Uśmiech Anioła

W tym niewielki zakładzie pracuję już ładnych parę lat .Bywało różnie raz lepiej raz gorzej ale w tym okresie którego dotyczy historia którą chce opisać zło i bezsilność osiągnęła apogeum .W pracy potrafiłem sobie poradzić z problemami lecz poza pracą nie było już tak dobrze zbyt wiele nie zależne ode mnie ..nie mam na nie wpływu ponieważ zbyt wiele zależy od innych ludzi którzy maja za nic drugiego człowieka jego uczucia.
To był tragiczny okres problemy narastały jeden za drugim.. problemy z ludźmi.. z życiem.

Od pewnego czasu w pracy słyszało się pogłoski ,że ze względu na zwiększającą się ilość zamówień a co za tym idzie i pracy mój zakład ma przyjąć nowych pracowników. Nie przywiązywałem do tego faktu większej uwagi miałem większe problemy niż to kogo, gdzie, za ile.. nie chciałem z nikim rozmawiać ale przebywając z ludźmi to niemożliwe. Starałem się by nikt nie zauważył w jakim stanie jestem, nie chciałem pokazać jak słabą istotą się stałem. Nie miałem nikogo z kim mógł bym o tym rozmawiać, więc rozmawiałem sam ze sobą.. zadawałem sobie pytania i starałem się na nie sobie odpowiedzieć. W pewnym momencie padło pytanie: czy warto się dalej tak męczyć, czy to nadal jest życie? Szukałem odpowiedzi.. próbowałem sobie na to pytanie odpowiedzieć.

Nie pamiętam dokładnie kiedy, wiem ze było to letnie popołudnie, wiedziałem już jaka jest odpowiedź na moje pytanie.. jechałem do pracy, miałem na drugą zmianę i przez całą drogę myślałem tylko jak to zrobić i kiedy.  
Nie wiem jak to się stało ale byłem w pracy, zdziwiłem się bo nie pamiętałem jak do niej dotarłem. Zakładam "maskę" by nikt nie zauważył.. by nikt nie pytał.. i wydobywam z siebie dzień dobry. Stałe schematy wypracowane przez te kilka lat pracy.. lecz coś mi dziś do tego schematu nie pasowało.. nowy pracownik. Nie zwracałem na nią szczególnej uwagi (tak na nią) to była dziewczyna. Powiedziałem chyba ..cześć.. nie pamiętam czy odpowiedziała, zaczęły się rozmowy ze "starymi" pracownikami..  
-co słychać? Dużo pracy? Tak nie będziesz się nudzić usłyszałem.
Poszedłem na hale.. na swoje stanowisko pracy gdy nagle lawina pytań!
-widziałeś ją?
-kogo? Odpowiadam.
-no tą nową dziewczyna co u was pracuje.
-tak widziałem.. i co?
-fajna nie.. usłyszałem

Nie wiedziałem co odpowiedzieć.. przecież tak naprawdę jej nie widziałem.. a raczej nie pamiętałem co widziałem. Pomyślałem że następnego dnia muszę się jej przyjrzeć .. i coś zapamiętać żeby się nie znaleźć w niezręcznej sytuacji.. i nie wiedzieć co im odpowiedzieć.

Następnego dnia powtarzająca się sytuacja.. w drodze do pracy.. kłębiące się myśli.. i te same zaskoczenie, o to już dotarłem? Jak! W ostatniej chwili przypomniałem sobie że muszę się przyjrzeć nowej dziewczynie która do nas przyjęto.. bym mógł w razie pytań umieć udzielić odpowiedzi.. by się nie zdradzić.. by nikt nie zauważył co się kryje pod "maską"

Siedziała w tym samym miejscu co wczoraj, na końcu stołu. Spojrzałem i starałem się zapamiętać to co zobaczyłem. Drobna blondynka o okrągłej buzi, skromnie lecz ładnie ubrana, małe zadbane dłonie. Chyba coś wyczuła, że się jej przyglądam bo spojrzała na mnie.. szybko odwróciłem wzrok.. udało się chyba nic nie zauważyła. Tak mogła uchodzić za ładną dziewczynę. Pomyślałem sobie co taka dziewczyna tu robi, nie poradzi sobie. Pewnie ktoś załatwił jej tą prace.. popracuje przez wakacje i odejdzie.. może nawet wcześniej.

