Mógłbym dla ciebie zabić

Mógłbym dla ciebie zabićOtworzyłem oczy. Przez chwile kołatanie serca nie dawało mi się skupić na miejscu gdzie jestem. Po chwili, po dłuższym przyjrzeniu się poznałem to pomieszczenie. Już tu kiedyś byłem. Ta sama pozycja, to samo krzesło, te same kajdanki i ten sam debil celujący we mnie z pistoletu. Ale wtedy wszystko było inaczej. Wtedy też byłem o krok od śmierci… ale miałem wybór. Teraz mam tylko prawo do modlitwy o jeszcze chwilę życia na Ziemi.
- Widzisz Dom, każda historia ma swój koniec - powiedział do mnie - Na twoją własną prośbę twoje życie zaraz się skończy - Celował do mnie z Glocka - Jakieś ostatnie słowa?
Nie patrzyłem mu w oczy, nic nie mówiłem. Cały czas pamiętam jakby to było wczoraj…
Był piątek, lipiec. Lato w pełni i słońce na niebie. Ja, siedemnastoletni chłopak idący ulicą. Na głowie snapback, na szyi łańcuch. Czarna koszulka bez rękawów, spodenki Jordan i Jordany na nogach. Przez ciemne okulary spoglądam na telefon. Coś chyba było nie tak.  
Mamy godzinę 17. Moja siostra Ania powinna już dawno być w domu. A kiedy zbliżam się do mojego podwórka nigdzie nie widać jej samochodu. Ostatni sms od niej przyszedł o 13 co też jest nie w porządku bo zwykle sama pisze i odpisuje na moje wiadomości. Coś się działo. Zadzwoniłem do niej opierając się o niebieską bramę na mojej posesji. Telefon nie odpowiadał.
- Hej, gdzie byłeś? - zapytała mama kiedy wszedłem do domu.
- Łaziłem z Damianem - powiedziałem ściągając czapkę. Moje brązowe włosy stanęły dęba.
-A gdzie byliście? - Zaczęła wycierać kolejny talerz.
- Posiedzieliśmy trochę u niego w garażu a potem poszliśmy do Dawida - Pomogłem jej ustawiać naczynia na półce.
- Zawsze się zastanawiałam dlaczego imiona twoich najlepszych przyjaciół zaczynają się na D tak jak twoje - uśmiechnęła się.
- Wiesz, Debeściaki trzymają się razem - Jej uśmiech przeszedł na mnie - Ania powinna już dawno wrócić z pracy, nie?
- Tak, ale coś się nie odzywa. Pewnie ma coś do załatwienia i nie ma czasu
- Oby tak było - powiedziałem i poszedłem do swojego pokoju.
Usiadłem ze szklanką soku na fotelu i zacząłem czytać książkę. Tak spędziłem wieczór.
O godzinie 20 zadzwoniłem do narzeczonego Ani. Miałem nadzieje że moje obawy i niepokój są bezpodstawne i oboje siedzą w łóżku oglądając film. Nie, on siedział sam z kumplami w barze.
Nie wiedział gdzie jest Ania i zmartwił się po moim telefonie. Skończyła prace pięć godzin temu. To niemożliwe żeby od piętnastej nie dała znaku życia.
Siedziałem jak na szpilkach do godziny 23 kiedy to po raz ostatni tego dnia wykonałem telefon pod jeden z trzech numerów które znam na pamięć. Niestety telefon dalej milczał. Albo wyłączony, albo nie ma karty. Ale te sytuacje nie są w jej stylu.
Trudno było mi zasnąć ale po jakiejś godzinie powieki same opadły.
Obudziłem się o dziesiątej. Szybko wrzuciłem do ust kanapkę i wyszedłem przed dom gdzie czekał Damian.
Z Damianem znamy się jakieś 15 lat. Jest przyjacielem mojego brata. Obaj mają po 25 lat i znają się od dziecka.
- Siema Dom, co tam? - zapytał wkładając mi na głowę swoją czapkę.
- A nie za bardzo. Widziałeś się wczoraj z Anią? - zapytałem kiedy wychodziliśmy za bramę.
-Mijała mnie rano jak jechała do pracy, a co?
-Bo od piętnastej nie dzwoniła ani nic - Wsiedliśmy do jego Jeepa.
- Trochę dziwne. Ona ciągle do ciebie pisze.
- Dlatego się martwię. Odpalaj, zmywamy się stąd
Pojechaliśmy do garażu Damiana. Ma warsztat niedaleko swojego domu. Spędzamy tam całe dnie. Tam spotkaliśmy się z Michałem i Dawidem.
Pomagałem im przy samochodach, potem zjedliśmy kanapki przygotowane przez dziewczynę Michała i poszliśmy wypić po piwku. Była godzina 19 kiedy zadzwonił mój telefon. Od wczoraj czekałem na to połączenie.
Podekscytowany odebrałem telefon od "Ania <3”. Nie wiedziałem że w tym momencie moje życie zmienia się o 180 stopni.
- Kochanie co się dzieje, czego nie piszesz? - powiedziałem. Pewnie słyszała w moim głosie radość.
-Dominik… - powiedziała. Jej głos brzmiał jakoś inaczej. Jakby była zmęczona albo smutna.
- Co jest, co się stało? - zdenerwowałem się.
- Kocham cie- powiedziała i jej głos ucichł.
- Ania? - zapytałem cicho.
Przez chwile po tamtej stronie panowała cisza, jedynie jakieś trzaski było słychać. W końcu odezwał się nieznany mi męski głos. Odszedłem od kolegów i czekałem na rozwój wydarzeń.
- Jak tam Dominik, zadowolony z rozmowy z siostrą?
- Co jej zrobiłeś debilu? - wkurzyłem się.
- Na razie nic, ale to się może zmienić.
-Ty skur…
- Dom, nerwy na wodzy albo uderzę twoją siostrę, ok? Opanuj się!
Przykucnąłem pod ścianą i ucichłem na chwilę. Miał rację, musiałem się opanować. Jakieś pojeby mają moja Anie i od tego jak ja się zachowam zależy jej życie.
