Odległość nas nie pokona, bo odnalazłam miłość w Twoich oczach

Odległość nas nie pokona, bo odnalazłam miłość w Twoich oczachOto Agata :)

No to kochani tak jak obiecałam małymi kroczkami powstaje coś nowego :)  
Mam cichą nadzieje, że to opowiadanie też polubicie i będziecie śledzić miłość jaką łączy tą parę :) No to tyle słów o ode mnie.Miłej lektury :)  

Siedząc na parapecie, patrząc w zachodzące słońce, trzymając w ręce kubek z gorącym kakao zastanawiałam się nad tym co przyniesie nam los.Z łazienki słychać było odgłos prysznica i uśmiechnęłam się pod nosem.Kochałam tą świadomość, że on jest w pobliżu i zawsze a to zawsze mogę na niego liczyć.Był oazą mojego spokoju, sensem mojego istnienia, był mój i od trzech lat tworzyliśmy, zdaniem wszystkich wspólnych znajomych szczęśliwy i idealny związek.Mimo tak młodego wieku, wiedzieliśmy, że ta miłość jest na całe życie.Ku zaskoczeniu wszystkich, którzy twierdzili, że to takie wakacyjne love, nie zerwaliśmy ze sobą ani razu.Przeżywaliśmy wzloty i upadki, chyba tak jak każdy, ale nigdy, przenigdy nie zdradziliśmy siebie i tej miłości.Teraz siedziałam w wynajętym przez nas domku letniskowym i upajałam się myślą, że już za chwilę go zobaczę.Wciąż w głowie miałam jedną myśl? co będzie z nami za dziesięć, dwadzieścia lat? czy jako staruszkowie nadal będziemy się tak szanować? tak kochać? tak pragnąć?  

- Co robisz kochanie? - zapytał obejmując mnie w tali  

Zamknęłam oczy wtulając się jeszcze bardziej w jego ciepłe, bezpieczne ramiona. Wyobrażałam sobie nas jako staruszków, trzymających się za ręce i poczułam jak po moim sercu płynie fala gorąca.Nie odpowiedziałam mu.Odwróciłam się do niego twarzą i złożyłam na jego wargach delikatny pocałunek, pocałunek który był dla nas obojga taki ważny.Pocałunek obiecujący wspólne, szczęśliwe życie.Spojrzałam na mojego ukochanego, który wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku, zapewne nadal oczekując odpowiedzi i uśmiechnęłam się.  

- Myślałam o naszej przyszłości - odpowiedziałam  
  
Adrian spojrzał na mnie i pocałował mnie w czubek nosa, wiedział jak bardzo tego nie znosiłam, a mimo to od zawsze uwielbiał robić mi na przekór.  

- Głuptas - szepnęłam popychając go na łóżko, znajdujące się tuz za nami  

- Co mi teraz zrobisz? - szepnął  

Poczułam jak jego ręce błądzą po moich biodrach, a po chwili zaczęłam śmiać się bez opamiętania.Teraz już wkurzona nie na żarty podniosłam się i spojrzałam mu głęboko w oczy.Kochałam ten brąz jego oczu, kochałam to spojrzenie pełne miłości i tęsknoty.  
Kochałam tą świadomość, że jest i zawsze będzie.Tak naprawdę kochałam wszystko co było z nim związane.Doskonale wiedzieliśmy, że nie mamy czasu, bo już jutro musieliśmy wracać do naszego rodzinnego miasta.Przy nim pragnęłam tylko jednego, zatrzymać czas, bo biegł nie ubłagalnie szybko.Za szybko.nawet nie wiedzieliśmy kiedy zleciał ten tydzień nad morzem i nawet nie chciałam wracać.Gdyby nie jego obowiązki, na pewno zostali byśmy tu dłużej.Jednak Adrian był sportowcem i jego drużyna musiała ćwiczyć przed zawodami.Ja zresztą też chciałam się gdzieś załapać, ale nie miałam do tego takiego serca jak on.To jak opowiadał o piłce, o tych wszystkich treningach, to jak świeciły się mu przy tym oczy, było to coś niezwykłego. Kochałam, godzinami słuchać jak z pełną pasją opowiada mi o tym, co robili dziś na treningach i chociaż nadal gubiłam się jeszcze w tych wszystkich nazwach, on cierpliwie tłumaczył mi wszystko od nowa.Mimo jego napiętego grafiku, spotykaliśmy się regularnie, albo wieczorami, albo w naszym ulicznym klubie.Tak ten klub to zasługa Adriana taty, który użyczył nam jedno z swoich pomieszczeń na osiedlu i ciężkiej pracy, kolegów Adriana i jego samego.Tak po treningu, abo przed to zależy, spotykają się tam dzieciaki z naszej ulicy, by spędzać razem czas, ćwiczyć, albo chociażby odrabiać lekcję.Lepsze jest to, niż błąkanie się po okolicy z nieciekawą młodzieżą i wpadanie w ciągłe tarapaty.

- Kocham cię - usłyszałam  

Uśmiechnęłam się wyrwana z zamyślenia.Adrian spojrzał na mnie markotnym wzrokiem i posmutniał.Z jego oczu wyczytałam to co czuje, ja też nie chciałam wracać.  

- Możemy jeszcze zostać? - zapytał pełny nadziei  

- A twój trening? a chłopaki? nie będą źli? - zapytałam wiedząc jak dla nich to wszystko jest ważne  

- Wygramy! Jeden dzień zwłoki nas nie zbawi - powiedział przysuwając mnie do siebie  

- Adrianie! Dobrze wiesz jak ta kasa jest dla nas ważna. Gdyby chodziło o nas, o drużynę to okej, ale przecież te dzieciaki potrzebują tych pieniędzy, nasz klub potrzebuje.Dobrze wiesz, że potrzebny nam jest remont - powiedziałam poważnie.Czasami miałam wrażenie, że mimo tego, że Adrian jest starszy ode mnie o rok, to ja jestem od niego odpowiedzialniejsza.  

- Wróćmy, a w weekend pojedziemy nad jezioro - powiedział zadowolony Adrian.Kiwnęłam głową na ZNAK zgody i mocno wtuliłam się w ciepłe ramiona chłopaka.  

- Kocham cię - szepnęłam zapadając w głęboki sen  
**  
Obudził mnie promień wschodzącego słońca.Otworzyłam oczy i poczułam ciepłe wargi ukochanego.Chłopak wstał szybciej ode mnie i już spakował nasze rzeczy, a ja nie miałam zamiaru wstać.Do autokaru mieliśmy jeszcze trzy godziny, więc postanowiliśmy ostatni raz przejść się po plaży.Kochałam wszystko to, co związane było z wodą. Morza, oceany, jeziora, stawy, ryby, plaże tak w tych miejscach czułam, że żyję, dlatego tak bardzo nie chciałam odjeżdżać.Tak bardzo pragnęłam pobyć tu chociażby godzinę dłużej niż musimy.Ubrałam kąpielówki i pociągnęłam chłopaka za rękę, nie zważając na brak śniadania, wyszliśmy z mieszkania z zamiarem zjedzenia czegoś na mieście. Postanowiliśmy zajrzeć do naszej już tu ulubionej pizzerii i zamówić coś nie zdrowego. Ostatnie chwile beztroski, musieliśmy uczcić czymś takim.Zatrzymaliśmy się w barze nad morzem, zjedliśmy po kebabie, oczywiście ja jak zawsze wybrudziłam się sosem. Naprawdę w dobrych humorach objęci ramieniem spacerowaliśmy po plaży, co chwile  
patrząc na rozrabiające dzieciaki.Kochałam dzieci i wiedziałam, że on też.To jak obchodził się na świetlicy z nimi, jak z nimi rozmawiał świadczyło o tym, że kochał je tak jak ja.Mimo tego jak było nam dobrze nie planowaliśmy dzieci.Byliśmy za młodzi i nie planowaliśmy aż tak poważnych kroków.Na razie wystarczało nam to, że mamy siebie i nasz klub.Gdy już wracaliśmy do domku, śmiejąc się sami już do końca nie wiedząc z czego, usłyszałam TELEFON, odebrałam i usłyszałam po drugiej stronie słuchawki, głos mojej przyjaciółki.Z uwagą słuchałam jej co drugiego słowa, czując jak tracę pomału oddech. Nie do końca docierało do mnie, to co mówiła i czułam jak ulatuje ze mnie cała radość i chęć życia.Teraz nie mieliśmy już nic, szczęście w nieszczęściu, że nikt nie ucierpiał, ale i tak mieliśmy kolejny wydatek, na którego nie było nas stać.Adrian patrzył na mnie uważnym wzrokiem, przeczuwając, że dzieje się coś złego.Sama nie wiem czemu, ale w jednej chwili uleciała zemnie całą wiara, nadzieja i poczułam się tak bardzo bezsilna, tak bardzo zmęczona tym wszystkim.Cały czas czułam na sobie pytający wzrok Adriana, ale nie miałam ochoty mu niczego tłumaczyć, na nic odpowiadać.Wzrok wbiłam w piach znajdujący się na plaży i ukucnęłam nie zważając na to, że mamy coraz mniej czasu, do autobusu.Teraz tym bardziej nie chciało mi się wracać, nie chciało mi się wyjeżdżać do czekających nas kłopotów.Wciąż w głowie dudniły mi słowa Elizy i poczułam błogi spokój.Nikt nie ucierpiał.  

- Nasz klub, nasz klub się spalił - powiedziałam ściszonym głosem  

Sama nie wiem jak nazwać to uczucie, które poczułam.W jednej chwili poczułam się tak, jakbym straciła to, co liczyło się dla mnie najbardziej, jakbym straciła najważniejszą dla mnie osobę, jakbym straciła coś, co było sensem mojego życia.Poczułam się pusta w środku i ledwo łapałam oddech, przecież ten klub był tak naprawdę domem wielu dzieciaków, wiele par znalazła tam miłość i wiele dzieci, odnalazła przyjaciół.Byliśmy nie pokonani, nie zniszczalni, byliśmy rodziną.Poczułam otaczające mnie ramiona Adriana i zamknęłam oczy, tak teraz, właśnie przy nim wiedziałam, że wszystko się ułoży.Musi! Oderwałam się z jego ramion i kciukiem otarłam kilka zagubionych łez, wzięłam głęboki wdech i ruszyliśmy do domku po bagaże.Mieliśmy coraz mniej czasu, a wrócić musieliśmy na pewno, bo czekało nas tam dużo roboty.Spojrzałam na mojego ukochanego i wiedziałam, że przy nim cokolwiek się stanie będę bezpieczna. Kilkanaście minut później siedziałam już w autobusie, a Adrian ładował nasze bagaże do schowka i po kilku minutach siedział tuż obok mnie.Złapałam go za rękę, ostatni raz odwracając się za siebie i żegnając z tym magicznym dla nas miejscem.Autobus ruszył, a ja oparłam głowę o jego ramię i słuchałam bicia własnego serca.Adrian był jakiś nie obecny, zamyślony, zastanawiałam się, czy to za sprawką tego co się wydarzyło? czy męczyło go coś jeszcze, bo już na samym początku naszego wyjazdu bujał w obłokach, będąc gdzieś daleko ode mnie.Czy coś go trapiło? czy miał jakiś problem o którym nie chciał mi powiedzieć, bo nie chciał mnie martwić? czy coś ukrywał? spojrzałam w jego brązowe oczy i uśmiechnął się do mnie, a ja już wiedziałam, że nie.Przecież on nie mógłby mnie okłamać, bo nauczyłam czytać się z niego jak z otwartej księgi i wiedziałam, że boi się tak samo jak ja, tego co tam zobaczymy.Jego zagubiony wzrok wędrował po moim ciele, a ja śmiałam się pod nosem, dziękując losowi za to, że jesteśmy w autobusie.Doskonale wiedziałam, że gdyby nie fakt, że jest tu dużo osób rozebrałby mnie i pieścił moje ciało.Takiego spragnionego, rozpalonego nie widziałam go dawno, chociaż w tej nocy byłam jego.  

- Jak myślisz co tam zastaniemy? czy coś się uratowało? co z tymi dzieciakami? -zapytałam czując jak do moich oczu znów napływają łzy  

Adrian przytulił mnie ramieniem, a ja spojrzałam na krajobraz za oknem.Chciałam zapewnienia, których chłopak nie mógł mi dać.Po nie całych dwóch godzinach dojechaliśmy do domu i autobus zatrzymał się na dworcu.Wysiedliśmy a chłopak zabrał nasze bagaże.Na dworcu czekali na nas już przyjaciele, a ja poczułam jak z oczu płynął mi łzy.  
  
- Uratowało się coś? - zapytałam z nadzieją w głosie  

Nikt nic nie odpowiedział, a ja już wiedziałam, że jest gorzej niż myśleliśmy.Objęta Adriana ramieniem ruszyłam w stronę klubu.  
***  
Kilkanaście minut później staliśmy już na placu, gdzie kiedyś znajdował się nasz klub i zamarłam.Plac był prawie pusty, a z dachu praktycznie nic nie zostało.Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam Adriana tatę idącego w naszą stronę.  
  
- Dzień dobry - szepnęłam  
  
- Witajcie dzieci.cieszę się, że wróciliście, nie martwcie się odbudujemy ten klub, moja firma już zbiera na to pieniądze, a ja mogę dać wam kolejne pomieszczenie.Dobrze wiecie, że popieram to co robicie dla tych dzieciaków, gdyby nie wy już dawno zeszliby na złą drogę - szepnął patrząc na mój przybity wzrok  

Spojrzałam na niego i wpadłam mu w ramiona, przytulając poczułam się tak, jakbym tuliła własnego ojca.Kochałam jego rodziców, tak jak swoich i traktowałam jak rodzinę. Nigdy nie miałam żadnych problemów z jego rodziną, nie sprzeciwiali się naszemu związkowi, tak jak się słyszy w niektórym parach.  
  
- Agatko wiesz, że traktuję cię jak własną córkę - usłyszałam  

Kolejne dni mijały nam na tym samym, Adrian miał trening, a po treningu chodziliśmy pomagać w odbudowaniu naszego klubu.Czasami organizowaliśmy jakieś zbiórki, a czasami nawet trener Adriana uruchamiał swoje dawne kontakty, by występowały u nas zespoły.Pieniądze uzyskane przeznaczyliśmy na odbudowę.Wiele ludzi dobrej woli łączyło się z nami i pomagało nam w odbudowaniu.Wszystko było by wspaniale, gdyby nie fakt, że coś z Adrianem działo się nie dobrego.Sama nie wiem jak to nazwać, było coś, czego nie chciał mi powiedzieć, coś co ukrywał, powodując między nami mur.Bolało mnie to, bo nie wiedziałam co się działo, odkąd pamiętałam byliśmy idealną parą i nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic, a teraz coś ewidentnie nie grało, a ja nie bardzo wiedziałam co. Spojrzałam w brązowe oczy mojego ukochanego i złapałam go za rękę, uwielbiałam ten moment, gdy był obok, a ja wiedziałam, że cokolwiek się stanie zawsze mnie obroni.Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę stawu.Kochałam ten klimat i było mi z nim naprawdę cudownie.Usiedliśmy na ostatniej wolnej ławce a Adrian objął mnie ramieniem.Zamknęłam oczy, wyobrażając sobie nasz mały, przytulny domek, w którym będziemy wychowywać gromadkę naszych dzieci.  

- Kochanie - usłyszałam z jego ust niemal szept i zadrżałam  

Wiedziałam, że tak delikatny ton jego głosu, świadczy tylko o jednym, coś go trapiło. Przez kolejnych parę minut nie spuszczałam wzroku z jego twarzy, on wiedział to, ale i tak nie zwracał na to uwagi.Wyczytałam w jego oczach strach, ale nie ponaglałam go, nie naciskałam.Cierpliwie czekałam aż wreszcie wydusi z siebie to, co go męczyło.  

- Kochanie muszę Ci coś powiedzieć - szepnął na ułamek sekundy patrząc mi w oczy  

Jego spojrzenie było umarłe, nie obecne.Przytulił mnie tak mocno, tak zachłannie, jakby bał się, że za chwile coś nas rozdzielić.Nie zadawałam niezbędnych pytań i nie ponaglałam go.Nadal siedzieliśmy na ławce przytuleni, a ja czułam jak otacza nas zimny, przyjemny wiatr.Adrian zauważył, że mi zimno, bo gwałtownie wstał z niej i trzymając mnie mocno za rękę ruszyliśmy w kierunku mojego domu.Tak dziś to on u mnie nocował, codziennie zmienialiśmy się, a nasi rodzice wiedzieli, że już i tak nie mogą nam nic zrobić, ufali nam i wiedzieli, ze jesteśmy odpowiedzialni.Może na początku mieli coś przeciwko, gdy co noc spaliśmy razem, ale teraz nam odpuścili. Szliśmy spacerkiem nadsłuchując odgłos nocy.To była kolejna rzecz, która kochałam. Tak uwielbiałam tą porę i zawsze była dla mnie magiczna.W nocy przecież mogło się wszystko zdarzyć, a ja kochałam tez niespodzianki. Adrian już od kilku minut milczał a mnie coraz bardziej męczyła ta dobijająca cisza.  

- Co się stało? - zapytałam zatrzymując się  
  
Adrian spojrzał na mnie, ale nie odpowiedział.Nie odezwał się do mnie słowem, a ja już nie wiedziałam co mam zrobić.Bolało mnie jego zachowanie i czułam, że to dopiero początek naszych kłopotów.Doszliśmy do mojego mieszkania i przywitaliśmy się z moimi rodzicami, po zjedzonej przez nas kolacji, poszliśmy do mojego pokoju.Byliśmy tak zmęczeni, ze marzyliśmy tylko o spaniu.Wykąpaliśmy się, przebraliśmy w piżamkę i położyliśmy się spać.  
  
- Kocham Cię - szepnął Adrian  

- Ja ciebie też - szepnęłam  

Przytulając się do siebie wpadliśmy w objęcia Orfeusza.Obudził mnie płacz Adriana, wstałam, podbierając się łokciami i patrzyłam na zapłakanego ukochanego.Czułam, jak rozrywa mu serce i nic nie mogłam temu zaradzić. Nigdy nie widziałam go w takim stanie i ten fakt przerażał mnie najbardziej. Spojrzałam w jego załzawione oczy i tak bardzo chciałam zatrzymać jego łzy.  

- Adrianie powiesz mi w końcu co Cię tak męczy - zapytałam spokojnym głosem  

Chłopak spojrzał mi głęboko w oczy, po czym kolejny raz zaniósł się jeszcze większym płaczem.Teraz wiedziałam to na pewno, nie zapowiadało się za dobrze.  

- Obiecaj, że mnie nie zostawisz, Obiecaj, że Cię nie stracę, obiecaj, że to przetrwamy, obiecaj mi to - powiedział a w jego oczach czaił się strach.Kiwnęłam głową, ale dla niego było to za mało.  

- Obiecuję - szepnęłam przełykając ślinę.Adrian splótł nasze palce, a mnie paraliżował strach.  

- Kochanie jest coś o czym muszę ci powiedzieć - szepnął patrząc mi głęboko w oczy  

Z przerażeniem patrzyłam w brązowe oczy Adriana zastanawiając się, co takiego chce mi powiedzieć, jego smutny wzrok wędrował po całym pomieszczeniu, bojąc się na mnie spojrzeć.  

- Bo ja, ja muszę wyjechać - wydusił z siebie  

Poczułam jak ogarnia mnie panika.Do moich oczu momentalnie napłynęły łzy, a ja nie wiedziałam co mam zrobić i co powiedzieć.Bałam się.Tak bardzo bałam się tego co teraz z nami będzie.Przecież przez trzy lata byliśmy praktycznie nie rozłączni, a teraz mieliśmy się rozstać na kilka tygodni? to do mnie nie docierało, bałam się.Wzięłam go mocno za rękę i poczułam ogarniający mnie strach.Złapałam go tak mocno, jakby to miało sprawić, że go zatrzymam.Nie pytałam się dokąd ani po co, tak naprawdę te informację najmniej mnie teraz obchodziły.Wciąż w głowie miałam jedną myśl: Dlaczego! Dlaczego los próbuje nas rozdzielić? Czułam jak przytula mnie a po moim policzku płynęły łzy.Chciałam go zatrzymać, ale nie wiedziałam jak, przecież było by to tak bardzo samolubne.Leżałam zamknięta w jego ramionach i coraz bardziej wtulałam się w jego nagą klatę.Chciałam zapamiętać ten czas i jego zapach.Chciałam zapamiętać wszystko co dotyczy jego.  

