Fiction: Rebels

Wróciłem po mszy trydenckiej i otworzyłem szafę obklejoną plakatem "Prosto" i nerwowo ładowałem ubrania do torby, kiedy krzyki mojego ojczyma i matki rozcierały się w pokoju obok. Kiedy już miałem wychodzić, zatrzymałem się przy zdjęciu taty, przykryłem go twarzą do półki i założyłem bluzę. Gdy zamknąłem drzwi, zostawiając za sobą hałas kłótni, pomyślałem, że to koniec. Poprawiłem kołnierz dresu, przeżegnałem się, złapałem za torbę i ruszyłem w drogę, zostawiając za sobą schody w bloku.
Poszedłem na bilard, gdzie przeważnie grywali moi ludzie. Wchodząc, w przedpokoju zobaczyłem Szynszyla przy maszynie, gdzie wkurwiony wtapiał pożyczony hajs. Kiedy wyciągał następne drobniaki z kieszeni spodenek, walnąłem mu w czapkę i wszedłem dalej. Bass rozmazywał rozmowy od baru aż do ostatniej loży, gdzie siedziała śmietanka miasta, zawsze elegancko ubrana z Czachą na czele i jego ulubieńcem Borysem. Nieco wcześniej siedział gruby Moti. Marszczył wzrok zajęty szukaniem czegoś za pazuchą skórzanej kurtki. Pierwszy zauważył mnie Semir idąc z dwoma kuflami piwa. Położył je na stoliku i zbił ze mną grabę, po czym poprawił full capa i podciągnął za duże spodnie.

- Jak tam, mordunio? zagaił Semir.
- Wiesz jak jest, bywało niewąsko, ale teraz jestem Globetrotter - odpowiedziałem, po czym skinąłem na torbę.
- Co jest pięć?
Nie wiedziałem co powiedzieć, wzruszyłem tylko ramionami z lekkim grymasem.
- Dawaj ziomblo, siadaj - kontynuował - a ty grubasie się posuń trochę.
- Moim zdaniem - zaczął Moti, przesuwając się lekko - powinieneś się wyrzygać tym co cie boli, ale to tylko moje zdanie.

Usiedliśmy i spytałem Semira o lokum, zgodził się. Patrzyłem tak jak zaczęli się kłócić o mnie z radosnym wzrokiem i pokręciłem głową z niedowierzania.  Tego dnia byłem nadzwyczajnie spokojny. Patrzyłem tak na moje mordy z radosnym wzrokiem i usłyszałem tylko: "Grasz?" To był Semir. Moti tymczasem wstał i poszedł do ostatniej loży. Ten grubas może i był gruby, ale nigdy nie puścił pary co z nimi robi. Pierwszy rozbił Semir, powiedział: "Zaskocz mnie." Kiwnąłem głową, rozejrzałem się po bilach i ruszyłem pewnym siebie krokiem by spróbować wbić jedną z nich. Gdy biała bila toczyła się po stole, dym z papierosów tlił się nad lampą bilardową, kątem oka zobaczyłem ją. Wynurzała się z otchłani baru, rozbrzmiewając obcasem za każdym pewnym siebie krokiem. Powiedziałem Semirowi, że jego kolej i zerknąłem na nią raz jeszcze, rozpięta skórzana kurtka a tam dekolt, który odsłaniał tatuaż wilka na lewej piersi. Dopiero po chwili dotarła do mnie przerwa w rozmowach kiedy ona była na pierwszym planie baru. Rozejrzałem się i dostałem przebłysku. To był impuls, wydawało mi się, że skądś już znam ten tatuaż. Wybiegłem za nią. Nad główną ulicą padał deszcz a w oddali rozbłyskiwały się pioruny. Rozejrzałem się i po niej nie było ani śladu. Poszedłem za róg i zobaczyłem odjeżdżający samochód średniej klasy. Znikła, a ja tak bardzo pragnąłem zobaczyć ją raz jeszcze. Wróciłem pod bar i schowałem się pod daszek, zapaliłem papierosa. Za chwilę wyszedł Moti zapinając się pod szyję powiedział, żebym dał sobie z nią spokój. Później przyszli chłopaki, wsiedliśmy do Audicy grubego, który nazywał swoją A-czwórkę "My baby" i pojechaliśmy wozić się po mieście, aż do nocy.

Obudziłem się na materacu u Semira, rozciągnąłem ręce i przewróciłem przy okazji parę pustych butelek po piwie. Mozolnym ruchem podniosłem się z ziemi i usiadłem przy biurku pełnym skate'owskich wlep. Zapaliłem papierosa i pomyślałem o swoim tacie. Wtedy wszedł Semir z jointem.

