[06] Nie jestem twoja

Stałam tam jeszcze przez chwilę, wdychając powoli już ulatujący zapach jego perfum. Dopiero "subtelne” chrząknięcie recepcjonistki i jej wymowne spojrzenie przywróciło mnie do świata żywych. Posłałam jej podobny wzrok i odwróciłam się. Co za baba. Miałam nadzieję, że nie będę musiała z nią pracować.
Wyszłam na zewnątrz przez duże przeszklone drzwi, oddychając głęboko. Przez chwilę nie wiedziałam, co mam czuć. Wciąż jeszcze żyłam krótką rozmową z Sebastianem. W końcu znałam jego imię! Przypominając sobie jego słowa, wyciągnęłam komórkę i pod tym imieniem zapisałam jego numer, zastanawiając się jednocześnie, czy to był zwykły żart, czy może prowokacja. Tak naprawdę nie potrzebowałam znać jego imienia czy zapisywać jego numeru w telefonie – no, chyba że znowu nawali mi samochód. Nagle poczułam się głupio, że potraktowałam słowa Sebastiana tak poważnie. Pewnie tylko żartował, a ja rzucam się na niego jak kujon po nagrodę za wyniki w nauce. Nie miałam jednak serca wykasować tego numeru. Miałam przeczucie, że jeszcze kiedyś może się przydać.
Świeciło takie słońce, że nie mogłam nic dojrzeć na ekranie telefonu, więc szybko zmieniłam ustawienia jasności na maksimum. Nie wyłączyłam Internetu i na messengerze widniała wiadomość od Emmy, składająca się tylko z trzech słów:
EMMA: I jak poszło?
Szybko odpisałam:
VANESSA: "Możesz powitać nową panią recepcjonistkę hotelu Stewart. Zapraszam na zapisy! Zaczynam w poniedziałek!”
Wiadomość została od razu odczytana, ale nie pojawił się żaden znak pisania wiadomości przez Emmę. Wobec tego zablokowałam ekran i ruszyłam w drogę powrotną do domu, czując, jak profesjonalizm spływa ze mnie wraz z potem. Marzyłam, by zdjąć z siebie ciuchy, wskoczyć w bikini i zanurzyć się w chłodnym morzu albo chociaż basenie. Niestety, musiało mi wystarczyć przebranie się w lżejsze ubrania i leżenie z pudełkiem zimnych lodów. Dobre i to.  
Po drodze myślałam o Sebastianie. Jakoś nie mogłam wyrzucić go z mojej głowy. Wspinając się po schodach bloku pomyślałam z westchnieniem, że chyba jednak muszę zapomnieć o tym chłopaku. Nasza znajomość zaczęła się dziwnie, ale facet miał dziewczynę i nic nie wskazywało na to, że chciałby się jej pozbyć. To tylko kolejne zauroczenie, które jak zwykle nic nie wniesie do mojego życia. Musiałam to zaakceptować.
Kiedy w końcu weszłam do pokoju, od razu padłam na łóżko, czując, jak moja skóra niemal paruje z gorąca. Poleżałam tak przez chwilę, aż oddech mi się wyrównał, a ubrania przykleiły do ciała. Czym prędzej podniosłam się i je zdjęłam, przez chwilę stojąc w samej bieliźnie i ciesząc się chwilowym chłodem. Po chwili poczułam się jednak odrobinę głupio, więc wciągnęłam na siebie krótkie spodenki i przewiewną koszulkę. Odpaliłam laptopa, włączając przy okazji jakiś film, żeby mi się naładował – a co tam, miałam prawo do chwili relaksu. Jednocześnie uruchomiłam pocztę. Miałam nowego maila. Kliknęłam. Od razu się zorientowałam, że był to obiecany grafik od asystentki właściciela hotelu – wow, szybka była. Wczytałam się uważnie. Z tabelki wynikało, że będę musiała pracować przez cztery dni w tygodniu – poniedziałek, wtorek i środę od godziny dziewiątej do siedemnastej, a w piątek od siedemnastej do dziewiątej. Zastanawiałam się przez chwilę, czy taki układ mi pasuje, ale darowałam sobie rozmyślania. Dlaczego miałoby mi to nie pasować? Miałam przecież zerowe życie towarzyskie. Westchnęłam i poszłam po lody.  