- A co z klubem? co z twoimi treningami? kumple wiedzą? - pytam szlochając w jego rękaw  

- Nie, jutro im powiem.Ojca przenoszą do innego miasta, muszę jechać z nimi - szepcze załamany  

- A twoja kariera?? tak bardzo kochałeś tą drużynę, kochałeś sport - mówię czując narastający ból  

- Kotku mam już załatwione miejsce w innej drużynie, z piłki nie zrezygnuje - odpowiada przytulając mnie do siebie  
  
- A co z nami? - szepcze coraz bardziej go przytulając  

- Z nas też nie - odpowiada a w jego oczach widzę łzy  

Nie wiem jak długo płakaliśmy.Obudziłam się z podkrążonymi, czerwonym oczami. Miejsce obok mnie było puste, a ja nie wiedziałam gdzie on jest.Po chwili do pokoju wszedł Adrian z śniadaniem do łóżka i spojrzał w moje oczy.  

- Cześć kicia - szepnął składając na mojej twarzy delikatny pocałunek  

Dziś postanowiliśmy posiedzieć w domu i nigdzie się nie wybierać aż do wieczora. Wieczorem Adrian musiał porozmawiać z trenerem i kumplami a później postanowiliśmy wyskoczyć do kina.Oczywiście cały ten dzień miał być nasz. Nie interesowały nas sprawy drużyny, czy klubu i chociaż mieliśmy do jego wyjazdu sporo czasu, nie chcieliśmy go marnować.Leżeliśmy na łóżku oglądając nasze wspólne fotografie, kochaliśmy robić zdjęcia i przez te wspólne trzy lata uzbierało się tego trochę. Zjedliśmy naleśniki z dżemem i postanowiłam wstać z łóżka.Wzięłam prysznic, ubrałam się i uczesałam.Siedzieliśmy przed laptopem i oglądaliśmy jakąś komedie romantyczną, gdy nagle przyszła do mnie wiadomość. Musimy się spotkać zastanawiałam się, co Eliza może ode mnie chcieć, wiedziałam, że nie za bardzo przepada za Adrianem, dlatego też postanowiłam nie brać go ze sobą.Założyłam na siebie cienką bluzę i dając całusa Adrianowi wyszłam z domu.Wciąż przed oczami miałam jego łzy, a w uszach brzęczały mi jego słowa.Nie docierało do mnie to co się stało i czułam narastający ból.Kochałam go i nie wiedziałam co teraz z nami będzie. Bałam się, że ta rozłąka zmieni wszystko między nami i go stracę.Zamyślona szłam przez pasy, gdy nagle wjechał rowerem we mnie chłopak, spojrzał na mnie, lecz ja nie bardzo zwracałam na niego uwagę, może ze dwa razy go zobaczyłam, bo mieszkał gdzieś nie daleko mnie, nigdy nie interesowali mnie inni chłopacy, bo całym moim światem były brązowe oczy Adriana.Spojrzałam w dal i uśmiechnęłam się, po drugiej stronie ulicy, stała Eliza, która właśnie do mnie machała.Odmachałam jej i przeszłam na drugą stronę ulicy, przywitaliśmy się całusem w policzek i poszliśmy do naszej ulubionej kawiarni Cafe Late. Usiedliśmy przy wolnym stoliku i spojrzałam na przyjaciółkę.  

- Po co chciałaś się spotkać? - zapytałam dopijając już czekoladę na gorąco  

- Bo widzisz chciałam, żebyś kogoś poznała - szepnęła Elizka.Spojrzałam na nieznajomego, który właśnie podchodził do naszego stolika i uśmiechnęłam się  

- Cześć jestem Bobi, ale przyjaciele mówią na mnie Bob - uśmiechnął się  

Spojrzałam w jego cudowne oczy i zamarłam, wydawało mi się, że już gdzieś go widziałam, ale nie byłam pewna gdzie.To jego mroczne spojrzenie i czarujący uśmiech. Nie powiem był niebezpiecznie przystojny, ale ja wiedziałam, ze nie robi to na mnie wrażenia, przecież całym sercem kochałam Adriana  

- Muszę iść Adrian na mnie czeka - powiedziałam  

- Adrian ma inną.Czy nie powiedział Ci czasem o wyjeździe? - zapytał nieznajomy  

Spojrzałam na niego i dałam mu w twarz, nikt nie miał prawa przy mnie obrażać mojego ukochanego, nikt nie miał prawa osądzać go i kłamać przy mnie na jego temat.Nikt!  

- Masz - powiedział dając mi mała fotografię  
  
Wzięłam zdjęcie i zamarłam.Na fotografii był chłopak obejmujący jakąś nie znaną mi dziewczynę.Przed moją twarzą okazał się widok Adriana w objęciach jakiejś dziewczyny z początku myślałam, że to żart, ale później nabrałam wątpliwości.Przecież tak naprawdę nigdy nie dał mi powodu do zazdrości, czy nie ufania mu.Zawsze był opiekuńczy, szczery a przede wszystkim wierny.Nie miałam powodu mu nie ufać a mimo to, patrząc na tą fotografie poczułam nutkę strachu i niepewności.Przecież tak naprawdę nic nie widziałam o nowo poznanym chłopaku a mimo to, czułam dziwną niepewność w sercu. Ponownie uderzyłam chłopaka w twarz i bez słowa odeszłam od stolika.Skierowałam się prosto do domu, gdzie czekał na mnie Adrian.Chciałam jak najszybciej porozmawiać z chłopakiem i usłyszeć zapewnienie z jego ust.Chciałam bezgraniczne mu ufać i wierzyć w to co mi powie. Chciałam a mimo to nie potrafiłam.Weszłam do mieszkania i poczułam zapach pochodzący z kuchni, mój ukochany stał w fartuchu i coś tam gotował..Szczerze powiedziawszy nawet wcale nie byłam głodna.Odechciało mi się jeść, pragnęłam tylko jednego zaprzeczenia ze strony chłopaka, ale nie wiedziałam jak delikatnie mu o tym powiedzieć.Przecież nie mogłam zapytać się go prosto z mostu zdradzasz mnie? Usiadłam na krzesełku i z uwagą obserwowałam jak Adrian chodzi po kuchni i gotuje.  

- Stało się coś? jesteś strasznie milcząca - usłyszałam pytanie z jego ust  

Spojrzałam na niego nie przytomnym wzrokiem, zastanawiając się co mu odpowiedzieć. Zdecydowałam się nie odezwać i dalej patrzyłam smutnym wzrokiem w krajobraz za oknem.Nagle poczułam jego ciepły dotyk i zamknęłam oczy.Otworzyłam je ponownie i spojrzałam mu głęboko w oczy.  

- Kochanie co jest? - zapytał zatroskanym głosem.Zawahałam się, czy powiedzieć mu o moich podejrzeniach, czy też nie.  

- Po prostu nie chcę byś wyjeżdżał - skłamałam  

Chłopak przytuliła mnie, a ja znów poczułam się jak dawniej.Tak bardzo kochałam być w jego opiekuńczych ramionach, tylko przy nim wszystkie problemy straciły na znaczeniu. Przy nim wszystko wydawało się tak dziecinnie proste, a ja poczułam jak na moim sercu robi się ciepło  

- Kocham cię - szepnął  

- Ja ciebie też - powiedziałam zatapiając usta na jego wargach  

Nasz język tańczył taniec miłości, a ja poczułam nagłe poczucie bezpieczeństwa. Chłopak delikatnie oswobodził się z moich objęć i poszedł do ubikacji.Spojrzałam na jego TELEFON leżący na kuchennym stole i chociaż nigdy tego nie robiłam, postanowiłam przeczytać jego wiadomości.Musiałam dowiedzieć się, czy mnie zdradza, czy też nie. Przeleciałam mu po fonie wciąż z zapartym tchem czytając jego wiadomości.Nie było nic co mogło by POTWIERDZIĆ oskarżenia Bobiego, nie było nic, co mogło by sprawić, że przestanę mu ufać.  

- Co ty robisz? - zobaczyłam strach w oczach Adriana  

- Ja, ja nic - zaczęłam się tłumaczyć  

Chłopak wyrwał mi telefon z ręki i bez słowa schował do kieszeni, spojrzał na mnie z wyrzutem i wrócił do gotowania.Po kilkunastu minutach nadal w ciszy siedzieliśmy i jedliśmy obiad.Ne wiedziałam co mam mu powiedzieć, chociaż powinniśmy porozmawiać Adrian nie miał na to ochoty a ja czułam się jak ostatnia idiotka przyłapana na sprawdzaniu ukochanego.  

- Przepraszam ja po prostu nie wiem już co mam o tym myśleć - szepnęłam  

Adrian spojrzał na mnie ze strachem w oczach, a ja poczułam ból.Nie wytrzymałam i popłakałam się.Chłopak siedział nadal bez słowa wciąż z uwagą mi się przyglądając. Nie podszedł i nie pocieszył, nie przytulił.  

- Podobno mnie zdradzasz - powiedziałam bez namysłu  

Adrian wstał strącając talerz, który rozbił się na drobny mak.Gwałtownie wstałam zbierając szkło i niechcący się skaleczyłam.  

- Cholera! - szepnęłam patrząc na czerwoną ciecz lecącą z mojego palca  

- Daj to.Wierzysz w to? - zapytał Adrian owijając mój skaleczony palec  
  
- Nie wiem - przyznałam ściszonym głosem  

Chłopak przez kilka minut patrzył na mnie przybitym wzrokiem, po czym bez słowa podniósł się i chciał odejść.  

- Widziałam wasze zdjęcie! - krzyknęłam  

Chłopak zatrzymał się w drzwiach i uśmiechając się pod nosem odwrócił się w moją stronę.Widziałam w jego oczach ból.Jedna, pojedyncza kropla spłynęła po jego policzku a po chwili odszedł zatrzaskując za sobą drzwi.Nie wiedziałam co to wszystko oznacza, nie bronił się, nie zaprzeczał.Po prostu bez słowa odszedł zostawiając mnie z tą cholerną niepewnością.Czy gdyby mnie zdradził płakałaby, że mu nie ufam? czy miałby w oczach łzy? skoro nie zdradził to dlaczego do jasnej cholery nie zaprzeczył? nie bronił się? Odszedł on po prostu odszedł zostawiając mnie z wątpliwościami.Leżałam bezmyślnie patrząc w sufit, zastanawiając się jak to w ogóle jest możliwe.Czy zdjęcia, które pokazała mi przyjaciółka były prawdą? chociaż nie chciałam w nie uwierzyć, nie mogłam zrozumieć tak bardzo dziwnego zachowania Adriana.Nie mogłam zrozumieć, przede wszystkim tego, że się nie bronił.On po prostu bez słowa odszedł, zupełnie tak, jakby za nic miał to co było między nami, jakby się dla niego nie liczyło tych kilka wspólnie spędzonych lat.Spojrzałam na zegarek zastanawiając się dlaczego jeszcze go nie ma i gdzie jest? Przecież wyszedł dobrych kilka godzin temu i nie dał mi żadnego znaku życia, bałam się o niego.Byłam na niego tak cholernie zła i tak bardzo zraniona a mimo to, tak bardzo bałam się o tego chłopaka.Chłopaka, który był całym moim życiem.Kochałam go i nie były to jakieś tam młodzieńcze fantazje, czy zauroczenia.Kochałam go dorosłą, prawdziwą miłością i dlatego jego zachowanie było tak bardzo bolesne, tak bardzo do niego nie podobne.Spojrzałam na zegarek, dochodziła północ, nie wiedziałam dlaczego nie ma go tak długo i gdzie on jest? czy zatrzymał się u któregoś z kumpli? czy może jest u niej? Postanowiłam przełamać się i obdzwonić wszystkich jego kumpli, chociaż nigdy tego nie robiłam, teraz musiałam. Przecież mogło mu się coś stać.Godzinę później leżałam, zastanawiając się gdzie on jest. Obdzwoniłam wszystkich z jego kumpli i u nikogo go nie było.Chociaż obiecali mi, że odezwią się jakby go zobaczyli, ja coś im nie wierzyłam.Czułam ból i żałowałam, że tak na niego napadłam.Mogłam nie odzywać się na temat zdjęcia i spędzić z nim wspólnie noc.Mogłam, chociaż postąpiłam inaczej.Usłyszałam sygnał TELEFONU i odczytałam wiadomość od Adriana.  

Nigdy Cię nie zdradziłem, ale skoro po tych wszystkich wspólnie spędzonych latach, nadal mi nie wierzysz, to nie ma sensu byśmy byli razem.Kochałem cię i nadal kocham, ale nie możemy już być razem, przepraszam to koniec.  

Czytałam wiadomość kilka razy, wciąż od nowa literując każde słowo.Nie docierało do mnie to, że zerwał, chciałam zadzwonić, napisać mu coś, wyjaśnić to, ale miły głos po drugiej stronie słuchawki informował, że Adriana telefon został wyłączony.Czułam ból i strach nie wiedziałam co teraz z nami będzie i coraz bardziej żałowałam, że oskarżyłam go o zdradę. Kochałam go i chyba trochę za późno zrozumiałam, że chłopak nie mógłby mnie zdradzić. Nie wiedziałam co się teraz stanie i co będzie z nami.Nie wiedziałam co będzie ze mną, bo Adrian był moją oazą przed tym okropnym światem, schronieniem przed wszystkim co złe. Powietrzem bez którego tak bardzo nie potrafiłam oddychać.Był dla mnie wszystkim. Zapłakałam w poduszkę i zapadłam w sen.  
***  
Usiadłem przed naszym ulubionym jeziorem i zastanawiałem się jak mogło do tego dojść? co ja jej takiego zrobiłem, że przestałą mi ufać? dlaczego to zrobiła? dlaczego oskarżyła mnie o zdradę, wiedząc jak bardzo jest dla mnie ważna? przecież nigdy nie zraniłbym jej a już na pewno nie zdradził.Kochałem ją i nadal kocham a ona myśli, że ją zdradzam. Wyłączyłem telefon i rzuciłem kamień do wody.Z nerwów nie wiedziałem już co mam zrobić, bałem się, że odległość rozwali nasz związek, ale ja jeszcze nie wyjechałem a już zerwaliśmy. Czy naprawdę nawet najsilniejsza miłość, nie może pokonać odległości? czy nasza miłość nie może jej pokonać?  

- Domyśliłam się, że tu będziesz - usłyszałem  

Spojrzałem na Elizę i usiadłem do niej plecami.Tak bardzo nie lubiłem tej dziewczyny, dziewczyny, która była jej najlepszą przyjaciółką, ja jej jakoś nie ufałem, nie potrafiłem traktować jej jak przyjaciółki, zawsze wydawała mi się fałszywa i podła i dlatego nie rozumiałem tego, że moja ukochana dziewczyna tak bardzo jej ufała.  

- Czego chcesz? - zapytałem ponownie rzucając kolejny kamień do wody.Kiedyś potrafiliśmy bawić się tak godzinami, teraz tak bardzo mi tego brakowało.  

- Nie jestem twoim wrogiem - usłyszałem  

Spojrzałem na nią spod łba i tak bardzo chciałem zostać sam.Nie podobało mi się to, że Eliza jest tu ze mną, przecież ona tylko czekała na to, by nas skłócić.  

- Skąd wzięłaś te zdjęcia? przecież to był fotomontaż! - krzyknąłem  

- Ona nie musi o tym wiedzieć - powiedziała.Podeszła do mnie i zaczęła się przystawiać. Przytuliła mnie a jej ręka zjeżdżała coraz niżej.  

- Zwariowałaś? odbiło Ci? zostaw mnie! - krzyknąłem odpychając ją  
  
- Ona do Ciebie nie wróci, ja już o to zadbam - powiedziała  
  
- Ona mnie kocha a Ty nam zazdrościsz - wycedziłem przez zęby  

- Kocha? to gdzie teraz jest? gdyby cię kochała nie byłbyś teraz tutaj sam - powiedziała drwiącym głosem  

- Ty dziewczyno jesteś chora! Powinnaś się leczyć! - krzyknąłem  
  
Odepchnąłem ją, chyba trochę za mocno i biegiem ruszyłem w stronę ulicy, chciałem jak najszybciej znaleźć się przy niej i powiedzieć jej, że to wszystko to nie prawda. Kochałem ją i nie mogłem zrozumieć tego, jaka podła jest Eliza.Tak naprawdę nie tylko ona padła jej ofiarą, ale i ja, bo nie potrzebnie z nią zerwałem.Przecież nie mogłem pozwolić, by taka idiotka jak ona rozwaliła cała naszą miłość.Wszedłem do mieszkania i rozejrzałem się po pokojach, na łóżku spokojnie spała moja ukochana.Podszedłem do niej i przytuliłem.Spojrzała na mnie a w jej oczach czaił się strach.  

- Musimy porozmawiać - powiedziałem  



Wciąż patrzyłam w oczy Adriana nie wierząc, że to dzieje się naprawdę.Czy on jest tu ze mną? czy mi się to tylko śni? Czułam strach połączony z nadzieją.Był tu, chciał ze mną rozmawiać, wiec może nie wszystko między nami skończone.Tylko jak mam go przeprosić? jak mu to wytłumaczyć? no jak? Chłopak wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku, a ja zobaczyłam w jego oczach strach.Chciał mi coś powiedzieć, ale nie wiedział jak.  

- Gdzie byłeś? martwiłam się - szepnęłam siadając na łóżku  

- Nad naszym jeziorem.Zastanawiałem się jak do tego doszło, co sprawiło, że przestałaś mi ufać? co zrobiłem źle, że pomyślałaś o zdradzie? czy kiedykolwiek dałem Ci jakiś powód byś mi nie ufała? czy kiedykolwiek cię zraniłem? skrzywdziłem? -powiedział a w jego oczach był ból  

- Teraz mnie zraniłeś.Dlaczego wolisz odejść? dlaczego nie chcesz o nas walczyć? przecież - nie dokończyłam.Usiadłam na łóżku obok Adriana a chłopak wziął w dłonie moją twarz  

- Przecież jestem tu.Przecież nie pozwolę Ci odejść.Za bardzo Cię kocham by skreślić tych kilka lat, za bardzo mi na nas zależy, czy naprawdę nie zauważyłaś, że to jest fotomontaż? czy nie zwróciłaś na to uwagi? - zapytał  

Wzięłam zdjęcie w rękę i przyjrzałam się.Faktycznie było w nim coś innego, coś dziwnego. Ciało chłopaka na zdjęciu było dużo szczuplejsze i opalone niż Adriana. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam? dlaczego tego nie zauważyłam?  

- Adrian ja Cię przepraszam.Naprawdę Cię przepraszam - powiedziałam czując na policzku łzy  

Chłopak podszedł do mnie i przytulił, chowając mnie w swoich silnych ramionach.Tylko jedna osoba mogła to zrobić i nie rozumiałam dlaczego? dlaczego Eliza mnie oszukała? dlaczego chciała nas rozdzielić? dlaczego moja najlepsza przyjaciółka chciała mnie zranić w najbardziej bolesny sposób? dlaczego? Położyliśmy się do łóżka i objęci w swoich ramionach zamknęliśmy oczy.Chociaż żadne z nas nie spało, nie odzywaliśmy się do siebie.Tak bardzo chciałam wiedzieć o czym on teraz myśli? czy po tym wszystkim będzie dalej chciał ze mną być?  

- Co teraz będzie z nami? - zapytałam bojąc się jego słów  
  
- Jak to co? zapomnijmy o ostatnich dniach.Chcę dalej tworzyć z Tobą szczęśliwy związek. Chcę dalej z Tobą być i wiesz co, ja chyba jednak nie wyjadę.Nie chcę Cię stracić - powiedział mocniej mnie wtulając w swoje ramiona  

- Nie Adrianie.Pojedziesz wraz z rodzicami.Tam będziesz miał szanse na realizację marzeń.Wytrzymamy to.Poczekam, poczekam tyle ile będzie trzeba, poczekam -powiedziałam łapiąc go mocniej za rękę  

- Jesteś tego pewna? jeżeli chcesz zostanę - powiedział  
  
Nie miałam pojęcia jak trafiłam na tak wspaniałego chłopaka, ale nie mogłam oczekiwać od niego, że dla mnie zmieni wszystkie marzenia, plany.Kochałam go i dlatego kazałam mu jechać.Miłość przecież nie może być samolubna, nie może być egoistyczna.Jeżeli się kogoś kocha, robi się wszystko, by ta osoba była szczęśliwa, czy nie na tym polega właśnie miłość? czy nie tym jest?-poświęceniem.Czy tutaj, czy tam jeżeli ma się nam udać, to się uda.Chociaż czułam ogromny strach, musiałam mu zaufać, musiałam wierzyć.  

- Kocham Cię skarbie -powiedziałam składając na jego ustach delikatny pocałunek.
  
