Dziecinna obsesja

DZIECINNA OBSESJA

Pewnie pomyślicie o mnie, że jestem nienormalna i kompletnie pozbawiona uczuć, że zrobiłam coś takiego, ale ja naprawdę nie mogłam postąpić inaczej. Żyłam z dnia na dzień nie widząc już dalszego sensu. Musiałam mieć dziecko, chciałam tego i stało się to moją obsesją. A teraz? Teraz siedzę na szpitalnym łóżku w zakładzie zamkniętym i jestem poddawana obserwacji. Tylko co oni chcą zobaczyć? Wariatkę, kobietę niespełna rozumu? To mogą mnie tak obserwować jeszcze przez kilkaset lat i nic takiego nie zobaczą. Jestem zdrowa psychicznie, po prostu chciałam mieć dziecko. Czy to tak wiele?  
Białe ściany w moim pokoju mnie przerażają. To uczucie potęgują ludzie, którzy się tutaj znajdują. Pokój dzielę z młodą dziewczyną, która jest totalnie odcięta od rzeczywistości. Podobno wzięła jakiś narkotyk i tak odleciała, że do tej pory nie wróciła. Wiem, że nie powinnam się z tego śmiać, ale to jest zabawne. Całymi dniami leży i patrzy w sufit lub siedzi z nogami przyciągniętymi do klatki piersiowej i mówi coś do siebie. Jej wzrok jest pusty. Kiedyś zastanawiałam się co to znaczy, dzisiaj już wiem. Nie widać w niej duszy, oczy nie wyrażają żadnego uczucia, są martwe. Co rano patrzę w lustro, czy z moimi oczami jest wszystko w porządku. Próbuję się zdenerwować i obserwuję czy zwężają mi się spojówki. Później się uśmiecham i patrzę, czy moje oczy śmieją się razem ze mną. Spokojnie oddycham. Dzisiaj jest wszystko dobrze. Jestem zdolna do uczuć, a wyraz moich oczu nie jest pusty. Tylko nie wiem jak długo to wytrzymam. Co jeśli stwierdzą, że jednak jestem chora i mnie tutaj zostawią. Nie! To nie możliwe, przecież jestem zdrowa i normalna, ja tylko chciałam mieć dziecko.      
Miałam w sobie tyle miłości i chciałam mieć kogoś kogo mogłabym kochać. A dziecko się do tego idealnie nadaje. Nie chciałam faceta, bo po tym, co przeszłam z moim ojcem, na samą myśl o mężczyźnie przechodziły mnie ciarki. Musicie wiedzieć, że mój ojciec był wyjątkowym sukinsynem. Wiem, że nie powinno się tak mówić o rodzicach, ale razem z mamą przeszłyśmy piekło już tutaj na ziemi. Pił i bił nas. Jednak matka była tak wychowana, że słowa "…i nie opuszczę cię aż do śmierci” traktowała poważnie. Na dobre i na złe, tylko dlaczego u nas było samo złe? Nie umiem znaleźć odpowiedzi na to pytanie. To tak samo, jak pytać dlaczego Bóg pozwala na cierpienie dzieci, czy wojny i niepotrzebną śmierć milionów ludzkich istnień?
Chodzę tutaj na jakieś zajęcia, próbują zorganizować nam czas, ale nie umiem się otworzyć. Zwykle siedzę i patrzę na innych. Lubię obserwować ludzi, czasami werbalna komunikacja dużo o nich mówi. Dzisiaj skupiłam się na jednej starszej kobiecie. Podobno straciła pracę i została posądzona o malwersacje. Z tego, co podsłuchałam od pielęgniarek była w związku z szefem i dla niego to zrobiła. Kobiety z miłości są zdolne do przeróżnych rzeczy. Tak jak moja matka, która udawała szczęśliwe małżeństwo do momentu aż wylądowała w szpitalu przez ojca. Ileż można mieć dobrą minę do złej gry? Zastanawiam się czy mamy czasem złą minę do dobrej gry? Kobieta usilnie próbuje się skupić na poleceniach, które daje pielęgniarka, ale myślami jest daleko. Pewnie myśli o swoim ukochanym, którego tutaj jeszcze nie widziałam, a jestem już tutaj trzeci tydzień.
Pierwszy tydzień przeleżałam patrząc w sufit tak, jak moja współlokatorka. Bardzo schudłam, bo mało jadłam. Łykałam tylko tabletki, które mi podsuwali. Nie chciałam żeby pomyśleli, że naprawdę jestem szurnięta, a ja tylko chciałam mieć dziecko. Po tygodniu stwierdziłam, że muszą coś ze sobą zrobić, bo nigdy stąd nie wyjdę. A tak bardzo chciałam wrócić już do normalnego życia. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Miałam klapki na oczach i myślałam, że to najlepsze wyjście, a może działałam pod wpływem impulsu? Chyba czas, abyście poznali moją historię. Nie jest ona niczym szczególnym, ale inaczej nie zrozumiecie, dlaczego mnie tutaj zamknęli.
