"Zagadki Czasu." cz. 1

‘’Zagadki Czasu”
Dzień jak zwykle w Londynie nie był zbyt piękny, ale jak mówiła matka: ‘’Nie marudź!”. Próbowałam się rozbudzić, ale bez skutku. Kręciłam się z prawego boku do lewego. Gdyby był konkurs największego śpiocha, pewnie bym wygrała. Do mojego pokoju, gdzie było jeszcze ciemno ktoś bardzo lekko zapukał. Niechętnie podniosłam głowę.  
– Wejdź. – powiedziałam jeszcze ochrypniętym głosem. Zza moich drzwi wyjrzała głowa służącej.  
– Panienko? – zapytała patrząc na mnie z uśmiechem. Cała służba miała obowiązek zawsze się uśmiechać. Nie rozumiem jak tak można.. Usiadłam na łóżku patrząc na zasłonięte okna z nadzieją, że słońce jeszcze nie zawitało do Londynu. Służąca weszła do pokoju i pokłoniła się przede mną.  
– Panienko. – powtórzyła. – Lady Williams, panią wzywa. – oznajmiła i podeszła do szafy, gdzie przebierała rzeczy, by znaleźć coś stosownego. A no tak.. Lady Williams, moja matka jak zwykle każe się tak nazywać. Wstałam, podchodząc do drzwi gdzie obok była szafa. – Molly? – zapytałam opierając się o nie. Szybko podniosła głowę w moim kierunku. Stanęła sztywno jak struna.  
– Tak? – zapytała nie patrząc mi w oczy. Kolejny rozkaz, służba nie mogła patrzeć nam w oczy.  
– Czy oprócz mojej matki jest ktoś na dole? – zapytałam patrząc na nią i to co trzymała w ręku. Trzymała piękną jedwabną sukienkę z bufiastymi rękawami i ozdobną koronką na dole. Cała była w kolorze lilowym, takim jak moje oczy. Molly odpowiedziała starając się nie garbić i nie jąkać.  
– Tak, panienko. Panna Marshall i jej szanowny wuj, Lord Hawenton. I wielu innych dżentelmenów, którzy mieszkają na jego królewskim dworze. – odpowiedziała patrząc na moją biżuterię. Ucieszyłam się, że nie będę sam na sam z matką. Panna Marshall, czyli Sally była moją przyjaciółką, którą poznałam na podwieczorku u jej ciotki. Wylała na mnie cały pudding morelowy. Myślała, że się obrażę, ale ja się tylko zaczęłam śmiać. Jeszcze do tej pory się z tego śmieje. Zaczęłam cicho chichotać, dopóki Molly nie zaczęła mnie przygotowywać.  
Ubrana i wystrojona jak świąteczna choinka zeszłam na dół. Moja suknia idealnie pasowała do korali o kolorze fiołków i kolczyków z diamentów. Moja mama ubrana była w czerwoną suknię bez ramiączek i czarne szpilki, w których wyglądała olśniewająco. Gdy tylko mnie zobaczyła przestała flirtować z Lordem Hawentonem.  
– Monic! – powitała mnie bez wielkiego entuzjazmu. – Jak ślicznie wyglądasz. – powiedział nie patrząc w moją stronę. Wyczułam lekki sarkazm w jej głosie, który jednak nie okazał się taki mały... Usiadłam obok Panny Marshall z grymasem na twarzy i mamrocząc pod nosem o mojej matce. – Sally.. – szepnęłam prawie bezgłośnie. Odwróciła się, patrząc na mnie gniewnie.  
-Ciszej bo nas usłyszą, ty gąsko!. – wyszeptała jeszcze ciszej od mnie. Niestety i tak długo nie wytrzymałyśmy. Obie zaczęłyśmy się głośno śmiać i ciężko oddychać. Wszyscy zebrani popatrzyli na nas ze zdziwieniem, co nas jeszcze bardziej rozbawiło. Po chwili moja matka podeszła do mnie i płonąc ze złości tupnęła obcasem.  
