Pitbull

Inspirowane serią filmową Patryka Vegi i Władysława Pasikowskiego


Na bankiecie zebrało się pełno śmietanki życia politycznego. Po wypiciu kilku kieliszków wódki z red bullem do wiceministra Gawrońskiego podszedł senator Tomasz Barbasiewicz wraz ze swoją piękną córką Wiktorią.

- Dzień dobry, panie ministrze - powiedział.
- Znamy się?
- No... jestem Tomasz Barbasiewicz.
- Mówisz tak, jakbyś był prezydentem. Albo tym... Zenonem Martyniukiem.
- Jestem z senatu.
- Aha, rozumiem. Co tam słychać w izbie wyższej? Wciąż się tak żrecie?
- Nie mówmy o tym dzisiaj. Ministrze, to moje szczęście, Wiktoria.

Dziewczyna podała rękę Gawrońskiemu.

- Ile masz lat? - spytał.
- Dziewiętnaście.
- Słuszny wiek.  


Tymczasem do sali bankietowej mimo ochrony przemknęła się zamaskowana postać w kapturze. Mężczyzna wyjął colta i oddał dwa strzały w kierunku Gawrońskiego. Jednak trafił w Wiktorię. Wszyscy zebrani uciekali w popłochu, co pozwoliło również wymknąć się napastnikowi. Gawroński i Barbasiewicz zadzwonili na numer alarmowy.

- Niech pan zatamuje czymś ranę, byle szybko. Karetka jest już w drodze - mówił operator CPR.

Barbasiewicz zdjął marynarkę i uciskał nią obficie krwawiącą ranę Wiktorii.

- Błagam, córeczko... nie umieraj... błagam...

Niestety, na niewiele to się zdało. Krótko później w szpitalu lekarz stwierdził zgon.
Zapłakany Barbasiewicz pod szpitalem palił już czwartego papierosa, by uspokoić trawiące go nerwy i ból na sercu. Właśnie stracił wszystko, co posiadał. Wszystko, co było mu najbliższe. Swoją jedyną córkę. Wtem podszedł do niego wąsaty mężczyzna w garniturze z cygarem w ręce.

- Zdrastwujcie - powiedział ze wschodnim akcentem. - Fiodor Anatolijewicz Kirilenko, GRU.  
- To wy, skurwysyny...! - senator chciał rzucić się na Kirilenkę, ale ten go powstrzymał.
- Uspokójcie się, tawarisz! Zrobiliśmy to w konkretnym celu.
- Jakim?! Jakim kurwa celu?!
- Zrobisz coś dla nas, a my wskażemy ci tego, kto ją zabił. Przeprowadzisz zamach w samym centrum Warszawy, w galerii Złote Tarasy. Gdy to zrobisz, dostaniesz szansę na zemstę.
- Ja... zrobię wszystko, ale... jak mam niby zdobyć broń?
- Banalnie. Kup ją na czarnym rynku.
- Ale ja nie mam na to pieniędzy...
- To znajdź sposób, by je zarobić - powiedział Rosjanin, wrzucając wypalone cygaro do kosza i oddalając się.

Jeszcze tej nocy Barbasiewicz podał się do dymisji.

3 LATA PÓŹNIEJ

Doktor Antoni Desperski został wezwany do dyrektora szpitala.

- Desperski... - zaczął. - Żeby mi to był ostatni raz.
- Ale o co chodzi, dyrektorze?
- O tych oszołomów z pro life, którzy chcą, aby nasz szpital nie przeprowadzał aborcji. Poparłeś ich.
- Szefie, ja...
- Milcz. Jeszcze jeden taki numer i możesz się z nami pożegnać.
Do dyrektora zadzwonił telefon.
- Poczekaj, muszę odebrać. Dzień dobry, panie Makowicz - dyrektor odłożył telefon na stół i nachylił się do Desperskiego. - A tamtych oszołomów i tak ochrona wygoniła. Ty również idź precz.

