Może w piątek? N."
Jadąc do pracy, nagle uświadomiłam sobie, że Artur mi się podoba. Na początku był nachalny, wtedy jak kupowałam lody, ale ja nie lubię spędzać czasu wśród ludzi pozbawionych charakteru. Bo sama jestem dosyć pyskata. Taka już jestem. Dlatego tak się męczę w tej durnej pracy...
Zajęłam swoje stanowisko i jeszcze raz spojrzałam w ekran telefonu, bo czekałam na odpowiedź. Przyszła.
"O tej samej porze?"
"Może być "
I tyle po moim sms-owaniu, bo zobaczyłam Michała, który szedł w moją stronę.
-Nie oczekuję od pani siedzenia sobie i patrzenia w smartfona. Przychodzi tu pani po to, żeby pracować.
-Tak wogóle to dzień dobry, mi też miło pana widzieć - nie mogłam oprzeć się pokusie, żeby nie wytknąć mu braku kultury osobistej.
Pochylił się nade mną i spojrzał mi głęboko w oczy. Trwało to jakieś 30 sekund, ale dla mnie prawie całą wieczność...W końcu się odezwał półszeptem:
-Wiesz Natalio, jak nie znoszę braku rzetelności. - Natalio? A od kiedy to my niby jesteśmy na ty? Co on chce przez to powiedzieć? Stwierdziłam, że nic mu nie odpowiem, ale nie zamierzałam spuszczać głowy. Patrzyłam beszczelnie i wyzywająco w jego oczy. Muszę być pewna siebie, nie dać sobą manipulować temu pajacowi. Uśmiechnął się krzywo i dodał - Wracaj do pracy. -Już myślałam, że da mi spokój, ale cofnął się i znów do mnie zbliżył i wyszeptał - Masz szczęście, że jesteś ładna, bo gdyby nie to, to nie wiem jak długo byś tu została.
Co za odrażający dupek! Najchętniej to rzuciłabym w niego każdą możliwą rzeczą, która znajdowała się na moim biurku; dziurkaczem, myszką, notesem, długopisami, kto wie, może nawet monitorem. Rozwścieczył mnie. Co on sobie wyobraża? Co to do cholery miało znaczyć?
Ciekawe, czy mogę to zgłosić jako nadużycie? Hmm...gdyby załatwić tak go na amen...
Dobra, lepiej wezmę się do pracy, żeby się mnie już nie czepiał.
*
Po pracy od razu przyjechałam do Magdy.
-O której dokładnie ma przyjechać?
-Będzie za jakieś dwie godzinki, a co? - powiedziała nie odrywając się od krojenia warzyw.
-Myślisz, że będzie zły? - Nagle zastygła w miejscu.
-Ale o co? Co masz na myśli?
-No, że u was się zatrzymałam...mówiłaś mu już o tym?
-Jeszcze nie, ale Nata, nie przejmuj się jego reakcją. Jesteś moją siostrą i bez względu na to co mój mąż myśli, zawsze Ci pomogę. I zawsze stanę w Twojej obronie. Obydwoje jesteście dla mnie teraz najważniejszymi osobami na świecie, więc nie pozwolę wam na kłótnie. - uśmiechnęła się. Ale za tym uśmiechem kryło się jeszcze jakieś zmartwienie. Znałam ją, jak nikt inny. Mnie nie oszuka.
-Magda, wydarzyło się coś ostatnio, o czym mi nie mówisz?
-Nie wiem o co Ci chodzi.
-Siostra, spójrz mi w oczy.-mówię do niej spokojnie. Ona po chwili przerywa przygotowanie kolacji i staje naprzeciwko mnie. - Wydaje mi się, że nie jesteś ze mną do końca szczera...Mam wrażenie, że jesteś spięta, przed jego przyjazdem...pokłóciliście się?
Patrzy na mnie w milczeniu.
-Magda, widzę, że coś jest nie tak. Mi możesz powiedzieć. Moich problemów prawdopodobnie i tak nie przebijesz. -uśmiechnęła się lekko.
-Rzeczywiście, jest coś o czym nie wie. I o czym ty nie wiesz...ale...nie wiem jak to powiedzieć...jak się do tego zabrać...
-Mamy dwie godziny, tak? Po kolei, na spokojnie opowiedz co Ci leży na sercu.
-To nie takie proste...pamiętasz jak kilka lat temu stwierdzili, że mamay bardzo małe szanse na dziecko?
-No i... - ponaglam ją.
-Ostatnio trochę się pokłóciliśmy...Robert oskarżył mnie o zdradę...
-Co? Ale ty tego nie zrobiłaś? Nie zrobiłaś, prawda?
-Nie. Był taki jeden, mój kolega, zabiegał o moje względy...to znaczy, chyba się we mnie zakochał...i się pocałowaliśmy, ale Nata, przysięgam tylko jeden raz. Powiedziałam mu, że mam męża i jestem z nim szczęśliwa...
-A on co? Nie chciał się odczepić?
-Napisał list i Robert go przeczytał. Napisał w nim jakieś brednie, że mnie kocha itd, i o naszym pocałunku...chyba użył słów: "chciałbym jeszcze raz skosztować twych warg" czy coś w tym rodzaju i Robert od razu na mnie naskoczył...
-A co do tego wszytkiego ma wasza bezpłodność?
-Bo...ja...chyba jestem w ciąży...przynajmniej tak wychodzi z testu, który kupiłam w aptece.
-To cudownie! Zostanę ciocią! - o mało co nie zaczęłam skakać z radości, ale smutna mina Magdy mnie powstrzymała. - O co chodzi?
-Jestem pewna, że dziecko jest Roberta. Ale on uważa, że go zdradziłam, co jeśli uzna, że...
-...to nie jego dziecko? - kończe za nią cicho. O to się martwiła...
-A kiedy się dokładnie kłociliście, a kiedy kochaliście?
-Nata!
-Co? Wiem to wasza sprawa, ale zastanów się. Jakoś musisz mu to wszystko logicznie przedstawić, tak żeby nie miał wątpliwości.
-Cóż...kłóciliśmy tydzień temu, a kochaliśmy się chyba dzień czy dwa przed tym głupim listem...
No to mały problem. Ale jestem pewna, że sobie poradzi, na pewno mu to jakoś wyjaśni. Wogóle jak on śmiał mieć wątpliwości?
-Magda, na pewno dacie radę. Ja tu będę, pomogę Ci mu to wytłumaczyć... - spojrzała na mnie nieco ironicznie. Zapewne dlatego, że doskonale zdawała sobie sprawę z moich relacji z Robertem.
Postanowiłam już nie zadręczać jej tym tematem, pomagłam jej przygotować posiłek. Nakryłyśmy do stołu, Magda kupiła nawet kwiaty, żeby postawić na stole, aby wygladało bardziej uroczyście. Jak ona się dla niego starała...no w sumie to chyba cecha rodzinna, bo ja dla Daniela też się starałam. Nawet jak się kłóciliśmy, to cały czas starałam się. Prasowałam koszule, gotowałam obiadki, przygotowywałam śniadanka do pracy...
Zawsze po kłótni godziliśmy się seksem.
Czego do cholery mu brakowało? Nadal tego nie pojmuję...było zbyt nudno? No ale co zrobić, każde do pracy musiało chodzić, bo z czegoś było trzeba się utzrymać...kochalismy się często, więc nie mógł mi zarzucić, że go zaniedbywałam w tej kwestii.
