"Trzy metry nad niebem" cz.1

Szłam w kierunku boiska, na którym często spotykałyśmy się z dziewczynami na "pogaduchy”.  
Zwykle, gdy tam przychodziłyśmy, grał Michał ze swoimi kumplami. Często nie mogłam oderwać od niego wzroku, byłam w niego wpatrzona jak w obrazek. Koleżanki były na mnie obrażone, że ich nie słucham czy też, że w ogóle się nie odzywam. Było mi zupełnie obojętne, co sobie o mnie myślą. Kolor szminki, czy też źle dobrany błyszczyk wcale mnie nie obchodził. Chodziłam z nimi tylko po to, by patrzeć na niego, dlatego też informacje o kosmetykach były mi zupełnie obojętne.  
Ważniejszy był on, jego uśmiech sprawiał, że sama się uśmiechałam. Oczy były zupełnie zielone, tonęłam w nich a usta przypominały słodką truskawkę. Był trochę starszy od de mnie, miał 17 lat, ale to nie miało najmniejszego znaczenia. Był wysoki, dlatego też z łatwością radził sobie z piłką, inni nie mieli szans. Zupełnie nie zwracał na mnie uwagi, założę się, że nie wiedział nawet jak mam na imię, nie miał bladego pojęcia, że przychodzę tylko po to, by na niego patrzeć. Nie miałam odwagi do niego podejść, bałam się, że mnie wyśmieje, dlatego też wolałam uniknąć kompromitacji.  
   Tak myślałam, grał w kosza. Siadłam na ławce, dziewczyn nie było. Mogłam w spokoju patrzeć, jak wygina swoim ciałem oraz z jaką dokładnością podaje piłkę lub trafia nią do kosza. Byłam zafascynowana grą, sama nie potrafiłam się tak poruszać. Zawsze sprawiało mi ogromną radość, jak za każdym razem cieszy się z wygranej, gratuluje swojej drużynie oraz przeciwnej. Chciałam w końcu przełamać swoją nieśmiałość i zagadać do niego, tak byłoby najlepiej, lecz za każdym razem tchórzyłam. Jednak w tym momencie chciałam spróbować, choć raz przezwyciężyć strach, zostało mi tylko czekać aż mecz się skończy…
   Podeszłam do niego, wahając się przez chwile. Rozmawiał z rudowłosą dziewczyną, pomyślałam- teraz albo nigdy.  
- Fajnie zagrałeś- rzuciłam, uśmiechając się, jednak później stwierdziłam, że zabrzmiało to beznadziejnie, jak tani chwyt, było za późno. Odwrócił się, patrząc na mnie dziwnym wzrokiem.  
- Hm. Dzięki- uśmiechnął się, przypominając gwiazdora z Hollywood.  
- Ej, ty! Zostaw w go w spokoju, niestety nie jest w twoim typie, pogódź się z tym, z resztą nie wyglądasz za dobrze- krzyknęła rudowłosa, posyłając mi złośliwe spojrzenie, przypominała żmije, która zaraz miała mnie ukąsić.  
-Najpierw ty spójrz w lustro a potem ewentualnie możesz mi zwrócić uwagę. Przepraszam Michał, że musisz słuchać tej żenującej rozmowy, ale nie potrafiłam milczeć. Już sobie idę, nie powinnam w ogóle tu przychodzić, cześć- odwróciłam się na palcach, znów wyszło nie tak jak to sobie zaplanowałam, wiedziałam, ze zrobię z siebie idiotkę.  
- Czekaj, skąd znasz moje imię? – zapytał ze zdziwieniem- Monika, przestań zachowujesz się jak małe dziecko, mówiłem ci już, że nie mam ochoty iść z tobą na bal-dodał spoglądając z wyrzutem na rudą wiewiórkę.  
-Wspaniale! Będziesz tego bardzo żałował! Pasujecie do siebie, klauny!- odeszła, ale ja widziałam, że mi nie odpuści.  
-Chodzimy razem do szkoły, jestem o rok od ciebie młodsza. Zgaduję, że jesteś zbyt zajęty, dlatego mnie nie kojarzysz - jednak tego, że przychodzę tu ponad rok i, że jestem nim zafascynowana i najchętniej wskoczyłabym mu w ramiona nie miałam zamiaru wyjawiać.  
-Możliwe, masz rację, ostatnio jestem bardzo zajęty, jak masz na imię?- spytał i znów się uśmiechnął.  
-Sara - zabrzmiało to jak wyrok.  
-Bardzo mi miło, Sara. Może się jeszcze kiedyś zobaczymy? Teraz muszę lecieć, na razie- spojrzał na mnie, podając rękę.  
-Tak, może kiedyś. . – zrobiłam smutną minę.  
To kiedyś zabrzmiało jak nigdy w jego malinowych ustach. Przyglądałam się jeszcze, jak jego sylwetka oddalała się z każdą chwilą. Poruszał się z nadzwyczajną lekkością i choć wiedziałam, że nie ma szans, by choć przez chwilę zainteresował się moją osobą – nie zamierzałam rezygnować.  

