Psychoza. Moja metamorfoza.

Psychoza. Moja metamorfoza.PROLOG:
Tak właściwie od kiedy tylko pamiętam fascynowała mnie śmierć. Granica, której nie można przekroczyć. Była niczym bariera, przedzierająca dwa tak bardzo odległe od siebie światy. Od kiedy skończyłam czternaście lat zapragnęłam jej dotknąć. Pragnęłam wiedzieć, czuć śmierć czuć jej gorzkie usta na własnych i słyszeć słabnącą akcje wlasnego serca. Niektorzy mowia, ze to przez to, stalam się sie taka jaka jestem teraz. Ale ja sama nie wiem jaka jestem. Od tamtego '' wypadku'' ktory sprawil, ze moj rozum gdzies się zgubil, nie wiem już nic. Wszystko jest takie inne, zupelnie nie przypomina tamtego swiata ktory istnial kiedys. Jest piekne, ale jednoczesnie pelno tu smutnej smierci... Ona jednak się usmiecha, poniewaz znalazla ukojenie we mnie.

Siedziala na szpitalnym lozku i plakala. Znowu. Psycholog probowal z nia porozmawiac, lecz bezskutecznie. Mamrotala coś o jego wąsie ktory kloci się z nosem a potem już w ogole nie byl w stanie jej zrozumieć. Lekarz, doktor Adam Closer dokladnie przejrzal jej karte zdrowotną; Jamie Greene, 15 lat, proba samobojcza. Wzdrygnal się na dzwiek ostatnich dwoch slow, ktore wypowiedzial glosno w mysli. Proba samobojcza... Dziewczyna probowala się zabic. Pozostawalo pytanie, dlaczego... NIe rozumial tych dzisiejszych nastolatek.Coraz czesciej na jego oddzial trafialy samobojczynie ( wiekszosc niestety nie byl w stanie uratowac ) bulimiczki, anorektyczki, depresantki… To byl jakis obled! Mial corke, mniej wiecej w wieku Jamie, i gdyby ona zrobilaby cos podobnego, poczul by sie...pusto? obrzydliwie? Tak, to takze ale przedewszystkim poczulby ze to jest jego wina. Calkowicie jego. Dlatego teraz, nie dziwil się zerkajac przez weneckie lustro, jak matka Jamie, pani Greene wylewa smutek w chusteczke higieniczna. Lekarz postanawia zblizyc się do niej. Jak zwykle, w takich sytuacjach caly dygocze i trzęsą mu się kolana.
- Dzien dobry. - Mowi, i stara się aby jego glos brzmial najspokojniej na swiecie.
Kobieta podnosi wzrok. Nie wpatruje się w nia, choc jest to naprawde trudne gdyz kobieta, na oko trzydziestoletnia jest wyjatkowo atrakcyjna. Nawet pomimo faktu ze caly tusz rozmazal jej się po policzkach.
- Czy ona zyje? - Zapytala drżącym glosem lekko poprawiając wlosy.
Lekarz westchnął.
- Zyje. Na szczescie udalo nam się zatamowac krwotok. Lezy teraz ze specjalistą, który usiluje się z nią porozumieć.
Kobieta spuszcza wzrok. Doktor jednak nie daje za wygraną – usiłuje kontynuowac rozmowe.
- Od jak dawna…
Nie potrafil ułożyć słów w logiczną całość.
- Od jak dawna jest szalona? Nie da się z nią porozumieć? Zachowuje się jakby postradala rozum?
- Tak. – Odpowiedzial bezgłośnie.
- Szczerze? Nie mam pojecia. Po prostu nie wiem, rozumie pan?
- Jak może pani nei wiedziec? O ile dobrze mi wiadomo, jest pani jej matką.
Był wręcz oburzony.
- Nic pan nie rozumie! Ja… ja jestem samotną matką. Mój mąż umarł dwa miesiące temu. Ja sama nie potrafiłam sobie z tym poradzić.. Nie potrafiłam pomóc mojej biednej córeczce.
