Odnalezienie drogi

Dzwoniłam i dzwoniłam. Do jasnej cholery nikt nie otwiera. Niedziela i już minęła siedemnasta, a ja zawsze o tej porze odwiedzam swojego syna z rodziną. Dlaczego nie otwierają? O nie, tak łatwo się nie poddam, zawsze byłam konsekwentna. Przecież wiem, że oni tam są. Zobaczymy komu się znudzi?

***
Stałam w oknie wychodzącym na ten sam krajobraz i myślałam sobie wtedy, że już nigdy tego samego miejsca nie zobaczę, nigdy; że było ze mną i już nie będzie go więcej. Walizka fibrowa była spakowana i radość, że jadę na spotkanie czegoś nieznanego.
Kiedy wyjeżdżałam z tej dulszczyzny, nikt nie dawał mi nadziei, że przetrwam. Wrócisz z brzuchem jak twoja matka, mówili. Ona też nie była szczęśliwa z tego powodu, bo miała inne wobec mnie plany. Powinnam była wyjść za mąż za jednego niebieskiego ptaka i zacząć pracować na niego. A naukę wybić sobie z głowy.
— Po co dziewczynie studia? — zrzędziła.
Chciałam być kimś, wyrwać się z rodzinnego miasteczka i zapomnieć, że jestem córką sprzątaczki, panny z dzieckiem. Byłam zdolną uczennicą i jakiś daleki krewny mojego niedzielnego tatusia pomógł mi dostać się na studia. Co w latach sześćdziesiątych, wcale nie było łatwe. Rozpoczęła się walka z ciężkiej dla mnie pozycji. Dwadzieścia cztery godziny na dobę wkuwałam wiedzę, w nieskończoność poprawiałam projekty, obliczenia i rysunki techniczne. Miałam tylko jeden cel: zostać kobietą dobrze wykształconą i wyzwoloną.
— Paulino masz być najlepsza — powtarzałam jak mantrę.
Kraków zauroczył mnie i oprócz nauki poznawałam kino, teatr i filharmonię. Byłam często głodna i skromne były moje ubrania, bo stypendium przeznaczałam właśnie na kulturę. Nie chodziłam na randki, ani na imprezy. W tamtych czasach studenci naszej uczelni nosili przydomek "agiechamów”. Do tej pory nie zrozumiałam dlaczego?
Po obronie dyplomu nadarzyła się okazja wyjazdu na staż na NRD-owskiej Politechnice, nie zastanawiałam się ani minuty. Przyjęłam od razu propozycję. Znowu jechałam w nieznane, lecz bogatsza w doświadczenia i startowałam na pewno z lepszej pozycji.

***
Zagranica? Tak bardzo wtedy niedostępna dla każdego, a ja miałam to szczęście.
Dziekan był ponad dwadzieścia lat starszy ode mnie i gustował w młodych dziewczynach. Postanowiłam wykorzystać okazję i przybliżyć się do niego. Szybko robiłam postępy w przyswajaniu języka niemieckiego, a badania i projekty przy boku Stefana zaowocowały wspólną publikacją naukową. Przedłużono mi staż i kolejna już była pod moim nazwiskiem. Do Polski powróciłam z dorobkiem naukowym i celującą opinią Wydziału Inżynierii Środowiskowej. Na uczelni etat asystencki już czekał na mnie, mieszkanie i drzwi do innego świata były szeroko otwarte.
Następny krok był taki, aby znaleźć sobie męża i zacząć urządzać się w życiu. Musiał to być ktoś bogaty i ze znanej krakowskiej rodziny i do tego jeszcze z tradycjami. Był taki jeden inżynier na wydziale. Nawet zwierzyłam się koleżance o swoich planach.
— No wiesz, wychodzić za mąż bez miłości — oburzyła się Elżbieta.
Po tej sugestii przestałam z nią utrzymywać kontakt. Michał już po czterech miesiącach się oświadczył. Ślub zorganizowano z wielką pompą w Wawelskiej Katedrze i wesele tylko z udziałem krakowskich krewnych. Mojej matki nawet nie powiadomiłam, bo i po co wracać do przeszłości. Byłam już kimś ważnym, tylko swoją pracą i wytrwałością doszłam do tego wszystkiego. Ona tylko by mnie ośmieszyła. Zresztą nie miałam żadnych więzi z tamtym życiem.
Po kilku miesiącach urodził się nasz syn Kazimierz, którego wychowaniem od początku zajęła się niania. Ja wróciłam na uczelnię i robiłam doktorat, często wyjeżdżałam do Stefana. Po takim wyjeździe wracałam natchniona i z kolejnym rozdziałem doktoranckiej pracy.

***
Stałam jak głupia pod tą bramą i patrzyłam w okna mieszkania mojego syna. Nawet dzwoniłam z telefonu, ale nikt nie odbierał. Byłam jednak nieugięta w swoim postanowieniu.

W czwartek zadzwoniła Jaśmina, moja synowa:
— Te coniedzielne twoje wizyty mamusiu, utrudniają nam życie. Jesteśmy młodzi i chcielibyśmy gdzieś wyjść — tłumaczyła — może zmieńmy te tradycje — zakomunikowała stanowczo.
Odłożyłam słuchawkę. Bezczelna mała dziwka. Przecież wszystko zawdzięcza mnie. Do dzisiaj siedziałaby jako stara panna, gdyby nie moja strategia. Czy, aż tak mogłam się pomylić? Zawsze byłam perfekcyjna. Kazimierz był leniem i nie chciał się uczyć, miał rozrywkowy charakter. To ja mu pomagałam zrobić dyplom i załatwiłam pracę w korporacji amerykańskiej. Kupiłam mieszkanie i wprowadziłam w kręgi inteligencji krakowskiej. Jaśmina może była głupia, ale pochodziła ze znanej rodziny szlacheckiej, dlatego musiała wejść do naszej rodziny.