No pomyślałem .. teraz mnie już nie zaskoczą.
Dotarłem na swoje stanowisko i pewny swego witam się z wszystkimi tradycyjnym:
-cześć jak tam dużo pracy dziś mamy?
- w odpowiedzi słyszę.. no jak zwykle  
Ktoś w końcu nie wytrzymał i zapytał..  
-i co jest dziś ta nowa ?
-tak jest .. odpowiedziałem
-to idziemy ja zobaczyć .. i większość facetów wstała i wyszła.

Przez głowę przemknęła mi myśl.. biedna dziewczyna gdy by wiedziała że stała się okazem do oglądania.
Po kilku minutach wrócili niezbyt zadowoleni, okazało się że dziewczyna już poszła do domu. Zaczęli coś mówić na jej tema, że to córka kogoś kto u nas pracuje, że dostała pracę dzięki znajomością ..  

Przez kolejne kilka dni nic się nie zmieniało, te same schematy, te same myśli ale już wiedziałem co zrobić.. miałem gotowy plan jak to zrobić żeby nikt się nie domyślił. To dziwne ale ta myśl powodowała że czułem ulgę i odprężenie. Nie wiem jak to się stało ale pewnego dnia w pracy zostałem sam z ta nową dziewczyną.. siedziała tam gdzie zawsze wpatrzona w blat stołu. Chciałem coś powiedzieć żeby przerwać tą cisze i rzuciłem banalne pytanie.. jak ci się u nas pracuje? Podniosła głowę i spojrzała na mnie, zobaczyłem coś czego nie zauważyłem wcześniej.. jej oczy..  były niesamowite nie do opisania.. Nieśmiało odpowiedziała na moje pytanie nie pamiętam co ale jej glos był bardzo spokojny i kojący. Przez kilka kolejnych dni niby nic szczególnego się nie działo, spoglądałem na nią ukradkiem. Lecz pewnego dnia..  jak zwykle zamyślony szedłem do pracy.. jakie było moje zdziwienie gdy zdałem sobie sprawę z tego że moje dotychczasowe myśli zastąpiła myśl o niej.. zaskoczony nie potrafiłem w pierwszej chwili zrozumieć co się dzieje. Postanowiłem zignorować ten fakt lecz sytuacja się powtarzała każdego dnia. Spoglądałem na nią gdy tylko nadarzyła się okazja już się nie bałem że to zauważy, słuchałem jej głosu jak zahipnotyzowany. Pewnego dnia uśmiechnęła się.. ale to nie był zwykły uśmiech ..  śmiały się jej oczy, usta, nos.. gdy się  uśmiecha robiło się cieplej, jaśniej. Schematyczne podejście do pracy zaczęło się zmieniać.. nie mogłem się doczekać tych paru minut.. gdy mówiła , gdy się uśmiechała. Dzień był tak długi a te parę minut mijało tak szybko. Moje serce biło szybciej gdy była obok mnie.. gdy się uśmiechała , gdy mówiła.. ona mówiła ja jej słuchałem.. ja mówiłem ona patrzyła na mnie. Pewnie każdy na moim miejscu zorientował by się co się z nim dzieje ale dla mnie mocniejsze bicie serca wiązało się ze strachem, tak było nauczone ale nie tym razem.. nie balem się tej drobnej blondynki.. to nie był strach. Minuty rozmów zmieniały się w godziny, z tematów nieistotnych zmieniały się w tematy osobiste. Opowiadała o sobie.. poznawałem ją coraz lepiej. A była bardzo wrażliwa i delikatna niczym skrzydła motyla, miała zasady których przestrzegała i cele do których dążyła. Okazało się że jest bardzo pracowita, szybko opanowała swoje obowiązki.. tajniki tej pracy co nie zostało niezauważone przez "starych" pracowników. Przypomniałem sobie jak ją oceniałem na początku.. jak bardzo się myliłem ale nikt by się nie spodziewał że w tej drobnej dziewczynie jest ukryty taki skarb. Potrafiła jesienny pochmurny deszczowy dzień jednym spojrzeniem, uśmiechem zmienić w letnie słoneczne popołudnie. Nasze rozmowy stały się bardzo osobiste, zaufała mi a ja nie chciałem tego zaufania zawieść. Dzięki telefonom nasze rozmowy trwały także poza pracą. Powoli docierało do mnie że może nie jestem jej obojętny, nie zastanawiałem się, nie myślałem o niczym, "otworzyłem" moje serce tak szeroko jak tylko potrafiłem by ją tam wpuścić, powiedziałem jej co czuje i chciałem wiedzieć czy ona czuje to samo.. lecz ona się wahała. Zrozumiałem gdzie leży problem..  w granicach narzuconych przez ludzi ale przecież mówi się że "miłość nie zna granic"  czy to prawda? Ile tak naprawdę jest miłości w miłości a ile zwykłej kalkulacji. Liczy się uczucie czy to ile kto ma wzrostu, jakie ma włosy, jakie oczy, ile waży, ile ma lat. Dla mnie to uczucie było najważniejsze.. walczyłem o nie.. nie chciałem się poddać. Po pewnym czasie jej wahanie przechodziło powoli na mnie ale nie dotyczyły one granic,  tego co czuję do niej bo tego byłem pewny, dotyczyło tego czy ona czuje podobnie.. wiec zadawałem pytania w nadziei że uzyskam odpowiedź. Na wiele z nich nie otrzymałem odpowiedzi.. Jej zachowanie się zmieniło.. nabrała do mnie dystansu.. nie uśmiechała się tak jak dawniej.. przeczuwałem że coś się stanie.

