Będąc cieniem

Chciałem dotknąć jej twarzy, choć ten ostatni raz.  
Wiatr dmuchnął gwałtownie, odsłaniając jej szyję i kark. Zawsze czułem, jak jej skóra nagrzewała się pod wpływem mojego subtelnego dotyku. Niesamowite uczucie. Przymrużała wtedy oczy, jakby chciała skupić się tylko i wyłącznie na tym przyjemnym uczuciu. Nigdy nie przerywałem, nawet wtedy, gdy cicho chichotała. Docierałem do miejsca, w którym dotyk działał skuteczniej. Łaskotało. Uwielbiałem słyszeć, jak się śmieje i próbuje mnie lekko odepchnąć. Łapałem jedną dłonią jej małe ręce, drugą przyciskałem kruche ciało do swojego i całowałem. Śmiałem się, gdy powtarzała za każdym razem, że czuje się, jak sławna aktorka w lubianym przez ludzi romansie. Jej usta były miękkie, delikatne. Każde muśnięcie przyprawiało mnie o ciarki. Smakowałem jej, bojąc się, że to ten ostatni raz, w którym poczuję jej usta na swoich. Delikatne pocałunki zamieniały się po chwili w te pozbawione zahamowań.  
Kochałem ją, cholernie.
Nie widziała mnie, kiedy szedłem za nią krok w krok. Moje stopy poruszały się bezszelestnie, bez żadnego niechcianego bądź chcianego dźwięku. Tak bardzo pragnąłem, żeby mnie usłyszała, ale to nie było możliwe. Stawiała kroki szybko, dokądś się spiesząc. Obstawiałem, że właśnie zmierzała do swojej ulubionej kafejki, w której serwowali najlepsze naleśniki w mieście a nad kawą zawsze unosiła się znajoma para. Wystarczyło popchnąć drzwi i znaleźć się w jej wnętrzu, by od razu zakochać się w tym miejscu. Pachniała i wyglądała rewelacyjnie, choć zawsze uważałem, że to miejsce było tylko dodatkiem, tłem przy mojej ukochanej.  
Zatrzymała się na chwilę, by sprawdzić coś w torebce. Portfel? W prawej, bocznej kieszonce. W roztargnieniu założyła kosmyk włosów za ucho a jej drżące ręce przeszukiwały wielką torbę. Nawet teraz wyglądała pięknie. Zamyśliła się na chwilę, po czym wyjęła czerwoną portmonetkę. Musiałem się uśmiechnąć.  
Usiadłem naprzeciwko niej. Obserwowała widoki za grubą szybą. Trzymała w ręku niewielką filiżankę, ogrzewając swoje zmarznięte dłonie. Nachyliłem się, by powąchać zawartość. Tak, zdecydowanie Demitasse. Uwielbiała ją najbardziej.  
Miała puste spojrzenie. Z tęsknotą wpatrywałem się w jej piękne, błękitne oczy. Całodzienne obserwowanie jej sprawiało mi ogromną ilość bólu, ale nie zamierzałem przestać. Nie widziałem poza nią świata, to się nigdy nie zmieniło.
Chciałem, żeby się w końcu uśmiechnęła. Tyle razy próbowałem pogładzić delikatnie jej policzek, ale za każdym razem moja dłoń wtapiała się w jej twarz. Stałem się niewidzialnym cieniem, zarysem, majaczącym kształtem, którego poza mną nikt nie potrafił dostrzec. Nie pamiętam, ile już łez zdążyło potoczyć się po jej twarzy. Błękit trochę przygasł, choć dalej uważałem, że jej oczy są najpiękniejsze. Pociągnęła nosem, po czym zamoczyła usta w słodkim napoju. To chyba w jakiś sposób wynagradzało jej dwudziestoczterogodzinny smutek. Przez tę jedną, złudną chwilę trochę się zmniejszał.  
Mało jadła, mało się śmiała, rzadko wychodziła z domu. Zawsze, gdy do niego wracała, podchodziłem do kanapy, na której siedziała. Z całych sił starałem się przekazać jej choćby najmniejszy znak, by mogła mnie poczuć. Otulałem ją ramieniem, starając się wytrzeć jej mokre policzki. Z dnia na dzień czułem się gorzej, wiedząc i widząc, że jej stan w żaden sposób się nie polepszał. Byłem zupełnie bezużyteczny, choć właśnie w tych chwilach potrzebowała mnie najbardziej. Z przyzwyczajenia sięgałem po chusteczki, by po sekundzie zorientować się, że nie była mnie w stanie zobaczyć. Po moich bladych policzkach również toczyły się łzy. Wiele łez. Jezioro łez. Morze łez.