Zrezygnowany Desperski wychodząc ze szpitala wpadł na pomysł, aby skoczyć nad jezioro. Była godzina szósta rano i właśnie wschodziło słońce, gdy on wpatrywał się w taflę wody. Nagle podeszła do niego jakaś dziewczyna, na oko dwudziestoletnia, o trochę ciemnej karnacji oraz ciemnych włosach. Miała na sobie czerwoną kurtkę dresową adidas. Antoni bał się na nią spojrzeć, przez swoją nieśmiałość.  

- Nie poznajesz mnie? - spytała.
- Nie.
- Przecież chodziliśmy razem do gimnazjum przez kilka miesięcy. Ale bliżej się nie poznaliśmy.

Desperski spojrzał na nią.

- Kojarzę cię. Kasia?
- Weronika.
- Mhm. No... cóż za zbieg okoliczności, że się akurat spotkaliśmy.  
- Ano też lubię czasem przyjść sobie nad jezioro.
- A czym się zajmujesz?
- Studiuję socjologię.
- Ja skończyłem medycynę kilka miesięcy temu.
- Jesteś lekarzem?
- Tak. Doktorem. Pracuję w szpitalu, tu niedaleko.  

Weronika popatrzyła mu się w oczy i nieco przybliżyli się do siebie. Antoni złapał ją od tyłu, dotykając zadbanych, puszystych włosów. I wtedy pocałowali się.  


Tymczasem kilometr dalej do domu osiemdziesięcioletniego Zbigniewa Chyba przyjechała ze szpitala karetka pogotowia.

- Dzień dobry, co się stało? - spytał Chyb sanitariuszy.
- Zbigniew Jan Chyb? My do pana?
- Ale nic mi nie jest...

Wtem sanitariusz wyjął strzykawkę z pavulonem i wbił ją Chybowi w szyję, co doprowadziło do zawału. Ratownik zadzwonił do dyrektora szpitala.

- Szefie, wstrzyknąłem mu środek. Co teraz?
- Zawieź do domu pogrzebowego Makowicza. Nazywa się Inturbidus. Poszukaj sobie lokalizacji na google maps.
- W porządku.

Następnego dnia
Komenda Stołeczna Policji, warszawski Muranów

- Desperski, ktoś do ciebie - powiedział komendant Włodzimierz Barszczyk, otwierając drzwi do gabinetu policjantów Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym. Podkomisarz Sławomir Desperski ps. Despero pokiwał głową.

- Niech wejdzie.

Do pokoju wszedł doktor Robert Michalak z miejscowego szpitala.

- Prosze usiąść i słucham.  
- Nazywam się Robert Michalak, pracuję na wydziale udarowym w szpitalu na Bema. Przyszedłem, bo muszę wam coś powiedzieć. Nie dawało mi to spokoju. Nie mogłem sobie spojrzeć w lustro.  
- Niech więc pan powie, o co chodzi.
- W naszym szpitalu od jakiegoś czasu trwa pewien... nielegalny proceder. Ratownicy przyjeżdżają do jakichś starych, dogorywających ludzi i dobijają pavulonem. Wie pan, co to pavulon? Środek wywołujący zwiotczenie mięśni i zatrzymanie akcji serca. Oni im to wstrzykują, a potem zawożą do domu pogrzebowego, który prowadzi jakiś kumpel naszego dyrektora.

W tym samym czasie w szpitalu

Do dyrektora przyszło czterech przedstawicieli koncernu farmaceutycznego UEDE Group, a następnie całą piątką udali się do gabinetu doktora Desperskiego.

- Desperski, masz szansę się zrehabilitować - powiedział dyrektor z uśmiechem.
- Ale w jaki sposób?
- Doktorze Desperski - zaczął jeden z przedstawicieli, siadając na biurku. - Jak dobrze rozumiemy, jest panu obojętne, jakiej firmy lekarstwa przepisuje pan pacjentom?
- No...tak, ale...
- W takim razie umówmy się, że za każdym razem, gdy będzie pan miał okazję, przepisze pan lek naszej firmy. Od każdego sprzedanego leku dostanie pan 7%. Możemy się tak umówić?
- Brat! Spierdalaj! - rozległ się głos Despero z megafonu.  
Jego brat Antoni schował się za stołem w tym samym momencie, gdy do środka wleciały granaty hukowe i wbiegli antyterroryści. Dyrektor szpitala i czterej przedstawiciele koncernu zostali aresztowani.

