Nieznajomy. Rozdział 3.

Rozdział 3.
     I oto zaczęło się dorosłe życie, bez ingerencji rodziców. Teraz mogli, co najwyżej, zadzwonić i dowiedzieć się, co u mnie słychać. Nie mogli mnie non stop kontrolować, mówić co mogę robić, a czego nie. Miałam szczęście, że brali Olkę za uczynną dziewczynkę, bo jakby wiedzieli, jaka ona naprawdę jest, to w życiu nie pozwolili by mi z nią mieszkać. I może mieliby rację, może popełniłam błąd zamieszkując razem z nią. Tego jeszcze nie mogłam wiedzieć. Przynajmniej kupiłam słuchawki, które z pewnością miły mi się przydać.
     
     Pierwszego dnia postanowiłyśmy rozeznać się trochę po okolicy, ponieważ z powodu zmęczenia nie pamiętałyśmy za dużo z nocnego zwiedzania tego pięknego nadmorskiego miasta. Pierwszym naszym cel było stojące niedaleko nas stoisko z okularami przeciwsłonecznymi. Musiałyśmy sobie kupić po co najmniej sztuce, żeby zakryć wszelakie objawy zmęczenia. Skoro tak blisko naszego apartamentowca stało stoisko z okularami to musiałyśmy się znajdować w centrum miasta. Oczywiście nie pomyliłam się co do tego stwierdzenia. Tuż za rogiem zaczynało się coś w stylu promenady, po której spacerowała już pokaźna suma turystów. Przystojnych turystów. Na to z Olką liczyłyśmy. Było tu już pełno młodzieży, a w szczególności pełno młodych mężczyzn, którzy z pewnością przyjechali tu zaszaleć i przeżyć jakąś wakacyjną przygodę. Może czekanie na tego jedynego było błędem skoro przez 20 lat tylko dwóch facetów, którzy tak naprawdę byli dla mnie niedostępni, których nie miałam okazji poznać, przykuło moją uwagę. Wszyscy, z którymi byłam, było ich zaledwie trzech, nie mieli w sobie tego czegoś, co mogłoby mnie skłonić do tego, bym to z nimi zrobiła. Ale teraz, jako niemalże dwudziestoletnia kobieta, nie miałam już w sobie dość siły, by czekać przez kolejne dwadzieścia lat. Tak, zdecydowanie nie powinnam czekać, tym bardziej patrząc na to, że ideałów nie ma, więc skąd miałabym wiedzieć, że to ten jedyny?
     Postanowiłyśmy pójść nad wielką fontannę, chociaż wiedziałyśmy, że woda będzie za zimna na to by się w niej zamoczyć, a przynajmniej za zimna dla nas. Mimo panujących co najwyżej dwudziestu dwóch stopni, wielu śmiałków taplało się w fontannie i wygłupiało z przyjaciółmi lub rodzinami. Wyglądało to zachęcająco, ale po dotknięciu dłonią wody... Wszyscy ci ludzie musieli mieć coś nie tak pod sufitem.
- Dotknij tej wody, jest lodowata!
- Przestań, nie będę niczego dotykać!  
- Ale przecież chcę żebyś tylko sprawdziła.
- Wiesz, że nienawidzę wody. Zawsze chodziłam w takie miejsca tylko po to, by się poopalać!
- Oj przestań być taka uparta Olka. To tylko woda.
      W tym samym momencie jakiś chłopak przechodzący obok nas wepchnął Olkę do wody i jak najszybciej odbiegł od nas rżąc jak małe dziecko. Olka leżała w tej wodzie jak wmurowana, a jej czerwona twarz pokryta rozmazanym makijażem, ukazywała, że zaraz wybuchnie. Wyciągnęłam do niej rękę, by pomóc jej wstać i z całych sił próbowałam nie zacząć się śmiać.
- Ja go kurwa zabije! Jak go tylko dopadnę!
