Wysiąść ze snu przed pętlą

Wysiąść ze snu przed pętląNieczęsto jeżdżę tramwajem, prawie w ogóle. Dzisiaj miałam odebrać samochód od mechanika i kiedy nie mogłam się dodzwonić na taxi, wybrałam ten rodzaj komunikacji. Już na przystanku przeraził mnie tłum ludzi. Gdy zza zakrętu wyłoniła się niebieska siódemka, wtedy nastąpiły roszady. Przesuwanie, tupanie, skakanie, szarpanie i bluzganie. Zostałam wepchnięta w paszczę jak kęs ugryzionej kanapki. Usiadłam na pierwszym z brzegu miejscu. Wyciągnęłam książkę i wtopiłam wzrok w tekst.  

— No, z całym szacunkiem, ale proszę wstać! — usłyszałam warknięcie. — Po jakiego diabła zajęła pani to miejsce?! Ono jest zarezerwowane dla konduktora.
— Jak mi wiadomo, bilety kupuje się w automacie. I od dawna bilety sprawdzają kanary.  
— Ale jaki to ma związek? Jestem konduktorem w regionalnych pociągach i to miejsce mi się należy. I proszę nie przezywać rewizorów. Dziecinada, a nie poważna obywatelka.

Założyłam palcem stronę książki, w której byłam chwilę temu i przeszłam na wolne miejsce obok. Usłyszałam:

— Proszę nie zajmować miejsca dla obserwatora wagonu, panienko! Miejsce dla takich wiecznych studentów jak ty, znajdują się w drugim wagonie i są stojące. Pod tablicą z planem jazdy.

— Nie jestem studentką, a tym bardziej wieczną. Mam trzydzieści cztery lata! — zaprzeczyłam głośno kopiąc czubkiem buta puszkę po piwie toczącą się pod moje nogi. Jestem naukowcem.  
— Miejsce dla ludzi z wyższym wykształceniem znajduje się tam — wskazała kobieta obok — w kolejnym wagonie.

