Szesnaście nocy i przeszłość

-I powiedz mi mój drogi, co ja tu robię?
-Przyjechałaś do mnie.
Zapada cisza. Jestem w jego mieszkaniu. Zmarznięta, popijam mleko. Przygotowane przez niego. Na ustach mam piankę. Oczy nerwowo skaczą z miejsca na miejsce, bo boje się spojrzenia w oczy. On siedzi, o nic nie pyta. W końcu spojrzałam mu w oczy. Ale zaraz peszę się, spoglądam w filiżankę i widziałam jak odbijają się moje ślepia, iskrzy się, bo były w nich zalążki łez. Nikt nie potrafi kłamać, nikt nie potrafi niczego ukryć, jeśli patrzy się komuś prosto w oczy. Po ponad godzinnym milczeniu poszłam do łazienki, zmyłam rozmazany już wcześniej makijaż. W tym czasie Marcin zrobił mi posłanie w swojej sypialni sam zaś przygotowywał się do snu w salonie. Położyłam się, ale wiedziałam, że jestem mu winna wyjaśnienia.
Marcin bym rozwodnikiem od 2 miesięcy. Poznaliśmy się przypadkiem 2 lata temu. Jest starszy ode mnie o 10 lat. Nigdy wcześniej do niczego między nami nie doszło. Jednak na promie, gdzie się poznaliśmy, czułam się szczęśliwa i to na, tyle że zapomniałam o bożym świecie. Wiedziałam, że jestem przy nim bezpieczna. Byłam jednak realistką i widziałam dobrze, że po zejściu z promu nie możemy być razem. Dzieliła nas różnica wieku. Mieliśmy podobne spojrzenia na świat, twierdził, że jestem dojrzała na swój wiek. Uważał, że patrzę na świat jak młoda kobieta pełna energii i świadoma swojej wartości.
Podczas gdy przebierałam się w jego wielką koszule, która miała mi posłużyć jako pidżamę on odwrócił się plecami. W końcu się odezwałam:
- Czy mogę….?
-tak możesz zostać tu ile chcesz. Jak będziesz chciała sama mi powiesz co się stało. O nic nie będę pytał, zapytam jednak czy czegoś ci trzeba.
- Tak, proszę – odpowiedziała - proszę abyś położył się przy mnie, boje się zostać sama.
Zmęczona, nie pytając o pozwolenie przytuliłam się do niego. Koszula opadła z mojego ramienia, miałam też gołe biodro jednak nie było widać mojej całej kobiecości. Nie przejmując się niczym zasnęłam. Spałam dość długo. Wstałam o 12, ujrzałam kartę, która zostawił mi Marcin, na której napisane było, że kończy pracę o 16. Postanowiłam przygotować mu obiad. Niestety byłam słabą kucharką. Zeszłam po składniki do pobliskiego hipermarketu, zapytałam o parę porad sprzedawczynię. Postanowiłam zrobić lazanię. Wyjmując już gotową potrawę z piekarnika usłyszałam dźwięk przekręcającego się zamka, chcąc mieć już wszystko gotowe nieostrożnie wyjęłam brytfannę, oparzyłam sobie dłoń i bezwarunkowym odruchem zwaliłam cały obiad na ziemię. W tym samym momencie wszedł Marcin. Stałam ze łzami w oczach, trzymając rękę w zimnej wodzie. Płakałam nie przez ból fizyczny, ale w końcu coś we mnie pękło. Wtuliłam się w niego jak tylko mogłam. Łzy leciały mi już prawie od pół godziny aż w końcu przestały kapać na jego koszule. Ja wiedziałam, że to tylko czas, aby nabrać znów sił do łez. Znów zadałam mu pytanie:, co ja tutaj robię?
On odpowiedział to samo: przyjechałaś do mnie.
Dobrze wiedziałam, że to on powinien mi zadać to pytanie. Aż w końcu zaczęłam mówić.
-Czy pamiętasz, że nigdy nie mówiłam o swojej mamie?
- Tak pamiętam.
- a czy nie dziwiło cię, czemu tak twardo stąpam po ziemi. Zawsze przyglądałam się życiu z łagodnością i zdecydowaniem.
- dziwiło.
- moja mama zmarła w czasie porodu. Odeszła z tego świata w dniu moich narodzin. Tata mówił, że dała światu cud i odeszła. Nigdy nie obchodziłam swoich urodzin, bo był to również dzień jej śmierci. Nie poznałam jej, choć myślę o niej codziennie. Podobno mam jej uśmiech. Jednak żadnego zdjęcia jej nie widziałam. Ojciec spalił wszystko nie chciał, aby wszystko mu przypominało o niej. Zapomniał jednak, że ja jestem i mnie zabić nie może. Byłam jego największym szczęściem a jednocześnie idealnym wspomnieniem o mamie, które chciał wymazać za wszelką cenę. Tęskniłam za nią, co dzień. Jednak wiem, że jeśli przeszłość mnie nie zadawala powinnam o niej zapomnieć. Należy w tedy uwierzyć w inną historie własnego życia, która samemu się wymyśli. Nawet, jeśli uwierzę, że była przy mnie matka całe moje życie to dalej będą te luki w sercu. Mimo, że zapomnę zawsze moje serce będzie wiedziało, że nie zaznałam matczynej miłości.
-A, kto Cię wychowywał? - nie pytał więcej o matkę, zainteresował się ojcem. Nie chciał zadawać mi bólu, wiedział dobrze, że mogłabym o mamie opowiadać godzinami, ale nie miałam, co powiedzieć. Matka była dla mnie ideałem. Wyobrażałam sobie ją pod postacią Anioła. Była ona, bowiem piękną kobietą. Wiedziałam, że czuwa nade mną. Jeśli mam anioła stróża to z pewnością jest to ona. Wierzyłam, że kiedyś ją spotkam, że jak będę na prawdę samotna ona zejdzie i otuli mnie swoimi białymi skrzydłami. Tata za życia nazywał ją swoim Aniołkiem. Zamyśliłam się, myślałam o matce. W końcu wróciłam za światów i odpowiedziałam Marcinowi:
- Wychowywał mnie tata, był dla mnie matką i ojcem. Owszem miał inne kobiety, ale one pragnęły tylko jego pieniędzy. Natomiast ja dla tych kobiet byłam pewną przeszkodą do pełni ich szczęścia. Każda z nich nie znosiła mnie. Traktowały mnie oschle. Czasem jak przedmiot. Nigdy mnie nie przytulały, nie okazywał mi miłości. Były zazdrosne, że ojciec mnie kocha. Nie raz mówiły, że tata jest mną zaślepiony. Jedna z nich chciała się nawet mnie pozbyć, znaczy nie w sensie zabicia, ale wysłania mnie do szkoły z internatem. Wmawiała ojcu, że martwi się o moje wykształcanie. Czasem nachodzą mnie myśli, że ojciec nie ożenił się po raz kolejny przeze mnie. Nie chciał chyba robić mi prania mózgu i nie wiązał się z nikim wiązać na stałe. Przyprowadzał do domu inne kobiety, gdyż czuł się samotny i choć wiem, że mój tato był twardy, potrzebował czułości tak jak każdy. Jednak po nocy z którąś z swoich kochanek, a miał ich kilka, siadał w fotelu smutny. Zdaje mi się, że obwiniał siebie, że zdradza matkę, a przecież minęło tyle lat od śmierci.
Opowiadałam mu o ojcu wpatrzona w okno. Było on duże i czyste. Krajobraz nie był zbyt malowniczy. Smutne, zachmurzone niebo, pełne nienawiści tylko nie wiedziałam, do kogo. Mieszkanie jego było jednak jasne i pomalowane w ciepłych pastelowych kolorach. Kuchnia była połączona z dużym pokojem, więc zdawało się, że mieszkanie było bardzo duże. Miałam do dyspozycji jeden pokój. Marcin mówi, że po wyprowadzeniu jego żony mieszkanie jest dla niego za duże.
-Olga wiesz zdaje mi się, że rozumiem twojego ojca. Rozumiem, dlaczego czuł się podle kochając się z innymi kobietami. Mnie zdradziła moja Karolina. Kochałem ją. Po ponad roku od przyrzeczenia sobie miłości i wierności przy ślubnym kobiercu zdradziła mnie. Ja tego nie rozumiem. Prędko po rozstaniu miałem okazje przelecenia paru panienek. Zresztą zawsze miałem, ale togo nie zauważyłem, byłem kompletnie zaślepiony Karo.
Przerwałam Marcinowi. Widziałam, że posmutniał mówiąc o niej. Stwierdziłam, że ten dzień nie może być zmarnowany. Poprosiłam go, aby zabrał mnie do centrum handlowego. Potrzebowałam jakiś rzeczy. Przyjechałam, bowiem do niego tak jak stałam.
Pamiętam każdą sekundę tamtego dnia. Weszłam do pustego mieszkania, usiadłam na kanapie i wsłuchałam się w ciszę. Słyszałam tylko dźwięk zegara. Potem postanowiłam włączyć komputer, odtworzyłam muzykę, przy której zawsze było mi łatwiej myśleć. Wypiłam lampkę czerwonego wina. Nagle dostałam wiadomość: witaj ślicznotko, co u ciebie? Rzuciłam telefonem i zaczęłam krzyczeć: i co naprawdę chcesz wiedzieć, że siedzę sama zamknięta w czterech ścianach popijając średniej klasy wino? Wpadłam w furię, serce miałam pełne nienawiści do całego świata. W końcu trochę się uspokoiłam. Rozżalona położyłam się na podłodze. Polałam sobie jeszcze jeden kieliszek. Nagle przyszedł mi pomysł do głowy. Nerwowo zaczęłam składać rozwalony na kawałki telefon. Na całe szczęście działał. Sprawdziłam czy mam w kontaktach zapisane adres Marcina. Następnie weszłam do Internetu by obejrzeć rozkład pociągów do tego właśnie miejsca gdzie teraz jestem. Miałam dokładnie pół godziny do odjazdu. Wiec idealnie tyle czasu, aby wyjść z domu nie oglądając się za siebie i wsiąść do pociągu. Tak właśnie zrobiłam. Zanim trafiłam do niego minęło trochę czasu. Kompletnie nie znałam tego miasta. Byłam w dziwnym transie. W końcu dotarłam. Nie zostałam go w domu. Ułożyłam się na wycieraczce niemal jak zbrukany pies. Nie miałam telefonu ze sobą, aby móc do niego zadzwonić. Zostawiłam wyłączony telefon na biurku, razem z pieniędzmi, miałam tylko odliczona sumę na bilet. Wzięłam jednak kartę płatniczą, sama nie wiedząc, po co. Wsadziła ja do tylniej kieszeni spodni, bo nie wzięłam nawet torebki. A teraz nie jestem pewna czy zamknęłam mieszkanie.