A ja pani profesor AGH stoję teraz pod bramą upokorzona przez rodzonego syna i synową.
— Nigdy nie zrezygnuję i zaraz im wykręcę numer — powiedziałam do siebie.
Zawiadomiłam policję, że coś się musiało stać w domu mojego syna.
Tymczasem zrobiło się szaro i zaczął kropić deszcz. Schroniłam się pod drzewem i czekałam na rozwój sytuacji. Nagle przede mną stanął osiedlowy menel z butelką wódki.
— Uprzejmie szanowną panią, kurwa, przepraszam — wybełkotał — niech się pani napije — wyciągnął w moim kierunku flaszkę. — Od dawna już panią obserwuję. Mąż nie chce, kurwa do domu wpuścić, co? Pijany chuj pewnie usnął i nie słyszy. Ale niech się nie martwi, ja pomogę. Po co tak czekać i dzwonić. Pierdolić zasrańca! Mam porządne grube kartony, tam za śmietnikiem. Idzie ciemno i deszcz mocniej pada. Do rana pani jakoś kurwa przekima. A jutro będzie nowy dzień!
Wybuchłam śmiechem. Nie pamiętam, kiedy tak szczerze się ubawiłam. Ten bezdomny chce mi pomóc, tak sam z siebie i nic nie chce w zamian. Dlaczego? A może on ma rację? Pieprzyć ten cały układ, niech młodzi żyją własnym życiem.  
Zza zakrętu wyłonił się policyjny radiowóz. Z drugiej strony zaś nadjechał autobus i zatrzymał się przy przystanku koło drzewa.
— Pierdolić wszystko! — zawołałam głośno w stronę bezdomnego i w ostatniej chwili wskoczyłam do autobusu. Zaszokowałam siebie swoim zachowaniem, ale byłam po raz pierwszy od wielu lat szczęśliwa i tak lekko oddychałam. Do domu przeważnie wracałam taksówką. Dzisiaj w autobusie zobaczyłam normalne życie i twarze codzienności.
Wycieraczki na przedniej szybie rozsuwały krople deszczu, ukazując drogę.


— Jutro będzie nowy dzień — powiedziałam. — Zadzwonię do mamy.

kaszmir

opublikowała opowiadanie w kategorii obyczajowe, użyła 1155 słów i 6771 znaków, zaktualizowała 3 gru 2018.

5 komentarzy

 
  • Użytkownik Margerita

    Dobrze że bohaterce udało się wyrwać i wyjęchać na studia łapka w górę

    20 cze 2019

  • Użytkownik kaszmir

    @Margerita oj dobrze... pozdrawiam

    21 cze 2019

  • Użytkownik nefer

    Mogę napisać to samo co Anonim. Nie czytuję zwykle opowieści obyczajowych, a już na pewno nie na tym portalu. A tutaj jestem przyjemnie zaskoczony. Kolejny, dojrzały tekst, dopracowany, napisany dobrym językiem. Porusza w niebanalny sposób sprawy,  które przydarzają się na codzień w otaczającym nas świecie. I zakończenie z nutką optymizmu? Drobne spostrzeżenie fabularne. Czy obdarzyłaś męża i syna bohaterki tym samym imieniem Michał? Bo o mężu piszesz wprost jako o Michale. Potem pojawia się jeszcze jeden Michał (?), ten, który okazał się leniwy i któremu załatwiono dobrą pracę. Z kontekstu zdaje się wynikać, że to raczej syn? Ale nie jest to wystarczająco jasno podkreślone, a imię to samo. Jeżeli odebrałem to poprawnie, to może warto było obdarzyć syna innym imieniem, dla wygody czytelnika?

    3 gru 2018

  • Użytkownik kaszmir

    @nefer Witaj
    Wiadomo, że szukamy dla siebie tego co nas interesuje. Ale często coś nas zaskakuje i wcale nie musi być naszym obszarem.  Cieszy mnie, że cię zainteresowało moje pisanie. Oczywiście dziękuję za spostrzegawczość. Poprawiłam.
    Pozdrawiam serdecznie

    3 gru 2018

  • Użytkownik angie

    A to jest zarąbiste: "Uprzejmie szanowną panią, kurwa, przepraszam" !!! Uważam, że k*rwa w tekście rzucona raz za czas jest w pełni uzasadniona, jeśli tylko nie jest główną bohaterką w co drugim zdaniu ;)  U mnie też pełno łaciny, ale akurat taka akcja (wojsko) ;)

    30 lis 2018

  • Użytkownik kaszmir

    @angie witaj  
    Miło cię gościć w moich progach. Czasem trzeba użyć mocnych słów, bo to dodaje jaj tekstowi. Wszystko tylko w miarę. W zasadzie nie używam takich słow, ale nieraz jak to mówi jeden z pisarzy Stasiuk trzeba zakląć.  
    Pozdrawiam serdecznie

    30 lis 2018

  • Użytkownik angie

    Fajnie się czyta! W końcu coś dojrzalszego :)

    30 lis 2018

  • Użytkownik kaszmir

    @angie dzięki za dojrzałość :)

    30 lis 2018

  • Użytkownik AnonimS

    Nie przepadam za obyczajowymi, ale Twoje przeczytałem z przyjemnością. Pozdrawiam

    28 lis 2018

  • Użytkownik kaszmir

    @AnonimS Witaj i tutaj i bardzo dziękuję za przyjemność czytania.

    Pozdrawiam

    28 lis 2018