Nie byłam typową kobietą. Nie marzyłam o mężu, pięknym domu i gromadce dzieci. O gromadce nie, ale marzyłam o dziecku. Jednej malutkiej istocie, która należałaby tylko do mnie. Nie twierdzę, że nie spotykałam się z facetami. Po prostu nie chciałam, a może nie potrafiłam stworzyć z nimi czegoś trwalszego. Wszyscy nazywają to związkiem. Związek zawsze kojarzył mi się z utratą jakiejś części siebie. Rezygnacji z siebie dla innej osoby. Nie chciałam tego, dlatego moje relacje z płcią przeciwną były przelotne. Dziewictwo straciłam w wieku szesnastu lat na jednej z imprez u mojej koleżanki. Niewiele z tego pamiętam. Upojenie alkoholowe mnie do tego doprowadziło i ono nie pozwoliło mi na zapamiętanie jakichkolwiek szczegółów. Potem już szło z górki. Co weekend impreza i co weekend inny facet. Wyprowadziłam się z domu w wieku osiemnastu lat. Nie chciałam mamy zostawiać samej z tym potworem, ale ona nie chciała się ze mną wyprowadzić. Czasem mam wyrzuty sumienia, że nie próbowałam do skutku jej wyciągnąć z tego piekła. Mama zmarła w moje urodziny, gdy kończyłam dwadzieścia lat. Już nigdy nie będzie to dla mnie święto. Odeszła po cichu, we śnie… Ojciec nawet o tym nie wiedział, bo spał pijany. Dopiero na drugi dzień doszedł na tyle do siebie żeby się zorientować, co się stało. Na pogrzebie nawet nie mogłam na niego patrzeć, obwiniam go za jej śmierć, ale równocześnie mogę winić siebie, bo nie zrobiłam nic, aby ją stamtąd uwolnić. Śmierć mamy była dla mnie takim szokiem, że postanowiłam zmienić swoje życie. Skończyłam z imprezami i przypadkowym seksem. Koniec czyjegoś życia stał się katalizatorem zmian w moim istnieniu. W końcu chciałam poczuć, że żyję, a nie tylko istnieję. Zapisałam się do technikum dla dorosłych i je skończyłam, znalazłam pracę jako fryzjerka i jakoś sobie radziłam. Fizycznie nie było źle, gorzej funkcjonowała moja psychika. Nie umiałam się zaangażować, a czułam się potwornie samotna. Część mnie obumierała w środku i czułam, że musze coś z tym zrobić. I zrobiłam, ale o tym opowiem wam jutro, bo dzisiaj jestem już zmęczona. Za dużo emocji, jak na jeden raz.
Przespałam spokojnie całą noc i o dziwo nie towarzyszyły mi koszmary, co jest rzadkością. Przyszła po mnie pielęgniarka żeby zaprowadzić mnie na śniadanie, ale nie byłam głodna. Dowiedziałam się od niej, że trafił do nas chłopak w podobnym do mnie wieku. Podobno chciał udusić kolegę. Muszę go poobserwować. Może go poznam. Leżę i patrzę w sufit. Dostrzegalne jest na nim pęknięcie. Na pierwszy rzut oka nie jest widoczne, dopiero po dłuższym przypatrzeniu można je dostrzec. Chyba podobnie było ze mną. Miałam niewidoczne pęknięcie na sercu, które na pozór było niedostrzegalne. Dopiero Dżelek zauważył, że coś jest nie tak. Był moim przyjacielem. Taki facet, który nie chce się z tobą przespać. Czasem miałam wrażenie, że woli facetów, chociaż nigdy mi o tym nie powiedział. Też miał ciężko w życiu. Ojciec odszedł od nich, gdy miał piętnaście lat i od tego czasu praktycznie zaczął pracować. Chciał pomóc matce i jakoś mu to wychodziło. Na początku myślałam, że jest on idealnym materiałem genetycznym, ale kiedy mu o tym powiedziałam stwierdził, że jestem popaprana. W sumie to nie wyobrażałam sobie seksu z nim. Dobrze się nam rozmawiało, ale żebyśmy mieli się ze sobą przespać? Faktycznie było to głupie.  
