Zastanawiam się od czego tu zacząć.. Może od początku.. Zaznaczam, że jest to historia mojego życia, w pełni prawdziwa. Nie wiem jaki tytuł wpisać :jak spieprzyc sobie życie? To byłoby trochę nie fair, bo nie mogę powiedzieć że do końca je sobie spieprzyłam.. Mogę tylko powiedzieć że nie mogę zapomnieć o przeszłości, a minęło już tyle czasu.. Nie mogę nikomu kogo znam tego opowiedzieć więc piszę to dla Was.. Może to będzie taka forma terapii, może tego potrzebuje żeby zapomnieć.. Hmm.. Mojego pierwszego faceta- (nazwę go X) prawdziwego faceta i moją pierwszą miłość, prawdziwą i nie zapomnianą poznałam jeszcze w gimnazjum. Nie powiem - jestem młodą dziewczyną, mam 21 lat, ale można powiedzieć że jestem doświadczona przez życie. X bardzo szybko rozkochał mnie w sobie, był moim ideałem a zarazem był dla mnie wszystkim. Starszy ode mnie o 5 lat pokazał mi wszystko, nauczył mnie tego czego nikt inny.. Na początku ukladalo nam sie cudownie, uwielbialam w nim jego poczucie humoru, to jaki był czuły i troskliwy, to że był opiekuńczy.. Umiał wysłuchać to co miałam do powiedzenia, zawsze mnie wspierał mimo że teraz mi się wydaje, miał inne zdanie na temat.. Później wiadomo - zmiana szkoły, nowe otoczenie, szkoła z internatem, nowi ludzie, nowi znajomi, zmieniłam się, to niebbyła zmiana na lepsze. Przyszedł pierwszy kryzys, jednak przezwyciężylismy go i znowu byliśmy razem. Nie wytrzymałam bez niego, kochałam go i tesknilam za nim. Mimo ze to ja chcialam przerwy to nie zdecydowałam się na nią. On się dalej starał, pokazywał mi na każdym kroku że mu na mnie zależy, a ja to uwielbialam. On traktował mnie jak księżniczkę a ja w taką księżniczkę się zmieniłam, mawet nie chciałam mu auta odkurzyc bo po co.. Eh był człowiek głupi. Co by się nie działo zawsze potrafiłam znaleźć powód do kłótni, ale zawsze się godzilismy. Moje problemy z rodzicami, kłótnie z mama, problemy w szkole.. Nie chciałam być taka jak mama, jednak taka byłam, no cóż - geny. A on przy kłótni zawsze mi powtarzał że jestem taka sama. No cóż miał rację ale ten upór nie pozwolił się do tego przyznać. Nastąpił następny kryzys, nie powiem byłam bardzo zbuntowana przeciwko szlole, nauczycielom, rodzicom. Wagary, ucieczki z lekcji, alkohol.. Było tego sporo. W końcu doszło do tego ze zostalam wypisana z internautu, w sumie się cieszylam, i tak nie chciałam tam mieszkać. Wtedy miałam z X ciężkie chwile, czułam się źle, on nie potrafił mnie zrozumieć a ja nie potrafilam dać sobie nic wytłumaczyć. Poznałam innego chłopaka z którym dobrze mi się rozmawialo, czułam w nim wsparcie a on liczył na cos więcej. Z X rozstalismy się jednak u mnie się nic nie zmieniło. Dalej za nim tesknilam, nie potrafilam o nim zapomnieć, a on tez się o mnie starał.. Wróciliśmy do siebie. Przez następne półtora roku bylo dobrze, wiadomo jak to bywa kłótnie były.. Przy moim uporze - częste ale kochalismy się i byliśmy szczęśliwi. Ostatni kryzys nastal gdy X dostał propozycję wyjazdu dp pracy za granicą. Na początku nie powiem było dobrze. Jednak problemy zaczęły się pojawiać głównie przex moją rodzinę. Kłótnie z mama, siostra. Wtedy byl w domu jeden laptop, ktory jak na zlosc sie zepsul. Siostra miała drugiego, ale że nie mialam z nią przyjacielskich stosunków albo zabierała mi go albo ustawiala haslo tak ze nie miałam do niego wstępu, zakończeniem czego były kłótnie z X, bo nie mieliśmy ze soba kontaktu, bo