DIARY

> opowiadanie jest dosyć długie, ponieważ nie dzieliłam na rozdziały

> jest trochę cytatów z piosenek Halsey i Melanie Martinez  


Wpis pierwszy styczeń 2017

Pamiętam, że zawsze rzucałeś we mnie papierowymi samolotami, kiedy byłam w pobliżu, a kiedy patrzyłam na Ciebie to udawałeś, że mnie nie widzisz i, że to wcale nie Ty we mnie rzucałeś.

Ale ja wiedziałam. Wszyscy wiedzieli.

To było w przedszkolu; nie znałeś mnie wtedy, ale uznałeś, że moje warkocze są tak denerwujące, że ja sama muszę być strasznie niemiła. Zabierałam Ci wtedy samochody i zabawki oraz chowałam je, żebyś ich nie znalazł. Płakałeś potem w kącie i skarżyłeś na mnie ze swoimi kolegami naszej pani, a mi się i tak nie obrywało. Kiedyś nawet chciałeś mi obciąć moje warkocze, a jeszcze innym razem porwałeś mi moją ulubioną sukienkę w kwiatki, ponieważ doszedłeś do wniosku, że okropnie w niej wyglądam. Moja mama wtedy skontaktowała się z Twoją mamą i powiedziała jej, że zniszczyłeś mi moje ubranie, a obie doszły do wniosku, że powinniśmy razem spędzić czas, ponieważ dzięki temu się dogadamy.

To była bzdura. Po zaledwie pół godziny wyszłam z Twojego pokoju z rozciętą wargą i krótszymi włosami, a Ty miałeś podbite oko i także ranę na wardze. Mama mnie musiała zabrać do fryzjera, ponieważ moje włosy były w tragicznym stanie.

Wiesz, jak już bawiłeś się w fryzjera mogłeś obciąć mi te włosy bardziej umiejętnie, ponieważ musiałam ściąć jakieś pięćdziesiąt centymetrów. Chciałam je potem wziąć i w szkole wsadzić Ci do buzi i wrzeszczeć, żebyś tego spróbował, ale niestety pani fryzjerka nie pozwoliła mi ich wziąć. Znosiłam Twoje papierowe samoloty, które we mnie rzucałeś i udawałeś, że to wcale nie Ty, ale każdy o tym wiedział. Nie znałam nawet Twojego imienia, albo je zapomniałam i nie chciałam, żeby wyryło mi się w głowie.

Mogłeś zmiażdżyć moją cukierkową laskę, ale nigdy nie zobaczyłbyś mnie jak płaczę.

Potem przestałeś rzucać we mnie papierowe samoloty, a ja nie wiedziałam dlaczego. Przestałeś nawet mnie denerwować, nie krzyczałeś jak zabierałam Ci zabawki, a także zostawiłeś w spokoju moje włosy. Kiedy poszliśmy do liceum Ty już mnie ignorowałeś, ale czasami jak przechodziłeś korytarzem patrzyłeś na mnie.

W liceum wszystko się zmieniło; stałeś się panem popularnym. Zresztą zawsze nim byłeś. Wszędzie było Cię pełno, każdy Cię lubił, chętnie z Tobą rozmawiali, a nawet słuchali tego, co masz do powiedzenia. Imponowałeś im.

To było dla mnie tak strasznie denerwujące, że wszędzie byłeś Ty. Jakby ktoś chciał, żebyśmy widzieli się niemal za każdym razem, żebyśmy unikali naszych spojrzeń. Starałam się wyrzucić Cię z mojej głowy, wsadzić do szafki, zakluczyć i zapomnieć, ale ilekroć widziałam Cię moje serce biło szybciej, chciałam do Ciebie podejść i porozmawiać, ale się bałam.

W sumie nie wiedziałam czego.

Może odrzucenia, wyśmiania, poniżania, ale chyba najgorszą rzeczą z tych wszystkich byłoby chyba to, gdybyś powiedział, że nie wiesz kim jestem. Wolałam więc trzymać się z daleka i na tyle, na ile mogłam ignorować Cię.



Wpis drugi styczeń 2017

Od pewnego czasu (prawdopodobnie od sześciu miesięcy) jestem Tobą zauroczona. Cholera, nigdy nie chciałam tego, ale cóż, serce nie sługa, prawda? Nie mogłam zrozumieć jak Ty mi się możesz podobać, dlaczego jak widzę Ciebie z innymi dziewczynami to jestem zazdrosna, bo to ja chciałabym być na ich miejscu. To ja chciałabym z Tobą rozmawiać, to ja chciałabym spędzać z Tobą czas i to ja chciałabym powodować uśmiech na Twojej twarzy.

Myślę, że zbudowałeś mnie cegiełka po cegiełce, żeby potem móc mnie zburzyć.

Mój najlepszy przyjaciel, Brian (którego Ty znasz, ponieważ jesteście razem w reprezentacji szkoły w piłce nożnej) zauważył pierwszy jak na Ciebie patrzę, jak czasami spuszczam wzrok, kiedy jesteś w pobliżu i, Boże, nie chciałam wcale tego czuć. Nie chciałam czuć czegokolwiek do Ciebie; ja chciałam., żebyś był tylko zwykłym chłopakiem ze szkoły, którego znam z widzenia.

Brian chodził z nami do przedszkola i czasami razem ze mną kradł Ci samochody, które potem wrzucaliśmy do kosza. Siadaliśmy potem w kącie i śmialiśmy się z Twojej miny, kiedy z obrzydzeniem je stamtąd wyciągałeś. Raz się nawet popłakałeś, kiedy przykleiliśmy gumę do samochodu.

Sześć miesięcy to naprawdę dużo zwłaszcza, kiedy osobę, którą się bardzo lubi widzimy tylko na przerwach, na korytarzu, a nasze serce zaczyna boleć przez fakt, że nie możemy z nią normalnie rozmawiać. Brian mi mówił, że mógłby mnie z Tobą poznać czy coś takiego, a nawet zabrać na imprezę, gdzie byłbyś również Ty, ale pewnie umarłabym ze stresu wtedy.

W innym świecie byłabym Twoją ulubioną dziewczyną, w którą lubiłbyś rzucać samoloty, a potem udawać, że to nie Ty.

Może pisanie tego w pamiętniku to też zły pomysł, bo przez wszystkie opisy Twojej osoby nie odkocham się przecież, ale muszę gdzieś wyrzucić swoje myśli, bo w głowie mam ich za dużo i aż uczyć się nie mogę. Tak Twoja osoba działa na mój mózg.

Czasami widzę Cię jak wracasz ze szkoły. Mieszkasz niedaleko mnie, ale Twój dom jest dalej niż mój. Teraz, kiedy jest ciepło nie jeździsz samochodem tylko idziesz pieszo. Zawsze wychodzę później, żeby nie musieć iść blisko Ciebie, jednakże to i tak nie wychodzi, bo najczęściej któryś z Twoich przyjaciół po Ciebie podjeżdża.

Jest poniedziałek, godzina ósma czterdzieści siedem, siedzę pod klasą, mam notatnik na kolanach i widzę Ciebie jak wchodzisz roześmiany do szkoły. Dzięki Tobie mój dzień będzie lepszy, a nawet przeżyję początek tygodnia.

Co, jeśli zastępuję mózg sercem?



Wpis trzeci styczeń 2017

Mam Ci tysiąc rzeczy do powiedzenia, a kiedy raptem Cię zauważam to wolałabym nie mówić nic.

Razem chodzimy na angielski, ja siedzę w ostatniej ławce pod ścianą, a Ty w ostatniej pod oknem i dzięki temu mogę patrzeć na Ciebie niemal za każdym razem. Kiedy pani czyta lektury to wtedy zawsze patrzę na Ciebie i mam ochotę się śmiać z tego jak znudzony wtedy jesteś. Nie przepadasz za czytaniem, często nawet nie przychodziłeś na lekcje, kiedy pani Sanchez czytała lektury. Potem dostawałeś złe oceny, ponieważ nic nie wiedziałeś ze znajomości. Widziałam Cię kilka razy na przerwach jak siedziałeś sam, bez przyjaciół i czytałeś książkę, którą prawdopodobnie chciałeś zrozumieć, ale Ci nie wychodziło.

Kocham książki, kocham czytać i chciałam nawet podejść do Ciebie, usiąść i zacząć rozmowę o tym, co czytasz, ale jak zawsze – bałam się.

Obiecuję, że pewnego dnia mi się uda i zamienię z Tobą kilka słów. Gorzej jakbym nie wiedziała co powiedzieć, to byłoby nieciekawie.

Pamiętam jak kiedyś na angielskim nie miałeś zadania domowego i szybko zmieniłam temat, żebyś nie dostał F. Widziałam potem na przerwie jak starałeś się zrobić to zadanie i jak krzyczałeś na przyjaciół, którzy Ci w tym przeszkadzali.

