Przypowieść o potędze miłości

Jest to przypowieść nawiązująca do słów osoby, która jest patronem mojej szkoły. Na wstępie chcę dodać właśnie to, ponieważ pokazuje jak bardzo jest potrzebne wsparcie drugiej osoby. ;)



     Upadając coraz niżej, chwytała się przedmiotów, by nie upaść całkowicie. Marika nie wyróżniając się z tłumu, zawsze zaczytana książkami i niesamowita śpiewaczka. Jej oczy pełne blasku potrafiły oczarować każdego. Coś cudownego kryło się za tą małą, cichą dziewczynką.  
     Zimowy bal mógł być dla niej ostatnią wspólną zabawą z rówieśnikami. Piękne suknie, maski, kostiumy. Coś, co wiele osób uwielbia, chowają prawdziwą swoją osobą za przebraniem. Całą noc przetańczyła z Miłoszem. Ich twarze ukryte za maskami przez które przedostawały się cudowne spojrzenia. Nutka romantyzmu nie uwolniła swojego zakończenia. Wielkość uczuć trzymała ich przy sobie w każdej chwili balu. Piękne rozpoczęcie ich znajomości rozwijała się z dnia na dzień. Dzięki niemu chciała walczyć z chorobą. Każda chwila przepełnione miłością. Dla niej czas był jak skarb. Co dzień przed szkołą razem chodzili do kościoła, modląc się o zdrowie dziewczyny. Dzięki jej osobie Miłosz zmienił całe swoje życie, podejście do niego. Stał się człowiekiem pomocnym. Potęga jej miłości utrzymywała ich w wierze, że będą jeszcze razem przez długi okres. Mijały tygodnie, dziewczyny organizm słabł z każdym dniem. Wciąż potrafiła patrzeć na niego, tym cudownym spojrzeniem pełnym szczęścia i miłości. Pomimo wszystkiego potrafiła cieszyć się z chwili, które z nim dzieliła. Nie opuszczali ani jednego dnia od modlitwy. Klęcząc przed samym ołtarzem przy złożonych dłoniach i zamkniętych oczach, trwali w modlitwie przez długi czas. Kiedy odchodzili, on zatrzymał się na środku kościoła, a przez jego usta przedostały się słowa:  
, , Ta choroba nas nie osłabi, kiedy miłość będzie z nami, a śmierć nie zdoła nas rozłączyć." Na następny dzień Marika trafiła do szpitala. Jej stan był coraz cięższy. Miłosz nie odchodził od niej. Milcząca w wierze i powadze sytuacji, ona wciąż potrafiła patrzeć na niego tym cudownym spojrzeniem, jakby wiedziała, że wszystko jeszcze się ułoży. Gdy przychodził czas, w którym wspólnie się modlili, on udał się do kościoła. I tak mijały dni, kiedy sam przychodził i trwale się modlił. Nic tak nie liczyło się jak jej zdrowie. Ksiądz zobaczywszy go samego przed ołtarzem, podszedł do chłopak.  
- Modlisz się sam od kilku dni, a gdzie jest ta dziewczyna?  
- Modlę się o jej zdrowie, kiedy ona walczy o swoje życie.  
- Synu, Bóg wam pomoże, on nad nią czuwa. Twoja miłość jej wielka. Ona ma dla kogo żyć. - Odchodząc, podał mu swoją dłoń. - Módl się wytrwale, a Bóg cię wysłucha.  
I modlił się jeszcze długi okres czasu, a wychodząc powtórzył słowa, dodając:  
"Ta choroba nas nie osłabi, kiedy miłość będzie z nami, a śmierć nas nie rozłączy i długo będziemy razem. Boże mój drogi, dokonaj cudu."  
Po pewnym czasie jej stan się poprawiał. Czyżby to cud? Czyżby Bóg wysłuchał jego prośby? Dostała drugą szansę od losu by cieszyć się razem z Miłoszem.  
     Gdy pragniemy kogoś tak bardzo mocno jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Nasze serce i dusza mają potężną moc, ale musimy umieć z niej korzystać. Marika dostała drugą szansę by cieszyć się miłością. Dostała ją tylko dlatego, ponieważ Miłosz znał swoją potęgę, mierzył ją miarą swojego serca. Tak jak mówią słowa św. Jana Pawła II, , Człowieka trzeba mierzyć miarą serca''. Dajmy ludziom to czego pragną, na co zasługują bo szczęście do nas wróci. Róbmy tak, abyśmy mogli tego dokonać.

Saamonta

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 706 słów i 3814 znaków.

1 komentarz

 
  • kaktus

    Bardzo ciekawie napisane. Tekst jest złożony z krótkich zdań. Krótkich, ale przenoszących wiele, uczuć, bezsłownych relacji i wrażeń. Bardzo się mnie podoba.

    21 sie 2016