- O proszę, ktoś tutaj truję się tym gównem od rana, zamiast przyjść do Semira po najlepszy towiec - powiedział, podając mi jointa.
Przetarłem dłońmi twarz, parę razy masując ją szybko, żeby się obudzić i popatrzyłem tylko na niego.
- No dalej, zajaraj - joint był jeszcze bliżej.
- W sumie, czemu nie - ściągnąłem bucha, mówiąc na wdechu - wiesz co skate'ciku? - wypusciłem dym - Konkretny masz ten towar.
- Dlatego streeciaki na osiedlu latają po torby częściej niż po bronki, przyjacielu. Patrz - odparł i poszedł do szafki, kontynuując - jakbyś kiedyś chciał coś zarobić na boku to dawaj znać - wyjął worek z zielskiem - Tutaj jesteś maleńka - powiedział do marihuany i eksponował zawartością w moją stronę, machając workiem.
- Póki co muszę znaleźć jakąkolwiek fuchę, bo ojczym wyjebał mnie ze stacji jak tylko powiedziałem, że mam to w dupie i w najbliższym czasie się zwijam z mieszkania - wyjaśniłem.
- No to już masz fuchę tylko musimy więcej tego gówna załatwić. - odparł i mrugnął okiem.

Zeszliśmy na dół, Semir podał parę siatek na osiedlu i poszliśmy zjeść do baru, gdzie byliśmy tylko we dwóch. Zapytałem go o wczorajszą dziewczynę na co mi odpowiedział, że widział ją na ostatniej loży. Na tym skończył się jej temat. Zjedliśmy, zagraliśmy w bile i poszliśmy do Motiego. Gdy wchodziliśmy do jego bloku, on akurat wychodził. Zbiliśmy grabę i powiedział, że idzie do studia nagrań i czy zabieramy się z nim. Nie zastanawialiśmy się. Na dworze i tak było zbyt gorąco, żeby się szlajać. Miejscówa była pod patronatem Czachy. Kiedyś był tam salon gier. Kiedy dojechaliśmy z zewnątrz wyglądało to na opuszczony lokal, nawet wewnątrz na pierwszy rzut oka to był zaniedbany salon gier, ale na zapleczu było to profesjonalne studio. Za sterami siedział Maki, który nie rozstawał się z eleganckimi koszulami, natomiast za szybą był Borys ubrany w dres "Adihash" i właśnie miał zaczynać nagrywać. Widząc nas pokazał do Makiego cięcie i przyszedł nas przywitać, Maki nacisnął pauzę i również nas przywitał. Nakręcał nas Borys, żebyśmy spróbowali coś nagrać, a Maki z Motim poszedł do pokoju wcześniej.

- No to co pany, nagrywajta coś jak już tu jesteście - powiedział Borys.
Popatrzyliśmy na siebie z Semirem pytająco.
- W sumie, czemu nie. Każdy z nas ma coś do powiedzenia, nie Semir? - rzekłem.
- Ziomal, jak Ty wchodzisz w to, to ja też. - odparł Semir.

Tak się zaczęła nasza przygoda z rap grą. Siedzieliśmy tam pięć dni w tygodniu i sprzedawaliśmy zioło. Po jakimś czasie nieźle nam szło. Skumplowaliśmy się z Borysem, doradzał nam jak mamy to robić i ciągle się szkoliliśmy. Semir nawet zapisał się na ćwiczenie dykcji a ja pracowałem w każdej wolnej chwili z przeponą. Wszystko nabrało lepszych barw. Nawet ten odrapany pokój wcześniej od studia wyglądał jakoś tak bardziej ciekawie. Pewnego dnia mieliśmy grać pierwszy koncert, Borysa już któryś z kolei. Mieliśmy parę wspólnych utworów, a Czacha załatwił nam support przed jednym z raperów. Nie wiedzieliśmy nawet kto to był, ale i tak byliśmy kurewsko ucieszeni, że gramy koncert. Pojechaliśmy we czwórkę autem Motiego, który był wyjątkowo tego dnia najebany i ja prowadziłem.Gdy dojechaliśmy na miejsce było pełno ludzi przed klubem, weszliśmy tylnym wejściem i poszliśmy na backstage. Siedział tam Juras z Prosto i to przed nim mieliśmy grać. Pogadaliśmy, napiliśmy się po piwie i nadchodził czas, byśmy wyszli na scenę. Borys strasznie cwaniakował, ciągle podpalał następne jointy i sypał sobie kreski, proponując wszystkim dookoła. Rozebrał bluzę i wyszedł pierwszy w samej bokserce od razu wchodząc w bit. Następni wyszliśmy my z Semirem, była zwrota Borysa i czekaliśmy na swoją kolej chodząc po scenie i próbując rozbujać widownię. Za jakiś czas było już po wszystkim. Ludzie bawili się dobrze a nam zapłacili parę stów za support. Gdy wracaliśmy była noc a Borys był już totalnie naćpany, Moti natomiast spał najebany.