Wyglądałeś tak dobrze z zeszytem na kolanach, z ołówkiem, który trzymałeś w lewej dłoni i z tym jak zagryzałeś wargę, kiedy zastanawiałeś się co napisać. Jestem ciekawa jaki jest Twój charakter pisma czy piszesz nieładnie jak niemal każdy chłopak czy może starasz się pisać staranie.

– May – słyszę swoje imię i zamieram. Nade mną stoi pani od angielskiego. Zamykam szybko pamiętnik i kładę ramiona na ławkę, aby tego nie zobaczyła.

– Tak? – pytam grzecznie. W klasie panuje cisza, każdy niemalże na mnie patrzy i modlę się, żeby Justin nie patrzył.

– Mam nadzieję, że cały czas pisałaś notatki – odpowiada, a ja zagryzam wargi i kiwam twierdząco głową. Jakie to jest żenujące.

– Oczywiście, proszę pani – kłamię i słyszę śmiech kolegów z klasy. Chcę spojrzeć w stronę Justina, ale ostatecznie tego nie robię. Kiwa głową i odchodzi, a ja oddycham z ulgą. Opieram się o krzesło i cieszę się, że jednak nie wzięła mojego nieszczęsnego zeszytu.

Nie patrz tam, nie patrz tam, nie patrz tam, nie patrz tam.

Cholera, zanim zdążę pomyśleć odwracam głowę i patrzę na Justina, który wywierca dziurę w mojej osobie. Prawie krzyczę, ale szybko zaciskam usta i jedyne co, to czuje szybko bijące serce.

Justin patrzy na mnie, ja nie wiem co zrobić i mam wrażenie, że wszystko stanęło w miejscu, kiedy widzę jego uśmiech.

Czy to jest właśnie miłosna kopalnia złota?



Wpis czwarty styczeń 2017

OD DZISIAJ NIE BĘDĘ ZABIERAŁA TEGO ZESZYTU DO SZKOŁY.

BĘDĘ GO CHOWAŁA GDZIEŚ POD PODŁOGĄ CZY POD ŁÓŻKIEM, ŻEBY NIKT GO NIE PRZECZYTAŁ.  

Myślałam, że umrę, kiedy pani zauważyła mój zeszyt, Boże ja już prawie tam płakałam, kiedy nie dochodziła. Byłam bliska ucieczki z klasy, ale nie chciałam się już bardziej pogrążać, bo zapewne koledzy mieliby się z czego śmiać przez kolejny tydzień.

Spojrzałeś na mnie. Czułam się jak ostatni donut w polewie truskawkowej z posypkami, rozumiesz? Pływałam ze wstydu na moim samotnym morzu i chciałam rzucić się do zimnej wody i utonąć. Ale zrezygnowałam z tego pomysłu, ponieważ rodzice by zwariowali, dlatego postanowiłam schować zeszyt do plecaka i skupić się już na lekcji.  

Chciałam, żeby angielski się już skończył(co z tego, że to mój ulubiony przedmiot) i chciałam iść do Briana, a potem na stołówkę coś zjeść.

Nienawidziłam wstawać wcześnie do szkoły, w ogóle nienawidziłam tej dziury. Mogłabym iść spać w środku nocy, a rano i tak byłabym strasznie niewyspana, a kiedy zrobiłabym to podczas weekendu to wstałabym jak nowo narodzona. Ja zaczynam dopiero funkcjonować po ósmej. Nauczyciele w szkole to też porażka, a jedyną panią jaką lubię jest pani Sanchez. Pan od fizyki też jest nawet okej, ale czasami jak ma mieć z nim lekcje to aż mnie brzuch przez to boli, ponieważ boję się, że mógłby mnie wciąć do odpowiedzi, a ja bym się tak zestresowała, że nic bym z siebie nie wydusiła.

Całe szczęście, że Ty chodzisz ze mną na angielski, ponieważ na innych przedmiotach, gdybym była pytana, a Ty byś na mnie patrzył nie wiedziałabym co powiedzieć wówczas byłabym jeszcze większą idiotką.

Patrząc z perspektywy czasu to zaczynam żałować, że to wszystko się tak skończyło. Kto wie, czy gdybym Cię nie uderzyła wtedy u Ciebie wciąż rzucałbyś we mnie samoloty, a może nawet byśmy się zaprzyjaźnili. Gdybym wiedziała, że tak by mogło być z chęcią cofnęłabym czas i wróciła do tamtych lat. Powiedziałabym także Brianowi, żeby już zostawił Twoje samochody w spokoju i wrócił do przyklejana gum do żucia lalkom we włosy.

Jestem strasznie ciekawa jaki jesteś poza szkołą. W szkole jesteś zawsze uśmiechnięty, cieszysz się, że masz przy sobie ludzi, którzy Cię szanują i lubią. Możesz zawsze do kogoś podejść i zacząć rozmowę. Często żartujesz na angielskim i z pewnością na innych lekcjach też.  

Jest tak wiele rzeczy, na które zasługujesz. Z pewnością nie chciałabym, żebyś kiedykolwiek czuł się samotny, słaby, smutny czy po prostu niezadowolony z czegoś, bo źle tą rzecz zrobiłeś. Nie powinieneś także przejmować się opinią innych, którzy Ci zazdroszczą (są tacy ludzie, np. Steven).

Nie chcę, żeby kiedykolwiek coś Ci się stało. Ty po prostu zasługujesz na wszystko co najlepsze, ponieważ masz dobre serce. Nie gardzisz młodszymi, często podchodzisz do pierwszaków i proponujesz im pomoc w odnalezieniu klasy. Kiedy widzisz, kiedy szkolna ekipa dręczycieli zaczyna się w kogoś jako jedyny masz odwagę do nich podejść i zaprzestać tego, co robili.

Boże, Justin, Ty nawet nie wiesz jak bardzo Cię lubię. Często miękną mi kolana, ale lecę z dala od tej piekielnej dziury.


Wpis piąty styczeń 2017

Wszystko co wydarzyło się dzisiaj było jednym wielkim niepowodzeniem, ale też (po części) dobrym dniem. Zacznijmy od tego, że spóźniłam się na lekcję, ponieważ do późna uczyłam się na matematykę. Nikt mnie nie obudził, bo rodzice pojechali do pracy, a rodzeństwo także było już w szkole. Praktycznie pięć kilometrów przebiegłam, a kiedy dotarłam już do szkoły było pół godziny odkąd zaczęła się pierwsza lekcja. Nie dość, że mam ją z znienawidzonym panem, który mnie nie cierpi to jak na złość musiałam zostać w kozie dwie godziny, co oznacza, że potem rodzice musieliby mnie odebrać, ponieważ nie ma już autobusu.  

Byłam tak strasznie zła, ja nawet budzika tego dnia nie słyszałam, a na dodatek w czwartki zawsze mam dużo prac do odrobienia i byłam pewna, że w kozie tego nie zrobię, bo zawsze są tam sami przeszkadzający kretyni. Ugh.

Na stołówce oblałam się jogurtem na mój pastelowy sweter i wyglądałam jakby krowa na mnie nasrała. Brian cały czas się ze mnie śmiał, a ja miałam go wtedy serdecznie dosyć. Cały czas czekałam aż Ty przyjdziesz do szkoły, bo od rana Cię nie było, ale niestety się rozczarowałam, gdyż nie przyszedłeś. Nie widziałam Cię po tym, miałam dosyć tego dnia, byłam zmęczona, chciałam jeść, spać i to jest po prostu przegryw.

Nie lubiłam chodzić i siedzieć w kozie. Byłam tam może z dwa razy i robiłam wszystko, żeby nie siedzieć tam znów. Kiedy trzymałam tą różową karteczkę w dłoni z moim wyrokiem to aż mi się niedobrze robiło. Brian mnie zachęcił, że im szybciej tam wejdę to tym szybciej stamtąd wyjdę, ale to tak nie działo. Na moje jeszcze większe nieszczęście siedział za biurkiem pan od matematyki, więc tylko pokazałam mu tą gównianą kartkę i zajęłam miejsce w ostatniej ławce pod oknem. Oprócz mnie siedziało dwóch chłopaków i jedna dziewczyna, więc nie narzekałam, bo liczyłam na spokój.

A wtedy stał się chyba cud.

To znaczy nie aż taki konkretny cud, nie zostałam zwolniona z kozy, bo musiałam to przeżyć, ale JUSTIN WSZEDŁ DO ŚRODKA. Nie od razu go zobaczyłam, ale usłyszałam głos nauczyciela jak mówi ''A pan Bieber znowu tutaj''. Boże aż serce miałam w gardle i nie wiem, patrzyłam na niego jak idiotka, a On na szczęście tego nie widział. Rozejrzał się, kiedy oddał pokazał tą samą kartkę, a potem spojrzał na mnie. Jak to zobaczyłam to chciałam krzyczeć, a wrzeszczeć jeszcze bardziej, kiedy usiadł przede mną.

