Mam na imię Sara i mam 17 lat. Odkąd pamiętam wychowywała mnie babcia Eleonora. Pierwszym i ostatnim wspomnieniem moich rodziców jest ich kłótnia, która dla matki zakończyła się nożem w klatce piersiowej. Ojciec uciekł. Niestety stałam na drodze do jego wolności. Od tego czasu mam problemy z mówieniem i niedosłyszę. Podobno kiedyś moi rodzice się kochali, znajomi mówili, że szaleli na swoim punkcie. Tylko czasem wariactwa młodości źle się kończą.
Moja babcia jest coraz starsza i chociaż nie chce tego przyznać coraz części przyłapuje ją na niepamięci. Wczoraj nie mogła przypomnieć sobie mojego imienia, z uporem maniaka starała się go nie używać w rozmowie. Przedwczoraj myślała, że dziadek wróci za chwilę do domu z pracy. Mój dziadek nie żyje od ponad 20 lat. Godziłam się powoli z tym, że takich sytuacji będzie więcej. Nie wiedziałam tylko, co będzie dalej, z nami. W szkole nie byłam orłem. Nie jestem bystra, a to, że nie słyszałam dobrze dodatkowo mnie skreślało. Jedyne, co wychodzi mi naprawdę dobrze, to malowanie. Kiedy to robię, odpływam. Mogę robić to godzinami, ale dobre przybory kosztują. Czasem lubię wchodzić do sklepów plastycznych i krążyć między półkami udając, że coś wybieram. Dotykam wtedy rys papieru, przeczesuję pędzle, zachwycam się kolorami kredek i nie dowierzam, że takie kolory istnieją. Ale malowaniem nas nie nakarmię. Babcia potrzebuje coraz więcej specjalistycznych leków, coraz mniej zostaje na rachunki i jedzenie. Ostatniej nocy doszłam do wniosku, że powinnam zdobyć szybko jakiś zawód. Padło na fryzjerstwo. Słyszałam, że to dobrze płatna praca, a klientów, właściwie klientek teraz nie brakuje.
Teraz dorabiam w niewielkiej kwiaciarni. Jej właścicielem jest Mikołaj i gdybym miała określić go jednym słowem to byłoby to słowo „duży”. Mikołaj ledwo mieści się w futrynie przez swój wzrost i szerokie barki. Jego wygląd też pod innymi względami odbiega od stereotypowego kwiaciarza. Miki ma ogoloną na zero głowę, łuk brwiowy nad lewym okiem był rozcięty nie raz, to samo mogę powiedzieć o jego podbródku. Sądzę też, że większość jego ciała jest w tatuażach, bo ornamentyka tuszem nie kończy się na ramionach, ale prowadzi dalej, na plecy. Nie wiem skąd pomysł na taki biznes u faceta, który jednym ciosem mógłby zabić, ale udaje się mu, kwiaciarnia ma się całkiem dobrze. Facet ma rękę do kwiatów, a to, co proponuje klientom nie jest zwitkiem roślin zapakowanych w żarówiasty różowy celofan. Czasem, kiedy przyglądam się jego pracy i temu jak traktuje klientów, uśmiecham się pod nosem. Jego bukiety są prostolinijne, takie niewymuszenie piękne, a starsze kobiety, które u nas kupują po prostu za nim przepadają.
Niestety Mikołaj nie przepada za mną. Właściwie, można powiedzieć, że mnie toleruje. Rzadko się do mnie odzywa i akurat za to jestem mu wdzięczna, bo w pracy nie mam zwyczaju nosić aparatu słuchowego. Bywa też bardzo wymagający, ale dosyć dobrze płaci za kilka godzin w tygodniu, które spędzam tu po szkole. Kiedyś przyłapałam go na tym, jak mi się przypatruje. Nie odwrócił wzroku, więc mogłam dostrzec w jego spojrzeniu litość pomieszaną z odrzuceniem. Wtedy zrozumiałam, że zatrudnia mnie tylko ze względu na babcię, która mnie mu rekomendowała. Zrozumiałam też, że w oczach wielu już do końca życia będę niedosłyszącą niemową, dzieciakiem plebsu. To była bolesna lekcja, ale potrzebna. Nie byłam już zszokowana i zażenowana miną pani zapisującej mnie na kurs fryzjerski ani zachowaniem niektórych nauczycieli. Jedno, czego starałam się zawsze trzymać to to, żeby chodzić wyprostowaną wśród tych spojrzeń. Nasza dzielnica była na tyle mała, że każdy mnie kojarzył, więc plecy czasem niemiłosiernie bolały, ale postanowiłam się nie uginać.