– Co ty robisz?! – wykrzyknęła. Szybko poszła przeprosić Lorda Hawentona i przy okazji z nim poflirtować, co mnie nie zdziwiło i przyprawiło o mdłości.  
- Sally.. Nie wytrzymam długo w tym gorsecie. – narzekałam. Gorset wbijał mi się jak kolce róż. Przysunęłam się bezszelestnie do niej i wyszeptałam.  
– Chodźmy szybko do toalety to mnie uwolnisz, bo za chwilę przestane oddychać. – zaczęłam ciężko sapać. Zauważyłam, że Sally w ogóle mnie nie słucha, tylko popija herbatkę. Bardzo jej zazdroszczę tego, że jest taka ułożona i dystyngowana. Pomijając fakt, że jestem z niższej ligi, mogłabym nie uderzać łyżeczką o ściany filiżanki. Popatrzyłam jeszcze raz na siebie i na nią, zapominając o przeszywającym bólu, który sprawiał mi gorset. Sally miała piękne rude włosy ze złotymi pasemkami. Oczy miała głęboko błękitne, a jej skóra połyskiwała w świetle. Wszystkie jej suknie były drogie, piękne. Biżuteria kupowana tylko w najlepszych sklepach jubilerskich. Odetchnęłam ciężko. Ból znów powrócił, ale tym razem mocniejszy. ‘’Dosyć tego. ‘’ – pomyślałam i pociągnęłam za sobą Sally, która była bardzo bliska do wylania herbaty na suknie mojej matki. Niezauważone przedarłyśmy się przez korytarz, chowając się za rzeźbami, by nikt nas nie ujrzał. Gdy dotarłyśmy do łazienki Sally wykrzyknęła.  
– Co to do cholery miało być?! – ryknęła zapominając o jakiejkolwiek kulturze. Popatrzyła na mnie surowo, ale po chwili zmusiła się do uśmiechu. – Masz szczęście, że nie wylałam herbatki na twoją mamę, Monic. – powiedziała i zaśmiała się pod nosem. Opłukałam sobie twarz, która była cała w kurzu. Wytarłam się ręcznikiem i wypięłam się do Sally.  
– Ściągaj to ze mnie! – krzyknęłam pokazując palcem na gorset. Niestety był to jedyny sposób na poluzowanie go. Zanurkowała w moją suknie.  
– Monic! Do cholery nie wierć się! – usłyszałam zza pleców. Poczułam ulgę i wolność. Po chwili wyprostowała się i otarła pot z czoła. – Po sprawie. – powiedziała patrząc jak próbuje się podnieść. Zaśmiała się cicho, gdy suknia zahaczyła się o krzesło. Popatrzyłam na nią z ubłaganiem.  
– Czy mogłabyś się nie śmiać i mi pomóc? – spytałam machając rękoma we wszystkie strony. Zza naszych pleców usłyszałyśmy męski głos.  
– Panie? – zapytał nieznajomy. Jednak po minie Sally, uznałam, że to jej wuj. W końcu odplątałam się od krzesła i opuściłam suknie. Ona śmiała się pod nosem, ale gdy posłałam jej przeszywające spojrzenie, przestała. Byłam pewna, że płonę od rumieńców. Była to chyba najgorsza wpadka w moim krótkim życiu, ale jednak cieszyłam się, że to nie była mama.. Wtedy pewnie nie mogłabym czytać. Zabrałaby mi ostatni tom ‘ Alicji w Krainie Czarów’. Nie przetrwała bym bez zapachu papieru z książek i małych literek mieszających się w głowie. Przecież poprzez czytanie książek rozwija się wyobraźnia. Lord uśmiechnął się szyderczo lecz po chwili zaśmiał się.  
– Lady Williams. – popatrzył na mnie z uśmiechem i poprawił okulary. Jego czarne włosy opadały mu na czoło. – Pani matka prawie zemdlała ze strachu. Boi się o panią. Upadła mi w ramiona. Miała szczęście ze stałem z tyłu.. – powiedział bez uśmiechu. Znałam tę sztuczkę. Używała ją do flirtowania. Jest mi wstyd, że taka kobieta mnie przedstawia, ale rodziny się nie wybiera. Sally złapała mnie pod rękę. Szybko zrozumiałam o co jej chodzi.  