Z początku tylko go musnęłam wargami, ale po chwili nasz pocałunek był coraz bardziej namiętny.Zupełnie tak, jakbyśmy chcieli wyssać z siebie wszystkie obawy, troski i cały ból powodowany jego wyjazdem.  

- Jesteś moim największym szczęściem.Codziennie dziękuje Bogu za poznanie Cię -powiedział mi do ucha  
***  
Nasze ubrania powoli spadały na podłogę, a dziewczyna uśmiechnęła się.Wziąłem ją na ręce i zaniosłem na łóżko.Położyłem się obok niej, podziwiając jej szczupłe ciało.W świetle palących się na dworze lamp, które świeciły prosto na nasz pokój, wyglądała zjawiskowo. Podziwiałem jej ciało, jakby było jedyną rzeczą na tej ziemi.Patrzyłem na jej uśmiechniętą twarz i taką właśnie chciałbym pamiętać ją zawsze.Uśmiechniętą, beztroską, szczęśliwą. Moja dłoń zaczęła błądzić po jej ciele a ona zadrżała. Wiedziałem, że kochała mój dotyk.Nie potrzebowaliśmy seksu, by być razem szczęśliwi. Chociaż nasze sprawy erotyczne nigdy nie były złe, czasami wolałem po prostu poleżeć obok niej i tulić ją w swoich ramionach, czuć jej zapach, bliskość ciała.  

- Jeżeli nie chcesz nie musimy nic robić - powiedziała  

Posadziłem ją sobie na kolanach i leżeliśmy tak wtuleni w siebie kilka godzin.Nie spała, widziałem jej przestraszony wzrok i czułem jej delikatny dotyk.Bała się, a ja chyba domyśliłem się czego.  

- A gdybym cię tak straciła? - zapytała odwracając się do mnie twarzą  

Zacząłem całować jej twarz, zaczynając od mokrych od łez policzków.Nie mogłem znieść jej płaczu i bólu.On działał na mnie jak płachta na byka.  
  
- Nie straciłaś i przysięgam Ci, że nigdy nie pozwolę byś mnie straciła.Do końca moich dni będę robił wszystko byś była szczęśliwa, a gdy już przyjdzie kryzys zrobię wszystko, byśmy go pokonali - powiedziałem z pewnością w głosie  

Ponownie ją do siebie przytuliłem i spojrzałem na jej nagie ciało.Nie chcący dotknąłem jej piersi a ona się uśmiechnęła, no tak zapomniałem, że ma tam łaskotki.Położyłem ją na plecach a sam stanąłem opierając się nad nią.Byłem teraz nad nią a ona uśmiechnęła się.Patrzyłem jej głęboko w oczy, które szkliły się od pożądania i postanowiłem zająć się jej rozpalonym ciałem.Delikatnie przegryzłem jej brodawkę i zacząłem ssać.Agata delikatnie pojękiwała, a już kilka minut później, gdy wiedziałem, że jest gotowa delikatnie, jakby była z porcelany wszedłem w nią.Z początku zarzucałem wolne tępo, ale po chwili przyspieszyłem.(...)Po wszystkim padłem na łóżko i objąłem ją ramieniem.Nasze palce splatały się, idealnie do siebie pasując.Wszystko w tym momencie wydawało mi się idealne, nasze życie, nasz związek, ona.Miłość jaką do niej czułem była nie wyobrażalnie wielka.Nie spaliśmy, patrzeliśmy w sufit a ja rozmyślałem o tym, co miało dzisiaj miejsce.A gdybyśmy naprawdę zerwali? a gdybym ją stracił? odpędziłem od siebie tę myśl i trzymając w objęciach ukochaną dziewczynę zapadliśmy w sen.  
***  
Obudził mnie silny zapach kawy, otworzyłam oczy, po czym zamknęłam je ponownie, oślepiona padającymi do pokoju promieniami słońca.  

- Wstawaj kochanie śniadanie - usłyszałam głos Adriana  

Spojrzałam na ukochanego i zabrałam od niego tacę z jedzeniem.Uwielbiałam kiedy to robił, uwielbiałam gdy przynosił mi śniadanie do łóżka, lub gdy po prostu leżeliśmy rano obok siebie.Uwielbiałam jego i wszystko to, co było z nim związane.  

- Kochanie jedna rzecz nie daje mi spokoju - powiedziałam.Adrian nic nie odpowiedział, ale chyba domyślił się jaka.  

- Pójdę z Tobą - powiedział uśmiechając się do mnie  

Położył się obok mnie i razem zjedliśmy to przepięknie zrobione śniadanie.Zjadłam pierwszą kanapkę, gdy poczułam jak robi mi się niedobrze.Wstałam gwałtownie z łóżka i pobiegłam prosto do łazienki.Po kilkunastu minutach przepłukałam wodą usta i wróciłam do pokoju.Adrian patrzył na mnie zmartwionym wzrokiem, a ja siedziałam na łóżku, zastanawiając się kiedy miałam ostatnią miesiączkę.O mój Boże!-pomyślałam uświadamiając sobie, że już drugi miesiąc jej nie miałam.Spojrzałam w brązowe oczy Adriana i nie mogłam w to uwierzyć.Spojrzałam na śniadanie i po raz kolejny poczułam odruch wymiotny.  

- Może pojedziemy do lekarza? - zapytał Adrian  

Stałam oparta w łazience o drzwi i zastanawiałam się, jak to w ogóle możliwe? czy ja, czy ja jestem w ciąży? postanowiłam jeszcze tego samego dnia to sprawdzić. Spojrzałam na półkę, w której znajdował się test ciążowy, kupiony kiedyś przez moją mamę i postanowiłam dowiedzieć się prawdy.W pośpiechu, z drżącymi rękami wykonywałam polecenia napisane na ulotce.Odczekałam kilka minut i zaniemówiłam. Na teście widniały dwie kreski, a ja nie wiedziałam co teraz będzie.Owszem kochamy się, jesteśmy razem szczęśliwi, ale tu chodziło o coś innego.On miał wyjechać, miał tam zrealizować swoje marzenie, grając w najlepszej młodzieżowej drużynie a teraz całe jego życie, wszystkie marzenia, plany miały się pozmieniać.Nie wiedziałam, czy powinien o tym wiedzieć, nie wiedziałam, czy ja chce tego dziecka, nie wiedziałam, czy on też chce.Owszem kiedyś powiedział coś, że chce dziecko, ale nigdy nie rozmawialiśmy o tym.Nie planowaliśmy, przynajmniej teraz a tu proszę.  

- Kochanie wszystko okej? bo zaraz kopne w te drzwi! - krzyknął zrozpaczony  

Wrzuciłam test do kosza i poprawiając włosy, wyszłam z łazienki.Poczułam na sobie wystraszony wzrok Adriana i uśmiechnęłam się do niego.  

- Lepiej się już czujesz? - zapytał obejmując mnie w tali  

- Tak kochanie, pewnie jakieś zatrucie, albo grypa - powiedziałam  

- Pójdę z Tobą do lekarza co? - zaproponował  

Kiwnęłam głową, szybko zmieniając temat.Chwile później do Adriana zadzwonił jego ojciec, prosząc go by na chwile do niego przyjechał.Chciał byśmy przyjechali razem, ale z powodu mojego złego samopoczucia Adrian postanowił, że zostanę w domu.Obiecał też, że zaraz wróci.Położyłam się do łózka obiecując mu, że nie wstanę dopóki nie wróci.Chociaż nie wiedziałam jak wyglądam, czułam, że nie za dobrze, bo Adrian nie spuszczał ze mnie wzroku. Chciał mnie pocałować, ale po chwili odsunęłam się od niego, tłumacząc mu, że może się zarazić.Drzwi od pokoju zatrzasnęły się, a ja zostałam sama.Nie wiedziałam teraz co mam zrobić, nie wiedziałam, czy mu powiedzieć, czy też nie.  
***  
Cholerny telefon! Jeszcze raz spojrzałem na bladą twarz Agaty i uprosiłem ją, by nie wstawała z łóżka.Wsiadłem na motor i ruszyłem do ojca.Ciekawy byłem czego ode mnie chce i po co kazał nam przyjechać.Pewnie chodziło o świetlice dla dzieci, o której ostatnio po prostu zapomnieliśmy.Ciekaw byłem jak tam sobie radzą i czy udało się zebrać całą sumę.Nie chciałem wyjeżdżać i zostawiać tych dzieciaków, nie chciałem zostawiać Agaty samej.Kilka minut później, zatrzymałem motor przed firmą ojca i wszedłem do dużego budynku.Wszedłem do windy i pojechałem na trzecie piętro tego wieżowca.Zazwyczaj korzystałem ze schodów, ale teraz spieszyłem się, bo chciałem jak najszybciej być przy ukochanej.Sekretarka ojca zapowiedziała mnie i po chwili siedziałem już na czarnym fotelu i patrzyłem na uśmiechniętą twarz ojca.  

- A nie ma z Tobą Agaty? - zapytał  

- Źle się czuła.Wymiotuje od rana.Kazałem zostać jej w domu - powiedziałem  

Ojca twarz rozpromieniła się, a ja nie wiedziałem z czego jest taki zadowolony. Przecież choroba Agaty to nie powód do radości.Zdenerwowanym wzrokiem spojrzałem na niego a ojciec uśmiechnął się jeszcze szerzej.  

- Poranne mdłości - powiedział pod nosem  

- Sugerujesz, że jest w ciąży? - zapytałem  

- A nie jest? - zapytał śmiejąc się  

Usiadłem na fotelu i złapałem się za głowę.Nie wiem czemu poczułem strach.Bałem się, że nie podołam jako ojciec, że ją rozczaruje.Wstałem z fotela i niemal biegiem wyszedłem z jego gabinetu.  

- Adrian! - krzyknął za mną ojciec.Wróciłem się i spojrzałem pytającym wzrokiem na niego.  

- O mało co bym zapomniał.Chciałem byście oboje tu przyszli, bo miałem dla Was prezent. Dwa miejsca w pensjonacie nad morzem, wiedziałem jak ona kocha wodę, dlatego chciałem sprawić wam przyjemność, ale w takiej sytuacji chyba nie pojedziecie - powiedział  

- Zapytam się jej - obiecałem wychodząc z jego gabinetu  

Dziecko, tylko to jedno słowo miałem w głowie.Poranne mdłości, czy to możliwe? czy ojciec się nie myli? Uśmiechnąłem się sam do siebie i po chwili wsiadłem na motor dziecko powiedziałem w myślach.Ruszyłem prosto do domu(...)Kilkanaście minut później byłem już przed drzwiami mieszkania, wysiadłem z motoru i wszedłem do jej domu.Skierowałem się prosto do jej pokoju.Nikogo tam nie było, na łóżku leżał test ciążowy, wziąłem go do ręki i spojrzałem na dwie kreski.  

- Od kiedy wiesz? - zapytałem czując jak uginają mi się kolana  

- Od rana - odpowiedziała siadając na łóżku  
  
- Czemu mi nie powiedziałaś? - zapytałem czując jak ogarnia mnie strach  

- Bo nie chciałam mieszać Ci w planach.Przecież miałeś wyjechać - powiedziała  
  
- W planach? Co może być ważniejszego niż dziecko? - zapytał podniesionym głosem  

- Twoja drużyna, piłka - powiedziała cichym głosem  
  
- Dziewczyno to tylko gra! Nic nie jest ważniejsze od Ciebie, od nas i teraz już od naszego dziecko.Boli mnie to, że zataiłaś to przede mną.Musze to przemyśleć -powiedziałem wychodząc z jej pokoju  

- Adrianie! - krzyknęła lecz nie zatrzymałem się.  

Stałam w pokoju, trzymając w ręcę tego dnia zrobiony już drugi test.Teraz nie miałam wątpliwości, jeszcze łudziłam się, że może test był stary, może źle zrobiłam go, ale nie! Teraz nie miałam już żadnych wątpliwości, nosiłam w brzuchu dziecko Adriana.Dobrze, co teraz powinnam zrobić? usunąć?, oddać? Nie! O czym ty w ogóle myślisz? zastanawiałam się.Wciąż nie spuszczałam wzroku z zamkniętych już drzwi i poczułam strach.Tylko spokojnie, tylko spokojnie, pocieszałam się.On wróci! Kocha Cię więc wróci-podpowiadało moje serce.Położyłam ręce na brzuchu i uśmiechnęłam się. Było we mnie nowe życie i chociaż nie do końca wiedziałam co teraz ze mną będzie, cieszyłam się.Cieszyłam się, bo przecież z Adrianem kochaliśmy się, dziecko było owocem naszej miłości, promykiem radości i takie powinno dla nas być. Wiedziałam, że kolejna kłótnia w tym tygodniu nie jest winną dziecka, tylko moją, a mimo to zastanawiałam się, jak to by było, jakbym nie była w ciąży.Wyjechał by i byłby szczęśliwy. Realizował by swoje marzenia, a ja bym tu za nim czekała. Usłyszałam telefon, który oderwał mnie od moich rozmyśleń.  

- Słucham - szepnęłam przygnębionym głosem  
  
- Wszystko jest okej? dobrze się czujesz? - usłyszałam po drugiej stronie słuchawki, męski, dojrzały głos.To mogła być tylko jedna osoba, Adriana tata.  

- Tak dziękuje za troskę - powiedziałam  

- Jest Adrian? - zapytał  

Przez chwile zamilkłam, zastanawiając się co mam mu odpowiedzieć, przecież nie mogłam powiedzieć mu, że się pokłóciliśmy i wyszedł z domu.Chociaż? czemu niby nie? przecież ma prawo wiedzieć jak zachowuje się jego syn.No jak?? przecież to ja drugi raz wszystko rozwaliłam a nie on!! Dość!!Moje przemyślenia przerwał głos jego ojca  

- To jesteś czy nie? bo wiesz nie wiem co z tą rezerwacją - powiedział, a ja wyczułam, że się śmieje  

- Jaką rezerwacją? - zapytałam zbita z tropu  

- A to nic ci nie mówił? - zapytał - pokłóciliście się? - dodał po chwili.Chyba nie było sensu już dłużej zaprzeczać.  

- Tak - powiedziałam przepraszając i po chwili kończąc rozmowę  

Znów poczułam jak robi mi się nie dobrze i po chwili siedziałam już w łazience. Męczyła mnie już ta cała ciąża, chociaż były to dopiero początki.Usłyszałam natarczywy dzwonek do drzwi, noga za nogą powlekłam się w wolnym tempie a dzwonek nie przestawał dzwonić, zupełnie tak, jakby się gdzieś paliło.Otworzyłam drzwi i zobaczyłam w nich uśmiechniętą twarz szatyna.  

- Cześć maleńka! Gdzie jest Adrian? - zapytał podchodząc bliżej mnie  

Odsunęłam się krok w tył i z uwagą przyglądałam się gościowi, zupełnie tak, jakbym nadal nie wierzyła, że tu jest.I nie wierzyłam, po prostu do mnie nie docierało to, że on wrócił.On, który był moją dawną miłością.On, który był kuzynem Adriana.On, który tak bardzo namieszał mi w życiu.  

- To gdzie jest Adrian? - zapytał ponownie  

- Janusz ja nie wiem - przyznałam  

Niebieskie oczy chłopaka spojrzały na moją twarz, a ja próbowałam ukryć łzy.Nie pytał o nic, po prostu podszedł do mnie i objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego ciepłą bluzę, napawając się zapachem jego perfum.Zawsze tak robiłam, gdy tylko coś było nie tak, wtulałam się w jego bluzę, wierząc, że ona chroni mnie przed złem.Gdy się przyjaźniliśmy byliśmy dziećmi.Mało wiedzieliśmy o życiu i mało wiedzieliśmy o uczuciach, dopiero jak wyjechał zrozumiałam, że był mi bliski, za bliski.Jego strata wstrząsnęła mną bardziej niż myślałam a teraz znowu tu był i patrzył na mnie tym swoim wspaniałym spojrzeniem.  

- Kiedy przyjechałeś? - zapytałam uspokajając się  

- Trzy, cztery godziny temu.Załatwiłem sprawy na mieście i postanowiłem, że odwiedzę mojego kuzyna i jego piękną dziewczynę - zaśmiał się  
  
- Przestań bo się zaczerwienie - szepnęłam.Odruchowo złapałam się za brzuch, a spojrzenie Janusza pokierowało się w jego stronę.  

- Czy ty jesteś - zawiesił głos  

- Tak - szepnęłam nie pozwalając mu dokończyć - Z Adrianem oczywiście - dodałam.Jego wzrok posmutniał, ale po chwili wziął głęboki wdech i uśmiechnął się

- Szczęściarz z niego.Ma najwspanialszą dziewczynę na świecie - powiedział wstając z krzesełka  

Spojrzałam na niego smutnym wzrokiem, a on spojrzał na mnie zdziwiony.O nic nie pytał, bez słowa podszedł i przytulił mnie, a ja cieszyłam się, że wrócił.  

- Dlaczego go nie ma? kiedy on wróci? - zapytał patrząc mi głęboko w oczy  

- Nie wiem.Janusz a gdzie Karolina? czemu przyjechałeś sam? - zapytałam  

- Rozstaliśmy się.Chyba powrót tutaj był dla mnie ucieczką od rozstania z nią -powiedział po chwili  

Chciałam jeszcze coś dodać, ale wyszedł z domu, nie dopuszczając mnie do słowa.  
***  
- Wiedziałem, że Cię tu zastanę - usłyszałem  

Spojrzałem w tył, nadal nie wierząc w to co słyszę.Za mną jak żywy stał uśmiechnięty Janusz.Spojrzałem na kuzyna i podałem mu dłoń na przywitanie.Chociaż byliśmy bliską rodziną, czułem do niego żal i jednocześnie bałem się, że jego powrót zmieni wszystko między mną z Agatą.Nie musiałem nawet domyślać się, doskonale wiedziałem, że oboje coś do siebie czuli i obawiałem się, że nadal czują.  

- Byłeś u niej? a więc wiesz? - zapytałem  

- Nie wiem wszystkiego, ale ona się boi.Boi się o Was, o to, czy dacie sobie radę.Co tu do cholery robisz? czemu nie jesteś przy niej, tylko siedzisz samotnie nad Jeziorskiem? czemu ona samotnie siedzi w pokoju i martwi się? - usłyszałem  

Chciałem mu coś odpowiedzieć, ale zamilkłem.Nie musiał wszystkiego wiedzieć, nie chciałem by wiedział.Po co? by móc zbliżyć się do niej i ją pocieszać? spojrzałem na twarz kuzyna i po raz pierwszy dostrzegłem smutek w jego oczach.Chciałem zapytać się jego co się stało, czy ma jakieś problemy, ale nie było to w mojej naturze.Każdy wiedział, że nie żyliśmy w przyjaźni a jego wyjazd tylko mnie ucieszył, ale teraz było jakoś inaczej.Nie wyglądał za dobrze a ja się o niego zacząłem martwić.  

- Potrzebujesz rozmowy? wiesz, nie wyglądasz najlepiej - powiedziałem  

- Chwila samotności i będzie lepiej - szepnął patrząc w dal  

Wstałem i nie chcąc dalej go dręczyć, po prostu odszedłem, zostawiając go samego. Chociaż przeczucie mówiło mi, żeby nie zostawiać go samego, moje męskie ego było temu przeciwne.  

- Janusz!! Chodź ze mną, zatrzymasz się u nas i po drodze zwierzysz się Agacie. Może coś ci doradzi? no chodź nie daj się prosić - powiedziałem  

Chłopak po chwili stał już na przeciwko mnie i patrząc w moje oczy, uśmiechnął się. Wsiedliśmy na motor i pojechaliśmy do domu.  
***  
Wszedłem do mieszkania i skierowałem się prosto do jej pokoju, za mną wciąż kroczył nieśmiałym krokiem Janusz, błądząc gdzieś w myślach.Patrzył na mnie, ale czasami miałem wrażenie, że w myślach jest gdzieś daleko stąd i dopiero teraz zauważyłem, że jego stan psychiczny jest gorszy niż myślałem.Pokój był pusty.Nie bardzo wiedziałem gdzie może być, ale po chwili drzwi otworzyły się i spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem.  

- Wróciłeś - powiedziała ze łzami w oczach.Wziąłem ją na ręce i delikatnie przytuliłem.  

- Ja naprawdę nie chciałam - powiedziała  

Dałem jej gestem do zrozumienia, że nie jesteśmy sami i po chwili już do pokoju wszedł mój kuzyn.  

