[02] Nie jestem twoja

Miałam wrażenie, że wyglądałam jak kompletna idiotka, gapiąc się na niego, ale nie mogłam przestać. Jego widok, choć w zwykłym, roboczym stroju, poraził mnie jak piorun podczas burzy. Stanęłam jak wryta, gdy zobaczyłam jego gęste, brązowe, zaczesane lekko do góry włosy, zniewalające spojrzenie, opaloną skórę, szczękę pokrytą delikatnym zarostem i oszałamiający uśmiech. Słońce świeciło mocno, więc nie byłam w stanie dostrzec koloru jego oczu. Wolałam się zresztą nie przyglądać tak wnikliwie – byłam pewna, że wtedy musiałby mnie już podnosić z ziemi.
Podszedł do mnie zdecydowanym krokiem, a ja uszczypnęłam się dyskretnie w rękę, by wrócić do świata żywych.
- Co nawaliło? – spytał spokojnie, przewiercając mnie wzrokiem. – Miała miejsce kolizja drogowa?
- W pewnym sensie – wyjąkałam, nie bardzo wiedząc, do jakiej kategorii mam zaliczyć złapanie gumy.
- Kolizja z innym pojazdem? – Padło kolejne pytanie.  
- Nie – wydukałam, po czym wzięłam głęboki wdech. – Złapałam gumę. Mam jeszcze trochę daleko do domu, a zapasowe koło niewiele różni się od tego, które nawaliło.
Chłopak zaczął obchodzić mój samochód z każdej strony, aż natknął się na przyczynę, dla której sterczałam tu od ponad godziny. Ukucnął i pomacał koło. Na jego twarzy wykwitł uśmiech.
- Rany, dziewczyno, w co ty przywaliłaś?
- Słucham? – Przez chwilę nie wiedziałam, o co mu chodzi. – Przecież powiedziałam, że nie było kolizji.
- Była kolizja, ale z drogą – poprawił mnie, wstając. Spojrzał na mnie z kpiącym uśmiechem, który mówił "Dziewczyno, nie powinnaś w ogóle wsiadać za kółko”. – Musiałaś albo przywalić mocno w krawężnik albo wpaść w paskudny dół… i to już jakiś czas temu. Ile przejechałaś, zanim się zorientowałaś, że już nie masz jednej sprawnej opony?
- Niewiele – mruknęłam. Chrzanić urodę. Bardzo nie podobały mi się jego uwagi co do mojego stylu jazdy. – I nie przywaliłam w żaden krawężnik. Raczej bym zauważyła.  
- Tak czy inaczej, to sporo ułatwia – usłyszałam, ale ponownie nie zrozumiałam, co miał na myśli. Czułam się jak przedszkolak na lekcji fizyki.  
- Niby dlaczego? – spytałam. Ponownie ode mnie odszedł, więc poszłam za nim.
- Będę miał mniej papierkowej roboty – rzucił. – Mogę zrobić zdjęcie?
- Co? – automatycznie zapytałam.
Widziałam, że ledwo powstrzymał śmiech.
- Muszę zrobić zdjęcia do dokumentacji – wyjaśnił, wyjmując z kieszeni stroju mały aparat fotograficzny. – Więc to pytanie było czysto formalne. Zrobię to tak czy inaczej, z twoim pozwoleniem czy bez.
Bezczelny typ. Ciekawe, czy zachowywał się tak w stosunku do każdego, kto wzywał holownika? Czy podobnie jak Alex, zobaczył, że nie mam czterdziestu lat i przerzucił się na tryb jak do koleżanki? Niedoczekanie. Traktował mnie z góry, jakbym była głupiutką dziewczynką, która ledwo odróżnia pedały w samochodzie i wjeżdża na każdy napotkany krawężnik. Owszem, może mogłam wjechać w jakiś dół – na drodze ich nie brakowało – ale do licha, nie ja pierwsza i nie ostatnia! Obserwowałam ukradkiem, jak robi zdjęcia z każdej strony samochodu, po czym otwiera drzwi od strony kierowcy i fotografuje również środek auta. Przeszedł na tył, otworzył bagażnik i również go sfotografował. Nieco się zarumieniłam, bo w moim bagażniku Sanepid na pewno miałby pełne ręce roboty, ale chłopak wyglądał, jakby go to nie obchodziło. Spojrzał tylko na zapasowe koło i pokiwał głową – pewnie z dezaprobatą.
