Destiny Love

To były dni jak wszystkie inne, zwyczajne, samotne. Nic ciekawego się w mym życiu nie działo. Za to moje sny, moje sny były… były dziwne… lecz zarazem szczęśliwie…

Śniła mi się miała i dość ładna dziewczyna, lecz ja jej nie znałem. Wtedy o tym nie wiedziałem ale śniła mi się wciąż i wciąż ta sama osoba…. Jeszcze dziwniejszym jest to, iż po przebudzeniu pamiętałem jej twarz wciąż i wciąż taka ładna kształtna miała, śliczna i uśmiechnięta buzia. Te sny były radosne, bardzo radosne, pozwalały wierzyć w lepsze jutro, że kiedyś spotkam tą jedyną, w której się zakocham… że kiedyś odnajdę miłość….

Mam dwadzieścia jeden lat i chodzę na japoński uniwersytet nazwy nie podam, bo niema to najmniejszego sensu nawet przeciętny Japończyk miałby problem z wymówieniem całej na nazwy na jednym oddechu. Nazwa to jedno długie na trzydzieści znaków w europejskiej czcionce słowo, natomiast w rodzimej to czerty symbole. Gdy pierwszy raz przyszedłem do tej szkoły miałem drobne problemy z akcentem mimo, iż nauczyłem się mówić biegle po japońsku, własne notatki prowadziłem w czcionce europejskiej albo w ojczystym języku. Byłem studentem z wymiany zagranicznej. Na urodziny dostałem bardzo cenny przedmiot, pamiątkę i zarazem artefakt rodzinny przechowywany od stu pokoleń. Był to sygnet, gdy przejrzałem paczkę dokładniej na dnie ujrzałem dwa pudełeczka. Jedno było malutkie takie jak na kolczyki czy inną drobną, acz drogą biżuterie. Drugie było duże, byłem pewny że tam musi być jakiś naszyjnik albo łańcuch. Sygnet założyłem na palec niezwłocznie. Obejrzałem pudełka a ku memu zdziwieniu w dużym ujrzał karteczkę:

To jest naszyjnik twojej babki jest bardzo stary, wiec podaruj go swoje wybrance jeśli ją tam odnajdziesz i dbaj o niego dobrze to ostatnia wola twojej babci- aby ci przekazać te przedmioty

Pierścień należał również do niej, a sygnet tak naprawdę nosił twój dziadek jeszcze kiedy żył.


Twój oddany przyjaciel.


Na uczelni szło mi całkiem dobrze w nauce, czego nie można powiedzieć o kontaktach z innymi studentami, a o studentkach nie wspominając. Było ich tylko kilka na wydziale. Za to zdarzały się grypy z, nie urażając nikogo, wyłącznie damska ‘menażerią’. Prawda jest taka że to wszystko wina dyrekcji, to iż grupach prawie a zwykle w ogóle nie ma dziewcząt lub chłopców. Ten uniwerek był dziwny, mimo, iż szkoła wyższa był oficjalnie koedukacyjna to w praktyce grupy były rozdzielane tak aby chłopcy mieli wykłady w jednym budynku a dziewczęta w drugim. Nie wspomniałem iż kampus był spory, składał się z trzech dużych budynków. Wszyscy plotkowali, że dyrektorka mści się za to, iż jest starą panna bo kiedyś ja zdradził mężczyzna i od tamtej pory nie znalazła sobie innego. Inne plotki głosiły nawet, że lubuje się w kobietach…. Nawet nauczyciele uważali coś takiego za idiotyzm, ale nikt nie powiedział tego wprost dyrektorce. I na to przyszła pora, gdy się urzędnicy przyczepili.. ale o tym może później.

Dni mijały nic się nie działo już traciłem nadzieje. Sny były coraz bardzie intensywne, zacząłem się nie wysypiać. Chodziłem z podkrążonymi oczyma. Czułem że kocham tę dziewczynę. I to był właśnie najgorsze: zakochałem się w wyśnionej dziewczynie. Dlatego bałem się zasnąć i ujrzeć jej twarz chwilami myślałem że tracę zmysły.