-Dobra, czego chcecie? - oparłem głowę na kolanach i zamknąłem oczy. Chciałem pozbyć się z głowy widoku który tam siedział. Widziałem tego drania jak się na nią drze. Miałem ochotę go zabić.
-Skup się i zachowaj spokój. Jesteś teraz u Damiana, tak? - zapytał.
- Tak, skąd wiesz? - Jakoś nagle poczułem się osaczony.
- Chyba nie myślisz że nikt cię nie obserwuje?  
-Dobra, co mam robić? - Chciałem jak najszybciej odzyskać Anię.
-Masz się uspokoić. Nadal słychać wielkie zdenerwowanie w twoim głosie. Ale nie wybuchniesz, nie jesteś taki głupi.
- Co? - Nie rozumiałem tego.
- Nie jesteś taki głupi żeby popełnić błąd. A kiedy jesteś zdenerwowany łatwiej go popełnisz. Dlatego zachowaj spokój. Jest godzina 18. O dziewiętnastej masz przyjść na przystanek koło twojego domu. Sam, bez kumpli.
-Dobra, będę tam
- Masz po prostu robić co ci mówię i nie kombinować. Z twojej szafy zniknęło kilka ciuchów które są w krwi twojej siostry. Zniknął nóż z kuchni, też jest w krwi. Pudełko z tymi gratami ukryliśmy na terenie twojego podwórka. Ty go nie znajdziesz ale Policja z psami tak. Gdyby znaleźli Anie nieżywą cała wina spadnie na ciebie. Także uwierz mi, nie warto się stawiać ani iść na policje.
- Spoko, zrobię co chcesz - Z trudem mi to przeszło przez gardło.
- Za godzinę na przystanku. Masz być sam - Rozłączył się.
Minąłem kolegów i kierowałem się do bramy. Bez słowa wyszedłem a oni zdziwieni popatrzyli na siebie.
Szedłem w stronę domu. Przy nich udawałem spokojnego, ale po drodze wszystkie rzeczy które można kopnąć zmieniły miejsce. Musiałem to z siebie wyrzucić. Jak nienawidzę tego świata i tego co się teraz dzieje. I dlaczego akurat ona. I dlaczego akurat ja, dlaczego my.  
Przechodziłem małą uliczką i usiadłem na jednym z koszów na śmieci. Jak tchórz zacząłem płakać. Powinienem walczyć a nie lać łzy. Tylko że co ja mogę zrobić…
Mogę pobiec na przystanek bo zostało mi dziesięć minut!
Zerwałem się i biegiem zmierzałem w stronę drogi prowadzącej do mojego domu. Na jej początku stoi przystanek.
Jest tam tylko wiata. Żadnych budynków, nic. Jedynie krzaki.
Gdy byłem już na miejscu oparłem się o zadaszony przystanek i czekałem.
Patrzę : na ulicy widać światła samochodu. Pomyślałem że to oni po mnie jadą. Ale auto przejechało, nic. Potem następne, i jeszcze jedno.
Po tym jak stałem tam 10 minut miałem ochotę zrezygnować. Zacząłem chodzić przez chwile dookoła przystanku. Myślałem że mnie sprawdzają i chciałem już iść ale poczułem ukłucie w nodze. Coś mnie trafiło i…
Otwieram oczy, widzę czarne niebo…
Otwieram oczy, widzę rozmawiających mężczyzn choć dla mnie to czysty bełkot…
Otwieram oczy, widzę Anie…
Otwieram oczy, widzę jakieś pomieszczenie. Wizje ustały, zaczynam odzyskiwać przytomność. Moja głowa wydaje się ciężka, opada na dół i czuję się zmęczony. Chciałbym przetrzeć oczy ale mam ręce skute kajdankami. Siedzę na krześle w ciemnym pokoju i nic mi się nie chce. Rana po strzałce którą zostałem trafiony jest opatrzona.
Siedziałem tak może z pół godziny. Zdołałem w pełni odzyskać przytomność. Nawet nie myślałem o ucieczce, to nie jest mój biznes. To chodzi o mojego skarba. Siedziałem i czekałem do momentu kiedy za mną rozległ się dźwięk otwieranych drzwi i kroki kilku ludzi.
- Jak się czujesz? - powiedział do mnie gość z którym rozmawiałem przez telefon. Nosił marynarkę, miał czarne krótkie włosy i okulary przeciwsłoneczne które właśnie zdjął.
- Okej - powiedziałem nie podnosząc głowy. Nie wiem czy ze zmęczenia czy dlatego że nie chciałem patrzeć na jego wypełnioną złem twarz.
- Domyślam się jak się czujesz. Każdy którego porywam zachowuje się tak samo. Nie chce gadać i unika kontaktu wzrokowego
Nie reagowałem.
Facet pstryknął palcami i jeden z jego pomocników objął ręką moje czoło i gwałtownie podniósł moją głowę. Zabolało.
- Ale z tobą jest inaczej - Zbliżył się do mnie i spojrzał mi w oczy - Ty masz w tym interes. I to ważny. Dlatego nie utrudniaj mnie i sobie życia - Pacnął mnie w policzek i kazał koledze puścić moją głowę.
-Dobra, co mam robić? - spojrzałem na niego.
-Będziesz dla mnie pracował. Nic wielkiego, małe zlecenia a przedłużą wam obojgu życie - chodził po pokoju.
-Jakie zlecenia? - zapytałem.
-Będę z tobą szczery. Mógłbyś dla niej zabić?  
Było to niecodzienne pytanie. Właściwie… nigdy nie zastanawiałem się nad tym. Z miłości robi się różne rzeczy ale coś takiego… Milczałem.
-O co konkretnie chodzi? - zadałem pytanie po dłuższym zastanowieniu.
- Ty wypełniasz polecenia, ona żyje. Kiedy wyeliminujesz wszystkich z listy będziecie wolni. Zgadzasz się na nasze warunki?
-Tak, wchodzę w to - powiedziałem.
Podszedł do jednego z swoich znajomych.
-Rozkuj go i przyprowadź do mnie - polecił mu i oddalił się.
Wysoki chłopak z przystrzyżonymi na krótko brązowymi włosami zdjął moje kajdanki i poprowadził do pomieszczenia obok. Budynek był stary ale w tym pokoju znajdował się duży telewizor który w tym momencie pełnił funkcje monitora do komputera.