Tak, Justin usiadł przede mną, a ja byłam skończona. Przełknęłam ślinę, kiedy poczułam zapach jego perfum i aż czułam się znów przez niego onieśmielona. Serio, nienawidziłam tego, że aż tak na mnie działał. No ale to nie jest akurat ważne. Był zajęty swoim telefonem, potem wyjął chyba jakąś książkę czy coś, nie patrzyłam cały czas na niego, bo nie chciałam, żeby ktoś widział jak się do niego ślinię. Patrzyłam tylko kątem oka.

AŻ WRESZCIE ON SIĘ ODWRÓCIŁ W MOJĄ STRONĘ.

Nie spojrzałam na niego od razu; serce mi tak cholernie dudniło, że aż bałam się podnieść głowę, no ale wreszcie to zrobiłam. Dobrze, że siedziałam, bo inaczej bym chyba się przewróciła.

Po raz pierwszy od tak bardzo dawna patrzyłam na niego z bliska, nie wiedziałam co mam powiedzieć, patrzyłam jak zaczarowana na jego twarz, aż wreszcie powiedział:

– Masz na imię May, prawda? – Twój głos dudnił mi w głowie i aż się uszczypnęłam, bo miałam wrażenie, że to sen, z którego nie chciałam się obudzić.

– Tak – odpowiedziałam o dziwo spokojnie.

Uśmiechnąłeś się. Potem bardziej odwróciłeś się w moją stronę, a ja umarłam.

– To świetnie. Pomogłabyś mi z zdaniem na angielski? Jestem beznadziejny i nie wiem jak mam to napisać – poprosiłeś cicho i wyglądałeś tak, jakbyś się wstydził mnie o to pytać. Ale nie miałeś przecież czego.

– Uhm, pewnie – odpowiedziałam niezręcznie, a potem znów dostrzegłam Twój uśmiech.

Pomogłam Ci. Miałeś do rozcharakteryzowywania postać. Pisaliśmy to chyba z pół godziny. To znaczy bardzie ja pisałam, a Ty przepisywałeś. Wszystko co mi podpowiadałeś było bez sensu, nie związane z książką, a ja się zastanawiałam jakie streszczenie przeczytałeś. Nie powiedziałam Ci tego po prostu mówiłam, że to się nie nadaje. Ostatecznie to skończyliśmy, miałam nadzieję, że dostaniesz dobrą ocenę, a zanim zapytałam o coś jeszcze Ty już wstałeś i zabrałeś swoje rzeczy.

Byłeś gotowy, żeby odejść.

Trochę mnie to zasmuciło, ale odwróciłeś się jeszcze i z uśmiechem powiedziałeś:

– Wyładniałaś od ostatniego czasu, kiedy obciąłem ci włosy i, kiedy pobiliśmy się u mnie w domu.

Zamiast wygłupiania się ciągle poszukajmy płaszczyzny porozumienia.




Wpis siódmy styczeń 2017

Och, wow. Idę na imprezę razem z Brianem i gdyby Justina tam nie było to zostałabym w domu. Nie chciałam iść z początku, ale ostatecznie przyjaciel mnie namówił. Nie miałam też siły drążyć z nim tego tematu, bo on i tak by wygrał.

Ale to nie wszystko.

Jak zawsze z chęcią szłam na angielski, a z racji tego, że jest poniedziałek cieszyłam się jeszcze bardziej, bo to ostatnia lekcja. To był jeden z dwóch plusów dnia po weekendzie. Przed lekcja rozmawiałam z dwoma dziewczynami, z którymi także chodzę na zajęcia, a oprócz tego wypatrywałam Ciebie. Wiedziałam, że się spóźnisz, ale nie mogłam przecież nic zrobić, żebyś szybciej przyszedł.

No więc, kiedy nauczyciel otworzył klasę to miałam zamiar wejść jako ostatnia, ale usłyszałam krzyk z końca korytarza i jak się okazało to byłeś Ty. Zawołałeś, żebym nie zamykała drzwi no to zrobiłam to, a kiedy byłeś już przed klasą książki Ci wypadły. Jako dobry człowiek pomogłam Ci je pozbierać, a nawet się uśmiechnęłam. Podziękowałeś mi i przepuściłeś mnie w drzwiach, a ja krzyczałam w środku.

Zajęłam moje stałe miejsce na końcu klasy i byłam już gotowa do lekcji. Prawie dostałam szoku, kiedy zostałeś wybrany do przeczytania zadania domowego i się zestresowałam, bo to jest coś, w czym Ci przecież pomagałam. Patrzyłam jak wstawałeś z miejsca, chwytałeś zeszyt w dłonie, a potem spojrzałeś na mnie przelotnie przez co totalnie się rozpłynęłam. Zacząłeś potem czytać i to było tak idealne, że Twojego głosu mogłabym słuchać już zawsze. Tonęłam w słodkiej rzece wśród tych wszystkich tęcz, jednorożców, wat cukrowych i innych tych słodkich rzeczy.

No ale wreszcie skończyłeś czytać, a ja byłam rozczarowana, ponieważ mogłam napisać dłuższe i czytałbyś dłużej. Nauczycielka była cicho aż wreszcie zapytała:

– Robiłeś sam to zadanie, Justin? Jak na ciebie jest zrobione bardzo dobrze.

Myślałam, że widzę podwójnie czy coś takiego, ale przełknęłam ślinę i czekałam co odpowiesz, bo inaczej bym jakoś zainterweniowała. Uśmiechnąłeś się łobuzersko, zamknąłeś zeszyt i powiedziałeś:

– Nie, May mi pomogła – skinąłeś na mnie głową.

Umarłam. Dobra, nie tak dosłownie, ale w pewnym sensie umarłam. Byłam też zadowolona, bo mogłeś przecież powiedzieć, że zrobiłeś to sam, ona by Ci nie uwierzyła, ale miałbyś to gdzieś. Pani spojrzała na mnie i ugh, to był mój moment.

– Czy to prawda?

Boże? Ona pytała o tak głupią rzecz zamiast prowadzić lekcję. Czułam spojrzenia klasy na sobie, ale najbardziej to Twoje mnie dekoncentrowało.

– Tak, pomogłam mu – rzekłam. – Przyszedł i się zapytał czy mu pomogę, a ja się zgodziłam.

Pani dała spokój, odwróciła się, ja patrzyłam na Ciebie, Ty patrzyłeś na mnie i nie było nic innego. Puściłeś mi oko, zagryzłeś wargę i usiadłeś.

A ja potem do końca lekcji czułam Twoje spojrzenie na mnie.

I to wszystko to zabawa, i gry. Dopóki ktoś się nie zakocha.

Ale Ty już przecież dawno kupiłeś bilet. I teraz nie ma już odwrotu.



Wpis ósmy

Steven McVey chodził do ostatniej klasy, był z Tobą oraz Brianem w drużynie oraz myślał, że jest królem wszystkiego i, że wszystko mu wolno. To oczywiście nie była prawda; był zapatrzonym w siebie idiotą, myślał tylko o tym w jaki sposób podręczyć inne dzieciaki oraz jakim idiotycznym tekstem poderwać inne dziewczyny ze szkoły. Praktycznie był nielubiany, ale i tak otaczał się wśród kilkunastu przyjaciół. Rywalizowaliście od zawsze, ale Stevena chyba najbardziej zabolało to, że to Ty zostałeś kapitanem szkolnej drużyny piłki nożnej.

Chyba nikomu oprócz niego samego nie było przykro z tego powodu.

Ale Ty się nim w sumie nie przejmowałeś. Ignorowałeś jego zaczepki, nie zwracałeś na niego uwagi i po prostu miałeś go gdzieś. Kiedyś się nawet pobiliście, ale to dawne czasy, na szczęście.

Czasami to ja nie mogłam patrzeć na Ciebie jak ktoś Cię zdenerwował, a Ty zaczynałeś się w niego. Nie chodzi mi o Stevena, ale było kilka takich innych sytuacji, gdzie do akcji wkraczali nauczyciele i musieli oni to kończyć. W szkole starałeś się trzymać nerwy na wodzy, ale oczywiście, że poza nią nie byłeś taki święty. Piłeś, paliłeś, chodziłeś na imprezy, wdawałeś się w bójki i po prostu żyłeś chwilą. A ja patrzyłam z boku na to wszystko, aż do czasu, kiedy sama nie wpadłam w Twoje sidła i może to by było okej, gdyby sprawy nie wyglądały tak, jak wyglądały.