- Ale przecież nie wiesz co to był za chłopak, nie znasz go.
- Uwierz, że zrobię wszystko, by go poznać!
- To powiedz mi jak chcesz to osiągnąć?
- Będę teraz godzinami chodzić po centrum miasta i patrzeć się na twarze wszystkich młodych mężczyzn i ten, który zacznie się śmiać będzie albo tym, który mnie wrzucił albo jakimś jego kolegą!
- Nie myślisz, że to lekka przesada?
- A w życiu! Jak tylko dowiem się kim on jest to go odurzę, powieszę na haku i wypatroszę, tak jak robił to ten Rzeźnik z Niebuszewa. A później zmiele mięso z jego ciała i będę je sprzedawać!
- Kochana, wiesz, że tego nie zrobisz. Tym bardziej, że on nic takiego nie zrobił, był młody, a ty ładna, chciał zaszaleć. Od tego są wakacje!
- I tak go dopadnę.
     Czy to możliwe, że moja najlepsza przyjaciółka miała w sobie coś z psychopaty? Mimo, że znałam ją tyle czasu, to czasem mnie zadziwiała. Także przez pewien czas wolałam sobie pospacerować samotnie pozwalając jej dojść do siebie. A do tego nie chciało mi się już dłużej wysłuchiwać tego, co ona z nim zrobi jak go w końcu dopadnie. Miasto było takie piękne, że aż chciało się po nim spacerować i zachwycać się tym widokiem. Było to zdecydowanie najładniejsze miasto, jakie w życiu widziałam.
- Hej ty, twoja koleżanka bardzo się wkurzyła?
     Zaskoczona aż podskoczyłam.
- Och proszę, kogo my tu mamy. Ładnie tak wrzucać nieznane dziewczyny do morza?
- Przecież to był tylko żart, a ona była taka ładna, wielka szkoda, że musiała się zmoczyć. – po tych słowach zaczął się głośno śmiać.
     Wydawał się być sympatycznym chłopakiem i jakoś nie potrafiłam się na niego złościć, za to zaczęłam się śmiać razem z nim.
- Myślę, że nie był to dobry pomysł na poderwanie jej. Jest taka wkurzona, że jak cię kiedyś spotka to cytując "wypatroszy cię jak Rzeźnik z Niebuszewa”.
- Widzę, że przydałoby się jej trochę poukładać w główce i nauczyć ją śmiać się z takich rzeczy.
- Poświęciłam na to całe życie, zaręczam, że się nie da.
- Więc przyprowadź ją dziś wieczorem pod "Klub Muzyczny Parlament”. Powiedzmy, że o 20. Chyba że macie inne plany, jak tam to z chęcią się do was dołączę z moim kumplem.
- Hola, hola. Kto powiedział, że my chciałybyśmy spędzać z wami czas? A tak poza tym to życie jest ci niemiłe?
- Słuchaj, jeśli myślisz, że będę teraz trząsł gatki na myśl o twojej przyjaciółce to się grubo mylisz. To jak, wpadacie dziś czy nie?
- Powinnam się nie zgodzić, ale z chęcią zobaczę, jak ktoś będzie cię rozpruwał. A w dodatku jesteśmy tu nowe, więc przydałoby żebyśmy kogoś poznały.
- No to do zobaczenia. Tylko nie mów swojej koleżance, że to ja cię zaprosiłem, bo będzie się bała, że znów wyląduje w wodzie!
- O to się nie martw, jak tylko usłyszy, że też tam będziesz to zmusi mnie żebyśmy poszły już godzinę wcześniej, a do tego weźmie skrzynkę z narzędziami, które będzie mogła na tobie wypróbować.
- Uważaj, bo jeszcze mnie podniecisz!
- Ech, żegnam.
- Do zobaczenia!
     Ten chłopak z pewnością chciał dzisiaj zginąć. Cóż, może podobało mu się takie, a nie inne zakończenie jego wakacyjnej przygody.


