Pewnego razu, gdy błąkałem się po ulicach, a muszę przyznać, że robiłem to już od dłuższego czasu, spotkałem człowieka. Siedział na chodniku. Ubrany był w jakieś łachmany i zajadał konserwę z puszki. Żaden inny człowiek nie zwracał na niego uwagi, choć co poniektórzy rzucali w jego stronę spojrzenia pełne obrzydzenia. Zdziwiło mnie to, bo wyraźnie mogłem dostrzec bijące od niego jasne światło. Takie, jakie widziałem, gdy spotykałem małe dzieci. Był pierwszym dorosłym, u którego to ujrzałem. U innych tego brakowało. Spodobał mi się, poza tym wyglądał jak ja, był tak samo zaniedbany i widziałem, że jemu również jest zimno, dlatego też postanowiłem do niego podejść. Tak też zrobiłem.
Myślałem, że mnie pogoni, jak cała reszta ludzi, ale o dziwo do niczego takiego nie doszło. Przywitał się ze mną i spytał, czy nie chcę z nim zjeść. Okazało się, że spożywał konserwę śledziową.
Oczywiście przyłączyłem się do niego z miłą chęcią.
Od tamtego wydarzenia minęło już ładnych parę lat. Teraz mieszkamy razem, jest nam ciepło i wygodnie. On za to cały czas powtarza mi, że wszystko, co mamy to moja zasługa. Natomiast ja zawsze zastanawiam się, dlaczego tak uważa, ale nie mogę tego pojąć.
W końcu mam na imię Śledź i jestem tylko psem.
Shogun
2 komentarze
Onyx
Przepiękne.
Shogun
@Onyx Dziękuję
Black Crowe
Nie, "aż psem"!
Bardzo sprawnie opisałeś przyjaźń dwóch osobników z nizin - też uważam, że gęsto, często łatwiej jest dogadać się ze zwierzakiem niż osobnikami naszego gatunku. Brawo!
Shogun
@Black Crowe dziękuję bardzo. To prawda, czasem człowiek lepiej się ze zwierzęciem dogada, niż z drugim człowiekiem