- Rzeczywiście nie opłacałoby ci się zmieniać tego koła – rzucił, zatrzaskując bagażnik i odwracając się do mnie. – Za to na pewno nie zaszkodziłoby co jakiś czas sprawdzać, w jakim jest stanie. Czyż nie?
Znów narzucił ten ton pełen kpiny, dlatego postanowiłam mu się odgryźć.
- Ale nie sprawdziłam, więc dzięki temu masz zajęcie i zarabiasz, więc to chyba z korzyścią dla ciebie, czyż nie? – odcięłam się z ironią. Jego uśmiech się poszerzył.
- No tak. Więc chyba powinienem ci podziękować.
- Obejdzie się – mruknęłam pod nosem, na tyle cicho, że mnie nie usłyszał.  
- Masz ucho holownicze? – dobiegło mnie pytanie. W duchu się załamałam. Kolejne pytanie, na które nie znałam odpowiedzi. Teraz już bez wątpienia pomyśli, że jestem kompletną idiotką w kwestii prowadzenia samochodu. Nie wiedziałam nawet, czy mam coś takiego! Moja wiedza o wyposażeniu zaczynała się i kończyła na zapasowym kole, lewarku oraz apteczce pierwszej pomocy. Wzruszyłam bezradnie ramionami.
- Nie wiem – mruknęłam. Chłopak ponownie otworzył bagażnik, pogrzebał w nim chwilę, po czym w jego ręce znalazł się czarny uchwyt z kółkiem.
- Dobra, to już chyba wszystko. – Ponownie zatrzasnął bagażnik i odwrócił się do mnie. – Słuchaj, cofnij nieco samochodem do tyłu, żebym mógł przejechać przed ciebie. Chyba że wolisz, bym ja to zrobił – dodał z wrednym uśmiechem. Wyprostowałam się i rzuciłam mu spojrzenie pełne złości.
- Chyba jeszcze potrafię wrzucić wsteczny i przejechać te parę metrów – parsknęłam.
- Cieszę się – puścił mi oko. Zirytowana, wsiadłam do samochodu i włączyłam silnik, czując nerwowe ssanie w żołądku, bo wiedziałam, że on nadal mnie obserwował. Wrzuciłam wsteczny i cofnęłam do tyłu. Jednocześnie on przejechał swoim samochodem przede mnie, tak że laweta znajdowała się tuż na wprost. Wyszłam z samochodu, nawet nie zauważając, że zostawiłam kluczyki w stacyjce. Stałam bezradnie, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Chłopak wyszedł z samochodu i podszedł do mojego, cały czas trzymając uchwyt do holowania. Zerknął na mnie, stojącą z boku.
- Możesz wsiąść do samochodu – powiedział uprzejmie, wskazując na swój pojazd, gdybym przypadkiem pomyślała, że mam wsiadać do mojego. – Załaduję twój na lawetę i spadamy.
Rzuciłam mu nieprzychylne spojrzenie. Z mojego samochodu wyjęłam torbę i starając się zachować resztki godności, otworzyłam drzwi od jego samochodu i wsiadłam. Pierwsze, co mnie uderzyło, to przyklejone na krawędzi wewnętrznego lusterka zdjęcie. Z tyłu rozległy się jakieś hałasy, więc odwróciłam się i upewniłam, że chłopak na mnie nie patrzy. Nie patrzył. Był zajęty przygotowywaniem lawety i wciąganiem mojego samochodu na nią. Jego mięśnie napięły się i były idealnie widoczne pod koszulką. Zrobiło mi się gorąco, więc czym prędzej się odwróciłam. Zbliżyłam się do zdjęcia i dokładnie mu się przyjrzałam. Było zrobione z bliska i przedstawiało chłopaka z jakąś dziewczyną. Siedzieli na huśtawce ogrodowej, objęci, roześmiani, chłopak z piwem w ręku. Nie wiedzieć czemu, zrobiło mi się przykro.
Może to jego siostra, pomyślałam. W tym samym momencie rozświetlił się ekran jego telefonu, który był przymocowany do specjalnego uchwytu na komórkę. Dzwoniła jakaś Laura. Przy jej imieniu znajdowało się serduszko. Wraz z połączeniem na telefonie wyświetliło się zdjęcie, na którym para się całowała. Natychmiast oklapłam. Tak, to zdecydowanie był on. I zdecydowanie nie była to jego siostra.