Leżąc na wycieraczce, bezbronna, głodna i zmarznięta, myślałam tylko o tym czy dobrze robię? Byłam przekonana, że podjęłam bądź podejmę niesłuszną decyzje. Wiem też, że cokolwiek bym nie zrobiła miałabym takie przeczucia. Wiec, czego świat ode mnie chce? Mogłam właśnie popełniać wielki błąd w swoim życiu, których tak unikałam. Ale błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi. A ja chce walczyć o swoje szczęście.
Pamiętam, że coś do mnie zaczęło docierać, ale wszystko było za mgłą. Spowodowane to było pomieszaniem leków uspokajających z alkoholem. Nie pamiętam całkowicie podróży, a trwała ona kilka godzin. Na szczęście nie było żadnych przesiadek, bo nie zdziwiłabym się wcale, jak bym się obudziła na jakimś peronie, a budziłby mnie pijaczyna, który chce z dobroci serca poczęstować mnie wino podobnym trunkiem, który jak dla mnie nadaje się do czyszczenie rur. Otrzeźwiałam dopiero, kiedy Marcin uraczył mnie ciepłym mlekiem. Nie pamiętam momentu jak znalazłam się w jego mieszkaniu.
Zamyśliłam się jednak oprzytomniałam, kiedy Marcin stał już ubrany w korytarzu mówią:
-to jak jedziemy mała?
Wiec pojechaliśmy. Chodziliśmy razem po sklepach. Wcześniej stąpiliśmy do banku abym mogła pobrać pieniądze. Z zwiniętym rulonem pieniędzy weszliśmy do sklepów.
-skąd masz te pieniądze – spytał Marcin, kiedy właśnie wciskałam je do kieszeni przyciasnych spodni.
- przecież nie zarabiasz- kontynuował
- ja nie zarabiam, ale coś zarabia na mnie, chodźmy, widzisz ta koszule? Będzie ładnie podkreślać kolor twoich oczu.
Zmieniłam prędko temat. Wchodząc do kolejnego sklepu powiedziałam do Marcina:
-o wszystkim się dowiesz, nie są to nielegalne pieniądze możesz być spokojny. Wydaje również z głową, kupiłam dziś rzeczy, które są mi potrzebne, kobieta nie może chodzić, co dzień w tym samym a wieczorami zamiast dresów w za wielkich koszulkach. Wiem, że ci się w tedy podobam, gdy chodzę w twoich ciuchach.
Marcina zamilkł, spojrzał mi się tylko głęboko w oczy. Ja jednak uciekłam wzrokiem udając, że zauważyłam oryginalną bluzkę. On również poczuł, że coś miedzy nami zaiskrzyło. Uciekł od tego tam samo jak ja.
-przepraszam, musze wykonać parę ważnych służbowych telefonów- odparł i oddalił się na pobliską ławeczkę, zostawiając mnie przy wejściu do sklepu z bielizną. Pracował on w firmie usługowej. Nie wiem dokładnie, jakie usługi mieli do zaoferowania nie zdążyłam się zorientować, a takie pytania, jak „czym się zajmujesz” wydawały mi się zbyt przyziemne.
Weszłam do sklepu z odzieżą i kupiłam dwa komplety bielizny. Zaraz obok była drogeria. Zakupiłam tam pełno kosmetyków, ale wszystkie były jakże potrzebne. Nie mając już miejsca w ręku on podszedł do mnie i powiedział:
- daj to mały głuptasie, ze sterty tych pakunków nie widać ciebie, świecą tylko twoje piękne, duże oczy. Wracamy już do domu, chyba masz już dosyć.
Wróciliśmy. Owszem miałam dosyć, ale po paru godzinnym spacerze po sklepach gdzie niemal wszystko było takie same, ani razu nie zamarudził. Działo się wręcz przeciwnie. Doradzał mi w wybraniu ubioru. Z niektórych wymysłów projektantów się nawet nabijał. Ma on dobry gust i ogromną cierpliwość. W samochodzie opowiadał mi kawały. Świetnie się bawiliśmy. Nadszedł wieczór wróciliśmy do domu. Rzuciłam płaszcz, z czapką i szalikiem przy wejściu. Weszłam pewnym krokiem do mieszkanie, które wydawało mi się dobrze znane. Marcin był tuż za mną.
W korytarzu nasze drogi się rozeszły. On poszedł do kuchni. Ja zaś do sypialni. Nie usiadłam jak zwykle na fotelu, który był wielki, ale bardzo miękki o fioletowym kolorze. Mimo, że nie znosiłam tego koloru, uznałam, że fotele są bardzo stylowe. Usiadłam na parapecie. Było on wielki, swobodnie się na nim mieściłam. Siadając poczułam chłód, bo był on z jasnego marmuru. Okno było tylko przyozdobione, jedwabnymi zasłonami, które były powiązane w stylowe kształty. Z tego pokoju można było dojrzeć morze. Od morza był zaledwie kilkadziesiąt metrów. Na pierwszym planie był jednak kościółek w stylu gotyckim. Trwały chyba tam prace remontowe, bo stały rozstawione rusztowania. Jednak robotnicy dawno już skończyli pracę. Był już ciemno i z pewnością było późno. Straciłam rachubę czasu. Właściwie nie wiem, jaki jest dzień tygodnia.
-chcesz kawę-zapytał się Marcin, strojąc w kuchni z czajnikiem w ręku i owiniętym fartuchem wokół bioder. Wyglądał w tedy bardzo zabawnie.
-Tak poproszę
Zapatrzyłam się w przestrzeń, jaka była za oknem. Obserwowałam ludzi, którzy chodzą deptakiem koło budynku. Zaczęłam się zastanawiać, dokąd oni tak śpieszą. Na ulicy mijali się różni ludzi. Z pieskiem szła pani w futrze i czerwono rażącą torebką. Wpadł na nią pijaczyna, ciągnący na za sobą wózek wraz z całym dobytkiem swojego życia. Ciekawie, dokąd podążała owa kobieta? Może do kochanka, aby przygotować mu romantyczna kolację, bądź do restauracji, aby zjeść ponownie samotnie posiłek. Domyślam się, że jej życie z pewnością jest zwyczajne, bo nie przeżywa wielkiego szczęścia ani załamania psychicznego. Szła także grupa młodzieży jeszcze z plecakiem, pewnie dopiero wracają ze szkoły. Z bloku wybiegł nerwowy mężczyzna, wsiadł do terenowego samochodu o zacienionych szybach. Może to lekarz, którego wzywają do ostry dyżur. Wszyscy zabiegani, przechodząc obok siebie, nie zwracają na siebie uwagi. Bez żadnych uśmiechów do siebie, bez jakiejkolwiek mimiki twarzy. Każdy z tych ludzi jest egoistą i nawet przez moment nie przyjdzie im na myśl, że inni ludzie też mają problemy. Nie zauważyli nawet, że ich obserwuje. Oni dali się temu światu zagonić i przyłączyli się do wyścigu do piramidy szczytu. Ja na szczęście potrafi się zatrzymać. Czasem nawet stoję w deszczu na skrzyżowaniu dróg. Życie darem jest, a ja mam zamiar się nim cieszyć i dzielić się radością nawet z obcymi więc uśmiechnę się do przechodniów.
