***
„Boże, to się dzieje, to naprawdę się dzieje…” – powtarzałam te słowa w głowie jak mantrę, kiedy całował moją szyję. Wplotłam dłonie w jego włosy i myślami wróciłam do zdarzeń sprzed kilku lat. Przed oczyma stanęły mi obrazy ze szkoły średniej, kiedy wypatrywałam Adama na korytarzu podczas każdej przerwy. Wiedział, że mi się podoba, ale nigdy nie odważyłam się powiedzieć mu tego wprost. Uśmiechnęłam się lekko na to wspomnienie. Potem były wspólne ogniska i Iza, która podczas jednego z nich całkowicie zawojowała serce chłopaka roztrzaskując przy okazji moje. Byli nierozłączni aż do dnia, w którym oznajmiła, że dusi ją nasza małomiasteczkowa codzienność i wyjeżdża na podbój stolicy. Adam pojechał za nią, ale po kilku dniach wrócił, smutny, milczący. Całe noce przesiadywał w jedynej knajpie w okolicy, w której dorabiałam jako kelnerka. Podczas jednej z takich nocy zaczepił mnie, dobrze nam się rozmawiało i pogaduchy przenieśliśmy na popołudnia, weekendowe ranki. Nietrudno było zauważyć jak zakochana w nim jestem. Widzieli to wszyscy z Adamem włącznie. On jednak nie robił nic, żeby wyjść poza przyjaźń. Byłam cierpliwa, ale na ostatnim spacerze coś we mnie pękło i po raz pierwszy w życiu nie stchórzyłam. A teraz jestem tutaj, w jego pokoju. Adam całuje mój brzuch, a ja czuję, że spełnia się moje największe marzenie. Tyle razy układałam sobie możliwie najlepszą wersję tego związku, co było uzależniające i pomagało przetrwać trudne chwile, ale nic nie równa się z jego ustami na mojej skórze. Jest idealnie.
- Pocałuj mnie – szepcę.
Przez sekundę czuję jak ciało Adama napina się jak struna. Jego wargi znowu lądują na mojej szyi.
- W usta – dopowiadam, a potem uśmiecham się z rozczuleniem na jego gapowatość. „Kto pomyślałby, że Adam w łóżku bywa słodko nieporadny?” – przemyka mi przez głowę.
Chłopak błądzi wzrokiem po całym pokoju, ale ani razu nie patrzy na mnie. „Coś jest nie tak” – czuję w żołądku supeł. Spoglądam na ukochaną twarz, ale nie mogę dostrzec wyrazu jego oczu, bo skrywa je za burzą kręconych blond włosów. Jeszcze mam nadzieję, jeszcze z tyłu głowy tlą się myśli, że coś sobie ubzdurałam. „To przecież mój Adam” – staram się uspokoić, ale napięcie zdaje się wzrastać. Już drugi raz w ciągu dwudziestu czterech godzin nie tchórzę.
- Popatrz na mnie – mówię cicho, spokojnie. Mnie samą zdumiewa spokój, jakim emanuję przy chaosie, który mam w środku.
Ociąga się, a, kiedy w końcu jego wzrok pada na moją twarz, ja już wiem. Patrzy na mnie, a w jego oczach widzę przymus. I w jednej szalonej chwili dociera do mnie, że wcale nie jestem w miejscu, w którym teraz powinnam być, że nie jest idealnie. Nie dla niego.
- Sorry Marta – mówi równie cicho.
- Ale… nie rozumiem – mój głos lekko drży.
- Jesteś… jesteś świetną kumpelą. Myślałem, że to dobry wstęp do czegoś. Zawsze wiedziałem, że ci się podobam. Iza mnie zostawiła, ty byłaś blisko, taka serdeczna, radosna. Ale… masz specyficzną urodę… – zawahał się jakby szukał odpowiednich słów – jesteś…
- Brzydka – kończę za niego.
- Nie, to nie tak – pokręcił głową.
- A jak? – dopytuję już spokojniejsza, choć myślałam, że to niemożliwe.
- Masz wiele zalet, naprawdę. Bywasz wygadana, masz świetne poczucie humoru, ale… - urwał.
„Zabrakło pomysłów, co?” – zapytałam w myślach.
- Ale nie stałam w kolejce do Pana Boga po piękną sylwetkę i twarz? – pytam, choć od jakiś dwudziestu lat znam odpowiedź.
Zrobiło mi się bardzo zimno. Zadrżałam, kiedy nie zaoponował. Mogłam się tego spodziewać, całe lata znosiłam podobne spojrzenia i reakcje ze strony rodziny i rówieśników. Brak zaprzeczenia, a w oczach innych litość, z ust natomiast padała nagła zmiana tematu.
- Słuchaj Marta może napijemy się kawy? – tym razem nie było inaczej.
Cały czas byłam na dole i chciałam uciec, ale musiałam doprowadzić to do końca. Musiałam.
- Powiedziałam ci wczoraj, co do ciebie czuję i dałam wybór. Do niczego nie zmuszałam, byłam gotowa nadal się z tobą „kumplować” – zrobiłam wymowny gest w powietrzu – a ty nie byłeś w stanie szczerze oznajmić mi „Nic z tego”? Do czego doprowadziłbyś, bo byłam pod ręką? – zapytałam.
Nie czekałam na odpowiedź, wściekła, zrzuciłam go z siebie i szybko podniosłam się z łóżka.
Na zewnątrz zaciągnęłam się świeżym powietrzem jak narkoman. „Boże, to się dzieje, to naprawdę się dzieje…” – powtarzałam te słowa w głowie jak mantrę, kiedy na policzku poczułam pierwsze łzy.
1 komentarz
JakKamyk
c. d. n.
Pozdrawiam, Kamyk
Ningru
@JakKamyk wreszcie jesteś! Czekałam na koleje Twoje opo. Dobrze sie zapowiada☺