– Postanowiłyśmy się przejść. Panna Monic ma piękny dom. – powiedziała z uśmiechem i rumieńcem na twarzy. Ona zawsze miała rumieńce na policzkach, to dodawało jej uroku.  
– A.. Najbardziej łazienki. – nie wiadomo po co to dodałam. Z zażenowani zwiesiłam głowę. Pan Hawenton odwrócił się na pięcie i wyciągając małą książkę wrócił do salonu. Odetchnęłyśmy głęboko i opuściłyśmy się po ścianie by na chwilę odsapnąć.  
– Dobrze wymyśliłaś z tym spacerem. – pochwaliłam ją z uśmiechem poprawiając grzywkę, która opadała mi na oczy. Trud Molly nad ubraniem, legł w gruzach. Zadbany kok stał się teraz niedorobioną kitką. Biżuteria była brudna, sukienka przepocona. Sally wyglądała jak zawsze olśniewająco. Od kiedy ją poznałam zawsze ją podziwiałam. Chciałam być taka jak ona. Chodź też ma szesnaście lat, wygląda na starszą i poważniejszą ode mnie. Oczywiście to zależy od sytuacji. Potrafi śmiać się z byle dowcipu. Spojrzała na mnie zdziwiona.  
– Czemu tak na mnie patrzysz?.. I dziękuje. Myślałam na gorąco. – jej uśmiech był jak obietnica ciepłego lata. Zawsze słodki i uroczy. Bardzo się ucieszyłam, ze mogłam z nią porozmawiać na luzie. Nie musiałam stać sztywno i zwracać się do niej per pani. Szybko wróciłam do rzeczywistości.  
– Popatrzyłam na Twoje korale. Szlachetny kamień? – zapytałam powoli wstając. - Matka mnie zabije, jeżeli nie wrócę za chwilę. Pewnie już zdążyła zemdleć z dziesięć razy i ‘ niechcący’ wpadając w ramiona Lorda Hawentona i innych dżentelmenów. Sally również wstała.  
– Tak. Matka nie kupiła by mi czegoś co nie świeci lub błyszczy.. – powiedziała z grymasem na twarzy. Poszłyśmy do salonu, w którym odbywała się herbatka. Gdy weszłam wszyscy się na nas spojrzeli. Wszystkie plotkary już zaczęły działać, rozsiewając gmach informacji na mój temat. Matka szybko jak lokomotywa podbiegła do mnie.  
– Co ty wyrabiasz?! Widziałaś się dziś w lustrze? – spytała skrzekliwie. Odwróciła się uśmiechając.  
– Strasznie was przepraszam.. – powiedziała wypychając nas z sali i wracając do stolika. Odwróciłam się przodem do Sally. Wiedziałam, ze będzie miała taką samą minę jak ja.  
Popatrzyłam się na nią, a ona na mnie.  
– Jak ona może?! – wykrzyknęłam sfrustrowana. Sally wyglądała bardzo dziwnie. Stała jak wmurowana. W jej oczach widniał strach. Pokazywała palcem na ścianę za moimi plecami. Bardzo wolno się odwróciłam i zamarłam. Po moich plecach przeszedł dreszcz. Na ścianie za moimi plecami widniał napis z krwi. Byłyśmy tak przerażone i zdziwione, że nie mogłyśmy wykrztusić słowa. Bardzo wolno go przeczytałam. Skupiając się na nim tak bardzo, że zabolała mnie głowa. : ‘’ Jeżeli życie drogie Ci jest lepiej portal do życzeń znajdź też.. ”. Gdy to przeczytałam napis zniknął. Rozpłynął się. Na ścianie nie pozostało nic oprócz obrazów i kurzu. Sally jako pierwsza odzyskała mowę.  
– Co to było. – powiedziała jąkając się okropnie. Nie dziwie się. Ona przynajmniej potrafiła coś powiedzieć, a nie stać tak jak ja z otwartą buzią, wpatrzona w ścianę. Dopiero gdy mną potrząsnęła, otrząsnęłam się i złapałam się za głowę. Cały czas pulsowała.  