Wiele miesięcy męczyłem się z tymi sanami które przerodziły się w koszmary. Dobrze że nie potrzebowałem i nie miałem pracy dorywczej, bo wystraszyłbym pewnie wszystkich klientów… Wyglądałem tak strasznie ze wszyscy uciekali na sam widok mojej niewyspanej twarzy. Paradoksalnie tylko dzięki niej, okropnej niewyspanej facjacie, nie opuściłem się w nauce bowiem profesorzy również się przestraszyli. Doszły mnie w końcu słuchy że celowo się tak załatwiam by nastraszyć profesorów. Z sesji na sesje wyglądałem coraz gorzej. Uwierzcie mi wyglądałem koszmarnie, jak jakiś potwór rodem z najgorszych koszmarów i horrorów. Niewiele ciekawego się w mym życiu działo. Uczyłem się ze wszystkich sił, udało mi się nawet zaliczać wszystkie ćwiczenia na ‘bardzo dobrze’. Można by powiedzieć że im gorzej wyglądałem tym lepsze miałem stopnie…

Przykładałem się do nauki, siedziałem do późnej nocy i wtedy właśnie moje sny ustały, wreszcie zacząłem się wysypiać, wtedy gdy właśnie byłem na skraju śmiertelnego wycieńczenia. Miałem czasami wrażenie, iż znów o niej śniłem, ale nie pamiętałem tych snów. Z czasem jej twarz u leciała w zapomnienie i wtedy zdarzył się cud. Okazało się, że gdy się wysypiam i wkładam tyle samo pracy co wtedy gdy byłem wykończony, osiągam lepsze wyniki, najlepsze na uczelni. Poprawiłem wszystkie oceny i byłem najlepszy na roku. To zmieniło diametralnie moje życie towarzyskie. Mimo, iż większość to byli zwykli interesanci, to cieszyłem się z takiej odmiany. Nagle odkryli, że istnieje geniusz, jak ja i nie musi on być sztywniakiem. "Też mi coś, trzymali się stereotypu, który ‘podobno’ u nich nie występuje.” Mówiłem sobie. A prawda jest taka że czekałem tylko na taką odmianę. Największy natłok był przed każdą sesją, a ten uniwerek należał do bardzo nietypowych bo były cztery sesje a rok szkolny trwał długo, to tak jakby u nas od sierpnia do 31 czerwca. Zaraz po przedostatniej sesji gospodyni zachorowała, przysłała swoją wnuczkę, aby zastąpiła ją w obowiązkach, dziewczyna był dość dziwną osobą, prywatnie ubierała się fatalnie. W tamtym czasie widziałem ją tylko raz- w tych porozciąganych ciuchach, z kapturem naciągniętym na twarz, trzymała kurczowo zaciśnięte z tyłu ręce i nerwowo przebierała nogami. Przez jej ubiór nawet gram urody nie mógł się wtedy przebić. A dziwność tej osoby raczej poległa na jej szybkości w wykonywaniu obowiązków. Gdy przychodziła- ja głęboko spałem, gdy się budziłem, albo jej już nie było albo właśnie wychodziła przekręcając klucz w drzwiach. W tym czasie nie udało mi się jej ujrzeć więcej niż ten jeden raz gdy przyszła powiadomić mnie, że zastąpi swoją babcie.

I tak minął pierwszy rok na uczelni. W wakacje prze pierwsze dwa długo spałem aż do południa. Znów się zaczęły te sny, nie było one męczące, znów stały się przyjemne.

Ostatni sen był najszczęśliwszy a zarazem najbardziej realny i bardzo stresujący… Wzięliśmy z tą dziewczyna ślub, było to tak realne, iż po przebudzeniu myślałem, że odtworzę oczy i ujrzę ja u swego boku, niestety…

Nie mogłem uwierzyć, że to mi się tylko śniło. Wiem, że wtedy wypowiedziałem, a właściwie wykrzyczałem jej imię, ale zaraz po tym umknęło ono z mojej pamięci.

W chwile potem gdy dotarło do mnie, że to tylko sen, byłem delikatnie mówiąc zawiedziony, a mniej delikatnie, to rozpier******* budzik rzucając nim z całej siły o ścianę, byłem totalnie wściekły.

Źródło i ciąg dalszy: http://blog.marcinkorbiel.pl/destiny-love/

MarcinKorbiel

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 1317 słów i 7178 znaków.

1 komentarz