Przeźroczysty

Przeźroczysty-Spójrz na swoje ręce - karci mnie ojciec, mrużąc wściekle oczy. Nieobecnie wpatruję się w swoje poranione dłonie. Lepka, czerwona maź kapie na jasne panele.  
-Brzydzę się tobą! Spójrz, co zrobiłeś! - wskazuje długim palcem na mętną kałużę. Uśmiecham się.
-Pierwszy raz od wielu miesięcy zwróciłeś na mnie uwagę - mój ochrypnięty głos sprawia, że ojciec sztywnieje. Nie pamiętam, kiedy ostatnio używałem swoich strun głosowych. Nie było takiej potrzeby. Spoglądam mu prosto w oczy. Nie boję się. Krew nadal spływa po moim pobielałym nadgarstku. Nie wytrzymuje spojrzenia, obraca głowę w bok, podchodząc do okna. Łapie się za głowę.
-Jesteś obłąkany! - jego krzyk odbija się echem. - Czemu nie możesz docenić tego, co masz, jak inni nastolatkowie? - nie patrzy na mnie, jest zwykłym, pieprzonym tchórzem. Wstydzi się mnie, przecież wiem, że nie takiego dziecka chciał.  
-Może dlatego, że żadne konsole, płyty, firmowe ubrania, buty nie zastąpią mi twojej obecności? - nie spuszczam z jego twarzy wzroku. Widzę, jak zamyka oczy i mocno zaciska pięści.  
-Haruję, jak wół, robię co mogę, aby żyło nam się lepiej a ty masz czelność jeszcze narzekać? Nie jesteś już małym dzieckiem! - piorunuje mnie wzrokiem. Wiem, że gdyby mógł udusiłby mnie gołymi rękoma.  
-Wiek nie ma tutaj żadnego znaczenia. Każde dziecko potrzebuje wsparcia i obecności rodzica, niezależnie od tego, ile ma lat.  
-Zostaw dla siebie te swoje durne gadki. Posprzątaj po sobie i najlepiej zajmij się czymś pożytecznym - każde jego słowo ocieka nienawiścią. Zaciskam zęby i zamykam oczy. Słyszę głośne kroki i dźwięk zamykanych drzwi. Warto było spróbować. Spodziewałem się tego, choć słaby płomyk nadziei palił się gdzieś głęboko w moim sercu. Teraz zgasł, słowa ojca zniszczyły go doszczętnie.  

     
To moje ulubione miejsce. Park jesienią wygląda niesamowicie. Kolory kontrastują z szarością, którą jestem. Nie rzucam się w oczy, dobrze mi z tym.  
Para staruszków podąża aleją za rękę. Uśmiechają się a chwilę potem stykają głowami. Przejaw ich uczuć wywołuje zazdrość, więc odwracam głowę. Kolejny błąd. Wysoki mężczyzna z czterolatkiem na baranach. Wokół nich rozciąga się aura szczęścia, która z każdą chwilą próbuje mnie zgnieść, aby nie pozostało po mnie nic oprócz garstki pyłu. Zamykam oczy. Dłoń niemiłosiernie daje o sobie znać.  
-Nic panu nie jest? - do moich uszu dolatuje kobiecy głos. Wpatruję się nieobecnie w błękitne tęczówki pięknej dziewczyny. Zakłopotana pociera zaczerwieniony policzek.  
-Twoja ręka - wskazuje na głęboką ranę, która przestała obficie krwawić. Uśmiecham się.  
-Margaret!  
Dziewczyna gwałtownie obraca głowę w bok. Jej oczy zachodzą mgłą. Niewyraźna sylwetka przywołuje ją ręką. Rzuca mi przepraszające spojrzenie a potem ucieka. Popycha przechodniów, by jak najszybciej dotrzeć do niewyraźnego kształtu, który wołał ją po imieniu. Wzdycham. Wstaję, rozglądając się dookoła. Setki twarzy, setki głosów, setki myśli, setki uczuć, setki emocji które zlewają się w jedno. Wybieram wąską alejkę. Nikt tamtędy nie spaceruje. Potrzebuję ciszy. Pragnę jej, jak spragniony wody. Wibrujący telefon w spodniach wyrywa mnie z rozmyślań.  
-Dlaczego do cholery nie zmyłeś tej krwi z podłogi?! - mam wrażenie, że pękają mi bębenki.  
-Pierdolę to - satysfakcja w moim głosie wyraźnie się ujawnia. Uśmiecham się.
-Że co proszę? - wyobrażenie gotującej się krwi w żyłach ojca sprawia mi jeszcze większą radość.
-To, co słyszałeś. Pierdolę to, pierdolę ciebie, pierdolę wszystko wokół. Beze mnie będzie ci lepiej, oboje to wiemy. Nie wrócę już do domu, nigdy - mój głos zamraża wszystko dookoła. Nie czekam na kolejny wybuch ojca, po prostu się rozłączam. Wrzucam telefon do małego stawu. Chlup. To już przeszłość, którą definitywnie od siebie odciąłem.  
Nikt nie lubi być odepchnięty, pozostawiony sam sobie. Może w końcu ojciec zrozumie swój błąd, który popełniał od wielu lat. Być może, ale już mnie nie zobaczy, nie będzie mógł mnie przeprosić. Już nigdy nie pokażę się mu na oczy. Za dużo cierpienia kazał mi znosić przez te wszystkie dni, miesiące, lata. Wszystko w życiu ma swój własny koniec. Moja miłość i szacunek do niego właśnie wygasły. Stracił syna, bezpowrotnie. Dziecko, które za każdym razem sprawiało mu kłopot. Brak jego obecności - powód do sprawiania problemów.  
Dorośli zapominają często, że gdzieś pod warstwą obojętności i "dojrzałości", którą myślą, że dostają w gratisie po przekroczeniu pełnoletności, wewnątrz są bezbronnymi dziećmi. W biegu do pracy gubią najważniejsze wartości zapewniające im szczęście. Stają się nerwowi i agresywni. Nie doceniają tego, co dało im życie. Chcą czerpać z niego więcej i więcej. Pragną wycisnąć z codzienności wszystko, wraz z resztkami, które pozostawił po sobie los.
Zawracam. Myślę o błękitnookiej dziewczynie. Jej piegowatym nosie i gęstych, blond włosach. Była niczym anioł. Zjawiła się tak nagle, tak szybko. Spadła z nieba, chcę w to wierzyć. Spoglądając jeszcze raz na rozciętą rękę przypominam sobie dokładnie kształt jej malinowych ust, które rozchyliły się na chwilę, by zapytać mnie czy wszystko ze mną dobrze. W całym swoim dotychczasowym życiu nie doświadczyłem jakiejkolwiek troski ze strony ludzi. To było miłe. Ekstrawagancja, na którą przez chwilę było mnie stać. Ta ulotna chwila sprawiła, że zachciało mi się żyć. Ojciec, krzyk, obojętność - wszystko to odeszło gdzieś w najciemniejsze zakamarki moich myśli, teraz była Margaret. Tylko ona zauważyła mnie pośród tylu intensywnych barw. Chcę ją odnaleźć i zrobię to, choćbym musiał szukać długie lata.  