– Nie wiem.. Pewnie to tylko halucynacja, czy coś takiego.. – wyjaśniłam, ale było widać, że nie za bardzo mi wierzy. Przewróciła oczami.  
– Halucynacja?! – zapytała zdenerwowana. Widać było, że bardzo ją to zaciekawiło. – Halucynacja? – powtórzyła już mniej gniewnie. – I przydarzyła nam się w tym samym czasie, w ten sam sposób? – zapytała. Niestety miała rację. Halucynacja nie może się objawiać w ten sam sposób u tych samych osób.. Dziwne. Jednak wolałam o tym nie mówić, więc ogarnęłam mój wygląd i wróciłam na herbatkę bardzo zamyślona.  
Następnego dnia obudziłam się z bolącą głową. Cały czas nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że te napisy na ścianie jednak coś znaczą. Molly już stała nad moim łóżkiem z piękną żółtą sukienką. Lubiłam ubierać tę suknię, ponieważ moje czarne włosy bardzo do niej pasują. Otarłam oczy i przyłożyłam dłoń do czoła. Zimne. Więc gorączka odpadała. Może przegrzanie? Słońce ostatnio częściej wita do Londynu. Lub byłam po prostu zmęczona. Zeszłam na dół szukając po omacku moich pantofli, które wczoraj zostawiłam na dole, gdy skradałam się w nocy po książkę. Czytałam do północy, więc wyglądałam jak trup i tak się też czułam. Mama jak zwykle wyglądała ślicznie. Miała na sobie swoją ulubioną sukienkę, która podkreślała jej talie osy.  
– Och! Monic.. – przywitała mnie i machnęła ręką w moja stronę. Zignorowałam ją i za nim weszłam do saloniku poczułam szarpnięcie od tyłu. Krzyknęłam przerażona. Odwróciłam się. – Mamo! Czemu mnie ciągasz? – zapytałam próbując nie zdenerwować jej wcześniej. Popatrzyła na mnie przeszywającym wzrokiem.  
– W naszym salonie znajduje się Marco. ! – wykrzyknęła. Popatrzyła czy nikt nie usłyszał. – Masz zachowywać się jak prawdziwa dama. ! – powiedziała i zaczęła wymachiwać rękami.  
Marco Miller, ma być moim mężem. Bardzo go kocham, lecz widać było, że on mnie nie za bardzo. Mama próbowała z nim porozmawiać, ale to tylko pogorszyło moją sytuacje, która i tak była beznadziejna. Mama potrząsnęła mną i popchnęła w kierunku drzwi. Wleciałam do salonu, gdzie prawie upadłam pod nogi samego Lorda Millera. Wtedy nie pozwoliłby swojemu synowi poślubić takiej ofiary losu jak ja. Wstałam szybko chwiejąc się lekko. Dygnęłam przed Ojcem Marco i usiadłam pomiędzy nimi.  
– Witam, panie Miller. – przywitałam go podając mu dłoń którą ucałował. Wzięłam filiżankę herbaty, którą przyniosła Molly. Matka usiadła pomiędzy Ojcem, a Mamą Marco. Pierwszy odezwał się Ojciec. – Jak się panienka czuje? – zapytał z uśmiechem. Zauważyłam, że lord Miller bardzo mnie polubił. Wyprostowałam się najbardziej jak umiałam. Gorset znów wbijał się okropnie, ale nie na tym się teraz skupiałam.  
– Czuje się bardzo dobrze, dziękuje. – powiedziałam i niechcący jęknęłam cicho. Mam nadzieję, że nikt tego nie usłyszał. Pan Miller przyjrzał mi się ostrożnie z badającą miną.  
– Mój syn miał racje. Jest panienka bardzo ładna. - powiedział po chwili zamyślenia. Spojrzałam ukradkiem na Marco. Gdy mój wzrok spotkał się z jego, odwrócił głowę. On naprawdę uważał, ze jestem piękna? Gdy moja matka zaczęła opowiadać o swojej ‘wielkiej przygodzie’, nie dała mi dojść do słowa. Zdążyłam już wypić trzecią filiżankę, kiedy nareszcie skończyła. Marco cały czas na mnie spoglądał.  