Schowala w twarz w dloniach. Nie płakała. Teraz, mogl się dokladnie temu przyjrzeć.. Nie czula smutku – czula wstyd. W najmniejszym nawet stopniu nie obchodzilo jej Zycie dziecka. Nienawidzil takich ludzi, czul do nich odraze, a wrecz pogarde i obrzydzenie. Nie mogl dłużej patrzec na tą kobiete. Wyszedl, nawet się nie zegnając. W gabinecie na spokojnie wszystko przemyślał. Poprosił sekretarkę o kawę z łyżeczką cukru i usiadl na fotelu. Tak bardzo kochał swoją rodzine… Nigdy by nie dopuścił do takiego zdarzenia. Jego córeczka, piętnastoletnia Sophie była dla niego calym swiatem. I choc prawda, czasem była nieposluchana, buntowala się i chciala wychodzic z domu o dwudziestej drugiej nigdy się nie pociela, nie probowala zabic, nie głodziła tak jak dziewczyny z tego miejsca. Postanowil że przejdzie się do Jemie Greene. Dzisiaj miał nocke, ale ponieważ nic ciekawego się nie dzialo, poszedł do jej pokoju. Pielegniarka, stara, lekko otyła pani Evans uśmiechnęła się do niego. W pokoju lezaly jeszcze dwie osoby, chłopak, który spal, i zgłosiła go tu jego matka, tłumacząc, ze jest uzależniony od ciecia się, ale gdy głośno zaprzeczał ubrany w długi t-shirt i ściśnięte dżinsy i wręcz rzucał się po łóżku, musieli mu podać środek nasenny i dziewczyna, okropnie chuda, chorujaca na anoreksje.Szpital był tak maly, wiec wszyscy lezeli obok siebie, niewazne jekiej byli pci i co im dolegalo. Na szczescie mieli dobrych lekarzy. Na przykład Adam. Wiele razy ocalil życie. Był lekarzem, ale i troszke psychiatrą. Był bohaterem wszystkich. Jednak teraz, naprawde nie wiedział jak pomoc tej dziewczynce.
Spojrzał na nią. Spała słodko, ale cały czas spychając kołdrę nogami mamrotała; ‘’zostaw mnie, nie chce cię tutaj’’. Zastanawial się, co jej się może snic. Szkoda ze nie miał takiego urządzenia jak pan Kleks, które zapisuje sny w magicznej kuli a potem można je obejrzec. Usmiechnal się na to wspomnienie. Pan Kleks był jego ulubioną bajką z dzieciństwa.
Nagle dziewczyna otworzyla oczy. Były ogromne, a ich kolor był bursztynowo-zielony.
- Co pana bawi? – Zapytała melodyjnym głosem.
Nie wiedział co powiedzieć. Skad wiedziała, ze się uśmiechnął? Przeciez przed chwilą spała, nie miała otwartych oczu, jak ona to dostrzegła?
Usmiechnela się tajemniczo, a on Spojrzal na nia, wywalając swoje wielkie, czekoladowe oczy.
Patrzyl na nia jeszcze chwilę, nadal nie dowierzając tego, czego wlasnie doznal, ale ona już zasnęła, wiec nie mówiąc nic, udal się do operatora głównego.
- Witam. – Przywital go melodyjnym glosem przystojny, czterdziestopięcioletni Włoch. – Co tam słychać, panie Closer?
- Wszystko w porzadku. – Odparl mezczyzna zaciskając szczeki. – Ale niepokoi mnie pewna pacjentka….
- Bernie Speders?
- Nie… To znaczy, ona także ale bardziej…
- Rosie Februy…?
- Nie… Chodzi mi o…
- Diane Dcroying?
Doktor przeciagle westchnął.
- Chodzi mi o Jamie Greene. – Powiedział zdecydowanie.
- Ah… Jamie. Chce pan zobaczyc jej kartoteke?
- Poprosze.- Nalegał.
Carlisle Devoifce wystawil kartke dziewczyny. Było tam napisane: proba samobojcza, oznaki samoogresji, majaki, zwidy – objawy schizofrenii. Przeczytał to dokładnie kilka razy, starając się swobodniej zapoznac z tekstem. Potem, zrezygnowany, napil się kawy z ekspresu i postanowil sobie ze przezyje jakos ten dzień.
***

_____________________________
NIe jestem co do tego przekonana, ale wstawiam, ponieważ nieźle przemyślałam ogólną fabułę. Jest to coś zupelnie innego od 'pamietnika nastolatki' ale mam nadzieje, ze komus się jednak spodoba. Hm, nie trafilam z kategoria, ale jest ich tutaj stanowczo za malo. No, to tyle, pozdrawiam. ;)

Santana

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał, użyła 1110 słów i 6904 znaków.

2 komentarze

 
  • rupert

    mało opisów tych głównych momentów, ubioru, sal etc. ale główny mankament to: Pan Kleks? Angielskie nazwy nie wskazują na polskie realia :) ale podoba mi się koncepcja :)

    6 wrz 2014

  • Astarte

    To naprawdę dobry początek opowiadania! Mam nadzieję, że postanowis dopsiać kolejną część, bo jestem zaintrygowana :)  :smile:

    2 lip 2014