- Mam nadzieje, że nie przeszkadzam.Agato, czy my możemy porozmawiać? - usłyszeliśmy jego przygnębiony głos  

Agata spojrzała na mnie, a ja pospiesznie wyszedłem z mieszkania, zostawiając ich samych.Postanowiłem iść do chłopaków i powiedzieć im, że nie będę mógł z nimi grać.Po drodze też chciałem sprawdzić jak stoją sprawy z klubem i czy mamy już wystarczającą sumę.Ruszyłem w kierunku mieszkania trenera.  

Usiadłam wygodnie na kanapie, wciąż nie spuszczając wzroku z zamkniętych już drzwi, kochałam go.Adrian był najukochańszym chłopakiem jakiego znałam.Nawet jego kuzyn nie był taki jak on, chociaż też go lubiłam.Patrzyłam na smutne oczy Janusza, cierpliwie czekając kiedy się przede mną otworzy.Rozumiałam go, tak otworzyć się, rozmawiać o bolesnych sprawach nie było łatwo.Spojrzałam w dół, prosto na swoje buty i czekałam, nie miałam odwagi patrzeć mu w oczy a może po prostu nie chciałam? bałam się, nie wiem czego bardziej, czy jego, czy tego co do niego kiedyś czułam.Po prostu bałam się być z nim sam na sam.Chociaż teraz byłam szczęśliwa z Adrianem i nosiłam w brzuchu jego dziecko, czułam dziwny niepokój w środku.Janusz był kiedyś moim przyjacielem, a jego wyjazd wstrząsnął mną bardziej niż się tego spodziewałam a teraz siedziałam sam na sam z nim w pokoju i on miał opowiadać mi o swoim związku, jakoś nie bardzo mu to wychodziło, bo jedyne co robił, to patrzył w moje oczy.  

- Jesteś taka piękna - wypalił  

Spojrzałam na niego zaskoczona i gwałtownie wstałam z łóżka.Nie wiedziałam co mam teraz zrobić, przecież nie chciałam tego słuchać.  

- Proszę, przestań! - powiedziałam łagodnie  

- Czemu? bo mówię to co myślę? - zapytał  

- Bo jestem z twoim kuzynem, bo go kocham! bo nosze jego dziecko! - powiedziałam coraz bardziej stanowczo  

Janusz spuścił wzrok a mi zrobiło się go żal.Ale musiałam być stanowcza, przecież nie mogłam mu dać jakiejkolwiek szansy na to, że z nim będę.Rozumiałam go, dopiero co rozstał się z dziewczyną, wrócił do rodzinnego miasta, mógł czuć się zagubiony, ale to nie usprawiedliwiało jego zachowania.Był nielojalny wobec kuzyna a my tylko chcieliśmy mu pomóc.Adrian przygarnął go pod mój dach, bo się o niego bał a on co? flirtował ze mną? Nie, nie mogłam na to pozwolić.Janusz ukucnął na dywanie, a ja poczułam się winna jego zachowania.Nie chciałam być okrutna dla kogoś, kto przecież nie tak dawno był moim przyjacielem, ale też chciałam, by zrozumiał, że potrzebuje czasu na to, by na nowo mu zaufać i traktować jak przyjaciela.  

- Przepraszam-powiedział  

Machnęłam ręką, zapewniając go, że zapomniałam już o tym, co było parę minut temu. Uśmiechnęłam się do niego a on odwzajemnił uśmiech.  

- To co powiesz mi jak to między wami było? - zachęcałam go  

Może nie wszystko między nimi było jeszcze stracone? może udało by się ich jeszcze pogodzić? mimo wszystko kiedyś byliśmy bliskimi przyjaciółmi i chciałam by był szczęśliwy.Z początku Janusz nie był chętny, ale z czasem otworzył się i zaczął opowiadać mi o swoim związku i o byłej już dziewczynie.Coraz bardziej było mi go żal i moja kobieca intuicja nie wróżyła niczego dobrego jemu związkowi.Przecież kto normalny wybaczyłby zdradę? u mnie i u Adriana coś takiego by nie przeszło i skok w bok znaczyłby tylko jedno-rozstanie.Chociaż Janusz próbował udawać twardego, widziałam jak go to boli.Chciałam mu pomóc, ale nie bardzo wiedziałam jak, byłam bezradna jeżeli chodzi o dawnego przyjaciela.  

- Sama widzisz, że to nie ma sensu - powiedział nagle.Nic nie odpowiedziałam.Nie zdążyłam, bo usłyszałam sygnał telefonu, dzwoniła Eliza.  

- Czego chcesz? - krzyczałam na nią  

- Tak wita się przyjaciółkę? - zaśmiała się  

- Nie bądź fałszywa - krzyknęłam  

Usłyszałam w telefonie śmiechy młodych ludzi i zdębiałam, dopiero teraz dotarło do mnie jaka ona jest.Wiedziałam już wcześniej, że zmieniła się pod pływem nowych znajomych, ale nie sądziłam, że to tego stopnia.Rozłączyłam się i spojrzałam na Janusza, czułam się zraniona i zdradzona, przez przyjaciółkę.Wciąż nie docierało do mnie, że ta której ufałam, wierzyłam, traktowałam za przyjaciółkę, okazała się aż taka fałszywa.  
***  
Siedziałem u trenera, wciąż zastanawiając się co oni teraz robią.Trener był kilka lat ode mnie tylko straszy i zawsze traktowałem go jak brata i przyjaciela.Mogłem mu opowiedzieć o wszystkim a on zawsze mnie wysłuchał.Gdy ciężko trenowałem, pilnował mnie bym się nie przemęczał i by woda sodowa nie uderzyła mi do głowy. Chociaż piłka i dla niego była całym światem, zawsze powtarzał mi, że to tylko hobby a w życiu ważniejsze są inne priorytety. Dla mnie teraz najważniejsze było nasze dziecko i szczęście ukochanej.Dlatego musiałem zrezygnować z marzeń o piłce i zapewnić im godne, szczęśliwe życie.Chociaż nie było to wcale łatwe, niczego nie żałowałem.  

- Musisz ją zrozumieć, wie jak bardzo kochałeś piłkę, ile ona dla Ciebie znaczyła.Ona po prostu nie chciała odbierać Ci marzeń - szepnął  

Spojrzałem na Radka i kiwnąłem głową, może i miał racje, ale powinna zrozumieć, że oni a nie jakaś tam gra byli dla mnie najważniejsi.Poczułem spojrzenie trenera i już chciałem coś powiedzieć, gdy usłyszałem sygnał telefonu.Odebrałem i zamarłem.Moje największe marzenia właśnie się spełniały.  

Kilkanaście minut później telefon się rozłączył, a ja spojrzałem na trenera.Byłem mu wdzięczny, za wszystko co chciał dla mnie zrobić, jednak mimo wszystko, chociaż bardzo chciałem, nie mogłem tego zrobić, nie mogłem wyjechać, zostawiając ich samych.Przecież Agata była w ciąży, a ja byłem za nich odpowiedzialny.  

- Nie możesz tego odrzucić! Przecież Agata by tego nie chciała - powiedział  

- Trenerze ja nie mogę tam jechać! Agata jest ze mną w ciąży, urodzi moje dziecko, muszę zachowywać się dojrzale - powiedziałem  

- Nie jestem już twoim trenerem! Jestem za to twoim przyjacielem i jako przyjaciel nie pozwolę Ci tego zrobić! Nie zrezygnujesz ze swoich największych marzeń, rozumiesz mnie chłopcze? Dobrze wiesz, że ja zarówno jak i chłopacy z drużyny i twój ojciec jej pomożemy.Każdy z klubu, twoich kumpli i z twojej rodziny uwielbiają tą dziewczyną i nikt z nas nie pozwoli by nawet włos z głowy jej spadł! Ale ty masz jechać rozumiesz? musisz Adrianie! Musisz! - usłyszałem podniesiony głos trenera  

Spojrzałem na niego gniewnym wzrokiem i bez pożegnania wyszedłem z jego mieszkania, a co jeżeli miał rację? co jeżeli naprawdę powinienem jechać? przecież to tylko kilka tygodni, tylko nie cały miesiąc a tak bardzo tego pragnąłem.Nie zajrzałem już do naszego klubu, nie miałem do tego głowy, zapewne radzili sobie nieźle bez naszej pomocy, przecież mieli trenera, chłopaków i dużo życzliwych osób.Kilkanaście minut później, wziąłem głęboki wdech i przekroczyłem próg jej mieszkania. Zastanawiałem się, jak jej to powiedzieć, jak na to zareaguje?Gdy wszedłem do mieszkania Agata się do mnie uśmiechnęła.  

- Wiesz już? dzwonił? - zapytałem, czując jak ogarnia mnie złość  

- Daj spokój! On po prostu chcę twojego dobra, tak jak ja.Jestem tego samego zdania co on.Musisz jechać Adrianie! Nie ma innej możliwości - powiedziała  
  
Spojrzałem na jej uśmiechniętą twarz, szukając jakichkolwiek obaw, nie było ich.Ona z czystym sercem chciałabym jechał, a ja jej nie potrafiłem niczego odmówić.  

- Ale ty jesteś w ciąży? kto się wami zaopiekuje? - zapytałem  

Agata spojrzała na Janusza a mi podniosło się ciśnienie.Nie ufałem mu, nie chciałem powierzyć mu największego mojego skarbu i naszego dziecka.Jego twarz uśmiechnęła się a on wyglądał tak, jakby już triumfował.Obawiałem się, że moje przepuszczenia są prawdziwe, on nadal się w niej kochał i teraz miał mieć pole do popisu?  

- Nie podoba mi się to - powiedziałem biorąc ją na bok  

Agata uśmiechnęła się i skradła mi całusa.Nasze usta połączyły się a wszystkie obawy, cały strach, wszystko inne znikło.Liczyliśmy się my i tylko ta chwila.Kochałem ją, tak bardzo ją kochałem.  
***  
Spojrzałam w oczy Adrianowi i uśmiechnęłam się do niego.Chociaż udawałam, że jego wyjazd mnie nie rusza, w sercu ogarniał mnie strach.Jak teraz z nami będzie? co będzie z naszym dzieckiem? jak ja sobie bez niego poradzę? Czułam na sobie wzrok Adriana i starałam się być silna, musiałam bo gdyby zobaczył mój strach, żadne siły nie przekonały by go do wyjazdu.Cieszyło mnie tylko jedno, że jest on.Obecność Janusza mogła mi pomóc przez to przejść, ale też bałam się, że coś się zmieni.Obawiałam się, że uczucia do Janusza powrócą i nie będę potrafiła ich na nowo zabić.Nie chciałam by Adrian po powrocie stracił mnie i nasze dziecko, nie mogłam do tego dopuścić. Najchętniej pojechałabym z nim, ale za dużo rzeczy mnie tu trzymało.Trzy dni, tyle mieliśmy by się sobą nacieszyć.Za mało, zdecydowanie za mało, by nie czuć takiego bólu.Kochałam go i on kochał mnie a teraz mieliśmy nie widzieć się kilka tygodni.  

- Ja nie muszę jechać - powiedział Adi  

- Owszem musisz - uśmiechnęłam się do niego przez łzy  

Naprawdę starałam się być silna, chociaż mi to wcale nie wychodziło.Bałam się jego straty i nic nie mogłam na to poradzić.  

- Wiesz, że nie chcę Cię zostawiać - powiedział.Spojrzałam mu głęboko w oczy i uśmiechnęłam się.Chciałam pokazać mu, że dam sobie radę.  

- To tylko kilka tygodni, ja się nią zajmę - wtrącił się Janusz, przypominając nam o swojej obecności.Adrianowi się to nie spodobało, bo spojrzał na kuzyna spod łba.  

- A Ciebie ktoś pytał o zdanie? teraz won stąd! chce pobyć z nią sam na sam - warknął  

Nie lubił go i nie miał zamiaru się nawet z tym kryć.Janusz ze spuszczoną głową wyszedł z mojego mieszkania, a ja skarciłam Adriana wzrokiem  

- Co to było? - zapytałam zdenerwowana  
  
- Działa mi on na nerwy! To główny powód dla którego nie chcę wyjechać, nie chcę by kręcił się bok Ciebie - powiedział  

Uśmiechnęłam się do niego, zadowolona, że jest o mnie zazdrosny.Kilka minut później spoważniałam i spojrzałam na niego smutnym wzrokiem  

- Ja też nie chcę by tu był.Nie czuje się przy nim swobodnie, ale chcę mu pomóc. Zresztą lepiej, żeby ktoś na okres twojej nieobecności był przy mnie i mi pomagał.To Bóg nam go zesłał.Ja też umieram z zazdrości o ciebie, nie mam pojęcia, czy żadna dziewczyna nie będzie chciała Cię tam zdobyć, też się boję, ale ufam ci i jestem o nas spokojna.A ty mi nie ufasz? - szepnęłam  

- Ufam - szepnął przyciągając mnie do siebie  
  
Chciałam coś powiedzieć, ale nie dopuścił mnie do słowa.Przytulił mnie i złożył na moich ustach namiętny pocałunek, kilkanaście minut później wstałam i zrobiłam nam coś do jedzenia, bo nasze dziecko było chyba głodne.  

- Agato, obiecaj, że będziesz na siebie uważać - szepnął  

Pokiwałam głową i zaniosłam nam do pokoju kanapki.Włączyliśmy telewizor i szukaliśmy ciekawego dla nas programu, gdy nagle zadzwoniła moja komórka.  

- Słucham? - szepnęłam  

Po drugiej stronie słuchawki słyszałam jakiś damski głos, kobieta poprosiła mnie o spotkanie, a ja nie wiedziałam czego może ode mnie chcieć.Z początku myślałam, że to zwykła pomyłka a ktoś po prostu pomylił numer, ale ona znała za dużo szczegółów. Wiedziała moje imię i znała Adriana.Umówiła się ze mną na jutrzejszy wieczór i rozłączyła się.Zawahałam się.Nie bardzo wiedziałam, czy powinnam powiedzieć o tym Adrianowi, przecież nie chciałam denerwować go przed wyjazdem.Wtuliłam się w ramiona ukochanego, chociaż na chwile próbując zapomnieć o dziwnym telefonie.  

- Kochanie w porządku? - czułam na sobie zatroskany wzrok Adriana  

Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się do niego.Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, bo nie umiałam go kłamać.Mocniej wtuliłam się w chłopaka i zamknęłam oczy.Nie chciałam oglądać telewizji, nie miałam na to ochoty.Doskonale wiedziałam, że powinniśmy porozmawiać, powinnam mu powiedzieć, ale nie wiedziałam jak.  

- Przejdziemy się? - zapytałam.Adrian kiwnął głową i poszliśmy na mały spacer.  
***  
Całą drogę milczeliśmy, nie wiedziałem dlaczego się do mnie nie odzywa, ale czułem, że coś ją gryzie, nie wiedziałem tylko co.Nie potrafiłem zapytać jej wprost, czy coś się stało, czy nie.Nie chciałem znów się z nią pokłócić i to tuż przed moim wyjazdem.  
Męczyło mnie to, że Janusz będzie przy niej, nie ufałem mu.I chociaż Agacie ufałem bezgranicznie, jemu nie potrafiłem zaufać.  

- Obiecaj mi coś - szepnąłem stając na przeciwko niej.Jej wzrok skierował się w moją stronę a w oczach widziałem strach  

- Obiecaj, że nie dopuścisz Janusza do siebie, że będę miał po co wrócić, obiecaj mi - szepnąłem.Agata uśmiechnęła się i wtuliła w moje ramiona  

- Głuptasie, przecież masz po co wrócić, do nas.Do mnie i naszego małego aniołka-powiedziała z czułością w głosie(...)  


***  
Wstając zastanawiałam się, czy dobrze robię, nie mogłam przestać myśleć o dziwnym telefonie, który zadzwonił wczorajszego popołudnia.Chociaż wczorajszego wieczoru skupiłam się na nim i naszej przyszłości, dziwny telefon nadal nie dawał mi spokoju.  
Już za kilka godzin miałam się wszystkiego dowiedzieć, a ja nie wiedziałam czego.Nie uśmiechało mi się spotkać z nią akurat dziś, gdy już jutro rano Adrian wyjeżdżał. Chciałam każdą chwilę spędzić z nim, by jak najwięcej zostawić wspaniałych wspomnień.Wspomnień, które pozwolą mi przetrwać naszą rozłąkę.Jednak ciekawość była silniejsza niż zdrowy rozsądek.Nie miałam pojęcia co mnie tam czeka i kim ona jest dla mojego Adriana.Czyżby miał kogoś? niepewność ustąpiła miejsce strachowi. Bałam się i nie potrafiłam myśleć już o niczym innym.Spojrzałam na Adriana, który jeszcze spał, postanowiłam wstać i zrobić mu kolację, przecież zasłużył na to.Chciałam zrobić wszystko, by jak najlepiej zapamiętał ten dzień.  

- Kochanie - powiedział zaspanym głosem.Spojrzałam na niego i pozwoliłam, by jego dłoń pociągnęła mnie do łóżka.  

- Kochanie - powiedział wtulając twarz w moje włosy  
  
Przytulił mnie i zapadł w ponowny sen.Nie poruszyłam się w obawie, że go obudzę.Nie było mi to na rękę, bo chciałam zrobić nam śniadanie a teraz nie mogłam wstać, bo bałam się, że się obudzi.  

- Anabell nie odchodź - usłyszałam jego wołanie przez sen  
  
Spojrzałam na niego zszokowana i nie bardzo wiedziałam co to oznacza.Czy to tylko sen? czy Anabell była dla niego kimś ważnym? czy on ją nadal kocha? nie! Przecież jesteśmy razem, jesteśmy szczęśliwi, będziemy mieli dziecko.Nie mógłby pokochać kogoś innego.  

- Anabell błagam! - szeptał  

Przytuliłam go mocniej do siebie, by się obudził.Spojrzał na mnie zdezorientowany a w jego oczach widziałam łzy.  

- Agata? - zapytał zaskoczony  
  
- A kogo się spodziewałeś? - zapytałam uważnie mu się przyglądając  

- Nikogo kochanie - szepnął a jego wzrok posmutniał  
  
Nie wiedziałam o co chodzi.Po raz pierwszy słyszałam o Anabell, w jego życiu nie było nikogo o tym imieniu.Wstaliśmy i zjedliśmy śniadanie.Postanowiliśmy ten dzień spędzić w domu.Kilka godzin później spojrzałam na zegarek.  

- Kochanie muszę iść do ojca, pójdziesz ze mną? - zapytał  

- Nie.Muszę coś załatwić, postaram się wrócić jak najszybciej - szepnęłam  

Widziałam zdziwione spojrzenie Adriana i spuściłam wzrok, było mi głupio, ale nie miałam innego wyjścia.Musiałam iść na to spotkanie.Ubrałam na siebie bluzę i wyszłam z domu, kawiarnia w której się umówiliśmy była prawie zaraz obok mojego domu, dlatego nie musiałam się spieszyć.Gdy weszłam do kawiarni siedziało tam parę osób, ale tylko jedna dziewczyna podniosła się z krzesełka.Pomachała mi, a ja byłam ciekawa skąd wie, że to ja.  

- Agata prawda? - zapytała  

Kiwnęłam głową i przyjrzałam się młodej dziewczynie.Miała jasne blond włosy, niebieskie oczy i figurę modelki.  