Jedyną moją koleżanką była Aśka, dziewczyna w moim wieku z kamienicy obok. Nie można powiedzieć, że się przyjaźniłyśmy, ale czasem w trakcie mojej przerwy w kwiaciarni przychodziła na tyły zapalić papierosa. Wiedziała o stanie mojej babci i kilka razy proponowała mi spotkanie sponsorowane z jednym ze swoich „wujków”. Śmiałam się wtedy pokazując na swoje usta i uszy, a ona z przekonaniem mówiła, że dla nich liczyło się to, że mam cipkę i jestem młoda. Czasem czytałam z ruchów warg, więc wiedziałam, że w jej rodzinie też się nie przelewało. Mówiła mi to wszystko, bo myślała, że nie słyszę, więc nie wyprowadzałam jej z błędu. Jej brat Paweł bardzo mi się podobał i lubiłam , kiedy o nim opowiadała. Sądzę, że gdybym przyznała się, że rozumiem, co do mnie mówi, nie przychodziłaby już.
Wszystko zmieniło się pewnego czerwcowego popołudnia. Byłam wykończona, bo babcia obudziła się w środku nocy i nie kojarzyła, gdzie jest. Po ciemku wpadła na regał. Następne pół nocy spędziłyśmy na ostrym dyżurze. Po stokroć powtarzała, że przeprasza, kiedy gładziłam jej dłoń swoją i kiedy zakładali jej gips na prawą nogę. Zrozumiałam, że nie mam już czasu, a kurs fryzjerski zaczynałam dopiero za dwa miesiące. W pracy wszystkie czynności wykonywałam automatycznie. Cały czas myślałam o babci i o tym, że nie wiem jak poradzimy sobie przez najbliższy miesiąc. Było bardzo ciepło, więc już teraz wyobrażałam sobie jak będzie się męczyła w gipsie. Dodatkowo dochodził problem wykupienia kolejnych leków – zastrzyków, leków przeciwbólowych, suplementów.
Aśka od razu zauważyła moje podkrążone oczy i bladość. Kiedy skończyła palić wsunęła mi w dłoń kartkę z numerem telefonu jakiegoś Tadka. Dopisała jeszcze, że jest bardzo ok i nie będzie mu przeszkadzał mój aparat i milczenie. Powinnam była wyrzucić tę kartkę, ale tego nie zrobiłam. Schowałam ją do kieszeni fartucha i postanowiłam dać sobie trochę czasu na zastanowienie.
Do domu wróciłam parę minut po 20. Babcia drzemała przed telewizorem. Nagle, patrząc na nią, ogarnął mnie przeraźliwy lęk. Zrobiło mi się zimo na myśl, że mogłabym ją stracić, a robi się przecież coraz bardziej krucha, dziecinnieje. Jeśli czegoś nie rozumie płacze, reaguje agresją albo się obraża, ale mam tylko ją. Zgubię się, gdyby umarła. Dreszcze nie ustępowały, więc pobiegłam do swojego pokoju, nakryłam się kocem i w ubraniu zasnęłam niespokojnym snem.
