Ulotny wiatr cz.1

Wszędzie ciemno, nie widzę nic, nawet własnej dłoni. Żadnych kształtów, konturów, jakby wszystko znikło. Otaczała mnie ciemność, pustka, głucha cisza. Pokręciłam głową jednak sprawiło mi to ból. Zdałam sobie sprawę, ze nie powinnam się ruszać. Czułam jak moje ciało drętwieje. To uczucie było przerażające. Byłam uwięziona, nie słyszałam własnych myśli. W pewnym momencie ktoś szepnął moje imię.  
Może to tylko moja wyobraźnia, a może naprawdę nie jestem sama. Zwykły głos zamieniał się w szept. Jakby osoba oddalała się. Chciałam ją zatrzymać.  
Jednak moje usta odmówiły posłuszeństwa, nie dałam rady wydusić z siebie ani słowa. Po jakimś czasie znowu zapadła cisza. Pozostałam więźniem we własnej głowie. Tylko jak miałam się stamtąd wydostać. Mój umysł nie chciał ze mną współpracować, plany wymyślenia czegokolwiek legły w gruzach. Stałam bez ruchu, zrezygnowana i bez żadnej nadziei. Postanowiłam odpuścić i przestać się wszystkim przejmować.  
-Arabela.- krzyknął ktoś, tuż koło mnie. Moje ciało automatycznie się poruszyło.  
Rozejrzałam się, a przed moimi oczami ukazał się niewielkim zielono-różowy pokój.  
Tak, teraz już nie miałam wątpliwości, znajdowałam się we własnym domu. Tylko co to był za krzyk? Leżałam wpatrując się w sufit. Ten sen był tak realny, jednak nie zdziwiło mnie to, ostatnio prześladowały mnie dziwne senne koszmary. Nie minęło kilka sekund a ktoś znowu zaczął wykrzykiwać moje imię. Jak mogłam nie poznać tego głosu, mógł należeć jedynie do ciotki Lindy. Westchnęłam i zeskoczyłam z łóżka tak, żeby ciocia usłyszała, że już wstałam. Naciągnęłam na siebie jakieś spodnie a potem koszulkę. Oczywiście nie mogło obyć się bez zielonej bluzy. Gdy już byłam gotowa pościeliłam byle jak łóżko i wyszłam z pomieszczenia.  
Przywitałam się z ciotką i usiadłam przy stole. Mój młodszy brat już tam siedział i czekał jak hiena, aż dostanie swój posiłek.  
Popatrzałam na brata, jak zwykle się niecierpliwił. Można było to łatwo poznać, gdyż uderzał palcami w stół. Początkowo nie przejmowałam się tym, jednak po jakimś czasie zaczęło mnie to irytować.  
-Przestań!- Krzyknęłam, a ciotka popatrzała na mnie swoim przeszywającym wzrokiem. Jej mina wyraźnie wskazywała, że Linda nie ma dzisiaj zbyt dobrego humoru lub po prostu czymś się stresuje. Przeprosiłam tylko i w milczeniu przesiedziałam kolejne kilkanaście minut.  
W końcu ciocia podała śniadanie, z którego składały się naleśniki i szklanka mleka.  
Szybko zjadłam, po czym pozmywałam i podziękowałam za posiłek.  
Pobiegłam na górę do swojego pokoju. Otworzyłam okno, żeby wpuścić trochę powietrza, ponieważ w pomieszczeniu było strasznie duszno.  
Przez kilka minut leżałam na łóżku, lecz postanowiłam wyjść z tych czterech ścian.  
Zeszłam po schodach i ubrałam buty. Uprzedziłam tylko, że wychodzę.
Linda nie zdążyła nawet zaprotestować, gdyż szybko otworzyłam drzwi.
Chciałam jak najszybciej wyjść, zrobiłam krok do przodu nie patrząc przed siebie.
To był mój błąd, gdyż niespodziewanie na coś lub kogoś wpadłam.  
Niezwłocznie przeprosiłam a mój wzrok powędrował na przedmiot stojący niedaleko. Była to czarna walizka. Od razu spojrzałam na właściciela bagażu.  
Zdrętwiałam, gdy tylko go zobaczyłam, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To było nieprawdopodobne, a nawet można rzec, iż nierealne. Pierwsze, co przyszło mi do głowy to, to, że nadal śnie.  
-Raul skarbie w końcu.- z tylu dobiegł głos ciotki.  
Szybko mnie wyminęła i uściskała chłopaka. Jednak nie myliłam się co do osoby.  
Był to Raul wysoki szatyn o szarych oczach. Nie widziałam go od jedenastu lat a sama mam zaledwie siedemnaście. Linda wprowadziła go do domu i zamknęła drzwi. Usiedli na kanapie w salonie. Stałam oparta o jakiś regał i słuchałam, o czym rozmawiają.  
Wolałam nie wtrącać się w dyskusje ciotki, widać było, że ma do Raul’a dużo pytań, na które stanowczo oczekiwała odpowiedzi.

Sheri625

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 763 słów i 4135 znaków.

Dodaj komentarz