Ciekawe jak było z Magdą i Robertem? Szczerze, to czasem myślałam, że Robert nie zasługuje na moją siostrę. Ona jest wzorową kobietą. Niczego jej nie brakuje, nawet jak się wykłóca, to znajduje rozsądne argumenty. A on bywał czasem zbyt wybuchowy. Jak zaczynął naskakiwać na nią, a ja byłam w pobliżu, to zwracałam mu delikatnie uwagę, często zaznaczając moje poparcie dla siostry. Wtedy całą złość przelewał na mnie...przynajmniej kłócił się ze mną, a nie z Magdą. Uważam też, że ona jest od niego bardziej inteligentna. On może i nadrabiał troche wyglądem, ale jednak nigdy jej nie dorówna w pewnych kwestiach. Może po prostu tak myślałam ze względu na moje więzi rodzinne, a Roberta traktowałam trochę jak obcego, który w tą rodzinę wkroczył. Naprawdę kiedyś tak myślałam. Z czasem mi przeszło...Ale jak napięcie trwało niegdyś między mną, a mężem mojej siostry, tak to napięcie trwa po dziś dzień.
Denerwowałam się równie mocno, przed jego przyjściem, co Magda. Nie tylko ze względu na to jak na mnie zareaguje...martwiłam się, że zaczną się awanturować, a to nie wpłynie na nią zbyt dobrze, zwłaszcza jak jest w ciąży.
Miałyśmy wszystko przygotowane, stół nakryty, obiad gotowy, mieszkanie wysprzątane. Taka żona to skarb, jak można jeszcze jej robić jakieś wyrzuty.
Wzdrygnęłam się, jak usłyszałam, że wchodzi do mieszkania. Oby zachowywał się normalnie.
-Cześć, wróciłem! - dociera do nas jego krzyk z przedpokoju. Przeszedł do salonu, po czym stanął jak wryty na mój widok. - Hej, Nata. Co ty tu robisz?
-Nie mogę już odwiedzać własnej siostry? - burknęłam.
-Jest środa, nie mogłyście się umówić na piątek? Albo weekend? Prawie nigdy nie przychodziłaś tutaj w środku tygodnia.
-Robert, jest taka sprawa...- usłyszałam Magdę. Była zdenerwowana.
On spojrzał w jej stronę i jakby chwilę się namyślał, ale podszedł do niej i ją przytulił. Wyszeptał jej coś do ucha, nie wiem co, bo nie słyszałam. On na pewno nie chciał żebym słyszała. Magda uśmiechnęła się z ulgą. Ale chyba szybko przypomniała sobie jeszcze o mnie, bo zerknęła na mnie, a potem na swojego męża.
-O co chodzi?
-Natalia zostanie u nas kilka dni. W zasadzie to jest tutaj od poniedziałku.
-No dobra. - powiedział spokojnie. - A mogę wiedzieć dlaczego? Chyba ma swoje własne mieszkanie? I męża, z tego co wiem.
-Właśnie z tym moim męzem jest problem - odezwałam się. Spojrzał na mnie pytająco. - Bo chce się z nim rozwieść...
-A czemu? Pokłóciliście się? Nie mógł z Tobą już wytrzymać?
-Robert - upomniała go Magda.
-Bardzo śmieszne. To nie ja zawiniłam.
-A to nowość -prychnął złośliwie. Boże, przyszedł dopiero 5 minut temu, a ja już miałam go serdecznie dosyć.
-Zdradzał mnie. Przyłapałam ich przedwczoraj. - mówię cicho, trochę naburmuszona jego słowami. Robert wyprostował się na krześle i przyglądał mi się w milczeniu. - Co? Skończyły Ci się pomysły na złośliwe uwagi?
-Nie, one nigdy mi się nie kończą. Nata, przykro mi. Naprawdę. - O jejuniu, on ma jednak serce! Nie, tego to się nie spodziewałam...jeszcze zabrzmiało tak szczerze...zaskoczył mnie. Może przez to, że sam ostatnio myślał, że został zdradzony i rozumiał przynajmniej po części mój ból? Takich słów nigdy od niego nie słyszałam..."przykro mi"...hm, powinnam była to nagrać.
-Mogę zostać trochę u was? - pytam ostrożnie, korzystając z chwili, kiedy jest dla mnie uprzejmy...
-Tak. Jak nie będziesz mi wchodzić w drogę, to jakoś Cię zniosę...
Aż wstałam i musiałam objąć go za szyję. Kiedyś zdarzało mi się u nich zostawać na noc, a on zawsze mi robił mnóstwo wykładów dotyczących mojej nieodpowiedzialności i bla bla bla. A tym razem po prostu się zgodził.
-Dobra, mówiłem nie wchodź mi w drogę, tzn. trzymaj się na odległość, już wystarczy...-mówił zduszonym głosem, bo tak mocno ściskałam. W końcu puściłam a on odetchnął głośno z wyraźną ulgą.
Magda podała obiad. Robert mówił o swoim wyjeździe, ale było to tak nudne, że nawet nie pamiętam czego ten wyjazd dokładnie dotyczył. Przy deserze, popijając winem wypaliłam:
-To jak to z Wami jest? Pogodziliście się już? - kusiło mnie, żeby zapytać. Robert posłał mojej siostrze gniewne spojrzenie.
-Ona wie?
-Tak - odpowiedziałam za nią. - No wiesz, ja się jej zwierzyłam z moich problemów, trochę alkoholu i zmusiłam ją, żeby powiedziała mi o swoich. Solidarność jajników, czy coś tam...
-Przyznała Ci się o swoim romansie?- powiedział oschle. A ja zakrztusiłam się winem.
-Nie było żadnego romansu - mówię, widząc jednocześnie zakłopotanie Magdy. - Ale to i tak nieistotne, skoro się pogodziliście...- dodaję cicho. Robert ma spuszczony wzrok. Cholera, cały czas ma wątpliwości co do wierności mojej siostry...widzę to.
Magda wstała, zebrała talerze i odstawiła do do zlewu.
-Nie wiem jak wy, ale ja czuję się zmęczona. Pójdę się umyć i położę się spać. - powiedziała szybko i ewakuowała się do łazienki. Robert zdawał się nie zwracać na nią uwagi. Jak wyszła, postanowiłam, że z nim poważnie porozmawiam.
-Słuchaj, jeśli by Cię zdradziła, wiedziałabym. Znam doskonale swoją siostrę, dłużej niż ty. Wiem kiedy mówi prawdę, a kiedy kłamie.
-Czyżby? - mówi pod nosem.
-Dobra, powiem Ci co wiem. Jakis facet ją prześladował, pocałował raz, a ona go od razu odepchnęła. Ograniczyła z nim kontakt do minimum, on przysłał jakiś desperacki list, który ty przeczytałeś...ale gdyby jej na nim zależało, to nie wyrzuciła by tego listu.
-Widziałem ich wtedy, w kawiarni. Zupełnie przypadkiem, przechodziłem obok. Dostrzegłem Magdę i chciałem do niej podejść, przywitać się. Ale ktoś siedział na przeciwko. Pomyślałem, że to pewnie spotkanie biznesowe...Nata ten pocałunek nie wyglądał na nic nieznaczący. Widziałem jak na niego patrzyła... - musiał czuć się naprawdę zraniony, skoro mi o tym mówił.
-Ale przyznała Ci się do wszystkiego?
-Dopiero wtedy, gdy przyszedł list.