Ale na to przyjdzie jeszcze czas, żeby to opisać. Wprawdzie to miał być tylko krótki pamiętnik, nie miałam tego tak dosadnie opisywać (chociaż wiem, że i tak nie jest idealnie), ale raptem wyrzuciłam z siebie kilka uczuć to czułam się lepiej.

Może jak napiszę tu wszystko to ból zniknie i stanie się do zniesienia, a może całkiem zniknie, a ja będę wolnym człowiekiem. Ty zapewne po tym wszystkim jesteś. Dałeś mi przecież swoje serce, które i tak potem zabrałeś, a ja zostałam z niczym.

Jak możemy pisać, jeśli nie mamy atramentu? Nasza miłość jest pustą kartką, której nigdy nie zapisałeś.





Wpis dziewiąty  

Przez to, że pomogłam Ci w angielskim milion innych osób kilka dni później mnie dopadło i pytało dokładnie o to samo. Ja nie udzielałam korepetycji z angielskiego i nie byłam maszyną do odrabiana zadań domowych. Nie wiem, jak to się rozniosło po całej szkole, że niby ''robię zadania domowe'' dla innych i wolałam w sumie o tym nie myśleć. Przestałam o tym myśleć, kiedy dwa dni później cała ta drama ucichła, a ja mogłam spokojnie wejść do szkoły.

Kiedy tylko dotarłam do swojej szafki Ty już tam stałeś, a ja nie wiedziałam dlaczego, po co i w jakim celu na mnie czekałeś. Wystraszyłam się na początku, ale potem postanowiłam przezwyciężyć swój strach i porozmawiać z Tobą drugi raz odkąd jesteśmy w liceum. Stałeś wtedy oparty o te cholerne szafki, wyglądałeś naprawdę idealnie, a ja jak taka idiotka byłam w Tobie zauroczona.

– Jeśli chcesz mnie prosić o jakieś zadanie do odrobienia czy coś to niestety źle trafiłeś – odpowiedziałam pierwsza. O dziwo, nie stresowałam się już. Może tak jest tylko na początku, że kiedy czymś się bardzo przejmujesz nie chcesz zrobić tej danej rzeczy, a potem i tak, kiedy już to robisz jest okej. Odsunąłeś się wtedy, żebym mogła wziąć książki i obserwowałeś mnie, a ja czułam się tak źle pod Twoim spojrzeniem. Bałam się, że książki mi wypadną z rąk, kiedy tak badawczo mi się przyglądałeś.

– Nie chodzi mi wcale o to – odpowiedziałeś wtedy, a ja schowałam książki do plecaka.

– To o co? Nie mam dużo czasu – westchnęłam i spojrzałam na ciebie. Mimowolnie zagryzłam wargi patrząc na Ciebie i starałam się normalnie oddychać; miałam nadzieję, że mi się to udało.

– Bo chodzi o to, że... – podszedłeś bliżej mnie, a ja cofnęłam się. To spowodowało uśmiech na Twojej twarzy, a ja chciałam jak najszybciej skończyć tą rozmowę, bo czułam na sobie spojrzenia innych uczniów, a to mi się nie podobało. – Wpadłabyś do mnie dzisiaj na imprezę?

Twoje pytanie mnie naprawdę zszokowało, bo nie tego się spodziewałam. Specjalnie czekałeś na mnie pod moją szafką, żeby mnie o to zapytać?

– Pojawię się z tam z Brianem – odpowiedziałam, podnosząc głowę do góry. Byłeś ode mnie o głowę wyższy co, ugh, denerwowało mnie. Łobuzerki uśmiech zagościł na Twojej twarzy i szkoda, że wtedy nie wiedziałam co on tak naprawdę oznaczał.

– Świetnie – odpowiedziałeś i chyba cieszyłeś się z tego, że jednak przyjdę.

– Okej – mruknęłam cicho, bo nie wiedziałam przecież co mogłam dodać jeszcze. Z jednej strony nie chciałam, żebyś odchodził i zostawiał mnie, a z drugiej chciałam, żebyś sobie poszedł.

Ugh, rozumiesz mnie, prawda?

A wtedy zagryzłeś wargę i spojrzałeś na moje włosy. Aż zamarłam, kiedy wetknąłeś mi kosmyk włosów za ucho, a ja przez cały ten czas wstrzymywałam powietrze. Myślałam, że umrę. Było to raptem kilka minut, a ja i tak myślałam, że zaraz się poryczę. Miałeś kilka bransoletek na dłoniach, nie mogłam oderwać wzroku od Twoich dłoni.

– Hmm, wciąż żałuję, że obciąłem ci te włosy, May – rzekłeś cicho, a potem odszedłeś.

Ty zawsze odchodziłeś. Może bałeś się czegoś. Szkoda, że zrozumiałam to tak późno dlaczego miałeś w zwyczaju odchodzić.

Linie na twoich zagubionych dłoniach
Pasują idealnie tam, gdzie im przeznaczone
Tuż przy mnie
Kochanie, kiedyś, kiedyś
Ściskałeś mnie, jakbyś nie widział
Mnie przez wieczność


wpis dziesiąty

Jak taka szlachta spóźniliśmy się na imprezę chyba z trzydzieści minut, ponieważ nie mogłam znaleźć mojej sukienki, ale na szczęście Justina dom był niedaleko, więc uwinęliśmy się szybko. To znaczy, miałam buty na koturnie i chyba nawet szybko potrafiłam w nich iść. Ale nieważne. Impreza trwała w najlepsze. Przed domem Justina były grupki nastolatków, którzy rozmawiali w swoim towarzystwie i pili z niebieskich oraz czerwonych kubeczków.

Justin zdążył zadzwonić do Briana i zapytać, gdzie jesteśmy, a kiedy byliśmy już dostatecznie blisko On już na nas czekał. Zdziwiłam się lekko, ale nie skomentowałam tego tylko chciałam uspokoić moje szybko bijące serce. Z tej odległości mogłam dostrzec, że Justin miał na sobie czarne dżinsy oraz koszulę w kratę, które pasowały do czerwonych vansów. Grzywkę zaczesał do góry i tak – wyglądał bez zarzutu. Zanim zdążyłam coś powiedzieć chłopak zrobił większy krok w naszą stronę i z uśmiechem na mnie popatrzył.

– Hmm, jednak przyszłaś – powiedziałeś cicho i zagryzłeś wargę. Przełknęłam ślinę i skinęłam.

– Jakbym mogła opuścić imprezę, na którą nawet mnie zaprosiłeś – mimo wszystko mój głos ociekał sarkazmem, a przecież nie tego chciałam. Nie chciałam być dla Ciebie niemiła. Co z tego, że potem Ty byłeś taki, a nawet gorszy, dla mnie. Wyciągnąłeś do mnie rękę z niebieskim kubeczkiem, a ja dopiero teraz go dostrzegłam. Nie chciałam tego wziąć, bo skąd mogłam mieć pewność, że czegoś tam nie dosypałeś?

– Cola z wódką dla ciebie – odpowiedziałeś, a ja z wahaniem na Ciebie spojrzałam, ale ostatecznie wzięłam kubek, ale się nie napiłam.

– Dzięki. Brian czy... – chciałam spojrzeć na przyjaciela, ale jego nie było. Trochę zaczęłam panikować, ponieważ mimo wszystko nie chciałam zostać z Tobą. Mogłam jeszcze wrócić się do domu, bo sama bym przecież nie wytrzymała tutaj. – Cholera – mruknęłam cicho.

– Och, nic nie szkodzi – zarzuciłeś dłoń na moje ramiona, a ja się trochę spięłam. Wow, nie spodziewałam się, że Ty tak łatwo nawiążesz ze mną kontakt biorąc pod uwagę fakt jak długo ze sobą nie rozmawialiśmy. – Oprowadzę cię.

– Nie potrzebuję opiekuna – wyswobodziłam się z Twojego uścisku i spojrzałam niepewnie w Twoje oczy. Nie podobało mi się to. Miałam na myśli, że ot tak w ciągu kilku dni coś się zmieniło i trudno było mi Tobie zaufać; nawet jeśli chodziło tylko o spędzenie wspólnego czasu na imprezie.

– Nie chcę być twoim opiekunem – podszedłeś bliżej i chwyciłeś za kubeczek i podstawiłeś mi do ust. – No napij się – zachęciłeś cicho.

– Coś mi tam dosypałeś? – przełknęłam ślinę przez to jak blisko mnie stałeś. Oddech pachniał Ci wódką, ale przecież tego się mogłam spodziewać. Uśmiechnąłeś się.

– Woah, nie spodziewałem się tego. Nic ci tam nie dosypałem – zrobiłeś łyk z kubka, a ja patrzyłam na Ciebie oniemiała. Nic się nie stało. Wciąż utrzymywałeś ze mną kontakt wzrokowy, a mnie przechodziły dreszcze po kręgosłupie.