Rano postanowiłam, że popołudniu zadzwonię do Tadka. Już dawno przestałam wierzyć w miłość. Chłopcy unikali mnie jak ognia, podobno bali się, że odziedziczyłam po ojcu zamiłowanie do noży. Z kwiaciarni często obserwowałam dziewczyny o blond włosach wystrojone jak lalki. Każda miała przyklejony do dłoni telefon i każda uważała się za wyjątkową, chociaż wszystkie wyglądały identycznie. Lubiły robić sobie zdjęcia przed kwiaciarnią, bo zazwyczaj wejście tonęło w morzu kwiatów w koszach, z przymocowanych do ścian doniczek wylewały się soczyście zielone liście. Miki często przeganiał te dziewczyny, ale widziałam jak patrzy na nie, kiedy odwrócone odchodziły. Myślę, że szczególnie lubił kobiecie pupy. Paweł też. Ja od pewnego momentu obserwowałam u siebie zanik pośladków. Cóż, kolejny powód, dla którego umrę prawie dziewicą. Byłam z kimś rok temu, ale dla tego kogoś okazałam się przygodą na jedną noc. W szkole nie zwracał już na mnie uwagi, z czasem ja też odpuściłam. Zawsze myślałam, że wspomnienie pierwszego razu powinno być piękne. W rzeczywistości przez cały czas czułam ból i dyskomfort. Po wszystkim wstydziłam się swojej nagości i jak najszybciej chciałam wrócić do domu, żeby wziąć prysznic. Dopiero później dowiedziałam się z podsłuchanych w szkolnej łazience rozmów dziewczyn, że w seksie wcale nie trzeba się spieszyć, a czułość jest czymś bardzo wskazanym, nie fanaberią nastolatki.
Popołudniu zaczęłam się denerwować. Powinnam zadzwonić, ale odkładałam to. Wszystko leciało mi z rąk. Mikołaj to zauważył i kiedy po raz trzeci upuściłam doniczkę z sadzonkami, kazał mi iść do domu.
Zdjęłam fartuch i sięgnęłam do jego kieszeni. Nie wymacałam żadnej kartki. Zrobiło mi się gorąco, byłam pewna, że ją tam wkładałam. Nagle tuż nad moja głową zawisł biały zwitek papieru.
- Tego szukasz?
Odwróciłam się i napotkałam gniewne spojrzenie Mikołaja.
- „Tadek, bardzo ok., dobrze płaci” – wyrecytował przez zęby – za co tak dobrze płaci Saro?
Przenikał mnie wzrokiem, a ja czułam jak moje policzki robią się krwisto czerwone.
- Załóż aparat – nakazał.
Pokiwałam przecząco głową i wyprostowałam plecy.
- Załóż – jego głos był lodowaty.
Bardzo powoli sięgnęłam do futerału i nałożyłam aparat słuchowy.
- Za co płaci Tadek? – nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Ne twwo - ja spłaaawa – byłam w stanie zdobyć się tylko na tyle.
- Tadek to znajomy Aśki, prawda? Ona ma dużo takich znajomych, widzę, jak czasem ją odwożą. Czyś ty na głowę upadła dziewczyno?
- O - daj kał - tkę – nieźle mnie tym wkurzył. Mówienie, zwłaszcza w takich momentach, wiele mnie kosztowało, więc zamknęłam oczy i w skupieniu, powoli wypowiadałam słowa, by brzmiały poprawnie - To ne twwo – ja spłaaawa.
- Może moja nie, ale twojej babci już tak. Co powiesz na to, żebym uciął sobie z nią miłą pogawędkę dzisiaj wieczorem? – uśmiechnął się przy tym złośliwie, a ja zrobiłam się blada jak ściana.
-Ne zło - bisz tego! – krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam, a pod powiekami poczułam łzy. Pchnęłam go z całej siły, ale ani drgnął. Wyczułam tylko pod dłońmi, że napiął się cały.
- Tak ci brakuje pieniędzy czy kutasa? – był wściekły, czułam jak szybko oddycha – Dobrze, załatwimy to inaczej.
Zanim się obejrzałam pociągnął mnie mocno za rękę w głąb zaplecza.
- Taka jesteś odważna. Myślisz, że sobie poradzisz z napalonym facetem, który jest pewnie dwa razy silniejszy od ciebie? Można cię przewrócić jednym pchnięciem. I jeszcze wierzysz, że ci zapłaci? – prychnął.
