc włożył rzutkę w jej dłoń, przybliżył się.
Poczuła jego mocne perfumy, wiedziała, że posiadanie ich w tych czasach jest bardzo nietypowe.
Jej serce zabiło mocniej kiedy objął ją lekko i zwinnym ruchem pomógł umieścić lotkę w tarczy.
17 punktów, nie najgorzej jak na amatorkę, puścił jej oczko.
Uśmiechneła się, czuła się w jego towarzystwie bardzo dobrze oraz  swobodnie.
Resztę wieczoru spędzili grając, pijąc obrzydliwe wino i rozmawiając.
Wracali do Jej kwatery jakieś 30 minut, cały czas rozmawiając. Bardzo polubiła tego chłopaka. Wiedziała też, że ze wzajemnością. Może to niedobrze – pomyślała w głębi. Dotarli na miejsce, pod drzwi do pokoju Eli.  
Chciałbym.. chciałbym coś-  Tobi zaczął nerwowo jąkać  
Tak?- odpowiedziała dziewczyna  
Bardzo chciałbym Cię pocałować- powiedział cicho lecz pewnym tonem chłopak
Nic nie powiedziała, pozwoliła chłopakowi jeszcze bardziej się przybliżyć
Ujął Ją za biodra, delikatnie podciągnął do siebie
Poczuła jego ciepłe wargi, jego lekko drżące dłonie
Namiętność, Przełom, Zapomnienie

Data nieznana
Brunet, średni wzrost, niebieskie oczy- opis
Przetrwanie- cel
Średnia budowa, silny, inteligentny- opis
Był pochmurny dzień, około południa. Siedział na skrzyni amunicji czyszcząc swój nóż. Było to jedno z niewielu zajęć, które oprócz wieczornych zwiadów lubił najbardziej. W planach tego dnia szykowany był jeden wypad- standardowe poszukiwanie części i wody.
Z monotonnego jak pogoda stanu wyrwał go głos Wolfa:
-przygotowany?- zapytał go stary druh  
- tak, odpowiedział, noże naostrzone, trasa wyznaczona… wszystko gotowe
- dobrze, Ja też już przygotowany, wyruszamy za dwie godziny- powiedział, po czym odszedł w głąb tuneli
Czas mijał spokojnie. Wyszli o ustalonej porze, droga na miejsce zajęła im kolejne cztery godziny. Spotkali tam coś…
- zniszczona osada… ciekawe co się tu stało, tyle ciał- ciągnął smutno wolf
- racja- odparł. Nie zabiły ich kule, zostali raczej otruci.. Widziałem to kiedyś, gaz musztardowy
- kto mógł to zrobi- nie zdążył dokończyć
- jesteśmy uzbrojeni! Krzyknął  Wyjdź z rękoma w górze!
- wolf zaświecił zdobyczną latarką w stronę falujące na wietrze tkaniny
Zza materiału wyłoniła się postać, była całą umorusana, trzęsła się.
- osłaniaj, rzucił szybko partnerowi, po czym podszedł do postaci
- cześć, co tu robisz? Jak się nazywasz? – zapytał
Postać, podbiegła do niego, rzuciła się mu do pasa. Przytuliła się.
- e eeli, jestem eli- wyszeptała dziewczynka a Ty?- zapytała
- Hawk, kurwa.. Jestem Jacob



Wstawka
Dlaczego wszyscy ludzie są fałszywi?
Niektórym zapewne jest tak po prostu łatwiej. Widzą siebie inaczej, nie tak jacy naprawdę są.  
Z mojego punktu widzenia większość jest fałszywa. Może się mylę, zapewne tak jest.  
Popatrz, gdy widzisz tych ludzi… ilu z nich jest uśmiechniętych? To naprawdę spora liczba.
Kiedy zaś spróbujesz nawiązać z nimi kontakt… uważaj, Oni miłują się w zakładaniu masek.
Zapamiętaj
Jeżeli
Odejdę