-Poznałeś już Miśka - wskazał na chłopaka który mnie tu przyprowadził - Ten tam to Victor. Na mnie mówią Wojtek, ale to nie jest moje prawdziwe imię. Natomiast pan Jarosław Bytowiak to twój pierwszy cel.
Na telewizorze wyświetliło się zdjęcie mężczyzny. 40 lat, mieszka w Lublinie tak jak ja. Ma duży dom co wywnioskowałem ze zdjęć poniżej.
- Tu masz adres, zapamiętaj. Jarosław Bytowiak, twarz ze zdjęcia i adres. Wszystkie dowody musza zniknąć więc masz 15 minut żeby zapamiętać te dane. Ja zaraz wracam.
Wyszedł, ja zostałem z Miśkiem i Victorem. Siadłem na krześle naprzeciwko ekranu i zerkałem raz na karteczkę z adresem, raz na telewizor aż w końcu obrazy utkwiły w mojej pamięci.
Po piętnastu minutach zjawił się Wojtek i wyszedł z nami przed budynek. Z zewnątrz zobaczyłem że jest to garaż na złomowisku poza miastem. Dookoła walały się sterty starych opon i części karoserii.
-Słucham - powiedział kiedy zgniótł i podpalił karteczkę z adresem.
Podałem mu wszystkie informacje o które poprosił. Po tym wyszliśmy z ogrodzonego złomowiska na drogę która prowadzi do tego miejsca. Stał tam czarny Dodge Challanger.
Misiek wyjął jakiś dziwny pistolet, przyłożył mi do ręki i nacisnął spust. Jak się okazało to był nadajnik Gps.
-Adres wpisz w nawigacji. Samochód jak się pewnie domyślasz ma wszędzie nadajniki także nie próbuj uciekać. A, co ja gadam. Nie uciekniesz, prawda?
-Tak. Kiedy się z nią zobaczę? - spytałem wsiadając do samochodu.
- Jak wrócisz. Masz 24 godziny. Powodzenia Dom - Nałożył okulary, podał mi Glocka i wrócili z resztą do budynku.
Ja odpaliłem silnik i sprawdziłem trasę do miejsca pracy. Miałem 20 minut drogi.
Jechałem na luzie. Ale w pewnym momencie doszły do mnie myśli Co jak tam dojadę? Nigdy nie myślałem jak to jest celować komuś w głowę i nacisnąć spust. Patrzeć w oczy człowieka które za chwile zgasną z mojej winy. Starałem się o tym nie myśleć ale nie dałem rady.
Zjechałem na pobocze. Była godzina 3 w nocy. Miasto opustoszałe, ani żywego ducha. Pusto, ciemno, złowrogo.
Położyłem głowę na kierownicy, zamknąłem oczy i pomyślałem "Nie dam rady”
Ale gdy tak myślałem pojawiał się drugi głos mówiący że muszę dać rade. Dla niej.
-Dom, co jest? - Dowiedziałem się że ten wóz ma CBRadio.
- Nie dam rady - powiedziałem płacząc jak największy tchórz.
-Co ty pieprzysz człowieku? Jedź tam i to załatw. Możemy w każdej chwili rozwiązać naszą umowę co kończy się śmiercią twojej siostry. Masz wybór.
-Nie rób tego - powiedziałem.
-To ty to zrób. Ostatnie ostrzeżenie. Ruszaj - Koniec rozmowy.
Nie miałem wyboru. Gdybym tam został jeszcze chwile coś mogłoby jej się stać. Zebrałem się i pojechałem pod adres Bytowskiego.
Tak jak przypuszczałem miał duży dom z dużym ogrodem. Światła w domu były pogaszone.
- A tak właściwie to dlaczego mam go zabić? - zapytałem Wojtka.
- Bo ci każe. Rusz tyłek. Im szybciej skończysz tym lepiej się poczujesz. Na razie jesteś zdenerwowany, jak skończysz poczujesz się lepiej. Do roboty dzieciaku.
Wysiadłem z auta, namierzyłem bramę i udałem się w jej kierunku. Zadzwonił mój telefon
-Przełącz na Bluetooth i nałóż słuchawkę. Jak ci nie pomogę zginiesz tam zanim wogóle zaczniesz
-Dlaczego tak mówisz? - zapytałem zakładając zestaw słuchawkowy.
-Bo brama jest pod alarmem. Czekaj na sygnał, Victor ją zdalnie rozpracowuje.
Po jakiś 2 minutach alarm został wyłączony i wszedłem na działkę. Drzwi także otworzyłem z pomocą Victora.
Wnętrze domu było utrzymane w klimatach klasycznych. Drewniana podłoga i białe ściany z obrazami martwej natury. Przez taki korytarz szedłem do sypialni.  
Zaczaiłem się koło drzwi. Miałem sto procent pewności że to sypialnia bo dokładnie przejrzałem plan posesji. Tylko jakby zmarłem, nie mogłem się ruszyć.
- Co jest Dom? - usłyszałem Wojtka.
- Chyba… boje się - powiedziałem niepewnie.
-Czego się boisz? Po prostu tam wejdź, szybko załatw sprawę i won!
- Robiłeś to setki razy. Ja jeszcze nigdy
-Dobra, przesuń się - usłyszałem za sobą głoś Miśka. Pewnie Wojtek kazał mnie śledzić na wszelki wypadek.
Chłopak w kominiarce wykopał drzwi i szybkim ruchem wtargnął do sypialni. Na trzask drzwi małżonkowie obudzili się i w pokoju błysnęła lampka nocna.
-Co się dzieje?! - Zobaczyłem wstającego z łóżka Bytowskiego. Ledwo zdążył wstać, Misiek strzelił mu w nogę. Facet upadł.
Zaczął krzyczeć z bólu. Tymczasem jego żona stała wystraszona w kącie koło łóżka a drzwi do garderoby. Jeden strzał i na śnieżnobiałej ścianie powstało nowe krwistoczerwone dzieło abstrakcyjne. Kobieta opadła na kolana i umarła.
W sypialni pojawił się też Victor. Razem z Miśkiem podnieśli poszkodowanego mężczyznę i trzymali go w pozycji stojącej jakieś 3 metry ode mnie.