Była tam. Widziałem ją. Szarpała się z kimś. Po białej sukience zostały tylko strzępy. Jej policzki lśniły od łez. Miałem ochotę tam podbiec, oderwać ją od brudnych łap nieznajomego, ale nasze oczy się spotkały. W jednej sekundzie odnalazła mnie stojącego pośrodku drzew. Ostrzegawcze spojrzenie. Zamarłem w bezruchu, niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Błękitne tęczówki prosiły o odejście. Nie chciała, żebym tam był. Doskonale to wyczuwałem. Spuściłem tylko głowę, nie mogąc w to uwierzyć a potem odszedłem.  


Byłem głupi odchodząc. Żałuję tego. Żałuję, że nie zrobiłem choćby najmniejszego kroku w jej kierunku. Teraz nie wiem gdzie jest. Nie wiem czy cierpi, czy dotarła tam, gdzie jej miejsce. Jestem głupi. Jestem pierdolonym tchórzem tak, jak mój ojciec.  
Wracam do wąskiej alejki. Nie ma już nic, co potrafiłoby mnie ucieszyć. Zaprzepaściłem szansę, drugiej już nie dostanę. Wzdycham. Wkładam dłoń do kieszeni w poszukiwaniu czegoś, co da mi ukojenie. Wyciągam nerwowo małą, błyszcząca żyletkę. Słowa ojca wirują gdzieś w mojej głowie - "brzydzę się tobą!" Kiwam głową, siląc się na uśmiech. Wiem, tato.  
Przykładam lśniące ostrze do do drugiego nadgarstka. Zamykam oczy i tnę, czując gorzki smak bólu. Zaciskam zęby, tnąc jeszcze głębiej. Czuję spływającą, ciepłą krew, nie muszę otwierać powiek.  
-Nie rób tego, masz takie piękne dłonie - słyszę za sobą. Zamieram. Żyletka spada z cichym brzdękiem na betonowy murek. Czerwień pięknie kontrastuje z moją bladą skórą. Nie muszę się odwracać, żeby poznać ten anielski głos a mimo to się obracam. Piękne, niebieskie oczy spoglądają na mnie smutno. Podchodzi do mnie bez słowa. Chwyta delikatnie w swoje dłonie moją rękę a potem przytula ją do swoich piersi. Krew przenika przez biały materiał jej bluzki. Chcę cofnąć dłoń, widząc czerwoną plamę, ale ona kręci głową.
-Nie rób już tego, proszę. Nie rób sobie krzywdy - szepcze. W jej oczach czai się nadzieja i lęk. Uśmiecham się smutno, sięgając palcem jej piegowatego policzka.  
-Myślałem już, że nigdy cię nie odnajdę.
Łzy moczą jej piękną twarz.  
-Ja też z czasem zwątpiłam - uśmiecha się. - Teraz już nie musimy się o nic martwić. Wspólnie skrywamy ten sam sekret - podciąga białe rękawy, pokazując pocięte nadgarstki. Bez zastanowienia przytulam ją do siebie. Teraz już wiem. Oboje jesteśmy dla siebie ocaleniem. Nadzieją, która znów przywołuje słońce. Uśmiecham się przez łzy. To anioł. Anioł, któremu udało się sprawić bym na nowo uwierzył w dobro, szczęście i miłość.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1571 słów i 8649 znaków.

2 komentarze

 
  • Malolata1

    Na pewno, potrzeba tylko pomysłu i weny. :)

    28 cze 2014

  • Ciafu

    Super! Nareszcie doczekałam się jakiegoś Twojego opowiadania ^^ Mam nadzieję, że będzie kolejne? :-)

    26 cze 2014