***
Mój pierwszy dzień pracy zaczął się w poniedziałek. Wstałam podekscytowana, czując delikatne ssanie w żołądku – jak zwykle. Ale czym tu się było denerwować? Miałam już tę pracę. Musiałam się tylko pilnować, by nie palnąć głupoty, nie zalać komputera kawą i nikogo nie odstraszyć od hotelu. Ponownie wskoczyłam w eleganckie ciuchy – przygotowane już wcześniej – i tym razem kupiłam bilet do autobusu. Jechałam, nieco podrygując na siedzeniu. Na miejscu mina mi trochę zrzedła, bo zobaczyłam tę recepcjonistkę, która wcześniej nieprzychylnie się na mnie patrzyła. Teraz też nie wyglądała na szczęśliwą.  
- Cześć – burknęła. – Jestem Penelopa. Mam cię we wszystko wprowadzić.
Skwitowałam to milczeniem, już się domyślając, dlaczego szukali nowej recepcjonistki. Penelopa nie wyglądała na osobę, do której chętnie się podchodziło, a tym bardziej coś z nią załatwiało. Posłusznie weszłam za ladę recepcji i w milczeniu słuchałam, jak opowiada mi wszystko po kolei. Na koniec zapytała:
- Masz jakieś pytania?
- Nie – zaprzeczyłam, zastanawiając się, czy by mnie zjadła, gdybym jednak ją o coś zapytała.
- Super. To ja spadam. – Porwała z krzesła swoją torbę i skierowała się w stronę wyjścia. Przystanęła jeszcze na chwilę, by zawołać przez ramię: - Jakbyś jednak miała jeszcze jakieś wątpliwości, za komputerem jest przyklejona kartka z numerami. Drugi od góry to numer asystentki właściciela. Możesz ją pytać o wszystko. Byle nie za często.
Zostawiając mnie z jakże optymistycznym wydźwiękiem tych słów, wyszła z hotelu, a ja zostałam sama, czując się trochę głupio. Nie bardzo widziałam się z tej strony recepcji, ale musiałam przecież spróbować. Żeby się jakoś zadomowić, usiadłam na fotelu i zaczęłam porządkować biurko na mój własny sposób, żeby mieć wszystko pod ręką. Zajęło mi to tylko chwilę i zaraz znowu dopadła mnie nuda i nerwy. Żadnych klientów póki co nie było, dlatego postanowiłam uważnie wczytać się we wszystko, co hotel oferował, w razie gdybym musiała wszystko wymieniać – atrakcje, godziny posiłków, piętra, rozkład pokoi. Czytając i starając się zapamiętać, uświadomiłam sobie, że zapomniałam o jednej ważnej kwestii – o jedzeniu. Nie wiedziałam, czy przysługuje mi jakaś przerwa na obiad bądź choćby lekki lunch. Cholera! W grafiku nie miałam zapisane nic takiego, ale przecież musiało coś być. Żaden normalny człowiek nie wytrzyma ośmiu godzin bez jedzenia. Zajrzałam do torby w nadziei, że coś ze sobą wzięłam, ale mina od razu mi zrzedła – miałam tam tylko butelkę wody i batona musli. Tym nie byłam w stanie się najeść. Przypomniały mi się słowa Penelopy o asystentce, ale nie chciałam pierwszego dnia atakować jej pytaniami i pokazywać, jaka jestem nieogarnięta. Że też zapomniałam o jedzeniu! Takiej podstawowej sprawie! Tak się denerwowałam samą pracą, że nie pomyślałam o podstawowych potrzebach. To nasunęło mi kolejną sprawę – czy mogłam wychodzić do łazienki? Absurd, oczywiście, że mogłam. Przecież to nie był zakład karny. Zresztą na ladzie stał dzwoneczek, więc na pewno usłyszę, że przybyli goście, nawet gdy nie będzie mnie akurat na recepcji. Rozejrzałam się i dostrzegłam małe drzwi obok recepcji, subtelnie ukryte. Wstałam i otworzyłam je, zapalając światło – tak, to stanowczo była łazienka. Malutka, a więc na pewno tylko dla mnie, a nie dla całej zgrai hotelowej. Szkoda, że nie było tu też żadnej małej kuchni. Westchnęłam. No trudno, będę musiała jakoś wytrzymać dzisiejszy dzień. Jutro lepiej się przygotuję.  