– No. – zaczął jego Ojciec. – My pójdziemy z panną Williams zwiedzić waszą rezydencję, a wy zostańcie tu i lepiej się poznajcie, dobrze panienko? – zapytał z uśmiechem. Zauważyłam, że z jego kieszeni wystaje ta sama książka co miał Lord Hawenton.  
– Dobrze. – uznałam jednak, że to nic nadzwyczajnego. Dużo osób czyta te same książki. Gdy rodzice wyszli zostałam sama z nim. Siedziałam ze złożonymi kolanami, bawiąc się palcami. Jestem pewna, że moja twarz była okropnie czerwona. Marco przysunął się do mnie bliżej.  
– Panno Williams– zaczął niepewnie. Wiedziałam, że jeszcze nie przeszliśmy na ‘ty’, ale jednak mieliśmy się pobrać.. Czułam jak jego wzrok mnie przeszywa. Położył swoją rękę na mojej. Powstrzymałam dreszcz.  
– Miałaby pani ochotę przejść się ze mną po ogrodzie? – zapytał i zaoferował mi swoje ramię. Dobrze wiedział, że nie mogę odmówić, więc złapałam go pod ramię. Przeszliśmy cały korytarz, by dojść do naszego małego ogródka. Na dworze było słonecznie. Pachniało fiolkami i rosą.  
– Piękna pogoda, prawda? – zapytał nie patrząc mi w oczy. Wyczułam, że nie ma zamiaru rozmawiać o naszym ślubie.  
– Tak, przecudowna. Chociaż wciąż pachnie rosą. – powiedziałam z uśmiechem i popatrzyłam mu w oczy. Nie wyglądał jakby chciał być tu i teraz. Usiedliśmy na ławce obok drzewa, które dawało bardzo kojący cień. Chociaż wciąż trzymał mnie za rękę, nie czułam, że czuje to samo co ja.  
– Wiesz.. Niestety będę musiała już iść. Przepraszam, ale nie mogę być tu i teraz. Przepraszam! – powiedziałam i zerwałam się z ławki. Widziałam jak Marco wzdycha i odchodzi do domu. Uciekłam głupio się rumieniąc. Podwinęłam sukienkę, żeby jej nie pobrudzić. Zaszyłam się w moim pokoju. Próbowałam się nie rozpłakać, choć moje życie najprawdopodobniej legło w gruzach. Mam nadzieje, że matka się o tym nie dowie. Wzięłam książkę i zaczęłam czytać. Jednak długo nie mogłam. Mój wzrok przykuła karteczka latająca tuż przy moim nosie. Szybko odłożyłam książkę i próbowałam znaleźć sznurek lub nitkę, na której wisiała.  
- Czy ta kartka.. lata? – zapytałam sama siebie. Złapałam ją, a ona pofrunęła mi na kolana. Odwróciłam ją. Było na niej napisane to samo co na ścianie tamtego dnia. : ‘’ Jeżeli życie drogie Ci jest lepiej portal do życzeń znajdź też.. ”. Wystraszyłam się i rzuciłam karteczką o ścianę.  
- Daj mi spokój!! – wykrzyknęłam i złapałam się za głowę, która znów zaczęła strasznie pulsować.  
- Pokaż się i powiedz o co chodzi! Nie rozumiem tych słów! – powiedziałam głośno patrząc na sufit, jakby miała się tam ukazać odpowiedź. Niestety, ku mojemu rozczarowaniu nic się nie pojawiło, żadnego sygnału, powiewu lekkiego wiatru.. Nic.. Wstałam z łóżka, brzuch bolał mnie tak bardzo, że nie mogłam prawie w ogóle oddychać. Z wielkim trudem wydostałam się z pokoju, rzucając książkę na kanapę. Cały czas w głowie miałam tą scenę, gdy kartka lewitowała przed moimi oczami. Gdy szłam po korytarzu zagłębiona w swoich myślach, niechcący trąciłam ramieniem Sally. Szybko odwróciłam się do niej i przeprosiłam, ale jej nie chodziło o przeprosiny tylko o spacer z Marco.  