Pewnego dnia odpowiedziała .. powiedziała : myślałam że coś czuję.. ale to była pomyłka.. błąd.
Byłem pomyłką!…błędem! czułem się jak by mi ktoś wbił milion rozgrzanych gwoździ w serce!  
Czytałem to wielokrotnie.. za każdym razem reakcja była ta sama.. tak samo bolało. Nie miałem do niej żalu.. przecież trzymała się granic, swoich zasad.. ceniłem ja za jej zasady wiec jak miał bym mieć do niej żal, nic do mnie nie czuła, nie można nikogo zmuszać do uczuć. Pomimo tego prawie ze sobą nie rozmawialiśmy.. nie potrafiłem jej spojrzeć w oczy.. bałem się ze nie wytrzymam, że rozpłacze się jak dziecko na oczach wszystkich.

Każdy dzień dla mnie był szary.. pochmurny.. moje "słońce" znikło gdzieś za chmurami. Starałem się jej unikać.. nie patrzeć na nią, nie słuchać ale los jeszcze bardziej mi to utrudnił.. zmiana stanowiska spowodowała że przebywaliśmy ze sobą jeszcze częściej. Nie wiedziałem co z tym wszystkim zrobić z tym co jest we mnie, jak sprawić by znikło bo przecież było niechciane, niepotrzebne. Gdy serce biło mi szybciej próbowałem spowolnić jego prace.. gdy myślałem o niej.. próbowałem moje myśli skierować na coś innego.. na próżno. Chciałem zmienić prace.. i tym razem los chciał mi w tym pomóc, dostałem propozycje pracy w innej firmie. Wahałem się.. ona była jedynym powodem dla którego bym to zrobił.. chciałem uciec od niej.. ale czy w ten sposób pozbył bym się tego co było we mnie.. czy nie zrzucił bym całej winy na nią.. dlaczego mam od niej uciekać.. miałem wątpliwości. Nie chciałem uciekać, wiedziałem że jak raz człowiek zacznie uciekać to potem trudno mu się zatrzymać i tak ucieka przez całe życie. Pewnego wieczoru patrząc w niebo zobaczyłem bardzo jasno świecącą gwiazdę.. wydawało się że jest tak blisko, że mogę ją dotknąć, schować w dłoni jednak tak naprawdę jest nieosiągalna dla mnie ale czy to że nie mogę jej poczuć na dłoni znaczy że nie mogę jej podziwiać, mówić do niej, darzyć jej uczuciem. Już nie walczyłem o to by o niej nie myśleć.. by nie czuć.. to i tak było niemożliwe.. chciałem się cieszyć każdą chwilą spędzoną w jej towarzystwie. Nie wiem czy ona coś wyczuła ale po kilku miesiącach milczenia dostałem od niej wiadomość wahała się czy do mnie napisać, martwiła się o kogoś z rodziny. Ja się nie wahałem zaraz jej odpisałem, ucieszyłem się że nadal mi ufa, chciałem żeby wiedziała że może na mnie liczyć na moje wsparcie. Znowu ze sobą rozmawialiśmy, dni już nie były takie szare, fakt to już nie było to co dawniej utrzymywała dystans ale mi to wystarczyło.. uśmiechała się do mnie, mówiła do mnie a to było dla mnie najważniejsze, mogłem ją jeszcze lepiej poznać. Nigdy już więcej nie mówiłem jej o swoich uczuciach do niej.. nie chciałem, starałem się to przed nią ukrywać. Zobaczyłem jakie mam szczęście.. mogłem przebywać z nią przez osiem godzin, pięć dni w tygodniu, cieszyłem się każdej chwili.