-zejdź a tego parapetu, jeszcze się przeziębisz. Masz tu na stoliku swoją kawę.
Wzięłam łyk. Uśmiechnęłam się. Kawa była dokładnie taką, jaką uwielbiam, z dwoma łyżeczkami cukru, z półtorej łyżeczki kawy rozpuszczalnej i mlekiem.
- skąd wiedziałeś, że taką właśnie kawę kocham Marcinie?
- jak przyjechałaś, to powiedziałaś, że chcesz taką kawę, nie podałem ci jej jednak, bo byłaś cała roztrzęsiona, nie była ci potrzebna dawka kofeiny.
Jego słowa, złapały mnie za serce. Nie, dlatego, że podał mi filiżankę kawy, która była jakże zwyczajna, ale, że on mnie słuchał. Wsłuchiwał się w to, co do niego mówię, i co więcej zapamiętywał to. Obchodziłam wiec go, obchodziło go również, co czuje. Nie byłam mu obojętna. Poczułam małe ukucie w sercu. Było to bardzo miłe.
Wzięłam filiżankę i usiadłam na parapecie. Wpatrzona byłam w morzę. Oczy odbijały mi się w szybie, widziałam również odbicie Marcina. Zauważyłam, że przygląda mi się z czułością. Nie było to pożądanie, ale chyba rozczulanie się nade mną. Ja jednak strasznie nie lubiłam jak ktoś się nad mną rozczula. Tata od małego uczył mnie, że nie należy użalać się nad sobą, a tym bardziej pozwolić na to innym. Trzeba być silnym, nie należy okazywać jakichkolwiek słabości. Osoba twarda jest traktowana z dobrze przez otoczenie. Mam to we krwi, że na łzy mogę pozwolić sobie tylko i wyłącznie w kryzysowych sytuacjach. Czasem nawet, jak już trzeba się wypłakać to ja nie potrafię. Marcin widziała moje łzy jako jeden z niewielu. Zdaje mi się, że tata chciałby bym była tak silna jak on i nie raz chciał mnie wychować jak chłopaka, mówiła jednak, że tak się nie da, bo bije ode mnie dziewczęcość i niewinność. Uważam jednak, że mój tata przesadzał, nie okazując uczuć. Zwyczajnie chyba bał się tego. Był taką maszyna bez uczuć. Bał się cokolwiek czuć, żeby czasem nikt go nie zranił. Nie znosiłam, z jaki brakiem serca przekazywał mi wiadomości o czyjeś śmierci. Zawsze wyglądało to podobnie. Wołał mnie z góry gdyby nigdy nic i jeszcze jak byłam w połowie schodów mówił: „… nie żyje, zachowuj się stosownie”, czasem jeszcze dodawał „pogrzeb za trzy dni”
- przepraszam, zamyśliłam się. Przepraszam też za to, że nie wysłucham cię do końca, kiedy mówiłeś o Karolinie. Z pewnością dzień, w którym wychodziłam za ciebie był jej najszczęśliwszym dniem w życiu. Pewnie bardzo tego żałuje, co zrobiła. Z przyjemnością posłucham jeszcze o niej, teraz jednak chciałabym położyć się spać.
-nie zostań proszę, pora jeszcze nie tak późna. Nie będziemy rozmawiać o Karo. Powiedz mi proszę, dlaczego tak wpatrywałaś się z morzę? Miałaś w tedy takie zamyślone oczy, były pełne nadziei, jak by zaraz miało spełnić się twoje marzenie.
-Czym jest dla ciebie ojczyzna duszy? – zaczęła mówić, robiłam to bardzo powoli. Bo dla mnie jest to miejsce gdzie jestem sama i mimo wszystko nie czuje się samotnie. W tym właśnie miejscu czuje się wolna. A przecież wolność nie polega na byciu samy, ale na byciu szczęśliwym i wiedzy, że się mam kogoś, komu nie boji się zaufać, że same wtulenie do tej osoby pomaga i wiedza, że się ma przyjaciół tych prawdziwych. Właśnie morze to moja ojczyzna duszy. Tam szukam leku da duchowe rany. Nie znajdę tego w seksie, tańcu, w sztuce, ani alkoholu. Seks daje przyjemność tylko w tedy, kiedy jest połączeniem dwóch kochających się osób. W tedy dusze łączą się w innym wymiarze. Taniec jest najlepszym sposobem wyrażenia emocji. Ja jednak potrzebuje czasem wyciszenia. Sztuka… właściwie, co to takiego? Chyba do niej nie dojrzałam. Alkohol owszem jest dobry, ale w małych dawkach. Bo potem może być z nami jak z alkoholikiem, który zamieszkiwał małą planetę, bohater książki pt. „mały książę”. Pił on żeby zapomnieć, że pije. W taki właśnie delikatny sposób autor książki przedstawił nam, a w tedy jeszcze dzieciom, jak straszny jest alkoholizm. Wiec nad morzem czuje się wolna i szczęśliwa. Jestem zawsze ciekawa, co mają mi do powiedzenia fale.
- Niesamowite, tak doskonale dobierasz słowa. Czy aby na pewno jest między nami aż dziesięć lat różnicy. Ja w twoim wielu, to robiłem różne głupstwa. Chodziłem na imprezy, przechwalałem się kolegom, z kim to się nie umówiłem. Po takich spotkaniach wracałem do domy, jeśli w ogóle wracałem i myślałem, że kobiety są wyjątkowo tępe i durne. Niestety ja nie byłem wiele mądrzejszy. A ty, co chcesz powiedzieć o swojej młodości?
-Moja młodość jeszcze nie minęła, i nie chce żeby to się stało przez najbliższe dwadzieścia lat. Ty również masz ducha bardzo młodej osoby. Z pewnością życie nauczyło cię dojrzałości.
- A ciebie, co nauczyło dojrzałości?- Spytał Marcin. Ja jednak nie odpowiedziałam.
Zaczęłam zbierać się do snu. Powiedziałam tylko
-dobranoc
-Dobranoc moja droga. Mam nadzieje, że nie odmówisz mi juro opowieści o sobie.
Położyłam się spać, nie mogłam zasnąć prędko, jednak nie przez to, że gryzła mnie przeszłość, ale czułam się dobrze a co więcej bezpiecznie. Podobne uczucie miałam, kiedy zapłakaną z jakiegoś śmiesznego powodu przytulał mnie tatuś, kiedy sięgałam mu zaledwie do pasa. Kucał w tedy do mnie, patrzył pobłażliwym wzrokiem i pytał: „co znów zbroiłaś malutka?”. Wiec teraz jest niemal identycznie, też mam wrażenie, że coś zbroiłam, bo uciekam, ale nie wiem, przed czym. Może jest to dorosłość? Bądź odpowiedzialność sama za siebie. W każdym bądź razie wiem, że jest ktoś, kto przyniesie mi leki uspakajające, kiedy zacznę krzyczeć w nocy.