Pewnego dnia wyciągnął mnie na imprezę do swojego kumpla i gdzieś wysiadły mi hamulce i znowu popłynęłam. Obudziłam się obok jakiegoś kolesia. Naga! On się przebudził i cmoknął mnie na dzień dobry. Byłam przerażona, nikt do tej pory po takich szybkich, przypadkowych numerkach się tak nie zachował. Zazwyczaj ubieraliśmy się w pośpiechu nawet ze sobą nie rozmawiając. A więc co zmieniło się tym razem? Nigdy nie poznałam odpowiedzi, bo nie wyszłam poza dotychczas utarty schemat. Ubrałam się i czym prędzej wyszłam. Potem dowiedziałam się, że on próbował się ze mną skontaktować, ale Dżelek dostał zakaz mówienia o mnie. Gra szła o naszą przyjaźń, więc siedział, jak mysz pod miotłą. To co się później działo było istnym szaleństwem. Byłam w ciąży!!! Miałam w sobie małą, wymarzoną istotkę. Byłam taka szczęśliwa, nie myślałam o tym, co będzie dalej. Cieszyłam się, że w końcu będę miała dziecko. Czułam, że od razu stała się częścią mnie. Rozmawiałam z nią i opowiadałam o otaczającym mnie świecie. Nie mogłam się doczekać kiedy pojawi się na świecie. Jaka będzie? Czy podobna do mnie a może do ojca, którego nigdy nie pozna? Nic nie zapowiadało katastrofy. Pewnego dnia obudziłam się i zobaczyłam krew na prześcieradle. Wpadłam w panikę i zaraz pojechałam do szpitala. Zaraz po minie lekarza poznałam, że coś jest nie tak. "Bardzo mi przykro…” i wszystko jasne, nawet nie musiał kończyć. Jemu było przykro? A co ja miałam powiedzieć? Właśnie straciłam najważniejszą osobę na świecie. Moja malutka odeszła, a ja nawet fizycznie nie mogłam jej pożegnać. Umarłam razem z nią. Cierpiałam tak bardzo, że nie potrafię nawet powiedzieć, co się ze mną działo, jak opuściłam szpital. Ocknęłam się pewnego dnia w mieszkaniu u Dżelka. Podobno wpadłam w trans imprez i nie trzeźwiałam przez kilka dni z rzędu. Na samą myśl o tym, że już nie ma we mnie mojego maleństwa pękało mi serce. Coś rozrywało je od środka sprawiając za każdym razem potworny ból. Tylko alkohol go uciszał, nie na długo, ale zawsze to był jakiś odpoczynek dla umysłu. Żyjesz i przygotowujesz się na przyjście wyczekiwanej istotki aż pewnego dnia ona po prostu znika. Pozostawia po sobie pustkę, której nie da się opisać. Ja czułam się jakby ktoś oderwał kawałek serca, pozostawiając otwartą ranę. Pozbierałam się, ale nie do końca. Pozostały upiorne myśli nieżyjących dzieci, które nawiedzały mnie co noc, nie pozwalając spać. Powoli stawałam się wrakiem człowieka. Podkrążone oczy, chudy chodzący potwór. Zaczynałam nienawidzić siebie za to kim jestem, że nie potrafiłam ochronić swojego maleństwa, że nie jestem kobietą skoro poroniłam. Takie absurdy przychodziły mi do głowy i pewnego dnia chciałam ze sobą skończyć. Ale opowiem wam o tym jutro, bo dzisiaj jestem już zmęczona. Muszę zresetować umysł.
Postanowiłam, że dzisiaj dowiem się coś więcej na temat nowego pacjenta. Zaczęłam od podsłuchiwania rozmów pielęgniarek. One wszystkie myślały, że żyjemy w swoim świecie, dlatego rzadko kiedy były dyskretne. Zdołałam się dowiedzieć, że niezłe z niego ciacho, jak powiedziała jedna, że będzie tutaj dwa tygodnie na obserwacji i że zostanie przydzielony do siódemki, w części zakładu dla mężczyzn. Z tego co się orientowałam to siódemka była pierwszym pokojem w drugim skrzydle budynku. Położenie dobre dla obserwacji. A więc obiekt zlokalizowałam. Dwa tygodnie to sporo czasu, można dużo dowiedzieć się o człowieku. Kolacja wyjątkowo mi dzisiaj smakowała, może dlatego, że był to mój pierwszy posiłek. Wieczorem pielęgniarka przyniosła mi porcję tabletek. Żółtą, czerwoną, fioletową i wiele innych. Tabletki powinny być czarne, powinny mieć smutny kolor. Zażywane są, gdy jest źle. Niezależnie, czy chodzi o zwykły ból gardła, czy tak jak w moim przypadku rzekome zaburzenia psychiczne. Więc dlaczego mają wesołe kolory?