– No mów i to szybko! Opowiedz mi wszyściutko od początku! – wykrzyknęła ciągnąc mnie na ławkę. Odetchnęłam. Nie wiedziałam jak jej powiedzieć, że stchórzyłam, ale przecież to moja przyjaciółka. Zrozumie. Usiadłam obok niej.  
– Sally? Na pewno chcesz wiedzieć? – zapytałam, a ona pomachała twierdząco głową.  
– Stchórzyłam, uciekłam. Nazwij to jak chcesz. Jestem straszna. – zakryłam dłońmi twarz i podparłam się o ścianę. Popatrzyła na mnie jak bym była kosmitą. Otworzyła szeroko buzię. Z jej ust wyleciało tylko jedno słowo.  
– COOOOO?? – wykrzyknęła. – Przecież ty go kochasz! Ty nie możesz się poddać, ja wiem, że on na pewno czuje coś więcej! Monic, dobra opowiedz, chociaż początek. – powiedziała zrezygnowana, ale widziałam w jej oczach, że mi współczuje.  
- Eh. A więc moja mama zaprosiła rodziców Marco do nas do domu. Po chwili rozmowy, wypiciu herbaty i wysłuchaniu przygody mojej matki, zostawili nas samych. Tylko ja i Marco. Zaproponował mi spacer, nie mogłam odmówić, lecz czułam, że on nie chce tego samego co ja, więc uciekłam. – powiedziałam zażenowana moją postawą i zzuwając się po ścianie, zaczęłam cicho szlochać.  
- Nie rycz! To nie poprawi twojej sytuacji! Kobieto weź się w garść i idź do niego. Przeproś go i będzie wszystko dobrze. – usiadła obok mnie, przytuliła mnie mocno. To jest prawdziwy wzór do naśladowania. Dobra przyjaciółka i genialna pomoc duchowa. Powoli wstałam.  
- Prawie zapomniałam! Pamiętasz ten napis na ścianie? – zapytałam cichutko, żeby nikt nie usłyszał. Cały czas miałam wrażenie, że ktoś lub coś mnie śledzi, ale czasami tak się ma, więc nie zwracałam na to większej uwagi. Sally popatrzyła na mnie badawczo.  
- Pewnie, że pamiętam. Takich przerażających rzeczy się nie zapomina! Wczoraj śniło mi się, że ten napis za mną chodzi, ale to tylko dziecinne sny. – zaśmiała się cicho. – No dobra, o co chodzi? – zapytała jak prawdziwy detektyw. Widać, że lubi takie sprawy. Podeszłam do niej bliżej i popatrzyłam jej w oczy.  
- Pomyślisz, że zwariowałam, ale ten napis co widziałyśmy wczoraj na ścianie.. Widziałam go dzisiaj. – powiedziałam bardzo cicho. Nadal nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ktoś mnie śledzi.  
- Znowu? Ale w tym samym miejscu? – zapytała z wypiekami na twarzy i wielkim uśmiechem na ustach.  
- Dzisiaj było zupełnie inaczej. Czytam książkę, a tu nagle przed oczami, żółta lewitująca karteczka, a na niej napis.. – nagle Sally mi przerwała.  
- ‘’ Jeżeli życie drogie Ci jest lepiej portal do życzeń znajdź też.. ”. – powiedziała szybko. – W życiu nie zapomnę tych słów. To były najstraszniejsze minuty w moim całym życiu!
~Dzięki za czytanie i mam nadzieje, że się podobało ;D

rokisi

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał, użyła 3625 słów i 20037 znaków.

2 komentarze

 
  • julka

    mnie też się podobało :)

    29 lip 2013

  • retrezed

    Bardzo ciekawe opowiadanie. Świetny pomysł, czekam na kolejne części. Życzę weny :)

    21 kwi 2013