     Do domu wróciłam w niecałe dziesięć minut, jakimś cudem zapamiętując drogę powrotną. Zdecydowanie powinnam zacząć nosić przy sobie telefon, który by mi pokazywał drogę. Byłam taka podekscytowana, bo wiedziałam, że poprawię Olce humor i z pewnością dziś wieczorem będziemy się dobrze bawić, a w szczególności ja będę się dobrze bawić. Wchodząc po schodach postanowiłam jeszcze zajść do znajdującego się po przeciwległej stronie ulicy sklepu, by kupić coś na obiad, chociaż moje umiejętności kucharskie nie były zbyt rozwinięte. Zdecydowałam się na kupno makaronu i sposobu na Spaghetti Bolognese, a do tego mięso mielone, żeby można było się tym najeść. Olka będzie zadowolona, lubi jeść mięso. Tego jej zazdroszczę, może jeść co tylko chce, a i tak jest piękna i szczupła. Nie musi ciągle ćwiczyć tak jak ja.
- Wróciłam! Słuchaj, zgadnij kogo spotkałam!
- Nie gadaj! Czemu nie zostałam z Tobą! Już miałabym jedno zabójstwo z głowy!
- Wiele nie straciłaś. Zaprosił nas dziś wieczorem do klubu. Nie wierzył mi w to, że go zabijesz!
- Lepiej i dla mnie, będzie łatwym celem!
- Ale przemyśl to sobie, to naprawdę miły mężczyzna. Nie wiem czy na pewno chcesz go zabić.
- Uważaj, bo jeszcze się w nim zakochasz!
- O to się nie martw, on ma wielkiego świra na twoim punkcie!
- Każdy tak reaguje, każdy!
- Ciekawe czemu. – spojrzałam sugestywnie na jej wielki biust.
- To co takiego kupiłaś dziś na obiad? Wcale cię nie podglądałam przez okno.
- A to będzie niespodzianka, ale pamiętaj, kolejnym razem ty coś nam zrobisz!
- Przestań gadać i zabieraj się do roboty. Ja w tym czasie obmyślę swój genialny plan!
     