- Ja jestem Anabell - powiedziała.Spojrzałam na nią i poczułam ogarniający mnie strach. Anabell, jego Anabell.  
***  

Do firmy ojca miałem zaledwie kilka metrów, szedłem noga za nogą nie spiesząc się. Nie wiedziałem ile zajmie ta ważna sprawa Agacie a do pustego mieszkania nie chciałem wracać.Dlatego się nie spieszyłem.Mijałem dzieci biegające po ulicy, zostawione były same sobie, a ja nie rozumiałem dlaczego? czy kariera i pieniądze były ważniejsze niż oni? znałem ten styl życia, znałem to uczucie czucia się nie kochania i tęsknoty za chwilami z rodziną.Dla mnie czas, który poświęcał mi ojciec był niczym święto i był najcenniejsze co mogłem mieć.Z tego właśnie powodu chciałem zrezygnować z swoich marzeń.Nie chciałem by moje dziecko miało to samo, nie chciałem by widywał mnie późnym wieczorem i czekał godzinami za moim przyjściem, tak jak ja robiłem w dzieciństwie.Pamiętam jak w święta wyjechał na jakąś służbową kolację, matka przyzwyczaiła się do jego ciągłych nieobecności a dla mnie było to bolesne.Zamiast prezentów pod choinkę, chciałem po prostu jego obecność, potrzebowałem go.Przyjeżdżał później przynosząc mi stertę zabawek, zupełnie tak, jakby chciał zabić nimi wyrzuty sumienia.Obiecałem sobie, że będę lepszym mężem i ojcem.Obiecałem, że znajdę czas dla swoich dzieci.Anabell.Zastanawiałem się dlaczego po tylu latach przypomniała mi się ona.Bywały dni, gdy zastanawiałem się, jak się miewa i co porabia, nie już nie tęskniłem.Chociaż nie myślałem o niej przed snem, to nie oznaczało, że już o niej zapomniałem.Nie! Ona zawsze będzie na dnie mego serca i nie potrafiłem nigdy tego zmienić.Kochałem ją, kiedyś zawładnęła moim światem i była dla mnie wszystkim.Kiedyś, gdy jeszcze nam się układało.Później wyjechała zostawiając mnie bez jakiegokolwiek pożegnania, bez niczego.Zamknąłem oczy, przypominając sobie smutek w oczach Agaty.Teraz liczyło się dla mnie nasze dziecko i ona.I chociaż miłość do niej była inna niż do Anabell, potrafiłem ją pokochać. Zadbałem o to, by nigdy nie dowiedziała się o niej, a teraz przez mój sen o mało się to nie wydało.Kochałem Agatę, naprawdę ją kochałem.Robiłem wszystko by była szczęśliwa a teraz los obdarzył nas dzieckiem, a ja musiałem wyjechać, chociaż nie podobało mi się to, doskonale ich rozumiałem.Nie chciała bym z czasem znienawidził Agatę i zaczął obwiniać ją o to, że jestem nieszczęśliwy. Wszedłem do wielkiego wieżowca i tym razem poszedłem schodami.Nie spieszyło mi się, więc nie musiałem korzystać z windy jak ostatnio.Tamto to była sytuacja alarmowa i spieszyłem się do Agaty a teraz miałem czas, dużo czasu.Noga za nogą wlokłem się po schodach i w końcu udało mi się dotrzeć do ojca.Spojrzałem na panią Monikę, sekretarkę taty i uśmiechnąłem się do niej.  

- Dzień dobry Adrianie - powiedziała miłym głosem  

- Dzień dobry, czy jest tata? - zapytałem  

Chwile później siedziałem już w jego skórzanym fotelu i patrzyłem na niego.Szczerze powiedziawszy nie wiem po co tu jestem.To nie on a ja sam chciałem do niego przyjść. Po co? teraz już nie pamiętałem.Po prostu bałem się i musiałem z kimś porozmawiać, chyba tak naprawdę chciałem, by zapewnił mnie, że wszystko się ułoży, że Agacie nic nie będzie i, że będę lepszym ojcem niż on.  

- Co się Adrianie stało? - zapytał.Spojrzałem na niego, nie bardzo wiedząc jak zacząć tą trudną dla mnie rozmowę  

- Ojcze ja się boję.Nie powinienem zostawiać ją samą.Przecież to ja a nie ktoś inny powinienem się nimi zająć.Tato boję się, że ich zawiodę - przyznałem w końcu  

- Spójrz na mnie.Pracowałem, spełniałem marzenia i zajmowałem się wami.Ty też dasz radę - powiedział.Spojrzałem na niego i wstałem z fotela.  

- Nie! Ty niczego nie rozumiesz! Nie chcę być taki jak ty! Nie chcę by moje dziecko czekało w święta przy oknie, modląc się bym wreszcie przyszedł.Nie chcę by czas spędzony ze mną był dla niego jak święto.Nie chcę nie rozumiesz? Pragnę być obecny w jego życiu, patrzeć jak chodzi, słuchać o jego, czy jej podbojach.Nie było cię tato - powiedziałem czując na policzkach łzy.Ojciec spojrzał na mnie pustym wzrokiem, a w jego oczach wciąż były łzy  

- Adrianie byłem aż takim złym ojcem?- zapytał siadając na fotelu  

- Tato nie pieniądze są dla dziecka najważniejsze.Nie zabawki, czy inne gadżety. Obecność, obecność rodziców to najlepsze co może dziecko mieć i ich miłość - powiedziałem  

Wstałem z fotela i nie patrząc na jego załamaną twarz wyszedłem z jego gabinetu.Idąc korytarzem tego wielkiego budynku, wciąż słyszałem jego wołanie, ale nie zatrzymałem się.Byłem z siebie dumny, że wreszcie odważyłem się powiedzieć to, co przez tyle lat nie dawało mi spokoju.Wreszcie odważyłem się z nim szczerze porozmawiać.  
***  
W pierwszej chwili wydawało mi się, że to tylko głupi żart, albo kolejna intryga mojej przyjaciółki, ale patrząc w oczy nieznajomej zrozumiałem, że nie.Wciąż nie rozumiałem tej całej dość niezręcznej sytuacji i nie wiedziałem kim ona dla niego jest.Siostrą? kuzynką? przyjaciółką? jego byłą? Tego ostatniego nawet nie chciałam brać pod uwagę.Dziewczyna nie spuszczała ze mnie wzroku, wyglądało to tak, jakby oceniała sytuację.  

- Adrian wie, że jesteś? - zapytałam sama nie wiedząc po co  
  
- Nie i nie chcę by wiedział.On nie wie, że wróciłam - powiedziała cichym głosem  

Kelnerka przyniosła nam po zamówionym jedzeniu, a ja poczułam jak kręci mi się w głowie.Czego ona chcę? czy próbuje odebrać mi Adriana? jak tak, to czemu spotyka się ze mną a nie z nim? czemu jest taka miła?  

- Pewnie wciąż zastanawiasz się kim jestem? na pewno nie twoim wrogiem - powiedziała uśmiechając się  

Jej uśmiech był szczery, niczego nie udawał, niczego nie krył a jednak mimo to, nie wiedziałam, czy mogę jej ufać.  

- Słyszałam, że jesteście razem od paru lat.Dlatego najpierw chciałam porozmawiać z Tobą Agato.Nie wiem, czy mogę mieszać się w wasze życie, tym bardziej, że - spojrzała na mój brzuch  

- Tak jestem z nim w ciąży - powiedziałam  

- No właśnie - przyznała cicho  
  
Nie bardzo wiedziałam kim ona jest i czego ode mnie oczekuje, skąd wiedziała o dziecku? po co się pojawiła? miałam tyle do niej pytań.Przez kilka długich minut siedzieliśmy w milczeniu i zajadaliśmy ciasto.Chociaż chciałam się jej zapytać o wiele spraw, chyba bałam się odpowiedzi.Nie jedna dziewczyna nie była by spokojna, siedząc twarzą w twarz z dziewczyną, która być może ma zamiar odbić jej chłopaka.Pierwsza odezwała się ona.Opowiedziała mi o wszystkim tym, co było między nimi, opowiedziała o ich silnym uczuciu i przyznała, że uciekła, bo bała się stałego związku.Zapewniła również, że nie chce odbierać mi Adriana i prosiła bym mu o niczym nie mówiła.Jakieś dwie godziny później pożegnałyśmy się i poszłam do domu.Miałam mętlik w głowie, przez całą drogę, zastanawiałam się co powinnam zrobić.powiedzieć mu o jej powrocie, czy przemilczeć to i pozwolić, by jutro wyjechał? nie wiedziałam.Weszłam do mieszkania, w pokoju paliło się światło a Adrian pakował walizkę.  

- Cześć kochanie - przywitał mnie czułym głosem.Wydawało mi się, że płakał, bo jego oczy były czerwone

- Kim jest Anabel? - usłyszałem  
Spojrzałem na Agatę, czując jak tracę grunt pod nogami.Skąd wie o dziewczynie? czy jej pytanie wiążę się z moim snem? czy to, że wymówiłem jej imię aż tak ją zabolało, że nie potrafi o niej zapomnieć? no i co mam jej odpowiedzieć? prawdę? czy po prostu powiedzieć jej, że ją zwyczajnie nie znam? sam już nie wiem.Widziałem w jej oczach strach i wiedziałem już co muszę odpowiedzieć.  
- Kochanie mówiłem Ci już, że to tylko sen - szepnąłem łapiąc ją za rękę  
Wyrwała swą dłoń i spojrzała mi głęboko w oczy, płakała.  
- Muszę wyjść, muszę bo się tu zaraz uduszę - szepnęła wybiegając z mieszkania  
Nie wiedziałem co się stało i dlaczego tak zareagowała.Czułem strach i bałem się najgorszego, ale nie mogłem dać czegokolwiek po sobie poznać.Chociaż serce podpowiadało mi bym szedł za nią, rozum kazał jej dać trochę czasu na przemyślenie. Przemyślenie czego? czyżby odzywały się w niej hormony? czyżby się czegoś domyślała? czyżby ktoś powiedział jej o moim krótkim romansie z Anabel? nie wiedziałem.Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem w stronę dworu.Chciałem z nią porozmawiać, musiałem wybadać sytuację i sprawdzić, czy coś wie a jak jednak wie, to zapewnić ją, że to już zakończone.Przecież nie ma jej tu, wyjechała daleko stąd, a ja nie wiem gdzie.Owszem kochałem ją i nadal kocham, ale teraz liczyła się dla mnie Agata i nasze dziecko.Zatrzymałem się przed domem, ale jej tam nie było.Rozejrzałem się dookoła i nie wiedziałem co mam zrobić, gdzie jej szukać.Usiadłem na schodach i zacząłem płakać.Muszę, muszę ją odnaleźć, przecież jutro rano wyjeżdżam.Otarłem dłonią łzy i ruszyłem w stronę parku.  
***  
Okłamał mnie, okłamał.Szłam przed siebie sama nie wiem gdzie.Nie wiedziałam gdzie chciałam iść i co robić.Czułam ból i nie mogłam pohamować wciąż nowym łez.Nie rozumiałam dlaczego mnie okłamał.Czy Anabel była dla niego ważniejsza niż myślałam? dlaczego mnie okłamał? co takiego łączyło go z tą dziewczyną oprócz gorącego uczucia? co takiego było między nimi i dlaczego się zakończyło? czy z powodu jej wyjazdu? czy było to przed, czy po naszym związku? w głowie czułam mętlik i nie wiedziałam co mam zrobić.Czułam się zagubiona i wystraszona.Złapałam się za brzuch uświadamiając sobie, że tam w moim brzuchu rozwija się nowe życie i wszystkie decyzje podejmowane przeze mnie, będą miały wpływ również na dziecko. Gdyby nie dziecko kto wie, zapewne bym bez wahania odeszła od Adriana, chociaż kocham go najbardziej na świecie, ale przecież nie mogłam tak po prostu tego zrobić, nie teraz.  
- Agata? - usłyszałam głos Janusza  
Spojrzałam na dawnego przyjaciela i rzuciłam się mu w ramiona  
- Płakałaś? - zapytał niepewnym głosem  
Otarłam jeszcze jedną zagubioną, samotną łzę i spojrzałam na chłopaka  
- To nic takiego - zapewniłam  
Nie chciałam by mieszał się w moje problemy z Adrianem, ale czy powinnam sama dźwigać cały ten ciężar? czy nie lepiej jest jak komuś się wygada? komu miałam to zrobić jak nie jemu? Elizie, która chce rozwalić mój związek? nie, jej nie mogłam. Spojrzałam na niego i ponownie zapłakałam  
- Agato co się dzieje? - zapytał czułym głosem  
- Chyba hormony - skłamałam  
- Nie prawda - szepnął czułym głosem  
Zawahałam się, nie byłam pewna, czy powinnam, czy też nie.Przecież doskonale wiedziałam, że Janusz czuje coś do mnie i nie bardzo wiedziałam, czy nie dam mu w ten sposób do zrozumienia, że będzie miał u mnie szanse.  
- Wiesz coś na temat Anabel? - zapytałam cichym głosem  
Oczy Janusza powiększyły się a po chwili spuścił wzrok.Domyśliłam się, że on coś wie.  
- Janusz kim ona jest? - zapytałam  
Chłopak spuścił wzrok i chciał już odejść, ale złapałam go za rękę  
- Janusz błagam Cię.Kim ona jest.Spotkałam się z nią, ale proszę nie mów nic Adrianowi - szepnęłam  
- Jak to? - zapytał chłopak wywracając oczami - Wróciła? - dodał po chwili  
Kiwnęłam głową i spojrzałam zaskoczona na Janusza.Jego dziwna reakcja nie dawała mi spokoju.Czyżby on też coś do niej czuł? Janusz siedział na ławce i patrzył się w jeden punkt.  
- Nawet nie odezwała się - powiedział sam do siebie  
Nagle wstał i bez słowa ruszył przed siebie, zostawiając mnie samą.  

Wracałam do domu, rozmyślając o dziwnej reakcji Janusza.Czyżby też znał tą dziewczynę? czyżby coś o niej wiedział? jak tak, to dlaczego nic mi o niej nie powiedział? czemu nie chciał mi pomóc, skoro rzekomo mnie tak kocha? może moje konflikty z Adrianem były mu na rękę, bo przecież miał pole popisu? nie wiedziałam co mam o tym myśleć.Wiedziałam, że tylko jedna osoba może mi w tym pomóc i wykręciłam numer Anabell.Odebrała po drugim sygnale.  
- Cześć, stało się coś? - zapytała  
- Słuchaj możemy się spotkać? - zapytałam  
Umówiliśmy się za godzinę w parku.Miałam godziny czasu na przemyślenie wszystkiego. Postanowiłam się przejść i przemyśleć kilka kwestii.Wciąż wierzyłam, że uda mi się rozwiązać tą sytuację i dowiedzieć czegokolwiek na temat jej reakcji z moim chłopakiem i dziwnej reakcji Janusza.Wolnym krokiem spacerowałam, wciąż obserwując zakochane pary trzymające się za ręce.Nie rozumiałam jak w jednej chwili może zmienić się wszystko, przecież jeszcze kilka dni temu żyłam w beztroskim świecie a moim jedynym problemem był klub, którego teraz w ogóle nie odwiedzałam. Walczyłam o coś innego, tak samo ważnego jak klub, ale innego, walczyłam o moją rodzinę i o ojca mojego dziecka, walczyłam nie tyle dla siebie, co dla tego malucha, którego miałam w brzuchu.Wciąż zastanawiałam się nad relacją Adriana z Anabell i coś nie dawało mi spokoju, oni byli w sobie zbyt zakochani by się rozstać, coś, lub ktoś musiał im w tym pomóc.Tylko kto? przecież jego ojciec na pewno by tego nie zrobił. Znałam jego ojca wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że nie należy do złych ludzi. Kochałam go i traktowałam jak własnego ojca.Dość! Pora wyjaśnić to, co jest nie wyjaśnione.Wstałam z ławki i ruszyłam przed siebie.  
***  
Szedłem już dłuższy czas, nie wiedząc gdzie jej szukać.Park był moim ostatnim pomysłem i modliłem się by tu była.Spojrzałem na zegarek, który nie ubłagalnie wymierzał uciekający nam czas.Jutro rano miałem wyjazd, a ja nie mogłem wyjechać bez pogodzenia się.Nie chciałem.Wciąż nie dawała mi spokoju reakcja Agaty na moje słowa o Anabell, czasami miałem wrażenie, że ona coś wie.Szedłem mając kaptur na głowie, czasami lubiłem taki styl.Kaptur, dresy i biegałem.Teraz natomiast nie biegałem, miałem ważniejsze rzeczy na głowie niż bieg, musiałem jej poszukać. Zaczęło być już coraz zimniej a ona przecież była w ciąży, to wszystko było dla niej bardzo niebezpieczne, dlatego musiałem ją odszukać.Minąłem jakąś dziewczynę, ona, ona była tak bardzo podobna do Anabell.Miała trochę krótsze włosy i inny kolor ich, ale oczy i wyraz twarzy miała ten sam.W oczy rzucił mi się jej naszyjnik.Jedna połowa serca.O Boże! Taki sam podarowałem Anabell, gdy się rozstawaliśmy.Nie, to nie może być prawda!  
- Anabell? - szepnąłem niepewnym głosem  
Dziewczyna odwróciła się i nasze spojrzenie się spotkało.  
- Adrian? Adrianie to ty? - zapytała rzucając mi się w ramiona  
O Boże to ona! Stałem przytulając ją i nie bardzo wiedziałem co mam zrobić.Przez lata marzyłem o tej sytuacji, przez lata ją sobie wyobrażałem a teraz stała w moich ramionach a mnie brakło odwagi by się odezwać.  
- Co ty tu robisz? kiedy przyjechałaś? - zasypałem ją pytaniami  
Nie odpowiedziała.Po prostu spojrzała na mnie i wzięła głęboki wdech.  
- Oj Adrianie.Jestem tu od jakiegoś czasu, wiedziałam o twoim wyjeździe i o wielkiej szansie. Bałam się, że jak się pojawię nie będziesz chciał jechać - powiedziała  
Spojrzałem na nią i wiedziałem, że ma rację.Teraz jeszcze bardziej niż przedtem nie chciałem wyjeżdżać.Teraz, gdy wreszcie udało mi się ją spotkać, gdy stałem w twarzą w twarz z dziewczyną, którą kiedyś kochałem nie mogłem i nie chciałem wyjeżdżać. Bałem się, że znów ją stracę.Zamknąłem oczy, przypominając sobie o Agacie i naszym dziecku.Doskonale zdawałem sobie sprawę, że to co robię jest złe i chciałem, nie ja musiałem przestać.Przecież to Agata jest moją przyszłością i teraźniejszością. Będziemy mieli dziecko i nie mogłem zranić tej, która mnie kocha, którą ja kocham tylko dlatego, że pojawiła się Anabel.Nawet, jeżeli ją również bardzo kochałem.  
- Wiesz spieszę się - powiedziała przepraszająco  
Pokiwałem głową i już miałem odejść, gdy złapała mnie za rękę.  
- Musisz jechać, ja poczekam za Tobą.Proszę cię jedź - szepnęła  
Kiwnąłem głową i ruszyliśmy każdy w swoją stronę.  
***  
Czekałam już dobrych kilka minut, tracąc całą pewność siebie.Nie rozumiałam dlaczego aż tak zależy mi na spotkaniu z tą kobietą, ale nic nie mogłam na to poradzić. Anabell była moją jedyną deską ratunku, bym poznała prawdę i doskonal o tym wiedziałam.Spojrzałam w przód i ją zobaczyłam.Szła pewnym krokiem, zarzucając włosy na prawe ramię.W porównaniu do mnie wyglądała jak miss Polski.Była piękna rzadko kiedy mówię tak o dziewczynach, ale ona naprawdę była piękna.Nie dziwiłam się Adrianowi, że się w niej zakochał i chociaż on też nie należał do tych przeciętnych, jedno wiedziałam na pewno, tworzyli piękną parę.Spojrzałam na nią, tracąc całą pewność siebie.Nie była zła dziewczyną i naprawdę w stosunku do mnie zachowywała się w porządku, przecież to nie jej wina, że się w sobie zakochali.W miłości czasami tak jest.Podeszła do mnie i uśmiechnęła się.  
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziała uśmiechając się  
Usiedliśmy na ławce i wdychaliśmy świeżym powietrzem.Anabell położyła nogę na nogę i siedziała z wielką gracją.  
- Powiesz mi co łączyło Cię z Januszem? - zapytałam  
- Kuzynem Adriana? - zapytała rozszerzając oczy  
Kiwnęłam głową i przełknęłam ślinę.  
- Spotykaliśmy się kilka razy, później związałam się z Adrianem i zerwałam z nim - szepnęła spuszczając wzrok  
- To dlatego oni są do siebie tak wrogo nastawieni? - zapytałam cichym głosem  
- Janusz nigdy nie wybaczył mi ani Adrianowi - dodała  
Chciałam jeszcze o coś ją spytać, ale nie zdążyłam, bo w naszą stronę szedł Janusz.  