Połączenie się skończyło, choć miałam wielką ochotę nacisnąć zieloną słuchawkę i wykrzyczeć, żeby nie przeszkadzała facetowi w pracy. Opanowałam się jednak, bo to było głupie i bezsensowne. O co mi chodziło? Poznałam chłopaka dwadzieścia minut temu. Zresztą, słowo "poznałam” było przesadą. Nawet nie wiedziałam, jak miał na imię. Był przystojnym, bezimiennym chłopakiem, na widok którego zadrżało mi serce i podniósł się poziom ciśnienia. Odwiezie mnie do domu i skończy się ta dziwna bajka, gdzie królewicz nie zdobywa królewny, a jedynie się z niej bezczelnie nabija. Witamy w XXI wieku.
Ponieważ nie miałam co ze sobą zrobić, wyciągnęłam komórkę i napisałam do Emmy.
VANESSA: Złapałam gumę.
EMMA: Serio?  
Wiadomości towarzyszyły trzy roześmiane buźki.
VANESSA: Nie, na niby…
EMMA: Jak to zrobiłaś?
VANESSA: A jak można złapać gumę? Ten typ od holowania stwierdził, że musiałam wjechać w potężny dół.
EMMA: Holują Cię?!
VANESSA: Czy to nie piękne?
EMMA: Ale jaja!
Istne jaja, jak berety. W międzyczasie dostałam sms-a od taty z pytaniem, czy sobie poradziłam. Dlaczego wszyscy mieli mnie za kogoś, kto nie poradzi sobie sam? Odpisałam, że tak i w tym momencie drzwi po mojej lewej otworzyły się gwałtownie i chłopak wskoczył do środka. Nawet na mnie nie spojrzał. Zaczął tylko grzebać w kieszeni drzwi i rzucił w moją stronę:
- Gwoli formalności, poproszę jeszcze o twój dowód rejestracyjny, polisę i prawo jazdy.
Wyjęłam z torebki dokumenty i w milczeniu wręczyłam mu wszystko, o co prosił. On zaczął spisywać moje dane i wypełniać jakiś formularz. Patrzyłam na niego obojętnie. Po tym, jak odkryłam istnienie niejakiej Laury, mój entuzjazm nieco oklapł.  
Po chwili podsunął mi formularz do podpisania. Gdy to zrobiłam, dostałam z powrotem wszystkie moje dokumenty. Czegoś mi tu jednak brakowało.
- A kluczyki? – rzuciłam.  
- Na czas transportu ja je mam – odparł, uruchamiając silnik.
- A to niby czemu? – parsknęłam. – Boisz się, że ucieknę?
Zerknął na mnie z kpiącym uśmiechem.
- Wszystko musisz kwestionować, co?
- Po prostu nie wiem, dlaczego nie mogę odzyskać własnych kluczyków – burknęłam.
Pokręcił głową, hamując śmiech.
- Lepiej zapnij pasy – polecił mi.
Zrobiłam, co mi radził, podałam mu mój adres i od tej pory siedzieliśmy w ciszy. Chłopak włączył radio, uniemożliwiając mi zaczęcie rozmowy. Nie powiem, że mnie to nie zirytowało. Skoro została nam jeszcze jakaś godzina wspólnej jazdy, czy nie mógł ze mną porozmawiać choćby z przyzwoitości? Było we mnie coś wybitnie nierozmownego?  
Odwróciłam głowę i podziwiałam widoki za oknem. Nie były zachwycające, ale chciałam robić cokolwiek. Czułam na barkach ciężar dzisiejszego dnia i marzyłam tylko o tym, żeby zanurzyć się w gorącej kąpieli, zmyć z siebie wszystkie dzisiejsze porażki i po prostu o tym zapomnieć.  
Niespodziewanie radio ucichło. Odwróciłam się w stronę chłopaka, który patrzył na mnie z ukosa.  
- Chyba miałaś ciężki dzień, co? – zagaił. Milczałam. Serio? Nagle się obudził i pytał mnie, czy miałam ciężki dzień? Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć, więc po prostu skinęłam głową.  
- Jak chcesz się wygadać, to śmiało – dodał. Musiałam zagryźć wargi, żeby nie parsknąć śmiechem. Ten chłopak był zmienny jak pogoda. Dopiero co nie chciał ze mną rozmawiać i docinał mi na każdym kroku, a teraz chciał robić za mojego psychologa?
- Nie sądzę, żebyś chciał o tym słuchać – rzuciłam.
