Błękitna Śmierć

Prolog  
Michael wstał ze swojego łóżka chwilę przed budzikiem. Postawny mężczyzna w wieku 45 lat, dobrze zbudowany o niebieskich oczach, zadbanych, ciemnych włosach i charyzmatycznym, donośnym głosie. Była godzina 6:45. Zszedł na dół, gdzie czekała już na niego żona. Dzieci jeszcze spały, a zza ściany dzielącej przedpokój i kuchnię wydobył się zatroskany głos kobiety:

- Witaj kochanie! Co zjesz na śniadanie?

Jade Waller, czyli chodząca elegancja. Kobieta średniego wzrostu o niebywałej elokwencji i dość wyrafinowanym poczuciu humoru. Włosy miała do ramion, oczy świeciły się w blasku porannego słońca na brązowo, a jej brązowe, trochę zniszczone włosy rozwiewał delikatnie wiatr wychodzący z okna, przy którym stała. Pracownik ONZ, dlatego sąsiedzi nie cenią jej zbyt bardzo ze względu na obrzydliwie ogromne pieniądze, które pobiera ze swojej pracy jak twierdzą: "za nic".

- Jest taki piękny dzień, że zebrało Cię na podrzędną poezję w wykonaniu nadrzędnej inteligencji? Lekko uśmiechnął swoją doświadczoną twarz, a po chwili Jade poczuła jego usta na sobie.

- Młodzież jeszcze śpi, więc mamy okazję napić się spokojnie kawy. Już niewiele tego spokoju zostało, więc jak? Tym razem kobieta wysłała uśmiech, rzadko to robiła, ponieważ uwidaczniały się jej zmarszczki, ale dzisiaj miała wyjątkowo dobry humor.

Po chwili można było usłyszeć stukot schodów prowadzących do pokoi dzieci. Ukazały się dwie twarze. Jedna z nich to Ashley. Osiemnastoletnia uczennica jednej z najlepszych szkół w całej Kalifornii. Wysoka, seksowna i jeszcze trochę niedoświadczona blondynka o długich włosach i niebywale zadbanej figurze. Pełne policzki oraz oczy które dodawały jej aparycji. Jest typową mieszanką wybuchową swoich rodziców. Elokwencja po matce i stanowczość po ojcu, więc czasem dochodzi w domu do niewielkich sprzeczek, że jest bardziej męska od swojego brata, który tuż po niej zszedł na dół.

- Widzisz Mike? Mówiłam.

- O co znowu wam chodzi? Znowu się ze mnie śmiejecie, tak?

Oburzył się dwudziestoletni Ethan jak na jego wiek trochę marnej postury, średniego wzrostu i mający na sobie tony żelu z nadzieją, że w końcu jakaś dziewczyna "poleci" na jego włosy i urodzenie.

- A kto by się nie śmiał mając przed oczyma takiego pedałka? Roześmiała się głośno Ashley.

- Lepiej pochwal się na jakich salonach ostatnio byłaś damo do towarzystwa.

- Spokój! Synchronicznie odezwały się dwa głosy z naprzeciwka. Zawsze zaczynacie dzień tak samo. Nie znudziło wam się to? Powiedział z lekkim uśmiechem Mike, ponieważ nie mógł się powstrzymać jak Ashley tradycyjnie musiała zniszczyć Ethana. Wobec niego nie świeciła elokwencją, ponieważ nie widziała takiej potrzeby.

Mike nie zdążył spróbować kawy z filiżanki i całą tę farsę zakłócił dźwięk wydobywający się z jego telefonu.

- O tej porze?! Co się dzieje?

- Lepiej odbierz. Dawno do Ciebie tak wcześnie nie dzwonili.

Mężczyzna przyłożył telefon do ucha. Słuchał przez około 30 sekund po czym wziął duży łyk kawy nie zważając na to, że była gorąca i wybiegł w pośpiechu.

- Tato, co się...

- Mike?!

- Nie teraz. Czuję, że czeka mnie najdłuższy i najcięższy dzień od lat. Krzyknął będąc już przy drzwiach i pospiesznie zakładając marynarkę. Przeczuwał, że takiej sprawy nie miał już bardzo dawno. Z jednej strony można było wywnioskować po nim ekscytację, a z drugiej strach przed tym z czym będzie musiał się zmierzyć. W końcu to jego praca. Niełatwe jest życie śledczego na takim stanowisku, ale nawet takim ludziom brak czasem opanowania i zimnej krwi.

Rozdział 1
Wszyscy wymienili się spojrzeniami, po czym ich oczy zwróciły się ku drzwiom zamykającym się z hukiem. Jade skomentowała całą sytuację głębokim westchnieniem, a Ashley i Ethan nie wiedzieli co o tym wszystkim myśleć. Ostatnio ich ojciec wykazywał takie zachowania kilka lat temu, gdy został wplątany w grę seryjnego zabójcy, który mordował dzieci na ołtarzu, a sam uważał się za wybrańca Boga.  