     Robienie obiadu nie zajęło mi aż tak dużo czasu jak przypuszczałam. Wyszedł genialny, więc raz dwa go zjadłyśmy i zaczęłyśmy szykować się na dzisiejszy wieczór. Z Olką genialnie się pod tym względem dobrałyśmy, ponieważ godzinami się przebierałyśmy i śmiałyśmy z różnych połączeń zupełnie do siebie niepasujących ubrań. W końcu zdecydowałam się na obcisłą sukienkę, którą dostałam od Olki, jak szaleć to szaleć, do tego średniej wysokości szpilki i lekki makijaż. Ponoć w tym zestawie wyglądałam "kobieco z lekką nutką dziwkarstwa”. Olka, jak to Olka też założyła coś obcisłego, lecz o wiele skąpszego, w czym wyglądała, no cóż, o wiele bardziej dziwkarsko niż ja. Z makijażem też jak zwykle przesadziła.
     Z domu wyjechałyśmy taksówką o wiele za wcześnie, lecz przewidziałam to, więc zagrożony życiem chłopak też już tam powinien być. Klub był dość duży i stanowczo zasłużył sobie na sławę. W środku był przepiękny i widać było, że można się w nim naprawdę dobrze bawić. Mimo wczesnej godziny zaczęło się w nim gromadzić coraz więcej osób, ale tego chłopaka wciąż nie było. Może przemyślał sprawę i stwierdził, że jego życie jednak jest dla niego cenniejsze niż jakaś laska z dużym biustem, która miała już takich jak on na pęczki. Z wzajemnością. A może po prostu znalazł sobie już inną ofiarę. Olka nie wydawała się tym faktem pocieszona, cały czas rozglądała się po ludziach, jakby go szukała, chociaż wiedziałam, że jak się o to zapytam to zaprzeczy. W celu zabicia czasu postanowiłam zadzwonić do rodziców, żeby opowiedzieć im o tym jak się dziś bawiłam i jak bardzo podobało mi się miasto. Olka oczywiście nie miała nic przeciwko temu, żebym ją zostawiła samą na 10 minut, powiedziała, że w tym czasie pójdzie się rozejrzeć przy barze.
     Rozmowa niestety trochę się przeciągnęła, ponieważ wszystko musiałam powtarzać dwa razy mamie i tacie z osobna, jakby nie mogli sami sobie tego później przekazać. U rodziców wszystko było w porządku, nic się nie zmieniło od...tak właściwie to od wczoraj. A co niby miało się zmienić w ciągu jednego dnia. Pożegnałam się z nimi mówiąc, że Olka czegoś ode mnie potrzebuje. Tak też było naprawdę.
     Zastałam ją stojącą i rzucającą piorunami tuż przed wejściem do Klubu. Patrzała się w kierunku coraz głośniej się śmiejącej i zbliżającej się do nas grupki chłopaków, w tym tego, który ją dziś wrzucił do wody. Nie mam pojęcia, po czym go poznała, lecz wiedziałam, że to spotkanie nie skończy się dla niego zbyt dobrze.
- Słuchaj Olka, może jednak pójdziemy do domu?
     Stałam i czekałam na odpowiedź, ale nawet się na mnie nie spojrzała. Chwyciłam więc ją za rękę i próbowałam zaciągnąć w stronę taksówki, lecz to też na niewiele się zdało, przesunęła się może o centymetr. Oni byli coraz bliżej.
- No chodź Olka, jutro tu przyjdziemy, jeśli tak bardzo ci się podoba!
- Chcę mu zmasakrować mordę! – powiedziała przez zaciśnięte usta.
- Daj spokój, to pewnie nie on, nie widziałaś go, więc skąd wiesz, że to on?
     Spojrzała się tylko na mnie gniewnie i z powrotem obróciła się w ich kierunku. Jak na zawołanie chłopak, który ją wrzucił do wody wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem, co o dziwo było możliwe.
- To jak Skarbie, wyschłaś już? – odezwał się rechocząc.
- To jak Skarbie – odezwała się naśladując jego ton głosu, ruszyła w jego kierunku – pożegnałeś się już z najbliższymi?
- Za pół godziny zmienisz zdanie, a za godzinę będziesz się pode mną wić.
- Chyba śnisz. Radzę ci się obudzić, bo raczej nie chcesz spędzić swoich ostatnich minut marząc.
- Ostatnich minut przed czym, przed spełnieniem swoich dzisiejszych marzeń?
- Dzisiejszych! Dobre sobie! Mogę się założyć, że marzyłeś o tym przez całe swoje życie! A teraz...
     Nawet nie zdążyła dokończyć, zamachnęła się i uderzyła go pięścią prosto w szczękę. To był zły wybór. Szybko złapał ją za jej chudą dłoń i przyciągnął do siebie.
- Oj mała, teraz to chyba będziesz musiała mi ten czyn wynagrodzić.  