-No wiesz, głupio jej było przyznać się, że pocałował ją jakiś inny facet. Pomyśl, jak ty byś się zachował na jej miejscu.
-Gdyby powiedziała mi o tym przed tym listem...nie zdenerwowałbym się tak bardzo...ale...musisz przyznać, że z mojej strony nie wygląda to za ciekawie... - miał rację. Przyłapał ich na pocałunku...przeczytał list miłosny...mógł wyciągnąć pochopne wnioski...ale jestem pewna, że Magda nie romansowała za jego plecami.
-Nie zrobiłaby Ci tego. Obie gardzimy zdradą równie mocno. - Położyłam dłoń na jego ręce.
-A gdzie przyłapałaś Daniela?
-W naszym mieszkaniu...wróciłam godzinkę szybciej, chciałam mu zrobić niespodziankę.
-I okazało się, że niespodzianka czekała na Ciebie już w domu - uśmiechnął się krzywo.
-Tak. Naga, z idealnymi cyckami i moim facetem u boku.
-Kiedy zamierzasz wnieść pozew?
-Możliwie jak najszybciej. Chce podziału majątku, dostanę swoją część i zniknę wam z oczu.
-NIe mam nic przeciwko, zwłaszcza z tym ostatnim.
-No wiesz! - dałam mu kuksańca w bok.
Milczeliśmy przez chwilę, po czym się odezwałam:
- Dziwnie się czuję...nigdy nie rozmawialiśmy ze sobą tak szczerze...
-Tak, to prawda. Dlatego powinnismy jak najszybciej to skończyć - wybuchliśmy śmiechem.
-Robert, zrób coś dla mnie.
-Co?
-Badź dla niej wyrozumiały. Zależy jej na Tobie, widzę to. Nie bez powodu tak się starała na twój powrót.
Pokiwał głową i udał się do sypialni, gdzie prawdopodobnie czekała na niego Magda.
Zostałam sama. Również byłam zmęczona, więc pościeliłam sobie i wyciągnęłam się na kanapie. Włączyłam sobie telewizor, akurat leciał jakieś głupie reality show. Oglądałam sobie tak przez jakieś dwadzieścia minut i poszłam spać.
Jutro kolejny dzień mojego nieszczęsnego życia...
(czwartek)
Wstałam jak zwykle, zrobiłam sobie kawy i obserwowałam relacje Magdy i Roberta. Chyba było już z nimi trochę lepiej. Uśmiechali się do siebie, humor im dopisywał. Ciekawe, czy Robert wie już o dziecku? Będę ciocią, to takie fantastyczne uczucie!
Wyjrzałam przez okno i od razu zrzedła mi mina. Lało jak z cebra. Nienawidzę takiej pogody. Ciekawe, czy jutro się wypogodzi...oby, w końcu jestem umówiona z Arturem. Cieszyłam się na spotkanie z nim...polubiłam go.
Już miałam zbierać się do pracy, kiedy ktoś zastukał do drzwi. Madzia z Robertem popatrzyli po sobie, co znaczyło, że nie spodziewali się nikogo.
-O tej porze? - wydukałam pod nosem, to co każdy z nas w tej chwili pomyślał. Magda podeszła pod drzwi i wyjrzała przez wizjer.
-Siostra, ktoś do Ciebie. - spojrzałam na nią nic nie rozumiejąc. Wcześnie rano nie ogarniam za bardzo, więc siostra musiała mnie oświecić - To Daniel.
Zamarłam jak to usłyszałam. Magda odkrzykneła "chwileczkę" do wciąż łomotającego w drzwi Daniela.
-Idź, poromawiaj z nim.
-Nie ma mowy.
-Nata...daj spokój, zachowajcie się jak dorośli...
-Dobra, niech wam będzie, ale jakby co, to nie obwiniajcie mnie za skargi sąsiadów - powiedziałam wściekła, po czym gwałtownie wstałam i udałam się za drzwi.
-Na zewnątrz - nakazałam mu wręcz. Wyszliśmy z budynku. Ja skierowałam się w stronę swojego samochodu i wyciągnęłam kluczyki. - Jak widzisz nie mam teraz za bardzo czasu na pogaduszki, więc się streszczaj. - syknęłam do mojego, już niedługo ex męża.
-Natalka, przepraszam - padł teatralnie na kolana. - To był jednorazowy wyskok, błąd, ja już nigdy...obiecuję...proszę, wróć do mnie. - byłam lekko oszołomiona tymi słowami, nie tego się spodziewałam...myślałam, że to oczywiste, że już nigdy do niego nie wrócę.
-Chyba sobie, kurwa, żartujesz?! - niemal krzyknęłam. - Zamiast tu przyłazić, powinieneś poszukać dobrego prawnika, bo zamierzam walczyć o swoje w sądzie. Jak z Tobą skończę, nie pozbierasz się, przysięgam. - kipiałam ze złości. Jak on miał czelność jeszcze mnie nachodzić?! Sukinsyn jeden. Jak ja mogłam wyjść za takiego palanta! Gdzie ja miałam oczy?
-Natuś, proszę - nadal kontynuował swoje przedstawienie na klęczkach.
-Z nami koniec. Definitywnie. A teraz proszę, odsuń się, bo nie chcę Cię przejechać.
Wsiadłam do auta, a ten ciągle klęczał. Odpaliłam silnik, wcisnęłam klakson i w końcu się odsunął. Byłam rozwścieczona. W tej chwili nienawidziłam go z całego serca. Wiedział jak gardziłam zdradą. Prawie wszystko mogłam przebaczyć, ale nie to. To koniec.
Nawet nie zauważyłam jak mocno naciskam na pedał gazu i...
zderzyłam się z czymś. Chyba z jakimś innym pojazdem.
Straciłam przytomność.
***
-Obudziła się.
-Dzięki Bogu! Tak się martwiłam...
-Zawołaj lekarza...
Słyszałam znajome głosy. Jakieś szmery... gdzie ja jestem?
-Natalia, słyszysz mnie? - to zdaje się powiedziała moja siostra, spróbowałam ruszyć głową, ale poczułam tylko tępy ból.
-Magda? - spytałam cicho.
-Tak? Potrzebujesz czegoś? Pani doktor zaraz przyjdzie...- mówiła zatroskana.
-Gdzie ja jestem? - spytałam niepewnie.
-W szpitalu. Miałaś wypadek.
-Kiedy?
-Dzisiaj rano.
-A która teraz jest? Powinnam chyba zadzwonić do pracy, powiadomić, że mnie nie będzie...
-Spokojnie, już wiedzą. - spojrzała na zegarek - Dochodzi 19.
-Witamy z powrotem. Jak się pani czuje? - przerwała nam rozmowę lekarka.
-Źle. Wszystko mnie boli...jestem taka zesztywniała...
-To normalne. Proszę spróbować delikatnie poruszyć głową. - i zadarłam ją lekko do góry, apotem w dół. - A teraz w prawo. Yhm, dobrze. W lewo. - robiłam, o co prosiła. - A może pani poruszać rękami?
Podniosłam ręce do góry. Zrobiłam to chyba zbyt gwałtownie, bo od razu poczułam ból.
-Dobrze, a nogami? - w odpowiedzi uniosłam najpierw jedną, potem drugą nogę.
Poświeciła mi jeszcze latarką po oczach, zadała kilka pytań o moje odruchy.
-Wygląda na to, że wszystko w porządku. Ma pani kilka zadrapań, wstrząsu mózgu nie stwierdziliśmy. Pamięta pani co się wydarzyło?