Spojrzałam na nią, siedziała na miejscu z napisem: „dla operatora wózka widłowego”.
Przeszłam spokojnie do siedzenia dla naukowców i zobaczyłam, że jest już zajęte przez olbrzymiego jegomościa, czytającego „Raz do roku w Skiroławkach”
— Przepraszam pana — mówię grzecznie — to jest miejsce dla naukowca.
— No tak właśnie jest i nic pani do tego — odpowiedział. — Jestem profesorem i prowadzę badania nad somnambulizmem — spojrzał znad okularów — i dlatego usiadłem. — Pani pewnie jest tą lunatyczką tramwajową?... Od dawna poluję na panią.
— Co, śmiem wątpić, iż to miejsce jest dla pana. Bo w tym tramwaju, to ja jestem naukowcem. I ono mnie się należy.
— Taka mądra, to proszę pokazać dyplom wraz z załącznikiem.
Pokazałam i usłyszałam jęk:
— O, matko i córko! Co to za naukowiec?! — Z języka polskiego słabe dostateczne i...
— Bo, bo… — wyjąkałam — że, że nie wpisują oceny średniej, tylko ostatnią. A ostatni etap to składnia.
— Aha!. To tego już nie należy się uczyć!!! — huknął.
— Tak, powinnam, ale zaszła pewna okoliczność.
— Tak, a jaka?
— Nachyliłam się do jego ucha i coś mu szepnęłam.
— O, cholera! — Wstrząsnął się.
— I to jeszcze nie wszystko… okazało się, że ona wcale nie jest… — dokończyłam mu do ucha dalszą część opowieści.
Oburzył się okrutnie i po uspokojeniu nerwów powiedział:
— Widzę, że pani jest prawdziwym naukowcem, takim z jajami… i powinienem pani ustąpić miejsca, ale jest pewien szkopuł. Jestem paparazzo, ale na moim miejscu usiadła babcia i nie miałem serca ją stamtąd wyrzucić. Jeśli pani namówi ją na zmianę miejsca, chętnie ustąpię.
Ruszyłam w kierunku staruszki i zanim miałam coś powiedzieć, usłyszałam:
— Kochaniutka perełeczko, takaś młodziuchna i tak ładna. Przestałabyś się czepiać emerytów bez potrzeby, usiadłabyś w kąciku, tam na miejscu dla gospodyni domowej.
Rozgoryczona i wściekła stanęłam na miejscu dla wózków, a po policzkach pociekły mi łzy. Po zwróceniu uwagi, że to miejsce dla niemowlaków, przeszłam na przegub.
Po chwili w kierunku gapiów rzuciłam słowa:
— I po co uczyć się tyle lat i wciąż tkwić nad książkami?! Żeby jechać w tramwaju na miejscu gospodyń domowych.
— No, to znajdź sobie pracę! — krzyknęła pani z miejsca dla konserwatora powierzchni płaskich.
— Ale ja znalazłam, ale na moim miejscu usiadł ten… — nie skończyłam, gdyż
nagle odezwał się paparazzo:
— To może pani starsza rozwiąże ten problem?
— Z chęcią bym usiadła na miejscu dla emerytów, ale po pierwsze tam już ktoś siedzi, po drugie ja jeszcze dorabiam jako filetowaczka karpia w gospodarstwie rybnym. A takiego miejsca nie ma w tramwaju… dwa razy obchodziłam wte i wewte, i na darmo. — Jeśli pani nie chce być na miejscu gospodyni, to proszę usiąść na miejscu ciężarnej.
Wpadłam w szał i chciałam wysiąść na najbliższym przystanku, ale nim się przysunęłam do drzwi, zatrzymano mnie siłą i zaczęło się.
— A skąd taka pewna jesteś, serdeńko, że nie jesteś w ciąży? W tych czasach niczego nie można być pewnym, nawet tego, czy jest się kobietą czy mężczyzną? A po wczorajszej imprezie ręczysz za siebie? Poza tym owo miejsce jest puste, a to oznacza, że ktoś w tym wagonie musi być w błogosławionym stanie… Chyba że jeszcze o tym nie wie.  
Wszyscy zwrócili się w stronę miejsca dla ginekologa. Wpatrzony w czasopismo SKALPEL udał, że nie słyszy.
Uległa i wypruta ze wszystkiego usiadłam i przejechałam do najbliższego przystanku we łzach. Wychodząc, zobaczyłam perskie oczko puszczone w moim kierunku od lekarza specjalisty i na dodatek wepchnął mi w dłoń wizytówkę.
Debil…— Pomyślałam.

Do mechanika już nie miałam siły pojechać. Weszłam do kawiarni i zamówiłam podwójne espresso i spory kawałek pijanego izydora. Z powagą w głosie usłyszałam:

— Radzę bezkofeinowe cappuccino i szarlotkę, bo używki zapewne szkodzą dziecku.
— Nie jestem w ciążyyyyyyyyyy!!! — wrzasnęłam.

Obudziłam się cała mokra na swoim tapczanie, z którego nikt mnie pewnie nie wyrzuci... Chociaż?

kaszmir

opublikowała opowiadanie w kategorii obyczajowe, użyła 994 słów i 5837 znaków, zaktualizowała 19 lis 2023.

2 komentarze

 
  • agnes1709

    Aha. Zapomniałam wspomnieć, że tytuł jest kozacki. :dancing:  :rotfl:

    17 lis 2023

  • agnes1709

    Najlepsze Twoje, poproszę więcej takich. Po prostu cudowne. Jesteś wielka!😘😘 <3  <3  <3

    17 lis 2023

  • kaszmir

    @agnes1709 Postaram się coś tam, coś tam nastroić.

    Miłego dnia

    18 lis 2023