-Teraz twoja kolej - powiedział Wojtek który zjawił się za mną.
-Co wy tu robicie? - zapytałem zdziwiony.
- Miałem 90% pewności że wymiękniesz - Wyjął swoją broń i wsadził w moje ręce. Położył delikatnie mój palec na spuście i rzekł:
- Oni go trzymają, już prościej być nie może - powiedział i spojrzał na Bytowskiego ciągle mówiąc do mnie - Jeden ruch i będziesz bliżej odzyskania siostry.
Stałem i patrzyłem na tego człowieka. Nie wiem co im zrobił, nie wiem czy zasłużył czy nie. Ale to moja decyzja, moja siostra i mój biznes.
Pomyślałem o Ani i gwałtownie choć niechcący zgiąłem palec.
Kula wbiła się w pierś tego człowieka. Otworzył szeroko oczy po czym puszczony przez chłopaków bezwładnie upadł na ziemię.
Chciałbym cofnąć czas i pojechać z Anią w piątek do pracy. Pilnowałbym jej i nie stałbym tu teraz z czyjąś krwią na rękach. To ja go zabiłem, nie Wojtek…
- Dobra robota - poklepał mnie po ramieniu.
Opuściłem pistolet, wypuściłem go z ręki i rzuciłem się z płaczem w stronę drzwi. Wojtek złapał mnie i ścisnął tak że nie mogłem się ruszyć. Chciałem się stamtąd ulotnić jak najszybciej, nie wiem co we mnie wstąpiło.
-Dominik, spokojnie! Już dobrze, nie ruszaj się! - Chyba nie miał wyboru bo przycisnął mnie do ściany i skuł kajdankami tak mocno że naprawdę bolało.
- Musiałem - powiedział po chwili milczenia kiedy mój gniew zamienił się na ból.
- Boli - powiedziałem. Oparty głową o ścianę czułem jak kajdanki wrzynają mi się w nadgarstki.
- Ma boleć. Uspokoiłeś się. Będę tak robił za każdym razem kiedy wpadniesz w furie. Wykonałeś zadanie, rano zobaczysz się z Anią. Teraz chodź, musisz się przespać i dojść do siebie.
Pojechaliśmy na złomowisko gdzie uwolnił mnie i pokazał pokój w którym mogę się przespać. Drzwi nie były zamknięte, wiedział że nie ucieknę. Sam też to wiedziałem.
Rano obudził mnie znajomy i cudowny głos.
-Dom, śpisz? - Leżałem na boku i zobaczyłem jej twarz. Łóżko było stare i małe ale dała radę położyć się koło mnie i uśmiechem obudzić we mnie radość.
-Już nie - otworzyłem zaspane oczy i lekko się uśmiechnąłem. W takich chwilach nie potrzeba dużo mówić więc przez chwile leżeliśmy w ciszy.
- Powiedzieli że mamy tylko pięć minut - Patrzyła na mnie. Ja wiedziałem co ma na myśli. To mogą być nasze ostatnie minuty razem.
-Dom… Trochę się boje - powiedziała i zobaczyłem łzy w jej oczach.
-Jesteś silna, nigdy się nie bałaś - Moja ręka przesunęła się po jej włosach.
- Tak ale to co innego
- Nie dam im cię zabić. Wykonam swoją robotę i nas wypuszczą. Obiecuje skarbie
Potem chwila ciszy i zjawił się Misiek:
-Dom, Wojtek cię woła - powiedział stojąc w progu.
-Idę do pracy. Kocham cię - powiedziałem, pocałowałem ją w policzek i wyszedłem z pokoju.
Zatrzymałem się za jednym ze słupów podtrzymujących dach naprzeciwko pokoju w którym spałem. Ukryty próbowałem wypatrzeć gdzie Misiek prowadzi Anię.
-Nie kombinuj - usłyszałem za sobą Wojtka. Chwycił mnie za ramię i zaciągnął do pokoju z telewizorem.
- Jak się czułeś kiedy zabijałeś pierwszy raz? - zapytałem siedząc na kanapie. Wojtek robił coś na laptopie.
- Nie interesuj się, nie chce o tym mówić - powiedział nie patrząc na mnie.
-Ale ja chce posłuchać - nalegałem.
- Tylko że to ja tu rządze i radze ci się zamknąć  
Pomyślałem że Wojtek coś ukrywa. Że to nie było zwykłe zlecenie i że chodziło o kogoś ważnego.
Na moje kolana upadła rzucona przez Wojtka teczka.
-Przejrzyj to. Dane dotyczące następnej sprawy. Wrócę za jakieś dwie godziny. Masz nigdzie nie iść, Got it? - postawił na stoliku puszkę Pepsi.
-Got it - Otworzyłem teczkę i puszkę i zabrałem się do studiowania papierów. Znalazłem tam plany mieszkania, kilka zdjęć i kartkę z danymi.
Facet nazywa się Marcin Jarzęba. Ma 27 lat i z tego co się doczytałem jeździ Audi R8. Ciekawy samochód. Jeden z moich wymarzonych.
- A ten co wam zrobił? - zapytałem Victora kiedy z Miśkiem weszli do pokoju.
- Nie możemy ci powiedzieć - Obaj rozsiedli się na kanapie.
Posiedziałem tam chwilę ale po kilku minutach zaczęło mi się nudzić.
- Idę się przewietrzyć - Podniosłem się.
-Tylko nie odchodź daleko - powiedział Misiek.
-Spoko - Wyszedłem na zewnątrz i zacząłem sprawdzać wszystkie okna w tym budynku. Albo były zakryte albo nie znalazłem tam tego czego szukałem.
Chciałem znaleźć Anie. Pogadać z nią i gdzieś ją zabrać. Wojtek wróci za 2 godziny czyli zdążylibyśmy gdzieś wyskoczyć i wrócić. A te dwa durne łby oglądają mecz w telewizji, niczego by nie zauważyli.
Po kilku minutach wróciłem do chłopaków. Przesiedzieliśmy przed telewizorem do godziny 20 kiedy to Wojtek powiedział "Już czas”
Sprawdził mnie czy pamiętam wszystko i dał broń.