Rano wstałam do toalety. Zobaczyłam rozgrzebane łóżko. Jak dotąd Marcin pozostawił po sobie idealne porządek. Podeszłam do łóżka. A tam pan domu we własnej osobie. Wyrwałam mu poduszkę z pod głowy i uderzając go nią zaczęłam krzyczeć:
-Marcin, Marcin jest już dziesiąta a na ósmą miałeś być w pracy.
-a witam pannę złośnice. Normalnie, kiedy ktoś mnie budzi o tak wczesnej porze w sobotę, jestem bardzo zdenerwowany, ale miło zobaczyć o poranku tak młodą istotkę zwłaszcza bez makijażu, która pięknie wygląda złoszcząc się. Widać ci nawet zmarszczki na nosie.
-widać mi zmarszczki na nosie?- Przerażona pobiegłam do lustra
-żartowałem głuptasie.-Odparł zaspany jeszcze Marcin.
-no nie to się doigrałeś- rzuciłam z całej siły poduszkę w niego, którą trzymałam w ręku, niestety oberwał tak słabo, że można to nazwać muśnięciem.
- swoją drogę przepraszam za pobudkę, straciłam rachubę czasu. Może dasz się przekabacić śniadankiem? To jak jajecznica na bekonie? – Kontynuowałam, będą już w drodze do kuchni.
Na dworze była bardzo ładna pogoda, słońce wkradało się do mieszkania. Nad łóżkiem Marcina widać było drobinki kurzu, które niczym jak śnieg opadały delikatnie na ziemię.
Przygotowałam jajecznicę. Przy stole zapomnieliśmy o manierach. Jakoś nie krepowałam się wygłupiać. W domu przy tacie zawsze musiałam zachowywać się stosownie zwłaszcza przy stole.
Pamiętam jak tata organizował wystawne kolacje dla przyjaciół z branży. Strasznie w tedy się nudziłam. Ale zawszę przed takim wieczorem tata kupował mi eleganckie ubrania, żeby mógł się mną pochwalić przed innymi. Większość kumpli pożerała mnie wzrokiem, zaglądając mi w dekolt. Kiedy grali z brydża naturalnie na pieniądze, tata kazał siadać mi na jego kolanach, zapominając, że nie jestem już małą Olgą. Kiedy byłam smutna, ojciec zabierał mnie na zakupy i dawał swoją kartę płatniczą mówiąc: weź kartę i nie chce wiedzieć ile wydałaś.
Zjedliśmy śniadanie. Oboje byliśmy w podomkach. Ja w szlafroku byłej żony Marcina. Wiele rzeczy w mieszkaniu zostawiła. Obejrzeliśmy jeszcze film na dvd.
-koniec tego leniuchowania, umówiłem nas z moimi znajomymi na kręgielni. Grałaś kiedyś w kręgle? Zrobimy mały turniej.- Powiedział Marcin.
-ale jak, ja też mam iść, co ty im powiesz o mnie, że kim dla Ciebie jestem? Nie jestem gotowa na spotkanie z ludźmi. – wpadła w panikę
-przecież dobrze wyglądasz.-odparł
-Ale Marcin, nie oto chodzi. Nie wiem przy potrafię rozmawiać z ludźmi. Z nikim innym od paru tygodni nie rozmawiałam tylko z tobą.
Podając mi płaszcz Marcin dodał tylko:
-zachowuj się naturalnie, a z pewnością cię pokochają, mów swobodnie o swoich poglądach po prostu bądź sobą a ten wypad będzie udany. Jak tylko źle się będziesz czuła w tym towarzystwie wyjdziemy zawsze przecież możemy zostawić włączone żelazko.
Uśmiechnęłam się i pojechaliśmy. Po drodze obserwowałam zgiełk miasta. Nie znoszę tego. Niezliczone ilości aut stojące w korku, przepełnione tramwaje, wieżowce, które podziwiają ludzie, bo sięgają prawie do nieba. Dostrzegam też, głodne zwierzęta, których chyba nikt wcześniej w ogóle nie zauważył. Widzę bród na ulicy, i bezdomnych szukających pożywienia w koszach na śmieci, widzę płaczącą mało dziewczynkę szarpiąca matkę za płaszcz, która flirtuje z młodym mężczyzną na przystanku, widzę starszawego pana kłócącego się z policjantem, bo chyba spowodował stłuczkę. Widzę wszystko to, czego nie chciałabym widzieć.
W końcu dojechaliśmy. Weszliśmy na kręgielnie. Pierwszy raz w życiu czułam się tak mało pewnie. Zawsze, kiedy wchodziłam do jakiegoś pomieszczenia gdzie było dużo obcych ludzi nie czułam się krepowana. Nawet, jeśli ktoś przyglądał mi się wścibsko mówiłam, że przygląda się z zazdrością bądź zna mnie skądś i właśnie próbuje sobie uświadomić z kąt. Było to dość narcystyczne podejście do siebie. Jednak tak się nie czułam podchodząc do stolika młodych ludzi. Marcin zaczął dialog:
-witajcie, to jest Olga, moja znajoma. Olgo to: Kossa, Długa, Kuba, Natalia, Daniel, Fryma.
-hej – drżącym głosem odpowiedziałam na skinienia głową całej paczki. Uśmiechałam się szerokim uśmiechem, zawsze to robiłam, kiedy byłam skrępowana, bądź było mi głupio. Teraz jednak nie było mi głupio, bo jak dotąd nie popełniłam żadnej gafy. Jednak czułam się nie swojo.
Nawiązałam dobry kontakt z otoczeniem. Jednak mało się odzywałam, wolałam słuchać. Opowiadali o swoich szefach, Kossa opowiadała o swoim pół rocznym synku, którego zresztą jeszcze karmiła piersią, Kuba o firmie, którą planuje założyć niedługo. W między czasie, rozegraliśmy parę kolejek w kręgle. Daniel śmiał się, że te kule są większe ode mnie. Byłam, bowiem filigranową osobą.
- Olga, a co cię sprowadza do naszej mieściny? – zapytała Fryma
-przyjechałam- odparłam
-przyjechała do mnie – dopowiedział Marcin, głaszcząc swoją dłonią moją dłoń.
Zauważył, że się przestraszyłam tego pytania. Widziałam, też jak obserwował mnie, kiedy śmieje się z opowieści innych.
- można wiedzieć ile masz lat, bo wyglądasz na młodziutka osóbkę. – spytała Natalia.
Przełamałam się i zaczęłam mówić:
- niedługo będą moje 19 urodziny, pól roku temu skończyłam Liceum Ogólnokształcące. Niestety nie złożyłam podania do żadnej wyższej uczelni. Powodów był wiele, dlaczego tego nie zrobiłam, jeden to, że nie wiedziałam, co chce robić w życiu. Stwierdziłam, że lepiej będzie, kiedy zawieszę naukę na rok i dobrze się zastanowię. Będzie to, bowiem leprze rozwiązanie niż zmienianie kierunków studiów, co dwa lata, aby potem wylądować gdzieś gdzie nawet nie wiem, że dana miejscowość istnieje bez papieru magistra. Mogło być również tak, że nie będę miała odwagi zmiany kierunku, gdybym nie daj boże wybrała nieodpowiedni i robiłam bym do końca życia to, co nie znoszę i wydawało się chwilową zachcianką rozkapryszonego dziecka.
Wysłuchali, co miałam do powiedzenia, potem zaczęła się dyskusja jak oni dokonali wyboru.
- a ja mam 27 lat i jeszcze nie mam dyplomu magistra, zmieniałem kierunku kilka razy od studiów związanych z przyrodą aż do informatyki. – z ironią opowiadał o sobie Daniel
-to jesteś takie wielkie rozkapryszone dziecko – odparłam, znajomi się zaśmiali, przerwał mi jednak sygnał jego komórki.
-oj chyba mamusia dzwoni z kontrolą- żartowałam.
Marcin przyglądał mi się z czułością. Cieszył się, że przełamałam lody. Nie zauważyłam jak czas szybko upłynął. Na zewnątrz
Było już ciemno. Zauważyłam to wychodząc na papierosa z dziewczynami. Sama naturalnie nie paliłam, ale wyciągnęły mnie z sobą.
-długo jesteście razem- zapytała Długa.
-ładna z was para, widać, że się rozumiecie z Marcinem- odrzekła Kossa.
- ale my… przecież.
-wejdźmy już do środka zimno się zrobiła- przerwała mi Kossa.
Nie dali mi powiedzieć, że nie jesteśmy parą. Nie było okazji by odkręcić wszystko, bo prędko po tym incydencie, jeśli można nazwać to incydentem zebraliśmy się do domów. W drodze powrotnej zaczęłam zastanawiać się, kim jestem dla Marcina. Wiedziałam, że nieuchronnie on staje się dla mnie ważny. Ale czy ja dla niego? On opowiadał mi po drodze, jak to jego kumple wychwalali mnie, kiedy wyszłam z dziewczynami. A ja miałam wrażenie, jak bym tych ludzi, znała od dawna. Człowiek człowiekowi bliźnim. Nikt nie wie ile jest naprawdę warty dopóki nie jest doceniany przez innych. A ja czułam się doceniania i co więcej traktowana na równi. Wiedziałam, że mnie zaakceptowali. Kiedyś na siłę starałam się być lubiana, podziwiana na wszelkie sposoby. Było to bardzo płytkie podejście do siebie. Wcześniej jednak tego nie widziałam.
W szkole średniej, kiedy zaczął się pierwszy rok szkoły byłam przerażona, nie znałam, bowiem nikogo, bo taką właśnie szkołę wybrałam. Zapisałam się na różne kółka zainteresowań, zaczęłam częściej imprezować, nie wiedząc w tedy, że zatracam swoje własne zdrowie. Poczciwość zaprzedałam za parę niepotrzebnych mi znajomości. W szkole, do której nie tak dawno uczęszczałam toczył się pewnego rodzaju wyścig, nie był to wyścig o dobre oceny i dobre świadectwo, ale o to, kto ma ładniejszą a co za tym często szło bardziej pustą sympatię. Ja sama nazywałam tą szkołę wybrańców. Była, bowiem to placówka prywatna. Było tam pełno rozpieszczonych dzieciaków, którzy byli pewni, że posiedli już wszelaką wiedzę. Nie raz słyszałam jak grupa chłopców przechwalała się jak to oni zaliczyli panienki. Po roku byłam jedną z najbardziej znanych osób w szkole. Dużo mnie to nie kosztowało, pojawiłam się na paru dość dużych imprezach w stylowych ciuchach. Po czasie zaproszenia na wszelakie imprezy i prywatki zaczęły napływać same. Biłam własne rekordy w piciu, czasem nawet paliłam trawę. Stałam się pustą, niegrzeczną dziewczyną, która myślała, że zdobywa świat. Z czasem wylądowałam w szpitalu na anemię. Byłam osłabiona, po nocach nie spałam, szukałam zawsze dobrej zaczepi żeby się zabawić. Po kolejnym roku w tej szkole zrozumiałam jak wielkie błędy popełniałam. Poznałam prawdziwych przyjaciół.