– Teraz ty – podsunąłeś mi kubek pod usta, a ja dla świętego spokoju napiłam się. Nie skrzywiłam się, nawet nie kaszlnęłam; po prostu normalnie to przełknęłam. Trochę paliło mój przełyk, ale to nic. – A teraz zapraszam cię do mojego domu. Nie martw się, od ostatniego czasu, kiedy tu byłaś niemal nic się nie zmieniło – zażartowałeś, kiedy ruszyliśmy.

– Wciąż masz na drzwiach plakaty z bajek, a nad łóżkiem sto samochodzików? Masz niebieskie zasłony z superbohaterami, a pod łóżkiem stos klocków Lego? – cholera, nie chciałam tego powiedzieć. Wyszło na to, że w sumie zapamiętałam niemal każdą rzecz z Twojego pokoju. Zamknęłam oczy i zaczęłam wtedy krzyczeć na siebie w myślach ''IDIOTKA'' i czekałam, aż odejdziesz.

– Nah, wszystkiego oprócz klocków Lego się pozbyłem – odpowiedziałeś rozbawiony, a ja tylko westchnęłam i cieszyłam się, że nie zostałam obdarzona rumieńcami, kiedy byłam zawstydzona.-- Byłaś, kiedyś na imprezie?! – krzyknąłeś, kiedy muzyka zaczęła ranić moje uszy, a ja spanikowana obecnością tylu ludzi rozejrzałam się po salonie, który wyglądał w tragicznym stanie.

– Nie na takiej! – odkrzyknęłam, a potem poczułam Twój oddech na mojej szyi i to jak szepczesz mi do ucha:

– To będzie zdecydowanie najlepsza domówka w twoim życiu.

Cóż, skłamałabym, gdybym powiedziała, że nic się na niej nie wydarzyło, ale się wydarzyło. Justin praktycznie co chwilę podawał mi piwo czy inny alkohol, a ja po kolejce shotów z nim miałam dosyć. Poznałam jego przyjaciół oraz resztę drużyny piłkarskiej; okazali się naprawdę fajnymi ludźmi, a ja po kilku godzinach przyzwyczaiłam się do tego, że trzymałeś mnie cały czas przy sobie; Twoja ręka spoczywała niemal cały czas w dole moich pleców.

A potem poszliśmy tańczyć i mi się naprawdę podobało. Byłam z Tobą tak blisko, rozmawiałam, śmiałam się, spędzałam czas. Nie mogłam się napatrzeć na Twoją idealną twarz i zastanawiałam się co ja takiego zrobiłam, że ktoś tak idealny jak Ty rozmawia i spędza ten czas ze mną.

A potem przy remixie ''Crazy in love'' mnie pocałowałeś. Twoje wargi idealnie pasowały do moich tak, jakby były tylko dla nas stworzone. Czułam stado motyli, które bombardowały mój brzuch i przysięgam to było tak dobre uczucie.

Jeśli zatracę się tej nocy
To będziemy ty i ja



wpis trzynasty luty

Po tym co stało się na imprezie Justin nie unikał mnie, nie udawał, że nie istnieję i nie był typem osoby, która się potem ze mnie wyśmiewała, bo się z nim pocałowałam. Po tym wszystkim minął miesiąc, a ludzie ze szkoły jakoś bardziej zwracali na mnie uwagę. Nie podobało mi się to, ale nic nie mogłam na to poradzić i, kiedy ktoś się do mnie uśmiechał, czy witał się ze mną po prostu mu odpowiadałam.

W szkole panowały przygotowania do zimowego balu, na który nie miałam zamiaru iść, ale jestem pewna, iż Brian mnie do tego namówi. Byłam w szkolnej gazetce i musiałam wziąć się za reklamę tego balu. Całe szczęście, że nie odpowiadałam za jedzenie, atrakcje i wystrój sali.

Rozmawiałeś ze mną. To znaczy nie zawsze, na każdej przerwie, ale potrafiłeś do mnie podejść zapytać jaką mam teraz lekcje, o której kończę, a kiedy szłam na korytarzu to się uśmiechałeś. I cieszyłam się, bo miałam z Tobą jakiś kontakt, z którego się oczywiście cieszyłam. Wciąż to było trochę dla mnie nierealne, ale na razie się tym nie przejmowałam.

Na angielskim, kiedy nauczycielka tłumaczyła nam nudne rzeczy rzuciłeś we mnie papierowym samolotem. Wiedziałam, że to Ty, bo kto inny by coś takiego zrobił? Z szybko bijącym sercem wzięłam go i podniosłam z podłogi i rozwinęłam, aby zobaczyć to, co tam napisałeś. Dobrze, że siedziałam, bo inaczej to bym chyba spadła. Spojrzałam na Ciebie, ale Ty patrzyłeś na panią; nikt inny nie zwracał na mnie uwagi, więc w spokoju jeszcze raz mogłam przeczytać kilka wyrazów.

Jabłka nie zawsze są odpowiednim sposobem na przeprosiny
Cukierki o smaku toffi i gumy balonowej są dla mnie słodko-gorzkie

Kiedy byłam u Ciebie to powiedziałam Ci, że nie przepadam za jabłkami dzięki bajce, a cukierków i gumy balonowej także nie lubię. Oblizałam wargi, bo wow, nie spodziewałam się, że Ty naszą rozmowę zapamiętasz.

Potem zatrzymałeś mnie, kiedy wyszłam z klasy i powiedziałeś, że pójdziesz ze mną na lunch. Usiadłeś ze mną, co zszokowało połowę szkoły; niestety Briana nie było, bo został na treningu. Włączyłeś piosenkę, podałeś mi słuchawkę i rozpoznałam, że to Alphabet Boy.  

Lubiłam tą piosenkę, jak całą twórczość Melanie. Była niesamowitą i specyficzną osobą i uważam, że jest niedoceniana. Ma prawdziwy talent.

– Czekaj, masz Bones Are Blue? – zapytałam i miałam nadzieję, że posiadasz więcej piosenek Melanie niż tylko tą jedną. Trochę się zdziwiłam, ponieważ nie sądziłam, że słuchasz takiej muzyki. Ale również miałeś taką piosenkę, którą włączyłeś, a mi serce szybko zabiło, kiedy rozpoczął się refren. Zamknęłam oczy, nie słyszałam wtedy żadnych rozmów, czułam zapach Twoich perfum cieszyłam się, że siedziałeś obok mnie i Boże, jak strasznie żałuję tego, co się potem stało.

Dlaczego boisz się tego
Że mogę okazać się interesująca
Jestem zdezorientowana

Kim ty do cholery jesteś
Twoje kości też są błękitne



Nie tylko Twoje kości były błękitne. Ty sam byłeś także niebieski. Twoje włosy, Twoje sny, Twoje ręce, Twój dym z papierosów. Pokochałam Cię takiego postrzępionego, zranionego i chciałam wziąć igłę i nić, a potem zszyć Twoje złamane serce i każdy skrawek Twojego ciała. Chciałam, żebyś był szczęśliwy, żeby sprawy potem nie potoczyły się w ten sposób, w którym Ty już nie widziałeś ratunku. Chciałam Ci pomóc, mogłam nawet oddać Ci swoje szczęście, żebyś Ty już nie cierpiał.

Byłeś już pozbawiony koloru, kiedy odszedłeś nie mogłam nic z tym zrobić, a ja cierpiałam, cholernie cierpiałam, ale nigdy Ci tego nie powiedziałam, bo nie chciałam, żeby bardziej bolało Cię serce niż dotychczas.

Ociekasz jak intensywny wschód słońca
Rozlewasz się jak przepełniony zlew
Jesteś postrzępiony z każdego końca, ale jesteś arcydziełem
A teraz przedzierasz się przez strony i tusz



wpis czternasty marzec

Okej, znów nic praktycznie miesiąc nie pisałam, ponieważ nie mogłam się wcale do tego zebrać. Zbyt dużo się wydarzyło, a ja musiałam sobie z tym mimo wszystko poradzić i zrozumieć pewne rzeczy, a także pomóc.

Cieszyłam się, że z Justinem spędzałam tyle wolnego czasu i myślę, że on mnie naprawdę polubił. Od pewnego czasu, niestety, kiedy przebywałam już z nim dłużej mogłam dostrzec jego dziwne zachowania. Wprawdzie na początku to mnie nie obchodziło, ale z czasem zaczęłam się nad tym bardziej zastanawiać. Pewnego dnia, kiedy przyszłam do Justina, żeby pomóc mu w angielskim to kazał mi iść na górę, a sam zajął się przygotowaniem czegoś do jedzenia.

A wtedy na szafce dostrzegłam opakowanie Barbiturany. Wiedziałam co to są za leki i byłam tym naprawdę przestraszona. Stosuje się je w psychiatrii, a przez to, że mają substancję uzależniające odchodzi się od ich stosowania w medycynie. Stałam przez chwilę i wpatrywałam się w nie i po prostu nie mogłam uwierzyć, że Justin je brał. Nie wiedziałam nawet dlaczego, ale potem się przekonałam, że to nie wszystko.