Po pół godzinie zaczęło mi się trochę nudzić. Internet działał całkiem szybko, ale nawet nie miałam z kim porozmawiać – wszyscy spali. Na Facebooku było zaledwie parę osób online. Przy Emmie też świeciło się zielone kółeczko, ale dobrze wiedziałam, że tak naprawdę spała jak zabita z włączonym czatem. Westchnęłam. Kolejna rzecz, o której nie pomyślałam. Mogłam wziąć jakąś książkę, by zabić sobie czas. Chwilę postukałam palcami w blat, ale nic mi to nie dało. Westchnęłam znowu, dobita swoim brakiem myślenia. Weszłam na stronę YouTube i włączyłam soundtrack z jakiegoś filmu, by coś wypełniło mi ciszę. Ściszyłam głośniki, by muzyka nie leciała za głośno i by nikt się nie przyczepił, że urządzam sobie imprezę. Wtedy usłyszałam, że ktoś wchodzi przez drzwi. Natychmiast zalał mnie zimny pot, ale wyprostowałam się dzielnie i przybrałam minę mającą sugerować, że jestem poważną panią, która od dawna siedzi w tym fachu. Następnie spojrzałam na klienta, który właśnie podszedł do recepcji. Na widok jego twarzy porzuciłam jednak cały profesjonalizm. Dobrze znałam tę twarz. Te brązowe oczy nękały mnie przez długi czas.
- Co ty tu robisz? – wykrztusiłam, porzucając maskę poważnej pracownicy. Choć powinnam siedzieć, natychmiast wstałam i wyszłam za ladę. Nogi mi się zatrzęsły. To nie mogło się dziać. To było niemożliwe. Skąd, u licha…
Chris nic sobie nie robił z mojego zdumienia. Oparł się nonszalancko o ladę i zerkał na mnie z ciepłym uśmiechem.
- Cześć. Dawno się nie widzieliśmy – powiedział, jakbyśmy byli dwójką przyjaciół na popołudniowej herbatce. Wytrzeszczyłam na niego oczy. To było typowe dla Chrisa – zachowywać się jak gdyby nigdy nic, podczas gdy właśnie wywołał u mnie zaawansowane palpitacje serca. Istotnie, galopowało jak szalone. Nie widziałam go parę lat. Nie miałam takiej potrzeby, poza tym wiedziałam, że to nie byłoby dobre dla mojej psychiki – nie kochałam go już, ale powrót wspomnień i jego widok mógłby spowodować chęć jego powrotu do mojego życia. Tak jak teraz.
Zmierzyłam go wzrokiem. Zmienił się trochę, choć nie bardzo. Jego krótkie czarne włosy były gęstsze, barki bardziej szerokie i chyba nawet wydawał się wyższy, ale brązowe oczy i sposób, w jaki na mnie patrzył, były te same. Stałam dzielnie na nogach, choć czułam, że zaraz zemdleję. Najpierw ten sms… a teraz to. Dlaczego Chris tu był? Skąd się tu wziął?
- Skąd się tu wziąłeś? – syknęłam.  
- Przechodziłem obok i cię zauważyłem. – Wzruszył ramionami i uśmiechnął się szelmowsko. Dobrze wiedział, że nie uwierzę w te słowa, ale ja wiedziałam, że i tak nie wyjawi mi prawdy. – O której kończysz pracę?
Kolejna typowa rzecz. Jeszcze nie ochłonęłam z wrażenia na jego widok, a on już chciał aranżować spotkanie.