- To po co bym pytał? – Wzruszył ramionami. Zmienił bieg i znowu na mnie zerknął. – Serio. Możesz mi powiedzieć.  
I jak za dotknięciem magicznej różdżki, wszystko ze mnie wyleciało – opowiedziałam mu wszystko, co zdążyło się dziś zdarzyć, odkąd otworzyłam oczy. Omówiłam poranne szykowanie, plamę na bluzce, głupi deszcz, miłego pana w autobusie, rozładowany akumulator. Przez twarz chłopaka przemknął ledwo zauważalny uśmiech.
- Naprawdę życie ci dało dzisiaj w kość.
- Dopiero teraz to stwierdziłeś?  
- Wcześniej strzelałem, bo wyglądałaś dość słabo – mrugnął do mnie, a ja nieco się nachmurzyłam.
- Wyglądam słabo? – powtórzyłam.
- O nie. – Puścił kierownicę i zatkał sobie usta jedną ręką w geście udawanego przerażenia. – Właśnie powiedziałem jedno z zakazanych wyrażeń? Zaraz zginę z ręki kobiety?
Chciałam się obrazić, ale rozśmieszył mnie.
- Nigdy nie mów kobiecie, że wygląda słabo – pouczyłam go. – Choćby miała worki pod oczami wielkości pięści i zeszłotygodniowe włosy.
Urwałam, bo natychmiast przypomniała mi się Laura i w brzuchu poczułam skurcz. Nie było co ukrywać, że ten chłopak podobał mi się jak cholera, nawet mimo jego niekiedy zbyt ironicznych komentarzy. Wcale go nie znałam, nie miałam też gwarancji, że go poznam bliżej, ale jednak miałam na to ochotę. Niejaka Laura krzyżowała te plany. Przypomniało mi się zdanie, które zobaczyłam kiedyś w Internecie: "Bóg pokazał mi raj, by go potem spalić”. Oczywiście w kontekście tej sytuacji to zdanie było mocno przesadzone, ale czułam się trochę tak, jak autor tych słów. Czemu na miejscu tego chłopaka nie mogło być starszego faceta z jednym zębem, na widok którego serce nie biłoby mi sto razy szybciej?
Rozmowa znowu ucichła, a jakiś czas później dojechaliśmy już pod mój dom. Wysiadłam z samochodu, prostując kości, a chłopak zabrał się za zsuwanie mojego samochodu z lawety. Stałam obok, przyglądając się temu bezczynnie i nie bardzo wiedziałam, co ze sobą zrobić. Ponieważ holowanie miałam w pakiecie, nie miałam obowiązku nic mu płacić. Czułam się dziwnie, bo nie chciałam się z nim żegnać tylko suchym "dziękuję”.
Gdy skończył, wzięłam głęboki oddech i wykrztusiłam z siebie:
- Może chcesz wejść na herbatę?
Zerknął na mnie, a na jego ustach pojawił się uśmiech. Patrzył na mnie trudnym do określenia wzrokiem. Chwilę nic nie mówił, jakby się wahał, ale w końcu powiedział:
- Dzięki, ale powinienem już jechać.
Nie dałam po sobie tego poznać, ale jego słowa nieco mnie zabolały. Mimo wszystko uśmiechnęłam się i powiedziałam spokojnie:
- W takim razie dziękuję ci za pomoc.
- Zawsze do usług. – Zasalutował zabawnie, po czym podszedł do drzwi kierowcy. Stałam w miejscu i przyglądałam mu się. Odwrócił się jeszcze do mnie na chwilę.  
- Do zobaczenia, Vanessa – powiedział ciepło, po czym wskoczył do środka samochodu i zniknął mi z oczu. Szybko odjechał, a jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Do zobaczenia? To była sugestia, że prędzej czy później znowu nawali mi opona? Czy może tak żegnał się z każdym? Westchnęłam głęboko. Otworzyłam Messengera i napisałam do Emmy:
VANESSA: Wpadasz do mnie wieczorem?
EMMA: Mogę wpaść.
VANESSA: To przynieś wino. Dużo wina.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2579 słów i 14402 znaków, zaktualizowała 21 kwi 2017.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Black

    Czemu mam przeczucie, że dopiero teraz w życiu Vanessy pojawią się prawdziwe kłopoty? :D Intrygujący początek ;)

    21 kwi 2017

  • candy

    @Black dobrze ujęte! <3

    22 kwi 2017