Często rozmawiałam z Justinem w ostatnim miesiącu. Tematy były naprawdę różne; czasami miałam wrażenie, że on tych rozmów potrzebował, chciał rozmawiać na każdy temat, pytał mnie co o tym sądzę i był otwarty na moje opinię. Szukałam wtedy jakichś Jego dziwnych zachowań, ponieważ przez to znalazłam informację o tych tabletkach w internecie, ale nic takiego nie dostrzegłam. I się cieszyłam.

Cieszyłam się, że mimo wszystko mi ufasz i mówiłeś mi niemal o wszystkim, ale wciąż miałam wrażenie, że coś tracę, czegoś nie zauważam, coś mi umyka i to mnie zabijało.

Pamiętam dzień, kiedy w piątek zaprosiłeś mnie na plażę. Chętnie się zgodziłam i byłam tym podekscytowana; nie traktowałam tego jak randki, ja nawet wtedy o tym nie myślałam. Nikomu o tym nie powiedziałam, a kiedy znaleźliśmy się już na plaży trafiliśmy na zachód słońca. Usiedliśmy wtedy na piasku i zaczęliśmy znów rozmawiać, a ja ponownie obserwowałam Twoje ruchy, słuchałam jak mówisz i nie dostrzegłam nic dziwnego. Może to ze mną było coś nie tak, bo nie widziałam nic podejrzanego oprócz tego jaki jesteś idealny.

Ja naprawdę się cieszyłam, że mi zaufałeś. Mogłam słuchać tego jak mówisz miliony razy dziennie, a to by mi się nigdy nie znudziło. Mogłam patrzeć na Twoje usta, Twoje oczy, Twoje policzki, Twój nos i po prostu na całego Ciebie bez końca i mimo że zapamiętałabym to wszystko to i tak wciąż znajdywałabym nowe, idealne rzeczy, w których bardziej bym się zakochiwała.

Siedzieliśmy na plaży do trzeciej w nocy, a do tego czasu spaliliśmy chyba dwie paczki papierosów.


Wpis piętnasty  

W szkole wszystko było okej, nic się nie zmieniło tylko Brian czasami zadawał dziwne pytania odnoście mnie i Ciebie, a ja mu to cierpliwie tłumaczyłam. Potem nie zadawał pytań.

Do balu zostały tylko trzy dni, a ja na ten dzień planowałam seans filmowy, bo i tak nie poszłabym z Brianem, gdyż znalazł sobie już partnerkę. Była środa, a ja jak zwykle siedziałam na trybunach i czekałam aż Brian zakończy trening i będziemy mogli iść do domu. Kończyłam czytać książkę, kiedy trener krzyknął, że trening skończony, dlatego wzięłam swoje rzeczy i szłam do wyjścia.

Wtedy zawołałeś moje imię. Odwróciłam się i niemal na Ciebie wpadłam. Próbowałeś złapać oddech; oparłeś dłonie na kolanach i uniosłeś głowę.

– Czy... czy pójdziesz ze mną na bal? – zapytałeś, a potem przetarłeś spocone czoło i zdjąłeś koszulkę. Wstrzymałam oddech na to pytanie, bo tego się wcale nie spodziewałam, a potem zagryzłam wargi.

– Uhm, nie chciałbyś iść z kimś innym? – mruknęłam.

– Co? – podszedłeś bliżej. – Chcę iść z tobą – wychrypiałeś i znów wetknąłeś mi kosmyk włosów za ucho. – Chcę iść z dziewczyną, którą naprawdę lubię. To jak pójdziesz ze mną?

– Wiedziałeś, kiedy mnie o to zapytać. Ja nawet nie mam sukienki – odpowiedziałam.

– Coś wymyślisz.

– Bieber! – wrzasnął, któryś z Twoich kolegów, a Ty westchnąłeś i spojrzałeś gdzieś nad moim ramieniem.

– Cholera, muszę iść. Pogadamy jutro, jasne? – spytałeś, kiedy już niemal odchodziłeś.

– Tak – uśmiechnęłam się. – Pa, Justin.

– Do zobaczenia, May.

I to był jedyny raz, kiedy wróciłeś.

Bardzo się cieszyłam, że mnie zaprosiłeś, a sukienkę kupiłam razem z mamą, która była tym bardziej podekscytowana niż ja. Skontaktowała się z Twoją mamą i powiedziała jej, że chyba coś między nami będzie, a to mnie tak rozśmieszyło, że aż chciałam zaprzeczyć. Ale tego nie zrobiłam.

Przez ostatnie trzy dni nie miałam niemal na nic czasu, bo pochłonęły mnie jak i resztę gazetki oraz komitetu uczniowskiego przygotowania do balu, ale myślę, że było warto, ponieważ efekt końcowy zapierał dech.

Brian nawet zaprosił całą drużynę wraz z osobami towarzyszącymi do siebie, kiedy bal się skończy.

Byłam tak strasznie zestresowana tym dniem, że niemal nic nie zjadłam, a kiedy już byłam ubrana, pomalowana i ogólnie zrobiłam te wszystkie rzeczy, żeby wyglądać dobrze ja wiedziałam, że umrę. Siedziałam z supłem w żołądku w salonie i kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi niemal się rozryczałam. Tata się ze mnie śmiał, rodzeństwo podobnie, a mama poszła otworzyć drzwi. Słyszałam jak się witasz z moją mamą, a potem musiałam wstać i także podejść do Ciebie. Prawie, prawie, zapomniałam jak się oddycha, kiedy zobaczyłam Cię w garniturze. Wciąż się do mnie uśmiechałeś, byłeś naprawdę szczęśliwy, a kiedy pocałowałeś mnie w policzek i szepnąłeś ciche przywitanie ja wiedziałam, że to mój koniec.

Mama musiała zrobić nam te głupie zdjęcia, no ale się zgodziłam i nie powiedziałam nic innego. Stres powoli minął, kiedy położyłeś dłoń w dole moich pleców, a potem kiedy wyszliśmy z domu i byliśmy już sami chwyciłeś mnie za dłoń, a ja zaczęłam krzyczeć w środku. Boże.

– Zaczekaj – powiedziałeś cicho, a ja spojrzałam na Ciebie. – Cholernie dobrze dzisiaj wyglądasz, May.

Szkoda, że nie wiedziałam co potem się stanie.


Napisaliśmy historię we mgle, która tej nocy znajdowała się na oknach
Ale zakończenie jest takie samo za każdym cholernym razem




wpis szesnasty

Nie zostaliśmy na ogłoszeniu króla i królowej balu, bo wyszliśmy na zewnątrz, aby spojrzeć w gwiazdy. Dałeś mi nawet swoją marynarkę, która pachniała strasznie dobrze.

– Eh, nie widziałam, żeby jakaś spadła – mruknęłam, kiedy objąłeś mnie od tyłu i położyłeś podbródek na moich włosach.

– Dla ciebie mógłbym strącić gwiazdę, aby chociaż jedno twoje marzenie się spełniło – odpowiedziałeś, a mi szybciej zabiło serce i to było tak naprawdę urocze i kochane z Twoje strony.

– To zrób tak z dwoma. Po jednej dla nas.

– Naprawdę? – byłeś zaskoczony, a ja wzruszyłam ramionami.

– Pewnie – odpowiedziałam.

– Wiesz co? – spytałeś po chwili. – Gdy ktoś zapyta się mnie kiedykolwiek jakie jest moje marzenie to bez zastanowienia powiem twoje imię.

A potem nie powiedziałam już nic tylko się cieszyłam z tego, że staliśmy blisko siebie w ciszy i patrzyliśmy na gwiazdy. Jedna spadła, a ja od razu pomyślałam życzenie, żebyś Ty już był zawsze szczęśliwy. Nie koniecznie ze mną, ale z kimś, kto będzie Cię naprawdę kochał.

Bal się skończył o północy, a potem poszliśmy pieszo do domu Briana. Jego rodziców jak zawsze nie było w domu, więc alkoholu było zdecydowanie więcej niż na balu, gdzie każdy musiał uważać, kiedy pił. Wszyscy usiedliśmy w salonie, a na początek zaczęliśmy rozmawiać jak się każdy tam bawił. Siedziałam na kolanach u Justina, a on w tym czasie pił chyba piwo. A potem, jak to Brian, krzyknął, żebyśmy zagrali w ''Siedem minut w niebie''. Na początku nic nie chciał, ale ostatecznie ja, Brian, Justin i jakiś inny chłopak, chyba Jake, przekonaliśmy resztę. Mój przyjaciel opróżnił butelkę i poprosił Justina, aby zakręcił pierwszy. Nie siedziałam już na kolanach tylko obok dziewczyny, która miała na imię Kalsey.