Tej nocy znowu mnie nawiedziły. Obudziłam się cała spocona i miałam ochotę krzyczeć. Niemowlęta bez głów były wszędzie gdzie popatrzyłam. Chciałam uciec, ale za każdym razem kiedy otwierałam kolejne drzwi było ich coraz więcej. Nie spałam do samego rana. Nie mogłam zamknąć oczu, ponieważ tylko to robiłam pojawiały się one. Teraz ja siedziałam z nogami przyciągniętymi i patrzyłam na rytmicznie unoszącą się klatkę piersiową mojej współlokatorki. Spała spokojnie, jej na pewno nie śniły się martwe dzieci. Dzisiaj rano byłam cała skostniała, bo praktycznie nie zmieniłam pozycji. Chyba zasnęłam w tej pozycji, a może była tylko w stanie podobnym do snu. Nie wiem. Bałam się ruszyć na łóżku, że coś wyjdzie spod niego. Zachowanie sześcioletniego dziecka.  
Dzisiaj nie opowiem wam o mojej dalszej przeszłości, bo nie mam na to ochoty. Udało mi się zobaczyć nowy nabytek zakładu. Ciachem bym go nie określiła, ale ma coś w sobie. Może się podobać. Przyjemnie się na niego patrzy. Jest szczupły, włosy ma koloru ciemnego blond, oczy chyba zielone. Nie jestem pewna, ale dowiem się tego.  
Tym razem mnie nie nawiedziły i spałam dobrze. Śnił mi się on. Szliśmy dużym mostem i trzymaliśmy się za ręce. Śmialiśmy się. To takie dziwne widzieć siebie z uśmiechem na twarzy, nie pamiętam kiedy ostatni raz się uśmiechałam. Tak szczerze, sama od siebie. Z reguły uśmiecham się z przymusu, aby dali mi spokój i nie pytali czy dobrze się czuję. Albo rano kiedy sprawdzam, czy moje oczy nie są puste. W tym śnie śmiałam się prawdziwie i to dzięki niemu. Postanowiłam, że dzisiaj z nim porozmawiam. Cały dzień starałam się znaleźć się z nim sam na sam i w końcu mi się udało.
– Cześć – powiedziałam – uśmiechnęłam się dzięki tobie dzisiaj. Dziękuję. – powiedziałam i pomyślałam, że zapewne weźmie za wariatkę po takim tekście – to znaczy chciałam powiedzieć, że się mi śniłeś i w śnie się uśmiechnęłam – jeszcze lepiej pomyślałam.
– Cześć. To miło. Ale nie musisz mi dziękować za coś czego nie zrobiłem. Podziękuj swojej podświadomości, bo podobno sny to jej zasługa – mówiąc to uśmiechał się.
– Idziesz ze mną zapalić?- zapytałam.
– Zapalić. No coś ty? Skąd masz fajki?
– Żyjąc w zgodzie z innymi można tutaj dużo załatwić. To jak?
Prawda była taka, że jedna z pielęgniarek się nade mną zlitowała i przyniosła mi jedną paczkę miętowych cienkich. Zostały mi dwie ostatnie fajki, z moim poprzednim trybem życia i ilością wypalanych papierosów to był sukces.
– Jasne, że idę. Takiej okazji nie przepuszczę – zaśmiał się.
Zabrałam go do jednego z pomieszczeń, które stało niewykorzystywane i w którym chowałam się żeby zapalić. Zaciągnęliśmy się i delektowaliśmy smakiem papierosa. Milczeliśmy, ale to nas nie krępowało.
– Dlaczego tu jesteś? Przecież wydajesz się być całkiem normalna.
– Następnym razem ci opowiem. Na razie chcę się czegoś dowiedzieć o tobie.
– 22 lata, normalna rodzina, dwóch młodszych braci. Nic specjalnego.
– Więc dlaczego tu jesteś?
– Na imprezie jakiś dupek dobierał się do mojej dziewczyny, więc się na niego rzuciłem i chciałem go udusić. Stwierdzili, że mam problemy z emocjami i umieścili mnie tutaj na obserwację.
– Zajęty… Zapomniałeś wcześniej dodać.
– Już nie – powiedział z grymasem na twarzy.
– Przepraszam nie chciałam.
– Mam prośbę do ciebie, nie dziękuj i nie przepraszaj, jeżeli faktycznie nie masz za co.
– Postaram się – znowu się dzięki niemu uśmiechnęłam, tym razem w normalnym życiu, nie we śnie. Był całkiem zabawny. Dobrze się przy nim czułam. Nie osądzał mnie i nie krytykował. Może tylko dlatego, że nic o mnie nie wiedział? Może jeśli pozna o mnie prawdę wszystko się zmieni. Nie zależy mi na jego zdaniu i o tym co sobie o mnie pomyśli.
– A więc byłeś zazdrosny i chciałeś zabić tego kolesia.
– Byłem pijany i nikogo nie chciałem zabić. Zrobili z tego aferę i teraz muszę tu siedzieć. A czemu ty tutaj jesteś? Dowiem się?  
– Dzisiaj na pewno nie, ponieważ jeżeli zaraz nie wrócimy zaczną nas szukać.