-Jechałam do pracy...i chyba przyspieszyłam za bardzo...i się z czymś zderzyłam...Naprawdę już wieczór?
Pokiwała twierdząco głową. Uśmiechnęła się do mojej siostry i Roberta.
-Nic jej nie będzie. Zostanie jeszcze trochę na obserwacji i myślę, że w sobotę będą mogli państwo zabarać ją do domu.
Wyszła z pomieszczenia, a Magda od razu się na mnie rzuciła.
-Całe szczęście, wyszłaś z tego w jednym kawałku - mówiła zduszonym głosem ściskając mnie jednocześnie.
-Nie tak mocno, jeszcze nie wyszłam ze szpitala - próbuje się zaśmiać, ale mi nie wychodzi. Robert podchodzi do mojego łóżka.
-Baliśmy się o Ciebie, złośnico. Zawsze musisz coś zbroić...
-Ej, nie obwiniaj mnie, że miałam wypadek! Każdemu może się to przytrafić...- wydukałam oburzona. Celowo mnie denerwował, jak zawsze. Cały Robert.
-Muszę wyjść na chwilę - rzuciła Magda - Zaraz wracam.
Milczałam. Próbowałam w myślach dojść do tego, jak znalazłam się w szpitalu.
Wszystko przez tego durnia, gdyby nie przyszedł mnie błagać o przebaczenie, nie wkurzyłabym się tak bardzo. I nie doszłoby do wypadku.
- Wiesz, czemu wyszła? - odezwał się mój szwagier.
-Zapewne sprawy służbowe - odrzekłam, bo tylko to przyszło mi do głowy.
-Wyszła z nim porozmawiać. Jest zdenerwowany, martwi się o Ciebie. Cały czas jest Twoim mężem, więc ma prawo wiedzieć czy wszystko z Tobą w porządku.
-Daniel? Nie chcę go widzieć. - burknęłam. - Teraz ani nigdy.
-No proszę, co tym razem, foch stulecia?
-To nie jest zabawne. Ciekawe, czy Tobie byłoby tak wesoło na moim miejscu?
Od razu spochmurniał jak usłyszał moje słowa. Magda uchyliła drzwi.
-Nata, on chce z Tobą porozmawiać. Sam na sam. Wpuścić go?
Spojrzałam na Roberta, który patrzył na mnie wyczekująco i tak, jakby chciał powiedzieć - daj mu szansę.
-Dobrze.
Obydwoje wyszli, a do środka wparował Daniel.
-Kotuś, jak dobrze, że nic Ci nie jest...
-Po pierwsze, nie mów do mnie kotuś. Zdenerwujesz mnie tylko niepotrzebnie.
-Naprawdę chcę do Ciebie wrócić, skończyłem już z tym. Kocham tylko Ciebie. Natalia, zawsze byłaś tylko ty.
-Tylko ja? A ta siksa, z którą Cię zastałam w naszym salonie? I przypuszczam, że to nie był wasz pierwszy taki numer. Nawet nie próbuj mi wmawiać, że było inaczej.
-Chcę tylko Ciebie...
-Od tych Twoich lamentów, patrz gdzie się znalazłam. Przestań mnie nawiedzać, mówiłam już z nami koniec., Już nic nie zdziałasz. Weźniemy rozwód i krzyżyk Ci na drogę. Będziesz sobie mógł nawet codziennie na dziwki chodzić, nie obchodzi mnie to.
-Natuś, proszę...
-Weź już stąd wyjdź, mam Cię dosyć. Zmarnowałam przez Ciebie sześć lat życia, jak nie więcej.
-Daj mi wyjaśnić...
-Co tu do cholery wyjaśniać? Wyjdź, bo zacznę krzyczeć. - co za tupet. Jak on śmiał tu przyhodzić? Jeszcze raz usłyszę jak się odzywa to rzucę się na niego z pazurami, łącznie z tą całą kroplówką...
-Dobrze, skoro tego chcesz. Naprawdę mi na Tobie zależy. Chcę żebyś wiedziała. - Nachylił się i pocałował mnie w czoło. Tydzień temu pomyślałabym o tym jako o czułym geście. Teraz mój mąż wydawał się zdradzieckim draniem, który za wszelką cenę chce uniknąć rozwodu. - Trzymaj się, słonko - dodał na odchodne. Ja mu dam słonko, już ja mu w tym sądzie pokażę! Tylko najpierw muszę stanąć na nogi i wyjść ze szpitala.
-Wszystko okej? - zajrzała Magda.
-Tak. Chce zostać sama.
Rozmyślałam przez kilka godzin o swoim życiu. O moim małżeństwie, pracy, rodzinie...tym co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku dni. Czułam się wykończona tym wszystkim. Chciałabym uciec gdzie pieprz rosnie i nigdy nie wracać do życia, jakie dotychczas prowadziłam. Tak bardzo chciałabym zacząć wszystko od początku...
(piątek)
Obudziłam się ze z nieprzyjemnym bólem głowy...pewnie przez ten wypadek. A może miałam za dużo nerwów na raz. Nagle weszła pielęgniarka ze śniadaniem na tacy.
-Jak się pani czuje?
-Dobrze, tylko trochę głowa mnie boli - odpowiadam.
-To ponoć normalne po utracie przytomności. - uśmiechnęła się pobłażliwie.
-Już to słyszałam - burknęłam. - Nie mogłabym dostać jakichś tabletek czy coś?
-Zawołam panią doktor, ona o tym decyduje.
Wyszła. Znając życie, "pani doktor" zjawi się najprędzej za pół godziny. Spróbuje zjeść to co mi przyniosła, szpitalne jedzenie podobno jest okropne. Wzięłam kęs czegoś na kształt jajecznicy i nie powiem, że było to złe. Ja bym bardziej doprawiła, ale zawsze mogło być gorzej. Zjadłam jeszcze kromkę chleba i popiłam sokiem pomarańczowym.
Jak tylko skończyłam posiłek, weszła lekarka, Jak na zawołanie, pomyslałam.
-Widzę, że dopisuje pani apetyt.
-Tak, dziękuje. - powiedziałam. - To chyba dobrze, nie? Chciałabym się zapytać, czy mogłaby mi pani przepisać jakieś środki przeciwbólowe.
-Poczekałabym z tym jeszcze trochę. Organizm jest osłabiony, potrzebuje dużej dawki witamin i białek. Nie byłoby rozsądnie faszerować go jeszcze silnymi lekami. Ma pani na dodatek niedobór żelaza, wiedziała pani o tym?
-Nie wiem. Może. Pobierałam krew dwa lata temu, chyba miałam ilość tego żelaza na dolnej granicy normy, czy cos takiego...a o czym to świadczy? Anemii? - zapytałam, choć znałam odpowiedź. Gówno mnie teraz obchodziło moje żelazo, chciałam dostać coś przeciwbólowego...
-Między innymi. Jak wróci pani do domu, niech dobiera pani rozsądnie jedzenie pod tym kątem, ewentualnie mogę zalecić suplement diety...
-Niech pani mnie posłucha. Gdzieś mam niski poziom żelaza. Nie mogę dostać nawet zwykłej aspiryny?
-Ból głowy może być spowodowany również anemią.
-Super. - syknęłam pod nosem. Tak do niczego nie dojdziemy. - Kiedy mnie wypisujecie?
