Niezmienne powroty do przeszłości

Zastanawiam się, kim naprawdę jestem. Dobrym dzieckiem? Wyjątkową dziewczyną? Może przyjaciółką? Nieznajomą nucącą ulubioną piosenkę na zatłoczonym przystanku? Koszmarem pojawiającym się o czwartej nad ranem? Może wszystkim naraz.  
Wiem jedno - tęsknię. Niezaprzeczalnie, niepodważalnie z naciskiem na wielkie, unoszące się ponad głową - NIE. Nieważne, jak bardzo zapieram się rękami i nogami, pragnę być tam, dokąd nie prowadzi żadna z dróg.  
Tato, tak bardzo tęsknię, choć z dnia na dzień zapominam, jak wygląda Twoja twarz. Nie wiem, jak silne są Twe ramiona. O wielu rzeczach też nie mam pojęcia.  
Siedzę na parapecie i głaszczę białego kocura. Jest ze mną w tę zimną, deszczową noc. Miauczy co jakiś czas, by przypomnieć mi o swej obecności. Razem obserwujemy świat będący za grubą, pokrytą spływającymi kroplami deszczu szybą. Nie dostrzegam w nim niczego, co podniosłoby mnie choć trochę na duchu.  
-Nadal nie śpisz? - nie obracam głowy, kiedy słyszę kroki w pokoju i ulubiony, męski baryton. Mrużę oczy a kocur wskakuje mi na kolana. Czuję ciepłą dłoń na szyi i znajome usta na obojczyku. Uśmiecham się.  
-Posiedzę jeszcze - szepczę.  
-Dobrze, ale wróć do mnie potem - całuje mnie w policzek i zerka na zwierzę, które najwyraźniej nie ma zamiaru zejść tej nocy z moich kolan. - Nie ukrywam, że jestem trochę zazdrosny - dodaje, wskazując wymownie na kocura, który nie obdarował go choćby jednym spojrzeniem. Śmieję się, by po chwili obrócić i złożyć na ustach ukochanego słodki pocałunek.  

Huśtawka przywołuje wiele wspomnień. Kołyszę się na niej lekko w przód i w tył, odchylając głowę do tyłu. Świat obrócony do góry nogami, nie różni się dla mnie zupełnie niczym od tego, co majaczy mi przed oczami, gdy znów się prostuję. Spoglądam na swoje stopy. Plac zabaw jest pusty. Dzieci siedzą w przedszkolu, bawiąc się radośnie z rówieśnikami. Nie przejmują się tym, co dzieje się w domu podczas ich nieobecności. Wiedzą, że wkrótce przyjdzie tatuś, który pogłaszcze po głowie i schowa w swoich ramionach, zmniejszając rosnącą przez cały dzień tęsknotę. Wzdycham.  
W moim małym świecie miejsce pozostawione dla ojca w miarowo bijącym serduszku, zawsze było puste. Nieważne, ile razy podstawiano mi pod nos ulubioną zabawkę. Jego obecności po prostu nie mogło nic zastąpić.  
-Przepraszam - słyszę nad sobą wyraźną skruchę a moje oczy podążają mimowolnie za głosem. -Wiem, że nigdy nie byłem dobrym ojcem i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie było mnie w najważniejszych momentach twojego życia- dodaje, bojąc się spojrzeć mi prosto w oczy. Stoi przede mną, jak bezbronny, zbity pies, czekający na naganę z ust właściciela. Nie mówię nic, po prostu milczę. Brakuje słów, które potrafiłyby opisać mój obecny stan i ten sprzed kilku lat. Ciemne włosy lecą mu na oczy, ale nie zwraca na to uwagi. Stoi, jak posąg wykuty z kamienia. Drżą mu tylko wargi, jakby od dawna powstrzymywał się od płaczu.  
-Naprawdę mi wstyd. Chciałbym to wszystko naprawić...

Budzik dzwoni głośno, na cały pokój, przywołując mnie do porządku. Serce nadal galopuje w zawrotnej prędkości. To tylko sen. Czuję jednak, jak łzy moczą moje rozpalone policzki. Ukochany czujnie obserwuje moją mokrą twarz. Chcę mu powiedzieć, że wszystko dobrze, pogłaskać po policzku, widząc zaspane, niebieskie oczy, ale jakaś tajemnicza siła unieruchamia mnie.
-Spokojnie, to tylko zły sen - mamrocze do mnie, próbując do siebie przytulić, ale ja ani drgnę. Jego oczy robią się w nagłej chwili czujne. Poprawia się na łóżku, aby lepiej przyjrzeć się mojej twarzy. Czuję, jak głaszcze moje ramię wewnętrzną stroną dłoni, przesyłając troskę i czułość, której od tak dawna mi brakowało.  
-Kochanie, śpij. Będę tutaj, nawet jeśli znów się obudzisz - szepcze, napierając stopniowo na moje sztywne ciało. Opadam na poduszkę pod wpływem jego ciepłego dotyku.  