-Tylko tym razem bez tchórzostwa. Zostajemy tu, jedziesz bez ogona. Powodzenia - zamknął drzwi Dodga. Odjechałem.
Podczas jazdy myślałem o tym Audi. Przecież facet mieszka sam, a kiedy go zabiję taki samochód nie może się zmarnować…
Podjechałem pod jeden z lepszych bloków w mieście. Schodami w górę, mieszkanie nr 24. Drzwi zamykane na klucz, w środku paliło się światło.
Zanim wszedłem rzuciłem okiem na plany mieszkania. Facet nie spał. Z tego co słyszałem telewizor był włączony, a salon znajduje się na wprost od wejścia. Kanapa jest ustawiona tyłem do drzwi. W idealnym świecie siedziałby teraz i oglądał telewizje, je cicho wszedłbym i strzelił mu w tył głowy. Bez krzyków ani obezwładniania.
Lekko nacisnąłem klamkę, drzwi były otwarte. Przez uchylone drzwi spojrzałem : obrazek idealny. Tak jak tego chciałem. Odwrócony ogląda jakiś durny serial.
Po cichu zakładam tłumik na lufę, celuję i… Kurde, nie mogę.
Ale muszę. Jest jak w naturze. Jeden zwierzak zabija mniejszego żeby nie umrzeć z głodu. Ja muszę zabić jego żeby przeżyć i ocalić siostrę.
-Pieprzyć to - powiedziałem cicho. Potem przypomniałem sobie że nawet nie wiem gdzie są kluczyki do Audi. Trup mi nie powie. Jeśli pójdę na łatwiznę nie znajdę tych kluczy. Dobra, zmiana planów.
Wszedłem do mieszkania i strzeliłem w telewizor. Ekran się zbił a mężczyzna w koszuli i dżinsach odwrócił głowę.
- Co się tu do cholery dzieje?! - krzyknął widząc celującego w niego chłopaka.
-Trochę ciszej może, co? - strzeliłem mu w udo. Upadł na kanapę i złapał się za nogę.
- Teraz posłuchaj. Jeśli powiesz mi gdzie są kluczyki do Audi strzelę ci w głowę i będzie po sprawie. Jeśli mi nie powiesz, sprawie że twoja śmierć będzie długa i bolesna - Wycelowałem w niego - Kluczyki!
-Chodzi tylko o samochód? - powiedział jęcząc z bólu.
- I tak muszę cię zabić. Ale chce mieć z tego coś dla siebie
- Wal się - usłyszałem i posłałem jedną kulę w jego drugą nogę. Znowu krzyknął.
-Jeszcze jedna? Czy dasz mi te cholerne klucze?! - Na mojej twarzy pojawił się wyraz wkurzenia i niecierpliwości.
- W kurtce w przedpokoju - Wieszak znajdował się jakieś 4 metry ode mnie. Nie spuszczając go z lufy podszedłem tam i wyjąłem z kieszeni klucze do samochodu.
-Dzięki. I przepraszam - Strzeliłem mu w głowę i wybiegłem z mieszkania.
Ale potem pomyślałem że Wojtkowi może się nie spodobać że ukradłem samochód a mi może się przydać auto bez nadajników Gps. Musiałem go gdzieś ukryć.
Koło północy wróciłem do garażu Dodgem. Audi jest bezpieczne. Bez tablic rejestracyjnych stoi w miejscu gdzie nikt go nie znajdzie.
Na wejściu Wojtek powiedział do Miśka "Przeszukaj go”. Nie wiem o co chodził ale nie stawiałem oporu.
- Czysty - powiedział kiedy przetrzepał moje ciuchy.
-Co ci zginęło? - zapytałem siadając na krześle koło stołu.
- Mi nic, ale jemu samochód - Po blacie Wojtek przesunął do mnie zdjęcie zabitego i samochodu.
- Mam Dodga, po co mi Audi? - spojrzałem na niego.
-Chyba ma racje - poparł mnie Victor.
-Dobra, kładź się. Jutro następna akcja - Wojtek zapalił papierosa a ja poszedłem do swojego łóżka.
Rano obudziłem się sam w łóżku. Poleżałem chwile marząc żeby przez drzwi do pokoju weszła Ania, chociaż na minutę czy dwie. O 9 przyszedł Wojtek i przykuł mi rękę kajdankami do łóżka
-Wszyscy musimy gdzieś wyjść. Nie możemy cię wziąć ale też nie możemy cię zostawić samego więc siedź tu. Będę za jakieś 4 godziny, interesy są do załatwienia.
Pomyślałem że teraz mam szanse. Kiedy usłyszałem trzask i zamykanie drzwi frontowych, potem odjeżdżający samochód zacząłem grzebać w materacu i łóżku. Zapewne nie jestem pierwszym który jest tutaj więziony. Może znajdę coś co pomoże mi otworzyć kajdanki.
Bingo, jest drut. Klasyk. Ale skuteczna rzecz. Pogrzebałem w zamku i za jakieś pół minuty byłem wolny.
-No wiesz co… - powiedziałem kiedy poruszając klamką nie mogłem otworzyć drzwi. Zdałem się więc na Miśkowy sposób otwierania. Tylko że nie mam takich silnych nóg, nie dałem rady wykopać tych drzwi.
Pokój bez okien, drzwi zamknięte. Ale użyłem drutu po raz drugi choć chciałem otworzyć te drzwi w bardziej twórczy i zwariowany sposób.
Wszedłem do pomieszczenia głównego gdzie pierwszy raz otworzyłem oczy w tym miejscu. Drzwi po przeciwnej stronie prowadzą do pokoju z telewizorem, drzwi na prawo to wyjście. Innych drzwi tu nie ma. Więc gdzie jest Ania?
Chodziłem po tym budynku aż w końcu pomyślałem "Może trzeba patrzeć w pionie” kiedy trafiłem na wejście do piwnicy. Zamknięte na kłódkę.
Nie miałem przy sobie broni, Wojtek mi ją daje przed wyruszeniem na akcję a potem musze mu oddać. Dobra, drut po raz trzeci, Ania jest tam na pewno.
- Kotek, jesteś tu? - zapytałem cicho kiedy wchodziłem po schodach do całkowicie ciemnego pomieszczenia.
