[20] Nie jestem twoja

Kiedy wróciłam do pokoju, było mi ciężko oddychać. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie nakrzyczałam na Sebastiana. Mimo wszystko byłam z siebie dumna. Zasłużył na te słowa. Ani trochę nie rozumiałam jego zachowania. Czy to była zazdrość? Tak to wyglądało. Ale to nie miało znaczenia – nie chciałam być obiektem jego dziwnych gierek. Był z Laurą, mówił, że ją kocha, a jednocześnie chodził za mną i wrzeszczał na Chrisa, że próbował mnie pocałować. Zachowanie Chrisa postanowiłam zostawić bez komentarza – mogłam przewidzieć, że tak to się skończy. Dobrze, że stamtąd poszłam. Dobrze, że nawrzeszczałam na Sebastiana. Byłam z siebie dumna całe dwadzieścia minut, po czym wymknęło mi się parę łez. Wróciłam do pokoju i dorwałam się do wody, by jak najszybciej się ocucić. Wypiłam chyba cały ocean, nim w końcu odstawiłam butelkę. Otworzyłam okno, by wpuścić do środka trochę świeżego powietrza. Usiadłam na łóżku, oddychając głęboko. Czekałam na Sebastiana, ale nie wracał.
Wkrótce zmorzył mnie sen. Nawet nie poszłam pod prysznic – tak jak stałam, padłam na łóżko. Zdążyłam tylko zdjąć buty. Śniło mi się, że goni mnie banda facetów, a Sebastian nagle pojawia się znikąd, dzierżąc w ręce pistolet i po kolei do każdego strzela. Później zza zakrętu wychodzi Laura i woła go swoim delikatnym głosem. Wtedy Sebastian rzuca broń na ziemię i, nawet na mnie nie patrząc, idzie do Laury.
Obudziło mnie dziwne łomotanie. Otworzyłam oczy i przez chwilę myślałam, że to moje serce tak łomocze – dopiero po chwili dotarło do mnie, że ktoś wali w drzwi. Wystraszyłam się. To na pewno nie był Sebastian, przecież miał klucz. Zdążyłam zerknąć na ekran komórki – była piąta rano. Przetarłam zaspane oczy i pełna strachu podeszłam do drzwi. Zdecydowałam się uchylić je odrobinę. Jeżeli ktoś dźgnie mnie nożem między oczy – trudno. Takie pokoiki stanowczo powinny mieć judasza w drzwiach.
Uchyliłam drzwi na tyle, by zobaczyć, co za wariat się nimi znajdował i szczęka mi opadła, bo tym wariatem okazał się być Sebastian. Miał ciężkie powieki, rozwiane włosy i szczękał zębami.
- No w końcu – mruknął i zatoczył się tak, że wpadł na framugę drzwi. – Ile można otwierać drzwi?
Gdy otworzył usta, poczułam silny odór alkoholu – dużo silniejszy niż wcześniej czułam od siebie. Sebastian próbował przejść przez próg, którego nie zauważył, skutkiem czego wpadł na mnie, a ja prawie się przewróciłam. Na szczęście przytrzymałam się drzwi.
- Piłeś? – skarciłam go, bo wypił co najmniej o połowę więcej ode mnie – śmierdział jak gorzelnia, a jego wzrok był mętny. Swoimi niezdarnymi ruchami robił taki hałas, że pewnie było go słychać nawet za ścianą. – Gdzie byłeś? Czemu od razu nie wróciłeś tutaj? – pytałam go szeptem, powoli prowadząc go do łóżka. Nie odpowiadał, miał tylko głupawy uśmiech na twarzy. – Zresztą nieważne – poddałam się. Doprowadziłam go do łóżka, na które opadł jak staruszek po pracy. – Napij się wody – doradziłam, podając mu butelkę, z której sama wcześniej piłam.
- Dobrze, mamo – parsknął i odkręcił butelkę. Próbując wlać sobie wodę do ust, połowę rozlał na siebie i pościel. Westchnęłam ciężko. Bolała mnie głowa i chciałam iść dalej spać, ale jak miałam to zrobić z pijanym Sebastianem obok?