-Marcin proszę, zatrzymaj się tutaj. Proszę – powtórzyłam
-przecież do domu jest ponad kilometr. Dlaczego chcesz tu wysiąść?
-nic nie szkodzi, chce się przejść po drodze zrobię zakupy na kolacje, bo zauważyłam, że lodówka jest pusta. Słyszałam, jak rozmawiałeś na kręgielni i masz coś do załatwienia u kolegi. Wiec podskocz i zrób, co masz do zrobienia, ja z przyjemnością się przejdę. Nie zrozum mnie źle chce pobyć sama i pomyśleć.
-jest już późno będę się o ciebie martwić.- ze smutnym wzrokiem odrzekł Marcin.
-wiesz dawno nikt się o mnie nie martwił, wszystkie bliskie mi osoby uważają, że jestem samodzielna, że z pewnością niczego się nie boje. Jeśli Ci tak bardzo zależy to wrócę taksówką. Postaram się wrócić w ciągu półtorej godziny. Spotkamy się w mieszkaniu zanim wrócisz, to ja już będę. Mam nadzieje, że się nie gniewasz wzięłam drugi komplet kluczy. – Tłumaczyłam Marcinowi
-widzę, że cię nie przekonam, a chciałem przedstawić cię koledze.
-jeszcze przyjdzie na to czas.- Odpowiedziałam wysiadając już z auta.
Przez chwilę stałam w miejscu gdzie zostałam wysadzona. Potem poszłam w stronę hipermarketu. Nie robiłam dużo zakupów nie chciałam mieć obładowanych siatek. Wyszłam z sklepu i chciałam zadzwonić po taksówkę jak obiecałam. Sięgając do kieszeni po telefon i zdałam sobie sprawę, że to tylko odruch, bo przecież moja komórka została na moim stoliku. Stałam wiec przez chwilę i szukałam jakieś osoby, która by mogła mi użyczyć komórki. Po piętnastu minutach dostrzegłam na ławce średniego wieku, dobrze ubranego mężczyznę. Wpatrywał się we mnie chyba już od jakiegoś czasu. Jego spojrzenie było dziwne. Przywykłam do spojrzeń mężczyzn, którzy nie patrzyli mi w oczy tylko w dekolt. Ale w spojrzeniu tego pana, nie widziałam pożądania. Bardzo mi się to nie podoba, że mi się przygląda. Podeszłam wiec do niego i powiedziała z lekką wrogością:
-czy mogę panu w czymś pomóc? – Zawsze tak mówiłam, kiedy chciałam speszyć niczym śliniących się facetów. Mężczyzna jednak nie odpowiedział. Co trochę mnie zdenerwowało.
-dlaczego pan mi się przygląda?- Kontynuowałam szturchając go za ramię. Ignorował mnie. Kiedy jednak dotknęłam jego ramię on podskoczył jak by się przestraszył. Mężczyzna dalej patrzył w to samo miejsce gdzie wcześniej stałam.
-niech pani wybaczy, nie przyglądałem się pani, a chciałbym, ma pani taki miły głos. Jestem niewidomy. Jeśli patrzyłem tam gdzie nie powinienem przepraszam.
I nagle poczułam się najbardziej podłą osobą na świecie. Znów na parę minut wróciła ta oschła Olga, z której niegdyś byłam dumna a teraz nienawidziłam. Znów myślałam, że jestem pępkiem świata.
-przepraszam, zdawało mi się, że pan się na mnie patrzy i potrzebuje czegoś tylko nie mam Pan odwagi podejść. A może mogłabym w czymś panu pomóc.
-nie dziękuje, może mi pani dotrzymać towarzyszyć dopóki nie zjawi się moja opiekunka.
-opiekunka?- Zapytałam
-tak opiekunka. Ma mnie odprowadzić do domu pomocy gdzie mieszkam od jakiegoś czasu.
-a czy ja bym mogła Pana odprowadzić?- Powiedziałam wręcz błagalnym głosem.
-potraktowałam Pana nieodpowiedni i chciałabym się jakoś odwdzięczyć. – Kontynuowałam
-jeśli nie sprawi to pani kłopotu.
- ale jaka pani, jestem Olga. Proszę nie mówić mi Pani, bo się krepuję.- Mówiąc to chwyciłam już mężczyznę pod rękę. – To, dokąd idziemy?
- na ul.słoneczną 43 tuż za tym mały kościółkiem
-ale to tusz przy moim osiedlu – odpowiedziałam uradowana.
Więc poszliśmy. Cieszyłam się, że jestem za kogoś odpowiedzialna. Pan Artur, bo tak miał na imię zadał mi standardowe pytanie, co ja tu robię. Odpowiedziałam, że przyjechałam do kogoś bardzo mi ważnego, ale dopiero teraz z tego zdałam sobie z tego sprawę, że był mi bliski już od dawna. Potem Pan Artur zaczął opowiadać, ja tylko słuchałam.
- moja droga, od kiedy straciłem wzrok, wyostrzyły mi się pozostałe zmysły. Twój głos drży, mogę się mylić. Nie pytam, przez co teraz przechodzisz, wiem, że masz dobre serce i nie jesteś obojętna nieszczęściom, jakie dzieją w około ciebie. Siedziałem na tej nieszczęsnej ławce prawie godzinę, nikt do mnie nie podszedł. Kiedy straciłem wzrok, chciałem odejść z tego świata. Dokładnie, znałem definicję optymizmu jednak zapomniałem wdrążyć to wszystko w praktykę. Nie zapomni dziecko o tym. Dodawaj codziennie troszkę optymizmu do codzienność, a z czasem będziesz szczęśliwsza. A teraz proszę uśmiechnij się.
Uśmiechnęłam się. Powiedział mi on, bowiem słowa, które były jakże banalne, ale zarazem bardzo ważne. Wiedziałam, że czas walczyć o swoje szczęście. Przez ostatnie miesiące codziennie powtarzałam sobie, że moje cierpienie nie idzie na marne. Jednak coraz częściej zaczęłam myśleć, że ta udręka się nie skończy. Niemal, co dzień dowiadywałam się o kolejnym nieszczęściu, które niezahartowaną nastolatkę na takie tragedie zapędziłoby do samobójstwa. Wiedziałam, że to wszystko nie dzieje się bez powodu, że moje wszelkie nieszczęścia będą wynagrodzone. Z dniem kolejnym, przestawałam jednak tak myśleć i dałam się zawiesić w próżni nieszczęść gdzie nie było optymizmu, tak jak w próżni tlenu.
Doszliśmy już do ośrodka opieki. Podeszłam całkiem do wejścia. Bałam się, że Pan Artur nie poradzi sobie na schodach.
-to dobranoc Panu- ucałowałam go w policzek i prędko zbiegłam na dół. Przypomniało mi się, że z pewnością Marcin jest już w domu i martwi się o mnie.
-ależ Olgo poczekaj, jest już późno a ty jesteś młodą dziewczyną niech odprowadzi cię pielęgniarz. Nalegam.
Zgodziłam się. Odprowadził mnie młody człowiek. Przedstawił się, ale ja nie zapamiętałam jego imienia. Opowiadał mi z takim zaangażowaniem o swojej pracy. Widziałam, że to zajęcie sprawia mu radość. Do mieszkania nie było daleko, więc długo nie rozmawialiśmy. Ja właściwie nic nie powiedziałam.
Te parę minut z obcymi osobami przyniosło mi trochę wiary w siebie.
Weszłam do mieszkania, przy stole w kuchni siedział zdenerwowany Marcin. Raptem spóźniłam się parę minut. Podeszłam i ucałowałam go w policzek.
-widzisz jestem cała- powiedziałam obracając się w koło.
Zakupy zostawiłam na stole. Podziękowała za kolację i poszłam prosto do łazienki. Przebrałam się w moją nocną koszulę i zmierzałam do łóżka. Zatrzymał mnie jednak w korytarzu Marcin mówiąc:
- powiedz mi moja droga, dlaczego tak lubisz czarny kolor, zajrzałem dziś do szafy, nie żeby w celu przeszpiegów, ale wszystkie ubrania masz czarne nawet koszulę nocną.
Nie odpowiedziałam nic. Spojrzałam mu tylko głęboko w oczy. Skąd mógł on wiedzieć, że jestem w żałobie? Miałam ochotę się do niego przytulić, on jednak tego nie wyczuł i nie nastawił swojego ramienia.
-nienawidzę tego koloru z całego serca, a teraz przepraszam, jestem już zmęczona.
Położyłam się w sypialni zamknęłam za sobą drzwi. Żeby ściskałam mocno a z oczu płynęły mi łzy. Starałam się, być bardzo cicho, nie chciałam, żeby Marcin cokolwiek usłyszał. Czekałam, aż zaśnie żeby wyjść z pokoju i zażyć leki uspakajające, które leżały na lodówce.
Połknęłam jak zwykle za dużą dawkę. Dłonie mi się trzęsły, kolana miałam miękkie. Jednak wyszłam w mieszkania, w kierunku morza. Chciałam zobaczyć nieskończone horyzonty. Nie wiem, co kazało mi tam iść. Poszłam jak stałam, w cieniej koszulce na ramiączkach, która ledwo zakrywała mi pośladki. Pamiętam tylko tyle, że droga na plaże wydawało mi się strasznie długa. Na początku było mi strasznie zimno, kamienie wbijały mi się w stopy, parę razy się przewróciłam na chodnik. W końcu mogłam położyć się na zimnym i mokrym piasku. Nie pamiętam jak długo tam leżałam. Słona woda obmywała mi rany z stóp jednak nie czułam bólu.