Jego spojrzenie było zimne, oschłe i obce.Zupełnie nie wiedziałam co się z nim stało. Nie był już tym samym Januszem, tym samym przyjacielem co dawniej.Był inny.Sama nie wiem jak to nazwać, ale w jego oczach był chłód.  
- Anabell - szepnął ściszonym wzrokiem  
Dziewczyna zrobiła krok w tył a ja zorientowałam się, że się go bała.Ona umierała ze strachu, a ja nie rozumiałam dlaczego.Jej oczy były przerażone a on patrzył na nią z pożądaniem.Patrzył na nią tak, jakby za chwile miał jej coś zrobić.Wystraszyłam się.  
- Anabell porozmawiajmy - szepnął  
Dziewczyna spojrzała na mnie i zrobiła kolejny krok w tył.Janusz złapał ją za rękę i mocno trzymał, dziewczyna próbowała się wyrwać, ale nie miała jak.Była bezsilna. Podeszłam do nich i próbowałam odciągnąć go od niej, ale nadaremnie.Na całe szczęście szło dwóch chłopaków, którzy nam pomogli.Odciągnęli Janusza od Anabell a ja odprowadziłam roztrzęsioną dziewczynę do domu.Baliśmy się, ale na całe szczęście nie szedł za nami.Kilkanaście minut później weszliśmy do bloku i spojrzałam na dziewczynę, nie byłam pewna, czy powinnam z nią wejść, ale jednak przekonała mnie. Miałam do niej tyle pytań, tyle rzeczy chciałam się dowiedzieć.Spojrzałam na zegarek uświadamiając sobie, że jestem tu za długo.Pożegnałam się i poszłam do domu. Wracałam sama a drogę oświetlały mi tylko lampy, które znajdowały się w parku.Tak droga przed dom była najkrótsza drogą do domu, teraz żałowałam, że nie dałam się namówić by mnie odprowadziła.Bałam się, ale nie chciałam dać tego po sobie  
poznać. Co rusz słyszałam okrzyki pijanych ludzi i głupie teksty rzucane w moją stronę, gdyby nie dziecko, które nosiłam pod piersią zaczęłabym biec, ale było to zbyt niebezpieczne.Było ciemno już a w parku co chwile były jakieś gałęzie, czy kamienie, nie chciałam narażać dziecka na niebezpieczeństwo.Zobaczyłam chłopaka w kapturze i zadrżałam.Z daleko nie wyglądał zbyt przyjaźnie i szedł prosto w moją stronę.  
- Kochanie! - usłyszałam głos Adriana  
Dopiero z bliska zauważyłam jego obecność.Nie sądziłam, że prawie nie poznam swojego faceta.Spojrzałam na niego i mimo tylu sprzecznych odczuć rzuciłam mu się w ramiona.Teraz czułam się bezpiecznie.Nadal nie wiedziałam co mam zrobić i mimo zapewniających słów Anabell nie wiedziałam jak mam się zachować.Fakt, że nosiłam w sobie jego dziecko nie pomagał mi w podjęciu decyzji.  
- Gdzie byłaś? - zapytał szeptając mi do ucha  
- Tu i tam, chciałam się przewietrzyć - powiedziałam  
- To niebezpieczne - skarcił mnie surowym wzrokiem  
Nie odezwałam się już nic.Pozwoliłam by mnie objął ramieniem i bez słowa ruszyliśmy w stronę mieszkania.  

Siedziałam na kanapie, czekając za kolacją.Chociaż ja nie czułam się głodna, to nasze dziecko bardzo dopominało się jeść.Doskonale wiedziałam, że w ciąży powinnam jeść dużo więcej i zdrowiej niż przedtem.Zmusiłam się do ugryzienia kilka kęsów kanapki i znów zrobiło mi się nie dobrze.Zdziwiłam się, bo już dawno nie miałam mdłości.Adrian położył się obok mnie i objął mnie w pasie.  
- Kochanie może jak wrócę weźmiemy ślub? - zapytał  
Podniosłam się, opierając na łokciu i spojrzałam w jego oczy.Jego spojrzenie było poważne a w oczach widziałam strach połączony z niepewnością.Chociaż byliśmy ze sobą już kilka lat, nigdy nie myśleliśmy o ślubie, czy założeniu rodziny.Po prostu nie mieliśmy jeszcze tego w planach, to nie tak, że nie chcieliśmy, po prostu mieliśmy jeszcze czas.Adrian klęknął na jedno kolano i wyjął z pudełeczka złoty pierścionek.  
- Kochanie wyjdziesz za mnie? - zapytał patrząc mi prosto w oczy  
Spojrzałam na niego, zastanawiając się nad odpowiedzią.  
***  

Minuty ciągły się w nieskończoność, a ja nie wiedziałem co mi odpowie.Nie wiedziałem tak naprawdę nic, niczego już nie byłem pewny.Nie wiedziałem nawet, czy chcę się z nią ożenić, czy chcę zrezygnować z Anabell.A może robię to tylko dla naszego dziecka? może dziecko jest jedynym powodem tego, że się jej oświadczyłem? nie, to akurat nie było prawdą kochałem Agatę i chciałem jej szczęścia.Jednak, czy kochałem ją na tyle by zakończyć znajomość z Anabell? co ja wyprawiam? przecież ta znajomość jest już dawno zakończona i muszę się z tym pogodzić.Przecież to Agata jest moją przyszłością, jest tym o co muszę walczyć ona i nasze dziecko.  
- Na Boga powiedz coś - szepnąłem  
Jej oczy wciąż patrzyły raz na mnie a raz na pierścionek i zobaczyłem w jej oczach łzy.  
- Wiem o Anabell.Rozmawiałam z nią - usłyszałem  
Spojrzałem na Agatę i wstrzymałem oddech.Jak to możliwe? skąd i od kiedy ona o niej wie? czy to dlatego waha się za mnie wyjść?  
- Naprawdę chcesz się ze mną ożenić, czy robisz to dla naszego dziecka? czy zapomniałeś o niej? czy nadal ją kochasz? - zapytała siadając na łóżku  
Widziałem w jej oczach łzy i nie wiedziałem jak je zatrzymać.Nie wiedziałem co mam zrobić, by przestała płakać i jak ją pocieszyć.Odłożyłem pierścionek i mocno ją do siebie przytuliłem.  
- Chcę być z Tobą nie tylko ze względu na dziecko.Kocham cię i jestem przy Tobie naprawdę szczęśliwy.Przecież było nam tak dobrze nie pozwólmy by obecność Anabell popsuła to co jest między nami - powiedziałem  
Agata spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.  
- Tak myślałam - powiedziała wstając na równe nogi  
Spojrzałem na nią oszołomiony i nie wiedziałem co ona wyprawia, nie rozumiałem jej.  
- Co ty robisz? - zapytałem łapiąc ją za rękę  
- Przykro mi, nie mogę za Ciebie wyjść.Ty wciąż kochasz Anabell słuchać to w twoim głosie Adrianie - szepnęła  
- Nie rób nam tego, błagam Cię.Gdzie chcesz iść? przecież jest noc.Jak chcesz to ja wyjdę ale ty zostań - błagałem  
Jednak mimo moich próśb i mojego błagania ona była nie ugięta.Spojrzała na mnie ze łzami w oczach i wyszła z mieszkania, zostawiając mnie samego.Nie wiedziałem co powinienem teraz zrobić, jak ją przekonać by została, jak zatrzymać.Chyba tak naprawdę nie chciałem jej zatrzymywać, bo w głębi duszy wiedziałem, że nie wszystko jeszcze jest zakończone.Kochałem Anabell, ale chciałem być lepszym ojcem niż mój i postanowiłem zatrzymać przy sobie Agatę i nasze dziecko.Teraz wiedziałem to na pewno nie wyjadę, nie ma nawet takiej opcji, bym wyjechał i zostawił tych których kocham. Postanowiłem za wszelką cenę walczyć o swoją rodzinę, bo przecież Agata i to maleństwo było już moją rodziną.Wstałem i wyszedłem z mieszkania.Postanowiłem spotkać się z ojcem i z nim porozmawiać.Kilkanaście minut później zatrzymałem się przed mieszkaniem ojca i zamarłem.W oknie jego mieszkania zobaczyłem ją, Anabell. Postanowiłem wejść do mieszkania, mając nadzieje, że nikt nie zauważy mojej obecności. Coś mi tutaj nie grało.  
- Miałaś zniknąć z życia mojego syna! przecież dałem Ci pieniądze, po co wracałaś? - zapytał ojciec, wydzierając się na nią  
- Bo to co pan mu zrobił było nie fair! Kochaliśmy się i pan doskonale o tym wiedział! Dlaczego pan mu to zrobił? a teraz postąpi pan tak samo? też da Agacie pieniądze na usunięcie dziecka? - usłyszałem  
Wszedłem do pokoju oszołomiony jej słowami.Spojrzałem na Ojca i poczułem jak ogarnia mnie złość.  
- Tato błagam powiedz, że to nie prawda!! błagam cię! - krzyknąłem podbiegając do niego  
- Adrianie to nie tak! Byłeś za młody by zostać ojcem, miałeś przed sobą całe życie.A gdzie jest Agata? - zapytał  
Anabell spojrzała na mnie zapłakanym wzrokiem i po chwili spojrzała mi w oczy  
- Agata dowiedziała się o Tobie, zostawiła mnie - szepnąłem  
- Walcz o nią Adrianie! Nie pozwól by z waszym związkiem stało się tak samo - powiedziała wybiegając z jego mieszkania  
- Anabell! - krzyknąłem lecz nie zatrzymała się  
Spojrzałem na ojca nadal nie wierząc w to, co usłyszałem.Nie docierało do mnie to, co zrobił mi mój własny ojciec.  
- Dlaczego tato? dlaczego? - zapytałem siadając na łóżku  
Wciąż w głowie miałem słowa Anabell.Czy ona usunęła nasze dziecko? nie, tego ojcu nigdy nie wybaczę! Bez jakiejkolwiek odpowiedzi wybiegłem z jego mieszkania i skierowałem się w stronę parku.Jeżeli gdziekolwiek mogę ją zastać to tylko tu. Przecież gdzieś Musi być, nie mogła rozpłynąć się jak mgła.Nosiła w sobie moje dziecko, kochałem ją i tak jak radziła mi Anabell postanowiłem o nią walczyć.  
- Adrianie! - usłyszałem tak bardzo znajomy głos  
Odwróciłem się i spojrzałem w jej zjawiskowe oczy.Podszedłem bliżej a tam stała ona.  

Spacerowałam samotnie po wymarłym już mieście, zastanawiając się dokąd mam iść. Do domu nie chciałam wracać ze względu na Adriana, którego nie chciałam zobaczyć a inne miejsca nie wchodziły w grę.Nie rozumiałam tego wszystkiego, mając świadomość, że wszystkie moje pochopne decyzję odbiją się na naszym dziecku odrzuciłam jego oświadczyny a teraz zastanawiałam się, czy dobrze postąpiłam. Przecież mnie nie musiał kochać, ważne by kochał to maleństwo i był dla niego kochającym i troskliwym ojcem.Dlaczego teraz? dlaczego pojawiłeś się w moim życiu tak nagle, tak niespodziewanie? szepnęłam trzymając dłoń na brzuchu.Mamusia cię kocha moje maleństwo-wyszeptałam.Usiadłam na ławce, zastanawiając się dokąd iść. Byłam zła, zrozpaczona i przerażona jednocześnie.Cieszyłam się z jednego powodu, maleństwo było za małe by wchłaniać moje negatywne emocję i nie rozumiało strachu mamusi.Co ja teraz zrobię? zastanawiałam się w duchu.Przypomniałam sobie o naszym klubie i zastanawiałam się, kto dziś będzie miał tam dyżur.Tak zawsze ktoś z nas śpi w klubie, tak na wszelki wpadek.Magda! Dziś nocuje tam Magda! przypomniałam sobie i uśmiechnęłam się.Nie byłam pewna, czy mogę jej na tyle zaufać, by podać powód swojej obecności tam, ale postanowiłam zaryzykować.Do klubu nie było daleko, dlatego postanowiłam nie marnować więcej czasu i jak najszybciej  
udać się na miejsce.Nogi bolały mnie nie miłosiernie a głowa pękała od płaczu. Kilkanaście minut później byłam już przed młodzieżowym klubem.Wzięłam głęboki wdech, by uspokoić się na tyle bardzo, jak jest to możliwe i weszłam do środka. Otworzyłam drzwi i przed sobą zobaczyłam szczupłą szatynkę o zielonych, kocich oczach.  
- Cześć co ty tu robisz? - zapytała wyraźnie zaskoczona moją obecnością  
- Potrzebuje noclegu, mam nadzieje, ze nie będziesz miała nic przeciwko? - zapytałam trochę zdenerwowana  
- Pewnie, że nie.Tylko, że nie rozumiem czemu nie nocujesz w domu? - zapytała  
Spojrzałam na nią a ona zrozumiała.Bez słowa podeszłą i przytuliła mnie.Zaparzyła mi melisę na uspokojenie, którą jeszcze nie tak dawno sama kupiłam i podała mi gorący kubek z napojem.  
- Pij do dna - powiedziała ciepło się uśmiechając  
Po pół godzinie, w końcu udało mi się uspokoić, opowiedziałam koleżance wszystko to, co wydarzyło się między nami i ponownie zapłakałam.Nie mogłam uwierzyć w to, że pojawienie się jednej dziewczyny wywróciło moje życie do góry nogami.  
- Moim zdaniem unosisz się dumom dziewczyno.Adrian kocha cię i każdy z chłopaków to potwierdzi.Nawet nie wiesz jak niektóre dziewczyny Ci zazdrościły.Wiele dziewczyn próbowało go poderwać a on nawet na nie nie spojrzał.Wciąż powtarzał jak nakręcony moją miłością jest Agata i tak do znudzenia.A ty teraz pozwalasz mu odejść? tak bez walki? oj dziewczyno - usłyszałam  
- Tu nie chodzi o dumę.Oni się kochali ich miłość była silna.Boję się, że wciąż coś do niej czuje - przyznałam w końcu  
- No i co z tego? teraz jest z Tobą a nie z nią prawda? wie o jej powrocie i nadal oświadcza się Tobie.Adrian jest porządnym facetem i nie zasłużył na to, co przeżył w dzieciństwie, ale nigdy nie oświadczył by się, jeżeli by Cię nie kochał, zrozum to wreszcie! - usłyszałam podniesiony głos Magdy  
Spojrzałam na nią, przekonana, że mnie nie rozumie i zmieniłam temat.Nie miałam ochoty na dalszą dyskusję z nią, skoro stała po jego stronie.No czego się spodziewałam? przecież oni znali się od dziecka, byli przyjaciółmi, tą samą ekipą, a ja wprosiłam się do ich paczki jako dziewczyna najfajniejszego chłopaka i teraz liczę na to, że stanie po mojej stronie? zazdrościłam mu takich lojalnych i oddanych przyjaciół. Teraz tak naprawdę pożałowałam, że tu przyszłam i zastanawiałam się jak stąd wyjść. Nie chciałam więcej poruszać tematu Adriana i znów usłyszeć, że to ja jestem tą złą.  
- Pomyśl o dziecku - rzekła  
Spojrzałam na nią i gwałtownie podniosłam się fotela.Tego było dla mnie za wiele! Nikt nie będzie mówił mi co mam robić i jak postępować.Nikt! Spojrzałam na nią ze łzami w oczach i wyszłam z klubu.Dziewczyna na szczęście nawet nie miała zamiaru mnie zatrzymywać, a ja poczułam, że po raz kolejny popełniłam błąd, ale moja duma nie pozwoliła mi się wrócić.No świetnie, przez swoją dumę zafunduje sobie i naszemu dziecku nocleg na ulicy-pomyślałam rozzłoszczona.Wróciłam się do parku i postanowiłam położyć się na jednej z wolnych ławek.  
***  
Spojrzałem w zapłakane, zjawiskowe oczy Anabell i odebrało mi mowę.Miałem do niej tyle pytań, ale jedno interesowało mnie najbardziej.Czy to co mówiła ojcu było prawdą? czy naprawdę usunęła nasze dziecko?  
- Adrianie ja Cię przepraszam - powiedziała przytulając się w moje ramiona  
- Anabell ja o niczym nie wiedziałem, przysięgam - szepnąłem otulając ją ramionami  
- Wiem, Adrianie, ja to wiem - powiedziała patrząc mi głęboko w oczy  
Teraz wiedziałem to na pewno kochałem ją.Może nie taką samą miłością jak Agatę i nasze dziecko, ale wciąż nie była mi obojętna.W mojej głowie znów pojawił się mętlik i nie wiedziałem kogo mam wybrać.Kochałem nasze dziecko, kochałem Agatę, ale Anabell kiedyś była miłością mojego życia.Miałem tyle do niej pytań, tyle rzeczy chciałem jej opowiedzieć.Nie Adrianie, nie możesz.Szukaj Agaty, szukaj jej!- podpowiadało moje serce  
- Wiesz gdzie ona jest? - zapytała jakby czytała mi w myślach  
Kiwnąłem zaprzeczająca głową i usiadłem na ławce.  
- Zastanów się gdzie byś poszedł, gdybyś był na jej miejscu - podpowiadała  
Zamknąłem oczy, próbując postawić się na jej miejscu i wpadł mi do głowy jeden pomysł. Wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni i wykręciłem numer Magdy, która dziś miała mieć dyżur.  
- Jest może tam Agata? - zapytałem bez żadnych wyjaśnień  
- Była, ale poszła kilkanaście minut temu - powiedziała  
Nie czekając na jej kolejne słowa rozłączyłem się.Kopnąłem z nerwów kamień i spojrzałem na Anabell.  
- Spóźniłem się, już jej tam nie ma - powiedziałem  
Pożegnaliśmy się i postanowiłem wracać do domu, mając nadzieje, że może tam ją zastanę.Gdy już miałem skręcać w stronę wyjścia z parku, dostrzegłem ją.Spała na ławce, a ja podbiegłem do niej.Cieszyłem się i bałem jednocześnie.Nie mogłem zrozumieć jak mogło do tego dojść, by moja ciężarna ukochana spała z mojego powodu w parku.Gdyby coś im się stało, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do domu.  
- Co ty robisz? - zapytała otwierając oczy  
- To co powinienem dawno temu, wracamy do domu - szepnąłem nie zwalniając kroku.  