-Myślę, że jutro z rana. Procedura wymaga, żeby została pani na obserwacji jeszcze 24 godziny. Jeśli nie zauważymy żadnych niepokojących symptomów, bedzie mogła pani wrócić do domu.
-To świetnie - odpowiedziałam z goryczą. Miałam dosyć tej lekarki. Nie ma co robic, tylko gadać o procedurach i moim niedoborze żelaza. Muszę szybko wrócić do domu, nie zniosę tego ciągłego leżenia w szpitalnym łóżku.
Czas mi płynął bardzo wolno...czekałam cały dzień na Magdę. Nie miałam przy sobie komórki, bo podobno moja siostra wzięła moją torebkę z całą zawartością.
Już było grubo po obiedzie, a tej dalej nie ma. Oszaleję zaraz. Nie należę do cierpliwych ludzi. Zapomniała o mnie, czy co? Nie, w to raczej wątpię. Stało się coś? Już zaczynałam się niepokić, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę! - powiedziałam z nadzieją, że w końcu przyjechała. Myliłam się. To nie była moja siostra. Tylko Artur.
-Hej - wszedł i wyciągnął zza siebie bukiet kwiatów.
-Hej - odparłam wyraźnie zaskoczona. -Co ty tu robisz? Skąd wiesz, że...
-Od twojej siostry. - przerwał mi, domyślając się moich następnych pytań. -Znalazła w Twoim telefonie mój numer i zadzwoniła, że się nie pojawisz dziś wieczorem. - no tak, zapomniałam z tego wszystkiego, że byłam z nim umówiona. - Miałaś wypadek, tak?
-Tak. Wszystko przez Daniela, no wiesz, mojego byłego. To znaczy wkrótce mojego byłego. Przyszedł, wkurzył mnie z rana, ja się zdenerwowałam, tak że zapomniałam się, że prowadzę. I reszty zbytnio nie pamiętam. Podobno straciłam przytomność, obudziłam się wczoraj wieczorem. - opowiedziałam mu wszystko. To dziwne, że aż tyle słów wylewam przed obcym człowiekiem. No może nie był zupełnie obcy, ale jednak nie znaliśmy się wystarczająco długo, żebym miała się dzielić takimi informacjami na temat mojego życia. A jednak to zrobiłam.
-Coś się stało?
-Co? Nic. - odparłam wciąż zamyślona.
-Widzę, że coś Cię trapi. - Boże, jaki on uparty.
-Zaczęłam się zastanawiać, po co Ci to wszystko mówię.
-Widocznie mnie lubisz. - usmiechnął się, a ja ten uśmiech odwzajemniłam. Coś w tym było. Chyba naprawdę go lubiłam. - To kiedy wychodzisz?
-Jutro. A co?
-Mogę po Ciebie przyjechać.
-Nie, nie rób sobie kłopotu. Siostra mnie odbierze.
-Mogę ją odciążyć.
-Nie. - odpowiedziam stanowczo. - Jak długo się znamy? Niecały tydzień? To za krótko, żebyś musiał mnie odbierać ze szpitala.
-Jak tam chcesz, to tylko propozycja.
-Co tam masz? - skinęłam głową na siatkę, którą położył na szafce obok.
-Cóż, mieliśmy dzisiaj spędzić razem wieczór. Zdaje się, że alkoholu na razie pić nie możesz. - przewróciłam oczami słysząc te słowa. Chętnie bym się napiła. Czegoś mocnego, za dużo się działo w ostatnim czasie, jedynym co pozostawało to tylko się porządnie schlać. Ale Artur miał racje, na razie mi nie wolno...a szkoda. - Więc pomyślałem, że przyniosę Ci czekoladki, do nich chyba nie ma przeciwskazań.
-Zawsze coś...dawaj je! - uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Czekolada...to było to! Uwielbiam słodycze.
Siedzieliśmy tak do późnego wieczora, zajadając się tymi słodkościami. Rozmawialiśmy na różne tematy. Opowiedział mi o swojej pracy, a ja napomknęłam coś i o swojej. Dyskutowaliśmy też o pogodzie, polityce, a nawet zaczęlismy bitwę na najbardziej żalosne żarty jakie kiedykolwiek słyszeliśmy. Śmialiśmy się praktycznie cały czas z rzeczy, które w normalnych okolicznościach nie były zabawne. Opowiedzieliśmy sobie też historie z czasów liceum. Wybuchnął śmiechem, kiedy powiedziałam, że chciałam zostać cukiernikiem, bo tak uwielbiałam wszystko, co ma cukier. Jak zauważyłam, że zaczęłam tyć, to trochę zmieniłam dietę i nie jem tak dużo słodyczy jak kiedyś, ale od czasu do czasu nadal sobie na nie pozwalam. No i też biegam i ćwiczę, ale nieregularnie. Zawsze po wakacjach i świętach bo wtedy moja waga idzie w górę. Jakoś trzymam sylwetkę, która najgorsza nie jest. Chociaż pewnie duże zasługi odgrywa w miarę szybki metabolizm. Sam mi powiedział, że interesuje go zdrowe odżywianie, ale nie ma tyle samozaparcia, żeby zrezygnować z fast-foodów, pepsi i td. Ja stwierdziłam, że mam podobnie.
-Razem moglibyśmy pójść na odwyk! - zachichotałam pod nosem.
Rozmawialiśmy na głupie, typowe lub nie, codzienne tematy. Kto by pomyślał, że tak świetnie poczuję się w jego towarzystwie. Już nawet nie bolała mnie głowa.
-Dobra, fajnie jest, ale muszę się powoli zbierać - powiedział jakoś około godziny 23.
-Okej, i tak już późno. Rozumiem - odpowiedziałam. Zrobiło mi się nawet przykro, że już mnie opuszczał. Nachylił się nade mną i pocałował w policzek.
-Do zobaczenia. I dobranoc.
-Dobranoc.
Gdy już wychodził, zawołałam za nim:
-Artur!
-Tak?
-Dziękuję - powiedziałam. Było to tak szczere, że aż samą mnie to dziwiło. Naprawdę byłam mu wdzięczna, za to, że tu przyszedł. Że tak dobrze zleciał mi czas...
Skinął tylko ze zrozumieniem głową i wyszedł. A ja zostałam sama. I ogarnął mnie niewyobrażalny smutek. Desperacko potrzebowałam czyjeś bliskości. Ile bym dała, żeby zasnąć teraz wtulona w męską pierś. Może Artura? Powoli zaczynało mi na nim zależeć...i to coraz bardziej. Już nie jako na przyjacielu, ale jako na mężczyźnie, z którym mogłabym wiązać wspólną przyszłość.
Zresztą nawet Magda mnie namawiała, żeby spróbować...więc czemu nie?
(sobota)
Nareszcie mogłam opuścić ten cholerny szpital. Byłam już mocno sfrustrowana tymi wszystkimi lekarzami. Oczywiście, przyjechała po mnie Magda z Robertem.
-I jak tam samopoczucie? - pytali, jak wsiadaliśmy do auta.
-Dobrze. Nie mogę się doczekać aż będziemy w domu.
-Chyba nie będziesz u nas wiecznie mieszkać - burknął Robert.
-Przestań - upomniała go moja siostra - Niech zostanie, jak długo bedzie chciała. Sam słyszałeś, że Daniel nie zamierza się wyprowadzić...
-A czemu? - z automatu wypalił mój szwagier. Postanowiłam, że odpowiem na to pytanie za siostrę.