-Dom, co ty tu… Aua! - Wpadliśmy na siebie, ale zdążyłem ją złapać.
- Chodź, spadamy stąd
-Ale będą nas szukać - powiedziała kiedy wychodziliśmy na powierzchnie.
-Wiem, dlatego nie możemy uciec. Mam wszczepiony nadajnik… Ale Wojtek jest zajęty. Nie będzie co chwile patrzył na tablet żeby zobaczyć gdzie jestem. Ma pewność że siedzę tu. Mamy 4 godziny, jakby co biorę to na siebie - wychodziliśmy ale ona zatrzymała się koło mojego Dodga.
- Będziemy musieli wrócić - powiedziała.
-Wiem… Ale mamy dla siebie całe 4 godziny - Objąłem ją. - Wsiadaj, jedziemy się zabawić - pokazałem jej 200zł które zabrałem ze schowka za telewizorem.
- On cię zabije - powiedziała kiedy wsiadaliśmy do auta.
- Ma tam kilkaset tysięcy, co to dla niego dwie stówki - Odpaliłem i uśmiechnąłem się szpanersko.
4 godziny - niby nic konkretnego nie zdążymy zrobić ale pojechać pobyć trochę razem, poprzytulać się i zjeść lody truskawkowe zdążyliśmy.
-Dali ci coś do jedzenia? - zapytałem kiedy siedzieliśmy w restauracji.
- Nie, tylko jakieś resztki z obiadu - powiedziała.
- Największą hawajska pizze jaka macie - powiedziałem do kelnerki kiedy przyszła przyjąć zamówienie.
-Nie ma to jak wydać prawie całą kasę na żarcie - powiedziała kiedy wracaliśmy do garażu.
-Kupiłem ci łańcuszek - spojrzałem na nią.
- Ale za kradzione pieniądze to tak jakoś nie cieszy
- Innej kasy nie mam - powiedziałem skręcając w dróżkę prowadząca na złomowisko.
-Kurna… - powiedziałem widząc czarnego Hummera Wojtka pod budynkiem.
-Wpadliśmy - Skrzyżowałem ręce na głowie i oparłem się o zagłówek
-Nie uciekniemy Dom - powiedziała wysiadając.
- Zaczekaj, idę pierwszy - wysiadłem i ja. Chciałem ją osłaniać na wypadek gdyby za płotem czekali nasi nowi znajomi z karabinami gotowymi do wystrzału.
Wychyliłem się zza drewnianego płotu ale nikogo nie było. Na podwórku był tylko ten złom co zawsze. Niespodzianka czekała w środku.
-Dom - usłyszałem Wojtka i tradycyjny Pstryk pistoletu. Koniec żartów, wpadłem jak śliwka w kompot.
-To nie jej wina - powiedziałem podnosząc ręce do góry.
-Wiem. Jest od ciebie mądrzejsza - słyszałem Wojtka i krzyk Ani kiedy któryś z nich ciągnął ją do piwnicy. Nie mogłem się odwrócić, lufa pistoletu dotykała moich pleców.
Kiedy drzwi piwnicy trzasnęły Wojtek wykręcił mi rękę i powalił na podłogę. Leżałem przez chwilę trzymając się za bolące ramię. Za chwilę moje ręce zostały skute kajdankami.  
Wojtek zmienił magazynek w broni, przez chwilę chodził dookoła mnie.  
Nagle wypluł z pistoletu cały magazynek gumowych kul. Nie używa się ich do zabijania, po prostu żeby bolało. Uwierzcie mi, doskonale spełniają swoją funkcje.
Nie wiem czy na moich plecach było miejsce nietknięte gumą. Przez zęby syczałem z bólu. Usłyszałem jak znowu zmienia magazynek. Stał nade mną i celował mi w głowę. Leżałem na brzuchu starając się unikać jego wzroku.
- Zrób to, płacz jeśli chcesz ale mnie to nie wzrusza - Łzy zbierały mi się w oczach ale nie jestem tchórzem. Nie dam mu tej satysfakcji
-Żeby mi to było ostatni raz - powiedział i strzelił. Kula wbiła się w beton może z 2 centymetry od mojego oka. Zamarłem na chwilę. Wojtek schował bron i odszedł.
Była godzina 13. Do 19 wisiałem do góry nogami zawieszony na łańcuchach. Głowa bolała, plecy też, dookoła było ciemno. Mam tylko nadzieje że nie zrobili nic mojej siostrze. Jak powiedziałem, biorę to na siebie. Kara należała się tylko mnie.
O 19 przyszedł Misiek i ściągnął mnie z sufitu. Zaprowadził na odprawę.
- Tym razem twój cel to ten facet - Wojtek pokazał mi zdjęcie - Wisi mi sporą kasę i nie oczekuje od niego zwrócenia długu. Dlatego skończysz to za mnie.
Dał mi adres, broń i nóż. Powiedział że może być trudno. Ale nie powiedział że aż tak.
Znalazłem cel w jego mieszkaniu. Siedział i pił piwo przy stole w kuchni. Na stole stał laptop i niedokończona paczka chipsów. Patrzyłem przez okno, Wojtek nie dał mi żadnych planów domu, nic.
Ale nic, wszedłem na ganek. Drzwi były otwarte, pierwszy element który mnie zaskoczył. Ja debil nie zobaczyłem kamery nad nimi i wszedłem do środka. Czekali tam na mnie.
Posuwałem się korytarzem wyłożonym płytkami. W połowie ktoś przyłożył mi pistolet do głowy.
-Rzuć to - powiedział jakiś facet. Wypuściłem trzymaną w dłoni Berette M9.
Schylił się nie opuszczając pistoletu. Podniósł moja broń i powiedział:
-Ręce na głowę i idziesz - popchnął mnie pistoletem.
Doszliśmy do końca korytarza i weszliśmy do salonu. Na kanapie której nie zauważyłem siedziało dwóch gości. Ten z kuchni podszedł do mnie i przeszukał. Po czym zadał pytanie:
-Jesteś od Wojtka, tak?
Milczałem.
-No mów - Oberwałem w twarz z pięści. Skuliłem się i złapałem za rozbity nos. Odpowiedziałem że tak, jestem od Wojtka.