     Schylił się i spróbował ją pocałować, lecz ona była szybsza. Wykorzystała sytuację i czołem walnęła mu prosto w nos z pewnością go łamiąc. Krew zaczęła lecieć zabrudzając jego szary podkoszulek. Dopiero teraz dostrzegłam, że ten chłopak nie jest wcale aż taki brzydki, jest nawet przystojny, lecz zdecydowanie nie w typie Olki. Wkurzonej Olki. Stała i się trzęsła, chociaż widać było, że jest z siebie zadowolona. Szybko do niej podskoczyłam bojąc się reakcji chłopaka, który trzymał się za nos.
     To co się stało po chwili niesamowicie mnie zdziwiło. Myślałam, że będzie chciał się na nią rzucić pod wpływem wzrastającej ilości testosteronu, ale tak się nie stało. Oni po prostu zaczęli się śmiać, obydwoje. Stałam i patrzałam się na nich z szeroko otwartymi oczami i nie wiedziałam czy również zacząć się śmiać czy może płakać. Podobnie rozerwani byli koledzy chłopaka, najwidoczniej nieprzyzwyczajeni do takich reakcji przyjaciela. Zachowanie Olki też mnie zdziwiło. To wyglądało tak, jakby nagle wpadł jej w oko, ale naprawdę nie był w jej typie! Stali tak i się śmiali. Nagle chłopak ściągnął koszulkę i przytknął ją sobie do wciąż krwawiącego nosa. Dzięki temu odsłonięte zostały jego pokaźne mięśnie brzucha. I w ten oto sposób odkryłam powód jego ogromnej pewności siebie. On po prostu był wysportowany!
- Hej, gdzie chodzisz na siłownie? – wymsknęło mi się, zanim zdążyłam sobie przemyśleć.
- Ha, a co, chciałabyś mnie prześladować?
- Skąd, po prostu z Olką chciałyśmy zacząć chodzić na siłownie i zastanawiamy się, czy ta niedaleko nas jest dobra.
- Ta w centrum? Pewnie, że tak. Czyli mieszkacie niedaleko fontanny?
- Tego nie powiedziałam! Ale dzięki.
- Tak, mieszkamy zaraz za rogiem! – wtrąciła się od razu Olka.
- Ale ty nie musisz tego rozpowiadać nieznajomym... – spojrzałam na nią z dezaprobatą, a ona jedynie wystawiła mi język.
- A może wejdziemy do środka, a nie tak gadamy na zewnątrz. Niedługo już nie będzie miejsca. – tym razem odezwał się wyższy kolega chłopaka, właśnie, jak oni tak właściwie mieli na imię?
- A może byśmy się sobie chociażby przedstawili? Ja nazywam się Natalia, a ona to Olka.
- Waleczna to Olka, chyba nie dam rady zapomnieć. – chłopak się zaśmiał – Ja nazywam się Darek, ten wyższy to Dawid, a niższy to Kacper.
     Po przedstawieniu się sobie ruszyliśmy w stronę wejścia. Wyższy chłopak, Dawid, miał rację, klub wypełnił się już pokaźną liczbą osób, ale udało nam się upolować wolny stolik. Na początku luźno sobie rozmawialiśmy, a później postanowiliśmy ruszyć w stronę parkietu. Spędziliśmy tam z trzy godziny i w końcu zdecydowałyśmy z Olką, że pojedziemy do domu. Chyba naprawdę Darek wpadł jej w oko, ponieważ dała mu swój numer telefonu. Nikomu nie dawała swojego numeru telefonu. A do tego dała mu słodkiego całusa w policzek na odchodne. Tego tym bardziej nigdy nie robiła. Chyba powinnam zacząć się martwić. Ja tam też się dobrze bawiłam, chociaż myślałam, że mi się poszczęści i może jakiś przystojniak mnie poderwie. Ale najwyraźniej ani Dawid, ani Kacper, ani żaden inny chłopak nie byli mną zainteresowani. Chyba miałam spędzić życie, jako stara baba z kotami, mimo że ja nawet nie lubiłam kotów.

padlina

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3011 słów i 15907 znaków.

3 komentarze

 
  • Anek

    Kiedy kolejna część nie mogę się doczekać

    26 lip 2015

  • Jaga

    Fantastyczne:D  banan nie schodził mi z twarzy w trakcie czytania :D

    14 maj 2015

  • padlina

    @Jaga Cieszę się, że mogłam Cię uszczęśliwić! :D

    14 maj 2015

  • zakr3cona

    Złamała mu nos o poszli na imprezę?  
    Ale tak to podoba mi się :)

    14 maj 2015

  • padlina

    @zakr3cona Dziwny jest ten świat. ;)

    14 maj 2015

  • Monia

    @zakr3cona Wygląda na to ,że zarówno Olę jak też tego chłopaka trafił szlag , przepadli już :) Niektórzy mówią ładnie ,że trafiła ich strzała amora ... :D

    15 maj 2015