        Kolejny dzień w szkole nie różnił się niczym od poprzednich. Snułam się to z sali do sali udając, że z wielką dokładnością wsłuchuję się w każde słowo nauczyciela. Zwykle takie zachowanie uchodziło mi na sucho a zmęczeni wykładowcy nie mieli sił ani ochoty sprawdzać moją wiarygodność. Posyłali mi tylko wdzięczne spojrzenia, ciesząc się, że chociaż parę osób zachowuje się przyzwoicie. Czasem miałam poczucie winy wobec tych zmarnowanych ludzi. Dawali się nabrać na moją udawaną ciekawość i skupienie a tymczasem żadnym kawałkiem swojego umysłu nie byłam w sali, w której odbywała się lekcja. Nie miałam złych zamiarów, po prostu czas, który poświęcałam na chodzenie do tego ceglanego, starego budynku nie był chociaż jednym z moich ulubionych. Nie zależało mi również na sympatii nauczycieli. Byli dla mnie tylko ludźmi, którzy próbowali mnie czegoś nauczyć, ale z marnym skutkiem. Zwykle edukowałam się w domu, samotnie. Był to dla mnie czas, w którym sama mogłam zadecydować co chce w tej chwili robić i czego zamierzam się poduczyć. Nikt nade mną nie stał, co wydawało się o wiele mniej stresujące niż klasowa wypowiedź na środku sali.  
Nie należałam również do popularnych uczniów, zwykle nie wyróżniałam się w tłumie. Nie byłam szarą myszką, po prostu nie kręciło mnie angażowanie się w życie szkole. Ludzi tutaj traktowałam zupełnie tak samo, jak obcych, których spotykałam codziennie, widując w parku, sklepie, czy idąc chodnikiem. Nie zależało mi również na ich opinii. W klasie nie przyjaźniłam się z nikim i choć wiele razy proponowali mi wspólne wyjście lub spotkanie – zazwyczaj odmawiałam. Traktowałam ich z dystansem i byłam niezbyt wylewna w nawiązywanych rozmowach. Nie ufałam im. Tu wszystko było takie fałszywe. Mimo pozorów i sztucznych uśmiechów dobrze wiedziałam, że nie ma co liczyć na prawdziwą przyjaźń. Tutejsi ludzie inaczej pojmowali pojęcie, tego tak ważnego słowa. Nie liczyło się wsparcie, zaufanie ani szczerość. Jeśli miałeś modne ciuchy, firmowe rzeczy i mocny makijaż wtedy dopiero mogłeś liczyć na szansę zostania zauważonym wśród szkolnych korytarzy. Wszyscy próbowali zwrócić na siebie uwagę, wyśmiewali się z innych, by tylko zaimponować chłopakom w szarych dresach. Nauczyłam się tutaj, by zawsze nosić przy sobie słuchawki, wtedy choć przez chwilę mogłam zamknąć oczy i nie usłyszeć kolejnych żałosnych krzyków. Muzyka dawała mi nadzieję. Na lepsze jutro, na szczęście, na uśmiech, który od razu pojawiał się na mojej twarzy, bym mogła spojrzeć na to wszystko pod innym kątem.  
Stawiałam kroki powoli nie śpiesząc się zupełnie na trwające obecnie lekcje. W słuchawkach znów płynęła muzyka, zabierając mnie w inny, lepszy świat. Oblizałam spierzchnięte usta, zlizując z dolnej wargi cierpki smak niechęci. Naciskając zimną, srebrną klamkę ostatni raz zacisnęłam powieki. Wszystkie znane mi osoby obróciły głowy w moim kierunku, śmiejąc się cicho na dźwięk skrzypiących drzwi. Nauczyciel westchnął tylko cicho, obdarowując mnie ciepłym spojrzeniem. Odwzajemniłam wzrok pogodnym uśmiechem. Nie musiałam się tłumaczyć. Z Panem Darkiem rozumieliśmy się bez słów. Mimo moich niepewności i zasad tylko z nim postanowiłam utrzymać nadzwyczaj dobry stosunek na jaki sobie pozwoliłam. Był osobą, którą nie dało się nie lubić. Uwielbiał mówić, ale również potrafił wspaniale słuchać, nie przerywając i nie kiwając potakująco głową mimo, że nikt nie rozumiał. Być może dlatego postanowiłam, że on będzie jedynym nauczycielem, którego warto zauważyć i utrzymać z nim dobre stosunki. Był nadzwyczaj szczery i miał ogromne poczucie humoru, na czym wiele zyskiwał. Odnajdując wzrokiem swoją drewnianą ławkę szybkim krokiem udałam się w jej kierunku. Chyba musiałam przyznać, że nie lubiłam być w centrum zainteresowania, bo kiedy wszyscy przyglądali mi się zaciekawieni czułam dziwne poczucie nicości. Nie byłam ani ciekawym obiektem, ani nie chciałam nim zostać. Siadając na krześle spojrzałam jeszcze raz na całą moją klasę. Przyglądali się obdarowując mnie uśmiechem, podekscytowanym spojrzeniem. Ja jednak nawet nie drgnęłam, zdobyłam się tylko na krzywy grymas na swojej twarzy. Szybkim ruchem obróciłam się w kierunku tablicy, by dostrzec, że moje imię zostało napisane wielkimi literami na zielonym obiekcie.  
Nie mogąc niczego zrozumieć spojrzałam jeszcze raz na podekscytowanych uczniów. Dobrze wiedziałam, jak teraz wyglądałam. Chciałam wiedzieć dlaczego moje czteroliterowe imię znajduje się na wielkiej, zielonej tablicy. Kiedy chciałam coś z siebie wydusić jeden z uczniów właśnie mnie wyprzedził.  
- Gratuluję, zostałaś wybrana do drużyny piłki nożnej – ogłosił głośno, patrząc mnie wielkimi, błyszczącymi oczami. Jęknięcie, które wyrwało się z mojej piersi zabrzmiało niczym żałosny, pisklęcy pisk. Klasa wybuchła śmiechem a ja z wielkim zdezorientowaniem spojrzałam na Pana Darka, który śmiał się razem z uczniami.  
                                _____________________