Wróciliśmy każde do swojego pokoju. Czułam jego wzrok na swoich plecach aż do momentu zamknięcia drzwi. Naprawdę był zabawny. W końcu ktoś z kim mogłam normalnie porozmawiać. Ktoś taki jak ja – wyalienowany, ale jeszcze akceptowany przez społeczeństwo.  
O dziwo moja współlokatorka leżała na boku i tym razem wpatrywała się w ścianę. Usiadłam na brzegu łózka skierowana w stronę okna i patrzyłam przed siebie. Jest początek wiosny i wszystko powoli budzi się do życia. Może ja też się budzę. Przynajmniej zaczęłam się uśmiechać. W oddali widziałam jedną z pielęgniarek, która odwiązywała drzewka. Zapewne w ten sposób ochroniły je przed zimnem. Może właśnie on też mnie tak odwiązywał, poczułam, że mogę mu o wszystkim powiedzieć, chociaż praktycznie go nie znam. Nawet nie wiem, jak ma na imię.
Dzisiaj opowiem wam, co wydarzyło się dalej i co sprawiło, że się tutaj znalazłam. Jak już wspominałam chciałam ze sobą skończyć. A więc wzięłam sporo proszków na sen i przepiłam wódką. Dżelek miał nocować u dziewczyny, więc nie spodziewałam się, że wróci. Jakiś czas mieszkaliśmy razem, tak było taniej. Pech chciał, a może moje szczęście, że się pokłócili i wrócił do domu. Tym samym zafundowałam sobie płukanie żołądka i kilka dni w szpitalu, ale to nie jest powód, dla którego tutaj jestem. Nigdy nie widziałam go tak przerażonego kiedy się ocknęłam. Poczułam się dla niego ważna i głupio mi było, że zachowałam się tak idiotycznie. Obiecałam, że więcej już tego nie zrobię i sporo mnie kosztowało żeby Dżelek mi uwierzył i znowu zostawiał samą. Czuję się zmęczona, muszę na chwile się przespać, musicie mi to wybaczyć.
Spałam chyba całe popołudnie, bo obudził mnie dopiero głos pielęgniarki, która pytała czy zjem dzisiaj kolację. W sumie byłam trochę głodna, więc odpowiedziałam twierdząco, może uda mi się go zobaczyć. Podeszłam do lustra i poprawiłam włosy. Nie wyglądałam najlepiej, ale bez kosmetyków za wiele nie mogłam zdziałać. Zaczynam przejmować się wyglądem. To zły znak.
Niestety nie pojawił się na kolacji, a więc zjadłam szybko i wróciłam do siebie. Nie umiałam patrzyć na tych ludzi. W ciałach dorosłych osób były umysły dzieci. Pielęgniarki chodziły od jednej do drugiej osoby i karmiły je. Zazwyczaj jadamy w pokojach, czasami tylko próbują nas zintegrować i wtedy zbierają tych, którzy jeszcze jakoś funkcjonują w świetlicy. Czuję się z nimi, jak w przedszkolu. Trafiłam tutaj z własnej winy i jakoś muszę przez to przejść.
Spałam spokojnie, chciałam aby znowu mi się przyśnił, jednak bezskutecznie. Leżałam do południa i nie pojawiłam się na śniadaniu. Nie czułam głodu. Jedyny głód jaki odczuwałam to głód normalności. Chciałam już stąd wyjść, opuścić to koszmarne miejsce. Móc pójść do parku, popatrzyć na bawiące się dzieci. Nie. Tego muszę unikać. Muszę trzymać się z daleka od dzieci, ich widok sprawia mi ból. Skierowałam myśli na inne tory żeby tylko nie myśleć o dzieciach. Pomyślałam o Dżelku. To, co się stało chyba go przerosło. Co prawda odwiedził mnie tutaj, ale widok tych wszystkich ludzi go przeraził, bo odtąd tylko dzwonił i zawsze miał jakąś wymówkę. Dobrze, że chociaż dzwonił.  
Postanowiłam się przejść i trochę poobserwować ludzi. Właśnie kierowałam się w stronę świetlicy kiedy ktoś dotknął mojego ramienia i zapytał:
– Idziesz na fajkę?
Nie musiałam się odwracać żeby go zobaczyć. Po głosie poznałam, że to on.
– Niestety, ale już mi się skończyły – powiedziałam.
– Ale ja mam – wyszeptał zadowolony, złapał mnie za rękę i pobiegliśmy do mojego ukrycia. Teraz było to już nasze ukrycie.
– Skąd masz papierosy?
– Żyjąc w zgodzie z innymi można tutaj dużo załatwić – zacytował dokładnie moje wczorajsze zdanie. Dobry słuchacz – zanotowałam w pamięci.
– A więc dzisiaj twoja kolej. Dlaczego tutaj jesteś?