- Prześpij się – powiedziałam, pochylając się i zdejmując mu buty z nóg. – I postaraj się tak nie hałasować.
Nie odpowiedział. Dopiero po chwili usłyszałam głośne chrapanie.
Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, dlatego położyłam się na skrawku łóżka i spróbowałam zasnąć. Długo jednak już nie pospałam – obudziłam się dwie godziny później. Sebastian dalej spał w najlepsze, zajmując ponad połowę łóżka. Ostrożnie wstałam, czując sztywność w każdym mięśniu. Nie czułam się sobą, dlatego poszłam wziąć porządny prysznic, ubrałam się, pomalowałam, wpięłam w uszy kolczyki. Bardzo chciało mi się jeść, ale stwierdziłam, że pójdę odwiedzić Alexa i Laurę. Szczęściarze, oni tylko leżeli, podczas gdy ja musiałam się użerać z Sebastianem.
Oboje już nie spali i wyglądali zdecydowanie lepiej. Nie mieli już rozpalonych twarzy, co oznaczało, że gorączka minęła. Nadal byli wysypani krostami, ale wyglądało na to, że choroba ma się już prawie ku końcowi.
- Patrzcie, kto w końcu zawitał do pokoju trędowatych – powitał mnie ze śmiechem Alex, gdy weszłam. – Już myślałem, że w ogóle cię tu nie zobaczymy aż do momentu, kiedy wrócimy do domu.
- Gdzie Sebastian? – dobiegło mnie pytanie Laury.  
- Śpi – powiedziałam, wahając się, czy mówić im o jego porannym ekscesie, ale uznałam, że wolę zachować informację o pijanym Sebastianie dla siebie. – Nie macie ochoty wyjść na spacer? – Desperacko łaknęłam innego towarzystwa niż dotychczas miałam.
Alex entuzjastycznie odrzucił od siebie kołdrę, co skwitowałam uśmiechem.
- Boże! Nigdy nie sądziłem, że tak mnie ucieszy propozycja zwykłego spaceru. Idę, choćby na koniec świata.  
- Ja też idę – oznajmiła Laura z uśmiechem, wstając. – Mam już dosyć leżenia.
Zamknęli pokój i wyszliśmy na zewnątrz. Chłonęli świeże powietrze jak noworodki, wychodzące poza mamine ciało. Alex zaraz poleciał na lody, a ja zostałam z Laurą, która – co zauważyłam dopiero po chwili – przyglądała mi się badawczo.
- Wyglądasz… jakoś dziwnie – powiedziała powoli.
- I mówi to osoba chora na ospę – odparłam, siląc się na wesołość i lekko trąciłam ją łokciem. Parsknęła urywanym śmiechem.
- Nie, ale naprawdę – zaczęła ponownie, kiedy już myślałam, że sobie odpuści. – Wyglądasz nieswojo i jakoś tak smutno, jakby coś się stało. Co się stało?
Zamilkłam. Co miałam jej powiedzieć?
"Nic się nie stało, naprawdę. Tylko że ty zrobiłaś ze mnie twoją przyjaciółkę, a twój chłopak, którego tak podsuwałaś mi pod nos, przyznał, że myśli o mnie chyba równie często, tak jak ja o nim. Nie rozumiem go, ponieważ nie chce cię rzucić, ale bronił mnie przed moim byłym chłopakiem co najmniej tak, jakbym była jego dziewczyną. A nie jestem, czego żałuję jak cholera i, ach, tak, wykrzyczałam mu to w twarz, a on się upił i walił jak szalony w drzwi o piątej nad ranem. A więc mówiłaś, że dziwnie wyglądam? Dziwne, nie mam pojęcia dlaczego…”
- Chodzi o to, że… - mruknęłam. – Spotkałam się wczoraj z moim byłym chłopakiem. Nie chce mi dać spokoju, cały czas ma nadzieję, że do niego wrócę – zaczęłam, decydując się na ten bezpieczny wariant. – Okazało się, że też przyjechał tu na wakacje i jak zwykle mnie dopadł.
- A może to właśnie znak, że powinnaś do niego wrócić – zamyśliła się Laura. – To, że on nie daje ci spokoju.
Zaśmiałam się gorzko.