- Heil Hitler! - wrzasnął jeszcze dyrektor podczas zakuwania mu kajdanek na rękach. Antyterroryści wyprowadzili aresztowanych, a do środka wszedł Despero.

- Nic ci nie jest? - spytał Sławek.
- Nie.  
- Dobra.
- Za co ich zawinęliście?
- Za nekrobiznes. Później ci to wyjaśnię.
- Przed chwilą goście z jakiegoś koncernu farmaceutycznego chcieli mnie przekupić. Dyrektor ich przyprowadził.  
- Dobra. Złożysz zeznania na komendzie. Miejmy nadzieję, że uda się tym skurwielom przybić dwucyfrowy wyrok.  
Po chwili przyszedł partner Desperskiego, aspirant sztabowy Olgierd Knyga ps. Żandarm.

- Despero, chodź. Zatrzymaliśmy tych sanitariuszy.


Wieczorem Despero i Żandarm przedstawili sprawę naczelnikowi Terorru, Jackowi Gocowi ps. Gebels.

- Zatrzymani zaczęli gadać? - spytał Gebels.
- Nie, ale mamy trop, naczelniku. Sprawdziliśmy spółkę Inturbidus. Okazuje się, że to spółka - córka grupy UEDE. Tej samej, której przedstawicieli dzisiaj aresztowaliśmy - powiedział Żandarm.
- Dobra. Desperski, Knyga, informujcie mnie od razu jak do czegoś dojdziecie. Mam naciski z góry, sami wiecie. Chcę, żeby to śledztwo zakończyło się jak najszybciej sukcesem.  
- Się rozumie, naczelniku - powiedział Despero.

Następnego dnia Despero kazał namierzyć prezesa UEDE Group, Piotra Suszyńskiego. Jak się okazało, wybrał się on na sympozjum dotyczącego nowego leku, jaki miała wyprodukować jego firma. Despero postanowił udać się na konferencję incognito.

- A teraz, drodzy państwo - zapowiedział spiker. - Poznajcie nasz gwóźdź programu. Współzałożyciel, prezes i szef rady nadzorczej UEDE Group, dyrektor generalny Blue Falcon Logistics oraz jeden z głównych akcjonariuszy SimBanku. Przed państwem... Piotr Suszyński!

Suszyński wszedł na scenę przy akompaniamencie oklasków.

- Siemano, ludziska! - zawołał. - Na cykanie fotek przyjdzie czas później. Więc choć wiem, że jestem sexy, skierujcie swoje obiektywy na prezentację. A czego ona będzie dotyczyć, ekhem? A jakżeby inaczej, naszego nowego produktu Lingua Forte. I nie, nie chodzi bynajmniej o kurs języka łacińskiego, hehe! Nasz nowy lek jest w stanie praktycznie całkowicie wyeliminować, uwaga, uwaga... narośl Bojkego. Czym ona jest? Odkryta niedawno przez profesora Wolfganga Hermanna Bojkego z Oxfordu narośl to wirus, który atakuje... język. Tak, pokażcie mi teraz swoje jęzorki. No pokażcie.

Wszyscy na sali pokazali swoje języki.

- No pięknie, są zdrowe. A teraz zobaczcie, jak wygląda język osoby cierpiącej na narośl Bojkego.

Na ekranie ukazał się slajd ze zdjęciem. Suszyński wykrzywił się ze wstrętu.  

- Błe, ohyda! Ale narośl nie będzie już więcej sprawiać problemów dzięki naszemu nowemu lekowi! Lingua Forte! Kupujcie profilaktycznie. Chyba nie chcecie, żeby wasz język wyglądał jak szczegółowa mapa Utah?

