Wyprawa, która wszystko zmieniła

Piękny słoneczny poranek budził chęć do życia. Promień porannego słońca wpadał przez okiennicę by po chwili dotrzeć do zaspanych oczu i krzyknąć prosto w twarz "hej to ja! Nowy dzień". Tak więc usłyszawszy nawoływanie słońca Julia otworzyła oczy i przeciągnęła się leniwie. Była sobota, nigdzie nie musiała się spieszyć. Tak więc wstała, przeciągnęła się i otworzyła bez namysłu okno. Ciepły, wiosenny wiatr wdarł się do pokoju budząc w Julii chęć do życia. Wyjrzała przez okno. Patrząc w dal, w te ukochane góry rozmyślała o jadącym na rumaku księciu, który pojawił się jej we  śnie.Gdzieś na stoliku zadzwonił telefon wyrywając Julię boleśnie ze świata marzeń. Lądujemy na Ziemi, pomyślała Julia i poszła zobaczyć któż dobijał się do niej o tej porze. SMS. SMS od Tomka. SMS od Tomka, od jej Tomka.  
-Co chce ode mnie ten wariat? - Julia zastanawiała się. Wystukała bez namysłu numer ukochanego i zadzwoniła.  
-Co chcesz wariacie?
-Spaceru, całusa, rozmowy, drugiego całusa i tylko tyle.  
Nie no ten to ma wymagania, uśmiechnęła się. Ale nie teraz! Teraz to ja chcę zjeść śniadanie, wykąpać się i poczytać.  
-Kotek a nie moglibyśmy zrobić tego wszystkiego wieczorem?- Julia zapytała z nadzieją w głosie.
-A czemu nie mielibyśmy zrobić tego teraz?- Ups, Tomek troszeczkę się zdenerwował.
-Dobra nie ma o czym gadać, pa.
-Ale skoro...- nie zdążyła nawet niczego wyjaśnić. A niech tam! Idę się wykąpać.  
I poszła. Zastanawiała się dlaczego czasem chce być po prostu sama, skoro ma przecież tyle przyjaciół, kochającego chłopaka i idealne wręcz życie. Gdy siedziały nieraz z dziewczynami i gadały o chłopakach, ona wolała zastanawiać się nad sensem życia, wymyślać różne fabuły. Dziewczyny jednak tego nie rozumiały, ani one, ani Tomek, ani nawet rodzina. Wszyscy uważali ją za niepoprawną romantyczkę i nigdy nie liczyli się z jej zdaniem. Tak mniej, więcej Julia osądziła była sytuację po wyjściu z wanny.

I mało tego, pomyślała, oni nawet nie próbują jej nigdy zapytać co jej chodzi po głowie. Nigdy! Zawsze tylko uśmiechają się pobłażliwie i kręcą głowami.  
Julia po takimże namyśle spojrzała na góry za oknem.
I już po pięciu minutach wychodziła z małą walizką i pieniędzmi z domu.
A po trzydziestu minutach dotarłszy na peron stacji PKP z wielkim zawzięciem chodziła po korytarzu pociągu w poszukiwaniu wolnego miejsca w przedziale. Jest! Nareszcie siedziała i uśmiechała się do ludzi za oknem myśląc, że oto ona jedzie sobie teraz do Zakopanego na małą wycieczkę.  

Pierwsza część planu zakończona!, uśmiechnęła się niczym zwycięzca i zatarła dłonie niczym kryminalista mający swoją zdobycz bardzo, bardzo blisko.  
Teraz po obeznaniu się po okolicy poszła do hotelu. Dzień dobry-dzień dobry-pokoik jednoosobowy-dowodzik osobisty-dziękuję-pokój 222. I wszystko załatwione. dotarła już prawie pod drzwi. Prawie, bo zamiast w drzwiach znalazła się -nie wiadomo jakim cudem- na klatce piersiowej jakiegoś rozbawionego bruneta.  
-Eeee bardzo panią przepraszam!- Julia była oburzona. Nie dość, że wpadł na nią z wielkim impetem, to jeszcze się głupkowato uśmiecha! Nie no!
-Nic się nie stało, ej zaraz, zaraz co pan robił w pokoju 222???  
-Jak to co droga podróżniczko? Wychodziłem ze swojego pokoju do, droga podróżniczko, restauracji na obiadek.- Wysoki brunet uśmiechnął się z błyskiem w oku.
-Aaale ja mam pokój 222.
-No tak, widzę, droga pani podróżniczko. Pokój 222 jest o tutaj. -Brunet wskazał pokój po przeciwnej stronie.