- Złoto? - zapytał facet z tyłu zainteresowany moim łańcuchem.
-Tak.
Za chwilę ten łańcuch już nie był mów, zerwał mi z szyi i wrzucił sobie do kieszeni. Mnie popchnął na ziemię, oparłem się rekami o podłogę.
-Przynieś taśmę i go zwiąż - powiedział jednemu z chłopaków siedzących na kanapie.
Związano mi ręce i nogi po czym zostałem zaciągnięty do składziku koło salonu. Debatowali co ze mną zrobić, usłyszałem tylko "Wojtek po niego przyjdzie” Jakoś w to wątpiłem.
Leżałem na zimnej posadzce jakieś 20 minut po czym usłyszałem trzask wyłamywanych drzwi, strzały, ogólną rzeź i rzucanie mięsem w salonie. Gdy wrzawa ucichła drzwi się otworzyły, Wojtek zapalił światło i powiedział:
-Schwytany, okradziony, rozbrojony, pobity, upokorzony, związany i to wszystko w pół godziny - zaśmiał się - Dużo razy mam ci ratować dupe?
- Pomóż - powiedziałem zawstydzony.
- Sam sobie pomóż sieroto - rzucił mi scyzoryk - Będzie łatwiej niż z kajdankami.
Uwolniłem się i poszedłem do salonu. Zwróciłem nóż i kiedy mieliśmy wychodzić przypomniałem sobie o mojej zgubie.
Podszedłem do jednego z zabitych i wyciągnąłem mu łańcuch i nóż z kieszeni mówiąc " To moje suko”. Po czym strzeliłem mu w serce choć i tak nie żył.
- Nie wiedziałem że się znają - powiedział Wojtek kiedy wieczorem wszyscy siedzieliśmy przy stole pijąc piwo.
-Co? - wziąłem łyk i spojrzałem na niego.
-Załatwiłeś dwa zlecenia jednocześnie. Nie… to my ich zabiliśmy. Nieważne, został ci tylko jeden człowiek. Jutro się z nim rozprawisz i będziesz wolny. Ona też.
-Pójdziemy do sklepu po jakieś jadło - powiedział Misiek i z Victorem wyszli. Zostałem z Wojtkiem i po kilku piwach naszło go na zwierzenia.
-Pamiętasz jak mnie zapytałeś jak się czułem kiedy zabiłem pierwszy raz?
Miałem ojca i matkę. Ale ona była kobietą lekkich obyczajów. Po prostu była dziwką. Sprowadzała do domu kochanków. Tata się wkurzał ale nigdy jej nie uderzył. Miał nadzieje że kiedyś przestanie. Pewnego dnia wróciłem ze szkoły, miałem 17 lat, jak ty. Zobaczyłem że siedzi na kanapie i z kimś się obściskuje. Miałem tego dosyć, emocje wzięły górę. Miałem dosyć jej kochanków, to były zwykłe szmaty bez poszanowania dla czyjejś rodziny. Wziąłem pistolet mojego taty który leżał w komodzie w salonie. Strzeliłem draniowi w głowę od tyłu. Mama się wystraszyła i zrzuciła z siebie jego ciało. Upadł na podłogę twarzą do góry. Dopiero wtedy zobaczyłem że to był mój ojciec - Tu przerwał i schował twarz w dłonie. Po chwili dokończył - Matka odeszła z domu, nie widziałem jej nigdy więcej. I jakoś tak się złożyło że zacząłem handlować prochami. Byłem sam i powoli się staczałem. Potem poznałem chłopaków i zaczęliśmy razem działać.
Milczałem. Traktowałem go jak zwykłego bandziora i debila ale to nie jego wina. To przez matkę jest jaki jest.
- Kochasz ją? Anię? - zapytał. Nie widziałem że na mnie patrzy.
-Tak, bardzo
-Widać… Mógłbyś dla niej zginąć?
Kolejne trudne pytanie
-Chyba tak… - Gapiłem się w butelkę piwa.
-Idź spać. Jutro o tej porze odjedziesz z nią tym Dodgem i zapomnisz o wszystkim
Poszedłem do swojego pokoju i zanim zasnąłem pomyślałem o dzisiejszych rodzinach mieszkających na slumsach. Niektóre matki stamtąd zajmują się albo prostytucją albo piją żeby nie myśleć o życiu i napite puszczają się z byle kim nie zważając na dzieci i rodzinę. Gdyby mama Wojtka była inna on też byłby lepszym człowiekiem.
Obudziłem się koło 10 rano.  
-Cześć wszystkim - powiedziałem. Wojtek z chłopakami siedzieli przy stole i jedli kanapki. Dla mnie też się znalazła.  
- Cześć Dom. No, ostatni dzień tutaj. Happy Boy? - zapytał Victor podając mi kanapkę.
- Jeszcze jak. Dobra, co to za akcja?
-Wiesz, według mnie to będzie twoja najtrudniejsza akcja. Najtrudniejszy wybór w życiu - powiedział Wojtek.
-Co? Jaki wybór, o co chodzi?
-Prosto z mostu, będę z tobą szczery - podał mi kopertę.
Przeczuwałem że coś nadchodzi. Że stanę przed wielkim dylematem.
Ale czegoś takiego się nie spodziewałem. Otworzyłem kopertę i wszystko się zatrzymało.
-To żart? - spojrzałem na Wojtka.
- Nie, to polecenie służbowe. Jedziesz o dziewiętnastej.
Siedziałem przy stole patrząc na zdjęcie które widziałem już setki razy. Dwóch chłopaków. Jeden niższy, z łańcuchem na szyi. Drugi wysoki w snapbacku. Jeden ma 17 lat, drugi 25. Jeden jest zabójcą, drugi mechanikiem. Codziennie spotykają się w garażu tego starszego.
I to jest ten wybór : ocalić kumpla czy siostrę…
- Nie zrobię tego - wyszedłem na zewnątrz i pyrgnąłem kopertę na maskę Hummera. Chłopaki stali oparci o samochód.
-Słucham? - Wojtek ściągnął okulary.
-Zabij mnie ale nie zrobię tego - skrzyżowałem ręce na piersiach.