A potem jak zakręcił butelka zatrzymała się na mnie. Wszyscy zrobili ''uuuu'', zaczęli się śmiać i klaskać, a ja wywróciłam oczami i obserwowałam jak Justin wstaje i podaje mi rękę. Przełknęłam ślinę i oczywiście wstałam. Brian wepchnął nas do swojej ogromnej szafy, takiej typowo amerykańskiej, i kiedy krzyknął, że czas się odlicza.

– Wow, nie spodziewałam się – prychnęłam. Nie widziałam go tak idealnie, ale jakoś go widziałam, więc tyle dobrego. Zaśmiał się.

– Ta, ja też nie.

– Kogo chciałeś wylosować?

– Ciebie – wychrypiał mi niemal do ucha, a ja go lekko odepchnęłam.

– Ha, nie wierzę. No powiedz kogo – zachęciłam go i dotknęłam jego ręki, na której miał kilka bransoletek.

– Będziesz zła jak powiem, że chciałem, aby wypadło na ciebie?

– To nie jest odpowiedź na moje pytanie, Justin – uśmiechnęłam się.

– Ale ja odpowiedziałem. Teraz kolej na mnie – oblizał usta, a ja zachęciłam go skinieniem głowy.

– Zawsze wiedziałaś, że to ja rzucam w ciebie papierowe samoloty?

– Mogłeś zapytać o wszystko i pytasz akurat o to? – zaśmiałam się.

– Zapytałem o coś, dzięki komu kiedykolwiek byłem szczęśliwy – odpowiedział, a mnie zabolało serce.

Twoje spojrzenie, którego nie ma, a dotyka całej powierzchni mego ciała.

– Och – szepnęłam tylko. –Bierzesz jakieś tabletki czy coś? – zapytałam. Bałam się jego odpowiedzi, ale po prostu jak coś go bolało, czy czuł się samotny to ja chciałam mu pomóc. Nawet jeśli to miałoby mnie zniszczyć.

Patrzyłeś na mnie przez chwilę, a Twoje spojrzenie wciąż pozostawało nieprzytomne. Szukałam na Twojej twarzy jakichkolwiek oznak, że coś z Tobą nie tak, ale ponowne nic nie znalazłam.

– Czemu pytasz? – zapytał spokojnie, a ja się zdziwiłam. Może nie chciał pokazać, że jest zły, bo spytałam albo serio to nie było jego.

– Widziałam opakowanie u ciebie w pokoju.

– Nie to nie moje – kamień spadł mi z serca.

– Nic ci nie jest?

Nie odpowiedziałeś.

– Justin – podeszłam bliżej. Nie patrzył na mnie, miał zamknięte oczy i zaciśnięte usta. Dotknęłam jego ramienia, a wówczas spojrzał na mnie.

– Mogę cię pocałować?

Serce zadudniło mi w piersi.

– Nie musisz mnie pytać o pozwolenie – przybliżyłeś się do mnie, a potem spojrzałeś w moje oczy. Pocałowałeś mnie najpierw delikatnie, powolnie, a kiedy pocałunek się pogłębiał miałam wrażenie, że całowałeś mnie tak, bo bałeś się, że potem mnie stracisz.

Ale Ty mnie nigdy nie stracisz, nawet jak odejdziesz. Jak można w ogóle tęsknić za człowiekiem, który już do mnie nie wróci? Spytam mamy, może ona będzie wiedzieć, bo przecież ona wie wszystko.

Teraz rozmyślam jak to jest przeczesywać palcami twoje włosy  
Ale nigdy się nie dowiem  
I zastanawiam się jak to jest wracać nocą do domu i zastać tam ciebie
Ale nigdy się nie dowiem  
I wciąż pamiętam każdy ślad twoich palców
I wciąż wyobrażam sobie jak to jest żegnać cię przed snem pocałunkiem




wpis siedemnasty {ostatni}

Impreza u Briana zakończyła się przed trzecią, a ja byłam już w domu kilka minut później. Justin mnie odprowadził i potem pożegnał się ze mną. Stał się dziwnie smutny, a jak spytałam dlaczego to odpowiedział, bo jest zmęczony.

O czwartej nad ranem obudził mnie telefon, a ja kiedy zauważyłam, że dzwoni Justin stałam się przerażona. Drżącą dłonią odebrałam, a potem usłyszałam jakiś szmer, aż wreszcie jego głos.

– Dzwonię, żeby się pożegnać – powiedziałeś poważnym głosem, a ja zmarszczyłam brwi i przez chwilę przetwarzałam to, co mi właśnie oznajmiłeś.

– Jesteś pijany? – przełknęłam gulę w gardle i wstałam. Moje nogi drżały, a w głowie się kręciło.

– Nie. Kiedy skończę z tobą rozmawiać to się zabiję.

Miałam wrażenie, że tracę grunt pod nogami, że osuwam się i spadam w otchłań, a głos Justina jest ostatnią rzeczą powtarzaną w kółko.

– Co? – mój głos wtedy cholernie drżał. – Gdzie ty jesteś?

– Nieważne. Nie zdążysz tu przyjść – mruknąłeś, a ja usłyszałam szum fal.

– Jesteś na plaży – szybko powiedziałam i założyłam buty. Chwyciłam bluzę i wybiegłam z pokoju nie zwracając uwagi na to, że o czwartej nad ranem hałasuję.

– Powiedziałem, że nie zdążysz.

– Daj mi dziesięć minut – syknęłam, wychodząc na dwór. – I nic nie rób, rozumiesz?

– Zniszczysz mój cały plan – jęknąłeś zawiedziony.

– Odłóż to gówno, którym chcesz się zabić. Najpierw musimy porozmawiać.

– Pierwszy raz pokochałem kogoś naprawdę i tak bardzo nie w porę, bardzo niepotrzebnie – usłyszałam Twój głos, który się załamał, a gdyby nie to, że właśnie miałam do pokonania kilometr to bym się rozryczała.

– Justin – powiedziałam. – Nie rozłączaj się, okej? Zaraz tam będę.

– Przyjdziesz?

– Właśnie wstałam i jestem w drodze, więc serio – próbowałam zażartować, ale chyba mi nie wyszło.

– Nikt nigdy mnie nie słuchał i nic nie zauważał. Chciałem się z tobą zaprzyjaźnić, bo nie mogłem pozwolić, żeby zostawić to w taki sposób, kiedy już ze sobą skończę.

– Nie mów tak. Nie skończysz dzisiaj ze sobą ani jutro, ani kiedy indziej. Umrzesz jako staruszek, który będzie zadowolony z życia. Zobaczysz znajdziesz dziewczynę, z którą weźmiesz ślub i będziesz szczęśliwy, a ona będzie potrafiła cię wysłuchać.

– Ty mnie tylko słuchałaś.

– Nic nie zauważałam.

Byłam na siebie zła; to prawda. Nienawidziłabym siebie w tamtym momencie, ale za bardzo chciałam wyciągnąć z tego Justina. Nie było mowy, żeby żartował. On nie robiłby sobie żartów z takich rzeczy.

– Odkąd zaczęliśmy ze sobą rozmawiać w styczniu od tego czasu nie wziąłem tych tabletek ani narkotyków. Kiedy spędzałem z tobą czas chciałem ci o tym powiedzieć co mnie dręczy, ale się bałem. Najgorzej było, kiedy byłem sam pośród czterech ścian i tak bardzo siebie nienawidziłem i chciałem wziąć to gówno, popić wódką i się już nie obudzić, ale myślałem wtedy o tobie i o tym jak ty byś się czuła, więc tego nie zrobiłem.

Wtedy zatrzymałam się na chwilę, żeby ogarnąć moje myśli i to, co właśnie powiedział. Byłam tak przerażona i przestraszona, że nie zdążę, ale musiałam to przemyśleć.

– Widzę już znak prowadzący na plażę, więc zaraz tam będę. Słyszysz?

– Tak – odpowiedziałeś. – Ale przyjdź szybko, bo chce mi się spać.

Byłam głupia wtedy, że nikomu o tym nie powiedziałam co się z nim dzieje; mogłam zadzwonić po rodziców czy nie wiem, po karetkę, a nie robić to w pojedynkę.  

– Może mi zaśpiewasz? – zaproponowałam.

– Nie umiem.

– Och, nie przesadzaj. Wiem, że potrafisz.

Chwilę byłeś cicho, a ja zaczęłam biec wiedząc, że mam mało czasu. To była niemal walka z czasem.

– Jak skończysz śpiewać to już tam będę.

– Zaśpiewam ci ''Ironic'' Alanis Morissette, znasz?

– Oczywiście, że znam.

An old man turned ninety-eight  
He won the lottery and died the next day  
It's a black fly in your Chardonnay  
It's a death row pardon two minutes too late  
Isn't it ironic... don't you think?  