Obudziłam się w ramionach Marcina wnoszącego mnie do mieszkania. Mówił do mnie coś ja jednak nie rozumiałam, wszystko było za mgłą. Czując ciepło wokół siebie kródko potem zasnęłam.
Rano niewiele pamiętałam, zapamiętałam przerażenie w oczach Marcina i to, że znów zrobiłam coś głupiego. Gdy otworzyłam oczy, on siedział koło mnie wpatrzony we mnie i czekający aż się obudzę.
- przepraszam- powiedziałam drącym głosem. Na nic więcej nie miałam sił.
Zauważyłam, że jestem podłączona do kroplówki, ale byłam w mieszkaniu Marcina.
Marcin zauważył, że potrze się na motylka na dłoni i powiedział
-myślę, że jesteś pod dobrą opieką. Nie jestem pewny czy zdążyłaś się zorientować, że jestem lekarzem. Pracuje w dziecięcym szpitalu. Kroplówka jest na wszelki wypadek, żeby cię wzmocniła. Nabroiłaś wczoraj trochę, przestraszyłaś mnie. Ale o tym porozmawiamy, jak wrócę, bo teraz muszę iść na dyżur. Postaram się wrócić jak najszybciej a ty się prześpi, sen ci dobrze zrobi.
Nie mówiąc nic, zamknęłam oczy. Przed zaśnięciem słyszałam tylko dźwięk zamykającego się zamka. Obudził mnie również ten sam dźwięk.
Potem stanął przede mną Marcin i patrzyła na nie srogim wzrokiem mówiąc:
- posłuchaj mnie kochana, zrozum to dobrze, wiesz, że chce dla Ciebie jak najlepiej. Teraz jednak będziemy grali na takich zasadach jak ja ustalam. Jesteś mi bliska, i nie chce, żebyś zmarnowała sobie życie tak ciężko na wszystko dotąd pracowałaś. Musisz mi obiecać, że to, co zrobiłam to było ostatni raz. Skąd ty w ogóle miałaś te leki? Wiesz, że odurzają? Wiesz, jakie mają skutki uboczne?
- a już przestań na mnie krzyczeć, podaj mi lepiej tabletkę na ból głowy, bo mam wrażenie, że zaraz mi pęknie. – odpowiedziałam.
Marcin jednak nie wykonał mojego polecenia. Wyszedł stanowczym krokiem z sypialni. Trzasnął drzwiami. Ja chciałam wybiec zaraz za nim. Chciałam wstać z łóżka, jednak spadłam z niego całym ciałem. Podniosłam się jednak tak szybko jak mogła. Poszłam w kierunku drzwi. Jednak przy nich zabrakło mi siły i runęłam na podłogę. Rozprzestrzenił się hałas po całym mieszkaniu, mniej więcej taki jak zbija się wazon z kwiatami. Przybiegł Marcin.
- no i widzisz, jedno moje skinienie a ty już jesteś- zażartowałam
- i jeszcze ci żarty w głowie.
Podniósł mnie prędko z podłogi jak taką małą laleczkę.
- teraz moje droga ustalimy zasady, a potem opowiesz mi, dlaczego to zrobiłaś. Bo chyba wiesz, co zrobiłaś?
- miej więcej tak, ale proszę nie opowiadaj mi, najadłam się już wstydu.
- a ja najadłem się nerwów niepotrzebnie. Więc odstawiasz te wszystkie leki i od tego momentu będę wiedział o każdym leku, jaki będziesz przyjmowała, tyczy się to nawet witamin. Klucze na noc będę chował, żeby takie numer się nie powtórzyły. Nie chce pytać, czy mam również założyć kraty na okna, bo boje się, że odpowiesz tak. Chce dla ciebie jak najlepiej i chce ci pomóc. Rozumiesz?
- tak rozumiem, przepraszam. – przytaknęłam drącym głosem.
- kto mnie znalazł nad morzem- kontynowałam
-a kto inny jak ja, mało nie wylądowałaś w szpitalu. Leżałaś w samej koszuli, mokra na brzegu, omywały cię fale wyglądałaś jak rozbitek na plaży.
-skąd wiedziałeś, że ja tam będę?- Spytałam zaciekawiona
-opowiedziałaś mi kiedyś o morzu. Że mimo tego, że jesteś sama czuje się tam dobrze, że to twoja ojczyzna duszy.
Jego słowa urzekły mnie. Znał już doskonale moje wnętrze a co więcej przysłuchiwał się mu.
Wyciągnęłam do niego ręce jak małe dziecko, żeby mnie przytulił. Wtulałam się w niego przez parę minut, aż w końcu zaczęłam mówić.
-Marcin, ja uciekłam bo… . Pamiętasz jak zapytałeś mnie o czarne rzeczy? I to był moment, który jako ostatni jestem pewna, że wydarzył się wczoraj.
Marcin przytaknął, ja zaś kontynuowałam:
- zacznę od początku. Ponad 11 miesięcy temu, miałam wyprawiane swoje 18 urodziny. Impreza była organizowana w eleganckiej restauracji. Głównie były tam wyprawiane wesela. Moje urodziny miała być najlepszą zabawą w roku. Zaprosiłam koło 100 osób. Głownie młodzież, z dobrych domów i znajomych ze szkoły. Zatrudniłam zawodowego dj. Stoły uginały się od rozmaitych alkoholów i wymyślnych potraf. O 24 miał przyjechać mój tato, aby wygłosić przemówienie i wręczyć mi pierścionek z diamentem. W domu taty trwał bal na moją cześć. Ojciec spóźniał się, goście zaczęli się denerwować. Nagle przyjechał przyjaciel ojca, zdziwiła mnie jego obecność, bo nie był tu proszony. Poprosił mnie na bok. Nie pamiętam jak mi przekazał wiadomość. Wiedziałam tylko, że tata nie żyje. Zginął w wypadku, prawdopodobnie zasłab przed kierownicą. Spojrzałam na osobę, która przyniosła mi tą złą wiadomość i wybuchłam głośnym ironicznym śmiechem.
Wpadłam w amok. Podeszłam opanowana do mikrofonu na scenie i jak by nigdy nic i powiedziałam, że mój tata nie żyje. Na Sali zapadła cisza. Zeszłam ze sceny i weszłam w tłum, spokojna. Po chwile zaczęło się szeptanie, gwar był niczym jak na rynku. Ludzie zaczęli zadawać mi pytania. Znalazłam się po środku Sali. Cała uwaga była zwrócona na mnie, jednak większość osób miałam wbity wzrok w podłogę. Stałam tak przez parę minut, miałam wrażenie, że wszystko wokół mnie się kreci. W końcu ktoś podszedł do mnie by mnie przytulić. Ja jednak wyrwałam się, podbiegłam do stołów i zaczęłam rozbijać rękoma wszystko, co na nich stało. Krzyczałam:, dlaczego to się stało, tato, dlaczego mnie zostawiłeś, to nie może być prawda. Ja jednak tego nie pamiętam opowiadali mi świadkowie. Krew spływała mi po dłoniach, cała biała sukienka była w czerwonych plamach. Parę osób trzymało mnie bym się uspokoiła. Tak się stało po paru minutach. Znów znalazłam się na środku Sali. Rozejrzałam się, patrzyłam wszystkim w oczy, aż w końcu zemdlałam. Zanim przyjechało pogotowie zdążyło upłynąć tyle krwi, że leżałam w kałuży. Obudziłam się w szpitalu, jednak jak tylko się rozbudziła zebrałam się i pojechałam do domu. Uciekłam w szlafroku, i w koszuli szpitalnej. W aptece szpitalnej przekupiłam aptekarkę by sprzedała mi leki uspakajające. Dotarłam do domu. Nie miałam kluczy, więc rozbiłam szybkę na gangu i weszłam. Dom był pusty. Bo w końcu, kto miał by być w nim. Gdy tylko weszłam rozległ się alarm. Byłam tak słaba, że nie mogłam skupić się na wbijaniu kodu, aż wreszcie rozwaliłam automat tłuczkiem do mięsa. Ucichło. Poszłam do swojej wielkiej sypialni, która była jakże zimna dla mnie. Położyłam się na wielki łóżku, zaczęłam zdejmować opatrunki. Zanim jednak skończyłam to robić usłyszałam, że w domu są ludzie. Zjawili się gdy usłyszeli alarm. Byli to znajomi ojca, niektórzy byli mi bliscy niema jak rodzina, nazywałam tych ludzi wujkami i ciocia jednak prawdziwych wujków nie miałam, tata był jedynakiem podobnie jak mama. Wujek Rafał wszedł do mojego pokoju i powiedział:
- kochana o nic się nie Mart wszystkim się zajmiemy, pogrzeb będzie dopiero za tydzień, twój tato był znaną i szanowaną osobą, na pogrzeb zjawią się ludzie z całej europy, żeby mogli jednak bezpiecznie dotrzeć musi minąć trochę czasu.
Twój tata zostawił przemówienie na swoim biurku, widocznie zapomniał zabrać, kiedy jechał na twoje urodziny. Przeczytaj je proszę. Zostawię Cię samą. W domu zawsze ktoś będzie, jeśli będziesz czegoś potrzebować wystarczy zejść na dół. Niczego jednak nie potrzebowałam jedynie tlenu, wody i świętego spokoju.
Codziennie w domu odbywał się różaniec za ojca, ja jednak nie schodziłam. Nie chciałam słuchać nie szczerych kondolencji. Co dzień wpatrywałam się z sufit. Nie jadłam nic, piłam, bo musiałam. Pewniej chwile ujrzałam złożoną kartę papieru. Zeszła z lóżka po nią, a na niej była przemowa, o której wspominał wujek Rafał.
Piórem i pismem taty :
„Moi drodzy, kochana córko, przyjaciele.
Dzisiejszy dzień, jest dniem wyjątkowym, moja córka weszła w dorosły wiek, jest teraz odpowiedzialna sama za siebie, zresztą zawsze była. Jest ona moim największym darem od życia. Co dzień fundowała mi dawkę uśmiechu, nigdy bowiem nie przyniosła mi wstydu. Ma ona buntowniczą duszę, jednak zawsze wykonywała to, o co ją prosiłem. Jest takim promyczkiem, gdziekolwiek się pojawi dzieli się swoim uśmiechem. Kochana córciu kocham cię z całego serca. Wiec, że wiem, że sobie poradzisz w życiu i jeśli nie daj boże coś mi się przydarzy ty sobie dasz radę. Dawniej decydowałem za ciebie, z kim powinnaś się spotykać, jakie powinnaś mieć sympatie, i do jakich szkół powinnaś uczęszczać. Dziś jednak daje ci wolną rękę. Chciałam ci uchronić od wszelkiego zła, teraz wiem, że sama podjęłabyś równie dobre decyzje.”