-Dom, umowa nadal obowiązuje - powiedział. - Wiem że to trudne ale musisz. Idź do siebie i to przemyśl.
Tak zrobiłem. Przesiedziałem w pokoju do 19. Przez ten czas zdecydowałem co zrobię.
-Powodzenia, nie wymięknij. Czasem ktoś ważny musi umrzeć żeby ktoś ważniejszy mógł żyć - Tak pożegnał mnie Wojtek.
Damian był zapewne w swoim garażu, tam pojechałem. Podczas jazdy serce biło mi mocno. Modliłem się aby mój plan wypalił.
Postawiłem Dodga na podjeździe. Damian wyszedł do mnie.
-Cześć, nie mamy czasu! - powiedziałem. Podałem mu rękę żeby nożem wydłubał nadajnik który Wojtek mi wszczepił. Polała się krew. Bolało ale musiałem wytrzymać.
-Bierz plecak i w nogi - Kiedy skończył dałem mu plecak ze skradzioną forsą Wojtka. Plan był taki że ma uciec za granicę i nie dać się złapać. Oby mu się udało.
-Dzięki. Samochód w garażu, ratuj życie dzieciaku - Powiedział i wsiadł do swojego samochodu.
Odjechał a ja skierowałem się do garażu gdzie czekało schowane Audi. Miałem racje że ten samochód się przyda.
Dodge z nadajnikiem stał pod domem Damiana. Wszystko wyglądało tak jakbym załatwiał sprawę. Ja tymczasem podjechałem pod kryjówkę Wojtka. Wszyscy siedzieli w pokoju z telewizorem. Ja po cichu wszedłem głównym wejściem i cicho otworzyłem drzwi piwnicy.
-Co ty… - powiedziała Ania wychodząc, ale ja położyłem jej palec na ustach i wyszeptałem "Zwijamy się stąd”
Po cichu wyszliśmy z garażu. Ania wsiadła do Audi, ja rozejrzałem się czy nikogo nie zainteresowała nasza obecność i odpaliłem silnik.
Jechaliśmy w stronę lotniska kiedy to zadzwoniłem do Dawida
-Hej, Damian ci mówił?
-Tak, wszystko gotowe. Za ile będziesz, wszyscy czekamy?
-Daj mi 20 minut, niech samolot będzie gotowy.
- Sprężaj się - powiedział Dawid i zerwał połączenie.
-Co ty kombinujesz? - zapytała zaintrygowana Ania.
-Mówiłem, spadamy stąd - Posłałem jej jeden z tych moich uśmieszków i ściągając czarne okulary puściłem oko.
-Nie bój nic, damy rade - powiedziałem - Musimy dać.
Za jakieś 5 minut zadzwonił Wojtek.
- Poddaj się, daleko nie uciekniesz. Zatrzymaj samochód to może się dogadamy.
-Jakoś ci nie wierze - spojrzałem w lusterko wsteczne. Za nami jechał Hummer i dwa inne samochody - Ile do lotniska?
-Jakieś 15 minut, nie damy rady.
Pomyślałem chwile. Podjąłem ważną decyzje.
-Wojtek - powiedziałem do telefonu.
-Co jest, mózgu ci przybyło, poddasz się?
- Daj mi dojechać do lotniska. Tam wysiądę z samochodu i zrobisz ze mną co zechcesz.
- Ona też?
Spojrzałem na Anie
-Tak - Puściłem jej oczko porozumiewawczo i uśmiechnąłem się.
-Faktycznie ci mózgu przybyło. Jedź ze stała prędkością i nie próbuj uciekać
- Got it - Rozłączyłem się.
"Zaczynamy, odpalaj samolot” napisałem w smsie do Dawida.
Dojeżdżaliśmy do lotniska.
-Kocham cię - powiedziałem i pocałowałem ją.
- Nie rób tego - zaczęła płakać i przytuliła się do mnie.
- Muszę. To najtrudniejsza decyzja w moim życiu ale muszę -Przed nami widać było bramę lotniska
Zamieniliśmy się miejscami, ona złapała za kierownicę
-Kocham cie. Jedź prosto do samolotu - powiedziałem i wyskoczyłem za samochodu.  
"Dom!” Taki okrzyk przesiąknięty płaczem dobiegał z oddalającego się Audi.
Stałem przy ogrodzeniu. Widziałem startujący samolot z otwartym bagażnikiem, wjeżdżające do niego samochody Ani, Damiana i moich znajomych. Potem oni odlecieli ku wolności, ja czekałem na śmierć.
Za mną stały już goniące nas samochody. Podchodziłem powoli z rękami w górze, potem opadłem na kolana i założyłem ręce na głowę. Koniec, poddaje się.
-Grzeczny chłopiec - powiedział Wojtek. Siedział na masce Hummera i kazał Victorowi zakuć mnie w kajdanki.
Victor to zrobił. Ze smutnym wyrazem twarzy ale radością w sercu byłem prowadzony do samochodu. Cieszyłem się że Ania jest bezpieczna. Szkoda że nie mogę być razem z nią ale nie miałem wyboru.
Podeszliśmy do Hummera. Wojtek odebrał mi broń i wszystko co miałem w kieszeniach, potem wyjął jakaś strzykawkę i… Nie pamiętam.
-Dom? - Wojtek celuje do mnie z Glocka i wyrywa z transu. - Chcesz coś powiedzieć?
- Nauczyłeś mnie doceniać rodzinę i przyjaciół… Dzięki
Uśmiechnął się lekko.
-Jesteś dobrym chłopakiem. Miło było cię poznać, Dom.
Pociągnął za spust.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał, użyła 7405 słów i 39638 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik anka

    wg mnie koleś i tak doceniał rodzinę i przyjaciół więc nie bardzo rozumiem jego wniosek końcowy ? Pomijajac ten szczegól opowiadanie dobre :)

    11 lut 2014

  • Użytkownik szczera

    nie bardzo przepadam za kryminalnymi opowiadaniami ale to... to jest bardzo ciekawe! muszę przyznać że świetnie je napisałaś. pokazałaś jak bardzo jest ważna rodzina. dużo by pisać więc po prostu gratuluję Ci talentu :)

    29 wrz 2013