– Jak masz na imię? – zapytałam jakbym nie słyszała pytania.
– Mariusz, ale wszyscy mówią na mnie Maniek. A ty?
– Martyna. Pseudonimu brak.
– Miło cię poznać, Martyno – powiedział i wyciągnął do mnie rękę – a więc dlaczego tutaj jesteś?
– Poddaję się wnikliwej obserwacji ludzi na pozór normalnych, którzy mają wykluczyć moja ewentualną nienormalność. Czyli podobnie jak ty.
– A dokładniej? Przecież nie zamknęli cię tutaj z ulicy dla celów statystycznych.
– Zabawny jesteś. Podobasz mi się, ale chyba nie jestem gotowa żeby o tym opowiadać.
– Jesteś nie fair, bo ja ci powiedziałem.
– Ale w przeciwieństwie do ciebie ja nie rzuciłam się na kogoś po pijaku z zazdrości. Moje życie jest trochę bardziej… skomplikowane – wycedziłam ze złością.
– Dobra. Przepraszam, nie chciałem cię wkurzyć.
– Mam prośbę nie przepraszaj, jeżeli nie masz za co. A teraz wracajmy,  
Nic nie powiedział tylko się uśmiechnął, tym swoim zabójczym uśmiechem. Tym razem czując jego wzrok na swoich plecach, odwróciłam się i mu pomachałam. Był zdziwiony, ale odmachał mi. Znowu prawdziwie się uśmiechnęłam. Zaczynałam siebie nie poznawać. Nie wiem czym objawiają się motyle w brzuchu, ale jeżeli właśnie je miałam to było to bardzo miłe uczucie. Lekki stan podniecenia na samą myśl o nim.  
Tym razem moja współlokatorka leżała na drugim boku i swoim pustym spojrzeniem patrzyła prosto na mnie. Krępowało mnie to, chociaż wiedziałam, że ona praktycznie żyje tylko fizycznie. Była jak lalka, mogłeś ułożyć ją w dowolnej pozycji i tak zostawała. Mimo to usiadłam tyłem do niej i patrzyłam w okno. Był ładny dzień i zapowiadała się ciepła noc. Muszę poprosić pielęgniarkę o pozwolenie na wyjście. Jak dobrze byłoby poczuć powiew wiatru i promienie słoneczne na twarzy. Kiedyś nie zwracałam na to uwagi, takie drobne niuanse z życia wydawały się czymś normalnym. Wszystko wydaje nam się normalne dopóki nie staje się limitowane. Wtedy dopiero to doceniamy. Odwróciłam się, ale ona nadal na mnie patrzyła. Nie mogłam z nią wytrzymać, więc wyszłam na korytarz i postanowiłam namówić pielęgniarkę na wyjście. Nie było to trudne zadanie. Kazała mi się cieplej ubrać i zabrała ze sobą. Miałam jej pomóc w ogródku.
Kiedy tylko pierwsze promienie słoneczne musnęły moja twarz, przystanęłam i delektowałam się tym uczuciem. Było przyjemne. Delikatny wiaterek ocierał się o moją twarz, a ja nie potrafiłam zrobić kroku naprzód. Pielęgniarka chyba uznała, że lepiej zostawić mnie w spokoju i sama zabrała się za pielenie. A ja usiadłam na ławce i korzystałam ze słońca. Tak dobrze było znowu pooddychać prawdziwym powietrzem. Nabrałam go tyle ile pomieściły moje płuca. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Postanowiłam zapamiętać tę chwilę żebym mogła do niej wracać. Siedziałam tak około dwudziestu minut, po czym pielęgniarka pozwoliła mi samej wrócić do pokoju. Ona leżała twarzą do ściany. Dzięki Bogu – pomyślałam. Dlaczego nie dali mnie do pokoju kogoś z kim mogłabym porozmawiać? Ciężko było mi tak nic nie mówić przez taki długi okres, dlatego zaczęłam pisać. To prawie tak jakbym z kimś rozmawiała.  
Po mojej nieudolnej próbie samobójczej jakoś funkcjonowałam. Nadal obsesyjnie myślałam o dziecku, ale niestety okazało się, że już nie będę mogła zajść w ciążę. To był kolejny cios podobny do poronienia. Odebrano mi szansę na macierzyństwo. Zabrano mi część mnie, znowu czułam się jakby ktoś oderwał kawałek mojego serca i zostawił otwartą ranę. Dżelek robił, co mógł żeby mnie wyciągnąć z tej depresji i prawie mu się to udało. Piszę prawie, bo z depresji nigdy nie można się wyleczyć. Czasami jakieś małe zdarzenie znowu nas w nią zapędza. Po miesiącu spędzonym w domu postanowiłam się zabrać za swoje życie. Znalazłam pracę, jednak uporczywe myśli o dziecku nie dawały mi spokoju. Szczególnie dokuczały mi tuż przed snem. Myślenie podobnie, jak kaszel najbardziej dokucza nam przed snem. Czasami miałam takie dni, że bałam kłaść się do łóżka, bałam się że znowu do mnie wrócą i będą mnie dręczyć – uporczywe, natrętne myśli lub niemowlęta we śnie.