na skype widzieliśmy się może 5-10min o ile w ogóle się widzieliśmy. W dodatku szlola, on praca. Ja nie mogłam dzwonić bo nie było środków na kącie, on tez dodzwonić się za bardzo nie mógł. Rodzice w niczym mnie nie wpierali, ciężko bylo dostać pieniądze na busa a co dopiero na telefon. Dochodziły problemu z tata, który jest alkoholikiem.. Codzienne kłótnie w domu, policja, izba wytrzeźwień itp. Oczywiście my razem z siostrami wtracalysmy sie w kazda klotnie, trzeba było odciagac rodziców od siebie żeby się nie pozabijali. Po jednej z kłótni, ojciec rozbił mi nowy telefon który dostałam od X. Krótko mówiąc wpadłam w szał. Nie będę opisywać słów które wtedy do niego wykrzyczałam i czynów które wykonalam. Teraz mi za to wstyd, wtedy byłam z nich dumna i dumnie opowiadałam to X przez telefon.. On jednak nie był ze mnie dumny, tak jak ja byłam z siebie. Poklocilismy sie. Ni mmogłam zrozumieć dlaczego mi nie pomaga, nie wspiers, przecież to był wtedy ciężki dla mnie okres.. Zaczęły się czeste kłótnie, nie mogliśmy się dogadac. Wtedy napatoczył się pewien chłopak, zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Spodobał mi się, bardzo przypominał mi X. Dziwne zeby mi się nie spodobal skoro miał taki sam charakter jak mój X. Miał nawet to samo hobby- motory. Ja tez mu się podobalam. I tak zaczęliśmy się spotykać na stopie kolezenskiej, mecze, wspólnaa jazda do domu.. MMiałam w nim to, czego nie mogłam dostać w tej chwili od X. Zaplatalam się w tym wszystkim, potrzebowałam go wtedy, a on siedzial za ta granicą i mnie nie wspieral. Co innego bylo z nowo poznanym znajomym(opisze go jako Y) Z X mialam bardzo rzadki kontakt l, nie wiedział co robię a ze przez większość czasu się klocilismy jak juz dochodzilo do rozmowy to nie wiedzial nic. A ja jeździłam na mecze, spotkałam sie ze znajomymi, był to czas imprezowy, bo przecież mieliśmy juz 18 lat wiec swietowalo sie"dorosłość". Po jednym z meczów poszłam z Y do baruna frytki. Jak sie ookazało byli tam znajomi X. Stwierdziłam że muszę powiedzieć X o tym, przecież w sumie się nic nie stało, miałam czyste sumienie, nic nie zrobiłam. X to zrozumiał, jednak powiedziałam mu o Y, coś w rodzaju że mi się podoba.. X ze mną zerwał, a ja miałam to gdzieś, przecież byłam wtedy taka zbuntowana a i tak Y mi sie podobał. Miałam wolna rękę. Zaczęłam się spotykać z Y. X pisał do mnie jeszcze, próbował mnie odzyskać, staral się, ale ja bylam zbyt uparta. Do niczego miedzy nami nie doszlo, myslalam o X, ale skoro Y byl bardzo do niego podobny, w dodatku dopiero co mnie poznawal to mialam w nim wsparcie. Podobało mi się to. W końcu miałam to czego przez ostatni czas nie mogłam uzyskać od X, a czego w tamtym czasie potrzebowalam. Szybko jednak wyszło na to, ze on liczył na zabawe ze mna, na sex.. Heh no coz - a skoro tego nie dostał, to skończyliśmy utrzymywać kontakt. Może to zabrzmi to z mojej strony chamsko ale zaczęło brakować mi X. Przecież przez ten caly czas, niewiele około miesiąca miałam klona mojego X, wiec jak zerwalismy kontakty to normalną rzeczą było ze zaczęło mi brakować mojego jedynego X. pomyslicie że ze jestem egoistka, że zaczęłam do niego pisać, że chciałam do niego wrócić. Owszem- chciałam. Przecież nadal go kochałam. Podejrzewam że on też mnie wtedy kochał nadal. I właśnie dlatego ze go kochałam postanowiłam sprawić żeby mnie znienawidził. Ostatecznie udało mi się to. Zaczęłam