-Nie ma gdzie pójść. Najlepszym rozwiązaniem będzie jak sprzedamy to mieszkanie, podzielimy po połowie i każdy pójdzie w swoją stronę.
-A propos, Nata, mam już przygotowany pozew. Możesz go wnieść w każdej chwili. - spojrzałam na nią, zastanawiając się, czy znalazła mi już adwokata. Chyba czytała mi w myślach, bo powiedziała - Moja koleżanka zajmie się tą sprawą. Pomoże Ci wywalczyć możliwie jak najwięcej.
Usmiechnęłam się do niej w odpowiedzi. Rzeczywiście trzeba to już załatwić, nie mogę jej siedzieć cały czas na głowie. Zwłaszcza, że spodziewa się dziecka. Poczułam motylki w brzuchu na tę myśl. Jak ja się za nią cieszyłam.
Magda poszła na zakupy, a my z Robertem wrócilismy do domu.
*
Weszlismy do mieszkania i pierwsze co zrobiłam, to walnęłam się na kanapie.
-Jak dobrze - mruknęłam zadowolona.
-Nie pozwalaj sobie na za dużo - Robert jak zwykle musiał mi zepsuć chwilę przyjemności.
-Wyluzuj. Przecież wyniosę się stąd jak tylko będzie to możliwe. Słyszałeś Madzię, mój wyrodny mąż się za bardzo ociąga, to nie moja wina. - westchnęłam głośno.
-A wogóle to kim jest ten Artur? - spytał po chwili.
-Poznałam go w supermarkecie, w dniu kiedy do was jechałam po odkryciu zdrady Daniela. A co?
-Nic. Tak tylko pytam. - widzę po jego minie, że chętnie by dodał cos jeszcze.
-Co? - wzruszył ramionami.
-Szybko się pozbierałaś...
-Artur to tylko znajomy. Może nawet przyjaciel...- sama nie wiem, jak go określić. - Zaraz, czy ty coś sugerujesz?
-Nie, skądże by znowu.
-Chcesz powiedzieć, że jestem winna rozpadowi naszego małżeństwa?
-Wybacz, ale skoro byłaś taka zraniona, to jakim cudem tak szybko znalazłaś pocieszenie...Kobiety również są zdolne do zdrady przecież.
-Ja go nie zdradziłam! Chyba od dekady nie sypiałam z nikim innym poza Danielem!
- Do teraz.
-Nie! Co ty za bzdury opowiadasz?!
-Widziałem jak na Ciebie patrzył.
-Kto?
-Artur. Wyglądało to poważnie. Jakby był w Tobie zakochany...
-Tak myślisz? - zaczynam powoli analizować jego słowa - Ale my znamy się tak krótko...nie, na pewno nie żywi do mnie takich uczuć, jak myślisz.
-Jedno jest pewne: coś dla niego znaczysz. Inaczej nie przyszedłby Cię odwiedzić i przesiedzieć jeszcze kilka godzin...Mało który by to zniósł.- rzuciłam w niego poduszką. Ale miał rację, Artur musi cos do mnie czuć, skoro tak się przejął moim stanem.
Zresztą ja chyba też coś do niego czuję. Nie wiem jeszcze do końca, co to jest...sympatia? Nie, naprawdę nie wiem.
-Zrobić Ci coś do jedzenia? Albo picia?
-Kawy. - jęknęłam wręcz błagalnie.
Postawił przede mną kubek.
-Jaki ty uprzejmy się zrobiłeś...
-Tylko chwilowo. Co dopiero wróciłaś ze szpitala, dlatego. Nie potrwa to za długo. - westchnął. - Z Tobą są same problemy...
-Oj, już nie przesadzaj. Cały czas powtarzam, że się wyprowadzę.
-Kiedy? Za kilka tygodni? Miesięcy? Lat?
-Jaki ty jesteś upierdliwy - syknęłam. - Na pewno zanim będzie was trójka.
-Nas...trójka?
-No, jak urodzi się wasz dzidziuś. Ale nie myśl sobie, że zostawię was na zawsze w spokoju. Będę często odwiedzać swojego siostrzeńca! - zachichotałam, ale szybko zrzedła mi mina. Robert patrzył na mnie jakby nie wiedział, o co chodzi. O kuźwa, chyba jeszcze mu nie powiedziała. Ja zawsze muszę coś spieprzyć...
-Magda jest w ciąży? - spytał cicho, jakby niedowierzając.
-No raczej nie ja. - Boże, co on taki spięty. Potrząsnęłam go za ramię. - Halo! Tu ziemia! Zostaniesz ojcem.
Milczał.
Właśnie Magda wróciła z zakupów. Głośno przełknęłam ślinę. Wkurzy się na mnie.
-Cześć, wróciłam. Co macie takie nadąsane miny? Stało się coś?
-Jesteś w ciąży? - spytał Robert. Magda stanęła jak wryta i spoglądała to na niego to na mnie. Wzruszyłam tylko przepraszająco ramionami w odpowiedzi na jej oskarżycielskie spojrzenie.
Wzięła kilka głębokich wdechów i powiedziała w końcu:
-Tak.
-Jak długo...wiesz?
-Zrobiłam test tydzień temu. Pozytywny.
-To moje dziecko? - nie no, on chyba żartuje! Widzę, że Magdzie zbierają się łzy w oczach. Ale zbiera się na odwagę i wydusza:
-Na pewno jest Twoje.
-Chłopczyk czy dziewczynka?
-Jeszcze za wcześnie, żeby to stwierdzić - odpowiedziałam za siostrę, widząc ją w takim stanie. Chciałam dodać "idioto" ale po kilku sekundach uswiadomiłam sobie, że faceci są po prostu tępi, zwłaszcza w tych sprawach, a my kobiety musimy się z tym pogodzić.
Takie życie, co zrobić.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś? - wyraźnie był w szoku.
-Czekałam na odpowiedni moment - wydusiła z siebie.
-Nie chcę się wtrącać, ale teraz powinniście skakać z radości i przytulić się do siebie. - powiedziałam, bo nie mogłam znieść już tego ciągłego wypytywania, czy to jego dziecko, dlaczego, jak, kiedy...ile można! Powinni teraz się cieszyć i zacząć wybierać imię dla swojego potomka. Nie musiałam długo czekać, Robert podszedł do Madzi i ją objał ramionami. Wyszeptał jej coś do ucha, chyba cos pokrzepiającego, bo usmiechnęła się z ulgą. Potem się pocałowali...czułam się trochę jak intruz, jednak zachwycałam się w ciszy tym widokiem. Dobrze było patrzeć, jacy są ze sobą szczęśliwi, nawet jeśli wcześniej mieli jakieś sprzeczki, to teraz jestem pewna, że razem pokonają wiele przeszkód i nigdy się nie rozstaną...
Rozmyślałam tak i doszłam do wniosku, że powinnam ich zostawić samych. Powiedziałam, że wrócę za kilka godzin i wyszłam. Zadzwoniłam do Artura i zapytałam go o adres jego mieszkania. Był chyba trochę zaskoczony miom telefonem, ale po chwili wahania, podał mi go. A ja wsiadłam do auta i pojechałam w jego kierunku.
*
Nie mieszkał daleko, jakieś 15 minut jazdy samochodem.
Przed drzwiami ogarnęła mnie niepewność. A może nie jestem tu mile widziana? Może źle odczytałam sygnały? Na pewno stanowczo za wcześnie na złożenie mu propozycji, o jakiej myślałam. Pewnie powie, że zwariowałam i wyrzuci mnie za drzwi. Ale przynajmniej spróbuję.