- Uwierz mi, gdybyś poznała Chrisa, nie mówiłabyś tak. Jest strasznie przebiegły i nigdy nie wiadomo, czy naprawdę mówi to, co myśli. Zawiodłam się na nim zbyt wiele razy.
- Ale może on naprawdę cię kocha. W miłości daje się następne szanse – mówiła dalej Laura. Uznałam, że lepiej nie ciągnąć tej rozmowy. Laura mogła tak mówić, bo nie znała Chrisa, zresztą w jej świecie wszystko było różowe i szczęśliwe. Nagle zapytałam ją o coś, czego się nie spodziewałam, a co wpadło mi do głowy pod wpływem chwili:
- Skąd masz tę pewność? Skąd wiesz, że Sebastian cię kocha? Że mówi prawdę albo że zaraz nie rzuci cię dla innej? – zapytałam, bo naprawdę mnie to ciekawiło. Skądś musiała się brać ta niezłomna pewność Laury, a przecież chyba Sebastian nie mówił jej, że z nią będzie mimo tego, że czasem odczuwał chwilowe zauroczenie wyglądem innych kobiet…?
Spodziewałam się, że roześmieje się perliście i odpowie, że tak już po prostu czuje, ale ona zamyśliła się głęboko.
- Sama nie wiem – powiedziała powoli. – Sebastian to wyjątkowy człowiek. Oczywiście, że miałam wątpliwości. Na początku. Ale zaufałam mu, a on nigdy mnie nie zawiódł. Bałam się, że ta bańka szczęścia zniknie po miesiącu, dwóch, ale nic takiego się nie stało. Nabrałam tej pewności z czasem.
- Ale przecież zawsze wszystko może się zmienić – ciągnęłam temat, bo dalej nie rozumiałam. – Zdarza się, że ludzie są w sobie zakochani do szaleństwa, a jednak rozwodzą się po dziesięciu, dwudziestu latach, choć przecież byli pewni, że dopiero śmierć ich rozłączy.
Laura westchnęła cichutko.
- Nie wiem, Vanessa, jak mam ci to wytłumaczyć. To się po prostu czuje.
Nie powiedziałam nic więcej, bo zrozumiałam, że już nic z niej nie wyciągnę. Laura poklepała mnie ręce zakrytej bluzką.
- Nie martw się. Ty też w końcu znajdziesz kogoś, kto cię tak pokocha. Nawet, jeśli to nie twój były chłopak.
Skwitowałam jej słowa bladym uśmiechem. Wrócił Alex, trzymając lody. Podał mi jeden, zarzekając się, że nawet go nie dotknął, cały czas trzymał przez serwetkę, więc mogę być spokojna. Zjadłam loda, zastanawiając się, jak sobie radzi Sebastian. Nadal śpi, czy może walczy już z bólem głowy?  
Powałęsaliśmy się jeszcze trochę, aż Laura stwierdziła, że ją to zmęczyło i chyba wróci do pokoju. Alex też przyznał, że dosyć ma tego spacerowania i przydałoby mu się jeszcze trochę leżenia, choć za parę godzin pewnie znowu będzie miał odleżyny. Słuchając ich narzekań, uśmiechałam się półgębkiem, wracając z nimi do domku. Laura wyraźnie chciała zajrzeć do Sebastiana, ale zdołałam ją jakoś odwieść od tego pomysłu – nawet nie chciałam myśleć, co by powiedziała, gdyby zobaczyła, że jej chłopak był (lub nadal jest) pijany, a także na fakt, że spaliśmy w jednym łóżku. Obiecałam jej, że powtórzę mu, że chciała się z nim zobaczyć i wyślę go do ich pokoju. Gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, odetchnęłam z ulgą. Przez chwilę zbierałam w sobie siły, by wejść do pokoju. W końcu wzięłam głęboki oddech i pchnęłam drzwi. W tej samej chwili usłyszałam krzyk, który spowodował, że wbiegłam do środka szybciej niż to planowałam.  