Po sympozjum i wyczerpujących odpowiedziach na pytania dziennikarzy, do Suszyńskiego podszedł Despero.

- Dlaczego robisz ludzi w chuja, Suszyński? Ten Bojke w ogóle istnieje, czy jego też sobie wymyśliłeś? - spytał.
- Przepraszam, kim pan jest?
- Podkomisarz Sławomir Desperski, Komenda Stołeczna Policji.  
- Dlaczego zwykły pies kwestionuje wyniki badań naukowców z Oxfordu?
- Zaraz porozmawiamy na komendzie i spokorniejesz. Dzisiaj zatrzymaliśmy między innymi czterech pracowników twojej korporacji. Byli zamieszani w korupcję i zabójstwo ponad dwudziestu osób.  
- Posłuchaj, mój drogi. Co ty, niedomyty wieśniak z ułamanym zębem i kurtce z ciucholandu możesz zrobić mnie? Mnie? Człowiekowi, którego świat to władza, pieniądze i seks? Pływam jachtem na Kanary! Piję stuletnie wino! Co tydzień mam inną dupę do ruchania! Palę kubańskie cygara, za które cała twoja obsrana rodzinka pewnie dała by się pochlastać! A ty co? Ile razy musiałeś dzisiaj zapalać swojego trzydziestoletniego malucha? I co z tego, że masz blachę? Idź lepiej opierdolić kontener z pomocy dla powodzian, a nie będziesz śmierdzielu zajmował mi mój cenny czas! Moja fryzura była droższa zapewne niż ty jesteś wart! Więc spierdalaj!

Despero popatrzył Suszyńskiemu prosto w oczy, po czym oddalił się. Po chwili do Suszyńskiego podeszli Babcia i Cukier.

- To był pies? - spytał Babcia.
- Niestety tak. Chodzi o ten incydent w szpitalu. Stołeczna zaczyna nas podejrzewać.  
- Parafrazując Marka Terencjusza Warrona, żoliborski zwycięża, siedząc - powiedział Cukier.
- Czyli?
- Czyli chuja nam zrobią - powiedział Babcia.
- Tak mu właśnie powiedziałem, Tomek, hehe.
- I dobrze - odparł z uśmiechem Tomasz Barbasiewicz ps. Babcia.

Tymczasem Gebels wrócił do domu.  
- Cześć, synu - rzucił. - Jak tam w szkole?
- Dobrze, ale... muszę ci coś pokazać, tato.  
- Co tam?

Gebels podszedł do komputera syna, Jarka. Na monitorze ujrzał mema ze swoją twarzą wklejoną na tło polskiej flagi. Widniał napis: DEJ NO KIEROWNIKU DWA ZŁOTE.  

- Kurwa, co to jest? - spytał zdenerwowany nie na żarty Gebels.
- To... to jest już w internecie...nie wiem, kto to robi... ale jest tego więcej.  

Jarek pokazał mu jeszcze jednego mema, z podpisem SKURWIELE NIEMIECKIE ZNOWU MECZA WYGRAŁY.

- I... i  to ludzie widzieli?  
- Z tysiące...

Gebels złapał się za klatkę piersiową i zaczął ciężko oddychać.  

Kilka godzin później

Gebels leżał w szpitalu, podłączony do aparatury. Obok niego stali Despero i jego brat.

- Spokojnie, wyliżesz się - powiedział doktor Desperski.  
- Ja poprowadzę to śledztwo, naczelniku, nie martw się.
- Despero... - wychrypiał Gebels. - Ja już nie mam po co wracać do policji. Tysiące ludzi widziało te przerobione zdjęcia. Wszyscy się ze mnie śmieją...
- Nie pierdol głupot, Gebels!
- Znalazł pewnie skurwysyn moją fotografię na stronie komendy, przerobił i puścił kurwa w świat - Gebels rozpłakał się. Despero położył mu rękę na ramieniu.
- Stary, będzie dobrze. I proszę cię, nie odchodź z policji. Bez ciebie nasz wydział jest niczym. Hospitalizuj się.  