W końcu nieśmiało zapukałam.
-Cześć - powiedział i pocałował w policzek. - Mogliśmy spotkać się na mieście, ale skoro koniecznie chciałaś tu przyjechać...to jakaś forma testu? Chcesz zobaczyć jak mieszkam, dlatego tak naciskałaś?
-Co? Nie, nie wiem czemu tak pomyslałeś - kurcze, z jego perspektywy wyglądało to dość dziwnie. - Chciałam dać odpocząć mojej siostrze i nie miałam dokąd pójść...Może jednak powinnam wrócić...
-Nie, zostań - przerwał mi. - Wejdź. Po prostu jestem trochę zaskoczony Twoją wizytą. I z góry przepraszam za bałagan, nie spodziewałem się gości.
-Nie jest tak źle - powiedziałam jak weszłam do salonu. - Sam mieszkasz?
-Tak. To przesłuchanie? - wytrzeszczyłam oczy, bo trochę mnie przytkało. Czy ja jestem aż taka nachalna w jego oczach? - Spokojnie, tylko żartuje. Napijesz się czegoś?
-Nie, dzięki. Chciałam Cię o coś zapytać...
-Śmiało, pytaj.
-Bo ja pomyslałam...wiesz, jak wygląda sytuacja z Danielem. Trochę potrwa, zanim się wyprowadzi...a ja nie chcę wiecznie wisieć na głowie mojej siostrze. Zwłaszcza, jak spodziewa się dziecka.
-To wspaniale. Ale co to ma związek ze mną?
-Tak sobie pomyślałam...czy mogłabym się u Ciebie zatrzymać na kilka nocy? - zesztywniał. Tego się nie spodziewał. Ja też bym się nie spodziewała na jego miejscu. I na pewno bym się zgodziła.
-Jestem zaskoczony - westchnął i przeczesał palcami włosy.
-Wiem to głupie, zapomnij. Może lepiej już pójdę.
-Nie, zostań. - pociągnał mnie za rękę. - Jesteś tego pewna?
-Nie mówię, że za ciebie wyjdę, czy pójdę do łóżka. Chcę tylko kilka dni przenocować...
-A szkoda. - usmiechnął się łobuzersko. - W sumie czemu nie. Możesz zostać na te kilka dni. Albo i więcej jak będziesz potrzebowała. Albo chciała.
Uśmiechnęłam się.
-Dzięki. Wiem, znamy się krótko, ale nie mogę wiecznie zatruwać życia Magdzie i Robertowi.
-Nie ma sprawy. Ale pogódź się z tym, że będziesz mnie widzieć rano, po południu i wieczorem. Jesteś na to gotowa? Mówiłaś że jestem dla Ciebie irytujący...
-Byłeś. Jak się poznalismy. Teraz jesteś dla mnie całkiem znośny. - milczelismy przez dłuższą chwilę. - To może pojadę po swoje rzeczy. Będę spowrotem za godzinkę. Kupić jakieś wino po drodze?
-Nie trzeba, cos tam mam w barku. Już dzisiaj zamierzasz tu nocować?
-Yhm. - spojrzałam na jego wymowną minę. - To jakiś problem?
-Nie, żaden. Wracaj szybko. - uśmiechnął się znowu. Czy on coś właśnie sobie planował? Nieważne, teraz muszę jechać po rzeczy. Będę mieszkać z obcym facetem na czas nieokreślony...chyba do reszty zgłupiałam. Ale czasem trzeba postępować głupio i bezsensownie, bo inaczej życie byłoby zbyt nudne i monotonne.
*
Po godzinie przyjechałam do niego z walizką. Magda była zdziwiona moją wyprowadzką, ale nie robiła mi z tego powodu wyrzutów. Robert, jak to Robert, nie kryjąc radości życzył mi szczęścia. Szepnął mi jeszcze, że liczy na to, że już nie będę do nich się więcej wprowadzać. Przewróciłam oczami, uściskałam siostrę i pojechałam do mojego nowego wspólokatora.
-O hej, już jesteś. Boże, ile ty masz rzeczy - powiedział widząc mnie ciągnącą za sobą walizkę i z dwiema torbami na ramieniu.
-No co? To i tak tylko jakaś ćwiartka. Większość została w moim starym mieszkaniu. - a co, to on nie wie, że kobiety mają dużo rzeczy? Urodził się wczoraj, czy co?
-Nic już nie mówię - rozłożył ręce.- Nie wiem tylko, czy znajdzie się na to wszystko miejsce.
-W tej chwili to nieistotne. Co tak ładnie pachnie?
-Zrobiłem obiad.
-Co konkretnie?
-Spaghetti, może być?
-Pewnie, umieram z głodu.
To istny cud. Mężczyzna ugotował mi obiad. Chyba jednak nieprędko się wyprowadzę...takie luksusy...
-Pyszne. Nie wiedziałam, że gotujesz.
-Niewiele umiem. Zresztą mieszkam od dłuższego czasu sam, muszę sobie jakoś radzić.
-No tak.
Zjedliśmy po porcji makaronu. Czułam się świetnie. Nie znałam go co prawda zbyt dobrze, ale doskonale czułam się w jego towarzystwie. I nie wiedzieć czemu, ufałam mu, tak po prostu.
-Co teraz będziemy robić? - zapytałam.
-A co byś chciała?
-Może uczcimy moją wprowadzkę?
-Zobaczę co mam. - Podszedł do swojego barku i wpatrywał się w niego kilkanaście sekund, po czym wyciągnął butelkę szampana. No nieźle. To sobie poświętujemy - powiedziałam rozradowana do siebie w duchu. Podszedł jeszcze do miniwieży i włączył nastrojową muzykę.
-Jak romantycznie - powiedziałam z uznaniem. Cały czas szczerzylismy się do siebie. Podał mi kieliszek z szampanem.
-Nie wiem jeszcze, gdzie bedziesz spać. Jakoś nie bardzo mam ochotę wynosić się z łóżka na kanapę. - założył mi włosy za ucho. - A Ciebie na kanapie też nie zostawię.
-Co proponujesz? Mamy spać razem? W jednym łózku?
Jego wymowne milczenie i lekki usmiech potwierdziły moje przypuszczenia. Chodzi mu o seks? Czy w tym nie było podtekstów, a tylko mi się przesłyszało?
-Jeszcze pomyślę. Mi tam kanapa odpowiada - stwierdziłam.- Chyba, że planujesz mnie upić i zaciągnąć do łózka?
-Może. - upił łyk szampana. - Podjełaś ryzyko wprowadzenia się tutaj. Licz się teraz z konsekwencjami. I możliwymi zagrożeniami...- wyszeptał.
-Powinnam się bać? - uśmiechnęłam się figlarnie. Nie wiem czemu, ale cała ta sytuacja zaczęła mnie podniecać.
-Jesteś atrakcyjną kobietą. I wiesz o tym. - przygryzłam dolną wargę.
-Ty też jesteś niczego sobie, jesli mam być szczera. - chciałam jeszcze go trochę podrażnić, ale nie zdążyłam wypowiedzieć następnego zdania, bo Artur nachylił się nade mną i pocałował. Mocno, intensywnie, namiętnie...a ja nagle zdałam sobie sprawę, jak bardzo go pragnę. A raczej jak bardzo pragnie jego moje ciało. - Nie za szybko?