Łzy spływały mi po policzkach. Wcześniej jednak nie płakałam. Tak dawno nie powiedziałam ojcu, że go kocham, tak dawno się do niego nie przytuliłam, nie miałam dla niego czasu, znajomi byli ważniejsi. Z pewnością, kiedy przeczytałby mi to na urodzinach popłakałabym się ze szczęścia. Przez całe życie miałam żal do taty, że poświęca mi za mało czasu. Kiedy ktoś pytał mnie czy mam rodzeństwo, ja opowiadałam, że nie mam ale mój tata ma jeszcze jedno dziecko którym jest firma. Teraz wiem, że robił to wszystko dla mnie, aby zapewnić mi przyszłość. On również czuł się samotny, nie okazywał nigdy słabości nie chciał dawać mi złego przykładu. To od niego nauczyłam się ukrywać uczucia.
Nadszedł dzień pogrzebu. W ławce kościelnej siedziałam sama, nikt nie miał odwagi do mnie podejść a tym bardziej przy mnie usiąść. Nie wiedzieli jak zachować się w takiej sytuacji, co mieli by powiedzieć. Każdy dokładnie zdawał sobie sprawę, że zostałam sama. Nie miałam już żadnego z rodziców ani rodzeństwo znaczy tak mi się wydawała w tedy. Kiedy zaczęła się pieśń, która zawsze wzbudzała we mnie sentyment w czasie pogrzebów, podeszłam do ołtarza i rzuciłam w niego wazon z kwiatami, który stał wcześniej przy trumnie. Krzyczałam:
-coś ty narobił, najlepszego boże. Gdzie jesteś matko, ojcze. Gdzie się podziały wszystkie Anioły, a gdzie mój anioł stróż? Teraz już wiesz boże, czemu w ciebie nie wierzę.
Jacyś ludzie, których widziałam po raz pierwszy w życiu wyprowadzili mnie. Prawie połowy ludzi w kościele nie znałam.
W domu zorganizowana była stypa. Zeszłam wiec na chwilę, na prośbę innych. Miałam przywitać się z gośćmi.- skończyłam opowiadać
Marcin trzymał mnie za rękę mówiąc:
-kochana przestań, już wszystko rozumiem i przepraszam cię, że na ciebie nakrzyczałem. Jestem dzielna. Jestem pełen podziwu dla ciebie. Resztę opowiesz mi, kiedy indziej dosyć wrażeń na dzisiejszy dzień. Dziś jest niedziela, chodzisz do kościoła? Naturalnie nie wypuszczę Cię w tym stanie na mszę. – Marcin zmienił temat nie chciał żeby zadręczała siebie myślami.
- nie, nie chodzę do kościoła. Jestem chrześcijanką, tata ochrzcił mnie byłam nawet bierzmowana. Moja wiara jest jednak inna. Na mszę chodzę tylko i wyłącznie na pogrzeby rzadziej jednak na śluby nie, dlatego, że nie chce, ale zwyczajnie jest ich mniej. Nigdy przedtem, nie powiedziałam, że nie ma Boga. Nie wierze natomiast w wspólnotę kościoła. Duchowni wiele przed nami ukrywają, nie mówią nam całej prawdy. Zresztą panuje tam dziwna hierarchia, a przecież to bóg powinien sam o tym decydować, kto mu służy. Nigdy nie prosiłam Boga o nic dla siebie, prosiłam o zdrowie kogoś. Jednak Bóg mi tego nie dał. Zwyczajnie mi to zabrał, a ja prosiłam o wręcz, co innego. Po ty jak by to nazwać incydencje z Bogiem uwierzyłam, że wszystko, co mam mogę zawdzięczać tylko sobie, bo on, co najwyżej odebrał mi wszystkich, których kochałam. - Opowiadałam
- ze mną jest podobnie. Jestem chrześcijaninem, ale mój ojciec nie wierzył w Boga, matka natomiast przeszła z wiary swoich przodków na wiarę swojego przyszłego męża. Po to, aby mogła wyjść za mąż w kościele chrześcijański. Stała się wzorową owieczką boga. Mój tata jednak tego nie doceniał i nie chodził z nią do kościoła. Kiedy byłem mały uczęszczałem do kościoła co niedziele. Byłem bierzmowany, po przystąpieniu do tego sakramentu rodzice pozwolili mi zadecydować o swojej wierze. Przestałem chodzić do kościoła.
Marcin opowiadał, ja wstałam z łóżka i usiadłam na parapecie. Wpatrywałam się znów w morze i powiedziałam:
-zaczynam się bać siebie, dlaczego poszłam nad morze. Przecież jest późna jesień, a ja wyszłam na samej koszulce. Zawsze dbałam o swoje zdrowie, uważałam na zimno, bo miałam słabą odporność. Nie wiem, co mnie prowadziło, nie wiem, czym się kierowałam. Zdaje mi się, że coś wołało mnie abym weszłam do morza. Czy moja podświadomość namawiała mnie do samobójstwa?(...) Przypomniało mi się, że szłam brzegiem morza. Fale odbijały światło z pobliskiej latarni. Na morzu było widać śpiące łabędzie, zapamiętałam je, bo powinny już dawno odlecieć. Nie powinny być w tym właśnie miejscu, podobnie jak ja. Pamiętam również stadek na morzu, a może był to kuter rybacki. Spojrzałam w otchłań morza. Przerażał mnie. Nieskończony horyzont mieszał się z groźnym niebem. A w tedy… nie wiem, co dalej. Obudziłam się tutaj. Kiedyś, kiedy tato mój wyjechał na długo za granice w sprawach służbowych, miałam chyba 12 lat, pocięłam się. Nie chciałam się zabić, ale ból fizyczny sprawiał mi ulgę. Teraz było podobnie. Na początku czułam ból i zimno, ale potem jakby wszystko umilkło. Nie rozumiem siebie, co kierowało mną jak miałam 12 lat i co teraz. Uważam, że wtedy, kiedy miałam te 12 lat popełniłam największy błąd swojego życia. Przyrzekłam, że to się nie powtórzy a teraz to wraca. Dlaczego? Marcin, dlaczego?
- rozumiesz swoje błędy doskonale. Nie wiesz, co cię kieruje, ja też nie wiem. Było dobrze dopóki o nic nie pytałem. Zacząłem się zastanawiać czy jestem jedyną osobą, która się o ciebie teraz martwi. Nie kontaktujesz się z nikim, nie masz telefonu z sobą, człowiek nie może tak po prostu zniknąć ktoś w końcu będzie cię szukał. – Marcin jednak pytał
-planowałam wyjazd na jamajkę. Wszyscy mi doradzali, że mam wyjechać, bo za dużo siedziałam w domu. Ja więc zarezerwowałam bilety, ale nie chciałam jechać. Chciałam pobyć sama w mieszkaniu w ciszy i spokoju jednak napisałeś ty i pomyślałam, że przyjadę do ciebie. Nie chce wyjść na zbyt pewną siebie, ale ty potrzebowałeś takiej osoby, która cię będzie potrzebować. Szukałeś osoby, którą będziesz mógł wspierać, jednak te małe dzieci w szpitalu nie są kobietami.
Poszłam do łazienki. Przez cały dzień nabrałam już sił. Zresztą nic innego nie robiłam tylko leżałam na kanapie pilnowana przez Marcina. Weszłam pod prysznic, jak co dzień. Wycierając moje ciało zauważyłam, że nie wzięłam ze sobą koszuli nocnej
-Marcin, przynieś mi proszę moją koszulę, jest na fotelu! - krzyknęłam owijając się ręcznikiem. Jednak nie słyszałam głosu Marcina ani żadnych jego ruchów, które mogły mi mówić, że Marcin wykonuje to, o co go prosiłam.
Otworzyłam, więc drzwi, żeby wyjść po koszulę, postawiłam pierwszy krok na korytarzu i niespodziewanie wpadłam na Marcina. Otarliśmy się o siebie. Ręcznik, który był tylko zawinięty wokół mojego ciała spadł gwałtownie na ziemię. Stałam naga, i prawie wtulona w Marcina. Spojrzał mi głęboko w oczy. Wszystko mi się wydawało jakby trwało wieki. Poczułam dreszczyk na tyle pleców taki jak czułam, gdy któryś z moich mężczyzn całowało mnie po szyi. Sutki mi zesztywniały. Czułam jego perfumy. Miał zielone oczy, takie pełne nadziei. Patrzył dalej tylko w oczy, nie patrzył na mnie, a ja stałam naga przed nim. Nie ruszałam się, ja także patrzyłam mu w oczy. Nagle on odwrócił wzrok schylił się i podniósł ręcznik. Patrzył w bok, dopiero, kiedy podniósł się całkowicie patrzył mi dalej w oczy. Owinął mnie ręcznikiem. Okrywając przyciągnął mnie jeszcze bardziej do siebie, moja głowa spoczywała na jego ramieniu, słyszał jak prędko oddycham. Jego puls przyśpieszył. Przycisnął mnie do siebie, jeszcze bardziej, tym razem celowo. Czułam się jakbym zawisła na nim, urzekło mnie to, że nie patrzył, że mnie okrył. Oczy zaszły mi mgłą, zbladłam cała. Czułam jak Marcina dłonie trzęsą się. Krople wody spływały mi po ciele. Oboje mieliśmy krótkie oddechy. Obejmowałam go i wpijałam się palcami dłoni w jego plecy. Potem znów szukałam jego wzroku. Zamykałam oczy jakbym omdlała. Czułam rozkosz. Ta moc pożądania. Moje myśli szalały. Szukałam jego ust. Wtem miałam jego oczy przed moimi. Czułam muśnięcie na moich ustach, tak delikatne niczym dotyk motyla. Potem oboje jak byśmy lękali się słów i spojrzeń. Każde z nas bało się, że powie „nie”. Jednak pożądanie było silniejsze. Na jego ustach utopiłam ból, wszystkie złe myśli uciekły w otchłań. Miał takie miękkie usta. Jego język penetrował mnie to wolniej to szybciej. On całował mnie po szyi. Ja zaś delikatnie rozwiązywałam jego krawat, odpięłam koszulę. Pomógł mi ją zrzucić na poziomie ramion. Miał takie silne i dobrze zbudowane ramiona. Klatkę piersiową też miał równie atrakcyjną. Dłońmi głaskałam jego bicepsy i klatkę, tak jakbym chciała