Despero wyszedł na korytarz, gdy nagle zadzwonił telefon od Żandarma.

- Tak?
- To kamień milowy w śledztwie. Odkryliśmy, dla kogo pracuje Suszyński.  
- Poczekaj, schowam się w furze, wolę, żeby ludzie na korytarzu nie słyszeli.  

Despero udał się do samochodu, po czym kontynuował rozmowę.

- To dla kogo pracuje?  
- Dla Tomasza Barbasiewicza, znanego pod ksywą Babcia, szefa mafii żoliborskiej. To on od początku pociągał za sznurki, Suszyński jest jedynie figurantem.  
- Barbasiewicz... a nie było czasem takiego...
- Zgadza się. To były senator ludowców.  
- Namierzyliście go?
- Jeszcze nie. Ale wrzuciliśmy na bęben jego wice. Remigiusz Puchalski, ksywa Cukier. To były członek gangu motocyklowego zza zachodniej granicy, który dziesięć lat temu odstrzelił komisarza Dariusza Wolkowskiego ps. Majami z komendy na Ochocie. Ponadto był powiązany z mafią VATowską. Mamy już jego adres. Nie wiem jak ty, ale czarni są gotowi.

Kilka godzin później pod kamienicę na Targówku podjechał furgon antyterorrystów. Despero i Żandarm w kevlarowych kamizelkach poprowadzili oddział do środka. Antyterroryści zatrzymali się przy drzwiach do mieszkania Cukra. Wyważyli je taranem i wrzucili do środka granaty hukowe. Jednak po chwili okazało się, że... mieszkanie jest puste.

- Cukier spierdolił - powiedział Despero.
- Ale jak to możliwe? - spytał Żandarm.
- Dobra, pogadajcie se sami na komendzie, my mamy teraz inne rzeczy do roboty - powiedział dowódca antyterrorystów. - Chłopaki, idziemy!

Na komisariacie

- Ktoś musiał sypnąć. A to oznacza, że żoliborscy mają wtykę w policji - powiedział Despero.
- Pytanie tylko, kto jest tą wtyką? Kto ostrzegł Cukra? - zastanawiał się Żandarm.
- Chyba wiem, kto to może być...

Przez następny tydzień Despero i Żandarm śledzili komendanta Barszczyka, o dziwo nie wpadli. Tymczasem ze szpitala wyszedł Gebels i natychmiast zabrał się do roboty.

- To na nic, naczelniku - powiedział Despero. - Szpiegowaliśmy komendanta przez tydzień i nic to nie dało. Śledztwo utknęło w martwym punkcie.

W tym momencie do Gebelsa zadzwonił telefon.

- Tak? Naprawdę? Zaraz... już... dobra, zaraz będę - Gebels rozłączył się. - Powiedziałeś to w złym momencie, Desperski. Odnaleziono właśnie arsenał żoliborskich w Parolach. Zaraz tam pojadę.

Kilku posterunkowych z Gebelsem na czele zabezpieczało właśnie ciężarówkę z bronią i pisało raport. Nagle podjechało do nich kilka luksusowych niemieckich aut. Siedziało w nich kilkunastu uzbrojonych mężczyzn z bronią automatyczną, którzy bez ostrzeżenia otworzyli ogień do funkcjonariuszy. Żoliborscy mieli niemałą przewagę nad policjantami, którzy strzelali z zacinających się pistoletów. Gebels, który w ogóle nie miał broni, został postrzelony dwukrotnie w brzuch. Zanim się wykrwawił, spojrzał na uciekające z piskiem opon samochody. I rozpoznał jednego z napastników. Był to Żandarm.

Posterunkowi podbiegli do naczelnika, ale niestety, nie dało mu się już pomóc. Nagle jeden z nich usłyszał jakieś pikanie.

- Co to...

Nie dokończył, gdyż w tym momencie wybuchła zostawiona przez gangsterów w walizce bomba, której nikt nie zauważył. W eksplozji zginęli wszyscy policjanci. Po kilkunastu minutach na miejsce wrócili żoliborscy i odzyskali ciężarówkę.  