Wyglądała tak cholernie bezbronnie i pięknie. Moje serce milionowy raz łamało się na pół. Sam już nie wiedziałem czy w ogóle nadal je posiadałem.  
Nocą przyglądałem się jej twarzy oświetlonej jedynie odwiedzającym okno księżycem. Siadałem na brzegu. Jej klatka unosiła się i opadała pod cienką koszulą. Rozlane pasma blond włosów po poduszce. Rozchylone usta. Blade, zamknięte powieki.  
Moja księżniczka. Tylko moja. Potem wychodziłem z sypialni i spacerowałem po wymarłym parku.  
Myślałem wtedy o wszystkim. O rzeczach, których nie zdążyłem zrobić. Słowach, których nie zdążyłem powiedzieć. Długo płakałem, choć nie sądziłem, że będąc duchem można wylać z siebie tyle łez. Czasem miałem ochotę zniknąć, totalnie się rozpłynąć. Nie istnieć również dla siebie. Wszystko się skomplikowało i nawet mój umysł nie potrafił tego ogarnąć. Chodziłem bez celu po wydeptanych uliczkach, myśląc o niej. O tym czy dobrze spała, czy nie śnił jej się przypadkiem żaden koszmar. Z dnia na dzień coraz ciężej było mi patrzeć na ból wypisany w jej oczach. Obserwować jej chód, w którym brakowało energii, chęci na cokolwiek.  
Wiedziałem, że to przez brak mojej obecności. Wszystko zbyt szybko i niespodziewanie się wydarzyło. Kto mógłby przewidzieć własną śmierć skoro wszystko układało się według planu? Nikt. Wiadomość zszokowała nas podwójnie.  
Bałem się, że nigdy nie będzie już szczęśliwa. Widziałem, jak z tęsknotą i rozpaczą głaskała i obracała w palcach nasze wspólne zdjęcie. Czułem się, jak potwór, nie mogąc być realnie. Krzyczałem, błagałem, prosiłem - to wszystko na nic. Nie słyszała mnie, choć była tuż obok, na wyciągnięcie ręki.  
Sam nie wiem, ale z dnia na dzień modliłem się, by ktoś pojawił się w zasięgu jej wzroku. Mimo wszelkich prób nie mogłem być tą osobą. Przekonywałem sam siebie, że tak będzie najlepiej, choć sama myśl sprawiała, że brakowało mi tchu. Moja mała księżniczka w ramionach kogoś innego. Nikt przecież nie wiedział, że nie lubiła pieprzyka tuż nad swoimi pełnymi ustami. Bała się, gdy zapadał zmrok. Tańczyła w deszczu. Uwielbiała tylko buziaki w lewy policzek i, że marszczyła nos, gdy coś ją zaciekawiło. Było jeszcze wiele rzeczy, o których nikt nie wiedział poza mną, o których nikt nigdy miał się nie dowiedzieć.  
Mieliśmy być na zawsze, oddani sobie w pełni. Teraz myślałem o kimś nowym, kimś to sprawiłby, że na jej ustach znów pojawiłby się ten znajomy, uroczy uśmiech. Ktoś, kto obudziłby iskierki w błękitnych oczach. Ktoś, kto dałby jej odpowiednie wsparcie i nigdy nie skrzywdził. Modliłem się o kogoś takiego. Jeśli miałem poświęcić całe swoje szczęście dla mojej ukochanej, chciałem, żeby wykorzystała je w pełni. Nie interesował mnie wtedy ból, który przypominał o sobie bardziej niż kiedykolwiek. Chciałem widzieć szczęście na jej twarzy, choćbym musiał spoglądać na nią w innych ramionach przez wieczność.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1286 słów i 7009 znaków, zaktualizowała 19 paź 2015.

3 komentarze

 
  • Klaudix

    Bardzo fajnie napisany tekst :)

    21 paź 2015

  • dilerrka

    Czyżby podmiot liryczny patrzył na swoją ukochaną zza światów? Zaczyna się naprawdę genialnie.

    20 paź 2015

  • Malolata1

    @dilerrka idziesz dobrym tropem. :*

    20 paź 2015

  • NataliaO

    Ciekawy tytuł, ładnie i zgrabnie napisany tekst. Przyjemnie się czytało, wciągające :)

    20 paź 2015

  • Malolata1

    @NataliaO dziekuje, niezmiernie mi miło :)

    20 paź 2015