- I co pany, dałem w pizdę tam, co? - zaśmiał się Borys.
- Ta, dałeś - odparł niechętnie Semir.
- Tylko mam nadzieję, że kasa jeszcze znajdzie swoich pozostałych odbiorców - dodałem.
- Jasne, jasne. Tylko najpierw zrobicie mi loda. Ja was wkręciłem, więc mi tu nie pierdolcie. - oburzył się Borys.
Pomyślałem, że od początku przeczuwałem, że będą z nim problemy.
- A zresztą trzymajcie ten kwit - poprawił się Borys i rozdał nam po dwie stówy.
- No i to się ceni - powiedział Semir.
W międzyczasie Borys wciągnął następną kreskę.
- I co skurwysynu się tak czepiasz? Czep się swojej matki - zaczął Borys.
- Co pierdolisz? - odparłem.
- Jest kurwą, haha. - parsknął Borys.

Nie mogłem powstrzymać nerwów, zatrzymałem auto na środku jezdni i wybiegłem do Borysa, który szykował się do walki już na zewnątrz. Semir wyskoczył z auta i krzyknął: "Kurwaaa, niee!" Rozpędzony tir przejechał po "My baby" z właścicielem w środku wyrzucając samochód na środek skrzyżowania. Kierowca ciężarówki zatrzymał się trochę dalej i zaczął biegnąć do samochodu, ktoś zadzwonił po karetkę, Semir płakał a ja z Borysem staliśmy wbici w ziemie.

- I co kurwa narobiłeś? - krzyknąłem do niego z agresją.
- Pierdole to - oznajmił Borys i dał dyla.
- Ty, kurwa, łotrze - zaczął szlochając Semir - pożegnaj się z mieszkaniem u mnie, nie chcę Cie znać, pierdo... - skończył w połowie i pobiegł do auta.

Za jakiś czas przyjechała karetka, zabrali Motiego, a my pojechaliśmy taksówką do Semira. Nie odzywaliśmy się całą drogę, kiedy dojechaliśmy nie wpuścił mnie nawet do mieszkania. Sam pozbierał moje graty, rzucił mi i zamknął drzwi. Poszedłem do baru, chciałem posiedzieć w samotności. Wszedłem, rozejrzałem się leniwie i zobaczyłem dwóch ludzi przy stoliku. Zamówiłem piwo i położyłem torbę. Tak bardzo brakowało mi ojca. Za chwilę usłyszałem kroki zmierzające do wyjścia, spojrzałem i lokal był pusty. Tylko barman leniwie przecierał szklanki z którym spotkał się mój wzrok.

Barman powiedział, że jeszcze pół godziny i będę musiał spadać. Zapaliłem papierosa i wtedy otworzyły się drzwi, obejrzałem się i zobaczyłem ją. Zakochałem się, była tym razem ubrana elegancko i miała na sobie okulary. Podeszła do barmana, coś razem gadali a później przyłączyła się do mnie bawiąc się zapalniczką Zippo, w ogóle na mnie nie patrząc.

- Słyszałam o Motim - zaczęła, po czym spojrzała na mnie.
Odzwierciedliłem wzrok, onieśmieliła mnie. Napiłem się tylko piwa i patrzyłem dalej.
- Żyję, ale wózek ma gwarantowany - kontynuowała - Była też tu Twoja mama, szukała Cie.
Mama? Ten cwaniak Borys coś o niej gadał, pomyślałem.
- Dlaczego nosisz okulary o tej porze? - zapytałem zdziwiony.
- Muszę już iść, wybacz. - odparła i wyszła z baru, zabierając zapalniczkę.

Odprowadziłem ją wzrokiem i zobaczyłem, że do przedpokoju wszedł Czacha i zagrodził jej drogę. Przypatrywałem się aż do momentu, kiedy nie zaczął jej szarpać. Wybiegłem z sali, odepchnąłem go od niej z całej siły, że wleciał w maszyny. Wyjął pistolet i wycelował we mnie.

- Zajmij się lepiej swoją matką, a nie nią. - powiedział szyderczo kontynuując - Wypierdalaj teraz.
- Idź... - szepnęła dziewczyna.
Stałem tak chwilę, myśli mi się piętrzyły.
- No idź - powtórzyła.
- W którym szpitalu leży Moti? - zapytałem.
- A co masz do niego biznes? - zarechotał Czacha, po czym przyciągnął do siebie dziewczynę i mrugnął cwaniacko do mnie, kontynuując - On jest żywym trupem, ty też zaraz nim będziesz - odbezpieczył broń i wycelował mi w nogi.
- Nie! - krzyknęła dziewczyna.
- Do szeregu, ścierwie. - dodał i strzelił.
- Aaaaaaa, kurwa! - wrzasnąłem, zaliczając glebę.
Dziewczyna ryczała i się szarpała, Czacha zabrał ją siłą i zniknęli. Tymczasem przybiegł barman, dzwoniąc.
- Mam tu rannego. - oznajmił do słuchawki.

c.d.n.

spacerujemy

opublikował opowiadanie w kategorii kryminał, użył 2219 słów i 12078 znaków.

Dodaj komentarz