Kilka godzin później

Antoni Desperski i Weronika byli właśnie na zakupach w Złotych Tarasach.  

- Kości zostały rzucone - szepnął Cukier, przeładowując broń.

Nagle usłyszeli krzyki i wtórujące im strzały. Schowali się w pobliskim sklepie i Antoni zadzwonił do brata.

- Sławek... kurwa... zamach...
- Wiem, dostaliśmy już wezwanie do Złotych Tarasów. Zaraz tam będziemy.  

Kilka minut później Despero i Żandarm byli już na miejscu. Z trudem uspokoili tłum i rzucili się w pogoń za Cukrem.

- Puchalski! Stój - zawołał Despero do gangstera, który uciekł do toalet. Despero i Żandarm zaprowadzili w kozi róg Cukra, który strzelił sobie w głowę. Despero podszedł do jego ciała i szukał telefonu w kurtce.

- No, to zaraz znajdziemy numer do Babci...

Nagle poczuł coś zimnego z tyłu głowy. Była to lufa pistoletu.

- Oddaj ten telefon - warknął Żandarm.  
- Olgierd... więc to byłeś ty... nigdy bym ciebie nie podejrzewał...
- Telefon.

Despero podał Żandarmowi telefon, a ten oddalił się. Niedługo później na miejscu pojawili się antyterroryści.  

- Napastnik unieszkodliwiony - powiedział im Despero, wskazując na martwego Cukra. - Poczekajcie, muszę zadzwonić do Barszczyka.

Po strzelaninie w Parolach i Złotych Tarasach sąd rozwiązał spółkę UEDE Group. Ponadto prokuratura nakazała aresztowanie Piotra Suszyńskiego. Zadania tego podjął się sam Despero.  

W tym celu udał się do biurowca UEDE i pojechał windą na najwyższe piętro, gdzie mieścił się gabinet prezesa.

- Ale ja ci mówię, że... - powiedział do telefonu Suszyński, lecz przerwał, gdy ujrzał Despero w drzwiach. - To ty...

Despero chwycił go za kark i zaczął walić głową o szklany stół, tworząc sporą zakrwawioną dziurę, a następnie zakuł na rękach Suszyńskiego kajdanki.

- Już sobie więcej nie poruchasz.

Despero wyjął telefon.

- Zero dwa do zero dwa siedem, mam Suszyńskiego.
- Makowicz też już zawinięty. Wracaj na komendę.  


Tymczasem Babcia spotkał się z Kirilenką w starym magazynie. Rosjanin podał szefowi mafii żoliborskiej karteczkę z adresem.

- To człowiek, który zabił twoją córkę.
- Dzięki - powiedział Babcia, po czym strzelił Kirilence w głowę, a następnie udał się pod podany adres. Był to niewielki domek w Piasecznie. Babcia włamał się do środka i brutalnie zadźgał nożem oprawcę swojej córki, a także jego żonę. Po tym wszystkim poczuł, że jego zemsta w końcu się dopełniła. Nagle dostał telefon od jednego ze swoich oficerów.

- Komiks? Co się dzieje?
- Kurwa, psy nas ściagają! Wiedzą, że to my zabiliśmy tamtego naczelnika w Parolach! Musisz się ukryć, szefie!

Gdy Suszyński siedział już na dołku, ktoś zadzwonił do Despero.

- Halo? Brat?
- Cześć, Sławek.
- Nadal jesteście w szoku po Złotych Tarasach?
- Tak... Weronika ciężko to zniosła... ale jest też pozytywny akcent...
- Jaki?
- Bierzemy ślub.  
- O kurwa! Gratuluję! Kiedy?
- A po co zwlekać? Jutro.

Nazajutrz odbył się ślub w pięknej ogrodowej altance. Przyszło mnóstwo gości, rodziny braci Desperskich, a także ich znajomych z policji i ze szpitala.