Cały czas miałam wzrok wbity w ziemię i po raz pierwszy od bardzo dawna kuliłam się na czyjeś słowa. Potem zrobił coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Rozpiął rozporek.
- Ssij.
Pokręciłam przecząco głową i zaczęłam cofać się na ścianę za mną.
- No dalej, przecież chcesz to robić zawodowo. Znasz mnie, jestem wypłacalny. Możemy sobie pomóc.
Za sobą czułam chłód ściany. Musiałam spojrzeć mu w oczy. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby tak płonęły. A najgorsze było to, że on nie chciał dać mi już tylko nauczki, on naprawdę chciał, żeby uklękła i wzięła go do ust. Wzdrygnął się, bo do niego też dotarło, że ta sprawa wymknęła mu się spod kontroli.
- Nagle ci przeszła ochota? Łatwa kasa nie jest już taka łatwa? – ironizował.
Od odpowiedzi wybawił mnie dzwonek sygnalizujący wejście klienta. Mikołaj zapiął spodnie, wziął głęboki oddech i oddalił się bezszelestnie zostawiając mnie drżącą i totalnie ośmieszoną. Kiedy trochę się uspokoiłam i otarłam łzy z policzków, założyłam kaptur na głowę i bez słowa wyszłam z kwiaciarni, wymijając starszą kobietę i pochylonego nad ladą Mikołaja.
Po powrocie do domu stwierdziłam, że spanie w ubraniu staje się moją rutyną, ale nie miałam siły na nic poza rzuceniem się na łóżko.
Przez kilka kolejnych dni nie pojawiałam się w pracy. Babcia była trochę zdziwiona, że przesiaduję popołudniami w domu, ale wykręciłam się tym, że mam teraz dużo sprawdzianów. Nie dociekała, wiedziała, że koniec roku szkolnego zbliża się wielkimi krokami. Myślałam, że nie wrócę już do kwiaciarni, ale zaczynało brakować nam pieniędzy. Po tygodniu poszłam do pracy. Za ladą stał Miki, ale nawet na mnie nie spojrzał. Kiedy chciałam założyć fartuch, jego słowa totalnie mnie zmroziły.
- Nie mam dla ciebie pracy tutaj.
Spojrzałam na niego uważnie. To, co powiedział później na zawsze zmieniło relacje między nami.
- Przyjedziesz dzisiaj wieczorem do mnie do domu. Babci powiesz, że nocujesz u koleżanki, bo czegoś tam nie rozumiesz. Wymyślisz coś. Opowiadała mi ostatnio jak pilnie się uczysz od kilku dni. Dzisiaj pouczysz się u mnie.
Pomyślałam, że to nie może być prawda, że znowu chce utrzeć mi nosa.
- Ne bęęędę tego łobić, z nikm.
- Zmieniłaś zdanie? Za późno. Albo przychodzisz wieczorem, albo nie mamy ze sobą, o czym rozmawiać.
- Dlaa - czego?
- O 20, a teraz wybacz, ale mam sporo pracy.
Miałam wrażenie, że to był zły sen. Nie miałam pracy, Mikołaj chciał mnie u siebie w wiadomym celu, chociaż kilka dni wcześniej przekonałam się, że nie mogłabym sypiać z facetami za pieniądze. Wchodząc do domu miałam nadzieję, że wszystko się jeszcze odwróci, że sobie z babcią poradzimy, ale kiedy zobaczyłam jak liczy nasze oszczędności, załamałam się. Ze łzami w oczach pobiegłam do swojego pokoju i zaczęłam się pakować na dzisiejszą noc.
Nigdy nie byłam w domu Mikołaja. Nie miałam powodu, żeby być. Dom był stary, ale zadbany i od progu było wiadomo, że mieszka w nim ktoś, kto uwielbia rośliny – kwitły na każdym parapecie. Zapukałam i zajrzałam przez okno, ale nie dostrzegłam nikogo. Z ulgą pomyślałam, że się rozmyślił i już chciałam się wycofać, kiedy drzwi lekko uchyliły się przede mną.
- Wejdź.