Siedziałam otulona ciepłą kołderką i patrzyłam w jeden punkt.Chociaż Adrian prosił mnie już setny raz bym na niego spojrzała, ja nie potrafiłam.Nie rozumiałam po co ta cała szopka i po co on mnie tu sprowadził.Czy naprawdę nie potrafił zrozumieć, że między nami już nic nie będzie? dziewczyno opamiętaj się! nosisz w sobie jego dziecko, podpowiadało moje serce.I potrzebujesz go podpowiadał mi rozum.Ale on kocha inną odpowiedziała moja urażona duma.  
- Agato - szepnął czułym głosem  
Na ułamek sekundy spojrzałam na niego a nasze oczy spotkały się.Patrzył na mnie, wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku, a ja nie wiedziałam dlaczego on to robi.
- Widziałem się z Ojcem.Nie wyjeżdżam nigdzie - powiedział  
- No tak przecież odnalazłeś Anabell - szepnęłam ściszonym głosem  
Bałam się, że to usłyszy i ponownie będzie mnie kłamał.Nie chciałam słyszeć tego co ma mi do powiedzenia, nie wiem czemu, ale nie ufałam mu, nie wierzyłam.Bałam się, że mnie zrani, chciałam się przed nim chronić, ale nie wiedziałam jak, chciałam chronić to maleństwo przed bólem mamusi.  
- Tylko nie wiem co ma to wspólnego ze mną. To, że wróciłeś do Anabell nie rozwiąże naszych problemów - szepnęłam  
- Czy dziecko to dla ciebie problem? - zapytał patrząc mi głęboko w oczy  
- Nie, ale twoje odejście już tak - odpowiedziałam po chwili żałując tych słów  
Nie wiem po co przyznałam się do moich uczuć i dlaczego odkryłam przed nim swoje karty.Nie tak chciałam żyć.Nie tak wyobrażałam sobie to wszystko.  
- Przez chwile uwierzyłam w to, że mnie kochasz, uwierzyłam w szczęśliwe życie w trójkę.Myliłam się - powiedziałam patrząc mu w oczy  
Adrian podszedł i objął mnie ramionami, a ja zamknęłam oczy.Tylko przy nim zawsze czułam to samo, tylko on potrafił ukoić mój strach i smutek.Tylko on potrafił opanować moje nerwy.Tylko on potrafił mnie uszczęśliwić i teraz należał do innej.  
- To z Tobą chcę być i dobrze o tym wiesz.To ty mnie odtrącasz, a ja wciąż o nas walczę, naprawdę tego nie widzisz? - zapytał  
Chciałam coś powiedzieć, ale nie pozwolił mi na to.Wziął mnie na ręce i położył na łóżku.Oswobodził się z moich ramion i klęknął na kolano.  
- Zapytam jeszcze raz wyjdziesz za mnie? - szepnął wyciągając z kieszeni pudełeczko  
Zawahałam się, ale doskonale wiedziałam, że to maleństwo potrzebuje ojca.Przecież nie mogłam myśleć tylko o sobie, ono było dla mnie w tej chwili najważniejsze. Przypomniały mi się słowa koleżanki i zawahałam się a co jeżeli Magda ma rację?  
muszę myśleć o dziecku, o dziecku!  
- Tak - szepnęłam ściszonym głosem  
Adrian z radości wziął mnie na ręce i zakręcił w okół własnej osi.Spojrzałam na jego uśmiechniętą twarz i zastanawiałam się, czy udaje, czy naprawdę jest szczęśliwy?  
usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, chłopak poszedł je otworzyć a ja poszłam za nim.  
- Wiem, że popełniłem wiele błędów, ale Synku wybacz mi, ja naprawdę nie chciałem źle - usłyszałam  
Spojrzałam raz na niego, raz na Adriana i nie wiedziałam o czym oni mówią.Z Adriana miny wywnioskowałem, że poszło im o coś bardzo poważnego, bo nigdy nie wiedziałam takiego bólu w jego oczach.  
- Och Agato! Jak dobrze, że wróciłaś.Może Ciebie posłucha? - zapytał podchodząc do mnie. - Nie powiedziałeś jej? - zwrócił się do syna  
Spojrzałam na nich, nie wiedząc o co im chodzi.Oczy Adriana pociemniały ze złości a po chwili podszedł do drzwi i otworzył je.  
- Wyjdź! Wynoś się! - krzyknął  
Jego ojciec spuścił wzrok i ze łzami w oczach opuścił mieszkanie.  
- Co miałeś mi powiedzieć? co się dzieje? - dopytywałam się, czując, że to będzie coś złego  
- To nie istotne - powiedział próbując zmienić temat  
- Adrianie! - krzyknęłam czując, że coś przede mną ukrywa.Nie chciałam żyć z tajemnicą, która utworzyłaby między nami mur.Bałam się, że ma to coś wspólnego z Anabell.  
Chłopak wziął głęboki wdech, a jego twarz momentalnie zrobiła się biała jak ściana.
- Chodzi o Anabell - powiedział  
Wiedziałam.Wypuściłam powietrze nosem, próbując się uspokoić, by znów nie wybuchnąć. Ciągle ta Anabell.Czy już zawsze będzie obecna w naszym życiu? Chłopak podszedł do mnie i złapał mnie za rękę.Spojrzał w moje mokre już od płaczu oczy i kącikiem palca starł łzy.  
- Kochanie, kochanie ona była ze mną w ciąży.Ojciec zmusił ją by zabiła to dziecko a jej zapłacił by zostawiła mnie w spokoju.To dlatego wyjechała - powiedział coraz bardziej drżącym głosem  
Czułam się tak, jakby zawalił mi się cały świat.Nigdy w życiu nie bałam się tak, jak w tym momencie, już nawet nie docierały do mnie coraz wolniejsze i wyraźniejsze słowa Adriana, słowa pełne bólu i lęku sama nie wiem już o co.O nią? o nich? o nas? Nie wiedziałam, nie rozumiałam po co mi to mówi.Teraz chyba bardziej wolałabym nie wiedzieć.  
- Twój ojciec? - mój głos zaczął się coraz bardziej uspokajać a łzy nie leciały już tak jak parę minut temu.Brałam głębokie wdechy, zupełnie tak, jakbym łapała powietrze bojąc się, że mogę się udusić.Moja dłoń coraz bardziej próbowała się wyrwać z jego uścisku, ale nadaremnie.Teraz jego druga dłoń gładziła mnie po plecach a z moich oczu na nowo wylewały się kolejne porcję łez.Nigdy nie przepuszczałam, że człowiek może ich mieć aż tyle.W ciąży to jedno słowo znajdowało się wciąż w moich uszach odbijając się wielkim echem.Momentalnie rozbolała mnie głowa a przed oczami poczułam mroczki i zawroty głowy.Nawet nie wiem w którym momencie znalazłam się w jego ramionach i byłam kołysana na jego kolanach, jak małą zagubiona dziewczynka. Nie wiedziałam co bolało mnie bardziej to, że jakaś kobieta nosiła w sobie jego dziecko i je zabiła, czy to, że jego ojciec posunął się do takiego zachowania.Chyba jednak to pierwsze.  
- Nie wiem co powiedzieć - wyszeptałam wtulona w jego ramiona  
- Nic nie mów, po prostu przy mnie bądź - szepnął tym razem to on wybuchając płaczem.  

Leżałam na łóżku rozmyślając.Bez przerwy zastanawiałam się, jak to jest, że w ciągu miesiąca wszystko może się zmienić? pamiętałam szczęśliwy czas nad morzem, gdy jedynym moim zmartwieniem było to, jacy będziemy za dziesięć, dwadzieścia lat. Zastanawiałam się, dlaczego tak nagle moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni? czy było coś, co mogłam zauważyć wcześniej? Przecież nie tak dawno byliśmy zdaniem wszystkich idealną parą z trzyletnim stażem a teraz? teraz nosiłam w brzuchu dowód naszej miłości i leżałam martwiąc się o naszą nie daleką  
przyszłość. Już nie interesowało mnie co będzie za kilkadziesiąt lat, odkąd w jego życiu na nowo pojawiła się tajemnicza Anbell, zastanawiałam się co będzie jutro, czy za dwa dni.Jednego byłam absolutnie pewna, Adrian mnie nie zostawi, chociażby ze względu na nasze dziecko, ale nie chciałam by ono było jedyną sprawą jaka nas łączy. Chociaż leżałam w jego ramionach a na moim karku czułam jego oddech, utworzył się między nami jakiś nie widzialny mur, który oddalał nas coraz bardziej od siebie. Wiedziałam, że po urodzeniu dziecka wszystko się pozmienia i miałam cichą nadzieje, że na lepsze a nie na gorsze.  
- Śpisz? - usłyszałam jego ściszony głos  
- Nie - powiedziałam odwracając się do niego twarzą  
Nasze oczy spotkały się a jego brązowe oczy skrywały wielki ból.  
- Co by było, jakbyś jednak miał to dziecko? jakby Anabell nie usunęła? - zapytałam  
Adrian mocno mnie do siebie przytulił, a ja mocno wtuliłam się w jego ciepłe, opiekuńcze ramiona.Chociaż wiedziałam, że to pytanie jest co najmniej głupie ja musiałam znać na nie odpowiedź.  
- Na pewno uznałby to dziecko, ale również z całych sił walczyłbym o nasze szczęście. Nie byłbym z Anabell bo kocham tylko Ciebie - usłyszałam  
Kłamał i doskonale miałam tego świadomość, ale nie drążyłam tego tematu już. Postanowiłam ten jeden raz pozwolić mu na kłamstwo, bo wiedziałam, że przecież robi to w dobrej wierze.Nie okłamał bo tak, tylko chciał w ten sposób chronić mnie i nasze dziecko.Doskonale wiedzieliśmy, że każdy, nawet najmniejszy stres może zaszkodzić naszemu dziecku a ono było dla niego całym światem.Jednak myśl, że Anabell była z nim w ciąży i z powodu jego ojca usunęła, nie dawała mi spokoju.Nie wiedziała, czy uda nam się przejść przez to wszystko i czy będzie między nami jak dawniej.Nie wiedziałam już nic i chociaż bałam się, starałam się o tym nie myśleć.Przecież teraz i tak nie miało to znaczenia, teraz liczył się tylko Adrian i nasze maleństwo, które nosiłam pod sercem.Wtulona w ramiona ukochanego zasnęłam.  

Obudził mnie promień wschodzącego słońca.Otworzyłam oczy, czując jak łapią mnie poranne wymioty, pobiegłam do łazienki i po chwili przepłukałam usta zimną wodą. Oparłam ręce o umywalkę i spojrzałam w lustro.Wystraszyłam się.Wyglądałam gorzej niż się czułam: Podpuchnięte oczy, białą cera i te zawroty głowy.Wzięłam głęboki wdech i poczekałam upewniając się, że znowu nie zwymiotuje.Dopiero po chwili wyszłam z łazienki, odświeżona, pomalowana i uczesana.Teraz mój wygląd był znośny, może nie piękny, nie zadowalający, ale znośny.  
- Cześć kochanie a co ty taki ranny ptaszek? - zapytał Adrian obejmując mnie w tali  
- Wymioty - szepnęłam patrząc na niego zmęczonymi oczami  
Gdybym wiedziała jak trudno będę znosiła tą ciążę, zabezpieczałabym się dwa a nawet trzy razy bardziej -pomyślałam uśmiechając się do własnych myśli.Adrian spojrzał na mnie uważnym wzrokiem i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem  
- Nic, nic - powiedziałam wybuchając śmiechem  
- Kobiety! - szepnął Adrian przewracając oczami  
- Ciężarne kobiety - poprawiłam go wybuchając głośnym śmiechem  
Narzeczony popatrzył na mnie jakbym urwała się z choinki a ja pogłaskałam się po brzuchu dając mu do zrozumienia, że ciężarnym wszystko wolno.Adrian pogroził mi palcem znikając w kuchni i przygotowując dla nas śniadanie.W między czasie jego nie uwagi napisałam wiadomość do Anabell, prosząc ją o spotkanie i szybko skasowałam jakikolwiek dowód kontaktowania się z nią.Nie wiem czemu ukrywałam przed nim ten fakt, ale wolałam spotkać się z nią najpierw ja i szczerze z nią porozmawiać jak kobieta z kobietą.Sama nie wiem po co, nie no może i wiem? ja po prostu chciałam walczyć o nasze szczęście.Z kuchni poczułam zapach smażonej jajecznicy i poszłam do kuchni  
- Jak pięknie - powiedziałam siadając do stołu  
- Specjalnie dla moich kochanych kobiet - powiedział śmiejąc się  
- Albo syna i Kobiety - poprawiłam go  
- W kościach czuje, że to jednak córka - zaśmiał się  
Spojrzałam na ukochanego i uśmiechnęłam się.Od kilku dni nie śmieliśmy się tak szczerze i tak bardzo jak dziś.Czasami miałam wrażenie, że nic się między nami nie zmieniło, ale po chwili Adrian znów spojrzał na mnie tym samym wzrokiem i znów miałam wrażenie, że jesteśmy od siebie tak bardzo oddaleni, że nie uda się tego  
posklejać.  
- Wiesz muszę wyjść.Musze coś załatwić - szepnęłam  
Adrian spojrzał na mnie zaskoczonym wzrokiem a po jego twarzy zorientowałam się, że nie jest tym zachwycony  
- To nie jest dobry pomysł.Nie wyglądasz najlepiej a powinnaś na siebie uważać a nie chodzić po mieście.Co masz do załatwienia? przecież ja mogę zrobić to za Ciebie - powiedział  
- Adrianie ja jestem w ciąży a nie chora! Spacer dobrze mi zrobi - powiedziałam podniesionym głosem  
Chłopak odpuścił, a ja dałam mu całusa i wyszłam z domu.Skierowałam się prosto do Anabell.Wiedziałam, że postępuje właściwie, bo ja po prostu walczę o swoją rodzinę i nasze szczęście.

Zatrzymałam się tuż przed jej mieszkaniem i westchnęłam.Wzięłam głęboki wdech i zapukałam. Za trzecim razem drzwi otworzyły się i ujrzałam w nich Anabell.  
- Cześć mogę wejść? - zapytałam  
Dziewczyna wpuściła mnie do środka, a ja poszłam za nią do kuchni.Nie wiedziałam od czego zacząć i chyba tak naprawdę nie bardzo wiedziałam co ja tu robię, po prostu wiedziałam, że muszę z nią porozmawiać.Chociaż serce biło mi jak szalone i martwiłam się o nasze dziecko, Anabell była jedyną osobą, która mogła mnie uspokoić i zapewnić o tym, że nic ich nie łączy, ale czy tak było naprawdę? czy rzeczywiście nic już ich nie łączyło? czy Adrian związał się ze mną z miłości, czy z powodu dziecka? nie wiedziałam.Już chciałam jej coś powiedzieć, gdy nagle zamarłam.Momentalnie zabolała mnie głowa a cały pokój zawirował. Nie, to nie może być prawda!! nie może! mój wzrok utkwił na dziecięcym ubranku a ja nie mogłam uwierzyć w to co widzę.A jeżeli?? nie, to nie możliwe! A jeżeli to prawda? Anabell szybko schowała dziecięcą bluzę i spojrzała na mnie ze strachem w oczach.  
- Anabell ty usunęłaś prawda? ty nie masz tego dziecka? - zapytałam  
Dziewczyna spuściła wzrok a ja gwałtownie wstałam.  
- Anabell!! Do cholery! Ty usunęłaś!! - krzyknęłam spanikowanym głosem  
- Nie! dziecko żyje - powiedziała nagle  
Zamarłam.Spojrzałam na nią zaskoczonym wzrokiem i usiadłam na kanapie.Działałam jak w amoku.Nie mogłam uwierzyć w jej słowa, nie docierało do mnie to.Dziecko, dziecko Adriana żyje, dziecko, które stoi między mną a moim ukochanym żyje, a ja nie miałam pojęcia co teraz dalej będzie.Nie rozumiałam jej, nie wiedziałam dlaczego nas okłamała i dlaczego nie powiedziała mu prawdy, przecież on miał prawo wiedzieć.  
- Gdzie jest? - zapytałam  
- Z moją koleżanką na placu zabaw - powiedziała spokojnym głosem  
- Dlaczego? dlaczego nas okłamałaś? - szepnęłam  
- Jesteś z nim szczęśliwa.Jesteście razem kilka lat, nie chciałam mieszać wam w życiu, tym bardziej, że przecież macie dziecko - szepnęła  
Boże! Ona zrobiła to dla mnie? dla nas? z mojego powodu Adrian tak cierpiał, myśląc, że jego dziecko nie żyje? wciąż w głowie miałam jego wczorajszą obietnicą i nie wiedziałam co teraz powinnam zrobić, powiedzieć mu? zaryzykować jego utratę? ukryć to przed nim?czułam złość, nie wiedziałam na kogo bardziej, na jego ojca, bo zniszczył mi życie? przecież tak naprawdę nie była to jego wina.To los z nas zakpił.Nie rozumiałam jak to wszystko możliwe? przecież jeszcze nie ta dawno byliśmy szczęśliwą parą, bez problemów, trosk.To tamtego dnia, gdy byliśmy na plaży wszystko się zaczęło, to od tamtego dnia zaczęły się nasze problemy, najpierw z klubem, później z jego wyjazdem a teraz Anabell.Gdyby ktoś powiedział mi, że Adrian ma dziecko i dawną miłość nie uwierzyłabym a teraz stałam przed dziewczyną i wiedziałam, że na placu zabaw bawi się jego syn.I to ja miałam być odpowiedzialna za rozpad naszej rodziny.Spojrzałam na Anabell i bez słowa opuściłam jej mieszkanie, jej tej, która jeszcze dziś odbierze mi dosłownie wszystko, miłość ukochanego, szanse na wspólną przyszłość.Całe szczęście.Wybiegłam z jej mieszkania i nie zareagowałam na jej krzyk, w jej głosie było pełno strachu i bólu.Pobiegłam przed siebie by jak najszybciej być przy Adrianie, by być jak najdalej od tej, która zrujnowała mi całe dotychczasowe życie, odebrała mi całe szczęście.Dopiero po paru minutach zatrzymałam się i poczułam ból.  
- Agato! - usłyszałam męski głos  
Odwróciłam się i spojrzałam na Janusza  
- Co ty tu robisz? myślałam, że wyjechałeś - szepnęłam  
- Nie mógłbym - odpowiedział  
Nagle zakręciło mi się w głowie i upadłam.  
***  
Spojrzałem na zegarek i zacząłem się denerwować, godziny mijały a po niej nie było śladu. Nagle zadzwonił mój TELEFON i odebrałem.  
- Przyjeżdżaj! Agata jest w szpitalu, zasłabła - powiedział Janusz  
Rozłączyłem się i wybiegłem z mieszkania.Pół godziny później siedziałem na korytarzu, modląc się by uratowali nasze dziecko.Z tego co powiedział lekarz dziecko jest zagrożone ale obiecał, że zrobi co w jego mocy, by ich uratować.Nie rozumiałem jego słów, nie rozumiałem niczego, nie wiedziałem co robiła z Januszem i dlaczego to z nim była, nie rozumiałem co takiego ją zdenerwowało, że zagroziło to naszemu dziecku.Minuty mijały a lekarz nie przychodził, już chciałem do niego iść, gdy akurat szedł w moją stronę.  
- Nie mam dobrych wieści - powiedział patrząc mi głęboko w oczy.CDN  