- Zebraliśmy się w tej uroczystej chwili - zaczął ksiądz. - Gdzie młoda para, mając za świadków swoje rodziny, przyjaciół i krewnych, zawsze związek małżeński. Jak napisał święty Paweł w liście do Koryntian, miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą. Antoni, czy bierzesz Weronikę za żonę?
- Tak.
- Weroniko, czy bierzesz Antoniego za męża?

W tym momencie pod altankę podjechał srebrny opel, w którym siedział Żandarm.

- Pozdrowienia od Babci, skurwysyny!

Żandarm zalał altankę serią pocisków, po czym uciekł. Nie było żadnych ofiar. Poza Weroniką.

Antoni płakał nad zwłokami swojej żony. Despero patrzył z osłupieniem, po czym wyjął telefon i zadzwonił do Barszczyka.

- Despero? Dobrze, że dzwonisz. Aresztowaliśmy dziewięć osób, czyli prawie wszystkich oficerów mafii żoliborskiej. Poza Barbasiewiczem i Knygą. Ale dzięki namierzeniu komórki naszego eks kumpla, okazało się, że ta dwójka okopała się w rezydencji w Magdalence. Dziś w nocy robimy obławę. Pora zadać tym chujom ostateczny cios.
- Żandarm własnie tu był...
- Zaraz... tu... czyli...
- Zabił żonę mojego brata.

6 godzin później
Komenda Stołeczna Policji  

Właśnie trwała odprawa, w której uczestniczyli wszyscy policjanci z Terroru, a także antyterroryści. Komendant Barszczyk objaśniał plan.

- Dwa plutony wejdą od wschodu, dwa od południa. Czujka snajperska będzie na północy. Lekarze będą czekać jakieś 20 metrów od rezydencji. Dysponujemy następującym uzbrojeniem: karabiny M4, colty, beretty, granaty oślepiające i odłamkowe.

Wychodząc z sali, na której miała miejsce odprawa, Despero doznał ataku padaczki. Barszczyk podbiegł i przytrzymał mu głowę.

- Wezwijcie pomoc!

Godzinę później

- Sławek, ty na pewno chcesz brać udział w tej akcji? Dopiero co miałeś padaczkę - powiedział komendant.
- Tak. Wezmę w tym udział bez względu na wszystko.
- W takim razie jedziemy.

Magdalenka
godzina 5:02

Pod osłoną nocy pod dom w Magdalence zajechały dwa policyjne furgony. Za pomocą sekatora antyterroryści uszkodzili zamek w furtce i weszli na teren posesji. Wtem Babcia i Żandarm odpalili poukrywane ładunki C4, które zabiły jednego z antyterrorystów. Wywiązała się strzelanina. Policjanci napierali ze wszystkich stron, ale żoliborscy niezłomnie wciąż atakowali. W końcu Despero udało się wtargnąć do budynku, gdzie odnalazł i zabił Knygę strzałem w głowę. Nagle ujrzał za sobą Babcię. Gangster uśmiechnął się.

- I tak naczelnikowi ani cywilom życia nie zwrócisz - powiedział.

Despero strzelił Babci w brzuch, a gangster przebijając szybę i wpadając do basenu na zewnątrz oddał jeszcze serię strzałów, która raniła podkomisarza.

Do domu wbiegli antyterroryści.

- Mamy tu rannego! Wezwijcie ratowników! - to wołanie Barszczyka usłyszał jeszcze Despero, zanim wyzionął ducha.

Kilka dni później odbył się pogrzeb Despero, Gebelsa i Igora Rosłonia, antyterrorysty, który zginął na samym początku strzelaniny. Wzięli w nim udział wszyscy policjanci KSP, a także komendant główny, który wygłosił przemówienie. Po nim została wystrzelona salwa w powietrze.

Antoni Desperski położył rękę na trumnie brata.

- Żegnaj, Sławek.

Podszedł do niego Barszczyk i położył mu rękę na ramieniu, by dodać mu otuchy. Desperski spojrzał na zachodzące słońce i odszedł w jego stronę.

KONIEC

Bordo

opublikował opowiadanie w kategorii kryminał, użył 3819 słów i 22798 znaków.

Dodaj komentarz