Nie było mi łatwo wręcz przeciwnie to było trudniejsze niż mi się na początku wydawało.. nie ma się co okłamywać pewne odruchy zostają i trudno nad nimi zapanować. Z trudnością słuchałem jak mówiła mi o innych facetach.. czułem zazdrość ale musiałem to ukrywać jakoś w sobie stłumić. Nie spodziewałem się tego co miało nastąpić.. pewnego dnia ktoś do mnie podszedł w pracy i wprost powiedział: wiesz że ona jest z nim. Uśmiałem mu się prosto w twarz i odpowiedziałem: ona z nim ty chyba żartujesz to niemożliwe znam ją trochę i ona by nie była z kimś takim. Poznałem tego faceta parę miesięcy wcześniej,  nie wzbudził mojego zaufania wręcz odwrotnie z tego co mówił można było wywnioskować jak traktuje ludzi. Ale nie dało mi to spokoju.. tym bardziej że od pewnego czasu dziwnie się zachowywała, zmieniła się, gdzieś zniknęła ta aura która ją otaczała, stała się bardziej frywolna. Postanowiłem się jej zapytać.. zawsze tak robiłem nie słuchałem krążących plotek. Niestety wtedy wyjechałem na delegacje i musiałem to zrobić telefonicznie, nie prowadziłem wiec wysłałem wiadomość pisząc jej co słyszałem i zapytałem wprost czy to prawda.. z niecierpliwością czekając na odpowiedź. Bardzo szybko odpowiedziała na moje pytanie lecz nie mogłem uwierzyć w to co mi napisała.. potwierdziła że z nim jest! Nie mogłem w to uwierzyć, czytałem tą wiadomość wiele razy ale treść pozostawała ta sama. To było okropne miliony myśli przebiegały przez moją głowę.. nie wiedziałem co zrobić zadziałały emocje.. napisałem jej co o nim myślę i zapytałem czy jest świadoma tego z kim jest. Dla niego złamała swoje zasady, przekroczyła granice.. nieświadomie udzieliła mi w ten sposób odpowiedzi na wiele pytań. Zrozumiałem że to co mi mówiła nie było prawdą.. to nie jej zasady czy też dzielące nas granice były przyczyna tylko ja. Zobaczyłem jakim muszę być odrażającym człowiekiem .. nie patrzę już w lustro.. nienawidzę tego odbicia. Na początku była szczęśliwa, na ciele nosiła ślady tego szczęścia.. lecz ja nadal przekonywałem ją że to zły człowiek, wiele naszych rozmów polegało na tym, że ja próbowałem ją przekonać jakie jest jego prawdziwe oblicze, że ją skrzywdzi a ona próbowała przekonać mnie, że się mylę co do niego tylko że ja znałem takich facetów jak on a ona nie. Lecz nie potrafiłem jej przekonać była uparta, nie wiedziałem co mam