Śpiewał idealnie, tak bardzo dobrze i bez fałszu, jakbym słuchała jakiegoś singla, a nie głos zagubionego chłopaka, który chce zakończyć swoje życie. Refren zaśpiewał cicho, jakby już brakowało mu sił. Wypluwałam swoje płuca i dziękowałam sobie, że nigdy nie olewałam biegania na wuefie.

It's like rain on your wedding day  
It's a free ride when you've already paid  
It's the good advice that you just didn't take  
Who would've thought... it figures  

Wbiegłam na molo, a potem prawie się przewróciłam, kiedy pokonywałam schody. Kiedy byłam już na plaży, gdzie nikogo nie powinno być, rozejrzałam się w poszukiwaniu Justina. Próbowałam wyrównać oddech i się nie rozpłakać.

– Jestem – przerwałam mu.

– Nie skończyłem śpiewać.

– Dokończysz jak już przyjdę do ciebie – zauważyłam go. Siedział niemal przy wodzie. W lewej dłoni trzymał telefon, a w drugiej coś obracał. Nie potrafiłam już normalnie iść tak bardzo bolały mnie nogi, ale zmusiłam się, żeby iść.

– Justin odłóż telefon – swój schowałam do kieszeni. Drżącą ręką wziął go i odłożył, a ja uklęknęłam naprzeciwko niego. – Wziąłeś coś? Możesz to wyrzygać?

Uśmiechnąłeś się, ale ten uśmiech był tak bardzo smutny, że w moich oczach stanęły łzy. Ja nie wierzyłam w to, co się dzieje, myślałam, że to sen i to nieprawda.

– Jeszcze nie.

– Czyli tak naprawdę nie chcesz się zabić.

– Chciałem zaczekać na czwartą trzydzieści.

– Czemu?

– Bo wtedy zdałem sobie sprawę, że cię kocham jakieś kilka dni temu.

Patrzyłam w Twoje nieprzytomne oczy, trzymałam Twoją zimną dłoń i chciałam uratować naszą nieprzytomną miłość.

– Skoro mnie kochasz to dlaczego chcesz się zabić i mnie zostawić? – Boże, ja nie wierzyłam, że to powiedziałam.

– To proste – wzruszył ramionami. – Tak nagle ogarnęło mnie przykre uczucie, że nigdzie naprawdę nie należę.

Nie płakałam. Jeszcze nie płakałam, ale byłam blisko.

– Należysz do mnie – zagryzłam wargi i bardziej ścisnęłam Twoją dłoń. – Nie możesz sobie tego zrobić. Mnie też nie. To normalne. Każdy ma lepsze i gorsze dni. Żaden dzień nie będzie idealny. Idealna może być tylko chwila, sekunda, moment, minuta.

– Wiesz... warto było cię spotkać, żeby poznać oczy takie, jak Twoje. I będzie mi tego brakowało.

– Oddasz mi te tabletki?

– Nie – odpowiedziałeś.

– Świetnie. W takim razie zaczekam z tobą i weźmiemy je razem. Trochę inna wersja ''Romea i Julii'' – usiadłam obok Ciebie i zaczęłam wpatrywać się w morze. Do ostatniej minuty miałam nadzieję, że uda mi się go powstrzymać, żeby tego nie robił.

– Zawsze ogarniało mnie takie beznadzieje uczucie, że jestem bezużyteczny. Moje dni były takie same, ja sam byłem tym wszystkim znudzony. Tym, że się śmiałem, żartowałem i po prostu udawałem szczęśliwego, a prawda jest taka, że najbardziej rozweseleni ludzie są najbardziej złamani. Starają się być lepsi dla innych, chcą im pomagać, bo sami sobie nie dają rady i nie chcą pozwolić, żeby ktoś czuł się tak samo beznadziejnie jak ja.

Po moich policzkach płynęły łzy. Płakałam przy chłopaku, w którym się zauroczyłam, i który chciał się zabić.

– A kiedy byłem przy tobie to czułem się tak, jakby mimo tego podziurawienia w środku wszystko jakby się leczyło. Wiesz, kiedy się kogoś kocha to zawsze wszystko staje się lepsze.

– Jak mnie kochasz to nie rób tego – zapłakałam, a Justin wtedy spojrzał na mnie i dotknął moich policzków, aby zetrzeć łzy. – Już raz ode mnie odszedłeś i nie chcę, żebyś zrobił to ponownie. Straciłam cię i nie chcę stracić ponownie. Damy radę, wiesz? Ja ci pomogę i zawsze będziemy razem, ale nie rób tego. Daj mi te gówna i wrzucimy je do morza, a wtedy razem z tym odpłyną nasze wszystkie smutki.

– Ale tak czy inaczej będę smutny, bo smutek to część każdego z nas.

– Będziesz smutny tak jak ja jestem smutna.

Chwilę potem wstałeś i dałeś mi sześć listków tych tabletek.

– Chodź, mamy to wrzucić do morza – podałeś mi lewą rękę, a ja szybko wstałam. Dałeś mi trzy listka, a potem zacząłeś wrzucać każdą jedną po kolei. Patrzyłam na Ciebie i byłam z siebie mimo wszystko dumna.

Miałeś złamane i zranione skrzydło, a potem Ci je wyleczyłam, więc mogłeś latać.

– Odnalazłem miłość tam, gdzie być jej nie powinno. Bez pośrednio przede mną.

Kiedy pozbyliśmy się wszystkich tabletek przytuliłam Justina, a on się rozpłakał. Płakał, jakby chciał w ten sposób wypłakać to wszystko, co zawsze w nim siedziało. A ja płakałam razem z nim. Z tego wszystkiego.

Potem do szóstej nad ranem powtarzał mi jak mnie kocha, a kiedy siedzieliśmy i patrzyliśmy na wschód słońca Justin powiedział, że jest szczęśliwy.

Że już nie musi udawać przy kimś inny, że jest szczęśliwy.

Minęło pół roku, a wciąż był moim chłopakiem. Skończyliśmy szkołę, planujemy studia w tym samym miejscu. Chce iść na psychologię, a ja na anatomię. Nikomu nie powiedzieliśmy o tym, co się stało, a co chciał zrobić Justin. Zawsze mi mówił, kiedy czuł się źle, czy kiedy był smutny. Mógł zadzwonić do mnie nawet w nocy i powiedzieć, że czuje się samotny. A ja wtedy z nim rozmawiałam, jeśli nie mogłam do niego iść tak długo, aż nie zasnął.

Nie liczyłam na to, że będzie mnie kochał cały czas, bez względu na wszystko, ale i tak się cholernie cieszyłam, że go miałam. Że byliśmy szczęśliwi. Że ja miałam Justina, a on miał mnie.



Ale Justin wyjechał, zostawił mnie, przysyłał kartki, jednak nie wracał. Zostawił mnie, uciekł, odszedł i zostawił mnie ze złamanym sercem. Kiedy skończyłam studia zobaczyłam go rozmawiającego z moimi rodzicami i mimo szoku, który przeżyłam widząc go wyglądającego tak dobrze wiedziałam, że był miłością mojego życia. Uśmiechał się tak samo. Miał te same oczy, te same usta, te same blizny. Tatuaży miał więcej; nosił też okulary, a potem nie mógł oderwać ode mnie wzroku. A ja poczułam się tak samo, jak kilka lat temu, kiedy widziałam go na szkolnym korytarzu i krzyczałam w środku, kiedy robił te wszystkie małe rzeczy. Cieszyłam się, że był wreszcie szczęśliwy.

Pamiętnik kończę pisać kilka minut przed randką z Justinem.

'dotknij mnie słowem, gestem, spojrzeniem,  
niech cię poczuję,  
niech zadrżę,  
nie bądź już tylko wspomnieniem'

KONIEC

livney

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 10581 słów i 58048 znaków. Tagi: #miłość #love #chłopak #dziewczyna #pamiętnik

3 komentarze

 
  • Malawasaczka03

    Wooow, super. Pięknie napisane. Ciekawa historia:*

    14 lut 2017

  • livney

    @Malawasaczka03 dziękuję!

    16 lut 2017

  • nomatterwho333

    Wow... Nie mam pojęcia co napisać :o  
    Sprawiłaś, że moje serce pękło i popłakałam się jak małe dziecko...
    To jest cudowne, pisz więcej dziewczyno <3

    13 lut 2017

  • livney

    @nomatterwho333 aw dziękuję bardzo!

    16 lut 2017

  • Hope3

    Jeszcze nie poznałam Twojej twórczości z tej strony... Jestem na tak. Chętnie przeczytałabym więcej tego typu prac.

    13 lut 2017

  • livney

    @Hope3 dziękuję :)niedługo coś podobnego powinno się pojawić x

    13 lut 2017