-Miałem na to ochotę, odkąd Cię zobaczyłem.
Zaśmiałam się głośno.
-Nie żebym się czepiała, czy coś, ale podryw to ty masz kiepski. - powiedziałam, przypominając sobie nasze spotkanie w supermarkecie.
-A jednak tu jesteś.
-A jednak jestem. - potwierdziłam jego słowa. - Chyba jestem wariatką.
-Przez grzeczność nie zaprzeczę. - i znów mnie pocałował.
-Sugerujesz coś?
-Nie, skądże. Może jeszcze po kieliszku? - skinął głową na stojącą przed nami butelkę szampana.
-Nie. Teraz chciałabym porobić coś innego...- ponownie przygryzłam dolną wargę. Miałam na niego ochotę i to coraz większą. I nawet już przestałam zastanawiać się czy to właściwe, czy nie.
-Co takiego? - rzucił mi niewinne spojrzenie. Co za drań...skoro tak chce się bawić...
-Zagrać w scrable - powiedziałam sarkastycznie. Po chwili obydwoje wybuchliśmy śmiechem.
-Przykro mi, ale nie posiadam. Może karty? - czy on dalej chce się ze mną drażnić?
-Nie. Chodźmy po prostu do łóżka.
-A co będziemy tam robić?
-Oj, już ty dobrze wiesz co. I nie zadawaj więcej takich głupich pytań, bo wyjdę stąd głośno zatrzaskując drzwi za sobą.
W końcu wstał, wziął mnie za rękę i poprowadził do sąsiedniego pokoju. Przyparł mnie do komody, a ja pod wpływem impulsu usiadłam na niej i oplotłam jego biodra nogami.
-Uwielbiam się z Tobą drażnić - wyszeptał, po czym znów łapczywie pocałował.
-Zauważyłam.
*
(niedziela)
Po raz pierwszy od dawna obudziłam się z uśmiechem na twarzy. Spędziliśmy razem upojną noc...tak, tego mi było trzeba. Poczuć się pożądaną. Może to wydawać się głupie, ale z Danielem tak się nie czułam. Ostatni raz jak miałam motylki w brzuchu przed stosunkiem, to jakoś w okolicach naszego slubu i miesiąca miodowego...ten ogień szybko między nami wygasł. Może już wtedy to był znak, że jednak nie jesteśmy sobie przeznaczeni? Teraz patrzyłam bardzo pesymistycznie na nasze małżeństwo. W zasadzie to nie było niczego warte. Westchnęłam głośno, po czym zauważyłam, że Artur też się obudził.
-Hej słonko. - pocałował mnie szybko i krótko w usta. Niby nic, ale codziennie mogłabym być tak witana po obudzeniu.
-Hej.
-Co tak wzdychasz?
-Rozmyślam nad swoim losem...
-Nie masz czym się martwić. - uniosłam znacząco brwi i spojrzałam na niego jak na wariata. - Nie patrz tak. Zawsze będę przy Tobie.
-Obiecanki, cacanki. Już raz to przerabiałam. - burknęłam kąśliwie.
-Tym razem będzie inaczej, obiecuję.
-Skąd wiesz? Może akurat nam nigdy nie bedzie pisane żyć długo i szczęśliwie z drugą połówką u boku? Obydwoje przeżyliśmy rozstania, a ja chyba nie jestem gotowa jeszcze raz coś takiego znosić.
-Spróbujmy. Zawsze można rozpocząć wszystko od nowa. Dajmy sobie szansę, proszę - wyszeptał jakby błagalnie to ostatnie słowo. Jaki on był teraz słodki...z tymi rozczochranymi włosami i szeptającym czułe słówka...och, nie ułatwiał mi tego.
-Najpierw muszę wziąźć rozwód, a potem...zobaczymy.
-Wahasz się?
-Tak. Nie jestem pewna, czy to odpowiednia dla mnie pora na rozpoczęcie nowego związku. Jeszcze tydzień nie pomyślałabym nawet, że mogłabym wiązać z kimś innym plany na przyszłość...Rozumiesz, prawda?
Patrzył na mnie smutno tymi swoimi dużymi oczyma i milczał. Aż mi się go zrobiło żal...zależy mi na nim, ale czy tak bardzo? Nie wiem.
-Chcę z Tobą być.
-Na razie nigdzie się nie wybieram, ale...
-Żadnego ale - położył mi palec na ustach. - Pobędziemy ze sobą trochę, poznamy się lepiej i może coś z tego będzie, ja mam wielką nadzieję, że będzie. I nie chcę już słyszeć, że się wahasz, masz wątpliwości albo nie jesteś gotowa. Albo w to wchodzisz całkowicie albo w ogóle i zapomnimy o sobie. Zgadzasz się ?
Pokiwałam twierdząco głową. Byłam trochę zaskoczona jego bezpośredniością, ale miał rację. Albo się piszę na bycie z nim, albo nie. Pragnęłam go, możliwe nawet, że się zakochałam. I jak widać z wzajemnością. Może rzeczywiście niepotrzebnie się czepiałam szczegółów, po prostu wystarczy na razie przystać na tą propozycję.
-Jesteś głodna?
-Bardzo. - odparłam. Wstał z łóżka i poszedł do kuchni.
-Nigdzie się nie ruszaj, zaraz Ci coś przyniosę.
-Będę grzeczna - zrobiłam maślane oczka, co wywołało uśmiech na jego twarzy. Niecałe 10 minut później przyniósł mi na tacy śniadanko. Porcja jajecznicy, dwa suche tosty i kawę. Wspaniale...- Czuję się jak księżniczka - powiedziałam do niego z wdzięcznością.
-Bo jesteś moją księżniczką. - i pocałował mnie w czoło.
-Nie rozpieszczasz mnie za bardzo? - zachichotałam cicho. - Chociaż muszę przyznać, że bardzo mi się to podoba.
-Jutro ty wstajesz i robisz mi śniadanie, więc nie przesadzałbym z tym rozpieszczaniem...
-Psujesz taką przyjemną chwilę.
-Jeśli będzie trzeba, wszystko dla Ciebie zrobię. I śniadanka, i obiadki i wszystko, czego będziesz tylko chciała. Tylko zostań.
-Brzmi jak obietnica.
-Bo nią jest. Szczera, prosto z serca. - jaki on się zrobił nagle romantyczny.
-Zostanę. - powiedziałam również szczerze - I to też jest obietnica.
Pocałował mnie jeszcze raz i wróciliśmy do śniadania. Cudownie spędzało mi się z nim czas. Czułam się tak swobodnie.
Ale jak to ja miałam w zwyczaju, zaczęłam w myślach analizować cały ten tydzień. Począwszy od zdrady męża, ciąży Magdy, aż po wypadek, wylądowanie w szpitalu i poznanie Artura. Tak, to były intensywne dni. W większości niezbyt szczęśliwe. Ale co było, minęło. Tydzień był dość koszmarny, ale za to zwieńczony był wspaniale.
I przestanę sobie zawracać głowę tym co będzie. Mam teraz przy sobie mężczyznę, któremu szczerze na mnie zależy. Czy rzeczywiście nam się uda? Nie wiem, ale w tej chwili gówno mnie to, za przeproszeniem, obchodzi. Liczy się tu i teraz.
Czuję się szczęśliwa i niech tak pozostanie, oby jak najdłużej...
2 komentarze
Ja
A co z Danielem ?? rozwod?
sasha_
Nawet fajne