jeszcze zrobić, czy mogę jeszcze coś zrobić,  jakich argumentów użyć.. byłem  wściekły nie na nią tylko na siebie, że nie potrafiłem.. przestaliśmy rozmawiać ze sobą nie chciałem na to patrzeć! Zacząłem wątpić czy aby na pewno on jest taki zły, może to ja się mylę, może naprawdę on jest inny, przecież była inteligentną dziewczyna. Niestety moje wątpliwości zostały szybko rozwiane, płakała.. zapytałem co się stało choć nie musiałem, doskonale wiedziałem.. ona tylko to potwierdziła. Opowiedziała mi co się stało dlaczego płacze.. okazało się że on ma wątpliwości, wahał się czy z nią być. ON !?! A ona dalej wierzyła że będą razem. Pocieszałem ją.. mówiłem jaka jest wspaniała i  że on na pewno to widzi.. W chwilach gdy płakała pomimo tego że nie wierzyłem w boga prosiłem go bym się mylił, ten jeden raz niech coś dla mnie zrobi i sprawi.. bym się co do niego mylił.. by okazał się takim jakiego ona kochała. Rozumiecie?!? pomimo tego co nadal było we mnie ja chciałem tylko żeby przestała płakać. Było coraz gorzej, ona za nim tęskniła a on trzymał ją na dystans.. Wiedziałem jak się w takim momencie człowiek czuje ja się tak czułem kilkanaście miesięcy temu.. nadal się tak czułem. Powiedział jej że to koniec.. nie chciał z nią być. Byłem przy niej.. nie wiem czy chciała, ja chciałem.. musiałem patrzeć jak płacze.. nieraz płakałem z nią.. chyba nawet o tym nie wie.. nie chciałem żeby wiedziała. Ona pojawiła się kiedyś niczym anioł.. i mnie uratowała.. jednym uśmiechem.. jednym spojrzeniem pokolorowała mój świat. Jedna zła osoba prawie tego anioła "zabiła". Nieświadomy tego co stracił, tego co zrobił.. Nigdy mu tego nie wybaczę!! Powoli dochodzi do siebie.. uśmiecha się.. mój anioł znowu się uśmiecha. A ja… wszystko zrozumiałem.. dostałem odpowiedzi na wszystkie moje pytania.. nie odpowiedziała słowami.. nieświadomie odpowiedziała w inny sposób.. wiem że jestem dla niej w pewnym stopniu niewidoczny.. nie chce już o nic pytać.. czuję strach.. boję się patrzeć jej w oczy, rozmawiać z nią. Rozpoznaje teraz tylko jedno uczucie.. uczucie strachu.. gdy się boję moje serce bije mocniej.. szybciej..  zwariowało bo dostało sprzeczne informacje.. chciało a ja mu broniłem.  

.. jadę do pracy i myślę …………

~krzysiu74

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 3106 słów i 16478 znaków.

Dodaj komentarz