22 Maja 2088  
Zwykły dzień. Byłem na zajęciach od godziny ósmej, standardowo, matematyka i fizyka jądrowa- ulubione przedmioty. O czternastej zaczął się lunch. Usiadłem.. przy wolnym stoliku, włożyłem słuchawki i beznamiętnie poprzewracałem w papce o bliżej nieokreślonym smaku.
Dzień nauki się skończył. Gdy wychodził ze szkoły czuł jakby wszyscy o nim mówili, obgadywali, śmiali się. Droga do domu zajmowała mu zazwyczaj trzydzieści minut, słuchanie muzyki, przyglądanie się naturze no i…
Barku, cześć!   Kto jest dobrym pieskiem, no kto?!  Sam nie wiem dlaczego ten pies był jedyną jednostką, która mnie lubiła- zresztą nieważne.  Byłem może pół kilometra od domu. Z tej odległości był dobrze widoczny. Zapewne przez pustkę otoczenia i niebieską fasadę. Mama uwielbiała żywe kolory.
Nagły wybuch
Ból
Obudziłem się w klinice, jasne światło drażniło moje oczy.
- przeżyłeś, jesteś niesamowitym szczęściarzem
Nie mógł nic powiedzieć, mimo wszelkich starań. Jego rozbiegany wzrok i grymas zauważyła pielęgniarka
- csii nic nie mów. Daj zagoić się ranom. Odłamek metalu przeciął ci policzek i lekko uszkodził szczękę. Drugi, z serca, już usunęliśmy
Jej ciepły uśmiech
Krople znieczulenia
Sen




WSTAWKA 2
Powrót szybką koleją miejską. Niby nic niezwyczajnego. Mijasz ludzi, często tych samych, za oknami wagonu rozpościera się smętny profil Warszawy. Co innego kiedy kompanem twojej podróży jest duch. Jest on pełnym kultury jegomościem. Stara się nie narzucać współpasażerom tej codzienności. Siada na opadniętym krzesełku, wpatruje się  to na mnie to na krajobraz. Uwielbia widok wieżowców dlatego widzę jak pochmurnieje, gdy nasz pociąg opuszcza śródmieście. Wzrok przenosi na mnie. Czasem jestem ciekaw, czy stara się odkryć moje myśli czy nie chce niepokoić towarzyszy podróży. Może to i lepiej, że nie potrafi czytać moich myśli. Często są one po prostu zbyt zagmatwane… biedaczek, jeszcze by mi się zgubił. Zapytacie, dlaczego jedynie ty widzisz tę postać.
Odpowiem
Kiedyś







WSTAWKA 3
Jedziemy czarnym samochodem, po prostu przed siebie
Mijamy ludzi, nierzadko w potrzebie
Oczy przymknięte
Wzrok przygaszony
Nie chcę ich widzieć, myślę, zrozpaczony
Zagryzione zęby
Aż szczęka boli
Nie dam rozpoznać mych myśli
Są czarne jak drogi
Te asfaltowe, łudząco równe
Lecz ja czuje każdy wybój
Napisz, gdy już umrę

Opowieści z morza
Ich podróż trwała już trzeci rok. Pancernik tratwą a działa łukiem. Codzienność nużyła, każda przebyta mila powiększała dziury w ich sercach. Tęsknota za domem była oczywista. Tak, każdy z nich wiedział na co się zgadza, było to jednak lepsze od bezczynnego siedzenia i patrzenia na zniszczenia o skali cyklonu. Kilkunastu, a było kilkudziesięciu. A wszystko to wydarzyło się jednego dnia.
Te słowa usłyszała zaraz po przebudzeniu a potem wręczono jej karabin


Ten dzień
Kiedy umieramy nasze ciała są puste, nasze dusze ulatują z nas tak jak gaśnie ogień z lichej świeczki. Przynajmniej tak uważała jego matka.
- alarm czerwony, czerwonyyy
Tylko tyle usłyszał, zaraz potem nastąpił wybuch
Tylko nieliczni wiedzieli kiedy nastąpi ten atak, wszyscy jednak byli ciągle do niego przygotowywani.




Wstawka 4
Murowane miasto
Czekam na ciebie
Jej cudowny zapach
I on, w potrzebie
Tylko ona zrozumie jego wnętrze
Tak ciemne oraz kręte
Ciągle niepojęte

Spotkanie, jej bliskość i te uśmiechy
Dlaczego ja nie mam takiej kobiety?
Rozmowa nie nudzi
Lecz uspokaja
Postrzępioną duszę powoli zagaja
Ja ciągle czekam…

Wiem, że nie mogę  
Ona jest inna
Nie zdobędę jej jak każdej
Mówią podrywacz
Ja mówię naiwna!
Odchodzę już w przestrzeń

Tych miejsc ja się boje
Podziwiam widoki
Piękne obłoki
I te martwe zastoje
Nie jestem jak wszyscy
Czego się boje?
Tego, że ja sam a wszyscy mają swoje…
Koniec

Jeżeli dotarłeś do końca to chciałbym Ci podziękować. Początkowo chciałem napisać książkę. Wyszło coś takiego. Pisane emocjami a nie pod linię produkcyjną. Zdaję sobie sprawę z niepoprawnych form oraz błędów. Za komentarze dziękuje :)
J.H

Dodaj komentarz