- Co się stało?! – zawołałam, podbiegając do Sebastiana, który stał przy małym stoliku. Przed nim leżał bochenek chleba, a Sebastian trzymał duży, ostry nóż – teraz zakrwawiony. Przeniosłam wzrok na jego lewą rękę i zrobiło mi się słabo. Nie byłam w stanie dojrzeć, jak duże było rozcięcie, ponieważ krew była wszędzie. Zalewała całą rękę Sebastiana, zabarwiła kwiecisty obrus i zaczynała skapywać na podłogę. W panice rozejrzałam się za czymkolwiek, czym mogłam zatamować krwawienie. Nie mieliśmy tu bandaży, ścierek ani niczego, co mogłabym zacisnąć na jego ręce. W końcu wpadłam do łazienki i porwałam cienki ręcznik, który natychmiast przycisnęłam do rany. Śnieżnobiały kolor szybko zabarwił się na czerwono. Za moimi plecami pojawili się Laura i Alex, zwabieni krzykami.
- Co się… - zaczął Alex, po czym urwał, gdy zobaczył rękę Sebastiana. – O, cholera.  
- Sebastian! – zawołała Laura, patrząc na wszystko rozszerzonymi oczami. – Przecież miałeś uważać! Alex, puść mnie…
- Przegoń ich – usłyszałam ciche mruknięcie Sebastiana. Patrzył na mnie prosząco, ale z widocznym znużeniem. – Proszę. Głowa mi pęka. Potem im wyjaśnię.
- Musimy z tym jechać do szpitala – postanowiłam szybko, choć nadal nie miałam pojęcia, jak głęboka była rana i czy musiała być zszyta – ale analizując po ilości krwi, nie można było jej zostawić bez szwów. – Idziemy – zakomenderowałam, ciągnąc za sobą Sebastiana. Nie miałam wolnej ręki, bo cały czas przyciskałam ręcznik do rany. Powoli robił się cały czerwony. – Alex, proszę, podnieś klucz z komody – poinstruowałam go. – I zamknij nim pokój, a potem mi go daj. – Wyszłam z pokoju, a Laura i Alex za nami. Laura cały czas próbowała dostać się bliżej Sebastiana, a mi zaczynało kręcić się w głowie od widoku krwi. Alex wsunął mi klucz do kieszeni spodenek. – Idziemy – jęknęłam ponownie. Nie czekając na reakcję, wyprowadziłam Sebastiana przez drzwi. – Cholera, gdzie tu może być szpital? – denerwowałam się, a Sebastian mruknął:
- Spokojnie. Nie umrę od tego. – Był jednak blady i ledwo trzymał się na nogach. Pewnie jeszcze nie wytrzeźwiał do końca, a krwawienie nie pomagało. Nie wiedziałam, co robić. Jeśli szpital był daleko, nie mogliśmy iść na pieszo, a nie wiedziałam, czy jakikolwiek taksówkarz wziąłby do swojego samochodu tak krwawiącego faceta. Jedną ręką wydobyłam telefon i zaczęłam szukać najbliższego szpitala, przychodni, czegokolwiek.
– Jest szpital jakieś pół kilometra stąd! – zawołałam w końcu. – Dasz radę tyle przejść? – zerknęłam na Sebastiana z niepokojem. Robił się prawie tak blady, jak ręcznik – oczywiście przed tym, jak przyłożyłam go do krwawiącej rany. – Jasna cholera, dlaczego to musi tak krwawić? – jęknęłam, unosząc nieco ręcznik, ale krew dalej płynęła. – Czy to nie powinno już zakrzepnąć?  
Sebastian, wyraźnie zirytowany moimi pytaniami, sam przytrzymał sobie ręcznik i spojrzał na mnie.
- U normalnych ludzi pewnie powinno. U mnie nie zakrzepnie, dlatego chodźmy wreszcie do tego szpitala. – Zerknął na telefon, który pokazywał drogę i ruszył we wskazywanym kierunku.
- Co masz na myśli, że u ciebie nie zakrzepnie? – zawołałam, doganiając go. Nagle mnie olśniło. Patrząc na obficie płynącą krew, przypomniałam sobie ogromne siniaki na rękach Sebastiana i ten, który mu nabiłam podczas snu. – Masz hemofilię?
- Tak, mam hemofilię – rzucił, nawet się nie zatrzymując, choć oddech miał płytki. – A teraz się pospieszmy i spróbujmy dotrzeć do szpitala, by dali mi zastrzyk, zanim się wykrwawię na śmierć, zgoda?