Pierwszą myślą po otworzeniu oczu była Anabell.Nie docierało do mnie to co się wydarzyło. Rozejrzałam się po pustym pomieszczeniu uświadamiając sobie gdzie jestem.Dopiero ból brzucha uświadomił mi co się właściwie stało.Pogłaskałam brzuch i z mojego policzka zaczęły spływać pojedyncze łzy.  
- Dziecinko przepraszam - szepnęłam  
Do pokoju wszedł Adrian i spojrzał na mnie czułym wzrokiem.  
- Jak się czujesz? - zapytał siadając obok mnie  
Przez kilka chwil przyglądałam się twarzy ukochanemu i zastanawiałam się, czy powinnam mu o tym powiedzieć.Bałam się, bo nie wiedziałam jak on zareaguje.Obawiałam się, że mnie zostawi i wybierze miłość swojego życia, ją.Chociaż dziewczyna zapewniła mnie, że nic od niego nie chce, nie uwierzyłam jej.Nie zagwarantowało mi to poczucia bezpieczeństwa, które tak brutalnie mi odebrała.  
- Co się właściwie stało? - spytałam  
- Zasłabłaś nic nie pamiętasz? - zobaczyłam w jego oczach strach  
Z wszystkich sił starałam sobie przypomnieć, ale nie potrafiłam.Jedyne co pamiętałam to rozmowę z Januszem o Anabeli.Anabell sprawczyni mojego nieszczęścia  
- Nie pamiętam - szepnęłam spanikowana  
Chciałam wstać, lecz nie mogłam.Nagle poczułam silny ból i złapałam Adriana za rękę. Chciałam z nim porozmawiać, zapytać się co się dzieje, ale nie mogłam.Nie byłam wstanie wypowiedzieć nawet jednego, najmniejszego słowa.Czułam jak cały pokój wiruje wraz ze mną i wiedziałam, że coś się dzieje, nie wiedziałam tylko co.Nie rozumiałam tego wszystkiego, nie przepuszczałabym, że ona odbierze mi wszystko to co kocham.Moja matczyna intuicja podpowiadała mi, że z naszym maleństwem dzieje się coś niedobrego. Modliłam się bym nie miała racji.Miałam pretensje do niej, do siebie do całego świata o to, że o siebie nie dbałam a teraz, gdy poczułam zbliżające się zagrożenie, bałam się.  
- Adrianie co z naszym dzieckiem? - zapytałam nie puszczając jego dłoni  
- Cicho maleńka, cicho - powtarzał gładząc mnie po włosach  
- Adrianie! - krzyknęłam czując jak tracę resztę sił  
- Dziecko umiera - powiedział wybuchając płaczem  
Spojrzałam na niego nie mogąc uwierzyć w to co mówi.Resztę jego słów do mnie nie docierało, zupełnie tak, jakbym byłą gdzieś obok, gdzieś za ścianą i nie słyszała jego słów, jakbym go nie słuchała.Rozpłakałam się przeklinając w duchu pojawienie się Anabell.Stres nikomu nie służy, a ja głupia zamiast leżeć, dbać o siebie poszłam z nią porozmawiać.Tak to ja zabiłam nasze dziecko, to ja przyczyniłam się do jego śmierci.  
- Ale przecież czuje jak kopie! - krzyknęłam przerażona  
- Bo jeszcze żyje.Ale brakuje mu powietrza - powiedział spokojnym głosem  
- A lekarze! róbcie coś! ratujcie je! - krzyczałam  
- Nie! Nie zgodziłem się na operacje, jest za bardzo ryzykowna - powiedział  
Spojrzałam na niego oszołomiona.Jak to ryzykowna? Patrzyłam na niego jak na kogoś obcego. Jak to ryzykowna? czy on nie rozumiał, że chodziło o życie naszego dziecka? czy on je w ogóle kochał? jak mógł być aż tak bezduszny, aż tak głupi by nie ratować tej dziecinki? nie rozumiałam go.Po krótkiej chwili do sale weszła młoda lekarka i wytłumaczyła mi o co chodzi, bez chwili wahania zgodziłam się na operację.Widziałam w jego oczach strach, ale nie zwracałam na to uwagi.Wiedziałam, że jako matka musiałam zrobić wszystko co w mojej mocy by ratować to dziecko.Musiałam poświęcić swoje życie, by ono mogło żyć.Bałam się, chociaż wiedziałam, że postępuje właściwie.Dziecko było dla mnie cudem, a ja nie mogłam pozwolić by ono umarło w moim łonie.Lekarka wybiegła z podpisanymi przeze mnie papierami, a ja spojrzałam na załzawione oczy Adriana  
- Nie rób tego - szepnął klękając przede mną  
- Obiecaj mi coś - powiedziałam patrząc mu w oczy  
Spojrzał na mnie zaskoczonym wzrokiem a w jego oczach był ból  
- Obiecaj mi, że zajmiesz się naszym dzieckiem.Obiecaj, że je wychowasz - szepnęłam łapiąc go za rękę  
- Dlaczego tak mówisz? dlaczego mówisz tak, jakbyś miała się żegnać? - zapytał  
- Bo czuje, że to nasze pożegnanie - szepnęłam ze łzami w oczach  
Adrian podszedł i pocałował mnie.Przywarłam do jego ust wiedząc, że to nasz ostatni pocałunek.  
- Nie pozwolę na to byś umarła - szepnął  
- Adrianie! obiecaj mi - powiedziałam patrząc na niego błagalnym wzrokiem - Jest jeszcze coś o czym musisz wiedzieć - powiedziałam przełykając ślinę  
Chłopak spojrzał na mnie podnosząc jedną brew, a ja uśmiechnęłam się  
- Anabell nie usunęła. Masz syna Adrianie - powiedziałam  
Chciałam coś dodać, lecz nie zdążyłam bo pielęgniarka zabrała mnie na blok  
- Kocham cię - usłyszałam jego krzyk  
- Ja ciebie też - odpowiedziałam sama do siebie  
Rozejrzałam się po sali i spojrzałam na otaczających mnie lekarzy.Wiedziałam, że cokolwiek się stanie zrobiłabym to jeszcze raz, bo przecież chodziło o życie naszego dziecka.Nie miałam pojęcia jak Adrian sobie teraz poradzi, przecież maluszek urodzi się za wcześnie i na pewno z jakimiś powikłaniami, ale przecież on nie prosił się na świat, to my go  
spłodziliśmy i jesteśmy za niego odpowiedzialni.Ja byłam za niego odpowiedzialna i zawaliłam. Jako matka zawaliłam i chciałam oddając za niego życie udowodnić mu, że był dla mnie wszystkim.  
***  
Anabell nie usunęła.Nie rozumiałem co Agata chciała przez to powiedzieć, przecież to nie prawda.Nie mogła być to prawdą, nie mogła mnie aż tak oszukać.Tylko po co miałaby okłamać ciężarną? po co Agata miała by kłamać? nie miała żadnego powodu.Czyżby mówiła prawdę? Boże naprawdę mój syn żyję? siedziałem pod salą i zastanawiałem się, czy jest to możliwe.Usłyszałem kroki i spojrzałem na Janusza.  
- Co ty tu robisz? - zapytałem  
- Jak z nią? czemu jej na to pozwoliłeś? - zapytał patrząc na mnie surowym wzrokiem  
- A myślisz, że tego chciałem? myślisz, że nie przekonywałem jej? nie błagałem? poświęciła się, poświęciła swoje życie dla naszego dziecka - wybuchłem płaczem  
Janusz spojrzał na mnie i usiadł obok.Nie rozumiałem po co tu jest, nie rozumiałem co ich łączy.  
- Czy to prawda? czy Agata Ci też powiedziała o Anabell? - zapytałem  
Już miał mi odpowiedzieć, ale z sali wybiegła lekarka.  
- Siostro krew szybko! - krzyczała  
Wiedziałem, że coś się dzieje, chciałem tam iść, ale Janusz, nie powstrzymał.  
- Nie możesz! - krzyczał  
Odwróciłem się i dałem mu w mordę  
- Mogę a nawet muszę! tam jest moja ukochana i nasze dziecko!! - wydarłem się  
Wbiegłem do sali i spojrzałem na wszystko, Od ukochanej dzieliła mnie tylko szyba.
- Tracimy ją! - krzyczała lekarka  
Spojrzałem na małe urządzenie, które uświadomiło mnie, że ona umiera.  
***  
Zawsze zastanawiałam się jak to jest znaleźć się na krawędzi.Jak to jest na tamtym świecie i czy zobaczymy coś więcej niż tylko białe światełko, jak to mówią niektórzy.Teraz okazało się, że mówili prawdę, ale oprócz światełka jest tu coś jeszcze, coś co nie pozwala stąd wracać.Cisza, spokój i przepiękne zielone krajobrazy.Przez chwile zastanawiałam się, czy ja śnię? czy już umarłam? wszystkie troski, zmartwienia odeszły gdzieś daleko, a ja zostałam tylko z miłością w brzuszku.Kochałam to nie narodzone dziecko i wiedziałam, że postąpiłam właściwie.Przecież z Adrianem będzie miało najlepiej.Usłyszałam za sobą czyjeś kroki i odwróciłam się.  
- Wróć - usłyszałam czyjś głos  
Spojrzałam na białego Anioła i zaniemówiłam.Czyżbym umarła? spojrzałam na białe skrzydła, które wbiły się ku górze i znów usłyszałam ten sam głos.  
- Dziewczyno wróć! - tym razem głos był bardziej stanowczy, a ja odwróciłam się i spojrzałam na mały tunel.  
Chociaż wiedziałam, że powinnam iść, coś mnie zatrzymywało.Nie chciałam opuszczać tego miejsca, nie mogłam.  
- Każe ci po raz ostatni wróć! - znów usłyszałam głos Anioła  
Gdzieś jakby z daleka usłyszałam płacz dziecka.Miałam wrażenie, że dziecko płacze tuż za rogiem, gdzieś obok mnie.  
- Kochanie! - krzyczałam biegnąc w nieznanym mi kierunku  
- Nie tam! - usłyszałam głos Anioła, a po chwili zostałam absolutnie sama  
Głos dziecka z każdą chwilą słabł, a ja nie słyszałam już go tak wyraźnie jak dotychczas.Moje matczyne serce kroiło się na samą myśl, że nie mogę go zobaczyć.Tak bardzo za naszym dzieckiem tęskniłam, tak bardzo go pragnęłam.Rozejrzałam się dookoła uświadamiając sobie, że to miejsce nie jest już takie przyjemne i zachęcające jak tamto.Nie wiedziałam gdzie jestem i jak stąd się wydostać.Czułam, jakbym z każdym kolejnym przebytym krokiem dusiła się jeszcze bardziej a drogi do domu, nie mogłam znaleźć.Nagle wszystko pociemniało, a ja usłyszałam znów ten sam głos.  
- Nie bój się.Idź za moim głosem poprowadzę cię - zaufałam i poszłam  
Już, gdy tylko byłam na tyle blisko by znów zobaczyć światło i biały tunel, ponownie usłyszałam płacz dziecka.Zatrzymałam się i nasłuchiwałam jego płaczu, który pochodził z ciemności.  
- Nie słuchaj go.Idź za mną - wciąż słyszałam głos Anioła  
Jeszcze kilka razy zatrzymywaliśmy się i wciąż słyszałam płacz, ten sam płacz naszego dziecka.Nie wiedziałam, czy to jakaś pułapka, czy dziecko po prostu mnie wołało, ale zaufałam aniołowi i poszłam za nim.Zatrzymałam się w białym tunelu i spojrzałam w oczy mojemu aniołowi.Dopiero po chwili wydały mi się jakieś dziwnie znajome.  
- Dalej pójdziesz sama.Pamiętaj moje dziecko pod żadnym pozorem nie zatrzymuj się.Nie zwracaj uwagi na płacz dziecka.Zaufaj mi ono żyje i jest na tamtym świecie, Pora byś ty również do niego wracała, ale to już twoja decyzja.To ty musisz WYBRAĆ właściwe drzwi. Śmierć, albo życie - usłyszałam  
Po chwili Anioł znikł, a ja stałam przed drzwiami i zastanawiałam się, które wybrać.Usiadłam i nadsłuchiwałam.  
***  
Nie pokazali mi dziecka, od razu trafiło do inkubatora i musiało tam pozostać jeszcze kilka tygodni, albo miesięcy.Z tego co powiedział mi lekarz możliwe są powikłania, ale niczego jeszcze nie możemy być pewni.Obiecali, że będą robić wszystko by uratować życie dziecka, ale niczego nie gwarantowali na pewno.Jednak ja wierzyłem, że nasze dziecko będzie walczyć. Przecież musiało być silne i zostać z nami.Nie mogło poświęcenie Agaty pójść na marne, ja się na to nie godziłem.Z nią było gorzej, lekarze uznali, że moja ukochana w zasadzie już nie żyje i kazali zdecydować, kiedy odłączyć ją od maszyn, podtrzymujących jej życie.Nie chciałem tego słuchać, nie mogłem.Spojrzałem na małe dzieciątko, które tak spokojnie leżało w specjalnym łóżeczku i uśmiechałem się do dziecka.Złapałem go za rączkę a ono złapało mój palec.Rączki dziecka były takie kruche, delikatne, słabe.  
- Kochanie walcz.Mamusia zrobiła wszystko co w jej mocy by o ciebie walczyć, ale musisz jej pomóc.Tez musisz walczyć, by pozostać z nami.Zrób to dla mamy, zrób też dla mnie - powiedziałem  
Dziecko mocniej ścisnęło mój palec, zupełnie tak, jakby rozumiało moje słowa.Pogłaskałem je po kruchej, malutkiej główce i poczułem ogarniającą radość.Zostałem ojcem.Dopiero teraz chyba to do mnie dotarło, ojcem.  
- Kocham cię moje maleństwo.Tata cię kocha i da Ci całego siebie, poświęci wszystko dla Ciebie, tak jak poświęciła mamusia - mówiłem a po moich policzkach płynęły łzy  
Przypomniałem sobie strach w oczach Agaty i poczułem się jeszcze gorzej.Pamiętałem jaka była szczęśliwa, gdy dowiedziała się o ciąży.Nie mogłem tego dłużej znieść i wyszedłem z sali.Poszedłem do sali Agaty.  
- Kochanie jak się czujesz? wyglądasz jakbyś spała.Wiesz? byłem u naszego małego aniołka, podłączyli go do różnych maszyn, ale ma się dobrze.Nawet dwa razy ścisnął mój paluszek.Słyszał mnie, teraz to wiem a ty? ty mnie słyszysz? jak tak to na litość Boską wracaj do nas! Agato nie wygłupiaj się, proszę cię.Dobrze wiem, że zawsze byłaś uparta jak osioł, ale teraz chociaż raz ustąp i wróć do mnie.Przecież ja Cię potrzebuje, ja chcę byśmy byli razem.Byłem głupcem, bo cię raniłem, byłem głupcem, bo nie powiedziałem ci o Anabell, ale skarbie to ty jesteś miłością mojego życia.Nie jestem na Ciebie zły.Postąpiłaś właściwie ratując nasze dziecko, ale nie zostawiaj mnie tu samego, przecież ja sobie bez ciebie nie poradzę - szeptałem  
Usiadłem przy jej łóżku i wziąłem jej bezwładną dłoń w swoją.Przytuliłem się do jej policzka i wciąż na nowo ryczałem.  
- Aniele nie rób nam tego.Słyszysz? nie wolno Ci.Jesteś silna wierze w ciebie.Aniołku proszę cię wróć do nas.Nie zostawiaj nas, błagam Cię.Przecież jesteś całym moim życiem. Nie możesz mnie zostawić.Nie pozwolę ci na to, nie wolno ci!! wracaj! Agato, proszę cię, wracaj - szeptałem coraz bardziej wylewając łzy.  
Nagle jedna z maszyn zaczęła piszczeć, a do sali wbiegło kilku lekarzy.  
- Prosze wyjść! natychmiast! - krzyczała pielęgniarka.  
Spojrzałem na Janusza i oparłem się o szybę.  
- Dlaczego jej na to pozwoliłeś! Ona umiera tam przez ciebie! - krzyczał zdenerwowany Janusz  
Spojrzałem na kuzyna i upadłem na kolana.Klękałem na środku korytarza i modliłem się o to, by przeżyła.  
- Nie chciałem tego, Ja naprawdę tego nie chciałem! - krzyczałem na cały szpital  
- Jak ona się czuje? - usłyszałem za sobą głos Anabell  
Odwróciłem się i zamarłem.Obok mnie stałą Anabell z jakimś dzieckiem.  
- To, to jest mój syn? - zapytałem oszołomiony  
Janusz spojrzał na Anabell i na chłopca.Podszedł do niego i zaczął płakać.  
- Nie twój, mój - powiedział rozklejonym głosem  
Spojrzałem się na nich i chciałem coś powiedzieć, ale z sali wyszła lekarka.  
- Pani doktor proszę powiedzieć, że ona żyje! błagam! - załkałem  

Słyszałam go, słyszałam bardzo wyraźnie każde słowo przez niego wypowiedziane.Nadal siedziałam w białym tunelu i nasłuchiwałam jeszcze wyraźniej.Moje serce biło szybciej, a ja  
zapragnęłam być teraz przy nim.Tulić go do siebie i zapewnić, że nie pozwolę by został sam z naszym dzieckiem.Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam za głosem serca.Chociaż wciąż słyszałam płacz naszego dziecka, starałam się nie zwracać na to uwagi.Przecież Anioł zapewnił mnie, że nasze dziecko żyje a później usłyszałam Adriana, który to potwierdził. Chciałam być z nimi, potrzebowali mnie.  
***  
Patrzyłem na poważną twarz pani doktor i czułem jak serce bije mi coraz szybciej, minuty ciągły się w nieskończoność a każda kolejna sekunda bez jej odpowiedzi, była dla mnie jak wieczność.Chciałem by zapewniła mnie, że Agata żyje, chciałem usłyszeć to z jej ust, potrzebowałem tego.Nagle pani doktor uśmiechnęła się, a ja nie wiedziałem co to oznacza.  
- Zdarzył się cud Panie Adrianie.Nasza pacjentka wróciła do nas - powiedziała promiennie się uśmiechając  
Podbiegłem do niej i z radości wziąłem ją na ręce, zakręcając nas w okół własnej osi. Spojrzałem na uśmiechniętego Janusza i szczęśliwą Anabell i poczułem straszną ulgę. Wiedziałem teraz, że cokolwiek się stanie damy radę, bo jesteśmy razem.  
- Synku! - usłyszałem za sobą głos ojca  
- Tato ona się obudziła! wróciła do nas! - podbiegłem do niego, zdając sobie sprawę, że mu wybaczyłem  
- Przepraszam cię - powiedział, a w jego głosie był ból  
Przytuliłem się do ojca, poklepując go po plecach.Teraz to, co ostatnio wydarzyło się między nami nie miało dla mnie znaczenia.Ojciec po pół godzinie musiał wracać do pracy, a ja spojrzałem na Janusza i Anabell.  
- Mój syn jest Janusza, przepraszam cię - powiedziała Anabell  
Spojrzałem na nią i nie wiedziałem jak mam zareagować.I chociaż nie czułem do nich żalu, bo przecież było to kilka lat temu, nie chciałem już jej znać.Za dużo złego stało się z jej powodu, z naszej winny.  
- Wyjedź.Nie chcę byś zbliżała się do nas.Dziewczyno zrozum, przez ciebie prawie ich straciłem - powiedziałem wciąż patrząc na szybę.  
Kochałem Agatę i nie wyobrażałem sobie bez niej życia.  

Kilka tygodni później  
Dziś wreszcie mogliśmy opuścić szpital.Nasza córeczka musiała jeszcze pozostać, ale na szczęście, po przyprowadzeniu wszystkich badań okazało się, że nic jej nie jest.Ja stałam oparta o scianę i czekałam za Adrianem.Wciąż w głowie nie mieściło mi się, że dziecko Anabell jest synem Janusza.Przecież to było tak bardzo nie prawdopodobne, ale  
jednak prawdziwe. Anabell zdradziła Adriana z jego kuzynem, a później się rozstała z nim. Cieszyło mnie tylko jedno, że Adrian wreszcie pogodził się z ojcem a Anabell znikła z naszego życia.Ale to nie koniec dobrych wiadomości.Trener Adriana załatwił mu nowy kontrakt z najlepszą drużyną w naszym mieście, dzięki czemu on nie będzie musiał  
wyjeżdżać, a będzie spełniać swoje marzenia.Ja na razie porzuciłam marzenia o sporcie i postanowiłam zająć się naszą córeczką.I chociaż nie miałam jej jeszcze na rękach, już straciłam dla niej głowę.  
- Kochanie jesteś gotowa? - usłyszałam czuły głos Adriana  
- Tak skarbie - powiedziałam  
Ostatni raz spojrzałam na salę, która w ciągu ostatnich tygodni była dla mnie domem i łapiąc Adriana za rękę ruszyliśmy w stronę wyjścia.Po drodze zatrzymaliśmy się i mój ukochany wręczył drobne upominki lekarzą i pielęgniarką i poszliśmy piętro niżej do oddziału noworodków, gdzie leżała nasza córeczka.  
- Dzień dobry pani doktor.Jak się czuje nasze dziecko? - zapytałam trzymając Adriana za rękę  
- Lepiej. Chce pani potrzymać ją na rękach? - zapytała  
Spojrzałam na chłopaka, a z moich oczu popłynęły łzy.Po chwili delikatnie, jakby była z porcelany, wzięłam małą na ręce i przytuliłam się do Adriana.Policzyliśmy jej paluszki i oboje zaczęliśmy płakać, to były łzy radości.  
- Kiedy będziemy mogli zabrać ją do domu? - zapytałam  
- Myślę, że za tydzień jak nic się nie zmieni - powiedziała z uśmiechem  
Staliśmy tak kilka minut, a dziecko wciąż spało przytulone do mojej klatki piersiowej.Adrian delikatnie pogłaskał jej główkę, a mi zabrakło słów.  
- Kocham Cię Adrianie - powiedziałam  
Po godzinie wyszliśmy z sali i udaliśmy się do domu.Chociaż ja chciałam zostać, Adrian uparł się, że muszę wypocząć bo wciąż byłam słaba.Poszliśmy do samochodu i przywitałam się z Robertem, trenerem Adriana.  
- Jak się kochana czujesz? - zapytał, a w jego głosie było dużo troski  
- Lepiej, dziękuje za wszystko co pan dla nas zrobił - powiedziałam  
- Nie pan kochana, nie pan. I nie ma za co, Adrian to najlepszy zawodnik jakiego trenowałem. Ma talent chłopak, ale ty to już wiesz - zaśmiał się  
Kilkanaście minut później dojechaliśmy do domu.Gdy weszłam do domu, zobaczyłam wszystkich bliskich mi osób.Przywitałam się z wszystkimi i pocałowałam Adriana.  
- Dziękuje - wyszeptałam.  

Tydzień później  
Spojrzałam jeszcze raz na łóżeczko dla naszego dziecka i rozejrzałam się po różowym pokoiku.Chciałam upewnić się, że o niczym nie zapomniałam.Godzinę później zatrzymaliśmy się przed szpitalem i poszliśmy po naszą córeczkę.  
- Dzień dobry. Wypis już czeka - powiedziała młoda pani doktor  
Pospiesznie spakowaliśmy rzeczy dziecka i odebraliśmy wypis.Adrian wręczył kobiecie kwiaty, dziękując za opiekę.Chwile później trzymając małą na ręce, opuszczając teren szpitala.  
- Kochanie jak ją nazwiemy? - zapytał Adrian  
- Majka - powiedziałam pewnym głosem  
Adrian spojrzał na mnie i uśmiechnął się.Zapieliśmy dziecko w fotelu i weszliśmy do nowego auta, które dostaliśmy od jego ojca.Odjechaliśmy.  
- Agato dziękuje za wszystko - powiedział Adrian, patrząc na nasze dziecko  
- To ja Ci dziękuje. Kocham cię - szepnęłam  
- Ja ciebie też skarbie - odpowiedział  
Spojrzałam na małe dziecko, które trzymało mnie za palec i wiedziałam, że jedziemy do domu, naszego domu. - Koniec-

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 26809 słów i 139639 znaków.

6 komentarzy

 
  • DemonicEagle

    Myślałem i byłem przekonany, że czytałem wszystkie Twoje opowiadania,ale byłem w błędzie, nie wiem jak to się stało, że pominąłem to opowiadanie, które jest naprawdę wspaniałe :kiss:

    2 lip 2016

  • agusia16248

    @DemonicEagle Bardzo dziękuje

    4 lip 2016

  • DemonicEagle

    @agusia16248 Ja cieszę się z tego,że postanowiłem przejrzeć Twoje opowiadania i odnalazłem to.

    4 lip 2016

  • malinowamamba20

    Wspaniałe !!! <3

    25 cze 2014

  • natala

    Szybko kolejna czesc

    25 cze 2014

  • volvo960t6r

    Kontynuować prosimy

    25 cze 2014

  • klaudija

    tak kontynuuj:) super opowiadanie.

    25 cze 2014

  • ...

    Świetne opowiadanie.  Kontynuuj :*

    25 cze 2014