jeździć na imprezy, z chłopakami z mojej miejscowości. A co się z tym wiąże, X na pewno słyszał jak to imprezowalismy, przecież moi wtedy jeszcze koledzy lubieli tworzyć różne historie.. Zaczęłam pisać z jednym z nich, pozniej z drugim a właściwie to z dwoma na raz. Ja chcialam się tylko z nimi kumplowac, mowilam ze nie szukam nowego chopaka, ze lecze się z czegoś co niedawno skończyłam. podobalam im się, jednak ja mialam wtedy jeden plan.. Mialam sie wyszalec i sprawić zeby X o mnie zspomnial. A oni nie dawali za wygraną, pisali, podrywali bla bla.. Postanowiłam to wykorzystać, pomyślicie sobie ze jestem nienormalna, ale taki byl plan, zresztą nie tylko ja ich wykorzystałam do swoich celów, oni tez nie byli lepsi. Oni mnie wozili na imprezy, szalelismy, bawiliśmy się. Oczywiście jak to na nich przystało, jeden z nich postanowil sobie zwiekszyc swoja listę zdobyczy poprzez rozpowiadanie głupot że mnie przelecial. Heh, Casanova się znalazł, szkoda tylko że mnie nawet za rękę nie trzymał a co dopiero żeby mówić o poważniejszych sprawach. O tej plotce dowiedziałam się od ich znajomego z którym zaczęłam wtedy pisać-tez chcialam tylko znajomości jednak wyszlo inaczej ale o tym za chwilę. Wtedy gdy usłyszałam ze wymyślili coś takiego i rozpowiadaja to po wszystkich to się usmiałam. Przecież ten kto mnie zna to wie ze taka nie jestem, a ten co mnie nie zna to cóż.. Nie obchodzi mnie jego zdanie. Ale ważniejsze było to, że tą plotka bardzo mi pomogli przecież taki był plan. Przecież X miał mnie znienawidziec, jednak w duszy modliłam się żeby w to nie uuwierzył.. Przecież mnie zna jak nikt inny.. Powiecie ze jestem samolubna, nieliczaca sie z uczuciami innych osobaą bez serca. Tak, mmożecie tak uznać po tym co teraz Wam napiszę. Z chłopakiem o ktorym pisalam ze opowiedzial mi o tej plotcez zazaczęłam pisać, (oczywiście po naszej rozmowie powiedział wszystkim ze nie spalam z tym Casanova a on przyznał że to byla nie prawda ale mnie to nadal nie obchodzilo a plotka i tak dalej szla w swiat) i tak z dnia na dzoen lepiej sie poznawalismy, lubielismy, spodobal mi sie a ja podobalam sie jemu. Chciał ze mną być, wiec stwierdzilam ze gdy X dowoe się ze mam nowego chłopaka to na pewno juz o mnie zapomni, ze nie będzie mnie chciał, mimo to ze ja nadal go kochałam, ale juz tyle przeze mnie wycierpial ze wolalam żeby byl sam, zeby znalazl sobie dziewczyne na którą zasluguje niż żeby byl ze mną. I tak - posluzylam sie nim (opisze go tutaj jako Z). Z Z spedzalam duzo czasu, szybko sie we mnie zakochal. W końcu powiedział mi ze mnie kocha, a ja? Ja nie widziałam co odpowiedzieć, wydawalo mi sie ze cos do niego czuje, przecież mimo wszystko tez mam serce ale nie bylam pewna czy to miłośc. Poznałam jego rodzine, bardso ich polubilam. Zmienilam nastawienie do tego wszystkiego, jednak nadal czesto myslalam o X. Napisalam nawet do list, który i tak nigdy nie mial do niego dotrzeć. Myslalam ze mi ulzy, ze w końcu sobie wybacze i pojde na przód. Mysle ze gdybym mu wszystko wyjaśniła, wszystko opowiedziała tal jak tutaj teraz to zamknelabym w końcu ten rozdział w zyciu. A ja nie mialam szansy nu wytłumaczyć, nawet się nie staralam i dlateto wciąż tkwie na tej granicy miedzy szczesciem a (nie wiem jak to ujac) - niespelniona miłością? Ale wracajac do tematu- napisalam list który przez przypadek znalazl Z. Do tej pory pamietam jego minę, jego słowa wtedy