***

Sebastian dostał zastrzyk i zszyto mu rękę. Powiedział, że rozciął ją podczas krojenia chleba, jednak musiał to rozwinąć, ponieważ lekarz zdziwił się, że został rozcięty wierzch dłoni, a nie palec. Sebastian wyjaśnił, że nie czuł się za dobrze i był jeszcze senny – lub w innej wersji: wciąż nieco pijany – i gdy chciał ukroić chleb, ręka mu się ześlizgnęła i to w nią trafił nóż. Byłam wdzięczna, że w tej historii pominął fakt, że w tym samym momencie ja otworzyłam drzwi od pokoju, co pewnie też spowodowało jego dekoncentrację. Wszystko dobrze się skończyło, choć potem zauważyłam, że oboje mieliśmy ślady krwi na ubraniu, prawie jakbyśmy wrócili z wojny. Gdy kończyli szyć Sebastianowi rękę, zeszłam do bufetu i kupiłam mu czekoladę. Nadal był blady i przykro się na niego patrzyło w takim stanie. Na wiadomość o jego chorobie jednocześnie poczułam ulgę, ale i bardziej się zmartwiłam. Zyskałam pewność, że przynajmniej nikt go nie bił, ale zaczęłam myśleć, jak musi wyglądać jego życie. Zwykłe rozcięcie, z którym większość ludzi poradziłaby sobie być może bez szpitala, u Sebastiana spowodowało obfity krwotok i konieczność przyjęcia zastrzyku, by krew w końcu zaczęła krzepnąć. To wyjaśniało ogromne siniaki na jego ciele – w jego przypadku zranienia nie pozostawały bez śladu, a ślad znikał długo.  
Milczałam w drodze powrotnej do pokoju, a Sebastian gryzł czekoladę.
- Chcesz? – pytał mnie co jakiś czas, ale kręciłam głową. Choć normalnie miałabym ogromną ochotę na kawałek czekolady, tym razem nadal było mi słabo po widoku takiej ilości krwi.
- Nie rób takiej miny – powiedział w końcu Sebastian z pełnymi ustami. Uśmiechnęłam się blado, słysząc zniekształcone słowa. – Nauczyłem się z tym żyć. To zdarza się rzadko. Dziś byłem wyjątkowo nie w formie.
- A może zdradzisz mi, dlaczego się upiłeś? – spytałam go delikatnie.
- Prawdopodobnie z tego samego powodu, dla którego ty piłaś wcześniej – odparował, a ja zamilkłam. Wątpiłam, żebyśmy mieli te same powody, ale postanowiłam już nic nie mówić. Raz za razem zerkałam na szwy na jego ręce. Ten wyjazd z dnia na dzień był coraz gorszy. Dobrze, że zaraz się kończył.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3029 słów i 16576 znaków, zaktualizowała 12 wrz 2017.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Wiktor

    Witaj.   :kiss:  <3

    12 wrz 2017

  • Karolina1Karolina

    :D

    12 wrz 2017

  • candy

    @KontoUsunięteina1Karolina <3 :D

    12 wrz 2017

  • POKUSER

    Świetny odcinek, a chyba ostatnio jakby się jeszcze rozkręciłaś :) Będzie awantura o spanie w jednym łóżku?

    12 wrz 2017

  • candy

    @POKUSER po prostu w pracy mi sie nudzi  :lol2: jeszcze nie wiem, ale pewnie tak :D

    12 wrz 2017

  • Fanka

    @candy Oj chyba zadna normalna dziewczyna mimo wszystko zrobila by awanturę o spanie w jednym łóżko z inna dziewczyną :D

    28 wrz 2017

  • candy

    @Fanka pewnie tak ;) leć do następnej części a może się doczekasz ;)

    28 wrz 2017

  • Fanka

    @candy wlasnie czytam :P

    28 wrz 2017