- Nieważne – rzuciłam. – Powiedz mi w końcu, co tu robisz.
- Chciałem się spotkać ze starą przyjaciółką, czy to zbrodnia? – Rozłożył ręce i zrobił obrażoną minę. – Nie widzieliśmy się jakiś czas, jestem ciekawy, co u ciebie.  
- Nic nowego – odparłam krótko. Było mi wstyd, że byłam dla niego taka niemiła, ale nie umiałam zachować się inaczej. Dlaczego, dlaczego znowu musiał wkroczyć z butami w moje życie? Gdzieś we mnie pojawiło się dziwne uczucie – właśnie to, którego się obawiałam. Sentyment. Wspomnienia. Tak naprawdę chętnie bym się z nim spotkała. Porozmawiała. Pośmiała się – Chris zawsze mnie rozśmieszał. Ale czułam też, że to byłoby złe – otworzyłabym tylko drzwi do przeszłości, a przecież wiedziałam, jak się skończyła i nie chciałam tego przeżywać po raz drugi. Ktoś kiedyś powiedział, że nie szuka się miłości w tym samym miejscu, gdzie się ją utraciło. A jednak… coś mnie ciągnęło do Chrisa. Jak zawsze. Cholera.
Nic nie wspominał o wiadomości, którą mi wysłał; ja też wolałam o niej nie wspominać. Stałam w miejscu, skubiąc skórkę przy paznokciu, która zaczęła już krwawić. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Gdyby tylko była tu Emma… ale byłam sama. Mogłam zadecydować sama. Problem był taki, że nie wiedziałam, w którą stronę mam pójść.
Chris chyba przeczuwał, że mogę odmówić, bo nagle złapał mnie za rękę. Drgnęłam. Jego dotyk był jak dobra trucizna – taka, którą już znałam, ale i tak nie do końca mogłam się jej oprzeć. Przesunął kciukiem po mojej dłoni, a ja spojrzałam na niego z dołu. Zawsze czułam się przy nim malutka – był cholernie wysoki.
- Przecież to nic złego – powiedział. Jego głos budził tysiące wspomnień. Broniłam się przed nimi, ale napływały same. – Po prostu spotkajmy się i pogadajmy.  
Otworzyłam usta, by coś powiedzieć – chociaż nie miałam najmniejszego pojęcia, co takiego – ale w tym momencie wydarzyły się dwie rzeczy naraz. Trzasnęły drzwi hotelowe i oboje usłyszeliśmy burczenie mojego brzucha. Zażenowana, wyrwałam rękę z jego uścisku i zaczerwieniłam się. Z jednej strony byłam wdzięczna, że mój układ pokarmowy przerwał tę niezręczną rozmowę, ale z drugiej… czy musiał akurat w taki sposób?
Zawsze to lepsze niż jakbyś powiedziała, że musisz iść do łazienki, pomyślałam. Zerknęłam w stronę drzwi, ale nikogo tam nie zobaczyłam. Dziwne.  
- Jesteś głodna? – spytał Chris, lustrując mnie wzrokiem.
- Trochę – mruknęłam, unikając jego spojrzenia. – Nie wzięłam sobie nic do jedzenia z mieszkania. Zapomniałam.
- Wobec tego zaraz wracam – powiedział i już go nie było, zanim zdążyłam coś powiedzieć. Dobrze wiedziałam, gdzie poszedł – załatwić mi coś do jedzenia. Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Co tu się właśnie stało? Dlaczego tu przyszedł? Skąd wiedział, że tu będę? I co kombinował tym razem?
Na chwiejnych nogach wróciłam do biurka i odkorkowałam butelkę wody. Zaczęłam łapczywie ją łykać, bo strasznie zaschło mi w gardle. Po chwili od razu napisałam do Emmy, mając gdzieś to, że prawdopodobnie jeszcze spała.
VANESSA: ALARM! CZERWONY ALARM!
Ku mojemu zaskoczeniu, od razu odpisała.
EMMA: Co jest?
VANESSA: Jestem w hotelu. Właśnie był tu Chris.
EMMA: O cholera.
Właśnie – otóż to.
EMMA: I co ci powiedział?