Pewnego dnia wybrałam się do sklepu i zaraz przed nim zobaczyłam wózek z jakimś maleństwem. Pomyślałam, że matka musi być nieodpowiedzialna skoro zostawiła dziecko przed sklepem. Delikatnie wyjęłam je z wózka i zabrałam do siebie. Miałam swoje dziecko, kogoś kim mogłam się opiekować. W końcu mi się udało. Nie wiem, co mną wtedy kierowało i nie wiem jak mogłam tak postąpić, ale nie zastanawiałam się nad tym. Nie przyszło mi do głowy, że matka tego maluszka zapewne szaleje z rozpaczy i tworzy w głowie najgorsze scenariusze. Wtedy liczyłam się tylko ja i "moje” dziecko.
Nie cieszyłam się nim zbyt długo. Po kilku dniach zapukała do naszych drzwi policja. Dżelka nie było w mieszkaniu już prawie od tygodnia, chyba planował zamieszkać ze swoją dziewczyną. Uparcie wmawiałam policjantom, że to moje dziecko. Jednak oni mi nie uwierzyli. Wraz z małą zabrali mnie na komisariat, jak się później okazało jedna z moich sąsiadek zobaczyła mnie z dzieckiem i zadzwoniła na policję. Na policji rodzice dziecka zapewne rozszarpali by mnie na drobne kawałki, gdyby nie dwóch funkcjonariuszy, którzy nie dopuszczali do mnie nikogo. Na samą myśl, o tym, co krzyczała w moją stronę matka dziecka czuję dreszcze na całym ciele. W sumie to nawet jej się nie dziwię, na jej miejscu zachowałabym się tak samo. Dopiero tam uświadomiłam sobie, co takiego zrobiłam. Nie chciałam odpowiadać na żadne pytanie, dlatego policjant, który mnie przesłuchiwał skierował mnie tutaj. Ale co miałam mu powiedzieć, że ja tylko bardzo chciałam mieć dziecko? Uznałby mnie za wariatkę, a przecież jestem zdrowa. A może wydaję mi się, że jestem zdrowa?
Spałam niezbyt dobrze. W śnie pojawiła mi się twarz matki dziecka, które porwałam. Pewnie dlatego, że wczoraj o tym pisałam. Najgorsze jest to, że ta kobieta miała twarz niemowlaka, obudziłam się i do rana nie umiałam już zasnąć. Poszłam do niego do pokoju. Usiadłam na brzegu łózka i patrzyłam jak śpi. Oddychał miarowo. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała. Nagle otworzył oczy a ja o mało co nie zemdlałam.
– Co ty tutaj robisz do cholery? – wydawał się być równie przestraszony jak ja.
– Musimy pogadać.
– Oszalałaś? Jest środek nocy.  
– Powiem ci teraz, dlaczego tutaj jestem, albo nigdy się tego nie dowiesz. Wybieraj. – chciałam żeby już znał prawdę i wtedy albo mnie zaakceptuje, albo już więcej się do mnie nie odezwie.
– Dobra. Idź już tam, za chwile przyjdę.
Wyszłam i udałam się do naszej skrytki. Korytarz był pusty i chłodny. Weszłam po cichu, skuliłam nogi i usiadłam na podłodze. Podłoga była zimna, poczułam ciarki na całym ciele. Przyszedł po pięciu minutach. Był ubrany. W przeciwieństwie do mnie, miałam tylko ubraną koszulkę. Poczułam, że patrzy na mnie jak mężczyzna, ale może mi się wydawało.
– Jesteś szalona.
– Ostatnio mówiłeś, że całkiem normalna.
– Nie chodziło mi o to, że jesteś chora. Pozytywnie szalona.  
– Nieważne. Trafiłam tutaj, ponieważ po tym, jak poroniłam postanowiłam się zabić. Nieudało mi się to, ponieważ uratował mnie przyjaciel. Po wszystkim, trzy tygodnie temu uprowadziłam małe dziecko z wózka, który stał przed sklepem. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ja chyba po prostu bardzo chciałam mieć dziecko… Nie chciałam współpracować z policją, dlatego oddali mnie tutaj na obserwację. Teraz możesz już wstać i więcej się do mnie nie odezwać. Masz do tego pełne prawo – wyrecytowałam jednym tchem.
A on tylko wstał, podniósł mnie z ziemi i wyszeptał:
– Jestem pewien, że byłabyś wspaniałą matką…