Tylko jedno imię przychodziło mi do głowy, kiedy przed sobą ujrzałam białą piłkę. Przeturlała się w moją stronę, zatrzymując się o czubek mojego buta.  
- Tutaj! – usłyszałam krzyk.  
Spojrzałam na wprost przyglądając się wysokiemu chłopakowi z masą bujnych, blond loków. Stał na środku boiska, wymachując ręką w moją stronę. Spojrzałam jeszcze raz na piłkę potem na wysokiego blondyna. Z rozmachem kopnęłam białe kółko, które uniosło się w powietrzu po czym wylądowało u stóp chłopaka. Uśmiechnął się tylko, pokazując mi w efekcie podziwu dużego kciuka. Poprawiłam tylko spadający uchwyt plecaka na swoim ramieniu, po czym odwzajemniłam uśmiech. Idąc wzdłuż bieżni poczułam ciepłą dłoń na swoim lewym nadgarstku. Odwróciłam się na pięcie.  
- Gdzie się tego nauczyłaś? – Spytał zaciekawiony, ściskając moją drobną rękę.  
Teraz, kiedy znajdował się tak blisko mogłam przyznać, że był naprawdę wysoki. Jego loki kleiły się do spoconego czoła, jednak to wcale nie odbierało mu uroku. Dyszał głośno, trzymając się pod boki. Oczy mu błyszczały a twarz mimo zmęczenia promieniała radością.  
-Powiedzmy, że niczego nie widziałeś – mrugnęłam okiem, przypatrując się jego rozbieganym oczom – wracaj do kolegów, zaraz się zniecierpliwią – zerknęłam na białą piłkę, którą mocno ściskał.  
Odwrócił się, spoglądając na kumpli ze swojej drużyny. Wymachiwali rękami, wołając go głośno. Igor, tak miał na imię.  
-Powiedzmy, że zachowam to w tajemnicy – zaśmiał się przekornie – spokojnie, poczekają, nic im nie będzie – dodał, mierzwiąc swoje gęste loki.  
-Myślę, że lepiej będzie jeśli wrócisz. Udanego meczu – uśmiechnęłam się i odeszłam, czując pod nogami miękki piasek.  
Wiatr był chłodny, co chwilę bawił się kosmykami moich włosów, które fruwały w powietrzu.  
Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, poza zasięgiem szkoły i znanych ludzi. Czułam się mała i pusta w środku, ale to nie była żadna nowość. Nicość ogarniała mnie zewsząd, powodując, że byłam niemal, jak wydmuszka jajka.

smile2

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2068 słów i 11576 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik smile

    Super :)
    Kiedy kolejna część?

    4 gru 2012