Byłeś Motylem

Długość: ok. 3 strony
Pairing: KaiSoo
Rodzaj: Angst
Rating: G
Krótki opis: Wydanie wyroku na samego siebie i ból wypełniający wnętrze zabójczego kwiatu.

        Był dobrym przyjacielem. Zawsze mogłem na niego liczyć. Zazwyczaj tak też robiłem. Nie potrafiłem dojrzeć w sobie siły, która spowodowałaby wzrost heroizmu. Byłem tylko marnym kolegą, który zawsze oczekiwał od innych czegoś więcej niźli mogli dać.
        Umiejętność podejmowania decyzji samodzielnie, mimo niesprzyjających warunków, to cnota, która już dawno mnie opuściła.
"Stawienie czoła próbom, narażenie się na nieprzyjemne konsekwencje w imię wyższych wartości.” To zdanie jest głęboko wyryte w mej pamięci… Chociaż nigdy nie zdobyłem się na odwagę, aby wcielić je w życie. Dlatego teraz nie ma ono znaczenia.
        Jongin zawsze dawał mi wszystko, czego tylko zapragnąłem. Zdawałem sobie sprawę, że byłem dla niego ciężarem. Ogromnym, betonowym posągiem – drobnego i nieszczęśliwego chłopca.
Mimo wszystko udawał, że było dobrze. Zachowywał się jak przyjaciel…
Dlaczego go wykorzystałem? Dlaczego wykorzystywałem go cały ten czas?
Byłem głupi. Jestem głupi. Będę głupi dalej, bo nie umiem bez niego żyć.
Teraz już za późno.
        Jednak nie potrafiłem pozbyć się mojego wewnętrznego egoizmu.
        Byłem zapatrzony w siebie… Nazywaj mnie jak chcesz. Ten ból, który we mnie pulsuje jest skutkiem narcystycznego podejścia do życia. Do Jongina.
        Opisuję tak swoje życie – znowu swoje. Jak zwykle zwracam uwagę tylko na siebie.
Czasem warto popatrzeć na żywot innych…
Zastanowić się, czy są szczęśliwi, zaspokoić ich potrzeby, zadbać o ich dobro.
        Po tym co się wydarzyło, za szybko na doznanie szczęścia.
        Za szybko na pokonanie słabości.
        Za szybko na tłumaczenia.
        Za szybko na zrozumienie.
        Za wolno na odzyskanie przyjaciela.
        Cały czas o nim myślę. Jongin wypełnia cały mój umysł. Jego piękny uśmiech i zabójczy wzrok utkwił mi w pamięci.
Siedzę w pokoju… Te cztery puste ściany sprawiają, że czuję się uwięziony. Z jednej strony to dobrze, bo nie potrafię sobie wybaczyć tego, czego zdołałem dokonać.
        Samotność mnie przeraża.
        Stał na moście, pełen wdzięku i powagi. Jego ciemne oczy spoglądały niepewnie na rwący strumień. Z daleka wyczuwałem od niego bijące ciepło. Kolorowe liście spadały z drzew, robiąc przy tym zabawną otoczkę. Wiatr nieustannie bawił się brązowymi włosami chłopaka.
Tamten dzień mieliśmy spędzić razem. Śmiejąc się, przytulając i mówiąc miłe słowa.
        Nie wyszło tak jak postanowiłem.
        Widząc mnie, Jongin uśmiechnął się szeroko, ukazując swoje śnieżnobiałe zęby. Od razu się rozchmurzył. Dlaczego tak na niego działałem…
Wychylił się znacząco poza barierkę, aż zrobiło mi się gorąco. Chciał tylko mnie zawołać…

        Pragnąłem mu powiedzieć o tym co do niego czuję…

        Pragnąłem pozbyć się myśli, że tylko wysysam z niego życie…

        Pragnąłem zatrzymać czas na tamtą chwilę…

        Nikomu jeszcze prócz śmierci nie udało się tego zrobić.

        Dlaczego życie daje nam kopa wtedy, kiedy nie jesteśmy na to gotowi?
Możliwe, że doszedłem do odpowiedzi. Nigdy nie miałem czasu na wyznawanie czegokolwiek. Liczyłem się tylko ja. Moje "ja” sprawiło, że Jongina już nie ma. Zabiłem go brakiem uczuć, ciągłymi żądaniami.
        Nie był niczego winny. Był bezbronnym motylem, który nieświadomie usiadł na muchołówce. Ten ciekawy z pozoru kwiat, tylko czekał, żeby się nim pożywić. Zamknął go w sobie i nie miał zamiaru wypuścić. W końcu to zrobił, ale z motyla pozostał tylko marny pył.
        Jestem świadomy tego, że mógłbym ze sobą skończyć.
Ale to byłoby za proste.
Chcę żyć w świadomości, że to ja zawiniłem.
Będę męczył się do końca życia, myśląc, że to mogło potoczyć się zupełnie inaczej.
Moje ciało wypełnił ból. Jak nigdy dotąd czułem, że zżera mnie od środka. Powoli kąsa każdy narząd. Zawzięcie wiruje w sercu, robiąc od czasu do czasu przerwę, żeby dobrać się do mózgu.  
        Czasem trzeba pozwolić sobie na oddanie. Pozwolić, żeby ktoś inny przejął inicjatywę. Dać szansę na pokochanie, by zdążyć przed czasem. Żyć chwilą i nie zastanawiać się nad tym, co powiedzieć jutro. Powiedzieć to w tej chwili, bo owe "jutro” jeszcze nie jest dniem.
Nie można ufać przyszłości… Jest fałszywa i nie wiesz do końca co przygotowała.
        To co dobre przeminęło…

Kotori

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 809 słów i 4538 znaków.

Dodaj komentarz