Julia zaczerwieniła się. No tak, owszem, mówił prawdę. Skręciła i już jej nie było. Poszła do swojego pokoju, wykąpała się i zasnęła. Tak też minął pierwszy dzień jej wielkiej podróży. Telefon dzwonił już z milion razy, ale nie myślała nawet o rozmowie z kimkolwiek z tamtych "nie rozumiejących jej ludzi".  
Nastał dzień. Obudziło ją poczucie wolności. Chyba jeszcze nigdy się tak nie czuła. Wolna i szczęśliwa. Puk-puk-puk. Ktoś głośno zapukał.  
- Kto tam?!
- Oszust z pokoju 221, którego tak pani podróżniczka nie cierpi!
Otworzyła drzwi, stał w nich owy nieznajomy brunet z jeszcze większym uśmiechem na twarzy niż wczoraj. Wyglądał pięknie. A jego oczy spoglądały mądrze i ufnie.  
- Przyniosłem bagaż, który wczoraj zostawiłaś na korytarzu. Później pukałem, ale chyba już spałaś. Jesteś tu pierwszy raz?
-Dziękuję to miło z twojej strony, zasnęłam i kompletnie zapomniałam o bagażu. Tak pierwszy raz bez całego świata.
-Bez całego świata? Hm ja też. To znaczy, wiesz, dużo tu ludzi i nie można powiedzieć, że to idealne miejsce na odcięcie się od wszystkiego, ale znam taki pewien zakątek. No co? Nie patrz tak na mnie, nie jestem jakimś gwałcicielem, jak nie chcesz to nie idź, chciałem ci tylko zaproponować oprowadzenie po Zakopcu. A i jestem Mateusz.
- Julka. Dobra a co to za miejsce?
-Co to za miejsce? Pełne magii, ciche i głośne, samotne a jednak dużo w nim myśli…
-Kopnięty jesteś.
-Tak, Julio jestem kopnięty do kwadratu. Chodź.

I poszli gawędząc sobie w swoim języku zupełnie jakby znali się od lat. Nie chciał z nią rozmawiać o pieniądzach, nowym samochodzie czy telefonie. Chciał jej posłuchać i nie  śmiał się z jej marzeń o podróży do Afryki i udziale w misji na rzecz afrykańskich dzieci. Słuchał i pytał. A ona mówiła. Zleciał im tak cały dzień, a następnego to on mówił, a ona słuchała. Śmiali się, rozmawiali ze sobą otwarcie nie wstydząc się swoich marzeń.  
- I wiesz co? Może kiedyś razem pojedziemy do tej Afryki… - Julka rozmarzyła się.  
Oparła głowę o ramię Mateusza. A on jak niby nigdy nic pocałował ją w czoło.
Czuła się przy nim bezpieczna i szczęśliwa. Minął tydzień. Trzeba było wracać, bo po przeczytaniu wszystkich tym SMSów miała wrażenie, że cały świat jej szuka. Tylko nie rozumiała po co jej szukają, skoro ona mało ich tak naprawdę obchodzi.  
Mateusz jednak także namawiał ją do wyjazdu
-Jedź powiedz im, zerwij z tym bałwanem i wyruszamy do Afryki!
-Eh gdyby to było takie proste… -Julia martwiła się jak oni zareagują na jej decyzję.  
No nastał dzień powrotu. Spakowana, szczęśliwa wyruszyła. Pożegnała się z Mateuszem bez smutku. Bez smutku, bo wiedziała, że ją kocha i, że bez względu na wszystko ją zrozumie.  
Wróciła do domu. Wszystko było jej obce, te półki, ten dom, ta okolica. Czuła, że tutaj nikogo nie obchodzą jej marzenia ani dzieci w Afryce. Ich obchodzą oni. Czubki ich własnych nosów.

Przyszedł Tomek. Zdenerwowany Tomek. On się nie martwił o nią tylko o to, że nie towarzyszyła mu w ważnych spotkaniach dla ważnych ludzi w ciuchach od ważnych projektantów pijących trunki ważnych firm. A najważniejszy był on. Ale już nie dla niej. Wyjaśniła mu szybko co myśli. Wściekł się i wyszedł. Koleżankom napisała, że wyjeżdża na długo. Zadzwoniła do Mateusza. A dla niego najważniejsze było jak ona się czuje, czy z nią wszystko w porządku. Tak, z nią już wszystko w porządku. Bo oto poznała człowieka, który kochał ją.

~tabaluga

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 1355 słów i 7290 znaków.

2 komentarze

 
  • Roxi97

    fajna historia ;D

    25 mar 2009

  • KAMILOS

    hmmm troche zakręcone.... ;) Charakter bohaterki bardzo mi się podoba.  7/10

    21 mar 2009