wypowiedziane i ten ból na jego twarzy. Zdalam sobie sprawę jak bardzo go skrzywdzilam, przecież on tez ma uczucia, on się we mnie zakochal a ja się nim posluzylam. Obiecałam sobiee wtedy, że raz na zawsze kończę rozdział z X, że przestaje o nim myśleć, przestaje wspominać, bo przecież on juz na pewno o mnie zapomniał. Przestaje bo mam przecież Z, mojego Z. Skrzywdzilam jednego chlopaka wiele razy, nie moge przecież krzywdzic nastepnego tylko dlatego ze chce sobie odpuścić winy. Przecież mi zależy na Z. Skonczylam z X, tak, chciałam tego. Jednak oczywiście nie na długo. Czesto wypominalam Z ze X byl taki a taki, porownywalam jednego dodrugiego przecież X byl moim idealem, a Z ma calkiem inny charakter co czesto bardzo mi przeszkadza.. Dni leciały, miesiace, uwielbialam jego rodzine tak bardzo ze nawet gdy juz mialam dosc Z, gdy mialam ochote powiedzieć ze to koniec to zawsze trzymała mnie jego rodzina, mama rodzenstwo ktore było dla nnie tak dobre.. Przy nich czułam się bezpiecznie, oni traktowali mnie jak córkę a ja w końcu miałam rodzinę której mogłam opowiedzieć co się u mnie w życiu dzieje. To oni mnie wspierali, pomagali, im moglam zaufac. Po roku znajomości zaszlam w ciążę, chcieliśmy tego. Chciałam tego zeby uwolnić się od rodzicow, od domu, żeby.. Skończyć raz a dobrze z X bo jednak mimo obietnicyi ttak o nim zdarzyło mi sie myśleć. Stalo sie, szybki slub, wesele i urodzilo się dziecko. Nasze dziecko, nasz maly cud. Kocham moja rodzinę, jestem szczęśliwa. Teraz nie wyobrazam sobie zycia bez mojego Z i naszegoo dziecka. Wiem że malo pisze o Z, jednak to nieo nim chcialam napisac. Pisze tu glownie o X, opowiadam swoja historię, dlatego ze mimo tego że bardzo kocham swoja rodzinę to gdy mam doła, nadal myślę o X. Wystarczy ze zobacze jego auto, a nie daj bog jego samego.. Wspomnienia wracają. Bylismy ze soba jak na mlodziencze standardy dlugo, byl moim pierwszym facetem pod kazdym wzgledem, pokazal mi tyle rzeczy, tyle mnie nauczyl. Nie staram się tego wyrzucić z pamięci, nie da sie. Zbyt dlugo bylismy razem i kazda wolna chwile spedzalismy razem. Oprócz szkoly nie mialam innego życia byl tylko on wiec jak mam to wyrzucic z pamieci, jak??? Nie da sie, chocbym chciała, ale nawet nie chce. To sa dla mnie bardzo mile wspomnienia. Chcilalabym tylko w koncu nie wiem.. stanac obok niego, pomyśleć o nim, powspominac i po prostu nic nie czuc. Przecież co bylo juz nie wróci, ja mam swoją rodzine, kocham ja, jednak pierwsza prawdziwa miłośc to jest pierwsza miłośc. W moim przypadku - nie zapomniana, nieszczęśliwa. Mam nadzieje że kiedyś się to zmieni i bede mogla spokojnie zasnąć, bez wyrzutow sumienia, że myślami zdradzam swojego męża ktorego przecież kocham..
Materiał zarchiwizowany.
2 komentarze
SłOdKoGoRzKaZoŁzA
Będzie kolejną część, albo jakieś opowiadanie w tym stylu? Bardzo ciekawe. Btw współczuję, miłość bywa trudna. O niektórych osobach ciężko zapomnieć. Szczególnie, jeżeli wiele dla nas znaczyły. Trzymaj się.
Mafumafu
Następnym razem nie pisz wszystkiego jednym ciągiem. To męczy wzrok i utrudnia czytanie. Wygląda po prostu nie ładnie. Polskie znaki w niektórych słowach gdzieś zniknęły. Kilka błędów w stylu "kącie" gdzie powinno być "koncie". Historia przejmująca ale nikt nie weźmie jej na poważnie gdy jest napisana w ten sposób, bo nikt nie będzie zajęty czytaniem pracy, która jest trudna w odbiorze przez styl pisania.