VANESSA: Chce się ze mną spotkać po pracy. Nie mogę w to uwierzyć. Skąd się tu wziął?
Emma przez chwilę nic nie odpisywała, po czym nagle zadzwonił mój telefon. Na ekranie wyświetliło się imię Emmy, dlatego pospiesznie odebrałam.
- Dlaczego dzwonisz, skoro pisałyśmy? – spytałam podejrzliwie.
- Dopiero się obudziłam – usłyszałam, jak Emma ziewa przeciągle. – Literki jeszcze mi się mylą. Słuchaj, Van, chyba powinnam ci o czymś powiedzieć.
Świetnie, teraz to dopiero się spięłam
- Nie mówiłam ci tego, bo nie chciałam ci niczego przypominać, ale wpadłam parę dni temu na Chrisa. Szłam do sklepu i pisałam z tobą, a on nagle na mnie wpadł i to tak, ze komórka upadła mi na chodnik. Zanim zdążyłam się podnieść, on już wziął moją komórkę. Ty akurat wtedy napisałaś, że dostałaś pracę. Musiał to przeczytać, zanim oddał mi telefon.
Cholerny Chris. Natychmiast przypomniałam sobie ten moment – napisałam do Emmy, a ona od razu to odczytała, choć odpowiedź zwrotna pojawiła się dopiero po kilku dobrych minutach. Nagle wszystko się wyjaśniło. Oczywiście, że to przeczytał. Nie mogłam mieć pewności, ale podejrzewałam, że mógł specjalnie staranować Emmę. W końcu znał ją, wiedział, że była moją przyjaciółką. Czy na coś liczył, czy wiadomość ode mnie była bonusem okazji – nie miałam pojęcia. Z Chrisem nigdy nie można było być czegoś pewnym.
- Rozumiem – mruknęłam. – I rozumiem też, dlaczego mi nie powiedziałaś.
- Naprawdę nie sądziłam, że przyjdzie cię odszukać – burknęła przyjaciółka. – Co mu odpowiedziałaś? Spotkasz się z nim?
- Tak naprawdę to nic mu nie odpowiedziałam. Ale on tu jeszcze wróci – poinformowałam ją. – Burczało mi w brzuchu, bo nie wzięłam sobie niczego do jedzenia. Podejrzewam, że poszedł mi je załatwić.
- Typowy Chris, na początku zawsze taki uroczy, a jak przychodzi co do czego, to cię zostawia – burknęła znowu Emma. – Obiecaj mi, że się z nim nie spotkasz.
- Dobra – przytaknęłam, czując w głębi siebie, że i tak to zrobię.
Poszłam potem do łazienki, a gdy wróciłam, na blacie stała duża torba. Gdy ją otworzyłam, zobaczyłam w środku białe opakowanie z pysznie pachnącą zawartością, plastikowe sztućce, ogromną butelkę soku i paczkę ciastek. Pokręciłam głową z niedowierzaniem, ale usta same mi się uśmiechały. Od razu wyciągnęłam pudełko i zobaczyłam napisaną czarnym markerem wiadomość:
"Będę po Ciebie, gdy skończysz pracę”
Nie wątpiłam. I nie wątpiłam również w to, że popełniałam błąd – ale nie mogłam się powstrzymać.  





Sesja prawie mnie zabiła, ale POWRACAM.  
1) włoski ustny
2) włoski pisemny
3) ustny z morfologii i fleksji po włosku

WYGRAŁAM WSZYSTKIE TE BITWY. SESJA - 0; CANDY - 1

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3002 słów i 16718 znaków, zaktualizowała 23 cze 2017.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Black

    Gratulacje:D Jak ja chciałabym mieć już to za sobą... Dawaj kobieto kolejną część i nie znęcaj się nad nami:) Jest świetnie!

    23 cze 2017

  • Użytkownik candy

    @Black bliżej jak dalej! Haha :D dziękuję !<3

    24 cze 2017

  • Użytkownik Pech

    Gratuluję zdania :) czekam na kolejną świetną część :)

    23 cze 2017

  • Użytkownik candy

    @Pech dziękuję! za oba zdania! postaram się jak najszybciej:)

    23 cze 2017