się przekonać czy na pewno oczy mnie nie mylą. Odchyliłam głowę, bo on wiedział, że chce, aby zszedł niżej. Zaczął całować mnie po piersiach. Zaś moje dłonie powędrowały niżej i opuściłam jego spodnie. Miałam problem z paskiem do spodni i uśmiechnęłam się. Pochwycił mnie nagle w ramiona i zaniósł do łóżka. Położył nagą i rozpaloną delikatnie niczym małe dziecko. Sam się jednak nie położył. Ja odwróciłam wzrok. Myślałam, że mnie zostawił, że przerwał coś tak pięknego. On jednak zasłonił rolety, zgasił światło i przyszedł do mnie. Wtuliłam się w niego. Leżeliśmy tak bez ruchu przez jakiś czas. Każdy z nas nasłuchiwał oddech. Puls był przyśpieszony. Rzuciliśmy się na siebie. Pieścił moje całe ciało. Gdy jego dłoń była na moim brzuchu, a czułam, że zniży się jeszcze poczułam dreszcze na całym ciele. Nie z zimna, ale z podniecenia. Ręce moje powędrowały poniżej jego pasa. Położył się na mnie i wszedł we mnie powoli. Spojrzał mi w oczy, ja skinęłam głową, że może zacząć. Kochaliśmy się to wolniej to szybciej. Marcin przystawał by spojrzeć mi w oczy i jakby chciał spytał czy nic mnie nie boli. Opiekuńczo poprawiał mi włosy, które spadały na moją twarz. Kochaliśmy się w ciemnościach. Jednak światło padało do pokoju z zewnątrz. Widzieliśmy zarysy naszych ciał. Nasze dusze spotkały się w innym wymiarze. Leżeliśmy potem tak jakby nasze ciała były jednością. Ja wciąż głaskałam jego kształtne ciało. On robił podobnie, jeździł palcem po talii, a to w górę, a to w dół. Potem znów zaczął mnie pieścić i całować. Ja całowałam go po szyi i bawiłam się jego uchem. Zaczął ssać moje piersi. Ja jednak dałam mu do zrozumienia, że mnie już wystarczy. Byłam zmęczona. Nie miałam już sił. Wyczerpał mnie całkowicie. Nagle poczułam ból wszystkich ran i wiedziałam, że należy zaprzestań wszelkich pieszczot. Wtuliłam się w niego, on okrył nas kołdrą i zasnęłam. Miałam twardy zdrowy sen. Dawno tak nie spałam.
Obudziłam się spojrzałam na drugą połowę łóżka. Marcina jednak nie było. Prędko przypomniało mi się, że dziś poniedziałek i z pewnością jest w pracy. Na stoliku nocnym stało przygotowane śniadanie. Moja kawa nie była zalana, było jednak w filiżance cukier i kawa. Wiedział, że lubię sobie pospać. Gorąca woda była w termosie bym mogła zalać kawę. Długo nie wychodziłam z łóżka. Miałam czas na przemyślenia. Zastanawiałam się, co o mnie myśli teraz Marcin. Czy nie ma mnie za łatwą dziewczynę? A ja nawet nie miałam zamiaru uwiedzenia go, gdy tu przyjeżdżałam. Nie kokietowałam go, czułam jednak, że coś miedzy nami iskrzy. To było coś wyjątkowego. Leżałam w łóżku przez parę godzin, miałam w głowie mętlik. Usłyszałam kroki Marcina na klatce schodowej poszłam wiec do korytarza i czekałam, aż wejdzie. Stałam jak słup nie ruszając się. Czekałam na jego ruch. On wszedł do mieszkania zdjął kurtkę i przeszedł koło mnie bez żadnej czułości jakby nigdy nic. Stałam osępiała przez jakiś czas. Potem pobiegłam z płaczem do kuchni.
-Kochanie, co się stało, czemu płaczesz?. – rzekł Marcin. Ja jednak nic nie mówiłam i płakałam. Sama nie wiedząc, czemu. Doszło do mnie to jak bardzo bałam się kolejnego zbliżenia z mężczyzną. Jednak mimo strachu oddałam się niekontrolowanie. Był to jakby zwierzęcy głód. Potrzebowałam czułości. Nagle doszły do mnie słowa jego. Powiedział do mnie po raz pierwszy kochanie, owszem mówił „kochana”, ale nikły nie kochanie.
-czy jest to wiązane na naszą wspólną nocą? Chyba nie był to twój 1 raz. – Kontynuował. A ja wycierając nos zaczęłam mówić.
-nie, nie był to mój 1 raz i o to chodzi. Można powiedzieć, że się nie szanowałam. Po śmierci ojca czułam się samotnie. Zresztą przez całe życie czułam się samotnie. Ale przez te całe moje nędzne życie uważałam, że powinnam się hamować uważać no moje dobre imię i nie szargać nazwiska ojca. Kiedy tata umarł postanowiłam zmienić swoje życie. Głęboko wierzyłam, że jak sprzedam dom, w którym w sumie czułam się obco to zapomnę. Wyprowadziłam się z małej mieściny, w której mieszkałam przez całe życie. Firmę ojca powierzyłam jego doradcom. Nie interesowały mnie jej obroty, ważne, że miałam się, z czego utrzymać. Kupiłam małe mieszkanie. Jakimś cudem zdałam maturę. Do samej matury nie uczyłam się wcale. Nie byłam w stanie skupić myśli. Wcześniej byłam dobrym uczniem a wiedzy nabytej na lekcjach tak prędko się nie zapomina.
-dalej nic nie rozumiem – Marcin kiwał głową
-nie przerywaj mi proszę. Wiec uciekałam, tak jak uciekał wcześniej mój tata. Budował on, co parę lat nowy dom, każdy jednak mu nie odpowiadał, w każdym z nich brakowało kobiecej ręki, kobiecych bibelotów porozstawianych po domu. Jednak nie przyniosło mi to ulgi. Spotykałam się z chłopcem. Zaszłam w ciąże.
-czy ty….? – z przerażeniem w oczach zaczął pytać Marcin. Patrzył na mój brzuch, który był idealnie płaski.
-kiedy zaszłam w ciąże byłam przerażona. Dotarło do mnie, że zawiodła ojca. Przecież ja planowałam sobie inaczej życie. Najpierw miała być matura potem studia, praca a potem mąż i dziecko. A tu maleństwo pojawiło się już teraz. Jednak prędko zdałam sobie sprawę, że jest to dar od boga. Byłam samotna a teraz miało przyjść na świat moje własne dziecko. Czułam się cudownie. Przez parę dni siedziałam myśląc czy dam sobie radę. Czy na pewno podołam takiemu wyzwaniu? Czy będę dobrą matką i czy pokocham dziecko? Nie widząc, że już je kocham. Głaskałam z czułością swój brzuch. Mówiłam do maleństwa. Kupiłam ksiązki dla przyszłych matek. Wybrałam nawet imię. Byłam w tedy najszczęśliwsza. Większość dziewczyn było by załamanych. Ja na początku byłam przerażona, ale to dziecko było dla mnie darem. Pewnej nocy poczułam silne ukłucie w brzuch. Zwijałam się przez parę godzin z bólu. Miałam w oczach strach. Nie chciałam tego. Z samego rana, kiedy ból ustał, poszłam do kościoła. Pomodliłam się o zdrowie dla dziecka. Potem poszłam do lekarza, gdzie usłyszałam, że moje dziecko nie żyje. Zwyczajnie umarło we mnie. Mój organizm był za słaby, żeby utrzymać w sobie życie. Wyszłam od ginekologa. Chodziłam po mieście godzinami, zapłakana. Właściwie nie pamiętam, co się działo ze mną cały dzień. Po raz pierwszy w życiu poczułam nienawiść, nienawiść do całego świata i do boga. Bo jakim prawem dał mi coś tak pięknego i zabrał mi to. Pozwolił pokochać, uwierzyć w szczęście i zwyczajnie zabić dziecko we mnie. Kiedy chodziłam po małych uliczkach podeszła do mnie obca kobieta, miała koło 30 lat. Podała mi chusteczkę i spytała się, co się stało. Opowiedziałam jej wszystko jak prawdziwej przyjaciółce. Ona przytuliła mnie niczym matka. Powiedziała mi, że stało się tak, bo byłam gotowa na to dziecko, że widzi, że była bym dobrą matką i że nic nie dzieje się bez przyczyny. Ja jednak nie rozumiałam tych słów. Do dziś nie rozumiem. Jednak pomogło mi, bo się wyżaliłam.
- a kto był ojcem dziecka?
- może to dziwnie za brzmi, ale nie wiem. W moim życiu było wielu chłopaków. Do łóżka poszłam z dwoma. Spotykałam się jeszcze za życia ojca z chłopakiem rok starszym. Jednak mój związek z nim był dziwny. Lubiliśmy z sobą spędzać czas, w pewien sposób było nam dobrze. Jednak, kiedy zmarł mój tata nie miałam w nim oparcia. Kłóciliśmy się coraz częściej. Jedyne, co nam się układało to życie łóżkowe, choć to nie zawsze, bo byłam za bardzo spięta. Po półtorej roku naszej bliżej znajomości postanowiłam przerwać to wszystko. Potem poszłam do łóżka z Rafałem. Tata przedstawił mi go na bankiecie jako przyszłego męża dla mnie. Powiedział jednak, że nie będzie mnie do niczego zmuszać, ale wie, że Rafał będzie dobrym mężem dla mnie. Gdy go poznałam miałam jakieś 17 lat i nie myślałam o tak dalekiej przyszłości, jaką jest małżeństwo, utrzymywałam jednak z nim kontakt. Był mi bliskim przyjacielem. Był on już po studiach, skończył tą samą uczelnie, co mój tato. Po rozstaniu z Tomkiem, bo tak miał na imię chłopak, z którym spędziłam swój pierwszy raz, zaczęłam spędzać coraz więcej czasu

~wbrewzasadom.fbl.pl

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 12059 słów i 65333 znaków.

4 komentarze

 
  • dina

    Popłakałam się,kiedy czytałam przemówienie ojca Olgi. Boskiee

    12 lip 2016

  • pisz,tak,dalej

    Dawaj kolejną część

    27 mar 2016

  • astronautka

    szkoda że tylko jedną część można by mawiać jeszcze dalsze losy olgi i marcina

    2 kwi 2013

  • Karo

    Swietneee :)

    28 mar 2009