Poszłam w ślad za nim.
- Napijesz się czegoś?
Pokręciłam przecząco głową, chociaż w gardle czułam okropną suchość. Jakby czytając w moich myślach, nalał mi szklankę wody, którą wypiłam duszkiem. Roześmiał się krótko.
- I to tyle w kwestii twojej szczerości.
Zabolał mnie jego komentarz, ale ostatnio dałam mu powody, żeby mi nie ufać. Wyczuł , o czym myślę, bo dotknął delikatnie mojego ramienia i powiedział:
- Kłamstwo to nigdy nie jest rozwiązanie.
- To poz - wól mi włó - cić do doomu, do płaacy.
Nic nie odpowiedział tylko wziął za rękę i pociągnął w stronę sypialni.
Muszę przyznać, że było to jedno z najpiękniejszych pomieszczeń, jakie w życiu widziałam. Sypialnia sama w sobie była prosta, duże łóżko, małe szafki nocne po obu jego stronach, na jednej urocza lampka. Wszystko w stonowanych odcieniach bieli. Ale ta sypialnia miała coś, czego nigdy wcześniej nigdzie nie widziałam – wyjście do oranżerii. To tak, jakby zaprosić ogród do domu. Zbudowana ze starych kawałków szkła, mieściła dwa wygodnie wyglądające fotele i ręcznie kuty, trochę wysłużony stolik. To miejsce to była bajka. Nie mogłam oderwać wzroku od różnych faktur szkła, nie mogłam oprzeć się, żeby go nie dotknąć. Stał tam dobrą chwilę przyglądając mi się uważnie oparty o framugę. Kiedy w końcu oderwałam wzrok od drewnianych drzwi, równie wysłużonych, co stolik i spojrzałam na niego, wiedziałam już, że to koniec podziwiania. Przełknęłam głośno ślinę. Chciałam powiedzieć, że nie mam doświadczenia, że nie umiem, ale minęłoby sto lat zanim wypowiedziałabym to wszystko. Moja niemoc bardzo mnie ograniczała, ale dopiero dzisiaj zdałam sobie sprawę, że mnie to wkurza, złości. Przeszłam do sypialni.
- Rozbierz się i połóż – powiedział odwrócony plecami do mnie.
Czyli to tak? Mechanika? Jak mogłam łudzić się, że będę zdolna do czegoś takiego? Z kimś obcym? Dłonie zaczęły mi niepokojąco drżeć.
Pościel była przyjemnie zimna. Próbowałam zatopić się w uldze, jaką mi daje i nie myśleć o tu i teraz, ale wszystko prysło, kiedy poczułam jak materac ugina się pod ciężarem drugiego ciała. Bałam się, bardzo się bałam. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Co jakiś czas do kwiaciarni przyjeżdżała młoda, elegancko ubrana kobieta i razem z Mikołajem jechali gdzieś na resztę dnia. Była piękna. W chwili, kiedy Mikołaj kładł się na mnie, pomyślałam, że nie dorównuje jej i nie rozumiem. Zaczęłam się szarpać. Włożyłam w to całą siłę, na jaką było mnie stać. Byłam jak dzikie zwierzę w klatce. Mikołaj szybko poradził sobie z moim buntem i skrępował mi ręce tuż nad moją głową swoją dłonią. Po raz pierwszy spojrzałam mu prosto w oczy.
- Dlaa - czego? – zupełnie nie poznawałam swojego głosu, jakby brzmiał z bardzo daleka, przytłumiony, słaby.