Z rana zabiera mnie na spacer, właściciel mego bezbronnego serca. Jego dłoń ściska mocno moją. Boi się, że nagle zniknę, rozpłynę w powietrzu i nigdy mnie nie znajdzie. Co jakiś czas spogląda na mnie, doszukując się na mojej twarzy najdrobniejszych szczegółów, które mógłby zdradzić mu, o czym myślę.  
Jest ciepło, choć wewnętrzny chłód mrozi moje wnętrze. Słońce wita przechodniów, szumiące drzewa, ulice, dzieci w piaskownicy. Ukochany uśmiecha się na moment, ściskając mocniej moją dłoń. Prowadzi mnie dalej naprzód, nie tłumacząc dokąd ani w jakim celu. Po prostu idzie a ja kroczę u jego boku, jak mała dziewczyna, która nie chce się zgubić.  
Zatrzymujemy się na wzgórzu. Cisza. Spokój. Tylko my dwoje. Nadal nie mówi nic, ale po chwili przyciąga mnie do siebie i całuje. Najdelikatniej, jak tylko potrafi. Czuję się, jak porcelanowa lalka, której nie chce zrobić krzywdy.  
-Wiem, że cierpisz. Każdego ranka otwierasz swoje piękne, zmęczone oczy w poszukiwaniu tego, co nigdy nie wróci, ale nadal siedzi w twojej głowie. Każdej nocy budzisz się z krzykiem, nerwowo zagryzając wargi. Każdego wieczora siedzisz bezczynnie na parapecie, obserwując zaspane miasto, głaszcząc przy tym rozpieszczonego kocura. Każdego dnia żyjesz przeszłością, kochanie - spogląda na mnie w sposób, w jaki nikt nigdy na mnie nie patrzył. Z miłością, bezgraniczną, bezinteresowną. - Wiem, że jest ciężko. Stratę zawsze odczuwa się, jak nóż wbity prosto w nastawione serce. Łatwy cel. Gorzej z podniesieniem się o własnych nogach, pokonanie ciężaru spoczywającego na barkach. Wiem, że się starasz, ale pamiętaj, że nie jesteś w tym wszystkim sama. To ja cię podniosę, kiedy zaistnieje taka potrzeba i będę niósł dopóki nie nauczysz się ponownie stąpać po ziemi. Zajmiemy się wszystkim, co nie pozwala ci zasnąć w środku nocy. Wiem, że nie jestem w stanie wymazać z twojej małej główki tych wszystkich przykrych obrazów, bolesnych wspomnień, ale będę zawsze, kiedy tylko tego zapragniesz - nie przerywa, choć widzę, że ma ochotę znów mnie pocałować, jakby to chwilowe zetknięcie warg miało być potwierdzeniem jego pięknych słów. Rozczula mnie jego dobroć. Wybucham płaczem.  


Ma rację. Muszę się podnieść, stawić czoła problemom i dumnie iść przed siebie. Z czasem będzie łatwiej, mając go uśmiechniętego u mego boku. Wspomnienia nie wyparują z mojej głowy ani nie zatrą po sobie śladów, ale moje nastawienie i determinacja pozwolą dać szansę teraźniejszości. Nie mogę żyć przeszłością, cofać się za każdym razem, kiedy nadejdzie wieczór. Nie jestem sama. Jest ze mną mężczyzna, który naprawdę mnie kocha i nie zamierza odejść, jak zamglona sylwetka mojego ojca. Nie mogę pozwolić, by szansa, jaką znów dostałam przeleciała niezauważona między moimi palcami. Mam dla kogo żyć. Mam dla kogo się budzić. Mam dla kogo się podnieść. Nieważne, jak okrutna chciała być dla mnie przeszłość. Stało się. Roztrząsanie nic nie da. Muszę się pogodzić, nieważne, jak ciężkie by to było. Dam radę. Przepraszam. Damy radę. Ja i moje szczęście, które uśmiecha się do mnie teraz, trzyma za rękę i ma moje ulubione imię.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1313 słów i 7372 znaków.

2 komentarze

 
  • kaktus

    Głębokiej wody dno, gdy deszczu strug,  
    jest ściana. Nie ma nic wspólnego Bóg
    z tą cząsteczką czasu i jej niknieniem,
    a czas odmierzać można płomieniem.

    Podobało się mnie. Jest..., jak cząstka otaczającej nas rzeczywistości w jej przestrzeni. Ładne.

    22 sie 2016

  • Malolata1

    @kaktus hm a mnie podoba się tej niebanalny komentarz. Dziękuję.

    23 sie 2016

  • Pina

    Ciekawie się zaczyna. Już mi się podoba :kiss:

    18 kwi 2016

  • Malolata1

    @Pina nie będzie kolejnych części. Był początek i koniec ;)

    18 kwi 2016

  • Pina

    @Malolata1 szkoda, byłaby to idealna zapowiedź opowiadania  :sad:

    18 kwi 2016