Czytam moje zapiski. Minęło już sporo czasu, jednak to wszystko nadal jest żywe. Wspomnienia, nieważne czy złe czy dobre, są nieodłącznym elementem naszych puzzli życia. Dzisiaj jestem szczęśliwa. Dawniej myślałam, że szczęście to takie uczucie, które tylko może w postaci skroplonej spłynąć po policzku. Nienawidziłam łez, które płynęły mimo mojej woli. Dzięki sobie przetrwaliśmy tam i teraz przechodzimy proces resocjalizacji. Wierzymy, że może nam się udać. Uwierzyłam w słowo "związek” i postaram się zrobić wszystko żeby nam się udało. Czy tak będzie? Nie wiem. Ale nie mogę poddać się zaraz na starcie, bo wtedy dalsza droga nie miałaby sensu. Jestem pewien, że byłabyś wspaniałą matką – te słowa sprawiły, że już nie patrzę na siebie, jak na potwora. Kto wie może kiedyś będziemy mieli dziecko. Na świecie jest tyle maluchów, które czekają na dom. Ale to odległa przyszłość, na razie musimy skupić się na teraźniejszości i sprawić, by przeszłość za bardzo nam w niej nie mieszała.

maniek

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5333 słów i 29354 znaków.

3 komentarze

 
  • Valkiria18

    Wow na prawde, szczerze i niezaprzeczalnie niesamowite. Znalazłam to dopiero teraz, ale jestem pod wrażeniem. Świetny styl, świetnie się czyta i przede wszystkim dłuuuugie:) Uwielbiam takie właśnie opowiadania.Mam nadzieje że autor(bądź autorka) pisze dalej, bo historia jest niesamowita :))

    18 paź 2012

  • Anka

    A nawet fajne ;D Podoba mi się, pisz dalej jeśli możesz... Super ;D

    30 cze 2012

  • maniek

    ktoś dotrwał do końca? jak wrażenia ? :)

    29 cze 2012