Gwiazdkowa para

Za oknem biały puch pokrywał drzewa, budynki i ulice. Troje małych dzieci budowało razem z mamą bałwana, a inne obrzucały się śnieżkami. Zelly przeciągnęła się i wstała z łóżka. Mmmmm... Jak tam było cieplutko! Zaraz... Jaki dzisiaj dzień? Zdaje się, że 24 grudnia. Co dzisiaj jest? Hm... Chyba Wigilia. Wigilia... Ale nie dla Zelly. Zelly nie obchodziła świąt. Nie obchodziła żadnych. Jej rodzice nie obchodzili, więc ona też nie. Była chrześcijanką, chodziła do kościoła i jej rodzice też, tak jak wszyscy. Ale jej rodzina nie obchodziła świąt. Dlaczego? Tego nikt nie wiedział. Po prostu tak było i już. Dla Zelly święta oznaczały tylko jedno: wolne od szkoły i czasem fajne filmy w TV. Prezenty dostawała tylko na urodziny. Naciągnęła więc na stopy podkolanówki w paski, założyła czarne rybaczki i niebieską bluzę. Wturlała się powoli do kuchni i usiadła na krześle. Kot Zitti wskoczył jej na kolana i wtulił się w ciepłą bluzę. Zelly uwielbiała, kiedy tak robił.
Zadzwoniła komórka Zelly. Dziewczyna niechętnie oderwała się od telewizora.
- Halo? Hej mamuś.
- Zelly, zejdź proszę na dół. Niesiemy z Markiem choinkę i musisz nam pomóc.
- Co? Po co nam choinka? Chcesz z niej zrobić łóżko dla Zitti?
- Nie żartuj sobie. Schodź szybko.- Trzaśnięcie słuchawki i cisza. Jak zwykle- ostatnie słowo należy do mamy. Zelly nałożyła czarne, jeż podniszczone kozaki i kurtkę. Zeszła po schodach. Nienawidziała swojego bloku tym bardziej, że mieszkała na ostatnim piętrze i nie było windy. Ostatnie piętro oznaczało czwarte. A tak przy okazji... Czy mama mówiła coś o jakimś Marku? Jej tato ma na imię Damian, a nie ma rodzeństwa...
- Co jest? - Syknęła.
- A co ma być? Poznajcie się.- Wskazała na chłopaka w wieku Zelly, który wynużył się zza gęstego drzewka.
- To jest Marek, a to Zelly. Marek pracuje natargu, w sklepie z choinkami. Był tak miły i pomógł mi zanieść choinkę do domu. Ale na schodach potrzebny jest nam ktoś jeszcze. Trzymaj Zelly.- Podała córce koniec choinki.
- Ja muszę nieść bąbki, bo się potłuką. Chodź, chodź. Uważajcie na choinkę, żeby nie pogubiła za dużo igieł i się nie połamała. O tak.

Z pamiętnika Zelly:
02.01.2008
Ah... No więc 24.12.2007r. moja rodzina zaczęła obchodzić Boże Narodzenie (ale jeszcze bez prezentów)i... rozpoczęła się historia moja i Marka. Rozmawialiśmy potem długo... zaprosiłam go na Sylwka. Wtedy, 31.12.2007r (a może to było już po północy? Kto to wie?), poprosił mnie o chodzenie. Wspaniale, co? To cud! Jesteśmy teraz parą... Co za... Nie mogę teraz pisać, bo Marek czeka na dole. Idziemy na lodowisko:)

~Karta17

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 511 słów i 2725 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Karo

    Spokooo :) tylko bardzo krotko napisalas o Swoim szczesciu :)

    2 lis 2008