Johanne z Tobą pójdzie

Nigdy nie myślałam że spotka mnie takie szczęście. Moja Johanne była niezwykle inteligentną, piękną dziewczynką. Pamiętam jak w pewien ciepły, majowy wieczór, chyba w 1906 roku, Johanne podbiegła do mnie z bukietem stokrotek i zaczęła zasypywać gradem pytań. Była naprawdę cudnym dzieckiem, miała zielone szmaragdowe oczy które mieniły się wszystkimi kolorami a na jej ślicznej otoczonej czarnymi jak smoła włosami zawsze malowały się rumieńce. Tamtego wieczora Johanne zapytała mnie czy boję się śmierci, odpowiedziałam że tak, każdy się boi. Johanne była doprawdy niezwykła, dużo czytała i bardzo dobrze się uczyła do tego pięknie grała na pianinie. Nie sprawiałam mi żadnych problemów aż do swoich 11 urodzin. To był dzień wybuchu wojny. Z niepokojem wysłuchiwałam coraz bardziej przerażających wieści. 28 lipca Johanne zdmuchnęła 11 świeczek na swoim torcie - od teraz wszytko miało być inaczej. Johanne stawała się coraz bardziej cicha i tajemnicza, na domiar złego zaczęła wycinać słowa z gazet... Stosik równo powycinanych papierków rósł coraz bardziej.  

W nocy z 24 na 25 kwietnia 1916 roku niemieckie krążowniki liniowe zbombardowały dwa miasta na wschodnim wybrzeżu Anglii: Lowestoft i Great Yarmouth. Lowestoft stało się grobem dla mojego dziecka. Johanne umarła. Na próżno przekopywałam gruzowiska, jedyne co znalazłam to zakrwawioną chusteczkę mojej Johanne.

Nie pisałabym o tym gdyby nie pewnie niesamowite zdarzenia... W dniu śmierci Johanne miałam zaledwie 32 lata, Johanne była moją córką z pierwszego małżeństwa, jej ojciec zmarł na gruźlicę w 1904 roku kiedy Johanne miała 8 miesięcy. Kilka miesięcy po tym ponownie wyszłam za mąż i urodziłam córkę. Evangelina była łudząco podobna mojej małej Johanne... 1922 roku u Evangeliny wykryto złośliwy nowotwór, lekarze nie dawali jej żadnych szans.  

Zabrałam Evangelinę do domu. Pewnego majowego wieczoru Evangelina podbiegła do mnie z bukietem chabrów i zapytała: Mamo, czy jeśli umrę będę musiała sama iść do nieba? Johanne cię odprowadzi skarbie, nie bój się - odpowiedziałam.

Evangelina słabła w oczach, wiedziałam że koniec jest bliski.  

Dokładnie w nocy z 24 na 25 maja 1923 roku zauważyłam ją w ogródku. Miała szmaragdowo zielone oczy i smoliście czarne futerko. Podeszła do mnie i zaczęła ocierać mi się o suknię. Miauczała tak głośno że nawet Evangelina wyszła na werandę.
Nazwałyśmy ją Joan. Joan był doprawdy niezwykłym kotem. Miałam wrażenie że rozumie co do niej mówię. Joan często przysłuchiwała się temu jak gram na pianinie. Często też "pomagała" mi gotować (a właściwie rozrzucała wszelkie łyżki i przyprawy po całej kuchni). Joan odpędzała ptaki i węże z ogródka. Pilnowała Evangeliny kiedy leżała na werandzie. Joan nie przestawała mnie zadziwiać. Raz nawet wydawało mi się że zagrała "Für Elise" Beethovena! Często "grała" razem ze mną dotykając klawiszy łapkami. Miała idealne wyczucie rytmu i nigdy nie myliła nut. Doprawdy niezwykłe stworzenie.

14 maja 1924 roku. Tamtego dnia wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na jakieś niezwykłe wydarzenia. Evangelina była tego dnia wyjątkowo pogodna, wpatrywała się w łąkę z oknem i bawiące się dzieci sąsiadów. Joan zaś... Joan otworzyła drzwi do pokoju Johanne. Tutaj nie wolno! - wrzasnęłam. Na próżno, Joan rozrzucała wycięte z papieru słowa. Chciałam ją stamtąd wyrzucić ale zauważyłam że kotka układa z papierków jakiś wzór. EVANGELINA I JA MUSIMY JUŻ IŚĆ, WRÓCĘ PO CIEBIE, NIE BÓJ SIĘ MAMO.

Mamo, czy mogę iść z Joan? - zapytała moja córeczka ciągnąc mnie za rękawy sukni. Idź kochanie, tylko wróć przed wieczorem... - odpowiedziałam zszokowana ostatnim wybrykiem Joan. Evangelina nie odpowiedziała.  

Zaczęłam się się niepokoić długą nieobecnością Evangeliny. Wyszłam na werandę, Evangelina spała na hamaku. Już nigdy więcej się nie obudziła. Nie zobaczyłam też Joan... aż do dzisiaj.

Jest 18 czerwca 1972 roku, piszę to ponieważ Joan wróciła.

kirsten

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał, użyła 746 słów i 4189 znaków.

Dodaj komentarz