- Co my tu mamy? Rzekł Michael z zainteresowaniem całą sprawą.

- Naszego proroka XXI wieku. Dobry z niego świr, co? Uśmiechnął się z głębokim wyrazem ironii jego asystent.

Morderstwo miało miejsce w starym kościele katolickim. Dziecko wyglądało na około 6 lat. Na wrotach można było zauważyć znak pomalowany ludzką krwią.  Wnętrze świątyni wyglądało na zaprojektowane w stylu gotyckim. Przez okna wlewał się nieznaczny strumień światła, na podłodze, co jakąś odległość widniały krople zaschniętej krwi, a na ołtarzu leżał chłopiec. Sama skóra i kości. Wszelka krew została z niego wyssana i to pewnie ona stanowiła swego rodzaju farbę do wymalowania za dzieckiem fragmentu tekstu z Biblii. Michael nie mógł go zrozumieć. Nie był dobry z łaciny.

- Jak on to zrobił? W ogóle kto byłby w stanie coś takiego zrobić?

- Zawsze powtarzałem, że fanatycy, to najgorszy rodzaj psychopatów.

- Dziwię się, że Twoje poczucie humoru nie idzie razem w parze z jakością wykonywanej pracy.

Asystent zmarszczył się i spojrzał na przepełnionego powagą śledczego. To na jego stanowisku było maksimum buntu, który mógł wykazać wobec Michaela. Przyjrzeli się bliżej chłopcu. Jasnej karnacji o przylizanych brązowych włosach i niebieskich oczach. Skóra była obwisła, a oczy bezwiednie wpatrywały się w tekst.

- Nie wiem jak to zrobisz, ale masz mi zweryfikować tego chłopca. Chcę na jego temat wszystkie dane. Kim jest, gdzie mieszka, a jak już się dowiesz, to pojedziesz z psychologiem do jego rodziców i z nimi porozmawiasz.

- Ale..

- Ale szybko.

Michael nigdy nie mieszał życia prywatnego z zawodowym. Drzemały w nim dwa oblicza. W pracy zamieniał się w szefa i dążył tego, aby jak najszybciej rozwiązać sprawę bez względu na wszystko. W domu jednak był kochającym mężem i ojcem, który pragnie wszystko poświęcić swojej rodzinie, co tylko ma. To oni utrzymywali go przy zdrowym rozsądku, gdy wracał z pracy. Zmierzał się ze złem codziennie. Doskonale wie, co im zawdzięcza i jest im dozgonnie wdzięczny. Dosłownie.

Tego dnia zapowiadała się podobna sceneria. Śledczy wbiegł do swojego nowego Mercedesa klasy E i pospiesznie jeszcze raz wyciągnął telefon. Z głośnika wydobywał się stary ochrypnięty głos, a reakcja Michaela była co najmniej zaskakująca, ale z drugiej strony można ją było zrozumieć.

- Co?!

- Kogo?!

- Gdzie?!

Odpalił samochód i z rykiem wyjechał przez bramą prowadzącą na ulice przedmieść Kalifornii. Zeszła z niego cała ekscytacja i pozostały tylko strach i niedowierzanie, że coś takiego ma miejsce. Mało tego, to on będzie prowadził tę sprawę. Nie jest to już zwykłe morderstwo jak absurdalnie by to nie zabrzmiało. Jest to morderstwo na skalę światową.


W tym samym czasie morderca przekroczył próg swojej monumentalnej i perfekcyjnej posiadłości. Wszedł najpierw do garderoby, wybrał jedną z jego idealnie skrojonych, błękitnych marynarek i ją na siebie założył. Następnie przeszedł do do nowoczesnej kuchni, wyciągnął z barku i zrobił sobie delikatne kamikadze. Ze spokojem i opanowaniem dotarł do salonu, włączył Lacrimosę Mozarta i z dumą rozsiadł się na sofie włączając pierwszy lepszy serwis informacyjny. Brak głosu w telewizji mu nie przeszkadzał. Same nagłówki napawały go nieopisaną radością i jeszcze większą dumą. Skakał z kanału na kanał, a jego radość była co raz większa.

"Prokurator generalny Stanów zjednoczonych zamordowany"

"Tragedia w Kalifornii. Zamach na sprawiedliwość"

"Psychopata pragnie sprawiedliwości? Departament sprawiedliwości ma śmiertelnego wroga?"

Morderca wyłączył informacje, dopił drinka jednym haustem i zmierzał ponownie do swojej garderoby. Czuł się nad wyraz pewny siebie, a przecież jego poczynania wstrząsnęły całymi stanami. Najgorsze jest to, że tylko on wiedział o kolejnych ofiarach tego "przedsięwzięcia".

Dodaj komentarz