Nie odpowiedział tylko pocałował bardzo głęboko. Wbił się językiem głęboko we mnie i bez żadnego ostrzeżenia zaczął swój atak. Mimowolnie oddałam pocałunek, może dlatego, że nigdy nie byłam całowana z taką pasją. Przestraszył mnie swoją zajadłością, ale nie chciałam kończyć. Było w tym pocałunku coś podobnego do tego, kiedy człowiek stoi na krawędzi i nie wie czy skoczyć, czy cofnąć się o krok. Zwolnił i czekał. Z intensywności przeszedł w lekkie muskanie moich warg. Uwolnił moje dłonie i dał mi wybór. Nieśmiało dotknęłam jego klatki piersiowej i poczułam pod palcami twarde mięśnie ubrane w gładką, ciemną skórę. Był mocno owłosiony. Kiedy badałam jego ciało, oddychał głęboko. Wiedziałam, że musi się mocno stopować. Czułam jego podniecenie na udzie, a nie leżałam nieruchomo. To, co odkrywałam sprawiało mi pokrętną przyjemność. To, jaką władzę miałam nad tym olbrzymem. Wybrałam. Pozwoliłam mu na siebie. Wzięłam jego twarz w swoje dłonie i spojrzeniem odszukałam jego oczy. Pokiwałam głową na znak, że się zgadzam i rozsunęłam szerzej nogi. Nie tracił czasu. Poczułam go głęboko w sobie, kiedy wszedł jednym pchnięciem. Następnie wysuwał się prawie cały, żeby znowu zatopić po granice. Robił mi to coraz szybciej, mocnej. Tak jakby biegł w letargu. Zrozumiałam, że nie tylko ja uciekam. I musiałam przyznać, że Mikołaj, jakiego znałam to była tylko maska. W łóżku emocje, które w sobie nosił sięgały zenitu. Zaczęło mnie boleć. Po każdym pchnięciu czułam tępy ból. Musiałam krzyknąć, bo zwolnił.
- Przepraszam Sara, przepraszam…
Pocałowałam go lekko w usta, a potem on wtulił się w zagłębienie między moją szyją a obojczykiem.
- Do – koncz.
Poruszł się teraz woniej, ale to tylko spotęgowało doznania. Poczułam, że nie wytrzymam tego dłużej. Gdzieś we mnie rodziło się ciepło. Kiedy wszystkiego było już za dużo, doznań, skóry, potu, wygięłam się w łuk i odpłynęłam. Moje mięśnie były cudownie wiotkie i czułam się lekka jak piórko. Mikołaj ruszył w ślad za mną, ale on dochodził głośno, napięty do granic możliwości. Czułam jak z każdym pchnięciem zostawia we mnie to napięcie, rozluźniania się. Kiedy skończył, opadł na mnie całym ciałem, a ja roześmiałam się cicho. Poczułam jak jego klatka piersiowa też porusza się lekko od śmiechu. To było nam obojgu potrzebne. Nigdy nie przeżyłam czegoś podobnego, tylko, co dalej?
2 komentarze
milegodnia
Czytając lubię się zapomnieć, być przez moment poza tym, co mam w każdej godzinie mego życia.
I wiesz, co?
Udało Ci się.
Śledząc Twój tekst byłem obok bohaterki. A nie musiałem się zbytnio starać bo opisałaś tak precyzyjnie każdy jej gest, krok a nade wszystko odczucia, że być może więcej słyszałem niż ona niedosłysząca.
Masz dar przekazywania emocji, napięć, rozterek i wszelkich myśli jakie buzują w człowieku.
Powinienem napisać w kobiecie bo powszechnie wiadomo, że Wam kobietom przypisuje się bogatsze życie wewnętrzne.
A może właśnie dlatego to mnie tak zaciekawiło bo sam jako mężczyzna nie kroczę drogą takiej głębszej analizy?
Być może.
Podpisuję się pod komentarzem papcia: - "Bardzo ładnie napisane"
I nie chodzi tylko o elokwencje, sam zapis, czy techniczne arkana, ale o samą rozbudowę opowiadania, wprowadzenie czytelnika w dramat młodej kobiety.
Czytając miałem czas poznać jej charakter nim doszło do kopulacji, która być może okaże się czymś więcej bo na dziś byłbym naiwny, gdybym widział w tym coś z bliskiego, nie licząc fizyczności.
RozowyPuch
@milegodnia dziękuję za Twój komentarz, sprawileś mi nim wielką radość. Nie spodziewałam się tak ciepłego odbioru, dziękuję.
papcio
Bardzo ladnie napisane. Oczekuje kontynuacji.😷